- Opowiadanie: Chemikal - Punkt widzenia

Punkt widzenia

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Punkt widzenia

Mężczyzna powoli otworzył zmęczone oczy. Jego uwagę przykuła kobieca sylwetka kontrastująca z jasnymi płomieniami kominka. Powoli zaczął dostrzegać więcej szczegółów. Imponująco długie włosy koloru płomieni, kończyły się dopiero na skromnie odzianych pośladkach. Widok zaparł mu dech we wciąż bolącej piersi. Na krótką chwilę zapomniał o powściągliwości, wpajanej mu od dziecka… Musiał jednak opanować myśli. Wciąż oszołomiony zerwał się z łóżka. A raczej chciał, przeszkodził mu w tym ostry ból przeszywający klatkę piersiową. Padł na łóżko. Kobieta odwróciła się. Mógł teraz przyjrzeć się jej dokładniej. Ubrana była w dziwną, długą, czerwoną koszulę. Przewiązana tuż pod piersiami szerokim pasem z ciemnozielonego materiału. Z przodu wyglądała jeszcze bardziej urodziwie. Uśmiechnęła się. Duże, turkusowe oczy zalśniły na alabastrowej, piegowatej twarzy… zasnął.

***

Gdy ponownie się obudził w pomieszczeniu panował półmrok. Zapach palonego igliwia mieszał się z wonią ziół zawieszonych na belkach powały. Młodzieniec czuł się już wiele lepiej. Powoli usiadł, wzdłuż linii od prawego barku do lewej pachy przyklejony miał lniany opatrunek, pod, którym znajdowała się piekąca breja. Uspokoił oddech i zacisnął zęby. Chwycił za krawędź bandaża mając w zamyśle oderwanie go, gdy – zostaw – powiedział przyjemny melodyjny głos z cienia pomieszczenia. Zdezorientowany mężczyzna ignorując ból rozejrzał się dokoła, o dziwo miecz leżał zaraz przy łóżku, ranny obnażył klingę – Gdzie jestem? – spytał głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.

 – Schowaj broń, jeśli nie masz zamiaru przelewać krwi, a nawet mając taki zamiar i tak nie jesteś w stanie.

Słowa te miały zabrzmieć stanowczo. Niestety cały efekt rozproszyło dmuchnięcie. Dmuchnięcie w pukiel włosów, który właśnie opadł jej na twarz.

 – Kim jesteś? – zapytał odkładając miecz, ze zrezygnowaniem opadł na łóżko.

 – Nazywam się Gaigaris, jesteś w najbliższej osadzie na wschód od przesmyku.

 – Na wschód? – W oczach młodzieńca błysnęło przerażenie. – Nie wyglądasz na… potwora…

 – Potwora? Ach, no tak Cesarstwo i ich pranie czerepa, no cóż jesteś zdany na łaskę wrogów. Tam masz zupę, zjedz, nie szukaj ukrytej trucizny w bucie, to głupia procedura zresztą i tak nic już tam nie znajdziesz.

Niewiasta wstała i skierowała się w stronę wyjścia, jej szyję okrywała cienka, pozbawiona futerka skórka zająca. – Nie radzę ci wychodzić, odpoczywaj.

***

Gdy wróciła młodzieniec spał, wyglądał niewinnie, może na szesnaście, siedemnaście wiosen. Zupa była zjedzona, zabrała drewniane naczynia, umyła i posprzątała, niebawem miało świtać. Dołożyła kilka polan do kominka. Drewno w niewiarygodnym tempie zajęło się rozświetlając przy tym całe pomieszczenie. Zioła wiszące nad głowami, ołtarzyki trzech bóstw. Na ścianie wisiała skóra przypominająca końską, nad nią przytwierdzone było poroże. Przygotowała składniki na maść i roztarła je w kamiennym naczyniu. Dodała trochę świeżo ubitego masła i wymieszała. Inkantując formułkę, umieściła maść w przygotowanym wcześniej drewnianym pojemniczku. Zielarka podeszła do ołtarzyka poświęconego bogini Byliny zwanej Matką Ziół, modliła się długo prosząc o mądrość i uzdrowienie chorego wiedziała, iż Królowa Traw wysłucha próśb.

 – Bogów nie ma – odezwał się głos zza jej pleców – gdyby istnieli już dawno byśmy zdobyli przesmyk.

 – Może stoicie na niewłaściwym brzegu, w kogo wierzą ludzie w twoich stronach?

 – W nikogo, nie wolno nam, Cesarz zabrania wiary w zabobony, twierdzi, że to niegodne cywilizowanego człowieka.

 – To smutne i niedorzeczne, skoro wasz lud odwrócił się od bogów to i oni odwrócili się od niego, My w Egles jak i pozostałe krainy Gudarny kultywujemy naszą wiarę i nikt sobie nie wyobraża by żyć inaczej. Mam propozycję. – Dmuchnęła w loczek – Skoro i tak pozostaniesz tu do odzyskania sił, opowiedz o swoim narodzie o ideach, a przede wszystkim o sobie, ja zaś przedstawię Ci swój świat.

-Nazywam się…

***

Jestem Frank Braugs. Pochodzę z arystokratycznej rodziny mieszkającej na zachodzie imperium. Wysoki status społeczny jednak tam praktycznie nic nie zmienia, od zwykłego mieszczanina różniłem się tylko umiejętnością czytania i pisania. Już od najmłodszych lat przygotowywano mnie do służby ojczyźnie. Nauka chodzenia była równoznaczna lekcjom szermierki, razem z pierwszymi słowami wpajano mi zasady moralne. Tak jest z każdym dzieckiem. W wieku pięciu lat malec oddawany jest do einschär. Tam młody obywatel zaznajamia się z podstawami praktycznie każdego zawodu. Przez trzy lata obserwuje się podrostka w celu poznania predyspozycji, chcąc ocenić, gdzie dalej go edukować. Każdy chłopczyk zdradzający talent do miecza, wysyłany jest na pełne szkolenie wojskowe. Tym sposobem w wieku piętnastu wiosen trafia na front wiecznej wojny. Ze mną było nieco inaczej przewyższałem swoich rówieśników zawziętością i umiejętnościami dodatkowo umiałem czytać i pisać, co sprawiło, że zostałem posłany do akademii oficerskiej w Westburgu.

Opowieść przerwał śmiech dzieci za drzwiami, do środka zajrzała dziewczynka o włosach koloru słomy. Nad nią w wejściu pojawiły się jeszcze dwie czupryny, rudy chłopiec i brązowowłosa młódka. – Ris, pobawisz się z nami? – Piskliwy głosik blondyneczki brzmiał, co najmniej zabawnie. – Wszyscy dorośli świętują, nikt nie ma dla nas czasu.

 – No dobrze – oznajmiła po chwili zielarka – pomyślcie, w co zagramy ja zaraz przyjdę.

Goście jak się pojawili tak i zniknęli, kobieta uśmiechnęła się. Zdjęła zajęczą skórkę z szyi, odgarnęła włosy i narzuciła wilcze futro. Odwróciła się w stronę rannego. Teraz zauważył powieszone na uszach kły dzikiego zwierzęcia, najpewniej tego samego nieszczęśnika, który zdobił jej plecy. Co dziwniejsze spostrzegł poniżej lewej kości policzkowej znamię, wyglądające jak inkaust wpuszczony pod skórę. Symbol przypominał pełny wieniec jelenia złożony z siedmiu odrostków silnie skierowanych do wewnątrz. Czuł coś dziwnego, lecz nie był w stanie określić, co.

 – Wyjdziesz ze mną na zewnątrz? Dobrze ci to zrobi.

 – Wyjdę – odpowiedział bez namysłu – Jakie to święto macie?

 – Czcimy dzień Jara. Jar jest bogiem płodności i rolnictwa. Dziś, a dokładniej jeszcze przez trzy kolejne dni będziemy mu dziękować za łaskę urodzaju i bawić się ku Jego chwale. – Otworzyła kufer, chwilę pogrzebała i wyciągnęła gruby kożuch. Podała go mężczyźnie.

 – Kolejne bóstwo… nie powinienem brać w tym udziału, ale skoro i tak w Cesarstwie czeka mnie stryczek…

Wyszli z chaty, wokół ogniska hasała spora czeladka. Wszyscy radośnie zareagowali na ich obecność. Wskazała ławkę pod ścianą, usiadł, ona zaś podeszła do ognia. Wywiązała się gwarna kłótnia o to, w co będą się bawić. Decyzja padła na ganianego. Przypomniał sobie jak wyglądało jego jedyne wspomnienie związane z tą zabawą, smutne wspomnienie… Przyłapani w einschär na radosnych krzykach towarzyszących łapaniu kolegów i uciekaniu, on, mając zaledwie siedem czy osiem lat wraz z czwórką innych dzieci zostali surowo ukarani. Nie tylko mieli się kłaść z pustymi brzuchami, w ogóle nie pozwolono im spać. Kara okazała się być surowsza. Ustawiono ich na pieńkach ledwo mieszczących jedną stopę i kazano tak stać przez całą noc. W momencie, gdy ktoś zasnął był budzony i stawiany ponownie. O świcie została wygłoszona reprymenda, a jako (jak im powiedziano) dowód zaufania pozwolono przespać się dwie godziny. Po tamtej nocy nikt już nie miał w głowie zabaw.

