- Opowiadanie: Urbi - Uważaj na siebie, ślicznotko

Uważaj na siebie, ślicznotko

Oceny

Uważaj na siebie, ślicznotko

– Złaź z drogi, ty cholerny idioto! – usłyszał nagle. Natychmiast dotarły do niego wysokie dźwięki wściekle naciskanego klaksonu. – Ślepy jesteś?! – wrzeszczał kierowca półciężarówki. Jared pospiesznie czmychnął w stronę chodnika.

Było za zimno na poważne zmartwienia. Rozchodził nowe buty, człapiąc w zamyśleniu przez miasto. Nie zważając na ruch uliczny, szedł przed siebie w poszukiwaniu rozwiązania.

– Nie wiem, co mam jej powiedzieć? Że się rozmyśliłem? Przecież mnie wyśmieje. Ona nigdy się nie waha.

Bał się wrócić do domu. Przecież ona ciągle tam była. Była i czekała na niego. Na jego decyzję, którą właściwie podjęła już wcześniej. A więc na jego zgodę. Przełknął ślinę, gdy uświadomił sobie, że stał się ruchomą marionetką w jej rękach.

– Marionetka w rękach lalki – zaśmiał się pod nosem na tę niedorzeczność.

Pełen wątpliwości zwrócił się w stronę swego domostwa. Nie miał wyjścia. Ale przecież musiał wrócić i zmierzyć się z tym, co go czekało.

Od drzwi wejściowych czuć było dziwną woń, niby spalone kwiaty, popiół, zioła. Nie wiedział, co to mogło być. Światło słoneczne ledwie przebijało się przez zaciągnięte zasłony, przez co wnętrze wypełniał półmrok.

– Hej, jesteś tu? – zapytał ostrożnie. Przecież nie wyniosła się do innego hrabstwa – udzielił sobie w myśli odpowiedzi. Nie odejdzie tak łatwo. Najpierw musi zrobić to, co obiecał. Zdjął kurtkę cichutko i powiesił w przedpokoju. Niepewnie wkroczył do salonu, w którym nic się nie zmieniło od jego wyjścia. Rodzice wciąż zapatrzeni byli w ekran migoczącego telewizora. W ich szklanych oczach odbijały się kolorowe paski, a z ust ściekały strużki śliny.

– Mamo? – spróbował raz jeszcze potrząsnąć matką, ale nadal nie reagowała. Poruszyła się jedynie sztywno pod naciskiem jego ręki, a jej ciało wydało delikatne skrzypienie. Na dywan poleciało kilka wiórów.

– Już się zaczyna – pomyślał Jared.

Na ojczyma nawet nie spojrzał. Nigdy za nim nie przepadał, chociaż w gruncie rzeczy nie był do niego wrogo nastawiony. Podejrzewał, że Tom był w tym samym stanie, co jego żona i to mu wystarczyło.

Wziął głęboki oddech, nim zdecydował się pójść na górę.

Czekała na niego. Jej nieruchoma, alabastrowa twarz zwrócona była wprost na drzwi do pokoju Jodi. Martwe źrenice zdawały się wcale nie skupiać światła, lecz był pewien, że go widzi. Mało tego, zna każdy jego ruch, każdą myśl i wątpliwość.

– Jestem już – poinformował.

Podniosła się z fotela powoli. Miał wrażenie, że znów rośnie na jego oczach. Zrobiła kilka kroków naprzód, a on nie mógł nie dostrzec, że ruchy lalki stawały się coraz bardziej płynne, coraz bardziej ludzkie. Gdy była już dostatecznie blisko, zatrzymała się i podniosła swe połyskujące ramię do góry. Stała tak przez moment, a potem szybkim gestem wyjęła z oczodołu okrągłe szkiełko i rzuciła je na podłogę ze wstrętem. Z powstałej dziury patrzyło na niego żywe oko. A jednak Jodi tam była.

– Cześć Jared – wymówiła jego imię nieruchomymi ustami, a jego przeszedł dreszcz. Dźwięk jej głosu przypominał skrobanie palcami o drewno. – Jestem głodna. Bardzo głodna.

 

***

 

Zaledwie  tydzień wcześniej odbyły się huczne urodziny Jodi. Kończyła szesnaście lat, wiek, w którym każdemu się wydaje, że życie staje przed nim otworem, i to wcale nie tym zlokalizowanym w końcowej części pleców. Jodi też tak myślała. Mało tego, dawała to wszystkim odczuć. Stała się naprawdę nieprzeciętnie irytującą nastolatką. Pewności siebie dodawała jej uroda – była rzeczywiście śliczna.

Centrum jej wszechświata stanowiło duże lustro ustawione na toaletce w jej pokoju, otoczone wianuszkiem korali, zdjęć, zasuszonych kwiatów. Jared niejednokrotnie wchodził do jej pokoju bez uprzedzenia, zwyczajnie, by dokuczyć starszej siostrze.

– Hej, maszkaro, nadal próbujesz zrobić coś ze swoją twarzą? – kpił. – Nie wiem, czy to możliwe.

– Idź stąd, Jared. Ile razy mam powtarzać, że masz pukać? Nigdy się nie nauczysz? – wybuchała złością i rzucała w drzwi poduszką, zeszytem, czymkolwiek, byle tylko odpędzić intruza i nadal kontemplować swoją urodę.

Denerwowała go jej próżność i skupienie na sobie. Nie miała już dla niego czasu. Nie zauważała go, o ile nie spłatał jakiegoś figla. Więc robił to. Ostatnimi czasy z zaciętą premedytacją.

Pewnego dnia, gdy wróciła ze szkoły, rzuciła plecak obok butów i pobiegła od razu na górę.

– Aaa! – jej krzyk słychać było w całym domu. – Mamooo! – wołała ze skargą. Jej wspaniałe lustro było w całości zamazane czerwoną farbą. Gęsta ciecz, spływająca po szklanej tafli, wyglądała jak krew. Na poplamionych fotografiach, na imponująco szerokich uśmiechach siostry i jej koleżanek, widniały ślady odbitych palców.

 Jared uśmiechał się do siebie w trakcie całego zamieszania. Nie obchodziło go nawet to, że rodzice szybko znajdą winnego. Wystarczała mu świadomość, że utrze nosa tej nadąsanej pannicy.

– Jared, ty potworze! – grzmiała dziewczyna. – Jak mogłeś?

– Nie mam z tym nic wspólnego! – kłamał w żywe oczy. – Może twoje sanktuarium ma cię już dość? Może wreszcie zajmiesz się czymś pożytecznym?

Takie przepychanki trwały zwykle do późnego wieczora. Gdy zapadał zmrok, w domu robiło się cicho.

 

***

 

– Dzień dobry – przywitał się z wahaniem. W sklepie nie było nikogo. Półki zastawione mnóstwem przeróżnych przedmiotów, uginały się pod ciężarem. Duchota, jaka panowała w tym miejscu, była trudna do zniesienia. Miał wrażenie, że na wszystkim, co widzi, spoczywa gruba warstwa kurzu. Rozglądał się niepewnie dokoła. Wszelkiej maści i rozmiarów kukiełki, pajacyki, pluszowe misie, lalki – plastikowe, porcelanowe, pacynki, koniki – ustawione rzędami, wpatrywały się w niego szklanymi paciorkami. Spodobała mu się zwłaszcza imponująco biała primabalerina, stojąca dumnie na jednej nodze – mocno odrapanej. Przyglądał się jej chwilę w poszukiwaniu ceny.

– Śszzzz… łup – Jared odwrócił się z przestrachem. Na podłodze, niedaleko wyjścia, leżał brązowy, mocno spłowiały misiek.

 – Musiał zsunąć się z półki – wytłumaczył sobie, choć cały czas czuł się niepewnie wśród setek starych, nieruchomych zabawek.

– Dzień dobry – usłyszał zza drzwi na zaplecze. Wyłonił się stamtąd mężczyzna. Był w średnim wieku, ubrany w ciemny, elegancki garnitur, kompletnie niepasujący do tego miejsca. Był przystojny, nawet typowy nastolatek płci męskiej, interesujący się dziewczętami, musiał to przyznać. – Czym mogę służyć? – zapytał sprzedawca z ujmującym uśmiechem, który odebrał chłopcu resztkę pewności siebie. – Szukasz czegoś konkretnego?

– Yyy… Potrzebuję prezentu dla siostry. Iii… Myślę, yyy, mam nadzieję, że uda mi się wybrać coś odpowiedniego u pana – wyjaśnił. – Zaproponuje mi pan coś ciekawego? – jąkał się wyrostek.

– Ależ naturalnie, Jared. – stwierdził tamten z zadowoleniem.

– Czy ja się przedstawiałem? – zaniepokoił się chłopak.

– Mam tu coś specjalnie dla twojej siostry – wskazał ręką iście królewską piękność o obliczu anioła, a na twarzy Jareda pojawił się wielki uśmiech. To było dokładnie to, czego szukał. Blond włosy spływające po wiotkich ramionkach, muślinowa sukienka z koronkami, różowe, kształtne usteczka i niebieskie oczka zwieńczone długimi, gęstymi rzęsami – wizerunek przypominający Jodi, jej ideał zamknięty w ciele bez duszy. Prezent miał zasugerować siostrze cienką granicę absurdu, do którego się zbliżała. Zadowolony ze znaleziska, zapłacił szybko, podziękował i wsadził pakunek pod pachę.

– Dziękuję raz jeszcze. Do widzenia – pożegnał się grzecznie.

– Żegnaj chłopcze – odpowiedział sprzedawca z satysfakcją.

– Żegnaj? Może jeszcze tu wrócę – pomyślał nastolatek, ale nie odezwał się głośno.

Gdy wychodził, spojrzał odruchowo pod nogi, ale miśka już nie było na podłodze.

 

***

 

– Chcę być twoją ukochaną siostrzyczką – przekonywała. – Będziemy się razem świetnie bawić, zobaczysz. Jej czoło marszczyło się, gdy mówiła. Z oczodołu wybiegały cieniutkie, krwistoczerwone żyłki, okalające siecią całą twarz. Poruszała ustami, jakby łapała powietrze.

– Ale ty nie jesteś moją siostrą! Nie jesteś Jodi – wybełkotał chłopiec. Zbierało mu się na płacz.

– W pewnym sensie jestem nią. Mam ją tutaj – wskazała miejsce, gdzie u ludzi znajdowało się serce. – Dotknij – złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. Wyczuł miarowe, choć bardzo słabe uderzenia i cofnął palce.

– No widzisz? To już nie potrwa długo. Jedno życie to niewiele, by istnieć. A ja chcę żyć.

 

***

Nim otworzyła oczy, doszły  ją dziwne dźwięki. Miarowe uderzenia i wysoki, jęczący ton. Coś uwierało ją w plecy, sprawiając ból.

– Zaraz, zaraz… Kiedy usnęłam? – zastanawiała się półprzytomnie Jodi. – Która to godzina? Znów spóźnię się na autobus, jeśli zaraz nie wstanę.

Z wolna podnosiła powieki. W pomieszczeniu było mało światła. Jednak źrenice przyzwyczaiły się wkrótce do tego półmroku. Coś się nie zgadzało.

– O cholera, to nie jest mój pokój! – krzyknęła.

Rozglądała się wkoło przerażona. Obce wnętrze – stare, poplamione fotele, kilka szafek, brudny, zakurzony dywan, podziurawiony materac ułożony pod zasłoniętym oknem. A wszystko jakieś wielkie, ogromne.

– Jak ja się tu znalazłam? – próbowała sobie przypomnieć.

– Łuuup! – nagle zza drzwi dobiegł głośny łomot. – Ty stara szmato, ja ci dam chować przede mną butelkę – odgrażał się męski głos.

Jodi znieruchomiała. Odczekała, aż odgłosy szamotaniny ucichną i spróbowała wstać.

– Co jest? Nie mogę rozprostować nóg! Ani wyciągnąć ręki!

Była zesztywniała. Mogła sobie pozwolić jedynie na delikatne poruszenia głową i tułowiem, kończynami, przy czym wydawała się skrzypieć. Podniosła do oczu dłoń, której prawie nie czuła.

– Aaaa – krzyczała, choć nikt jej nie słyszał.

 

***

Koleżanki z klasy przyszły, o dziwo, punktualnie. Zamknęły się w pokoju Jodi, gdzie szykowały się na wieczór. W całym domu słychać było muzykę i śmiechy nastolatek. O siódmej zeszły do salonu, gdzie czekał już tort. Ich mocne makijaże przypominały intensywnością kolorów indiańskie barwy wojenne, a fryzury były efektem złączenia wszelkich porad z czasopism młodzieżowych.

– Pomyśl życzenie – przypomniały dziewczynki, nim Jodi zdmuchnęła świeczki.

Siostra Jareda zamyśliła się chwilę, a potem spojrzała na niego, jakby zastanawiała się nad czymś niezwykle ważnym. Po chwili rozchyliła wargi w uśmiechu, dmuchnęła i można było wręczyć prezenty.

– O, jakie to ładne – zachwycała się solenizantka, wyjmując z pudełek kolejną bluzkę, kosmetyki, wisiorki.

Jej brat wzdychał głośno na te wybuchy entuzjazmu, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Kiedy zabrała się za pakunek od niego, wstrzymał oddech. Teraz, gdy jego złość osłabła, żałował, że nie wybrał jej czegoś, co by ją naprawdę ucieszyło.

– Ooo… – westchnęła szesnastolatka.

Wszyscy spojrzeli na pięknie prezentującą się zabawkę, która przypominała Jodi jeszcze bardziej, niż zapamiętał Jared.

– Braciszku… Jeeest piękna. Dziękuję – wstała i przytuliła go mocno, aż serce ścisnęło mu się z żalu.

Myślał, że będzie zła, wścieknie się i zwymyśla go od idiotów.

– „Lalka? Na szesnaste urodziny? Też pomysł! Jaki ty jesteś ciągle dziecinny” – brzmiało w jego uszach.

Zamiast tego szczera wdzięczność i coś, co przypomniało o ich dawnym porozumieniu, o więzi, jaka łączyła kochające się rodzeństwo.

Jodi postawiła podarek na półce, by zebrani mogli się przyjrzeć.

– Hello – wypowiedziała laleczka niskim głosem.

Wszyscy drgnęli, zaskoczeni.

– Pewnie ma wbudowany syntezator mowy – stwierdził roztropnie Tom.

Towarzystwo odetchnęło z ulgą, słysząc logiczne wyjaśnienie.

– Ma twoje włosy.

– I nosek.

– I usta też niemal identyczne – komentowały przyjaciółki.

– Nazwę ją Judi – oznajmiła wszem i wobec właścicielka.

Każda chciała dotknąć pięknej sukienki, loków, maleńkich bucików. Robiły sobie  zdjęcia, trzymając ją w objęciach.

Gdy przyjęcie dobiegło końca, a goście rozeszli się do swoich domów, jubilatka zabrała pakunki do pokoju, w którym jeszcze długo paliło się światło.

 

Koniec

Komentarze

stróżki śliny – :D sprawdź sobie :D

 

Pomysł był ale stanowczo zmarnowany. Jak na horror. Temat lalek dość mocno wyeksploatowany, ale sądzę że da się z niego jeszcze sporo wycisnąć. Tobie się nie udało. Nie tknęło, nie drgnęło i zawiodło. Końcówka skojarzyła się z niezbyt przyjemnym w odbiorze horrorem klasy B – Dom woskowych ciał.

F.S

Dziękuję za poświęcony czas. Przykro mi, że wyszło aż tak płasko i nieciekawie. Staram się nie poddawać i szlifować warsztat. No, ale, widać, daremny trud. Pozdrawiam.

Mnie horrory kompletnie nie ruszają. Sadzę, że trud niedaremny, bo w sumie czytało się gładko. Historia, jak dla mnie, po prostu nieciekawa.

F.S

– Hej, jesteś tu? – zapytał ostrożnie. Przecież nie wyniosła się do innego hrabstwa – udzielił sobie w myśli odpowiedzi.

Hm. Zapisywanie przemyśleń, odkąd pamiętam, było problematyczne i z tego co się orientuję, jest tutaj pewna dowolność. Niemniej zapis, którego użyłaś, jest nieco dezorientujący, rozmywa się granica między wypowiedzią a didaskaliami. Może lepiej zapisać to tak:

– Hej, jesteś tu? – zapytał ostrożnie.

Przecież nie wyniosła się do innego hrabstwa, udzielił sobie w myśli odpowiedzi.

Rodzice wciąż zapatrzeni byli w ekran migoczącego telewizora. W ich szklanych oczach odbijały się kolorowe paski,

Trochę za ciasno tu od tych przymiotników.

 

– Mamo? – spróbował raz jeszcze potrząsnąć matką, ale nadal nie reagowała.

O ile obecność “nadal” jest dyskusyjna, bo powiedzmy, że matka mogła nie reagować na wołanie, a teraz zmienił się bodziec, to nie wiem po co stoi tutaj “raz jeszcze”, skoro nikt nie potrząsał wcześniej matką.

 

Martwe źrenice zdawały się wcale nie skupiać światła

I słusznie. Martwe czy żywe, źrenice nie skupiają światła, bo są jedynie dziurami w tęczówce. Światło skupia soczewka.

 

– Cześć Jared – wymówiła jego imię nieruchomymi ustami, a jego przeszedł dreszcz. Dźwięk jej głosu przypominał

Zaimkoza. Na pewno da się część tych zaimków pominąć lub zapisać inaczej.

 

Centrum jej wszechświata stanowiło duże lustro ustawione na toaletce w jej pokoju, otoczone wianuszkiem korali, zdjęć, zasuszonych kwiatów. Jared niejednokrotnie wchodził do jej pokoju bez uprzedzenia

wpatrywały się w niego szklanymi paciorkami.

“szklanymi paciorkami oczu” dałbym jednak. Nie unikasz tutaj powtórzenia, a ciężko jest się wpatrywać w cokolwiek paciorkami. ;)

 

Wyłonił się stamtąd mężczyzna. Był w średnim wieku, ubrany w ciemny, elegancki garnitur, kompletnie niepasujący do tego miejsca. Był przystojny, nawet typowy nastolatek płci męskiej, interesujący się dziewczętami, musiał to przyznać

Dziwna składnia sugeruje, że to garnitur był przystojny. ;) Do tego byłoza – 2. i 3. zdanie rozpoczyna ten przeklęty czasownik.

 

wysoki, jęczący ton.

Ton nie może być jęczący. Prędzej dźwięk, ale to nadal dziwne określenie, według mnie.

 

Historyjka jest bardzo naiwna i straszyć próbuje dość nieudolnie, wręcz infantylnie. Jest trochę dziurawa, bo na przykład kto kupuje szesnastolatce na urodziny lalkę? Dialogi słabiutkie, ale mimo wielu wad dostrzegam promyczek nadziei – warsztat jest całkiem całkiem i jeśli potraktować ten tekst jako wprawkę, to wypada znośnie. Utrzymuj rosnący trend, a za jakiś czas, kto wie, może być bardzo dobrze.

Pozdrawiam!

Tak rzeczowe uwagi są niezwykle cenne dla każdego amatora. Dzięki serdeczne. Rzeczywiście teraz widzę, jak naiwna to historia. Cóż, próbowałam. Pozdrawiam.

Faktycznie, ten temat jest już mocno wyeksploatowany.

Końcówka jest dla mnie niejasna – kupił siostrze lalkę i co? O jaką decyzję Jareda chodziło na początku? Dokąd właściwie przeniosła się Jodi?

a z ust ściekały stróżki śliny.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “stróżka”. Możesz się zdziwić. I dlaczego nie poprawiasz wytkniętych błędów?

Babska logika rządzi!

Ups, ale wstyd z tą stróżką. Wybaczcie, nie zwróciłam wcześniej na to uwagi. Już poprawiłam. Co do poprawek w ogóle, cieszę się, że komentujący wskazują mi popełniane błędy, natomiast jeśli tekst jest kiepski, to praca nad nim wydaje się bezcelowa. Opowiadanie miało być wprawką, jeszcze nie skończoną, po przeczytaniu “Pamiętnika rzemieślnika” Kinga i wg jego wskazówek. Lalka miała wchłonąć Jodi i przenosić w miejsca, gdzie sama wcześniej była, póki dziewczyna nie “odkupi win”. Powiedzmy, że mglisty i taki sobie pomysł, wykonanie jeszcze gorsze.

Wyszło słabo, ale przynajmniej zaczęłam znów pisać po dość długiej przerwie. Dzięki raz jeszcze za poświęcony czas.

 

Co do poprawek w ogóle, cieszę się, że komentujący wskazują mi popełniane błędy, natomiast jeśli tekst jest kiepski, to praca nad nim wydaje się bezcelowa.

Poprawianie błędów, nawet w kiepskim tekście, też uczy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No to pomysł z przenoszeniem w różne miejsca nawet ciekawy. Szkoda, że go spaliłaś, zanim pokazałaś. :-(

To raczej wstawiaj skończone teksty – więcej ludzi przeczyta, sensowniejsze uwagi dostaniesz. A jeśli już nie ma innego wyjścia, to oznaczaj jako “fragment”.

Babska logika rządzi!

Lubię horrory, ale tu znalazłam tylko pomysł, o horror zaledwie się ocierający.

Ot, młodszy brat, zawiedziony i rozgoryczony tym, że w świecie dorastającej siostry nie ma dla niego miejsca, kupuje jej lalkę… Od hucznych urodzin Jodi minął tydzień i brakuje mi choćby wzmianki, jak dziewczyna zareagowała na prezent Jareda.

Rozumiem, że lalka nie jest zwykłą zabawką i ma zamiar zająć miejsce Jodi, ale zakończenie z przebudzeniem się dziewczyny w obcym miejscu jest mało satysfakcjonujące. Wolałabym raczej zamianę ról, żeby siostrzyczka ocknęła się na półce osobliwego sklepu i zaczęła planować zemstę. Wystarczy, że ktoś ja kupi…

Jako wprawka, może być, bo jako opowiadanie tekst się raczej nie sprawdza.

 

– Złaź z drogi, ty cho­ler­ny idio­to! – usły­szał nagle.– Złaź z drogi, ty cho­ler­ny idio­to! – Usły­szał nagle.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

że stał się ru­cho­mą ma­rio­net­ką w jej rę­kach. – Raczej: …że stał się ma­rio­net­ką poruszaną jej rę­kami.

 

Pełen wąt­pli­wo­ści zwró­cił się w stro­nę swego do­mo­stwa. Nie miał wyj­ścia. Ale prze­cież mu­siał wró­cić i zmie­rzyć się z tym, co go cze­ka­ło. – Powtórzenie.

Może w pierwszym zdaniu wystarczy: Pełen wąt­pli­wo­ści zruszył w stro­nę do­mu.

 

Prze­cież nie wy­nio­sła się do in­ne­go hrab­stwa – udzie­lił sobie w myśli od­po­wie­dzi. – Może przyda się wątek o zapisie myśli bohaterów: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

że życie staje przed nim otwo­rem, i to wcale nie tym zlo­ka­li­zo­wa­nym w koń­co­wej czę­ści ple­ców. – Jaki otwór w końcowej części pleców masz na myśli? Bo, o ile wiem, w plecach nie ma otworów.

 

Pew­no­ści sie­bie do­da­wa­ła jej uroda – była rze­czy­wi­ście ślicz­na.

Cen­trum jej wszech­świa­ta sta­no­wi­ło duże lu­stro usta­wio­ne na to­a­let­ce w jej po­ko­ju, oto­czo­ne wia­nusz­kiem ko­ra­li, zdjęć, za­su­szo­nych kwia­tów. Jared nie­jed­no­krot­nie wcho­dził do jej po­ko­ju bez uprze­dze­nia… – Nadmiar zaimków. Powtórzenie.

 

lalki – pla­sti­ko­we, por­ce­la­no­we, pa­cyn­ki, ko­ni­ki – usta­wio­ne rzę­da­mi… – Koniki to też lalki?

 

i nie­bie­skie oczka zwień­czo­ne dłu­gi­mi, gę­sty­mi rzę­sa­mi… – Czy rzęsy na pewno są zwieńczeniem oczu, czy, jeśli już, raczej powiek?

 

od­gra­żał się męski głos.

Jodi znie­ru­cho­mia­ła. Od­cze­ka­ła, aż od­gło­sy sza­mo­ta­ni­ny ucich­ną… – Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Wolałabym raczej zamianę ról, żeby siostrzyczka ocknęła się na półce osobliwego sklepu i zaczęła planować zemstę.” – świetny pomysł, od razu pewien wariant zaświtał mi w głowie.

Dziękuję za uwagi. Końcowa część pleców to eufemizm i to nie ja go wymyśliłam – sądzę, że zna go większość.

Nadmiar zaimków jest częstym błędem, u mnie na pewno, staram się z tym walczyć.

Już zaznaczyłam – fragment, bo do zakończenia jeszcze nie dobrnęłam. I właściwie straciłam serce do tego tekstu, więc nie jestem pewna, czy dobrnę.

Pozdrawiam.

Jeśli uważasz uwagi za przydatne, a sugestię za wartą rozpatrzenia, to bardzo się cieszę. ;D

Wiem, że eufemizm, ale tak wyświechtany, tak pospolity, że aż żenujący. :(

 

I właściwie straciłam serce do tego tekstu, więc nie jestem pewna, czy dobrnę.

Urbi, proszę, nie opowiadaj mi tu pierdół o utracie serca, tylko bierz się do roboty – napraw początek i zasuwaj dalej! ;)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O rany, jakie konkrety :) Masz rację, mam tendencję do roztkliwiania się nad sobą, zwłaszcza po fali krytyki. Nie tak łatwo przełknąć fakt, że coś nie jest tak fajne, jak nam się wydawało. Ale nie chcę rezygnować. Grafomania to też pochłaniające zajęcie :)

Nowa Fantastyka