- Opowiadanie: Mały Słowik - Story n.2531

Story n.2531

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

fleurdelacour, Użytkownicy II

Oceny

Story n.2531

Logging to: “from action” writer application

Mode: storyteller p1.05

Status: connected

Authorization name: 5kYst@lker

 

Firmy takie jak Levinsky Corporation zwykliśmy w branży nazywać piniatami. Znalezienie podobnej było swego rodzaju świętem, bo każdy lubi duże pieniądze w łatwo dostępnym opakowaniu. Żadnego zbędnego planowania, dni spędzonych na analizowaniu kodu zabezpieczeń i szukaniu luk w systemie czy nawet prowadzenia stratnych transakcji deszyfrujących. Tylko i wyłącznie czysta, brutalna siła. Uderzaj w barierę wszystkimi działami, jakie jesteś w stanie wytoczyć. Bij, aż zaczną sypać się cukierki.

Dlatego kiedy płaszczyzna sieci zadrżała od cudzej kanonady, wiadomo było, że zjawią się hieny. Byłem tam, pośród tego tłumu, który wszystkimi kanałami przypełzł, by zlizywać słodycz z posadzki. Sam oddelegowałem dokładnie trzydzieści dwa awatary o możliwie dużej rozpiętości strukturalnej, z czego jednak, ze względu na cenę, prawie połowę stanowiły charaktery ze stajni chińskich deweloperów.

Odkrywcą piniaty był niejaki V1king, zdaje się dzieciak w branży i na umyśle, chociaż z dość grubym portfelem. Nikt inny nie byłby na tyle głupi, by sygnować wszystkie dwieście cztery awatary identycznym tagiem bądź uważać, że separacja poprzez sortowanie cyframi na ich końcu (sieć nie zezwoliłaby na istnienie dwóch identycznych tagów w przestrzeni jednego sektora) może być dobrym pomysłem.

Jednocześnie nie odpowiadał na pojedyncze pingi, nie przyjmował zaproszeń do prywatnych czatów, ukrytych na osobnej płaszczyźnie sieci, nie próbował nawet bronić zdobyczy. Większość uczestników powstałego happeningu założyła, że V1king stanowi mocno zaawansowaną formę multibota, przypiętą do osobnego awatara, zapewne przyczajonego na którymś z niższych poziomów. Sposób ten pozwalał na sprawne dojenie podobnych, słabo zabezpieczonych firm, ale jednocześnie mnożył ryzyko ewentualnej wpadki. Zabawka jest droga, producentów niewiele, a przez to śledztwa niedługie.

Niektórzy sprawę olali, ciesząc się z rosnących na poszczególnych kontach liczb. Co rozsądniejsi uznali, że coś jednak śmierdzi, a ewentualny zysk nie jest warty tego zapachu. Ja znalazłem się gdzieś pośrodku panujących nastrojów. Nie potrafiłem odmówić zastrzykowi pieniędzy, chociaż sam rachunek prawdopodobieństwa wspierał moje przeczucie. Fakt, że niewielu zdawało się już pokładać wiarę w takie operacje liczbowe (jeśli każdy stosuje identyczną metodykę, skuteczność systemu rośnie, a w tej branży nikt nie chce dawać przeciwnikowi broni do ręki), nie wykluczał ich roli we wspomaganiu instynktów.

Które to kazały mi rozstawić przynajmniej dwie czujki, nawet kosztem awatarów, mogących w tym samym czasie przepychać się między hienami. Każdy jeden się liczył. Zostały jakieś dwie minuty, zanim echo ataków przeciążających systemy Levinsky’ego wyjdzie poza sektor, uruchamiając tym samym automatyczne systemy obronne sieci. Tutaj to cała wieczność.

 

Mode: switch to

Mode: storyteller p3.01 (beta patch)

Thank you for testing out our new assortment.

May a good story be with you. From your life itself. Delivered by us.

 

I co wtedy zrobiłem? Powiem, kurwa, co zrobiłem. Starałem się być tym sprytnym w morzu baranów. Jedna czujka poszła na systemy monitorujące obciążenia sieci. Podpiąłem się jak bobas do cycka i ssałem dane, posłusznie przytakując na kolejne zapytania aplikacji. Pokora daje lepsze rezultaty czasowe, nawet jeśli wciąż liczone w sekundach. Od złodzieja nikt nie spodziewa się taktu. No to nie wyważam drzwi, jak nie muszę. Jak mnie wywalą, to wracam z nową maską i kodem; tak jakbym przeszedł błyskawiczną operację chirurgiczną. A to tylko kilka zmian w chmurze otaczających awatar cyfr.

Drugą czujkę przenoszę do osobnego sektora, gdzie mogę na spokojnie zbierać informacje o Lev. Corp., nie alarmując żadnych bramek skojarzeniowych. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku. Spora liczba danych i dostępnych plików. Zapytania użytkowników rozsiane gdzieś po różnych zakątkach sieci. Zdaje się, że rozmiar spisów też w porządku, a profile pracowników nie mniej wiarygodne. Czysty jak szyby na wystawie. Pieprzony anioł na nowojorskiej ulicy. Wszędzie syf, zawsze jakiś fałsz, tylko on nieskazitelnie biały. Znaczy, Levinsky mógł robić za reklamę proszku do prania. A ja nie ufam reklamom.

Zaczynam przeglądać poszczególne pliki. Sporo tekstu, ale przechowuję całe bloki liter w osobnym schowku, gdzie mogę je na spokojnie analizować. Pierwszych kilka tysięcy nie wykazuje dużego podobieństwa, ale każdy kolejny, który dokładam, podbija słupki zgodności jednego z droższych generatorów losowych na rynku. Wykupiłem swego czasu kilka, żeby pogrzebać w bebechach, porównać z gorszymi opcjami, znaleźć ewentualne schematy. Mówiłem przecież, jedyny sprytny w morzu…

Prawdopodobieństwo wystąpienia zbieżności przeskakuje dopuszczalną wartość. Procenty plują mi w twarz, krzyczą, żeby spieprzać. Taki taniec po fujarze, że aż musiało pójść spięcie na kilku liniach. Ale bez pośpiechu, bo zwęszą, że robię taktyczny odwrót. Że coś wiem. Już wdepnąłem w cholerną minę, więc teraz muszę kombinować, jak nie stracić więcej niż stopę.

Raz. Dwa. Trzy. Sekundy. Dużo sekund, mało myśli. Niecała minuta do wypłynięcia echa, czyli masowej dezercji spod rozebranego do naga Levinsky’ego. Podejrzewam, że wtedy będzie już za późno. Podejrzewam! Tak, moja mać, nie umiem dobierać słów. Pewny jestem, jak stąd do japońskich podsieci darknetu. Nie zdołałbym się tam schować, nawet gdybym przesyłał awatary szybciej, niż plotki rozchodzą się po krajowych newsach. Chyba jeszcze nikt nie zbudował równie sprawnych algorytmów kopiujących. Prawdopodobnie tylko światło lepiej zapieprza.

Ale mam pomysł. Pojedyncze przeskoki ze śladem, żeby widzieli, dokąd odsyłam awatary. Czujką podpiętą pod monitoring obserwuję duże tąpnięcia w sieci. Jest ich kilka. Olbrzymie przeciążenie na relacji z holograficznej projekcji Sinatry; więcej podpiętych jednocześnie użytkowników miał chyba tylko koncert Holy Agnostics z zeszłego roku. Nic dziwnego – to pierwszy hologram, którego mógłbyś dotknąć, powąchać czy nawet polizać po dupie. Tak, przelecieć też. Duży postęp od czasów Jacksona.

Kolejne przeciążenie bezpośrednio powiązane z poprzednim. Bańki spekulacyjne na giełdzie dostały szału. Akcje burdeli i stripclubów podskoczyły gwałtownie. Nowa technologia zwiastuje im świetlaną przyszłość. Giełda to w tamtym punkcie wielki, niestabilny jak kubit rekin, który albo odda ci płetwę, albo odgryzie łapę. Ale są tam pieniądze, teraz wyjątkowo duże. Jeśli gdzieś uciekać awatarem, tracąc w ten sposób mamonę, to tylko w miejsce, gdzie można jej urwać więcej.

To ma sens. Może się udać. Pierwsze idą najcenniejsze modele, dla niepoznaki upchnę co jakiś czas chińczyka, żeby nie wzbudzać podejrzeń tak skrupulatną kolejnością. Jeden. Drugi. Trzeci. Całkiem nieźle. Jeszcze dwadzieścia sześć i po kłopocie. Łatwizna jak podbijanie do małolaty pod wystawą pełną softu twardych wspomnień.

 

Mode: switch to

Mode: storyteller p2.15

Status: connection problems

Status: searching for connection

Status: connection found

Status: connected

Welcome again 5kYst@lker

 

Przy siódmym awatarze tąpnęło tak, że nie wiedziałem, czy niebo jeszcze nad nami, czy może spadliśmy już do piekła. Echo usłyszeli zapewne na drugiej krawędzi świata. Przez chwilę zapragnąłem być obok Boga, byle dalej od sieci, byle dalej od zła wypełzającego z każdego łącza. On by wybaczył, zrozumiał ile znaczy pasja, że ta branża to coś więcej niż zarobek. Jezu, nic nie daje tyle adrenaliny.

 Tak jak teraz, kiedy odezwał się V1king, szukał połączenia na prywatnym łączu. Wiedziałem już, co nadchodzi, ale, Boże wybacz, ciekawość mnie przerosła. Sam budowałem sobie schody w niewłaściwą stronę.

Odseparowałem od siebie jednego chińczyka na tyle, na ile mogłem. Pozostawiłem tylko pojedyncze połączenie pozwalające na przesyłanie jednorazowych, dwustronnych komunikatów tekstowych. Kiedy tylko przeszliśmy na prywatny kanał, otrzymałem natychmiastowy komunikat, jakby miał go odłożonego w gotowej formie, na osobnej partycji.

Dlaczego już uciekasz?

Plus multum instrukcji modulujących głos w czasie rzeczywistym. Chciał brzmieć jak nastolatek, a instrukcje opisujące konkretne tony były tak dobrze skonstruowane, że niemalże usłyszałem ten głos w głowie. Każdą drżącą nutę i przeciągnięcie sylab. Każdy skok, charakterystyczny jak przy mutacji dojrzewającego chłopaka.

Ten pączek ma jeszcze pełno nadzienia!

Wtedy wiedziałem, Bóg mi świadkiem, że trzeba się wynosić. Bez półśrodków, bez kalkulowania strat. No, prawie. Pierwsze wystrzeliłem w przestrzeń awatary niemieckiej roboty, za nimi poszły brytyjczyki. Zacząłem skoki po kolejnych sektorach w nadziei, że gdzieś po drodze odnajdę łącze do osobnej sieci.

Nieco z tyłu odstawiłem chińczyki, tworząc efekt fali. Na każdym zakumulowałem już z Levinsky’ego całkiem pokaźne sumy, ale nie wyceniłbym na tyle własnego bezpieczeństwa. Czujka na obserwatorium była niezagrożona, nie zaznaczyłem jej obecności w żaden sposób. Mogłem patrzeć, jak szatan sieje popłoch.

Miał dużo więcej awatarów niż było to widoczne, musiały leżeć uśpione w którejś podsieci sektora. Co gorsza, prawdopodobnie kilka hien stanowiło kolejne jego bazy. Środki pozwalały mu wyłapać wszystkich; miał przerażającą skuteczność w ciągu kilku pierwszych sekund. Potem był już tylko chaos i setki skoków w każdym pojedynczym tyknięciu procesora.

Na Piętnastce, chińczyku z linii produkcyjnej Shunga, poczułem oddech V1kinga po raz pierwszy. Brudne macki przeciążeń informacyjnych otarły się o jego chmurę cyfr i tylko natychmiastowy skok o skrawek danych pozwolił uniknąć schwytania. Kontakt bolał jak zdrada Judasza.

Smakujesz jak orzechy w czekoladzie!

Decyzja była natychmiastowa. Poddałem Piętnastkę fragmentacji danych, rozkładając kolejne aspekty awatara do momentu aż zostało tylko pojedyncze połączenie. Wystarczające, by przesłać ostatnie polecenia, a potem odciąć się i tam. Jeśli V1king się postara, pewnie da radę odzyskać część wyciągniętych z Levinsky’ego środków, ale nic ponad to. Ślad danych mogących doprowadzić do właściciela, do mnie, był bezpieczny. To jedno było pewne, czego on chce. Po co, nie obchodziło mnie już zupełnie.

Dwunastka i Trzynastka podzieliły los Piętnastki. Wyłapywał kolejne awatary coraz szybciej, mimo że rozpłynęły się już po całej sieci. Boże, jak on mógł przyspieszać? Jak on mógł śledzić wszystkich jednocześnie? Było nas tam więcej jak trzy setki!