Wspomnienia rozproszył głos wcześniej już poznanej piskliwej dziewczynki.

 – Pobawmy się w siłowanie, proszę, proszę, proszę? Będziesz nam sędziować?

 – Tak siłowanie! – Zgodziła się reszta towarzystwa.

 – Dobrze, ale później zajmiecie się sobą już sami.

Dwóch rosłych młodzieńców zniknęło po drugiej stronie chaty. Przyszli po chwili niosąc dużą, bukową balię. Naczynie umieszczono kilka kroków od ogniska i napełniono wodą. W odległości dziesięciu stóp od wody stanęła ta sama, zdradzająca predyspozycje na herszta bandy dziewczynka. Jednakowy dystans po drugiej stronie dzielił grubawego chłopczyka.

 – Przygotujcie się. Zasady takie jak zwykle, nie podchodzicie, skupiacie się tylko na wodzie, nie kombinujecie i nikt z widzów nie pomaga.

Zawodnicy wyciągnęli jedną rękę, otwartą dłonią w kierunku cieczy, na twarzach malowały się groźne miny.

 – Gotowi? Zaczynajcie!

Twarze przejawiały przeogromne skupienie zawodników, na wodzie pojawiły się fale. Frank wstał z ławki, podszedł bliżej przyglądając się uważnie jak by on sam brał udział w zawodach. Okrzyki dopingujących stawały się coraz głośniejsze. Zdecydowanie więcej zwolenników miała zawodniczka i faktycznie fala przybierała na sile odsuwając się od niej. Wyszczerzyła białe ząbki, chwyciła lewą dłonią nadgarstek prawej i tchnęła w ręce całe emocje fala przesunęła się w stronę chłopca.

 – Dalej Laura wygrasz, całą mocą, jeszcze trochę! – Dopingowały koleżanki.

 – Gruby pamiętaj – powiedział najwyższy z chłopców. Fala przybrała na sile, urosła i pędziła w stronę młodzieńca. Skupienie zniknęło z twarzy blondyneczki, uśmiechnęła się szeroko. –Niestety tym razem wygram ja – powiedziała z wyższością.

 – Teraz – krzyknął rosły młodzian, zawodnik dołożył drugą rękę łącząc obie nadgarstkami. Tchnął całą swoją siłę fala wzbiła się na trzy łokcie w górę i z niesamowitą prędkością runęła na dziewczynkę, która z wrażenia aż przysiadła.

– Oszustwo, na pewno go wspomogli! Przecież wygrywałam! Na pewno pomagali, na pewno, na pewno! – Oczy dziewczynki wyglądały jakby zaraz miały sypać iskrami.

– Nie, nie pomagali, pilnowałam. – Gaigaris zdecydowanie spojrzała jej w oczy, młódka się uspokoiła. – Dałaś się nabrać na tą samą sztuczkę, co poprzednio. Byłaś zbyt pewna zwycięstwa, przez co się rozproszyłaś, Jarko idealnie to wykorzystał.

–  Kolejnym razem się nie dam i wam pokaże. Ha.

Braugs stał jak wmurowany, bez ruchu, kompletnie wyrwany z rzeczywistości, w myślach usiłował znaleźć jakieś rozsądne wytłumaczenie tego, co zobaczył. Wiatr, na pewno wiatr, ale nie to nie może być zwykły podmuch. Z zadumy wyrwał go melodyjny głos.

 – Nic ci nie jest? – spytała machając mu ręką przed twarzą. – Zbladłeś.

 – Cco, co to właściwie było, jak?

 – Pytasz o to? – Machnęła ręką, woda niczym nabrana i rzucona niewidzialną dłonią poszybowała prosto w twarz obcokrajowca. – Nie potrafisz tak? Co prawda słyszałam, że się różnicie, ale przecież kiedyś byliśmy jednym narodem.

 – Jednym narodem? Jak? Nieważne, nie potrafię, nikt u nas tak nie potrafi, a gdyby tak było skończyłby jak każdy odmieniec.

 – Paskudne myślenie, takie delikatne władanie mocą to u nas normalna sprawa. Kontrolowanie wody, wiatru czy ognia, nic nadzwyczajnego każde dziecko potrafi. – Laura pokarzesz? – Przegrana przed chwilą potyczka nie pozbawiła jej entuzjazmu. Odwróciła się w stronę ogniska i jakby samym spojrzeniem oderwała trzy „kawałki” płomieni, które zaczęły krążyć wokół niej.

 – A Ris potrafi dużo więcej – pisnęła – ona jest Obdarowana.

 – Cicho już mała, a ty niedowiarku wyglądasz jak byś musiał odpocząć trochę, wracamy do środka.

Weszli do budynku, na zewnątrz rozpoczął się kolejny pojedynek, na co wskazywały głośne dopingi. Usiadł na łóżku, Gaigaris zdjęła futro i powiesiła na grzędzie. Dołożyła do paleniska, polana miło zaskwierczały.

 – Zaparzę ci ziół, zresztą sobie też, jak rana? Wygląda na to, że przez te emocje zapomniałeś o bólu?

Miała racje. Mężczyzna nie mógł zebrać myśli to, co tu zobaczył drastycznie różni się od tego, co mu opowiadano. Miał wrażenie, jakby to była dopiero kropla w morzu. Zrzucił z siebie kożuch i położył się spać.

 – Przepraszam – powiedział tylko – jestem mocno zmęczony prześpię się.

Leżąc rozmyślał, co tak naprawdę jest prawdą. Idee wpajane mu w ojczyźnie, kto się różni jest gorszy? Precz z odmieńcami! Zanim zabrano go z domu, widział jak szydzono z jego matki tylko, dlatego, że ma oczy niebieskie nie brązowe czy czarne jak wzorcowy mieszkaniec Imperium. Matka, jedyna osoba, która traktowała go inaczej. Gdy tylko ojciec nie widział, przytuliła i powiedziała jak bardzo jest dla niej ważny. Później zabrano go do einschär i został sam. W pomieszczeniu zrobiło się chłodniej, zastanawiał się ile czasu minęło odkąd tu jest, wśród obcych, którzy traktują go lepiej niż swoi. Nie wiedział jak długo był nieprzytomny, i dlaczego został porzucony. Zwłaszcza, iż nie przypominał sobie starcia, mieli tylko odnaleźć rzekomo zniszczony obóz. Myśli mieszały mu się, za oknem zrobiło się kompletnie ciemno, słychać było odległe śpiewy, zasnął.

***

Dowódca przywołał ich do siebie, powiedział, na co mają uważać, wręczył mapę i odprawił. Mieli wyruszyć o świcie na zwiad w okolice Zatoki Kości jak nazywają miejscowi. Był tam silny prąd, który ściągał wszystko z okolicy w tym właśnie kości, ot cała historia. Wyruszyli we czterech, on, Marcus, Jane i Paul. Początkowo podróżowali w milczeniu, wyprawę zaplanowano na dwa dni, imperialnym, marszowym tempem. Po południu zrobili krótką przerwę.

 – Słyszeliście, co opowiadał ten skazaniec? – spytał Frank – Podobno ci „Eglijczycy” nie są tacy źli?

 – Za dezercję karze się śmiercią – rzekł Paul – ma, na co zasłużył.

 – Co jeśli mówił prawdę, nie uciekł, a go oszczędzili? Może powinniśmy odpuścić?

Marcus odwrócił się w stronę Braugsa, minę miał niewiarygodnie srogą, dokładnie taką, od której psują się ogórki w słojach.

 – Naprawdę wierzysz w tę historyjkę? Naga kobieta przychodzi do obozu, prosi grzecznie by wszyscy wyszli, a gdy odmówią, ona się denerwuje i pali wszystko w pizdu? Doprawdy żałosne, dziwię się, że nie odpadłeś podczas selekcji w einschär.

 – Zastanawia mnie tylko – odezwał się do tej pory milczący Jane – dlaczego starają się nas nie zabijać, bo nie wmówicie mi, że nie zauważyliście jak mało jest zabitych w stosunku do rannych.

Jane był średniej budowy wzorcowym obywatelem Imperium. Równo przystrzyżone, czarne włosy. Brązowe oczy i gładko ogolone policzki, niczym się nie różnił od przysłowiowego Schmita. Standardowym wyposażeniem takiego żołnierza był miecz długi i mała kusza. Nóż w cholewie buta i puklerz z symbolem cesarstwa. Herb ten widniał również na piersi. Tradycyjne pole szachowe na środku niego dwie bierki, biały król i wywrócona czarna królowa.

 – Skończcie ten temat. – Paul zasypał ognisko. – Złożę na was raport dowódcy.

 – Phi, a składaj. – Zaśmiał się Frank. – Tylko wiesz, jeden za wszystkich…

 – Wszyscy za jednego – dokończył Jane – pociągniemy cię za sobą.

Ogórki już na pewno się zepsuły, Markus i Paul zacisnęli mocno szczęki, dało się wyczuć ich gniew, wrażenie to satysfakcjonowało młodzieńca. Wyruszyli w dalszą drogę. Do wieczora nikt się nie odezwał, maszerowali szybko, prosto do miejsca rzekomo zniszczonego obozu. Zmierzchało, gdy doszli do celu, faktycznie zastali jedno wielkie pogorzelisko, masę nadpalonych ciał, które powoli się już rozkładały.

 – Więc nie kłamał – odezwał się Frank. 

– Musimy zgłosić to dowództwu – stwierdził Jane

– Żadnego zgłaszania, udamy, że nie znaleźliśmy nic nadzwyczajnego – nakazał Markus

– Jedynie ślady potyczki – dodał Paul – zaraportujemy o bitwie rozstrzygniętej na korzyść wroga.

 – Ale…

Ból. Obudził się.

***

 – W końcu. – Uśmiechnęła się do niego odgarniając włosy z twarzy. – Zaczynałam się martwić, już po południu.

 – Śniły mi się wydarzenia… Ostatnie, co pamiętam, nim się tu obudziłem. Lecz niewiele ustaliłem.

 – A czy to ważne, co się wydarzyło, liczy się to, że żyjesz. Powinieneś się cieszyć. – Podała mu kubek ciepłej herbaty pij, za chwilę zmienię ci opatrunek.

Po odklejeniu bandaży i obmyciu klatki piersiowej rana wyglądała całkiem ładnie, goiła się w nadzwyczajnym tempie, Frank wiedział, iż to bynajmniej nie z powodu jego odporności.

 – Chce cię o coś zapytać?

 – Tak?

 – Wiesz coś może na temat spalonego obozu imperium w Zatoce Kości, czy ktoś z waszych to zrobił?

 – Nie wiem – odpowiedziała bez zastanowienia, po twarzy zielarki przebiegł cień – a dlaczego pytasz?

 – Właśnie tam mieliśmy dokonać rozpoznania, co się wydarzyło, tam też kończą się moje wspomnienia. W… wiesz, sam widziałem, macie różne zdolności, ale nieważne już.

 – Nie potrafię ci pomóc, niestety. Wieczorem pójdziemy do miasteczka, odprężysz się trochę, a myślę, że za tydzień będziesz w stanie wracać do domu.

 – Nie mogę wrócić do domu.

 – Ja rozumiem, że jesteście bez uczuć i w ogóle, ale wracając, jako weteran chyba nie będziesz miał tak źle?

 – Chciałbym w to wierzyć, niestety tak nie jest. Grupa zwiadowcza wróciła już pewnie do obozu, powiadomili resztę o mojej śmierci. Gdybym teraz wrócił zapewne uznaliby mnie za dezertera a co gorsza przyjąłem pomoc od barbarzyńców. U nas nie jest tak radośnie jak tu, nieistotne czyś mordercą, czy dzieckiem na ulicy, które wyciągnęło rękę po suchą bułkę. Finał jest zawsze ten sam stryczek albowiem Imperium widzi jedynie w dwóch barwach…

***

Śpiewy przybierały na sile, podążali ścieżką w dół, kierując się do niedużego miasteczka, ogrodzonego palisadą. Wiedział już od Gaigaris, że miasto dzieli się na trzy części, rzemieślniczą, handlową i o dziwo rolniczą. W przeciwieństwie do Cesarskiej struktury na wschodzie rolnicy mieszkali i mieli gospodarstwa za murami miasta. Spichlerze, stajnie, obory i inne zabudowania wchodziły w skład miasteczka a dokładniej jednej z jego części. Oczywiście pola i pastwiska znajdowały się na zewnątrz. Zbliżając się do osady dostrzegł jeden z tych „niezniszczalnych głazów” tak bardzo znienawidzonych w Imperium ze względu na dziwne rzeczy dziejące się w ich okolicy. Każdy odnaleziony kamień jest zasypywany z racji tego, iż nie da się go rozbić lub wykopać. Myślał czy spytać o to zjawisko kobietę, ale uznał, że zrobi to kolejnym razem. Festyn odbywał się na placu w centrum dzielnicy handlowej jak i samego miasta. Od mnogości zapachów ślina sama napływała do ust, a widok wystrojonych kobiet sprawiał, że serce biło mocniej. Rozglądał się nie mogąc zapanować nad swoim podnieceniem. Pierwszy raz był w takim miejscu. Idąc, trącił przypadkowo przechodnia ramieniem.

 – Przepraszam – odezwał się męski głos, znajomy głos.

 – To ja przepraszam – odpowiedział unosząc wzrok.

Stał przed nim średniej budowy mężczyzna. Ciemne włosy, brązowe, smutne oczy i tygodniowy zarost kogoś mu przypominały. Nieznajomy, a może znajomy z kikutem zamiast lewej ręki, nie mówiąc nic objął chłopaka i mocno przycisnął do siebie nie kryjąc radości.

– Oni…?

– Nieważne…

 

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Hmmm. Sporo jeszcze pracy przed Tobą.

Błędy rozmaite: literówki, kłopoty z pisownią łączną/ rozdzielną (jest różnica między “z resztą” a “zresztą”, między “niema” a “nie ma”), kulejąca interpunkcja, zgubione podmioty, nieznajomość paru zasad…

Czarno-białość wydaje mi się metaforyczna lub powierzchowna, ale niech się tym Śniąca martwi. Mnie Imperium wydało się głupio przejaskrawione. “Głupio” w tym sensie, że nie zachowują się racjonalnie. Skoro nieprzytomnego jeńca skazują na dezercję, to raczej mało prawdopodobne, że ktokolwiek wróci…

w pomieszczeniu panował półmrok. Był sam.

Półmrok był sam? Uważaj na uciekające podmioty.

– zostaw – powiedział przyjemny melodyjny głos z cienia pomieszczenia, zdezorientowany, ignorując ból rozejrzał się dokoła,

Bardzo ryzykowny zapis dialogu. Trzeba mieć naprawdę niezły warsztat, żeby zgrabnie robić takie numery. Ze zdania wynika, że głos był zdezorientowany, ale dzielnie ignorował ból.

Ah no tak

Ach, a o po nim przecinek.

– Nie radzę Ci wychodzić, odpoczywaj.

W dialogach “ty”, “twój”, “pan” itp. piszemy małą literą. W listach dużą.

Otworzyła kufer, chwilę pogrzebała i wyciągnęła gruby kożuch. – Ubierz to.

Ubrań się nie ubiera.

-Kolejnym razem się nie dam i wam pokarze HA!

Sprawdź w słowniku, co znaczy “pokarze”. Możesz się zdziwić. To wielkoliterowe “HA” dziwnie wygląda. Zrobiłabym z niego odrębne zdanie i jednak zapisała “Ha”.

Babska logika rządzi!

O tak, pracy przede mną jeszcze wiele. Dziękuję za komentarz i wyszczególnienie mych błędów. Względem “pokarze” to zapewne chwilę przed Twoim przeczytaniem, sam wyłapałem, bo przecież “pokarać” i “pokazać”. Jestem bardzo początkujący i cieszę się, że ktoś ma ochotę wskazać moje błędy. A za poprawki zaraz się zabiorę :)

To tylko przykłady… Skoro już więcej wiesz, na co zwracać uwagę, kombinuj samodzielnie. Powodzenia. :-)

Babska logika rządzi!

Opowiedziałeś, Anonimie, o dwóch światach tak bardzo różnych, że można o nich rzec: czarny i biały. Czy to jednak wystarczy, czy zadowoli jurorkę…? Mam nadzieję, że tak, bo choć Punktowi widzenia daleko do doskonałości, choć czytanie utrudniają liczne błędy i niedociągnięcia, to nie mogę powiedzieć, że czas przeznaczony na lekturę uważam za stracony. ;)

 

igno­ru­jąc ból ro­zej­rzał się do­ko­ła, o dziwo miecz leżał zaraz przy łóżku, ob­na­żył klin­gę… – Miecz obnażył klingę? Sam? ;-)

 

Roz­pu­ści­ła tro­chę świe­żo ubi­te­go masła ca­łość wy­mie­sza­ła razem. – Czy można coś wymieszać osobno?

Proponuję: Dodała trochę świeżo ubitego masła i wymieszała.

 

twier­dzi, że to nie godne cy­wi­li­zo­wa­ne­go czło­wie­ka. – …twier­dzi, że to niegodne cy­wi­li­zo­wa­ne­go czło­wie­ka.

