- Opowiadanie: ARHIZ - Problemy Stworzyciela

Problemy Stworzyciela

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Problemy Stworzyciela

– Po czwarte, twa Guna… – rzekł leniwie Lotosooki Wisznu, nad którego głową falował baldachim z węży.

– Moja Guna? Nie przesadzacie!? – Wszystkie cztery głowy Brahmy, Boga-Stworzyciela, emanowały oburzeniem.

– Istotą twej Guny jest porywczość. – Lekko senny sposób mówienia Lotosookiego kontrastował z obrażonym tonem Brahmy – a co za tym idzie, także ciekawość. W naszych jaźniach wciąż żywe są wspomnienia dotyczące twych niecnych czynów z początku świata, przy Słupie Ognistym.

– Wypraszam sobie! – Stworzyciel nie krył rozgoryczenia. – Moja Guna ma także pozytywne aspekty. Jestem iskrą wyobraźni, kreatorem. Mój umysł jest żywy i niecierpliwy, ale to właśnie dzięki niemu przyczyniłem się do genezy uniwersum.

– I to jest właśnie twój problem, stary – odezwał się stanowczo Niszczyciel Śiwa, a węże na jego szyi zawtórowały mu sykiem. – Twoja Guna sprawia, że nie masz żadnej cechy godnej szacunku. Narwany jesteś i przez to łamiesz odwieczne prawa, czego najgorszym przejawem są te twoje ciągotki do klecenia czegoś nowego. Zamiast, jak każdy spoko bóg, podporządkować się cyklom, chcesz, by świat zasuwał do przodu jak strzała z łuku Ramy. Stworzyłeś świat? I co komu przyszło z tego dobrego? Każdy wyznawca chce się z niego jak najszybciej wyrwać.

– I połączyć z nami – dodał Wisznu – nie z tobą. Poza tym, narodziny uniwersum również stanowią część cyklu, jeden z etapów. To żadne osiągnięcie, nie ma w tym nic wyjątkowego, a tym bardziej godnego czci.

– Niech was Asurowie resorbują! – ryknęły wszystkie cztery głowy Stworzyciela, który chwilę później teleportował się do swego lotosowego pałacu.

 

******

 

Bogini odziana w białe sari czule głaskała łabędzia.

– A oni postulują, że kreatywność nie jest godna czci śmiertelników… – relacjonował rozgorączkowany Brahma.

– Które kamyczki w jeziorze są najpiękniejsze? – przerwała słodko, acz stanowczo, odziana w biel Sarasvati.

– Zaraz… Słucham? Kochanie, czy mogłabyś nie absorbować mojej atencji takimi…

– Te zielone? A może te niebieskie? Pamiętaj o czerwonych. Czarne też są niczego sobie.

Stworzyciel wiedział, że słowa jego małżonki muszą mieć głębszy sens. Była w końcu boginią mądrości. Uznał więc, że może jednak warto zastanowić się nad pytaniem połowicy.

– Właściwie, to trudno mi to jednoznacznie określić, kochanie…

– A co w przypadku, gdyby istniały tylko dwa rodzaje? Jeden byłby szary i niekształtny, a drugi błyszczący i opływowy?

– Jesteś genialna, kochanie!

Brahma jak najszybciej opuścił swój przybytek.

 

******

 

– A teraz powtarzaj za mną – zagrzmiał Stworzyciel.

– Co rozkażesz, Panie – rzekł pokornie Zaratusztra.

– Jam jest Ahura Mazda, Pan Mądry. Kreator świata. Wielkim Nieprzyjacielem jest zaś Angra Ma’inyu, Zły Duch. Ja stoję po stronie dobra i światłości, za Wrogiem zaś snuje się mroczne zło.

 

I ludzie zaczęli wznosić wspaniałe świątynie, a Brahma cieszył się niezmiernie, że wreszcie ktoś zaczął doceniać wkład w powstanie świata (był również bardzo wdzięczny żonie, ponieważ zgodziła się udawać Nieprzyjaciela – kilka opętań było naprawdę dobrym pomysłem).

Nie trwała jednak długo radość Brahmy, wszak ledwo po kilkuset latach, na lotosowym siedzisku czterogłowego boga zmaterializował się Wisznu.

– Brahmo, cóż czynisz? – wypalił Lotosooki (i kto tu prawił o porywczości?).

– Stary, co ty odwalasz? – zawtórował Śiwa.

– Nie rozumiem, co chcecie mi zakomunikować… – skłamał Stworzyciel, próbując zyskać na czasie.

– Rozumiesz, rozumiesz. – Wisznu nie krył oburzenia. – To całe kuriozalne Imperium Persów z Dariuszem na czele… Zaprawdę myślałeś, że damy się zwieść z Śiwą, że twe knowania nie zostaną odkryte? Czekaj jeno, do twego Iranu moich buddystów wyślę i wszystkich ponawracam! Nie będzie twojego kultu. Ani w Indiach, ani poza nimi! Ani pod twoim prawdziwym imieniem, ani pod żadnym innym!

Po tych słowach Lotosooki zniknął, a na wszystkich czterech twarzach Brahmy zagościło strapienie.

– Twoja czarno-biała koncepcja jest dobra, kochanie – wyszeptała Saraswati, głaszcząc czule białe brody małżonka. – Jednak wybrałeś złe miejsce. Wyobraź sobie gniazdo czarnych mrówek. Jakże mają się rozwijać w cieniu czerwonych?

– Jesteś genialna, kochanie!

I znów Brahma jak najszybciej opuścił swój pałac.

 

******

 

– Posłuchaj mnie, faraonie! – rzekł Brahma – Jam jest Aton, Tarcza Słoneczna! Od teraz będziesz czcić mnie i tylko mnie!

– Tak się stanie, Panie! – wykrzyknął usłużnie młody faraon, w tyle głowy układając plan ukrócenia władzy kapłanów z Teb, Memfis i Junu.

 

I powstał w Egipcie Kult Atona, jedynego boga. Stworzyciela, uosabianego przez Tarczę Słoneczną.

Jednak radość Brahmy trwała jeszcze krócej, niż wcześniej, wszak tuż po śmierci faraona-pomazańca, kapłani przywrócili stare religie, a sam Kult Atona stał się tak niepopularny, że nawet nowy faraon, Tut-anh-aton, zmienił imię na Tut-anh-amon. 

Brahma patrzył na wszystko z góry, smutnie gładząc się po jednej z bród.

– Kochanie? – szepnęła Sarasvati – Zasiałeś ziarno, czas zebrać plon.

– Masz na myśli jakąś konkretną hipotezę, żono? – odparł strapiony Stworzyciel.

W odpowiedzi małżonka wskazała mu niewolnika.

 

******

 

– Mojżeszu, nie lękaj się – rzekł władczo Brahma pod postacią bogatego w łatwopalne olejki eteryczne krzewu. – Jam jest twój pan.

– O wszechmocny Atonie!

– Będziesz nazywać mnie: Jestem, który jestem!

 

Brahma był bardzo zadowolony, ze swojego narodu wybranego, którym opiekował się tym bardziej, im jego wielbiciele gorliwej oddawali mu cześć. Miał też okazję odegrać się na Egipcjanach, którzy wzgardzili jego religią. Ostatecznie wyprowadził nowych wyznawców z niewoli i podarował im własną ojczyznę – Ziemię Obiecaną.

Jednak nie minęło wiele czasu, a znów pojawiły się problemy. Mniejsza o Rzymian. Wisznu musiał zorientować się, że coś jest nie tak, albowiem w Ziemi Świętej, ba, na całym Środkowym Wschodzie, a nawet w Europie, roiło się od buddyjskich misjonarzy. Edykt cesarza Aśoki czy jakoś tak.

I znów na twarzach Stworzyciela zagościł smutek. Już niemal odruchowo, spojrzał pytająco na Sarasvati.

– Pustynna osa paraliżuje pająka, posługując się jego własnym jadem – rzekła bogini, puszczając do męża oczko.

 

******

 

Brahma długo wybierał, w jakim miejscu zamierza przyjść na świat. Ostatecznie, na złość Wisznu, padło na buddyjskich Esseńczyków.

Uśmiechnięty mnich szedł dumnie przed siebie, aż doszedł nad brzeg wody. Jeden z rybaków spojrzał na przybysza.

– Pójdź za mną – rzekł wcielony Brahma – odtąd ludzi będziesz łowił.

 

Nowa religia bardzo szybko zyskała na popularności. Z czasem, po paru drobnych kompromisach, wyznawcy Stworzyciela opanowali całe Imperium Rzymskie, wliczając w to także Egipt, któremu Brahma z niewyobrażalną satysfakcją ostatecznie odciął głowę, nakazując ustami papieża zamknąć wszystkie świątynie. Taka była cena za odrzucenie jego kultu.

Chrześcijaństwo, nowa, eklektyczna koncepcja, czerpało z wielu religii, od buddyzmu, przez elementy egipskie, aż po zaratusztriańskie źródła. Stworzyciel cieszył się, że ten nowy twór odznaczał się nadzwyczajną ekspansywnością (z czasem udało się nawet utrzeć nosa temu przemądrzałemu Quetzalcoatlowi, Pierzastemu Wężowi zza Wielkiej Wody, będącego w rzeczywistości tajnym emisariuszem Śiwy, który miał zaszczepić w dalekich krainach ideę niezadawania cierpienia… co wyszło mu raczej średnio).

Z czasem Brahma stworzył nową koncepcję świata – zachodnie chrześcijaństwo było idealne, by ją w nim zaszczepić. Obok dobra i zła, powstał nowy podział: na sacrum oraz profanum. Dzięki temu wyznawcy mogli skupić się na wynalazkach, twórczości i jeszcze większej ekspansji. Czarno-białe rozbicie na duchowość i doczesność stworzyło religię, która nie dość, że pozwalała czerpać z wcześniejszych kultur, to dodatkowo słabiej niż inne hamowała kreatywność, dzięki czemu mogła zaistnieć rewolucja przemysłowa. Coś, o czym Bóg-Kreator od dawna marzył.

Nadszedł jednak czas na ukaranie kogoś jeszcze prócz Dzieci Nilu. Kogoś, kto nie doceniał Stworzyciela od samego początku.

 

******

 

– Czytaj! – zagrzmiał Brahma.

– Ale, Panie, ja nie potrafię! – odparł rozpaczliwie Mahummad.

– W takim razie recytuj: lā ʾilāha ʾillā-llāh, muḥammadun rasūlu-llāh, nie ma Boga prócz Jedynego, a Mahummad jest Jego prorokiem!

Nowa religia zaczęła rozprzestrzeniać się niczym błyskawica. Już kilkaset lat później, Brahma z satysfakcją patrzył na nietęgie miny Wisznu i Śiwy, kiedy to nad Indiami zapanowała muzułmańska dynastia Wielkich Mogołów. Początkowy plan zakładał zmienienie wszystkich indyjskich świątyń w meczety, jednak kiedy Lotosooki zaproponował Stworzycielowi, że poświęci mu aż dwie hinduskie świątynie, gdzie będzie czczony pod swym prawdziwym imieniem i postacią, Stworzyciel odpuścił, a na znak przymierza zesłał Indiom tolerancyjnego króla Akbara (z czasem bogowie pogodzili się na tyle, że Brahma zgodził się wycofać część wpływów, zadowalając się Pakistanem i Bangladeszem).

 

******

 

Pewnego razu Wisznu i Śiwa postanowili zaprosić Brahmę na herbatę. Miejscem spotkania była oczywiście góra Kailasza.

– Szacun, Stworzycielu – rzekł z aprobatą Niszczyciel, podczas gdy Wisznu liczył dla niego lotosy. – Twoi wyznawcy to naprawdę liczna ekipa, w dodatku czczą cię pod wieloma ksywami na całym świecie. No i ciągle masz wenę, brachu. Te twoje nowe religie, ot choćby ci protestanci.

– Ciągle eksperymentuję, poszukuję nowych atraktorów – tłumaczył Brahma fachowym tonem.

– Ale czy to, co wykminiłeś, zadowala cię? – spytał Śiwa, dyskretnie podbierając Wisznu jeden lotos, było ich teraz sto siedem. – Masz tych swoich chrześcijan, żydów, muzułmanów, nawet kilku zaratusztrian się ostało. Jednak oni mają między sobą kosę. Krucjaty, prześladowania. Co z tego, że wszyscy cię wielbią, skoro zaraz później chlastają sobie nawzajem gardła?

– To kwestia priorytetów – odparł niewzruszony Brahma. – Dopiero teraz, gdy mam już odpowiedni depozyt wyznawców, mogę koncentrować się na ich nieskomplikowanych problemach. Zapewniam cię, że w ciągu najbliższego tysiąclecia będzie można postulować, że wyklarował się stan równowagi.  

– Spoko, spoko – odparł Niszczyciel. – Ale skoro czci cię już cały świat… nie uważasz, że te dwie indyjskie świątynie na twoją cześć to lekka przesada?

Brahma zniknął. Widocznie wpadł mu do głowy kolejny szalony pomysł.

– I jak, Wisznu? – spytał znudzonym tonem Śiwa, perfekcyjnie ukrywając uśmiech. – Masz dla mnie te sto osiem kwiatów?

Lotosooki zmieszał się. Pomimo że policzył rośliny aż laksę razy, jednego zabrakło. Nie pozostało mu nic innego, jak sprezentować przyjacielowi własne oko.

 

******

 

Późniejszy incydent z panowaniem brytyjskim w Indiach ostatecznie uzmysłowił Śiwie i Wisznu, że te dwie indyjskie świątynie Brahmy to jednak NIE jest przesada.

 

******

 

– