- Opowiadanie: khyz - Przypomnij sobie

Przypomnij sobie

Serdecznie dziękuję Anicie Pohl za cenne uwagi i korektę tekstu.

 

Będę wdzięczny za konstruktywne uwagi.

Życzę miłej lektury. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Przypomnij sobie

Poczuła przeraźliwy ból. Każdy fragment jej ciała zdawał się płonąć żywym ogniem. Miała wrażenie, że ktoś wypala jej oczy. Wszystkie jej myśli, całe jestestwo zbiegło się do jednego pragnienia – powstrzymania bólu.

Krzyknęła.

W jednej chwili ból zniknął.

Jej własny krzyk odbił się echem tak głośnym, że odruchowo zasłoniła uszy dłońmi i zwinęła się w kłębek.

Serce waliło jej jak młotem. Spazmatycznie łapała powietrze. Bała się poruszyć, żeby nie wywołać kolejnej fali bólu. Dopiero po długiej chwili odważyła się otworzyć oczy. Okazało się, że wokół niej panuje absolutna ciemność. Powoli zdjęła dłonie z uszu i, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, zbadała przestrzeń przed sobą. Leżała na chropowatej, wilgotnej i zimnej powierzchni, najprawdopodobniej betonie. Drżącymi z emocji dłońmi dotknęła swoich ramion i brzucha sprawdzając, co jej się stało. Zanim zdołała dokładnie zbadać swoje ciało, dotarło do niej, że jest naga. Przełknęła ślinę i nawet ten dźwięk wydał jej się głośny. Uderzenie adrenaliny sprawiało, że ciągle było jej gorąco, lecz zimna skała z każdą chwilą odbierała jej ciepło. Po chwili nasłuchiwania odgłosów otoczenia zaczęła drżeć z zimna. Uklękła i skuliła się, żeby utrzymać ciepło, lecz niewiele to dało. Nic ją nie bolało, ale i tak przesunęła palcami po całym ciele w poszukiwaniu ran i blizn, ponieważ obawiała się, że mogła być pod wpływem jakichś narkotyków lub leków, które ją znieczuliły. Wszystko wydawało się być w porządku, z wyjątkiem tego, że na głowie miała tylko ostrą szczecinę krótkich włosów. Zdziwiło ją to, choć nie pamiętała, jakie włosy miała wcześniej. Zaalarmowana niewiedzą na temat tak podstawowego faktu skupiła swoje myśli na wspomnieniach. Szybko uświadomiła sobie, że ma jeszcze jeden problem poza nagością, zimnem i brakiem włosów – miała amnezję. Jej pamięć nie zniknęła zupełnie, lecz wspomnienia wydawały się bardzo odległe i nie potrafiła ich uporządkować. Nie wiedziała, gdzie jest i jak mogła się tu znaleźć. Czuła się zupełnie zdezorientowana.

– Pomocy – jęknęła. – Pomocy! – powtórzyła głośniej, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi.

Zaczęła płakać.

Osunęła się na ziemię i długo łkała, próbując przypomnieć sobie fakty ze swojego życia. Pamiętała, że nazywa się Emily Hard-Edwards oraz gdzie mieszka i pracuje, lecz jej wspomnienia były fragmentaryczne i, co dziwniejsze, zupełnie wyzute z emocji. Gdy zadawała sobie konkretne pytanie, często potrafiła na nie odpowiedzieć, lecz nie pamiętała chronologii zdarzeń. Przywołane obrazy miejsc i ludzi wywoływały w niej uczucia, lecz były to nowe reakcje, a nie te, które powinna pamiętać z przeszłości. Wszystko zdawało się być przytłumione i niewyraźne, jakby dochodziło do niej zza zasłony.

Zimno przypomniało jej, że musi coś zrobić. Otarła łzy i wstała, żeby zorientować się, gdzie jest.

Pomieszczenie, w którym się znajdowała, miało owalny kształt i całe wykonane było z tego samego, wilgotnego i nieprzyjemnego w dotyku betonu. W jednej ze ścian znalazła przejście. Szczelina była tak wąska, że musiała przeciskać się przez nią bokiem, ocierając się o szorstkie ściany. W najwęższym miejscu przejścia prawie się zaklinowała i zaczęła panikować. Serce znów wyskakiwało jej z piersi, a oddech przyspieszył. W końcu jednak stłumiła płacz i wybadała ręką dalszą część szczeliny. Gdy upewniła się, że przewężenie kończy się zaledwie krok dalej, wypuściła powietrze z płuc i wciągnęła brzuch, żeby pokonać przeszkodę. Szarpnęła się i szybko przecisnęła przez szczelinę. Spazmatycznie wciągnęła powietrze i znów się rozpłakała, ale nie zatrzymała się.

Kilka metrów dalej korytarz rozszerzył się, pozwalając jej iść w normalnej pozycji. Po przebyciu niewielkiego zakrętu zobaczyła światło. Nadzieja dodała jej sił i ruszyła szybciej w stronę wyjścia. Kilka razy potknęła się i upadła, raniąc stopy, kolana i dłonie, lecz pędziła dalej, nie zważając na ból. Światło stawało się coraz jaśniejsze. Zobaczyła przed sobą błękitne niebo. Chciała wybiec na zewnątrz korytarza, lecz nagle dotarło do niej, że coś w tym, co widzi, jest nie w porządku. Chęć wydostania się na zewnątrz była silna, lecz rosnący w niej z każdą chwilą niepokój sprawił, że zwolniła kroku. Zrozumiała, że w tym widoku czegoś brakuje, że nie powinna widzieć tylko nieba.

Powoli podeszła do wyjścia z pomieszczenia.

Gdy zrozumiała, co dokładnie widzi, sapnęła i zadrżała z przerażenia. Spodziewała się zobaczyć budynki lub las, lecz nic takiego tu nie było. Rozciągała się przed nią otwarta przestrzeń. Na wysokości jej oczu było tylko niebo. Szczyty wysokich gór oraz zielona dolina z dużym, lazurowym jeziorem pośrodku rozciągały się daleko w dole. Znajdowała się na zawrotnej wysokości, co najmniej dwa kilometry powyżej dna doliny. Nie była w bunkrze czy podziemiach, lecz w górskiej jaskini na zboczu góry. Spoglądając w dół, oszacowała, że stała dobre sto metrów powyżej ośnieżonego stoku prowadzącego w stronę doliny. Z jaskini mogła wyjść tylko schodząc po pionowej ścianie skalnej.

Zasłoniła usta dłońmi, zdając sobie sprawę, że nie ma szans się stąd wydostać. Była uwięziona. 

Poczuła się słabo, oparła o ścianę i osunęła na kolana. Wiał przenikliwy, zimny wiatr, ale znów zrobiło się jej gorąco. Jej myśli rozbiegły się i długo nie mogła się ruszyć.

Gdy zimno wniknęło w jej ciało i sprawiło, że zaczęła szczękać zębami, porzuciła rozbiegane myśli i na czworakach ruszyła z powrotem do wnętrza jaskini. Bardzo długo badała korytarz, szukając czegokolwiek, co pomogłoby jej przeżyć. Gdy chłód odebrał jej czucie w stopach i palcach rąk, natrafiła na niewielką półkę w skale, na której znalazła gruby sweter, puchowe spodnie i wysokie buty. Nie starczyło jej sił, żeby się ucieszyć czy choć poczuć ulgę. Ręce trzęsły się jej tak mocno, że ledwie zdołała się ubrać. Zwinęła się w kłębek i długo dochodziła do siebie, czując, jak ciepło powoli rozchodzi się po jej skostniałym ciele.

