- Opowiadanie: kubutek28 - Władza

Władza

Dyżurni:

brak

Oceny

Władza

Zstąpili na niebo czarni rezuni,

Strącili z tronu jasnego króla słońce.

Ich gwiezdne sztylety oddają cześć Lunie,

Pani trupią poświatą lśniącej.

 

Tam to na wzgórku stał kasztel samotnie,

Cały kamienny, fosą otoczon,

Nad jego blankami czuwają pochodnie,

Co biją i trudzą się z mroku wrogą mocą.

 

Opuścił ktoś most, otwarły się wrota,

Przez nie wypadła zbrojnych gromada.

Na czele mąż w płaszczu w kolorze złota.

To król, co na tronie krainy zasiada.

 

Zboczyli z gościńca, wjechali w ciemny las

Gęsiego ścieżynką, co wiła się wśród drzew.

Wsłuchani w bestii wycie, w puszczyka gromki wrzask,

Gotowi skierować ku mroku stworom gniew.

 

„Pojadę sam dalej, tedy mnie ostawcie”,

Rzekł król do rycerzy, zatrzymawszy konia.

I znikł w ciemnych chaszczach, w mroku gęstej płachcie,

A nad nim drzew konary o bezlistnych szponach.

 

Ścieżyna coraz węższa, zarośla z każdej strony,

Rumak zlękniony coraz wolniej wiezie.

Czy tam pień ścięty, czy wilk przyczajony?

A tam, wiatr li to, czy wlazło co na gałęzie?

 

Drzewa rosną rzadziej, wjechał na polanę,

Łuną jasną wyspę pośród morza mroku.

Lecz tu wcale gorzej, bo oto stoi na niej

Baby Jagi domek, a lichy parkan wokół.

 

Uzdę doń przywiązał, wszedł przez furtkę małą,

Ostawił rumaka rżącego zza płotka.

Zląkł się, bo wiedźma już nań czekała.

Stojąc w drzwiach gestem wołała do środka.

 

Zamkła drzwi z łoskotem, gdy niepewnie wkroczył.

Przyjrzał się guślarce, nie starej o dziwo.

„Królu”, powiedziała, patrząc w jego oczy,

„Czego wam potrzeba, rzeknijcie co żywo!”

 

Odwrócił się tyłem, przeszedł tam i siam

Po domku zamyślony, spojrzał na nią znowu.

„Wszelkich królestw dzieje na pamięć ja ci znam.

Zawsze upadają, jeden tego powód.

 

Wielkich królów na nic starania i wole,

By stworzyć potężne państwo wiecznie żywe,

Bo gdy przyjdzie ichni kres na tym padole,

Potomkowie muszą wszystko zmienić wniwecz.

 

Choć może się zdarzyć syn większy od władcy,

Lecz rzadki to los, i tak przyjdzie po nim

Głupiec, przy którym upadku kraj doświadczy

Lub taki, co złoto ze skarbca wnet roztrwoni.

 

Z trudem ogromnym władzę swą zdobyłem.

Zbudowałem państwo, stracić tego nie chcę.

Od zawsze mi były te rzeczy miłe.

Chcę nieśmiertelności, daj mi życie wieczne!”

 

„Królu roztropny! Władco mój przebiegły!”

Rzekła mu wiedźma, ręce swe unosząc.

„Plany twe i słowa wielce mnie urzekły.

Będę ci służyć wszelaką pomocą!

 

Lecz uważaj, panie!”, ostrzegła guślarka,

„Czar to wielce mroczny! Przekleństwo z sobą niesie!

Pomyśl: chcesz li dźwigać ten ciężar na swych barkach?

Wszak bogom pragniesz wykraść ich skarby najcenniejsze!”

 

„Nie straszne mi są klątwy”, machnął ręką król.

„Nie chcę, by ma dusza w nicości jakiej gniła!

Patrzenie na królestwo sprawiłoby mi ból,

Bezczynne oglądanie, jak ginie jego siła.”

 

„Dobrze więc, mój panie. Spełnię twoją wolę.

Mam w domku prawie wszystko potrzebne w mych obrządkach.

Jeno swe pierworodne przynieś mi pacholę.

Gdy starca chcesz ożywić, zabij wpierw potomka.”

 

„Zgłupiałaś, kobieto na wskroś zatracona!

Oszczędźmy dziedzica!” Rzekła mu: „Panie!

Na cóż ci dziedzic, gdy twa korona

Na zawsze na wiecznych twych barkach zostanie?”

 

Zamyślił się władca, zmartwiony głośno jęknął,

Począł gładzić brodę, włosy rwać na głowie.

„Przemyśleć mi trzeba twoją cenę wielką”,

Rzekł zbolały. „Jutro dam ci ja odpowiedź.”

 

„Będę czekać, panie na słuszny wyrok twój.”

I wrócił do rycerzy. Udali się do zamku.

Nawiedził jego głowę ponurych myśli rój,

Kąsając mocniej, niźli mróz zimą o poranku.

 

Spalić li guślarkę, czy posłuchać rady?

Zbrojnych tłum, czy truchło wziąć z sobą do boru?

Minęła długa noc, świt po niej przyszedł blady.

Choć nie zaznał snu, dokonał już wyboru.

 

Dzień wstał, lico złote wzeszło między chmury,

Deszczem łzy jego spłynęły na ziemię,

Póki nie nadszedł kolejny wieczór bury

I rozpostarł wszędy ciężkie mroku brzemię.

 

Idzie król w czarnej skryty opończy,

Spojrzeń unikając i zamkowych straży,

Do komnat królewicza, by żywot zakończyć

Malca, co jasne sny dziecięce marzył.

 

Skryte w pieleszach małe niebożę,

Co cztery jesienie bezpiecznie przeżyło.

Nie wiedząc, że pielesz życie zabrać może,

Gdy chęć władzy wzrośnie nad ojcowską miłość.

 

Truchło zimniejące wziął król zwyrodniały,

Zawinął w całun i pojechał w las.

Do wiedźmy, u której dokonać się miały

Gusła przeraźliwe, nim przyjdzie słońca brzask.

 

Otworzył drzwi domku: „Ach, witam cię, panie!

Wejdź, proszę, do środka, gotowe już wszystko!

Nad twą decyzją miałam ja czuwanie

I widzę, żeś wybrał, twa wieczność już blisko!

 

Jeno dwa kroczki! Wejdź teraz do kotła.

Nie bój się! W środku jest ledwo ciepły wywar.

By dusza twa z ciałem na wieki się splotła,

Weź truchło. Pozbędziesz się śmiertelnika przywar.”

 

Odrzekł jej władca: „Wiedz jedno, wiedźmo!

Jeśli spróbujesz zakpić sobie ze mnie,

Wyślę rycerzy, co cię w okowy wezmą

I zginiesz, jak dziecię zginęło daremnie.

 

I wszedł, jak mu rzekła, z dziedzicem w ramionach

Do kotła z wywarem z receptury czarciej,

Do pasa zanurzony stanął, a ona

Poczęła do duchów wołać uparcie.

 

„Bogowie potężni, stawiam przed wami

Człowieka, co uciec chce śmierci. O wysocy!

Wybierzcie: czy pod jej wpływem się złamie,

Czy ma dostąpić waszej wielkiej mocy?

 

Posłańcu śmierci! Kostucho ponura,

Co ziemską powłokę zabijasz i kruszysz.

Będzie li wiecznie król rządził w swych murach,

Czy nie darujesz nawet jednej duszy?

 

O duchy rozliczne chodzące między nami.

Osądźcie, czy nad śmiercią dostanie ów człek władzę.

Waszego wzroku nie może nic omamić.

Mówcie, ja królowi jeno wasz wybór zdradzę.

 

Huknęło coś, zawyło, drzwi domku się otwarły.

Łupnęły okiennice, wpadł wicher do środka,

Przynosząc ze sobą zgraję duchów zmarłych,

Głoszących, że króla wieczny żywot spotka.

 

Zabrały zjawy dziecka, jako i ojca ciało,

Nim opadło wolno, życia już pozbawione.

Wzięły go, bo cenę zapłacił im zbyt małą,

A on teraz donośnie wołał czarcią żonę.

 

„Cóżeś zrobiła?”, zajęczała zjawa.

„Bądźże przeklęta za swą zdradę srogą!”

„Tyś jest przeklęty, coś złamał bogów prawa!

A skrzywdzić swej służki pokornej nie mogą.

 

Królestwo z twej winy teraz upadnie,

Nie mając króla, ni potomka po nim.

A gdy przyjdą zjawy do zamku twego stadnie,

Ich zgraja wszystkich chętnych do tronu wygoni.

 

Nie chciej, lichy człeku, być większym od boga.

Po śmierci przepadnie władza twa i miano.

Wiedz, że przeznaczona ci jeno ludzka droga.

Nie pożądaj wiele, ciesz się tym, co ci dano.

Koniec

Komentarze

Jedni uparcie dążą do władzy, inni, u władzy będący, chcieliby zachować ja na wieczność. Znane rzeczy opisałeś, Kubutku, ale nie ukrywam, że wolałabym, abyś tę historię opowiedział prozą. Wiersz czyta się źle, jest bowiem, moim zdanie, dość kostropaty.

Nie za bardzo podoba mi się umieszczenie w opowieści Baby Jagi. Wszak wszyscy wiedzą, że jest to postać z Bajki o Jasiu i Małgosi, i że skończyła w piecu.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Trafiają się wersy, które nie za bardzo mogę zrozumieć.

 

Zam­kła drzwi z ło­sko­tem, gdy nie­pew­nie wkro­czył.Zam­knęła drzwi z ło­sko­tem

 

Po­tom­ko­wie muszą wszyst­ko zmie­nić wni­wecz. – Coś można obrócić wniwecz, zmienić wniwecz nie można.

 

Nie wie­dząc, że pie­lesz życie za­brać może… – Nie wie­dząc, że pie­leszy życie za­brać może

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Doceniam trud przekazania treści w mowie wiązanej, ale sama treść jakoś na kolana nie rzuca. Znaczy, morał niezbyt nowy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka