– Nie rzucaj się tak. Nikt cię nie usłyszy.
– Kim pan jest? Dlaczego mnie pan związał?
– To nie ma znaczenia, kim jestem.
– Co to ma…
– A związałem się, ponieważ nie chcę, żebyś uciekł. To chyba oczywiste?
– Gdzie ja jestem?
– To także nie ma znaczenia.
– Ja nic nie zrobiłem! Czemu mnie pan porwał?
– Ponieważ jesteś bogaty. A ja chcę forsy. Nie kierują mną pobudki polityczne, religijne ani żadne takie. Po prostu – pieniądze.
– Moja rodzina na pewno się z panem skontaktuje i wypłaci tyle, ile pan zażąda. Tylko proszę nie robić mi krzywdy.
– Jesteś żałosny. Zwykły, bogaty laluś, który…
– Wypraszam sobie!
– …który nie zna takich słów, jak "honor" czy "odwaga". Nie masz przypadkiem już mokro w gaciach?
– Nie zamierzam z panem rozmawiać. Skoro nie chce mi pan udzielić żadnych informacji, to proszę zostawić mnie w spokoju.
– Co to, to nie. Spotkanie z twoją żoneczką wyznaczyłem na dwunastą, czyli mamy cztery godziny. Pogadamy sobie jeszcze trochę.
– Dlaczego?
– Co "dlaczego"?
– Dlaczego chcesz ze mną gadać? Nie możesz po prostu zająć się swoimi sprawami?
– Na chwilę obecną nie mam nic lepszego do roboty.
– Światła też pewnie nie włączysz, co?
– Nie.
– Czemu?
– Z kilku powodów. Po pierwsze, zobaczyłbyś mnie, a więc i zapamiętał, a po głosie raczej mnie nie rozpoznasz. Po drugie, nie spodobałoby ci się miejsce, w którym jesteś. A poza tym, oszczędzam prąd.
– Nie spodobałoby mi się?
– Nie chcesz wiedzieć. Uwierz mi.
– Taka rozmowa do niczego nie prowadzi!
– W takim razie, o czym wolałbyś rozmawiać? Może chcesz odwołać się do mojego sumienia?
– Nie wydaje mi się, żebyś je miał.
– Moje sumienie także nie ma tu nic do rzeczy. Człowiek musi jakoś żyć.
– Ale inni nie potrzebują do tego zastraszania ani przemocy!
– Możesz to powiedzieć o sobie?
– Oczywiście! Z czego się śmiejesz?
– Jesteś ślepy czy głupi? Wiem, co się dzieje w twojej firmie, znam tam paru ludzi. Korupcja, groźby, traktowanie pracowników jak niewolników…
– Nie zamierzam tego wysłuchiwać! Wypuść mnie, to ci…
– Co, zabrakło ci języka w gębie? Co takiego mi zrobisz?
– Nie chcesz wiedzieć.
– Riposta prawie się udała, brawo, może następnym razem będzie lepiej.
– Nie zamkniesz się?
– Jeszcze nie, na razie nieźle się bawię. Może zrobimy eksperyment?
– Sam sobie rób.
– A jak byś zareagował, gdybym ci powiedział, że celuję w twoją głowę z pistoletu?
– Jeśli mnie zabijesz, nie dostaniesz okupu!
– Mógłbym zasłonić ci twarz workiem, usztywnić cię tu i tam, wrzucić jakieś nagranie… i już wyglądałbyś jak żywy!
– Jezu, nie możesz tego zrobić! Błagam, nie zabijaj mnie!
– Spokojnie, nawet jeśli kula przejdzie na wylot przez mózg, masz dwanaście procent szans na przeżycie. Wiedziałeś o tym?
– Nie rób mi tego!
– Dlatego zawsze posłać więcej niż jeden pocisk, dla pewności. W serce, w krtań…
– Przestań!!!
– Śmierć byłaby natychmiastowa. Nie poczułbyś nic. No, chyba, żebym spudłował i kula trafiła gdzie indziej…
– …Boże, jeśli mi pomożesz, będę chodził do kościoła, obiecuję…
– Serio?
– …będę się modlił, przekażę jeden procent podatku na biedne dzieci…
– Jeśli zaraz nie zamilkniesz, strzelę ci w stopę.
– …
– Już lepiej. Tak więc, wracając do tematu: gdyby pocisk trafił, powiedzmy, w udo, postrzał nie byłby śmiertelny, a ty zwijałbyś się z bólu…
– Nie strzelaj do mnie, błagam. Człowieku, zlituj się!
– Ale jeszcze gorzej byłoby, jeśli dostałbyś w wątrobę, albo w nerki. Podobno ból jest tak potworny, że osiągasz wyższy stan umysłu.
– To sam sobie strzel i sprawdź.
– Zebrało ci się na odzywki? Chyba zapomniałeś, kto tu jest więźniem.
– Nie możesz mnie po prostu zostawić? O co ci chodzi? Boisz się, że ucieknę?
– Dostarczasz rozrywki, złociutki.
– A jeśli nie będę się odzywał?
– Wtedy przestaniesz dostarczać rozrywki, a więc i przestaniesz być użyteczny, i będę musiał cię zabić.
– Chcesz mnie zastrzelić za milczenie?
– A co, powstrzymasz mnie?
– To niezgodne z… z… z czymkolwiek! Prawami człowieka, dekalogiem…
– Znowu wracasz do tematu Boga. Czemu nagle zrobiłeś się taki religijny? Pomyślmy, czy to może mieć związek z faktem, że twój nędzny żywot dobiega końca?
– Ja… ja nie wierzę, żebyś mógł mnie zabić.
– Nie wierzysz, hm… Jakby ci to udowodnić? Może zrobimy tak…
– AAACH! Postrzeliłeś mnie, draniu!!!
– To, co trafiło ci w nogę, to tylko odprysk podłogi. Na pewno od tego nie umrzesz.
– Cholera, to boli! Zaraz, jakim cudem to widziałeś?
– Czy ty musisz wszystko wiedzieć? Wkurzasz mnie.
– Już dobrze, tylko spokojnie! Nie zabijaj mnie!
– Zdaje się, że już to przerabialiśmy.
– Ja… ała, jak to cholernie boli! Chyba tam utknęło, Jezu!
– No to co z tego?
– Przecież ja nie będę mógł chodzić! Jak niby dojdę na miejsce spotkania?
– Mam samochód, poradzimy sobie jakoś.
– Wda się zakażenie! Będą musieli…
– …amputować ci nogę, możliwe, ale szczerze wątpię. Jeśli się pospieszysz, oczywiście już po tym, jak twoja lalunia odda mi pieniądze…
– Nie mów tak o mojej żonie!
– A jeśli nie posłucham?
– Przysięgam, pożałujesz tego.
– Jakoś się nie boję. Ale przyznaję, że rozmowa z tobą staje się coraz ciekawsza.
– Wal się.
– Słucham? Chyba nie dosłyszałem, powtórzysz?
– [cenzura]!!!
– Hm… Przyznaję, nie spodziewałem się tego po tobie.
– Jeszcze wielu rzeczy się po mnie nie spodziewasz!
– Coraz bardziej się zapominasz. Nie podoba mi się to.
– A mnie się nie podoba to, w jaki sposób mnie traktujesz. Ała, cholera! Zaraz tu zwariuję!
– Wariuj sobie, jeśli chcesz. Może być ciekawie.
– Ty [cenzura] [cenzura], jesteś [cenzura] [cenzura]! Twoja matka chyba [cenzura], a ojciec [cenzura] [cenzura]…
– A mogłem wziąć popcorn!
– Nienawidzę cię.
– Twoja nienawiść to woda na mój młyn.
– Jesteś nienormalny!
– Możliwe, możliwe… Coś jeszcze?
– Naprawdę cię to bawi? Posłuchaj siebie!
– I kto to mówi? Sam siebie posłuchaj. Pozwolisz, że zacytuję? „Ty [cenzura] [cenzura]…”
– Mam już tego dość. Zostaw mnie w spokoju, zabij czy co tam chcesz… Wszystko mi jedno.
– Już się poddajesz? Jak to?
– Tak to.
– Będziesz mi się buntował? Pamiętasz, co mówiłem o zapewnianiu rozrywki?
– Olewam to.
– Może noga cię niewystarczająco boli? Chcesz, żebym strzelił ci w stopę?
– Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić ten pistolet?
– Nie wiem, powiesz mi?
– W to swoje wielkie, tłuste…
– Nie życzę sobie takich epitetów! Nie widziałeś mnie, nie możesz…
– Oho, czyżbym trafił w czuły punkt? Już ci tak nie wesoło, co, grubasku?
– Naprawdę chcesz, żebym zadał ci ból. Postrzał w stopę to jeszcze nic, dopiero kolano uświadomi ci, czym jest cierpienie…
– Tłuścioszek!
– Niemądrze jest dźgać niedźwiedzia kolczastą gałęzią! Jeszcze słowo, to…
– Grub… AAACH! [cenzura]!!!
– Ostrzegałem.
– TY DRANIU, ZABIJĘ CIĘ! AAACH!!!
– Ciekawe, jak? Z rozwalonym stawem kolanowym, przywiązany do krzesła?
– Ja umieram!!!
– Faktycznie, dość mocno krwawisz. Skoczę może po jakiś bandaż…
– …ty [cenzura]… boli…
*
– No dobra, dość tych wygłupów. Wstajemy.
– …co?
– Leżysz tak już ze trzy godziny, chyba wystarczy? Opatrzyłem ci nogę, nie umrzesz.
– Ciemno!
– To już wiem. No, podnosimy się, podnosimy…
– Ała! [cenzura], nie dam rady wstać! Ty gnido, naprawdę mnie postrzeliłeś!
– No to rozwiałem twoje wątpliwości.
– Chryste, jak boli! Ja potrzebuję lekarza!
– Szpital jest niedaleko od miejsca, w którym umówiłem się z twoją żoną. Zresztą, zaraz tam jedziemy. Naprawdę się nie podniesiesz?
– Nie! Przecież mam roztrzaskane kolano, [cenzura]! Ała!
– No to będę musiał cię zawlec do samochodu. Cholera, a tu trzecie piętro bez windy…
– Dobrze ci tak. Może trochę schudniesz.
– Znowu zaczynasz? Zużyłem dopiero dwa naboje, zostało jeszcze całkiem sporo. Chcesz mieć je, powiedzmy, w rdzeniu kręgowym?
– Nie.
– To się zamknij.
– Wcześniej chciałeś, żebym się nie zamykał.
– Ale zmieniłem zdanie, okej?
– No jasne. Hej, co to za zapach?
– Nic szczególnego. Chloroform.
– Chloro… Nie! Nie… możesz…
*
– Witamy ponownie! Jak się spało?
– Gdzie… gdzie jestem? I czemu ciągle nic nie widzę?
– Siedzimy sobie w samochodzie i czekamy na twoją lalę. Ma tu być za dziesięć minut.
– Miałeś tak o niej nie mówić!
– Miałem?
– Tak!
– Nie przypominam sobie.
– A, niech cię szlag trafi… Czy ja już nigdy nie zobaczę światła? Założyłeś mi ten worek na głowę, czy co?
– Można tak powiedzieć. Zresztą, gdybym go teraz zdjął, mógłbyś oślepnąć. Długo przebywałeś w ciemności…
– Chrzanisz.
– A ty znowu mi nie wierzysz.
– Dobra, dobra! To nie zdejmuj. Niech ci będzie.
– No! Bo jak coś, pistolet ciągle trzymam przy twojej głowie.
– Nie, no weź! Nie możesz mnie teraz zabić, po tym wszystkim!
– A kto mi to uniemożliwi? Ty?
– T… tak.
– O, to ciekawe! W jaki sposób?
– J… jeszcze nie wiem.
– Twoja groźba nie ma siły przebicia, przykro mi.
– Ile jeszcze zostało czasu? Nie ma jej?
– Nie, nie wi… Chwileczkę! Ktoś idzie.
– Ktoś? Jak wygląda? Gadaj!
– No, nie miotaj się tak… No, no! Całkiem, całkiem!
– „Całkiem, całkiem”? Poczekaj no, jak cię dostanę w swoje ręce…
– Życzę powodzenia! Tymczasem jak muszę cię na chwilę opuścić. Nie martw się, zaraz wracam.
– Nie waż się jej tknąć, słyszysz? Nie waż się!
– Jakoś mnie to nie rusza.
– RĘCE DO GÓRY! DO GÓRY, MÓWIĘ!
– Szlag…
– OPRZYJ DŁONIE NA MASCE! POWOLI!
– Tak! Brawo, kochanie! Nie dałaś się zastraszyć!
– Cóż, skoro i tak miałbym iść do więzienia, to chyba wiele nie stracę…
– Zaraz! Co ty chcesz zrobić?
– NIE RUSZAJ SIĘ! ZOSTAW TO!
– Żegnaj. Miło się gawędziło.
– Co? N…
*
– Tak mi przykro, proszę pani… Nie miał szans przeżyć tej eksplozji. Samochód był wyładowany kilkoma kilogramami materiałów wybuchowych. To nasza wina, nie wierzyliśmy, że porywacz będzie w stanie to zrobić…