Gdy rozgrzała się i odzyskała czucie w kończynach, w jej umyśle pojawiły się pierwsze rozsądne pytania. Początkowo uczepiła się nadziei, że ktokolwiek zadał sobie tyle trudu, żeby ją tutaj umieścić, na pewno nie chce jej po prostu zabić. Bała się sadysty, który tego dokonał, ale wiedziała, że tylko on może ją uratować. Później zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób ktokolwiek mógł ją zaciągnąć nieprzytomną do najdalszego zakątka jaskini, skoro jej samej ledwie udało się stamtąd wydostać. Wnioski, które się jej nasuwały, sprawiły, że poczuła jeszcze silniejszy niepokój i przeraźliwie rozbolała ją głowa.

Po godzinach rozważań i płaczu ruszyła na dalszą eksplorację jaskini, a gdy już upewniła się, że nic w niej nie ma, zasnęła w najdalszym zakątku korytarza – dokładnie tam, gdzie obudziła się po raz pierwszy.

 

– Przypomnij sobie.

Powoli otworzyła oczy. Uważnie nasłuchiwała, skąd dobiegły słowa. Wstrzymała nawet oddech, aby nie zagłuszać nim innych dźwięków, ale nie usłyszała nic poza biciem swojego serca.

Wstała i jeszcze raz zbadała ściany jaskini. Dokładnie sprawdziła każdy zakamarek, a w szczególności półkę, na której znalazła ubranie. Szukała głośników, kabli, nienaturalnie gładkich powierzchni – wszystkiego, co mogło dać jej wskazówkę, jak uciec z jaskini lub przynajmniej zorientować się w sytuacji. I tym razem jednak niczego nie znalazła.

Wściekła uderzyła kilka razy pięścią w skałę i głośno krzyknęła. Echo jej głosu znów okazało się silniejsze niż się tego spodziewała, wywołując ból uszu. To tylko spotęgowało jej gniew. Ruszyła w stronę wyjścia.

Nie zastanawiając się nad tym, co robi, stanęła w wyjściu jaskini i znów krzyknęła, wkładając w to wszystkie swoje siły. Poczuła na swojej skórze powiew wiatru i spojrzała w dół. Wzięła kilka głębokich wdechów, zignorowała strach, wysunęła się z jaskini i zaczęła schodzić w dół, po pionowej skalnej ścianie. Drżała z zimna i wściekłości, lecz nie poddawała się. Występ po występie, szczelina po szczelinie, przemieszczała się w dół.

Po przejściu dziesięciu metrów w dół ściany jej stopa natrafiła na śliską krawędź. Odruchowo przesunęła ciężar ciała na drugą nogę, lecz wtedy poślizgnęła się i zawisła na rękach. Gdy próbowała znaleźć oparcie dla stóp, jej prawa dłoń wyślizgnęła się ze szczeliny. Niewielki występ skalny, którego trzymała się lewą dłonią, zgrzytnął i oderwał się.

Trzymając w dłoni kawałek skały, runęła. Lecąc, pomyślała, że taki koniec jest lepszy niż śmierć z głosu i wyziębienia lub podczas tortur. Później zapadła ciemność.

 

– Przypomnij sobie.

Emily obudziła się i natychmiast otworzyła oczy. Głos był wyraźny, ale nie potrafiła zlokalizować jego źródła. Poczuła niepokój, uświadamiając sobie, że jego źródłem może być jej własny umysł.

Dokładnie przed oczami miała olbrzymią skalną ścianę, z której przed chwilą spadła. Nie mieściło się jej w głowie, że przeżyła upadek z tak dużej wysokości.

O dziwo nie czuła silnego bólu. Powoli podniosła głowę, żeby się rozejrzeć. Leżała w niewielkim kraterze, ponad metr pod poziomem śniegu. Najwyraźniej to właśnie świeży, puszysty śnieg uratował jej życie.

Skupiła się na tym, co czuje, i spróbowała wyszukać źródło największego bólu. Bolały ją plecy, ale wyglądało na to, że kręgosłup i żebra ma całe. Ręce też nie były złamane. Dopiero gdy spróbowała poruszyć nogami, jej miednica zapulsowała silnym bólem. Uniosła się na łokciach i usiadła z syknięciem. Ból był nieznośny, lecz przekonała się, że może poruszać stopami. Zakaszlała krwią i splunęła w bok. Krew nie była dobrym znakiem, ale jeszcze o niczym nie przesądzała – mogła pojawić się w jej ustach choćby ze względu na wysokość i osłabienie. Poza tym nie miała teraz czasu na zastanawianie się nad tym, co mogła sobie uszkodzić. Musiała iść.

Znów było jej bardzo zimno, bo ciepłem własnego ciała roztopiła śnieg, w którym leżała, i jej sweter przemókł. Na szczęście puchowe spodnie i buty pozostały suche.

Stękając z wysiłku i bólu, wstała i rozejrzała się wokół. Z tego miejsca nie było widać doliny, a tylko odległe szczyty gór. Na szczęście, dzięki obserwacjom poczynionym z wyjścia z jaskini pamiętała, jak ukształtowany jest teren poniżej. Ruszyła na południowy zachód, dokładnie w stronę słońca. Brnęła przez śnieg, który nierzadko sięgał pasa. Otuliła się ramionami i pochyliła głowę, żeby utrzymać jak najwięcej ciepła. Po godzinie mozolnego marszu dotarła do miejsca, z którego było już widać dolinę. Chciała pójść prosto w dół, ale po chwili przypomniała sobie, że przed nią znajduje się urwisko, ruszyła więc na zachód, w stronę grani, z której zejście do doliny było łagodniejsze, a ryzyko skręcenia karku – mniejsze.

Ciągle trzęsła się z zimna i znów straciła czucie w palcach, ale resztki rozsądku i wola przetrwania kazały jej zignorować te fakty i brnąć naprzód.

Po kolejnej godzinie marszu śnieg ustąpił miejsca trawie i gołym skałom. Niestety w tym samym czasie zaczął doskwierać jej głód. Pragnienie zaspokoiła wcześniej roztopionym w ustach śniegiem, ale żołądek ciągle domagał się posiłku.

Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i zrobiło się jeszcze zimniej. Ignorując coraz silniejsze drżenie ciała, ból, łaknienie i zmęczenie, zwiększyła tempo. Dotarła do miejsca, gdzie skały coraz częściej zamieniały się w soczystozielone górskie hale. Ruszyła biegiem żeby jak najszybciej znaleźć się pośród drzew i osłonić przed przeszywającym wiatrem, lecz szybko okazało się, że las jest dalej niż jej się wydawało.

Zapadła noc. Po kilkukrotnym upadku i stoczeniu się po niewielkim zboczu, zrozumiała, że dalej nie zdoła już pójść. Znalazła gęstą kępę kosodrzewin, w której postanowiła spędzić noc. Zerwała kilka gałęzi i stworzyła po omacku prowizoryczny szałas, a potem wcisnęła się do jego wnętrza i zwinęła się w kłębek, drżąc z zimna.

Zmęczona, głodna i obolała zasnęła niemal natychmiast.

 

– Przypomnij sobie.

Emily zerwała się na równe nogi, rozrzucając wokół siebie oszronione gałęzie. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, więc zamknęła powieki i przyklęknęła, żeby dać sercu czas dopompować do mózgu natlenioną krew. Była lekarzem i powinna myśleć racjonalnie; zrobić wszystko, żeby zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Pamiętała, że zrobiła karierę, ponieważ postępowała rozważnie i dobrze ustalała priorytety. I tym razem musiała postępować podobnie. Uspokoiła się, wydłużyła oddech i zaczęła zastanawiać się nad tym, co właściwie się wydarzyło i co może zrobić. Pierwszym, co zrozumiała, był fakt, że głos w jej głowie nie mógł pochodzić z zewnątrz. Wokół nie było żywej duszy.

Zerwała igliwie sosny i delikatnie sprawdziła, czy w uszach nie ma jakiegoś głośnika – nic nie znalazła. Sprawdziła, czy nie ma na głowie jakiejś rany lub blizny, która wskazywałaby na to, że doznała urazu głowy lub coś wszyto jej pod skórę, ale i tym razem nic nie wyczuła. Wzięła kilka głębokich wdechów i pogodziła się z myślą, że głos, który ją budzi pochodzi z jej snu. Najwyraźniej jej własna podświadomość podpowiadała jej, że powinna sobie coś przypomnieć. Mogło to być również jakieś wspomnienie z czasu przed utratą pamięci. Długo próbowała przywołać cokolwiek z ostatnich dni, lecz im silniej się starała, tym większy czuła niepokój i trudniej było jej się skupić. Nie poddawała się jednak i żmudnie układała w głowie wspomnienia ostatnich miesięcy. Obrazy i odczucia wciąż wydawały się bardzo odległe i wielokrotnie zastanawiała się, czy nie są wspomnieniem snu, ale historia zaczęła układać się w logiczny ciąg, co ją uwiarygodniało. Pamiętała swojego męża i jego chorobę oraz konsultacje z innymi lekarzami. Przypomniała sobie rzeczy, które bardzo jej się nie spodobały.

Jej głowa zaczęła pulsować nieznośnym bólem. Chwilę walczyła jeszcze o wspomnienia, lecz w końcu ból wygrał i zrezygnowała z dalszych prób ustalenia ciągu zdarzeń.

Otworzyła oczy, wstała i otrzepała się z igliwia. Ból natychmiast ustał, lecz wcale jej to nie ucieszyło, ponieważ oznaczało, że z jej umysłem działo się coś złego.

Musiała iść dalej. Cokolwiek się stało, najważniejsze było w tej chwili dotarcie do doliny i znalezienie pomocy.

Było już jasno. Słońce niedługo miało pojawić się nad górą, w której wczoraj ją uwięziono. Nie widziała stąd wyjścia z jaskini, ale doskonale wiedziała, gdzie go szukać – olbrzymiej, ciemnoszarej ściany skalnej o charakterystycznym trójkątnym kształcie nie można było pomylić z żadną inną.

Ruszyła w dalszą drogę, ku dolinie. W trakcie marszu zastanawiała się, jakim cudem jeszcze żyje. Nie powinna przeżyć tak długo naga w lodowatej, górskiej jaskini, szczególnie na tak dużej wysokości. Podobnie długi marsz przez śnieg w mokrym, a później pokrytym lodem swetrze nie powinien być możliwy do zniesienia. Również mroźna noc, podczas której chroniły ją tylko gałęzie sosny, powinna doprowadzić ją do hipotermii i zabić. Zastanawiała się, czy posiadała tak wyjątkowy organizm, czy też dzieje się coś, czego po prostu nie potrafi wyjaśnić.

Pół godziny po wschodzie słońca dotarła do lasu. Znalazła niewielkie źródlisko, gdzie zaspokoiła pragnienie. Udało się jej znaleźć kilka kęp jagodzin, lecz zdołała zebrać jedynie garść jagód, która nawet w części nie zaspokoiła jej głodu. Z godziny na godzinę czuła się słabsza. Jedynym, co dodawało jej otuchy, była zmiana temperatury – na tej wysokości było już zdecydowanie cieplej i przestała trząść się z zimna. Nie wróciło jej pełne czucie w dłoniach, ale z każdą godziną robiło się cieplej, co dawało nadzieję na poprawę.

Przed południem dotarła do dna doliny. Piękny, bukowy las, kwiaty, ciepło i jasne niebo poprawiły jej nastrój, dzięki czemu ruszyła szybciej. Uważnie rozglądała się za czymś do jedzenia. Było tutaj wiele roślin i krzewów, lecz nie znała ich i bała się, że się zatruje, więc je omijała.

Dotarła do sporej górskiej rzeki, która uniemożliwiła jej dalsze poruszanie się w kierunku centrum doliny. Szła wzdłuż brzegu, licząc na znalezienie miejsca, gdzie mogłaby przeprawić się przez potok. Niestety, po godzinie marszu rzeka stała się jeszcze głębsza i bardziej kamienista, a jej brzeg urwisty i nieprzyjazny. Przypomniała sobie, że po tej stronie jeziora jest wiele gęsto zalesionych wzgórz i nie ma sensu dalej podróżować w tym kierunku, ponieważ szanse na znalezienie kogoś na tym odludziu były znikome. Musiała iść na południowo-wschodni brzeg jeziora, gdzie widziała zielone łąki – tam miała największe szanse na znalezienie pasterzy lub turystów.

Cofnęła się do miejsca, w którym rzeka była najpłytsza, i postanowiła przeprawić się na drugą stronę. Rozebrała się do naga i z ubraniem i butami nad głową ruszyła po śliskich kamieniach na drugi brzeg. Woda była lodowato zimna, a prąd porywisty. Z każdym krokiem woda stawała się głębsza a Emily coraz trudniej było przeciwstawiać się nurtowi. Gdy przekroczyła środek rzeki, gdzie woda sięgała jej do połowy brzucha, sądziła, że najgorsze już za nią, lecz kolejne kroki pokazały, że się myliła. Woda sięgała jej już niemal do piersi. Cudem utrzymywała równowagę, brnąc przed siebie malutkimi kroczkami. Dwa metry od brzegu weszła na wielki, płaski głaz, dzięki czemu wynurzyła się z wody do pasa zmniejszając napór wody. Pragnęła odpocząć po walce z nurtem, lecz chłód poganiał ją do działania.

Zaplanowała ostatnie metry drogi, wypatrując w krystalicznie czystej wodzie największe i najbardziej gładkie kamienie. Żeby dostać się na brzeg, musiała zejść z wielkiego głazu i zrobić kilka kroków po ciemnych kamieniach wielkości głowy. Wybadała stopą podłoże i zrobiła krok do przodu. Kamień, na którym stanęła, zachwiał się. Próbując odzyskać równowagę, zrobiła duży krok do przodu, lecz trafiła stopą pomiędzy ostre krawędzie skał i przewróciła się, wypuszczając z rąk ubranie. Oszołomiona upadkiem do lodowato zimnej wody w kilku szybkich, nerwowych ruchach dopłynęła do brzegu i wspięła się na pobliski głaz.

Obejrzała się, żeby sprawdzić, gdzie popłynęły jej rzeczy. Zobaczyła, jak jej spodnie i sweter odpływają na środek rzeki niesione silnym nurtem. Buty utonęły i w ogóle ich nie dostrzegła.

Zrezygnowana, położyła się na głazie i zaczęła płakać. Ciężko dyszała i drżała z zimna. Wiedziała, że musi iść dalej, ale rwąca, lodowata woda zupełnie odebrała jej siły. Zdobyła się tylko na to żeby wspiąć się na szczyt głazu, gdzie docierały promienie słońca. Położyła się na rozgrzanej skale na wznak, pozwalając żeby ciepło wniknęło w jej ciało. Zmęczenie i uczucie ulgi sprawiło, że poczuła się senna i szybko zasnęła.

 

– Przypomnij sobie!

Emily uniosła się na łokciach i rozejrzała wokół.

Nikogo nie było.

Wstała i powlokła się przed siebie. Mimo drzemki, wciąż czuła się zmęczona i obolała, a głód skręcał jej wnętrzności. Nie była już w stanie się skupić. Wiedziała tylko, że musi iść.

Zrobiło się jeszcze cieplej i pojawiło się wiele nowych roślin. Długo powstrzymywała się przed spróbowaniem nieznanych jej jagód i owoców krzewów, lecz gdy zmęczenie sprawiło, że zaczęła potykać się o własne nogi, poddała się i przystanęła.

Znajdowała się na skraju niewielkiej leśnej polany, gdzie do dna lasu docierało dużo światła. Rosły tutaj bujne krzewy przypominające róże. Ich czerwone, mięsiste owoce zwisały gęsto nawet na najniższych gałęziach. Uklękła i zerwała całą garść owoców.

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytał ktoś za jej plecami.

Zamarła z dłonią przy ustach, a później powoli obróciła w stronę, z której dochodził głos. Na środku polany stała młoda dziewczyna. Nieznajoma miała długie, czarne włosy i ubrana była w białą, letnią sukienkę. Przyglądała się Emily spokojnie, czekając na jej reakcję.

– Dzięki bogu! – jęknęła Emily z ulgą. – Bałam się, że nikogo tu nie spotkam. Proszę, pomóż mi. Ktoś chyba mnie porwał…

– Nikt cię nie porwał – odparła spokojnie nieznajoma.

– Co? – spytała zaskoczona Emily.

– Przypomnij sobie.

Głos nieznajomej był łagodny i sprawiał wrażenie pełnego empatii, lecz to, co powiedziała, i tak przyprawiło Emily o gęsią skórkę. Skamieniała ze strachu.

– Kim jesteś? – spytała bez tchu Emily, skupiając całą swoją uwagę na nieznajomej.

– Twoją ostatnią szansą – odparła kobieta. – Chodź ze mną.

– Nigdzie nie pójdę – sprzeciwiła się natychmiast Emily.

Nieznajoma opuściła głowę. Jej lśniące, długie włosy zafalowały w promieniach słońca.

– Nie mogę ci tego zabronić, ale ja naprawdę jestem twoją ostatnią szansą – powiedziała cicho dziewczyna w białej sukience.

– Co tu się dzieje? Czy to ty mnie porwałaś?! – wykrzyczała wściekle Emily.

– Nikt cię nie porwał – odparła nieznajoma. – Wiesz to.

– Wiem? – wykrztusiła skonsternowana Emily.

– Wystarczy, że sobie przypomnisz.

Emily jęknęła i upadła na bok. Chciała płakać, ale nawet na to nie miała już sił. Położyła się na plecach i zamknęła oczy. Postarała się jeszcze raz przywołać wspomnienia.

– Przypomnij sobie – powiedziała do siebie z naciskiem.

Jej mąż był chory. Lekarze nie dawali mu więcej niż rok życia. Jeździli po całym kraju, szukając osoby, która mogłaby mu pomóc, ale wszyscy specjaliści zgodnie twierdzili, że Samuel ma znikome szanse na przeżycie. Jej mąż wydawał się pogodzony z sytuacją, lecz ona nie. Jej rozpacz była tak wielka, że niemal postradała zmysły. I wtedy pojawiła się nowa nadzieja. Umówiono ją na spotkanie z człowiekiem, który twierdził, że może pomóc Samuelowi. Podczas pierwszego spotkania dowiedziała się tylko tyle, że istnieje pewne rozwiązanie ich problemów, lecz tajemniczy mężczyzna nie chciał wyjawić żadnych szczegółów. Zdawał się badać jej zachowanie i determinację. Podczas drugiego spotkania dowiedziała się, że lekarstwo, o którym mowa, ma coś wspólnego z badaniami na temat mózgu. Zaskoczyło ją to, ale nie zniechęciło. Podczas kolejnego spotkania…

– Nie mogę – jęknęła Emily, czując, jak zbiera jej się na wymioty. Nie chciała tego pamiętać.

– Przypomnij sobie – powiedziała jeszcze raz nieznajoma. Jej głos dobiegał teraz z bliska i miał w sobie więcej mocy. – Przypomnij sobie, Emily.

Badania nad mózgiem okazały się nie mieć nic wspólnego z chorobą jej męża. Były to prace mające pozwolić na symulowanie zachowania mózgu. Dzięki zaawansowanej technologii możliwe było zeskanowanie całego mózgu wraz z zachodzącymi w nim procesami na poziomie pojedynczych komórek, a następnie stworzenie wirtualnego modelu mózgu i odtworzenie osobowości. Program przewidywał też stworzenie środowiska, gdzie osobowość wirtualna mogła funkcjonować. Niestety prace nad tym projektem wciąż trwały, a jej mąż miał małe szanse na dożycie dnia ich ukończenia. Poważną przeszkodą w badaniach były kwestie prawne oraz brak zdrowych psychicznie, chętnych osób, które zgodziłyby się na eksperymenty na ich mózgach.

– Ja… – jęknęła Emily, przypominając sobie, co się wtedy stało.

– Tak – potwierdziła kobieta w bieli.

– Co ja zrobiłam…? – wykrztusiła bez tchu Emily, szeroko otwierając oczy z przerażenia.

Długo panowała cisza. Później nieznajoma podała Emily rękę i pomogła jej wstać. Ciemnowłosa dziewczyna chwyciła ją pod ramię i ruszyła wolnym krokiem na zachód. Jej dotyk był niezwykle delikatny, a zarazem pewny. Była ciepła i pachniała lawendą.

– Co ja zrobiłam…? – spytała powtórnie Emily nieobecnym głosem.

– To, co uznałaś za konieczne, żeby uratować ukochaną osobę – odparła nieznajoma po chwili milczenia.

– Czy ja oszalałam? – Emily miała wrażenie, że świat nagle zwolnił. Jej oczy przesłoniła mgła łez.

– Byłaś zrozpaczona i nie potrafiłaś myśleć racjonalnie – odparła kobieta. W jej głosie słychać było żal i troskę.

Emily zaczęła się trząść i niepohamowanie łkać. Zupełnie straciła nad sobą panowanie. Nie wiedziała, jak długo wlokła się za przewodniczką. Równie dobrze mogło to trwać pięć minut, jak i godzinę.

– Jesteśmy – zakomunikowała nieznajoma.

Emily podniosła głowę. Stały w pięknym parku, przed nowoczesnym budynkiem o częściowo przeszklonych ścianach. Kilkaset metrów dalej, za budynkiem, teren obniżał się łagodnie aż do mieniącej się w promieniach słońca, błękitnej tafli jeziora.

– Co to za miejsce? – spytała przez łzy Emily.

– Twój dom. Jeśli zechcesz – odparła kobieta.

– Mój dom? – spytała znów zaskoczona Emily. Spojrzała nieznajomej w oczy.

Przez głowę przemknęła jej myśl o Samuelu. Ruszyła biegiem do budynku. Sama nie wiedziała, skąd wzięła na to siły, ale w pięć minut przeszukała wszystkie pomieszczenia, głośno wykrzykując imię męża. Gdy w końcu jej nadzieja zgasła, niemal upadła ze zmęczenia. W oknie zobaczyła nieznajomą, która stała teraz z drugiej strony domu, obserwując jezioro i szczyty gór na horyzoncie. Wyszła z budynku i stanęła obok niej. Nagle poczuła, że odzyskuje siły i przestaje skręcać ją w żołądku z głodu. Nie wiedziała, jak to możliwe, ale nie zamierzała teraz tego analizować.

– Nie ma go tu – powiedziała Emily pustym głosem.

– Nie, ale któregoś dnia może tu trafić – odparła powoli dziewczyna. – Właśnie dlatego się tu znalazłaś.

– Nie ma na to dużej nadziei, prawda? – spytała zaskakująco przytomnie Emily.

– Jeśli nam nie pomożesz, nie będzie żadnej – stwierdziła nieznajoma. – Wciąż wiemy zbyt mało żeby rozpocząć program.

– Zostało mu najwyżej kilka miesięcy. Nie zdążymy – odparła zrezygnowana Emily.

– Tutaj czas płynie inaczej niż na zewnątrz. Już przyspieszyłaś naszą pracę, a jeśli teraz zdecydujesz się na dalszą współpracę, są szanse, że zdążymy – wyjaśniła kobieta. Mówiła rzeczowym tonem, tak jakby starała się zasugerować Emily, że mówi dokładnie to, co ma na myśli. Istniały szanse, lecz nie było pewności.

– Już wam pomogłam? – zdziwiła się Emily, zdając sobie sprawę, że te słowa nieznajomej nie mają sensu.

Ciemnowłosa dziewczyna obdarzyła ją krótkim, ale wymownym spojrzeniem.

– Jesteś tu po raz trzeci – wyjaśniła.

– Po raz trzeci? – Emily sądziła, że już nic jej nie zaskoczy, ale najwyraźniej grubo się myliła.

– Tak. Dzięki wprowadzaniu twojej osobowości do symulacji i przetestowaniu całego systemu udało nam się znaleźć wiele błędów i niedoskonałości. Wiemy też, że jeszcze dużo pracy przed nami. – Nieznajoma zrobiła krótką pauzę. – Niestety, nie wiem, czy będziemy mogli kontynuować badania. To twoja ostatnia szansa, jesteś tu po raz ostatni – powiedziała z przejęciem nieznajoma.

– Dlaczego po raz ostatni? – spytała Emily, czując, jak znów oblewa ją zimny pot.

Kobieta oderwała wzrok od horyzontu i spojrzała jej w oczy. Jej ciemnobrązowe, niemal czarne, tęczówki były tak wyraźne, że mogła dostrzec w nich każde włókno.

– Gdy twój mąż nie zgodził się na przeprowadzenie na sobie eksperymentów, a my nie zgodziliśmy się przeprowadzić na ich na tobie, wypiłaś truciznę i oznajmiłaś, że skoro niedługo umrzesz, to nie musimy się obawiać o twoje zdrowie i możemy przystąpić do działania. Liczyłaś na to, że dzięki temu, co zrobiłaś, nie tylko przyspieszysz nasze badania i zwiększysz szanse Samuela na przeżycie, ale i przekonasz go, że trzeba walczyć do końca. Nie wiedziałaś, że badania, które chcieliśmy wykonać, miały zająć całe miesiące, a nie kilka godzin, które nam dałaś. Zanim trucizna odebrała ci zmysły, dowiedziałaś się, że musieliśmy pominąć szereg eksperymentów i wprowadzimy twoją świadomość do nieprzetestowanej w pełni wersji symulacji. Ostrzegliśmy cię, że jest duże ryzyko, że eksperyment się nie powiedzie i poprosiliśmy, żebyś jeszcze raz wyraziła swoją wolę. Zrozumiałaś zagrożenie i tuż przed śmiercią twojego ciała poprosiłaś, żebyśmy wyłączyli symulację, jeśli trzy razy przerwiesz eksperyment – zakomunikowała z empatią w głosie.

– Ale… – Emily poczuła, że uginają się pod nią kolana. Natychmiast zrozumiała, co to oznacza.

– Zgodziłam się na to, ponieważ wiem, że czwarta próba nie ma sensu – wyjaśniła nieznajoma.

– Dlaczego? – wykrztusiła Emily.

– Bo zakończyłaby się tak samo, jak poprzednie. Jestem tego pewna.

– A jak… – Emily przełknęła ślinę – zakończyły się poprzednie próby?

– Trzecia jeszcze nie dobiegła końca – odparła wymijająco nieznajoma.

– Kiedy to nastąpi?

– Kiedy odpowiesz mi na pytanie, które muszę ci teraz zadać – odpowiedziała kobieta.

– Jakie pytanie? – spytała cicho Emily.

– Czy chcesz spróbować tutaj żyć i pomóc nam rozwijać program NIEBO? – spytała wzniosłym tonem nieznajoma.

Emily spuściła wzrok. Choć nie pamiętała, co wydarzyło się podczas dwóch poprzednich prób, było jasne, jakiej udzieliła odpowiedzi.

– Jak wyglądały poprzednie próby? – spytała jeszcze raz, mimo wszystko.

Kobieta chwilę milczała, lecz w końcu kiwnęła głową na znak, że odpowie na to pytanie. 

– W pierwszej obudziłaś się w tym domu – wskazała budynek dłonią. – Tak samo, jak podczas tej próby, blokowałaś wspomnienia. Biegałaś po okolicy, szukając pomocy. W końcu wróciłaś do domu i przeżyłaś tu dwa dni. Zrozumiałaś, że nie ma tu nikogo i uspokoiłaś się na tyle, aby przyjąć do wiadomości, jak tu trafiłaś. Po kolejnym dniu poszłaś w góry, powiedziałaś na głos, że to koniec i rzuciłaś się ze skały. – Nieznajoma podniosła jej podbródek, aby spojrzeć jej w oczy. – Wtedy uznaliśmy, że musimy najpierw wzmóc w tobie wolę życia. – Opuściła rękę. – Druga próba rozpoczęła się po drugiej stronie jeziora. Obudziłaś się naga, w środku lasu. Szybko dostrzegłaś dom i dotarłaś tu w ciągu dwóch godzin, szukając pomocy. Znacznie szybciej przypomniałaś sobie, co się wydarzyło, ale rozpaczałaś podobnie, jak podczas pierwszej próby. Po dobie spędzonej w domu przypomniałaś sobie wszystko, nawet to, co działo się po tym, jak wypiłaś truciznę, aby zmusić nas do wykonania na sobie pierwszego eksperymentu. Sądziliśmy, że skoro pogodziłaś się z sytuacją, to dasz sobie radę, ale myliliśmy się. Poszłaś nad jezioro, wykąpałaś się i usiadłaś na brzegu. Rozpłakałaś się i poprosiłaś, byśmy wyłączyli symulację.

– Podczas trzeciej próby poszliście na całego – zauważyła Emily, nie wiedząc, dlaczego się śmieje.

– Tak. Przeżyłaś zimno, ból i głód. Postaraliśmy się byś wykrzesała z siebie resztki sił i pokazała samej sobie, jak bardzo chcesz żyć.

Emily pomyślała, że wybrali bestialską metodę, ale musiała przyznać, że im się udało.

Stały długo, patrząc na piękny krajobraz. Dopiero teraz Emily zauważyła, że wszystko wokół wydaje się zaskakująco wyraźne. Jej słuch też był wyostrzony, a pod stopami czuła każde źdźbło trawy.

– Wy to stworzyliście? – spytała Emily.

– Tak – odparła nieznajoma. – Ja to stworzyłam – sprecyzowała.

– Sama? – Emily uniosła głowę i przyjrzała się twarzy nieznajomej.

– Tak… – odparła, kiwając głową, kobieta.

– Ale… Jak tego dokonałaś? Przecież ty nie masz nawet dwudziestu pięciu lat?

– A ile ty masz lat? – spytała nieznajoma, uśmiechając się kącikiem ust.

Emily już chciała odpowiedzieć, że trzydzieści pięć, ale gdy spostrzegła dziwny uśmiech nieznajomej, powstrzymała się i przyjrzała się swoim dłoniom i reszcie ciała. Była brudna i poraniona, ale bez wątpienia wyglądała znacznie młodziej niż sądziła. Jej skóra była gładka i zdrowa, brzuch płaski i umięśniony, a piersi kształtne i jędrne.

Nieznajoma dotknęła jej podbródka i jeszcze raz spojrzała jej w oczy. Emily poczuła mrowienie w całym ciele.

– Mam znacznie więcej lat niż ty – wyjaśniła nieznajoma.

Emily jeszcze raz spojrzała na swoje ciało. Potrząsnęła głową, nie mogąc uwierzyć swoim własnym oczom – w ciągu kilku sekund zniknęły wszystkie rany i zabrudzenia, a na głowie pojawiły się bujne, ciemne włosy.

– Jak… – zaczęła Emily, ale szybko zdała sobie sprawę, że pytanie o to, jak tego dokonała nie ma większego sensu. – Ile masz lat? – spytała ostatecznie, wracając do tematu.

Nieznajoma znów uśmiechnęła się kącikiem ust.

– Gdyby liczyć to w normalnej, ludzkiej skali, to ponad sto pięćdziesiąt.

Emily po raz pierwszy w życiu poczuła, jak bezwiednie opada jej szczęka.

– To niemożliwe – stwierdziła po chwili milczenia.

– W tej symulacji wszystko zrobione jest bardzo porządnie, przez co wymaga sporej mocy obliczeniowej i czasu. Jest tu też wiele błędów, które ją spowalniają. Tak naprawdę dopiero rozwijam to środowisko. Czas płynie tutaj niemal tak samo wolno, jak w świecie zewnętrznym. Ja żyłam w dużo prostszej symulacji, gdzie czas biegł znacznie szybciej.

– A tak naprawdę, ile masz lat? – dopytywała Emily.

– Tak naprawdę mam właśnie sto pięćdziesiąt – odparła z pełnym uśmiechem nieznajoma. – W świecie wirtualnym pojęcie czasu uzyskuje jeszcze bardziej rozbudowane znaczenie, niż w świecie zewnętrznym – wyjaśniła. – Rozumiem jednak, że pytasz o to, ile miałabym lat, gdybym żyła w świecie zewnętrznym. Dwadzieścia.

Emily pokręciła głową i kilka razy zamrugała. Sama była uważana za niezwykle błyskotliwą osobę, lecz wyglądało na to, że spotkała kogoś o wręcz niewyobrażalnych zdolnościach. Jak przez mgłę przypominała sobie, że kilka lat wcześniej zmarła pewna dziewczyna, którą ogłoszono geniuszem wszech czasów, ale nie miała pewności, czy jej towarzyszka to ta sama osoba.

– Wydaje się niemożliwe, aby mógł tego dokonać jeden człowiek – powiedziała Emily.

– Światy wirtualne stworzyłam sama, ale zanim zaczęłam je budować pomagali mi inni. Teraz też jestem w kontakcie z wieloma osobami na zewnątrz – wyjaśniła tonem wskazującym na olbrzymi szacunek do ludzi, którzy z nią pracowali. – Nie powinnaś czuć się onieśmielona – pamiętaj, że ja już nie jestem człowiekiem.

– A kim jesteś? – spytała cicho Emily. Na chwilę zapomniała o oddechu.

– Uważam, że w kwestii psychicznej wciąż należę do gatunku Homo sapiens, ale na pewno stanowię inny podgatunek. Sądzę, że mogę się nazwać Homo sapiens virtualis. – Uniosła brew. – Ty też nie jesteś już zwykłym człowiekiem. Jeśli z nami pozostaniesz, twoje możliwości również znacznie się zwiększą.

– Co będę potrafiła? – spytała ożywiona Emily.

– Będziesz mogła zatrzymać czas dla innych przebywających tu osób oraz tworzyć niektóre rzeczy z pomocą myśli. Jeśli zechcesz, nie będziesz musiała jeść i spać. Myślę, że to na początek wystarczy.

Emily kiwnęła głową na znak, że rozumie. Musiała przyznać, że perspektywa posiadania tak niesamowitych zdolności była kusząca.

– Jest jeszcze coś – podjęła dziewczyna w bieli. – Musisz wiedzieć, że ludzie, którzy tu przybędą, nie będą pamiętać wszystkiego ze swojego poprzedniego życia, nie będą mogli mieć dzieci i nie będą odczuwali takiego pożądania, jak na zewnątrz. Pamięć uczuć, takich jak fizyczna miłość czy nienawiść, też zostanie ograniczona. W Dolinie będzie można kochać i nienawidzić, ale uczucia te będą miały inny wymiar niż na zewnątrz. W szczególności ograniczone zostaną gniew i chęć zemsty.

– Mój mąż? – spytała Emily.

– Nie będzie wyjątkiem. Z racji tego, że będziesz tutaj najważniejsza, postaramy się o to, żeby cię nie rozpoznał, dopóki w pełni nie pogodzi się z losem. Gdyby przypomniał sobie wszystko przedwcześnie – w szczególności to, co zrobiłaś, aby go uratować – mielibyśmy spory problem. Tak jak dla wszystkich, przybycie tutaj będzie dla niego dużym szokiem, a świadomość tego, że popełniłaś samobójstwo, aby zdobyć choć cień szansy na jego ratunek, mogłaby spotęgować wstrząs.

Nieznajomej nie można było zarzucić braku szczerości. Takie oświadczenie na pewno nie miało stanowić argumentu dla Emily za pozostaniem w programie.

– Dlaczego? – spytała po chwili zastanowienia Emily. – Czy to nie właśnie uczucia, które chcesz tłumić, czynią nas ludźmi?

– Homo sapiens virtualis. Pamiętaj – odparła dziewczyna. – Ten projekt nie przypadkiem nosi nazwę NIEBO. Chcę, aby to miejsce było lepsze niż świat na zewnątrz. Negatywne uczucia pozostaną, lecz nie będzie tu mordów, gwałtów i poważnych zwyrodnień. Cała reszta będzie bardzo podobna.

Emily nie wiedziała, co powiedzieć. Z jednej strony chciała się buntować, lecz z drugiej rozumiała pragnienia stworzenia lepszego świata. Normalnie uznałaby to za niemożliwe, lecz była teraz w świecie wirtualnym, nie fizycznym.

Stały przez chwilę bez słowa.

– Do kiedy mam czas na odpowiedź? – spytała Emily.

– Do zachodu słońca – odparła dziewczyna i ruszyła przed siebie. – Będę nad jeziorem.

Emily stała jeszcze przez chwilę, obserwując jezioro, po czym poszła do domu. W szafie znalazła ubrania idealnie pasujące do jej sylwetki, a w lodówce – swoje ulubione przekąski i składniki potraw. Nie była już bardzo głodna, ale i tak skosztowała ukochanego żółtego sera i ciasta czekoladowego, żeby delektować się ich smakiem. Domyślała się, że nieznajoma mogła ją ubrać i nakarmić do syta jedną myślą, lecz była jej wdzięczna za to, że tego nie zrobiła – chciała jeszcze chwilę poczuć się tak, jak gdyby była zwykłym człowiekiem.

Było ciepło, lecz rozpaliła w kominku, ponieważ chciała zobaczyć płomienie. Nie myślała o decyzji, którą musiała podjąć – po prostu cieszyła się małymi przyjemnościami. Jej nowe zmysły były niesłychanie wyczulone, lecz nie rozpraszały uwagi, dzięki czemu mogła bez problemu podziwiać znalezione w domu przedmioty z jej poprzedniego życia oraz wiele takich, które wcześniej chciała posiadać.

Przez godzinę siedziała przed kominkiem, patrząc w ogień. Nigdy wcześnie nie sądziła, że ogień może być tak pięknym zjawiskiem. Jego pomarańczowo-żółte błyski na tle czerwonych węgielków całkowicie pochłonęły jej uwagę i pozwoliły się odprężyć.

Wyszła na zewnątrz i długo przechadzała się po parku, wąchając kwiaty oraz przyglądając się drzewom i ptakom. Na ścieżce spotkała pięknie ubarwioną jaszczurkę wygrzewającą się na słońcu. Zastanawiała się, czy fakt, że to wszystko jest symulacją, naprawdę jej przeszkadza i dość szybko doszła do wniosku, że nie. Była lekarzem i doskonale wiedziała, że to, co czuje, widzi i słyszy człowiek, to wrażenia zmysłowe, a nie prawdziwy obraz świata. W gruncie rzeczy umysł również dokonywał symulacji rzeczywistości. W Dolinie było to po prostu bardziej dosłowne.

Usiadła na ławce. Jej cień stał się bardzo długi. Nadszedł czas na podjęcie decyzji. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze przez usta. Po jej policzkach popłynęły łzy. Uśmiechnęła się wiedząc, że nie musi długo zastanawiać się nad odpowiedzią na pytanie nieznajomej. Wstała i ruszyła w stronę jeziora.

Kobieta siedziała na rozgrzanej w promieniach słońca skale tuż przy brzegu jeziora. Wyglądała jak posąg wyrzeźbiony z najlepszego marmuru. Jej rysy twarzy i sylwetka były tak doskonałe, że sprawiały wrażenie nierzeczywistych.

– Mam jeden warunek – powiedziała Emily.

– Jaki to warunek? – spytała kobieta, wskazując brodą, żeby Emily przy niej usiadła.

– Chcę pamiętać wszystko ze swojego życia oraz próby, których nie przeszłam.

– Wiesz, że będziesz przez to cierpieć? – spytała z troską w głosie nieznajoma.

– Tak, ale to sprawi, że będę silniejsza – odparła pewnie Emily.

– To, że będziesz silniejsza, wcale nie oznacza, że będzie ci łatwiej z tym żyć – zauważyła kobieta.

– Mam problemy z przypomnieniem sobie wielu faktów ze swojego życia, ale pamiętam, jakie miałam priorytety i jakimi zasadami kierowałam się w życiu. Od dziecka byłam ciekawa świata i dużo się uczyłam, ponieważ uważałam, że zdobywanie wiedzy rozwija moją świadomość i czyni mnie bardziej wartościową. Chciałam znać prawdę, nawet wtedy, gdy miała ona okazać się brutalna i trudna do zniesienia. Chcę, aby tak pozostało.

– Dobrze – odparła dziewczyna. Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.

Emily znów poczuła mrowienie w całym ciele. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Jej wspomnienia znów stały się wyraźne. Przypomniała sobie poprzednie dni spędzone w Dolinie. Później długo odtwarzała z pamięci ważne wydarzenia ze swojego życia.

Gdy otworzyła oczy, słońce zaczęło chować się za odległe szczyty gór.

– Chcę żyć – powiedziała uroczyście, ocierając łzę z policzka.

Koniec

Komentarze

Witam nowego użytkownika!

 

Jeśli to Twój debiut, to całkiem udany. Opowiadanie posiada niedociągnięcia, ale są to drobiazgi. Wyłapałem kilka literówek:

 

Lecąc, pomyślała, że taki koniec jest lepszy niż śmierć z głosu i wyziębienia lub podczas tortur – głodu

 

– Przypomnij sobie – powiedział jeszcze raz nieznajoma – powiedziała

 

Dzięki bogu! – Emily jęknęła z ulga

Bogu z dużej litery, po myślniku najlepiej wygląda czasownik, ulgą. Zatem:

Dzięki Bogu! – jęknęła Emily z ulgą

 

Poza tymi szczegółami było też trochę brakujących przecinków, ale niedużo.

 

Fajny motyw, może trochę oklepany, ale mimo wszystko ciekawie przez Ciebie przedstawiony. Wędrówka przez lasy i śniegi odrobinę się dłuży, nie zaszkodziłoby wyciąć stamtąd ze dwa akapity, ale to tylko moja opinia.

 

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Jak dla mnie – trochę za słaby współczynnik wydarzeń do znaków, przez to tekst nieco mnie nużył.

Ale napisane całkiem przyzwoicie.

śmierć z głosu i wyziębienia lub podczas tortur.

Literówka, nawet zabawna.

Woda sięgała jej już niemal do piersi i cudem utrzymywała równowagę,

Kto utrzymywał równowagę? Bo wygląda na to, że woda.

Babska logika rządzi!

Poprawione. Dzięki za wskazanie błędów i sugestie.

 

Cieszę się, że opowiadanie się podobało. Być może pojawią się inne opowiadania, których akcja będzie rozgrywać się w tym świecie. Kończę też książkę, w której Emily i Samuel są jednymi z głównych bohaterów.

Jeśli chodzi o rozwlekłość opowiadania… Zawsze miałem problem z tym, że pisałem zbyt skrótowo, a prawie cały tekst stanowiły dialogi – wygląda na to, że wreszcie się tego wyzbyłem. Szkoda, że popadłem ze skrajności w skrajność.

Jej pamięć nie zniknęła zupełnie, lecz jej wspomnienia wydawały się jej bardzo odległe

zaimkoza

znów się rozpłakała, ale nie zatrzymała się.

Kilka metrów dalej korytarz rozszerzył się

Poczuła się słabo, oparła się o ścianę i osunęła na kolana. Wiał przenikliwy, zimny wiatr, ale znów zrobiło się jej gorąco. Jej myśli rozbiegły się i długo nie mogła się ruszyć.

siękoza

w bunkrze, czy podziemiach

zbędny przecinek (pewnie było więcej, ale nie zwracałem już potem uwagi)

Zasłoniła usta dłońmi, zdając sobie sprawę, że nie ma szans się stąd wydostać. Była uwięziona

teraz to, wcześniej płacze… dlaczego ta pani zachowuje się jak mała dziewczynka (nie żeby się nie zdarzało… ale czy to ma uzasadnienie?)

Echo jej głodu znów okazało się silniejsze niż się tego spodziewała, wywołując ból uszu

 (chyba) literówka

Woda była lodowato zimna, a prąd porywisty. Z każdym krokiem woda stawała się głębsza i trudniej jej było przeciwstawiać się nurtowi.

Tu jest kilka spraw: najpierw powtórzenie, potem masz zmianę podmiotu (wodzie było trudniej)

Widziałem więcej drobnicy, ale już nie wypisywałem wszystkiego.

 

Nie najgorzej. Moim zdaniem słabo umotywowałeś wędrówkę bohaterki, zwłaszcza próbę zejścia. Potem próbuje się mnie przekonać, że to mądra bohaterka była, ale jakoś miałem o niej zdanie zupełnie odmienne. Stosunek liczby znaków do treści dla mnie całkiem w porządku (tu się zawsze nie zgadzamy z Finklą). Warsztat można by nieco poprawić, pomysł znany – sam mam zresztą na koncie podobny tekst, możesz poszukać, jeśli masz ochotę – ale nie powszechny. Czytało się nieźle.

Dobry start. Dobry z plusem.

Zaciekawiłeś mnie Khyzie, bo przedstawiłeś całkiem zajmujący świat i choć miejscami miałam wrażenie, że zbytnio rozwlekasz opowieść, czytałam z zainteresowaniem.

O wykonaniu mogłabym powiedzieć, że jest całkiem niezłe, gdyby nie przeszkadzały mi powtórzenia, nadużywanie zaimków i różne usterki. Zdarzają się też zdania, które można zrozumieć niezgodnie z Twoimi intencjami.

Mam nadzieje, że kolejne opowiadania będą napisane coraz lepiej. ;)

 

Każdy frag­ment jej ciała zda­wał się pło­nąć żywym ogniem. Miała wra­że­nie, że ktoś wy­pa­la jej oczy. Wszyst­kie jej myśli, całe jej je­ste­stwo… – Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Nic jej nie bo­la­ło… – Nic nie bo­la­ło

 

Przy­wo­ła­ne ob­ra­zy miejsc i ludzi wy­wo­ły­wa­ły w niej uczu­cia… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Bar­dzo długo prze­szu­ki­wa­ła ko­ry­tarz, szu­ka­jąc cze­go­kol­wiek… – Tu także.

 

Trzy­ma­jąc w dłoni ka­wa­łek skały, ru­nę­ła w dół. – Masło maślane. Czy mogła runąć w górę?

Wystarczy: Trzy­ma­jąc w dłoni ka­wa­łek skały, ru­nę­ła.

 

spró­bo­wa­ła wy­szu­kać źró­dło naj­więk­sze­go bólu. Bo­la­ły ją plecy, ale wy­glą­da­ło na to, że krę­go­słup i żebra ma całe. Ręce też nie były zła­ma­ne. Do­pie­ro gdy spró­bo­wa­ła po­ru­szyć no­ga­mi, jej mied­ni­ca za­pul­so­wa­ła sil­nym bólem. Unio­sła się na łok­ciach i usia­dła z syk­nię­ciem. Ból był nie­zno­śny… – Powtórzenia.

 

Na szczę­ście dłu­gie pu­cho­we spodnie… – Zbędne dookreślenie, bo chyba nie ma krótkich puchowych spodni.

 

Po kil­ku­krot­nym upad­ku i sto­cze­niu się po nie­wiel­kim stoku… – Może: Po kil­ku­krot­nym upad­ku i sto­cze­niu się po nie­wiel­kim zboczu

 

zdo­ła­ła ze­brać je­dy­nie garść jagód, która nawet w czę­ści nie za­spo­ko­iła jej głodu. – …zdo­ła­ła ze­brać je­dy­nie garść jagód, które nawet w czę­ści nie za­spo­ko­iły jej głodu.

Zebrała garść jagód, ale to jagody, nie garść, miały zaspokoić głód.

 

Woda była lo­do­wa­to zimna, a prąd po­ry­wi­sty. – Porywisty może być wiatr, prąd chyba nie.

Proponuję: Woda była lo­do­wa­to zimna, a prąd rwący/ wartki.

 

Z każ­dym kro­kiem woda sta­wa­ła się głęb­sza i trud­niej jej było prze­ciw­sta­wiać się nur­to­wi. – Ze zdania wynika, że nurtowi przeciwstawiała się coraz głębsza woda.

 

dzię­ki czemu wy­nu­rzy­ła się z wody do pasa i zmniej­szy­ła napór wody. – Raczej: …dzię­ki czemu wy­nu­rzy­ła się z wody do pasa i zmniej­szy­ł się napór wody.

 

Obej­rza­ła się za sie­bie, żeby spraw­dzić, gdzie po­pły­nę­ły jej rze­czy. – Masło maślane. Czy mogła obejrzeć się przed siebie? 

Wystarczy: Obej­rza­ła się… Lub: Spojrzała za sie­bie… 

 

Co ja zro­bi­łam… – wy­krztu­si­ła bez tchu Emily… – Brakuje pytajnika.

 

gdy przyj­rza­ła się dziw­ne­mu uśmie­cho­wi nie­zna­jo­mej, po­wstrzy­ma­ła się i przyj­rza­ła się… – Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Technicznie jest przyzwoicie. Mnie najbardziej denerwowały nadużywane zaimki. Przedstawiony świat jednak jest ciekawy, historia zajmująca, choć faktycznie – niektóre fragmenty zbytnio się dłużyły.

Podsumowując: jest okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję wszystkim za wnikliwą analizę oraz komentarz. To bardzo pomocne.

Zastosowałem się do większości uwag. Część powtórzeń i innych błędów pozostawiłem, ponieważ ich korekta wymagałaby dużej ingerencji w tekst, a nie chcę tego robić. Postaram się po prostu unikać tych błędów w przyszłości. 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka