- Opowiadanie: Brunon Laguna - Miasto Innowacji: 02 Konserwatywny Nauczyciel

Miasto Innowacji: 02 Konserwatywny Nauczyciel

Oceny

Miasto Innowacji: 02 Konserwatywny Nauczyciel

 

 

 

 

 

MIASTO INNOWACJI 02: KONSERWATYWNY NAUCZYCIEL

Polska, Miasto Innowacji, lata 70 te, XX w.

Osiedle Projekt  było niewielkim blokowiskiem składającym się głównie z jednakowych, trzypiętrowych budynków. Obok bloku był skromny parking, na kilkanaście  samochodów i mały plac zabaw składający się z piaskownicy i zjeżdżalni.

Państwo Batorowie byli cichą, spokojną rodziną. Żona umarła przy porodzie chłopaka Bartosza. W dwupokojowym mieszkaniu samotny ojciec Dawid  wychowywał syna. Tata był średniego wzrostu szczupłym, sprężystym mężczyzną. Jego twarz zdobiła długa zadbana blond broda. Nosił zazwyczaj szare bądź bordowe swetry. 

Był z wykształcenia i zamiłowania historykiem, pracował w liceum ogólnokształcącym z tradycjami. Bartosz był wątłym, cichym chłopcem o blond włosach. Ojciec od najmłodszych lat zarażał syna swoją pasją.

Dawid uważał przekazywanie prawdy historycznej z pokolenia na pokolenie za ważny element budowania tożsamości narodowej. W opowieściach przekazywanych synowi nie pomijał wydarzeń, które nie uwzględniał oficjalny program nauczania w szkołach.

 Za oknami panowała niepewność i podejrzliwość. Ojciec  chronił chłopca przed panującą na zewnątrz ideologią. Stworzyli w domu swój własny świat. 

W mieszkaniu regały uginały się od książek. Przykrywały je paprotki szeroką peleryną liści.

Ograniczał jego kontakty z rówieśnikami. Nie chciał, żeby o jego naukach syn mówił głośno na podwórku podczas zabawy z kolegami.

Dlatego od małego Bartek  był zamknięty w sobie.

Ojciec współpracował z nielegalną drukarnią. Pomagał opracowywać ulotki i materiały do opozycyjnych wydawnictw. 

Pisał artykuły do podziemnej prasy o tematyce patriotycznej.

O różnych porach dnia, przychodziły do nich tajemnicze postacie, przebywali w domu, nawet jak nie było ojca. Kiedy Bartosz przechadzał się po mieszkaniu, dużymi, zdziwionymi oczami obserwował brodate postacie, ubrane w brązowe i szare swetry, pochylone nad stołem, zawalonym stertami papieru. Palili fajki, papierosy i popijali gorzką herbatę. Prowadzili burzliwe dyskusje, absorbujące spory. Wspólnie przygotowywali materiały do podziemnych publikacji. 

 Ojciec czasami znikał na dłużej, nie mówiąc, gdzie idzie. Bartkiem wtedy opiekowała się ciotka mieszkająca na innym osiedlu lub zaufana sąsiadka.

Dawida Batora prześladował złowrogi cieć. 

Zgarbiony, z rozczochranymi, jasnymi włosami, niedokładnie ogolony, niezadbany w niewyprasowanych ubraniach.

Nikt w bloku go nie lubił. Cały czas spiskował. Podsłuchiwał przez ścianę, śledził ludzi, chowając się za winklem.

Pojawiał się znikąd i zagadywał gości rodziny Batorów. Próbował się dowiedzieć, gdzie zmierzają. Zawsze mieli z góry przygotowane alibi, na takie wypadki. Urywali rozmowę, idąc w swoim kierunku. 

Rysiek nawet podczas luźnej rozmowy, u swojego introlokutora z sąsiedztwa, szukał podtekstów, które mogłyby uderzać we władzę. Z czasem ludzie starali się go unikać. Zmienił się w nachalnego stalkera. Szukał sposobu jak za wszelką cenę, zapunktować u rządzących.

 

Ojciec Bartosz zniknął nagle, kiedy ten był nastolatkiem. Bartek obudził się w środku nocy, słysząc rozgardiasz. Ojciec w pośpiechu przepraszając, pożegnał się z synem. Potem odezwał się do niego, ale nie chciał powiedzieć, skąd dzwoni. Kilka tygodni później skontaktował się z zagranicy. Mówił, że mieszka w Niemczech. Na początku często dzwonił i przysyłał listy. Potem z czasem coraz rzadziej, w końcu przestał. Syn dostawał tylko kartki na święta, jakby za granicą coś w Dawidzie umarło.

Bartkiem zaopiekowała się ciotka. Skończył szkołę podstawową i liceum. Był sumiennym, cichym uczniem. Cały czas towarzyszyło mu zamiłowanie do polskiej historii.

Na studia od ciotki wrócił  na stare śmieci, do osiedla Projekt. 

Bartosz wyrósł na średniego wzrostu mężczyznę, miał ok. 175 cm.

Był wysuszonym, bladym blondynem, o gładkiej wyschniętej twarzy.

 

W latach 90 tych, po studiach podjął pracę w liceum jako nauczyciel historii.  Tym samym, w którym pracował jego ojciec.

Przyjęto go z otwartymi ramionami, ze względu na rodzica, którego dotąd dobrze wspominano.

 Co ciekawe dyrektorem placówki był dawny cieć bloku Batorów, Ryszard.

Zmienił się nie do poznania. Widać było, że stanowisko mu służy.

Teraz był postawnym mężczyzną, sprawiał wrażenie wysokiego. Miał elegancko przystrzyżonego wąsa i dokładnie zaczesane krótkie włosy na  łysiejącym  czole.

Nosił się w eleganckich, dobrze skrojonych garniturach, obowiązkowo pod krawatem.

W pokoju nauczycielskim, w towarzystwie dominowała przebojowa czwórka.

Przewodził jej nauczyciel WF, który co przerwę  zabawiał kolegów. Zawsze był w centrum zainteresowania, wszyscy go uwielbiali. Bawił ludzi opowieściami ze swoich szalonych nocnych eskapad albo opowiadał anegdoty o uczniach.

Wuefista Jurek był krępym, niskim mężczyzną ok. 35 lat. Brunet, z krótką, nażelowaną fryzurą. Lubił ubierać się w obcisłe ubrania, podkreślające jego wyrzeźbioną sylwetkę. Zazwyczaj można go było zobaczyć w ciemnej krótkiej koszulce lub czarnej skórzanej kurtce. 

Butny kogucik w kurniku.

Szczególnymi wielbicielkami jego popisów były nauczycielki chemii, geografii i biologii. 

Wszystkie trzy były rozkosznymi tlenionymi blondynkami o bujnych kształtach, w wieku ok. 40-50 lat. Z niecierpliwością wypatrywały Jurka i wniebogłosy śmiały się z jego dowcipów.

 Przebojowa czwórka cieszyła się parasolem ochronnym dyrektora, który wyraźnie ich faworyzował i pozwalał na więcej. 

 

Jurek żartując, puszył się jak paw.  Patrzył kątem oka na polonistkę Beatę czy śmieszą ją, jego żarty.

Beata  była 30-letnią szatynką z końskim ogonem i miłą dla oka grzywką. Plasowała się gdzieś pośrodku, hierarchii towarzyskiej pedagogów. Cieszyła się sympatią energicznej czwórki, jak i utrzymywała dobre stosunki z resztą nauczycielskiego grona.

 Na uboczu był cichy historyk  Bartosz. Trzymał się w cieniu, nie chodził na imprezy, którymi mógłby się popisać. 

Unikał używek. Prowadził raczej ascetyczny tryb życia.

Po powrocie z pracy zagłębiał się w świat swoich bohaterów, wspólnie z nimi przeżywał  ryzykowne misje i niebezpieczne akcje.

 

Bartosz i Beata mieli razem często dyżury na przerwach. Obserwowali dokazującą młodzież. Ubolewali nad brakiem kultury i brakiem zainteresowania dla polskiej historii i sztuki.

Zauważali fascynację nastolatków efektowną, kolorową amerykańską popkulturą. O  filmach  z USA prowadzili żywe rozmowy i naśladowali ich bohaterów podczas zabaw.

Bartek był podekscytowany, kiedy zaczynał pracę. Cieszyła go możliwość podzielenia się swoją wiedzą z młodymi ludźmi. Przypominał sobie swoja młodość, kiedy ryzykownie było mówić o pewnych rzeczach. Teraz zakładał jako pewnik, że młodzież jest głodna tej wiedzy.

Jego nadzieje szybko spaliły na panewce.

Nie rozumiał ich zachowania.  Byli kompletnie niezainteresowani polska historia ani tradycją. 

Gdy próbował na lekcji przemycić bliskie mu treści, nastolatkowie nie zwracali na niego uwagi. Jak uderzał w poważniejsze tony, widział na twarzach uczniów zbierający się śmiech.

Kiedy próbował im przekazać coś ważnego z historii, niekoniecznie ujętego w programie nauczania. Jego ściszony głos i poważna mina, przeważnie spotykały się z przedrzeźnianiem.

Tego dnia poszedł na zajęcia jak zwykle zrezygnowany. To była ostatnia lekcja, na której miał się odbyć sprawdzian. Liceum było już praktycznie opustoszałe. Spodziewał się, że będzie tak jak zawsze. Większość uczniów w połowie lekcji skończy pisać i ze znudzeniem zacznie wpatrywać się w sufit. Robił sobie wyrzuty, że tak starał się przygotowywać ciekawe zajęcia. Przynosił materiały, wyszukiwał atrakcyjne ciekawostki historyczne. Nawet teraz na sprawdzian wymyślił pytania, na które uczeń, choć trochę zainteresowany historią, powinien bez trudu odpowiedzieć.

Kiedy kończyła się lekcja, siedział  przy biurku, z pochyloną głową wpatrując się w podłogę. Wyprostował się, żeby ogłosić zbliżający się koniec i stanął jak wryty. Była cisza jak makiem zasiał, a uczniowie skrupulatnie zapisywali kartki.

 

Przez chwilę pomyślał, że może był zbyt surowy, za ostro ich oceniał.

Poinformował klasę o skończeniu czasu.

Docenił zaangażowanie, jakie zobaczył podczas pisania.

W zamian za przygotowanie się chciał im zrobić przyjemność.

Pomyślał, że może zaintonuje fragment patriotycznej pieśni lub opowie część podniosłego wiersza. Tak dla rozluźnienia atmosfery po stresującym sprawdzianie.

Po zebraniu kartek Bartosz stanął na środku sali, jakby chciał coś powiedzieć. Nastała cisza, uczniowie zaczęli się w niego wpatrywać. Historyk zbierał się, żeby zanucić pierwsze takty.

Wtem usłyszał  nieprzyjemnie kojarzący się dźwięk.

– Pprrrr…– wydał go chłopak z ostatniej ławki pod ścianą, na co kolega siedzący obok zareagował śmiechem. Radość podchwyciła, od razu połowa klasy. Rozległ się gromki śmiech.

Bartek spuścił głowę, przełknął spokojnie zniewagę, stłumił gniewną reakcję. 

Grzecznie podziękował i pożegnał uczniów. To była ostatnia lekcja. Szkoła pustoszała. Panowała przeszywająca cisza. Bartosz z zebranymi kartkami  udał się do kantorka. Zaczął przeglądać sprawdziany. 

Większość prac planował poprawić w domu, teraz postanowił tylko pobieżnie rzucić okiem. To, co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Pomylone ważne nazwiska, nietrafione daty, szczątkowe odpowiedzi na pytania opisowe. Dostawał szału, przeglądając każdą kolejną pracę. 

 Nie potrafił opanować gniewu. Walczył sam ze sobą.  Coś w nim pękło, nie mógł się opanować. Szlag go trafił.

-Co za imbecyle historyczni!!!- zakrzyknął wściekły.

 Podniósł ręce do góry, palce w połowie zaciskały mu się w pięści, nieludzki grymas rozrywał twarz. Głęboko z trzewi, wydarł się ogromny krzyk, jakby uwolniło się coś skrywanego od lat. Pokój zatrząsł się w posadach. Odsunął się od biurka. W szale chwytał garściami  kartki  ze sprawdzianami i rozrzucał je po pokoju. Gwałtownie rozerwał koszulę na piersi. Wybiegł z kantorka, machając rękami w powietrzu.

 

 Zaczął biegać jak opętany po korytarzu, bijąc się pięściami w klatkę piersiową. Darł się  wniebogłosy, aż szyby się trzęsły.

 Spadały kartki z tablicy ogłoszeń. 

W amoku chwycił jedno z krzeseł  stojących na korytarzu i z impetem cisnął w kierunku szklanej szafki z trofeami szkolnymi. Gablotka uległa doszczętnemu zniszczeniu.

 

Na drugi dzień Bartek wstał obolały. Miał na ósmą rano do pracy. 

Jak przez mgłę przypomniał sobie wybuch z poprzedniego dnia. Pomyślał, że powinien mieć wyrzuty sumienia, ale nie miał. Głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że dobrze zrobił. W liceum, przechodząc korytarzem, zobaczył zgromadzonych nauczycieli przy zdewastowanej gablotce.

 Po boku kręciło się paru uśmiechniętych uczniów.

-Niczego nie uszanują, dla niektórych nie ma świętości.– grzmiał dyrektor.

-To pewnie chuligani, młodzież jest teraz taka niewychowana! – wtórował Jurek.

 Bartosz przeszedł cicho za ich plecami ze spuszczoną głową.

Historyk podczas wspólnych dyżurów, coraz bardziej zaprzyjaźniał się z Beatą.

Dziewczyna, słuchając jak opowiada o bohaterskich wyczynach, dostrzegała w nim ukryty potencjał. 

 Ciepło empatycznej humanistki ogrzewało w nim część, która dotąd była zamrożona.

Polonistka przekonuje go, żeby próbował dotrzeć do uczniów łatwiejszymi metodami, niż te zawarte w programie nauczania. Zaproponowała efektowną, tabloidową wystawę utrzymaną w duchu uniwersalnej kultury obrazkowej. Ekspozycja nawiązywałaby do popkultury amerykańskiej, tylko autentyczne postacie zastąpią fikcyjnych bohaterów, takich jak Rambo czy Commando.

 Najwięcej przestrzeni zajmowałyby zdjęcia, do tego krótkie opisy, krzykliwe, kolorowe tytuły, a w tle dużo wybuchów i ognia. Bartek, z początku się wahał, potem przyznał, że to dobry pomysł.

Jurek skrycie obserwował rosnącą między nimi zażyłość.

Im bardziej zbliżali się do siebie, tym bardziej stawał się nerwowy.

 

Bartek za radą Beaty poszedł do gabinetu dyrektora, zapytać o możliwość zrobienia wystawy. Argumentował prośbę, chęcią zainteresowania uczniów historią. Dyrektor nie odrywając głowy od papierów na biurku, machnął ręką i powiedział

-A  rób, sobie co chcesz. Tylko nie zawracaj mi głowy. Aha, i zrób coś dla mnie. Zobacz czy cię nie ma z drugiej strony drzwi – lekceważąco, zakończył rozmowę.

-Świetnie dyrektorze, dziękuję bardzo. Do widzenia!- odrzekł entuzjastycznie Bartosz.

Ucieszony historyk od razu pobiegł do polonistki, poinformować o pozytywnej odpowiedzi.

-Cudownie, będziesz mógł przedstawić swoich bohaterów, tak jak chcesz– odpowiedziała radośnie.

Bartek uśmiechnął się zadowolony. Po powrocie z pracy od razu przystąpił do zajęć.  Powybierał  odpowiednie pozycje z opasłej biblioteczki. Wyszukiwał najbardziej efektowne zdjęcia, które następnie kserował i wklejał do szablonu. Przygotowywał duże, czytelne, kolorowe tytuły i krótkie, zwięzłe opisy fotografii. Bohaterami byli głównie odważne postacie okresu II wojny światowej, partyzanci, działacze ruchu podziemnego. 

Przypomniał sobie jak w dzieciństwie, obserwował swojego ojca podczas pracy.

Wystawa zawisła na pierwszym piętrze korytarzu liceum. Uczniowie na początku nie zwracali na nią specjalnej uwagi. Potem sporadycznie ktoś przystawał, okazywał zdziwienie lub śmiał się, sprawdzając treść. Czasem wracał ponownie, już nie sam a z kolegami. Młodzież pocztą pantoflową opowiadała sobie o wystawie, która z czasem  gromadziła coraz więcej gapiów.

 Nawet pogonili łobuzów, którzy chcieli ją zniszczyć.

 

 Szybko dotarli do tego, kto jest autorem. Wokół Bartka zaczęło pojawiać się coraz więcej podekscytowanych nastolatków. 

 Pytali historyka o więcej szczegółów dotyczących pokazanych postaci i wydarzeń.

 Bartek, na początku udzielał wyczerpujących odpowiedzi, potem coraz bardziej zdawkowych. Ostatecznie nie miał siły na rozmowę z każdym. Kibicowała i wspierała go Beata. Bartek wyszedł naprzeciw zapotrzebowaniom młodzieży. Przygotował opracowania o najbardziej popularnych bohaterach, które rozdzielał między uczniów. Po bardziej szczegółowe informacje  odsyłał do fachowej literatury. Niektórym bardziej zaufanym uczniom pożyczał nawet pozycję z własnej biblioteczki. Beata nie kryła dumy z Bartka. Nie przepuszczała okazji, żeby nie przypomnieć o jego sukcesie w pokoju nauczycielskim.

-Ja do niego, zacznij robić poprawnie te pajacyki, bo na razie to sam wyglądasz jak pajac!- opowiadał pedagogom, ledwo powstrzymując podniecenie Jurek.

 

Rozległ się gromki śmiech, który szybko ucichł, w momencie, gdy Bartosz wszedł do pokoju nauczycielskiego. Cieszyły się już tylko trzy oddane Jurkowi blondynki.

Nauczycielce z geografii, z zadowolenia, aż trząsł się brzuch.

 Reszta kadry zwróciła się ku historykowi. Gratulowała mu wspaniałej wystawy, pytali o inspirację i dalsze plany. Wuefista  z goryczą zrozumiał, że stracił palmę pierwszeństwa w stadzie.

Beata pochwaliła się, że mieli iść na wystawę do muzeum historycznego. Zastanowią się wspólnie, czym by tu można jeszcze ulepszyć szkolną ekspozycję. Pedagodzy popatrzyli na nich z podziwem. Wuefista skwapliwie odnotował tę informację.

 Oblicze Ryszarda pochmurniało na widok rosnącej popularności historyka.

Dyrektorowi podobnie jak Jurkowi, nie podobało się to poruszenie wśród uczniów, 

Dzieci stawały się coraz bardziej skupione i spokojniejsze, ciekawsze otaczającego ich świata.

Zgrany duet czuł się jak ryba w wodzie, w morzu chaosu i niedomówień. Zaczęli spiskować jak to zmienić.

Znajomość dyrektora z Jurkiem miała swoją mroczną stronę. Dyrektor miał udziały w barze, niedaleko liceum. Tylko park oddzielał szkołę od tego przybytku. W lokalu oprócz piwa, napojów gazowanych, można było zagrać w bilarda, na automacie czy porzucać rzutkami. Jurek w wolnym czasie, codziennie tam przesiadywał, doglądając interesu. Dyrektor odpalał mu za to dolę. Jego częstymi towarzyszami była trójka byłych uczniów, posiadaczy oceny nagannej z zachowania. Namiętnie grali na jednorękich bandytach. Byli bardzo wyrośnięci, nie dawali sobie w kaszę dmuchać, skończyli liceum w wieku ok. 25 lat.

Tajemnicą poliszynela było, że gościli tam uczniowie, pupile Jurka. Często, nieletni pili piwo i grali w bilard po zniżonej cenie.

Po pracy Jurek spotkał się ze swoją świtą w barze. Popijali czerwoną oranżadę, przegryzając słonymi paluszkami. Wuefista miał na sobie nierozłączną czarną skórę. Nachylił się do nich konspiracyjnie i ściszonym głosem powiedział:

-Chłopaki mam do was sprawę.

Plan akcji zakładał zdyskredytowanie Bartka w oczach Beaty. Draby miały zamarkować napad na parę. W momencie paniki dziewczyny, do akcji miał wkroczyć energiczny wuefista i przegnać napastników. Jurek urósłby do roli bohatera w oczach wdzięcznej Beaty. Dziewczyna rzuci mu się w ramiona, a Bartek będzie stał sam jak kołek.

Sitwa śledziła parę już od wyjścia z domu Beaty, po którą przyszedł Bartek. Gdy nauczyciele weszli do muzeum, jeden z łotrów zadzwonił z budki telefonicznej po Jurka. Czekając na nich, zabijali czas, popalając papierosy i pobudzając się colą.

Gdy wuefista przybył na miejsce, dał chłopakom znak, na przywitanie z oddali i czekał na rozwój wydarzeń.

Całą akcję miał obserwować, idąc drugą stroną ulicy. Rozłożona gazeta była jego kamuflażem. 

Dyskretnie podążali za parą i kiedy ci znaleźli się na pustej przestrzeni, przypuścili atak.

Przyczajony, zamaskowany napastnik podbiegł do Beaty i chwycił jej torebkę

Hej !! Co robisz?! – krzyknęła zszokowana polonistka.

– Dawaj torebkę! – brutalnie domagał się obwieś.

Bartek wściekł się i chwycił agresora za rękę.

-Ani mi się waż łachudro !!!- ryknął potężnym barytonem. Chłopaka zmroziła miażdżąca fala dźwiękowa. Zaczął się trząść.

-Co ty sobie myślisz!! – kontynuował morderczą tyradę historyk. 

Chłopak wyraźnie chciał się wycofać. Przeszywający głos obalił go na kolana. Nauczyciel puścił rękę. Napastnik położył się w drgawkach na podłożu.

Dwaj towarzysze, którzy ubezpieczali go z odległości, bali się podejść.

-Nie spodziewałam się tego po tobie – oznajmiła zaskoczona Beata.

– Jak trzeba potrafię być stanowczy – odparł pewny siebie Bartek.

Nie dał tego poznać, ale przestraszył sam siebie. Nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły.

Bał się budzącej się w nim bestii. Martwił się, że pewnego dnia straci nad sobą kontrolę.  Dziewczyna zauważyła zaniepokojenie na twarzy Bartka i przytuliła się do jego piersi.

Żwawym krokiem poszli w kierunku domu. Towarzysze zbrodni podnieśli z bruku przerażonego chłopaka. 

-Nie rozumiem, co się stało! To miała być oferma, a nie potwór!! – krzyczał przerażony zbir.

-Eeeeeee….– wył z bólu poturbowany agresor. Towarzysze w zbrodni z trudem podnieśli go z chodnika.

Spanikowany wuefista po drugiej stronie ulicy, rozpaczliwie krył się za gazetą. Za nic w świecie, nie mógł zostać powiązany z napaścią.

 

Wieść o nieudanym incydencie błyskawicznie rozeszła się po szkole.

Bartosz i Beata stali się jeszcze większymi celebrytami na licealnych korytarzach. Byli nieustanie oblegani przez uczniów i nauczycieli.

Po ataku, w relacje  między dyrektorem a wuefistą, wkradła się nerwowość.

 Zaczęli obarczać się nawzajem winą.

Urządzili burzę mózgów, jakim wydarzeniem będą w stanie przebić heroizm Bartka.

Dyrektor postanowił uderzyć z grubej rury.

 W środę, na długiej przerwie, przyszedł do pokoju nauczycielskiego i poinformował kadrę o swoim pomyśle.

W piątek wieczorem, w nagrodę za wysiłek uczniów, odbędzie się huczna dyskoteka. 

Nauczyciele w pokoju z zaskoczeniem przyjęli informację. Kłopotliwą ciszę przerwał Jurek.

-Będzie za-ba-wa!- zakrzyknął energicznie.

Oddane trzy nauczycielki okrążyły go i zaczęły tańczyć machając rękoma w górze. Jurek położył dłonie na tyle głowy i zaczał kręcić biodrami.

Zakończyli występ  radością i oklaskami.

Słynęli z tego, że na takich imprezach najgoręcej bawili się spośród nauczycieli.

Do dyskoteki zostały tylko dwa dni, przygotowania ruszyły pełną parą.

Na imprezie miała dominować elektroniczna muzyka disco, przygotowano stroboskop, kolorowe serpentyny i czadowego DJa.

Jurek za przyzwoleniem dyrektora dał do zrozumienia uczniom i nauczycielom pilnującym dyskoteki, żeby byli pobłażliwi dla krnąbrnych uczniów. Uzasadnił prośbę zestresowaniem młodzieży.

Dyrektor osobiście wyznaczył Bartka i Beatę jako opiekunów na imprezę. Było to pierwsze tego typu doświadczenie dla historyka. Dotąd nawet nie brano go pod uwagę.

 Jednocześnie wyrostki zainspirowane przez Jurka krążyli wokół liceum i oferowali pomoc przy kupnie alkoholu dla nastolatków. Proponowali także inne używki.

W piątkowy wieczór liceum trzęsło się w posadach. Rozbrzmiewała głośna muzyka, błyskały kolorowe światła ze stroboskopu. Publika szalała nakręcana przez głośnego DJa.

Dyskoteka była ostrzejsza niż zazwyczaj. Na parkiecie panował ogromny ścisk. W powietrzu odbywała się orgia barw.

DJ jak opętany szaman w rytuale, nawoływał do bardziej intensywnej zabawy zahipnotyzowaną młodzież. Uczniowie wili się w błogim, chocholim tańcu.

Puszczano egzotyczną Lambadę, drapieżne elektroniczne Modern Talking

Przy utworze „Freedom” George Michaela nastąpiła erupcja radości.

Beata krążyła w tłumie, pilnując porządku.

Bartek przeżył kolejne rozczarowanie, obserwując twarze młodzieży, które jeszcze wczoraj przypominały mu własne oblicze w młodości. Teraz jakby w narkotycznym amoku gibały się do rytmu. Czuł zmieszanie, obce mu były takie emocje. Miał wrażenie, jakby praca u podstaw, którą wykonał, poszła na marne. 

Zrobiło mu się słabo, zbladł, zapragnął wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszedł na korytarz, odsapnął,  nieopodal znajdowała się salka. Z pomieszczenia doszedł do niego odgłos torsji. Poszedł w tym kierunku.

W pomieszczeniu przebywał dyrektor, woźna i paru młodzieńców z zatruciem pokarmowym. Siedzieli na krzesłach pod ścianą, kurczowo trzymając się za żołądki.

Dyrektor popatrzył na niego z szyderstwem.

-I co ta twoja młodzież nie jest tak krystaliczna, jak ci się wydawało?! To nie są harcerzyki!!-krzyczał usatysfakcjonowany.

-Są młodzi, każdy musi się wyszumieć– odpowiedział spokojnie Bartek, próbując załagodzić sytuację.

Ryszard widział, że go nie wciągnie w rozmowę,  historyk nie da się złamać. Rysiek podszedł blisko niego i rzucił mu w twarz.

-To ja wydałem Twojego ojca. Spreparowałem dowody  i zeznałem przeciwko niemu!!!

 Stanął w tryumfalnej pozie i wybuchnął gromkim śmiechem.

Po chwili dodał.

–  Za jego wrobienie  dostałem to stanowisko. Było warto! HAHA!

Bartek poczuł narastającą w nim wściekłość, gwałtownie zebrał siłę, potężny okrzyk wydobył się głęboko z gardła.

-Ty paskudny oszuście!!

 Impet fali dźwiękowej pchnął dyrektora na ścianę. Uderzenie poruszyło pomieszczeniem. Stojące wokół szafki zatrzęsły się i z hukiem na niego pospadały. Wszystkiemu przyglądała się zszokowana woźna. 

Młodzieńcy z zatruciem w mig wytrzeźwieli. 

 Jurek przybiegł zaalarmowany krzykami. Widząc, co się stało, chciał rzucić się z pięściami na historyka.

-Zakłamana sitwa!! – krzyknął Bartek.

Fala  uderzeniowa wydobywająca się z ust historyka rzuciła Jurkiem przez korytarz.

Za wueistą przybyły blond nauczycielki w towarzystwie prymusów z samorządu szkolnego. Na widok potłuczonych kolegów zaczęły lamentować. Rozjuszony Bartosz ruszył w ich kierunku.

Stanęła mu na drodze Beata z błagalnym wyrazem twarzy, machając na niego rękami.

Zdenerwowany, przez chwilę wpatrywał się w kobiety, po czym zaniechał zamiarów. Zawrócił i zaczął przedzierać się, przez tłum gapiów, w kierunku wyjścia.

Wybiegł energicznie ze szkoły, odepchnął grupę nastolatków blokujących drzwi. Paru z nich chciało zaprotestować, ale zrezygnowali widząc jego wściekłe, dyszące oblicze. 

Ściągnął sweter, który krępował jego ruchy i ruszył w dół ulicy. 

 Beata pobiegła za nim. Próbowała go zawołać, ale głos ugrzązł jej w gardle. Gdy zbliżała się do jego pleców, wyczuła potężną moc, która pchała go naprzód. Nawet się nie odwrócił. Zatrzymała się i pozwoliła mu odejść. 

Idąc jezdnią, mijał uczniów idących na dyskotekę lub siedzących na schodach budynków. Niektórzy nawet go nie poznawali, kiwali się lekko lub cieszyli pod nosem. Byli wśród nich też ci, którym pożyczał ukochane książki.

Szedł pewnie coraz bardziej pustą ulicą. Była słabo oświetlona, nie czuł ciepła i empatii. Otulał go mrok. Ciszę przerywały krzyki rozbawionej młodzieży, dochodzące od strony parku.

Schodząc w dół ulicy, zauważył zaparkowany przy chodniku samochód dyrektora. Wściekły oderwał lusterko ze stojącego auta i cisnął na jezdnię.

Poczuł w głowie uderzenie gorącej fali.  Pozbył się ostatnich fragmentów koszuli, rozdarł spodnie i w samych majtkach poszedł ochłodzić się do parku.

Zaczęły dochodzić do niego  pijackie zawodzenia. 

Młodzież na ławce odurzała się piwkiem i marihuaną.

Na widok nauczyciela uczniowie ucieszyli się jeszcze bardziej i zaczęli machać do niego ręką.

Sprowokowany Bartosz podszedł do grupki.

Drzemiący w nim gniew ponownie się odezwał.

-Używki, tak blisko terenu szkoły?!! Co za degeneracja!!!

Jego stanowczy głos niszczył każdą przeszkodę.

Olbrzymi ryk wyrwał ławkę z fundamentami i wyniósł pięć metrów nad ziemię. Spanikowani uczniowie zdążyli uciec na cztery strony świata.

Czuł przeszywający żer, czerń nocy wołała go do siebie. 

Wiedział, że w liceum był skończony. Próbował się dopasować, ale nie wyszło.

Obudziła się w nim stara, prymitywna siła, która już go nie opuści.

 Pozostało mu teraz  iść swoją drogą, bez ścieżek na skróty.

Gdy zobaczy postępującą deprawację, zdziczenie obyczajów. On już będzie czuwał na posterunku, żeby odpowiednio zareagować.

 

KONIEC.

 

 

 

 

 

Koniec
Nowa Fantastyka