 

skoro wasz lud od­wró­cił się od Bogów… – …skoro wasz lud od­wró­cił się od bogów

Tylko o Stworzycielu piszemy Bóg.

Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

ja zaś przed­sta­wię Ci swój świat. – …ja zaś przed­sta­wię ci swój świat.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się wielokrotnie w dalszej części opowiadania.

 

Już od naj­młod­szych lat przy­go­to­wy­wa­no mnie do służ­by Oj­czyź­nie. – …do służ­by oj­czyź­nie.

 

chcąc oce­nić gdzie dalej kie­ro­wać edu­ka­cje. – Raczej: …chcąc oce­nić, gdzie dalej go edukować.

 

Każdy chłop­czyk zdra­dza­ją­cy ta­lent mie­cza… – Pewnie miało być: Każdy chłop­czyk zdra­dza­ją­cy ta­lent do mie­cza

 

rudy chło­piec i brą­zo­wo włosa młód­ka. – …rudy chło­piec i brą­zo­wowłosa młód­ka.

 

na­rzu­ci­ła wil­cze futro, od­rzu­ca­jąc do tyłu włosy. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Przy­po­mniał sobie jak wy­glą­da­ło jego je­dy­ne wspo­mnie­nie z tą za­ba­wą… – …wspo­mnie­nie związane z tą za­ba­wą… Lub: …wspo­mnie­nie o tej zabawie

 

a jako(jak im po­wie­dzia­no) – Brak spacji przed nawiasem.

 

Wspo­mnie­nia roz­pro­szył głos wcze­śniej już po­zna­nej gło­śnej dziew­czyn­ki. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

 

Dwóch ro­słych mło­dzień­ców znik­nę­ło po dru­giej stro­nie chaty. Przy­szli po chwi­li nio­sąc dużą, bu­ko­wą balię pełną wody. – Obawiam się, że dwóch młodzieńców chyba nie uniosłoby balii pełnej wody.

 

prze­ogrom­ne sku­pie­nie za­wod­ni­ków, na wo­dzie po­ja­wi­ły się fale. Frank wstał z ławki, pod­szedł bli­żej przy­glą­da­jąc się w sku­pie­niu… – Powtórzenie.

 

Nie­ste­ty tym razem wy­gram Ja – po­wie­dzia­ła z wyż­szo­ścią. – Dlaczego mówi o sobie wielką literą?

 

Dałaś się na­brać na samą sztucz­kę, co po­przed­nio.Dałaś się na­brać na samą sztucz­kę, co po­przed­nio.

 

-Ko­lej­nym razem się nie dam i wam po­ka­że. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Literówka.

 

-Cco, co to wła­ści­wie było, jak? – Jak wyżej.

 

wy­glą­dasz jak byś mu­siał od­po­cząć… – …wy­glą­dasz jakbyś mu­siał od­po­cząć

 

– Za­pa­rzę ci ziół z resz­tą sobie też… – – Za­pa­rzę ci ziół, zresz­tą sobie też

 

Miał wra­że­nie jak by to była do­pie­ro kro­pla w morzu. – Miał wra­że­nie, jakby to była do­pie­ro kro­pla w morzu.

 

Myśli mie­sza­ły mu się za oknem zro­bi­ło się kom­plet­nie ciem­no… – Czy myśli mieszały się za oknem, czy za oknem zrobiło się ciemno?

Przecinek może wiele: Myśli mie­sza­ły mu się, za oknem zro­bi­ło się kom­plet­nie ciem­no

 

po­wie­dział, na co maja uwa­żać… – Literówka.

 

 – Na­praw­dę wie­rzysz w  hi­sto­ryj­kę? –  – Na­praw­dę wie­rzysz w  hi­sto­ryj­kę?

 

– Wszy­scy za jed­ne­go, – do­koń­czył Jane… – Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

 

Uśmiech­nę­ła się w jego stro­nę od­gar­nia­jąc włosy z twa­rzy.Uśmiech­nę­ła się do niego, od­gar­nia­jąc włosy z twa­rzy.

Uśmiechamy się do kogoś, nie w czyjąś stronę.

 

W.. wiesz, sam wi­dzia­łem, macie różne zdol­no­ści, ale nie ważne już.W wiesz, sam wi­dzia­łem, macie różne zdol­no­ści, ale nieważne już.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

U nas nie jest tak ra­do­śnie jak tu, nie istot­ne czyś mor­der­cą… – U nas nie jest tak ra­do­śnie jak tu, nieistot­ne czyś mor­der­cą

 

do nie­du­że­go mia­stecz­ka, ogro­dzo­ne­go drew­nia­ny­mi mu­ra­mi. – Mur, jak sama nazwa wskazuje, jest murowany – z cegieł lub z kamieni.

