- Opowiadanie: Rokitnik - Szedł drogą topora i ciął

Szedł drogą topora i ciął

Witam!

 

Natchniony zamieszaniem wynikłym z wątpliwej jakości przepisu o wycince drzew w naszym kraju, postanowiłem napisać coś na ten temat. Padło na lekko humorystyczny szort.

Już na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż jest to tylko wprawka pisarska. Wiem, że polityka nie jest na tym serwisie mile widziana, a sam z resztą staram się jej w codziennym życiu unikać. Chciałem po prostu spróbować się w pisaniu satyry, a że ostatni temat ustawy ministra Szyszki wydał mi się do tego idealny, napisałem poniższy szort. Proszę nie bić...

 

Tradycyjnie, miłej lektury!

 

Post Scriptum

Oczywiście dziękuję betującym. Ich pomoc (szczególnie Blacktoma) była nieoceniona.

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Szedł drogą topora i ciął

Nad gęstym lasem, pamiętającym czasy pierwszych Piastów, zgromadziły się czarne chmury. Z dalekiej Puszczy Kampinoskiej do jego mieszkańców doszły straszliwe wieści. W trakcie wieloletnich badań, zwanych programem “Natura 2000”, Władza odkryła istnienie magicznych stworzeń. Poprzedni gabinet postanowił chronić cenne okazy, ustanawiając wokół ich miejsc występowania specjalne strefy ochrony. Taki stan rzeczy nie utrzymał się jednak długo – nowy rząd postanowił zrobić użytek z kryptyd. Ogłoszenie światu istnienia tych stworzeń przyniosłoby bowiem państwu olbrzymie pieniądze, tak potrzebne do przytkania dziury budżetowej.

Pod przykrywką okropnej ustawy o wycince drzew, rozpoczęła się wielka obława, a zagłada odwiecznej kniei była nieunikniona.

 

Z odpowiednim papierem pod pachą, granice lasu przekroczył potężny mężczyzna. Jego olbrzymia, ostra jak przysłowiowa brzytwa, siekiera połyskiwała w wiosennym słońcu. Mimo zagradzających mu co chwila drogę drzew, krzewów, czy pniaków, parł nieustannie do przodu. Nic nie było w stanie odwieść go od zleconego zadania – szef, niejaki Minister, bardzo śpieszył się z oczyszczeniem kraju z niechcianych badyli psujących tylko widok.

Jak przystało na stereotypowego drwala, mężczyzna nosił kędzierzawą brodę i długi kucyk, powiewający zgrabnie na ciepłym wietrze. Jedyną rzeczą, niepasującą do wyglądu przeciętnego rębacza, był jego świeżo wyprasowany garnitur, zlewający się z gęstym cieniem grasującym między drzewami. Jeszcze ciemniejsze zdawały się być szkła idealnie dopasowanych okularów.

Po chwili nieśpiesznej przechadzki, umilanej przez wesoły śpiew leśnych ptaków, mężczyzna zatrzymał się. Oparł narzędzie pracy o najbliższy pieniek i ujął się pod boki. Odetchnął kilka razy czystym powietrzem, poprzyglądał się rosnącym wokół leciwym dębom i sczerniałym grabom, po czym zabrał się do pracy. Wyjął zza pazuchy flaszeczkę, wypełnioną pod korek niebieskim płynem. Korek zdobił pozłacany profil orła w koronie, a szyjkę przeplatała biało-czerwona wstążka. Drwal uśmiechnął się na widok ulubionej mikstury, po czym energicznie ją odkorkował. Wychyliwszy całą zawartość poczuł, jak wstępują w niego nowe siły. Marynarka zaczęła opinać się na gwałtownie puchnących mięśniach, a napięte żyły wychodzić na twarz. Był gotów.

Lśniące ostrze raz po raz podnosiło się i opadało, kładąc za sobą kolejne drzewa. Panujący zwykle w puszczy spokój co chwila zakłócał przeciągły świst przecinającej powietrze siekiery i szum upadających drzew. Strzaskane gałęzie i drzazgi leciały na wszystkie strony, a świeże wióry ścieliły podszyt coraz to grubszą warstwą. Leśne stworzenia zaczęły uciekać, skupiając się jedynie na ratowaniu życia. Nawet driady, dotąd broniące swych zielonych przyjaciół, wiedziały, że nic nie jest w stanie powstrzymać morderczego szału drwala. Sowy, wiewiórki, rusałki – wszystkie starały się uratować przed śmigającym wokoło toporem.

W końcu amok zniszczenia dosięgnął i pradrzewa – domu Leszego, pana lasu. Zgarbiony stwór był pewien, że drwal zatrzyma się przed nim i zaprzestanie bezmyślnej wycinki. I tak też się stało. Rębacz na widok monstrualnego dębu, zatrzymał siekierę w połowie zamachu i oparł przy prawej nodze. Przez głowę przetoczyły mu się wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to ojciec opowiadał mu jak wraz z dziadkiem posadził podobny dąb przed domem. Gdy za młodu tam jeździł, często kładł się pod baldachimem zielonych liści i w przyjemnie chłodnym cieniu ucinał sobie drzemki. Lubił słuchać wesołego śpiewu ptaków wijących sobie gniazdka w rozłożystych gałęziach. Zdarzyło mu się też kilka razy obserwować, jak rodzina orłów mieszkająca w koronie powracała z łowów, zupełnie jak w znanej legendzie o lokacji Gniezna.

Były to dla niego niezwykle drogie wspomnienia. Po jego lewym policzku spłynęła samotna łza. Zadowolony Leszy widząc wahanie drwala, już chciał go pochwalić o opowiedzieć coś o poszanowaniu historii i wadze symboli narodowych, ale wtem jedno potężne cięcie siekiery powaliło monstrualne drzewo.

- Służba nie drużba! – wypalił, omijając bezceremonialnie zbierającego się z ziemi Leszego. Po obejściu powalonego pnia zajął się stojącą tuż obok chatką Baby Jagi…

Wkrótce w przedwiecznym pralesie nie ostało się ani jedno drzewo. Potężne dęby, wiotkie wierzby, wysokie topole i kłujące świerki, wszystkie leżały pokonane przez potęgę rozszalałego drwala i jego ostrego topora. Zadowolony ze swojego dzieła zniszczenia, mężczyzna przysiadł na pniu pozostałym z pradębu. Ściągnął przepocony garnitur i rzucił go niedbale za siebie. Rozłożył się wygodnie podziwiając błękitne niebo, dotąd przysłonięte przez korony drzew.  

Po chwili relaksu, wstał i ujrzał za sobą setki chudych, odzianych w płaszcze, agentów rządowych. Wszyscy mieli obowiązkowe szare kapelusze z szerokimi rondami i ciemne okulary, a do piersi przypięte mieli wyświechtane, biało-czerwone kotyliony. Stali w milczeniu na dawnej zachodniej granicy lasu, a każdy trzymał za gardło jakieś magiczne stworzenie. Zaciskali blade, kościste ręce na wierzgających nimfach, wiłach, bagiennikach, biesach i innych stworach pochwyconych w obławie. Za nimi stały opancerzone furgonetki opatrzone tym samym logiem, co korek butelki z eliksirem, gotowe do załadunku. Potężny siekiernik uśmiechnął się od ucha do ucha.

- No to co, chłopaki, robota odwalona! Idziemy na browca? – zawołał do smutnych tajniaków.

Koniec

Komentarze

Mieszane mam uczucia co do tego tekstu. I nie chodzi mi o zawartość polityki, bo to mnie akurat najmniej interesuje. Wydaje mi się, że jednak warto byłoby rozwinąć ten wątek. Nieco więcej opisać, coś dodać. Tak jak jest, jest w moim odczuciu zbyt ogólnie. Błędów rażących w oczy nie stwierdziłem. Jedyne co mi zgrzytnęło, to ten drwal z siekierą w tych czasach, no ale jak groteska i humor, to groteska i humor. 

Oceny chyba nie zostawię, bo mogłaby być niesprawiedliwa. Pozostawię ciężar odpowiedzialności na innych.

Miłego :)

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mi również nie chodziło o politykę. Uznałem sam temat za całkiem dobry to wyśmiania, więc się za to zabrałem.

Możliwe, że kiedyś jeszcze napiszę coś z tego ‘uniwersum’. W zamyśle miało być to ćwiczenie literackie, więc postawiłem na możliwie krótki tekst. Nie chodziło mi tu zbytnio o nadbudowanie fabularne (choć pewnie coś więcej by się przydało), ale o poćwiczenie humoru. Mam problem z napisaniem czegoś choć trochę wesołego.. Nie wiem, czy wyszło, ale warto próbować…

Pozdrawiam i wzajemnie :)

Jai guru de va!

Doceniam kierujące Tobą intencje. Scenka, jako wprawka może być, ale nic poza tym.

 

Nic nie było w sta­nie od­wieść go od po­le­co­ne­go mu za­da­nia… – Czy oba zaimki są niezbędne?

Proponuję: Nic nie było w sta­nie od­wieść go od zle­co­ne­go za­da­nia

Można komuś polecić wykonanie zadanie, albo zlecić zadanie.

 

Jesz­cze ciem­niej­sze zda­wa­ły się być szkła oku­la­rów, ide­al­nie przy­wie­ra­ją­cych mu do oczu. – Noszę okulary od niepamiętnych czasów, ale nie wyobrażam sobie, bym mogła używać okularów idealnie przywierających do oczu. ;-)

Zakładam, Rokitniku, że nie miałeś na myśli soczewek kontaktowych.

A może myślałeś o goglach?

 

Wyjął zza pa­zu­chy po­kaź­ną fla­szecz­kę… – Flaszeczka jest mała z definicji.

Za SJP: pokaźny «dość duży, spory, znaczny»

 

Zaraz na­puch­nię­te mię­śnie za­czę­ły opi­nać jego ma­ry­nar­kę… – Czy drwal miał mięśnie na marynarce? ;-)

Za SJP: opiąćopinać  «otoczyć, okryć czymś ściśle przylegającym»

Proponuję: Marynarka zaczęła opinać się na gwałtownie puchnących mięśniach.

 

za­trzy­mał sie­kie­rę w po­ło­wie za­ma­chu i oparł przy pra­wej nodze nogi. – Domyślam się, że noga, oprócz prawej, miała także lewą nogę. Zakładam, że druga noga drwala była wyposażona identycznie i wychodzi mi, że drwal miał sześć nóg. ;-)

 

wraz z dziad­kiem po­sa­dził po­dob­ny dąb przed domem. Gdy za młodu jeź­dził do dziad­ków… – Powtórzenie.

 

już chciał go po­chwa­lić o opo­wie­dzieć coś o po­sza­no­wa­niu hi­sto­rii… – Literówka.

 

-Służ­ba nie druż­ba!– wy­pa­lił… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji po wykrzykniku. Dlaczego wypowiedź napisałeś kursywą?

 

Ścią­gnął spo­co­ny gar­ni­tur i rzu­cił go nie­dba­le za sie­bie. – Garnitur nie poci się. Spocony mógł być drwal, a garnitur przepocony.

 

a do pier­si przy­pię­te mięli wy­świech­ta­ne, bia­ło-czer­wo­ne ko­ty­lio­ny. – Skoro mięli kotyliony, nic dziwnego, że były wyświechtane. ;-)

Za SJP: miąć «gnieść coś»

Powinno być: …a na pier­si przy­pię­te mieli wy­świech­ta­ne, bia­ło-czer­wo­ne ko­ty­lio­ny.

 

-No to co, chło­pa­ki, ro­bo­ta od­wa­lo­na! Idzie­my na brow­ca?– za­wo­łał do smut­nych taj­nia­ków. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji po pytajniku. Dlaczego wypowiedź napisałeś kursywą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Ci za wypisanie błędów. Już zabieram się do pracy :)

 

Cieszę się, że doceniasz moje pobudki. Nie jest to to arcydziełem, ale przynajmniej można się (chyba) uśmiechnąć. We wszystkich moich tekstach dialogi (jeśli są od myślników) zapisuję kursywą. Tak sobie wymyśliłem styl.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jai guru de va!

Spotykam się z kursywą, ale przy zapisie myśli.

http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Jeśli taki sobie wymyśliłeś styl zapisywania dialogów, to, o ile wiem, chyba nie jest on prawidłowy.

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Jeśli uważasz, że moje uwagi są przydatne, to bardzo się cieszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm… Nie wiedziałem o tym. Nic mnie chyba nie zaboli, jak usunę tą kursywę. Wielkiej różnicy mi to nie zrobi, ale za to będzie poprawnie :)

Jai guru de va!

Słuszne decyzje, jak się okazuje, podejmujesz szybko i bezboleśnie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ależ dziękuję. “Staram się jak mogę!”

Pozdrawiam i miłej nocy życzę :)

Jai guru de va!

Hmmm. Nie rozbawiło. Las szlag trafił. IMO, to raczej smutny tekst.

Wydaje mi się, że warto byłoby pociągnąć ten wątek nadnaturalnych stworzeń – po co one były rządowi? Leszego minister uwięzi na daczy, żeby dbał o ogród? Płanetniki władze będą wykorzystywać, żeby na ich wiecach była śliczna pogoda, a na demonstracjach opozycji – grad i huragan?

Babska logika rządzi!

No widzisz Finklo, nawet jak się staram rozweselić, to wychodzą mi same smutasy :(

Co do sensu łapania stworzeń, to na początku było to nieco zarysowane:

“Nowy rząd postanowił zrobić użytek z kryptyd. Ogłoszenie światu istnienia tych stworzeń przyniosłoby bowiem państwu olbrzymie pieniądze, tak potrzebne do przytkania dziury budżetowej.”

Nie wiem, czy zostało to dobrze objaśnione, ale wyobraziłem sobie, że jakby nagle ktoś ujawnił światu istnienie takowych stworzeń i poparł swoje odkrycie żywymi ‘dowodami’, to jednak przyniosłoby to jakieś korzyści. Miliony turystów gotowych zapłacić za zobaczenie potworów z legend zamkniętych na wybiegach…

Chyba jednak coś do tego dopiszę, ale jak już, to jutro.

 

Pozdrawiam!

Jai guru de va!

Eeee, zdaje się, że “Fakty” w co drugim numerze ujawniają takie fenomeny i coś się kasa strumieniem nie leje. A może to we “Wróżce” było? ;-)

Babska logika rządzi!

Heh… No ale pomysł rozumiesz :)

Przekonałaś mnie – jutro coś do tego dobuduję, żeby wyglądało choć trochę sensowniej. To, co w głowie ma autor nie zawsze jest przecież tak jasne dla czytelnika. Muszę nad tym nieco popracować…

Tymczasem borym lasem – dobranoc!

Jai guru de va!

Dobre opowiadanie, ale możnaby to rozwinąć.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Bardzo się cieszę, że komuś się podoba!

 

Zajrzyj tu proszę dzisiaj wieczorem, bo zamierzam je nieco rozbudować (jak już pisałem do Finkli). Ćwiczenie to ćwiczenie – elementy, które chciałem potrenować zostały wystarczająco ujęte, choć przyznaję, że pewne rzeczy mógłbym nieco rozwinąć. Dodam jeden akapit o ‘genezie’ powstania pomysłu na łapanie magicznych stworków. To rzeczywiście nie zostało dostatecznie zarysowane…

 

Pozdrawiam i miłego dnia życzę :)

Jai guru de va!

Dobre opowiadanie, ale możnaby to rozwinąć.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Podczepiając się pod głos poprzednich, opowiadanie faktycznie wygląda jak zwiastun czegoś większego.  Stąd oceniłbym je przeciętnie. Raczej też nie zapadnie w pamięć. Zawartość polityki na szczęście minimalna, bo z reguły wychodzi wtedy ze mnie cynik. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałem bez przykrości, a to duży komplement zważywszy na to, że nie znoszę polityki ;D

Generalnie – jest tak, jak napisałeś w przedmowie. Wprawka, mająca na celu raczej wyrzucenie z siebie emocji, niż przedstawienie konkretnej opowieści. Podobała mi się o tyle, że mnie również dotknął program wycinkowy…

 

Tyle ode mnie, na koniec uwagi:

Jego olbrzymia, ostra jak przysłowiowa brzytwa, siekiera połyskiwała w wiosennym słońcu.

Zwróć uwagę na szyk zdania. Niby dobrze oddzieliłeś wtrącenie, ale zestawienie brzytwa-siekiera sprawia, że nie czyta się tego dobrze. A wystarczyłoby: “Jego olbrzymia siekiera, ostra jak przysłowiowa brzytwa, połyskiwała…”

Tego typu niezręczności czasem szpecą Twój tekst. Warto poprawić, bo piszesz starannie i całkiem płynnie :)

Mimo zagradzających mu co chwila drogę drzew, krzewów, czy pniaków, parł nieustannie do przodu.

“Co chwila” jest właściwie zbędne. Tylko zachwaszcza tekst ;) A poza tym, w zestawieniu z “drogą” znów daje dziwny efekt.

mężczyzna nosił kędzierzawą brodę i długi kucyk, powiewający zgrabnie na ciepłym wietrze.

“Zgrabnie” raczej słabo opisuje powiewający na wietrze kucyk ;) Inna sprawa, że to kolejny chwast. Korzystając z przymiotników i przysłówków bądź ostrożny – łatwo przesadzić.

Zadowolony Leszy[+,] widząc wahanie drwala, już chciał go pochwalić o opowiedzieć coś o poszanowaniu historii 

Przecinek i literówka.

Po chwili relaksu[-,] wstał i ujrzał za sobą setki chudych, odzianych w płaszcze, agentów rządowych.

Zbędny przecinek.

Wszyscy mieli obowiązkowe szare kapelusze z szerokimi rondami i ciemne okulary, a do piersi przypięte mieli wyświechtane, biało-czerwone kotyliony.

Powtórzenie. Drugie “mieli” w zasadzie zbędne, mógłbyś wywalić. Albo pierwsze zamienić na “nosili”.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję za komentarz i dobre słowo :)

 

Raczej nie będę się rozwijał w twórczości tego typu (jak pisałem w przedmowie, sam stronię od poruszania tematów politycznych), ale trzeba popróbować w życiu wszystkiego.

 

Pozdrawiam.

Jai guru de va!

Nie powala, choć nie ma tragedii. Jednak, gdyby je trochę rozwinąć, to kto wie… 

„Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn”. H.P. Lovecraft

Nowa Fantastyka