Dwudziestką trójką, niemcem, wylądowałem w czeskim sektorze szarej strefy. Dane rozchodziły się tam wyłącznie przez prywatne połączenia, stąd struktura sprzyjała podobnym uciekinierom. Bez autoryzacji obu stron nie mogło dojść do kontaktu. Zwęszyłem w tym szansę i skierowałem awatary do podobnych miejsc rozsianych po sieci. Nie było ich wiele, na pewno mniej niż czarnych stref, o które mogłeś się potknąć skacząc po kolejnych płaszczyznach. Te działały jednak na zasadach bardziej przyjaznych wobec wszelkich połączeń. Zabezpieczały jedynie pochodzenie danych, które ktoś tam podrzucił.

Zanim kolejne awatary dotarły do Szarego Kairu, straciłem kilka kolejnych. Jedna defragmentacja po drugiej. V1king załapał taktykę. Czujka obserwacyjna dostrzegła nagłe poruszenia na sieci wokół stref mojej ucieczki. Robił kordon, jak Rzymianie pod Alezją. Tyle, że żadnej odsieczy dla mnie nie będzie.

Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie. Że będę musiał wymazać kilkanaście lat mojego dorobku, w nie więcej niż parę sekund. Każdy z tych awatarów stanowił świadectwo jakiegoś zwycięstwa. Złamanych zabezpieczeń. Przechytrzonych rywali. Wkurzonych korporacji. Wszystko zapisane na aplikacji StoryTeller [Thank you for noticing us inside your story. This message will disappear in final version of story. No worries! We’re together in it. For you, with you.], jako historia mojego życia.

Nie było wyjścia. Pokuta musi zostać przyjęta. Nie pamiętam kiedy ostatnio się modliłem, dobry Boże, ale teraz musisz wybaczyć mi wszystkie grzechy, bo zapłaciłem za nie straszną cenę.

Nie nie nie. Ten berek ma swoje zasady. Bawimy się dalej!

 

Mode: switch to

Mode: storyteller p3.01 (beta patch)

 

Skurwysyn trzymał jednego chińczyka, tego, którego oddelegowałem do komunikacji. Nie pozwalał na końcowe cięcia danych łączących, zablokował polecenie destrukcji. Wystarczyło mu samo połączenie w prywatnej przestrzeni. To było teoretycznie niemożliwe, omijało funkcjonalność struktury. Przekłamywało ją! Potwór stąpał po cyfrach mojego świata.

 Musiałem spieprzać już tylko jednym, pustym jak niekochana małża awatarem. Pieprzona powłoka, wybrakowana na własne życzenie. Mógł podążać za mną jak po nitce do kłębka. Nie ma bata. Nie pozwolę na siebie nawet spojrzeć.

Pozbawionym funkcji obliczeniowych awatarem zacząłem błąkać się po dolnych sektorach sieci. Największe zadupia, pełne skasowanych algorytmów i firm piorących brudne pieniądze. Miało to swój urok, w tej właśnie chwili, kiedy nie mogłem pokryć wszystkiego płaszczem prawdopodobieństwa. Cisza obrotu danych pozwalała napatrzyć się na zgniliznę barw jaka przebrzmiewała w ciągach tutejszych cyfr. Zieleń, pełno zieleni, cholerny matrix podłych myśli.

Kolejne, otoczone chmurami algorytmów awatary przelatywały obok. Wyglądały jak kule błękitnego światła, zasysające wszystkie barwy wokół siebie. Niemożliwe do przeoczenia, tak jak ślad, który pozostawiały. Dopiero ślepy zauważyłem autostradę szlaków, jakie wytaczane były w sieci. Może to jest metoda, może tak nas śledził. Może mapował odkształcenia konkretnych barw… ciągów liczbowych, tworząc swoisty GPS. A może wcale nie, bo wciąż zapieprzał po sieci szybciej niż wszystko co mogłem znać.

Tutaj też poznałem w pełni jak smakuje dotyk V1kinga. Wpadł na mnie, pociąg skondensowanych, agresywnych algorytmów. Był jak krew rozlewająca się na wargach. Czerwony jak wzory tańczące wokół nas.

Wiesz, co lubię w ludziach? Mogę bić, aż zaczną sypać się cukierki.

 

Status: connection lost

5kYst@lker: logged out

Message to display after next log: Welcome again! Nice to have you here with us.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Chyba przerosło mnie to opowiadanie. Mam wrażenie, że to bardzo dobrze napisany tekst, ale o czym konkretnie, to nie jestem w stanie powiedzieć. Niemniej całkiem podobał mi się pościg po sieci. O ile to w ogóle był pościg…

Cóż, może następni czytelnicy będą bardziej kompetentni i wypowiedzą się bardziej merytorycznie. Ja się niestety na informatyce ni w ząb nie znam. :p

Pozdrawiam!

Byłem tam, pośród tego tłumu, który wszystkimi kanałami przypełzł by zlizywać słodycz z posadzki.

Przecinek przed “by”, szczególnie, że początkowo może się wydać, że to literówka ze zbędną spacją w “przypełzłby”. 

 

W branży firmy takie jak Levinsky Corporation zwykliśmy nazywać piniatami.

Nie mogłem się połapać. Może sformułowanie “W branży” przesunąć gdzie indziej?

 

Fakt, że niewielu zdawało się już pokładać wiarę w takie operacje liczbowe (jeśli każdy stosuje identyczną metodykę, skuteczność systemu rośnie, a w tej branży nikt nie chce dawać przeciwnikowi broni do ręki) nie wykluczał ich roli we wspomaganiu instynktów.

Przecinek po nawiasie.

 

Robił kordon, jak rzymianie pod Alezją

Rzymianie

 

Dwudziestką trójką, niemcem

Celowo nazwy narodowości z małej zapisujesz?

 

Duży postęp od czasów Jacksona.

Michaela Jacksona? Jeśli tak, to proponowałbym dodać imię, łatwiej się wtedy skojarzy. Jackson może być też od “Władcy” ;D

 

Brakowało sporo przecinków, ale Jurora to nie obchodzi, więc wytknąłem tylko te, które utrudniły zrozumienie zdania. W paru miejscach zmieniłbym też szyk – pewnie kwestia stylu.

 

Przyznam, że przeczytałem dwa razy, co zdarza mi się rzadko. Bardzo chciałem zrozumieć i trochę chyba zrozumiałem. Ale kurde, mam wrażenie, że w ogóle nie wyciągnąłeś wniosków z komentarzy pod Bei Fengiem i Senasune. Znowu ten sam Słowik. Napisane solidnie (choć ten brak przecinków woła o pomstę do nieba, zrób coś z tym, chłopie), niektóre zdania naprawdę fajne (”być obok Boga, byle dalej od sieci”), do tego poetyka zastąpiona barwnymi porównaniami.

Niestety, można się pogubić. Nie dość, że opisujesz coś, co i tak trudno sobie wyobrazić w zmysłowy sposób, to jeszcze często ubierasz to w metafory. Podwójnie blokujesz dostęp do prawdziwego znaczenia, bo po pierwsze wirtualna rzeczywistość, po drugie Twoja niedosłowność. 

 

EDIT (przypadkiem kliknąłem enter): Zrozumiałem to tak: ta cyberprzestrzeń jest miejscem, w której odbywają się (uczestniczy się? tworzy się) jakieś historie. Twórca/gracz/użytkownik ma do dyspozycji jakieś cyberpostaci, no ale tu jest dziura – nie wiem, co te awatary robią? Wiem, że różnią się narodowością i tagami; wiem też, że się rozpadają. Rozumiem też, że całość skupia się na walce z Vikingiem, który – tu znowu mogę tylko przypuszczać – jest innym graczem/twórcą/użytkownikiem lub programem/wirusem. Historię upraszczam sobie tak: narrator chce zdobyć nagrodę-piniatę, ale pojawienie się Vikinga krzyżuje mu plany. Ostatecznie przegrywa z tym Vikingiem. Co z tego dla mnie wynika? Nic. 

Hmm. Możliwe, że kluczowe są te anglojęzyczne wstawki. Numerki p.ileśtam mogą sugerować różnych narratorów, graczy…? Za mało wskazówek. 

Rzuciłeś mnie na głęboką wodę. Tym razem zbyt głęboką. Bo sens, który do mnie dotarł… cóż, nie ma sensu. Fajne zdania i próba opisania czegoś zupełnie mi obcego – to za mało. 

Na pocieszenie dodam, że znawcą cyberpunka nie jestem. Kiedyś czytałem “Neuromancera”, ale nic poza tym. Może Gary i inni fani gatunku bardziej docenią. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Witaj!

Forma nieci niestandardowa, pomysł ciekawy.

Niestety pierwsze zdanie właściwe tekstu leży na łopatkach i kwiczy:

"W branży firmy takie jak Levinsky Corporation zwykliśmy nazywać piniatami."

Słowiku przypuszczam, że to Twoje przeoczenie, bo stać Cię na więcej niż rozpoczęcie od zdania, które czytać trzeba dwa razy.

Nie do końca pojąłem czy wstawki o logowaniu, popełnia główny bohater, czy jest to raczej rodzaj zaznaczenia przez autora, w którym momencie przerwał pisanie i później powrócił do tekstu.

Z kolei anglojęzyczne wstawki od wydawcy oprogramowania do pisania opowiadań wskazują, że to tekst o pisaniu cyberpunkowego opowiadania :D w opowiadaniu zaś tajemniczy bohater śmiga po sieci.

Właśnie co do samej fabuly to prosta jak budowa cepa: gość wesoło hakuje po czym uświadamia sobie, że okazja która się trafiła to puapka. Co prawda zorientował się szybciej od innych ale nie uniknął pościgu. Ciekaw jestem tylko zakończenia. Przegrał? Stracił wszystkie avatary, czy może został też namierzony w realu? Nie wiem i pewnie się nie dowiem.

Choć były pomysły dobre, a przez opisy działań w sieci i awatarów serfowałem gładko to całość pozostawila pewien niedosyt.

Bo właściwie nie wiem co chciałeś Słowiku pokazać, oprócz ciekawej formy. Na mój gust jest to fajne opowiadanie, ale trochę z przerostem formy nad treścią.

Na plus wstawki z darknetem itp.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

MrBrightside: Ano, pościg ;). Jakiekolwiek zagłębienie w informatycznym świecie nie jest raczej potrzebne przy czytaniu tekstu. Starałem się unikać zbyt bezpośrednich nawiązań do współczesnego obrazu informatyki, przez co dla kogoś bardziej oblatanego w temacie, całość może nabierać znamion bajkowej śmieszności.

 

Fun: Generalnie potraktowałem założenia konkursu bardzo serio i nikt przed publikacją tekstu na żywe oczy nie widział. Stąd prawdopodobnie koślawość pierwszego zdania, w którym osobiście nie widzę żadnego problemu (naprawdę), choć rozumiem, że moja perspektywa nie ma znaczenia. Wszelkie błędy, zwłaszcza przecinki, biorę na karb i poprawię jak tylko dostanę zielony sygnał od Garego.

Celowo nazwy narodowości z małej zapisujesz?

Tak. Nie są to nazwy narodowości sensu stricte, a określenia konkretnych awatarów (ich pochodzenia/miejsca produkcji).

 

Michaela Jacksona? Jeśli tak, to proponowałbym dodać imię, łatwiej się wtedy skojarzy. Jackson może być też od “Władcy” ;D

Ano wiem. Tylko, że ten od “Władcy” raczej nie miał koncertu po swojej śmierci, z udziałem “hologramu” :P.

 

Cyberpunk to generalnie bywa głęboka woda. Nie jestem w sumie pewien, czy opowiadanie rzeczywiście nie jest w jakimś stopniu adresowane do osób, które trochę cyberpunka już łyknęły. Słowicyzmu się tak łatwo nie wyzbędę – nie przy króciutkich opowiadaniach, które chciałem od zawsze napisać (a przydarzyła się okazja).

Z drugiej strony nadmienię, że i mnie cyberpunkowe opowiadania potrafią przytłoczyć. Nadmienię chociażby Cyberpunk Cetnarowskiego – bardzo fajna, ale jednocześnie ciężka rzecz. Przynajmniej w moim odczuciu.

 

Mytrix: Stopień skomplikowania historii starałem się dopasować do limitu znaków. Niedosyt raczej w stylu “chciałoby się więcej”, czy “źle to zrobiłeś”? Diametralna różnica :P.

 

 

Hmmm…

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem mi się to czytanie podobało, z drugiej – nie rozumiem, o co chodzi ;)

Czyli w mojej ocenie (podobanie ponad rozumienie) ogólnie wychodzi na plus :D

Przynoszę radość :)

Przeczytałem. 

Nawet mi się podobało ze względu na klimat. Gonitwa po sieci ma swój urok. Niestety zabrakło jakiegoś twistu na koniec, wyraźnego zakończenia, przesłania, czegokolwiek. Bo była to, niestety, tylko scenka rodzajowa, z któej nic nie wyniknęło.

Przypomnieli mi się Wirtualni Adepci z Maga.

Dzięki!

 

PS. Aha, to pierwsze zdanie. Nie mogłem zrozumieć :(. Może przecinek po branży? Albo jakoś zmienić szyk zdania? Bo naprawdę nie wiadomo o co chodzi. 

Pierwsze zdanie poprawiłem, mam nadzieję, że Gary wybaczy ;). Jeśli opowiadanie straszy, to niech przynajmniej nie od samego początku.

 

Anet: Nikt nie jest Bondem, żeby robić tylko niemieszane drinki ;).

 

Łukasz: Tej scence starałem się nadać inny wydźwięk poprzez wprowadzenie motywu StoryTellera. Bo sama historia 5kYst@lkera, jako standardowego hakera, nie jest rzeczywiście niczym niesamowitym i odcinając wątek ST nie prezentuje w zakończeniu niczego. Tak sobie myślę, że mogłem bardziej zróżnicować narrację w poszczególnych partiach, gdzie dochodziło do przełączenia trybu, ale to nie zabawa na 15k znaków, bo by mi się spójność rozjechała.

 

Dziękuję wszystkim za wizytę :).

Słowiku możesz poprawiać, Gary w regulaminie napisał: "ale nic nie stoi na przeszkodzie by poprawiać i modyfikować tradycyjnie opublikowane teksty"

Słowiku czy przedmowa dotyczy Ciebie osobiście czy to część opowiadania (dotyczy boharera?)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mówisz? Ewentualną winę rozłożę w takim razie na nas dwóch ;P.

Przedmowa dotyczy mnie osobiście. Nie chciałem wskakiwać na podobny meta-poziom i tak już mieszając wystarczająco dużo w samym opowiadaniu. Na wszelki wypadek usunę, żeby jakichś fałszywych tropów nie dawała.

To co, dorzucić garść przecinków, czy sam walczysz? ;D

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Przeczytałem i aktualnie myślę, co o tym myślę. Żebyście mieli świadomość, że czuwam i mam baczenie.

na emeryturze

Fun, powalczę. Powinienem dostać chłostę, że w ogóle przez myśl mi przeszło, że z przecinkami jest tutaj znośnie i mogę wrzucać.

No chyba, że masz już gdzieś jakieś spisane, to mógłbyś wrzucić ^^. Obowiązku ze mnie to nie zdejmie, bo i tak maczetą przez las liter, a z pewnością by pomogło. Ale jeśli nie masz, to nie fatyguj się niepotrzebnie i zostaw sprawę laikowi. (Nie) wiem co robię ;P.

 

Gary, świadomość została poinformowana. Sekwencje wyczekiwania odpalone.

No cóż, Mały Słowiku, mam mgliste wrażenie, że niektóre zdania rozumiałam i pewność, że większość oparła się mojej zdolności pojmowania słowa pisanego. Opowiadania, niestety, nie zrozumiałam. :(

 

Wszę­dzie bród, za­wsze jakiś fałsz, tylko on nie­ska­zi­tel­nie biały.Wszę­dzie brud, za­wsze jakiś fałsz, tylko on nie­ska­zi­tel­nie biały.

A może miałeś na myśli łatwo dostępne miejsce, w którym można przeprawić się przez rzekę…

 

Mógł ją zwi­jać jak kłę­bek włócz­ki… – Kłębek włóczki, to włóczka już zwinięta. Kłębek włóczki można rozwinąć.

Może: Mógł ją zwi­jać w kłę­bek, jak włócz­kę

 

two­rząc swo­isty gps. – …two­rząc swo­isty GPS.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ha. Bród to taki błąd w stylu stróżki ;). Ptaszek ustrzelony.

Dzięki za wyłapanie usterek.

Jak to Finkla zobaczy… :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Albowiem, Słowiku, trafiają się byczki nad wyraz podstępne.

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pobawię się w pogotowie interpunkcyjne. Jak masz wątpliwości, czemu gdzieś sugeruję przecinek lub jego brak – pytaj, obaj możemy się czegoś nauczyć ;)

 

Uderzaj w barierę wszystkimi działami(+,) jakie jesteś w stanie wytoczyć.

by sygnować wszystkie dwieście cztery awatary identycznym tagiem(-,) bądź uważać

 

że V1king stanowi mocno zaawansowaną formę multibota(+,) przypiętą do osobnego awatara, zapewne przyczajonego na którymś z niższych poziomów.

Zostały jakieś dwie minuty(+,) zanim echo ataków przeciążających systemy Levinsky’ego wyjdzie poza sektor

Powiem, co (+,)kurwa(+,) zrobiłem.

No to nie wyważam drzwi, jak nie muszę. Jak mnie wywalą, to wracam z nową maską i kodem; tak jakbym przeszedł błyskawiczną operację chirurgiczną.

A tu z kolei masz trzy razy “jak”, tak się rzuciło w oczy :D

gdzie mogę na spokojnie zbierać informacje o Lev. Corp.(+,) nie alarmując żadnych bramek skojarzeniowych.

krzyczą(+,) żeby spieprzać.

nawet gdybym przesyłał awatary szybciej(+,) niż plotki rozchodzą się po krajowych newsach.

Na razie tyle. Chyba trochę już sam poprawiłeś ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Odebrałem całość jako opis hakowania i pościgu po sieci. W sumie historia jakich wiele na sesjach Cyberpunka 2020. Wykonanie mocno opisowe, ale język mi pasował – tworzył odpowiedni klimat opowieści. Jednak koniec końców zabrakło mi sensu tego całego pościgu. Epizod ze świata i nic więcej. Niestety może przez to utonąć w mej pamięci w morzu podobnych lub lepszych tekstów.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Rzeczywiście, wykonanie i styl – fajne, ale pomysł nienajlepszy. Ot, dzień z życia hackera. Może to opowiadanie ma więcej uroku dla informatyków, do mnie nie przemówiło.

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Zgadzam się z przedpiścami – ktoś coś próbuje zhakować, wpada po uszy w szambo. Historia sama w sobie nie brzmi porywająco. Być może ciekawsza byłaby odpowiedź na pytanie, jak V1king to zrobił, kim on jest… Ale tej nie dostarczasz. No, przynajmniej ja jej nie znalazłam. Trochę zrozumiałam, ale mam wrażenie, że jeszcze więcej mi umknęło. Może dlatego, że się nie znam, więc trudno było mi docenić kunszt V1kinga.

Jak to Finkla zobaczy… :D

Co to, Finkla brodu nie widziała? Widziałam, kiedyś się nawet zastanawiałam, czy dałoby się tamtędy rower przenieść… Bród/ brud nie mają takich szans na karierę jak strużka/ stróżka (albo chociaż żądzą/ rządzą), bo te słowa nie pojawiają się takimi tłumami w sztampowym fantasy.

Babska logika rządzi!

Eh, jak nie w jedną stronę, to przegnę w drugą. Albo za prosto, albo zbyt zawile. Książę skrajności ;).

 

I proszę mnie tu Finklą nie straszyć. To dobry człowiek jest. Jak gryzie, to dłużej niż tydzień nie boli!

 

Fun, trochę, tak delikatnie, poprawiłem. Te trzy jaki bardzo fajnie mi brzmią, taki przyjemny rytm i dynamikę nadają tym zdaniom – ale, że mnie słoń na ucho nadepnął, to się jeszcze zastanowię.

Jesteś pewien, że trzeba tą ***** (ha! gwiazdkuję jak dziecko!) potraktować jak pospolite wtrącenie? Te przecinki strasznie sieką to zdanie. Ni to przyjemne dla oka, ni to brzmi. Da się jakoś ominąć inaczej, niż przebudowując zdanie?

Przecinkologia jest chyba bezlitosna dla tak wulgarnych wtrąceń. W tym przypadku można by rozważyć przerzucenie kobiety lekkich obyczajów do następnego zdania… Ewentualnie po prostu: “Powiem, kurwa, co zrobiłem”. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Ojej, zostałam dobrym człowiekiem. Chyba się wzruszę.

Słowiku, kiedyś Ty napisał coś zbyt prosto? ;-)

Tak, bluzgi to wtrącenia. Chyba że stanowią integralną część zdania: “Stara kurwa pieprzyła tak, że nawet materac się podniecił i stanął na sztorc”.

Babska logika rządzi!

Finklo, wyszło, że dzisiaj takie cuś wrzuciłem ;). Było nawet tak proste, że Fun nie uwierzył i szukał bardzo głębokiego dna (no, znaczy, jest tutaj dodatkowa warstwa, ale jeśli “podstawka” nie spełnia oczekiwań, to nie ma ona większego znaczenia).

Łzy wzruszenia dobrze smakują podawane z krwią dziewic.

 

Eh, czyli zostaje kombinować ze zdaniem.

Chyba nie dla mnie :( Ale podoba mi się koncept Mytrixa, że to cyberpunkowe opowiadanie o pisaniu opowiadania :) I wzmianka o pinacie na początku i na końcu też na plus;)

Ciężko cokolwiek powiedzieć o tym opowiadaniu. Kilka błędów jest nieważnych. Opowiadanie wygląda na dobre, ale nie wiem o co chodziło. Co prawda narracja miejscami zbyt wulgarna, a miejscami znakomita. Jeśli piszesz, Autorze, do niewtajemniczonych to musisz im opowiadać bardziej łopatologicznie.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pietrek – trochę się z Tobą nie zgodzę (oczywiście nie atakuje Twoich subiektywnych odczuć) co do konieczności większej łopatologi, bo skoro opowiadanie jest w klimacie cyberpunk, w dodatku na takiż konkurs napisane, to targetem są (chyba) fani gatunku :-) Poza tym wydaje mi się że Słowik opisał to wszystko tak, by było dowyć zrozumiałe i nie pchał się w "ciężką terminologię". Wydaje mi się że bardziej winna nieczytelności jest fabuła, jakaś taka prosta, bez głębi, której na siłę szukamy. Albo się mylę :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ale jak to tak, bez głębi, bez drugiego dna :( 

Wulgarność narracji (jej natężenie) wynika z beta patcha nałożonego na “p3”, testującego natężenie wulgarności do odbioru czytelników – w związku z czym występuje tylko we fragmentach tym patchem rozpoczętych. Sam p3 miał posiadać już sam z siebie nieco “cwaniaczkowaty” wydźwięk, więc StoryTeller uznał, że nadaje się na pole testowe najlepiej ;). Cieszę się jednak, że zdarzały się fragmenty znakomite (jakkolwiek długie by nie były :P).

 

Ja bardzo lubię otaczać proste historie nieco ciekawszą zawartością. Tak się piecze ciasta. Nie, że lubię piec ciasta. Jeść, to tak!

Wychodzi jednak, że tym razem odwaliłem jakieś czary z historią na pierwszym poziomie i a) jest niezrozumiała dla osób spoza cyberpunkowej braci, a jednocześnie b) zbyt banalna dla wspomnianej grupy. Nie wstrzeliłem się nigdzie – znaczy przestrzeliłem koncept i trzeba było przechylić w którąś stronę. W jedną – musiałbym ściągnąć warstwowość (motyw StoryTellera). W drugą – dodać sporo, sporo liter. Obie mnie chyba nie pociągają :(.

Jedno Ci muszę przyznać, Autorze. Wątek z giełdą do mnie trafił, lubię te klimaty.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

No cóż, Słowiku, wydaje mi się, że to jest całkiem dobrze napisane, tylko że ja zupełnie nie kumam konwencji. Czytało się gładko, kilka zdań bardzo smakowitych, fabułę chyba zrozumiałem, wstawki kodu doceniłem, ale kliknąć biblioteki uczciwie nie mogę. Nie jestem czytelnikiem cyberpunku i po prostu nie wiem, czy mieścisz się w schemacie, poszerzasz go, czy może łamiesz w pozbawiony sensu sposób. Wykonanie uważam za pozostające na tym samym poziomie hermetyczności co Senasune, ale nie wiem czy to wynika tylko z mojej cyberpunkowej indolencji (tak podejrzewam), czy jest to fakt obiektywny.

Pozdrawiam!

O, dla odmiany poczepiam się angielskiego. Czy zamiast looking for nie powinno być searching for? A zamiast welcome again – welcome back? A there zmieniłabym na here. Fajnie napisana historia, czuje się cyberpunkowy klimat.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

@ fleur searching for = looking for, a co do pozostałych zmian to rzeczywiście welcome back brzmi lepiej (acz again nie jest błędne) / a co do here/there to dałbym tak :Nice to have you out there, with us. Lub Nice to have you here with us.

Generalnie czy damy there czy here to i tak sens jest mniej więcej ten sam. Miło że jesteś tam (fizycznie gdzie indziej) z nami. Vs Miło, że jesteś tutaj z nami. (W przenośni w sensie używania naszego software). Tak to widzę :-) Może się mylę.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wydaje mi się, że zmiany, które zaproponowałam, brzmią bardziej naturalnie w kontekście​. Ale nie jestem nativem. Unikam tłumaczeń na angielski. Wolę odwrotnie ;)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Coboldzie, nie ma rzeczy całkowicie obiektywnych, ale jednocześnie nie szukałbym indolencji gdziekolwiek indziej niż w osobie autora ;). Szkoda, cholera, bo starałem się wyciąć wszelką masę informatyczną, zostawiając raczej obraz niemalże filmowy w swoim uproszczeniu (terminologii chociażby), żeby nie było specjalnie hermetycznie.

Sam myślę, że tekst mieści się w schemacie tak bardzo, że aż negatywnie.

 

Fleur, dziękuję. Rzeczywiście, searching for jest zdecydowanie bardziej na miejscu, względem kontekstu. There/here jest ponad moją głowę, zaufam Tobie i Mytrixowi. Again miało w zamyśle oznaczać “ponownie”, czyli niezależnie, co się stało, że zostałeś wylogowany. Back brzmi naturalniej, ale wydaje mi się, że nawiązuje bezpośrednio do ostatniej aktywności (z powrotem): znaczy, że mogło by być wyświetlone po jakimś dłuższym lagu, freezie czy afku (lecąc już taką terminologią ;)), nie zaś samym wylogowaniu – kiedy to program starałby się rozróżnić te dwie rzeczy i zareagować odmiennie.

 

 

Wykonałem research i searching for connection rzeczywiście bardziej pasuje :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Słowiku, to nie jest problem nadmiaru żargonu informatycznego, tylko mojej (czyli to jednak mój problem) niezdolności do zachwycenia się opisami gonitwy w przestrzeni binarnej. Twoje opowiadanie przypomina mi podobne fragmenty z “Upadku Hyperiona” – o ile sam dwuksiąg uważam za najlepszą rzecz w całej sf, to przez te kawałki przeszedłem z największym trudem. Napisałem, że poziom zbliżony do “Senasune” – a przecież tamten tekst kliknąłem do biblioteki. Tym razem jestem pewien, że znajdą się czytelnicy będący lepszymi adresatami opowiadania i ocenę im pozostawiam.

Ja wiem, że komentarze typu “fajne, ale nie w moim stylu” są wkurzające i niewiele wnoszą, ale jak tu nie skomentować tekstu wiernemu druhowi, i jak nie napisać przy tym prawdy?

Z drugiej strony myślę, że zwolennicy gatunku docenią. Jak już pisałem, Twój styl najlepiej sprawdza się właśnie w opisywaniu egzotycznych światów, dobrze tez łapiesz klimat niszowych konwencji.

Skrótowo ( na rozwlekłość zdobędę się dopiero po zakończeniu konkursu, ale jest ona nieunikniona). Opowiadanie stoi pod znakiem zmarnowałego potencjału. Sam pomysł na historię: włam i pościg w cyberprzestrzen, nie jest specjalnie oryginalny ale dobrze zrealizowany może być wściekle zabawny. Pomysył na aplikację storyteller i mnogość awatarów owszem, ciekawe, ale niestety zrealizowane na pół gwizdka. Opowiadanie aż się prosi o większe różnice w narracji występujące między poszczególnymi wersjami softu, a protagonista w kilku postaciach błaga wprost o bardziej zakręcone, dynamiczniejsze i kreatywniejsze opisy akcji.

Można się też lekko przyczepić (a jak można, to się przyczepię, bo wiadomo, czepialski jestem) do kilku zgrzytów w opisach “technicznych”. Mocno zabolała mnie “defragmentacji danych“ użyta zupełnie poza właściwym dla określenia kontekstem. Komunikaty wyświetlane w trakcie przelogowań są raczej niewiarygodne, a komendy wątpliwe (przykładowo “Mode: switch to” bez podania tego, na co apka ma się przełączyć, czy “Message to display after next log: Welcome again! Nice to have you here with us“, które jest podwójnie niezręczne, bo dlaczego wiadomość, która ma zostać wyświetlona po następnym zalogowaniu miałąby być wyświetlona po zerwaniu połączenia i wykorzystuje wyrażenie “log”, które w informatyce najczęściej występuje w innym kontekście).

na emeryturze

Ciekawy opis pościgu w cyberprzestrzeni, wyszło intrygująco. Tak jak Gary mam zastrzeżenie co do niezbyt wyraźnie zarysowanych różnic pomiędzy różnymi wersjami oprogramowania pisarskiego. Pomysł z wieloma awatarami również fajny.

Pozostałe elementy fabuły to taki klasyczny cyberpunk – hakerzy, korporacje, włamania. Wyszło całkiem OK, opisy nie raziły (ale informatyk ze mnie żaden :D ).

Mogłem patrzeć[+,] jak szatan sieje popłoch.

Przecinek.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

To je skrótowo? Ło mamo, aż mnie w piórkach szeleści na myśl, jak może wyglądać rozwlekle ;).

 

Wydaje mi się, że obraz “na pół gwizdka” maluje się ze względu na przestrzeń, którą opowiadanie zajmuje. Względem narracji miedzy trybami – pełna zgoda, że tu mogłem, a nawet powinienem mocniej ją zróżnicować, chociaż docelowym zamiarem było nadanie trybom nie tyle konkretnego stylu, co “osobowości” (subtelna, co prawda, różnica). Bardziej zakręcone opisy akcji to jednak inna bajka. Takie by wymagały, tak myślę, odczepienia oka od głównego bohatera i przeskakiwania bezpośrednio między konkretnymi awatarami. To by było samobójstwo względem limitu (tak, wiem, źle dobrany pomysł ;)).

 

Albo word poprawił mi fragmentację na defragmentację, albo jestem głupi. W sumie, biorąc pod uwagę, że nie zauważyłem, to i obie opcje są możliwe ;). Chodziło zdecydowanie o powielanie nieciągłości między zapisanymi partiami pamięci.

Komunikaty mogą być rzeczywiście mało wiarygodne, ale głównie z perspektywy użytkownika, którą nie do końca są.

 

To nie tak, że ja się wykłócam. Zdecydowanie za dużo masz racji, żeby podejmować takie zabawy ;).

Dzięki za większy komentarz.

Właściwie to nie wiem, co napisać. Przeczytałam opowiadanie, komentarze i pozostałam z wrażeniem, że zetknęłam się ze świetnie napisanym tekstem, który jest w sporym oddaleniu od centralnego ośrodka mojej wyobraźni, choć jednocześnie wszystkie obrazy widziałam. Po namyśle stwierdzam, że nie chodzi o to, że to cyberpunk, bo nawet zaczynam pałać do niego sympatią, tylko chyba brak problemu, który by mnie pobudził – a wiadomo, że uaktywniają mnie szczególnie problemy moralno-społeczne. Po prostu byłam biernym odbiorcą, ale nie uważam tego za zarzut, opowiadam jedynie o subiektywnych doznaniach, bo niewiele mam do powiedzenia odnośnie treści :P Klikałabym jak złoto.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Wicked (przeoczyłem Twój komentarz – chyba pisaliśmy je w tej samej chwili i jak już wklepałem to nie spojrzałem, czy jest nowy wpis), całkiem OK brzmi całkiem OK ;). Dzięki za wizytę.

 

Naz, również dziękuję. Świetnie napisany tekst to jeszcze nie dobry tekst, ale chyba całkiem niedaleko, więc jestem zadowolony ;).

I ja przeczytałem, Słowiku :―)

O tekście wiele zostało już powiedziane, muszę jednak przyznać, że Story zdało mi się bardziej zrozumiałe niż Senasune.

Warsztat, klasycznie, piękny, fabuła tym razem uboga i w sumie banalna, chyba trochę za bardzo skupiłeś się na aspekcie hermetyczności cyberpunka (ten gatunek często taki jest, ale da się prościej). Lubisz dobierać skomplikowane scenerie – to pewnie takie Twoje małe wyzwania i choć wychodzi Ci całkiem nieźle, nie jest to do końca TO, czego oczekuje czytelnik… Hmm, chyba jestem ostatnim, który powinien doradzać Ci w tej materii X―D

Trudno to sobie wyobrazić i tyle. Pewnie łatwiej byłoby na filmie…

Szkoda, że całość akcji dzieje się właśnie w cyberprzestrzeni. Może gdybyś skrócił pościg, a część akcji osadził w rzeczywistości, wyszłoby strawniej… No ale limit nie rozpieszcza.

Postać V1kinga ciekawe, ja również przeczytałbym o niej coś więcej.

 

Hmm, wiesz co? Radziłbym Ci jednak napisać coś prostszego w strukturze. Teraz, gdy już wiesz jak szeroki masz wachlarz możliwości, nie musisz wykorzystywać go do oporu, czyż nie? ;―)

 

Tyle ode mnie, trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ja już Słowika prowokowałem, żeby napisał coś pod publiczkę; tekst, który z automatu trafi do biblioteki, ale chwilowo wymiguje się założeniami konkurs. Może do któregoś z dwóch pozostałych napisze coś bardziej popowego :~D

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

O w mordę pingwina, co was wzięło z takimi emotkami D: . Są przerażające, aż mnie wewnętrznie skręca. Twoje Hrabio w szczególności, jakby mi jakiś przełącznik odpaliło – teraz będę wymazywał z pamięci!

Dzięki za wizytę, jak w przypadku Funa, odpowiem, że praca nad popowymi kawałkami wre, ale…

 

Może do któregoś z dwóch pozostałych napisze coś bardziej popowego :~D

Słowik krztusi się niezręcznie, po czym znika za rogiem, skąd zebranych dobiega nerwowy kaszel.

To dlatego, że Finkla śmieje się z naszych żabich uśmiechów, a my mamy po prostu brzydkie nosy ;―(

Ja swój odziedziczyłem po założycielu rodu, Primagenie I Krzywozgryzie, jakbyś chciał wiedzieć ;―)

 

Wielce mnie cieszy, że uległeś presji środowiska! Zapamiętam sobie to “praca wre” i będę czekał na efekty. Z pewnością będą interesujące ^|^

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ech, wygląda na to, że Fun jest bokserem… ;-)

Babska logika rządzi!

A może aktorem? ;^D

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Eeee, aktor by sobie zrobił operację plastyczną takiego połamanego kinola. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałam na razie pierwszy moduł opowiadania. Jeszcze tu wrócę, choć powiem szczerze, że ciężko czyta się takie teksty na monitorze :( Początek z piniatą rewelacyjny.

Jak doczytam, dokomentuję :)

It's ok not to.

Hmmmm. Mam mieszane uczucia. Faktycznie pomysł jest zacny i oryginalny, ale nie wszystko jestem w stanie sobie wyobrazić i zrozumieć. Koncepcja jak najbardziej ciekawa i interesująca. Doceniam. ;) Ale idzie się nieco pogubić w tekście, czasem czytałam jedno zdanie po dwa razy, żeby zrozumieć o co chodzi. Uważam, że tekst powinno się nieco dopracować i muszę się zgodzić z Funem, że Twój styl jest często niejasny i metaforyczny i sprawdza się w opowiadaniach w prostszej formie. Ja go osobiście bardzo lubię, ale przy łatwiejszych tekstach. Ten przez samą technologię, którą stworzyłeś robi się nieco niezrozumiały. Choć osobiście uważam, że wart przeczytania. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Czytałem opowiadanie już jakiś czas temu. Jest klimat pościgu i napięcie, czy bohaterowi się uda. Wydaje mi się jednak, że opko ukierunkowane jest w dosyć niszowe gusta czytelnicze. Ja też jestem trochę obok. Ale napisane tak, że samo się czyta.

Wróciłem, żeby marudzić.

Story n.2531 stoi formą, nie treścią, co, biorąc pod uwagę moje zwichrowane gusta, stawiałoby opowiadanie na z góry przegranej pozycji, gdyby nie to, że sprytnie uczyniłeś z formy element treści. Świetne rozwiązanie, choć nie pozbawione wad, bo styl narracji niezbyt mi pasuje do charakteru opowieści. Jest za mało dynamiczny i skoncentrowany na opisie świata przedstawionego, nie akcji, która powinna stanowić trzon historii. Karkołomne natężenie metafor także opowiadaniu nie służy, nawet jeżeli w dobrej wierze zrzucić je na karb błędów w oprogramowaniu: pierwsze dwa akapity to całkowita przesada – nie mogłeś poprzestać na porównaniu korporacji do piniaty, porównałeś atak na nią do walenia z dział (z dział do piniaty), a atakujących hakerów do hien. Ja mam plastyczną wyobraźnię, wszystko to sobie zwizualizowałem i do tej pory zastanawiam się, czy hieny lubią cukierki i czy odłamki pocisków nie przeszkadzają im w trawieniu.

Sam wątek główny, czyli wykolejona akcja hakerska, jest niezbyt oryginalny, ale, jak już pisałem wcześniej, dobrze poprowadzony ma potencjał i żeby ubawić, i żeby zaskoczyć. Osadzając akcję w cyberprzestrzeni miałeś możliwość dowolnego kształtowania wydarzeń, nie martwiąc się całą tą nudną fizyką i przyczynowością, ale skorzystałeś z niej zaledwie połowicznie, a może i w jednej czwartej. Szkoda, że nie zaszalałeś i nie dałeś się w pełni porwać fantazji.

Podsumowując, Story n.2531 to dobry pomysł na opowiadanie akcji, który doczekał się rzemieślniczo sprawnej, ale nienatchnionej realizacji, z egzotycznie poprzestawianymi akcentami.

na emeryturze

Nowa Fantastyka