Proponuję: …do nie­du­że­go mia­stecz­ka, ogro­dzo­ne­go palisadą/ częstokołem/ ostrokołem.

 

jeden z tych „nie­znisz­czal­nych gła­zów” tak bar­dzo znie­na­wi­dzo­ne w Im­pe­rium… – …tak bar­dzo znie­na­wi­dzo­nych w Im­pe­rium

 

Ogrom za­pa­chów na­ga­niał ślinę do ust… – Dziwnie brzmi naganianie śliny.

Proponuję: Od mnogości zapachów ślina sama napływała/ ciekła do ust.

 

wy­stro­jo­ne ko­bie­ty przy­spie­sza­ły akcję serca. – Kobiety chyba nie przyspieszały akcji serca.

Proponuję: … widok wystrojonych kobiet sprawiał, że serce biło mocniej.

 

Pierw­szy raz był w takim miej­scu. Idąc tak, trą­cił… – Nie brzmi to najlepiej.

 

– Oni..?– Oni?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Ciężko mi się czytało, bardzo dużo tu usterek. Tak, sporo pracy Cię czeka. Ale na pewno warto być w tej pracy wytrwałym ;)

Finkla i Reg zwróciły uwagę na niedociągnięcia językowe, to ja od siebie dodam, że warto też byłoby pokombinować z fabułą. Tekst jest tak skonstruowany, że przedstawia obraz dwóch różnych światów, jednak mało tutaj się dzieje tak naprawdę, postaci służą wyłącznie temu, by opowiedzieć o swoich krainach. Z reguły znacznie bardziej wciągają czytelników teksty, w których mogą śledzić losy bohaterów dążących do czegoś, starających się o coś i podejmujących decyzje. Tutaj były takie elementy – na przykład sprzeczka żołnierzy, ale nie stanowiły głównej osi opowiadania a jedynie dodatek. Może dobrze byłoby kolejnym razem odwrócić proporcje ;)

Anet miło mi, Regulatorzy dziękuję za poświęcenie czasu i opinie, przez ostatnie kilka dni byłem zajęty więc poprawki wprowadzę dopiero teraz. Werwena bardzo dziękuję za opinie, koniec końców w mojej głowie siedzi cały ogromny świat i masa wydarzeń ale nie jestem pewien jak to uzewnętrznić. Zobaczymy jak to wyjdzie planuję poprawić swoje umiejętności i napisać kilka opowiadań łączących się ze sobą. Bardzo miłe jest to, iż ludzie tu chcą pomagać, a nie mieszać z błotem. Dziękuję i pozdrawiam :P

Anonimie,bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

A może zainteresuje Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj!

Najpierw co dobre: pomysł jest dobry, choć imperium rzeczywiście przejaskrawione ale tak miało być. Generalnie jest kilka małych smaczków jak np. ten kosmyk włosów Zielarki.

Siłowanie się na wodę fajne, ale opis jak chłopak przykłada ręce nadgarstkami do siebie, mimowolnie przywołał mi na myśl Dragon Ball, zabrakło tylko okrzyku ka-me-ha-me-ha! :-D

A z narzekania to wciąż obecne zatrzęsienie usterek utrudniających czytanie. Niektóre wręcz wywoływały uśmiech (co wybijało mnie z rytmu)

np. "Podała mu kubek ciepłej herbaty pij," – ciekaw jestem co to za gatunek herbaty ten "pij" :D

Polecam przy następnym tekście użyć opcji betalisty, by ktoś pomół doprowadzić opko do porządku.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Witaj Mytrix, dziękuję za opinię. Co do Dragon Balla to autor jest wielkim fanem, a ta scena aż się prosiła :P

Hahahaha :D You made my day.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Sporo usterek wszelkiego rodzaju. Chwali się, że przynajmniej te wskazane zostały poprawione. Jednak nie wszystkie i sporo tego jeszcze zostało.

Co do samego pomysłu, to po raz kolejny mam wrażenie, że czytam fragment, a nie zamkniętą historię. Do tego światy pokazujesz nie poprzez akcję i działanie postaci (no, że troszkę), ale bardziej przez ich opowieści. I chociaż uniwersum stworzyłeś nawet ciekawe, to czegoś w tekście zabrakło. Widzę potencjał na przyszłość. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka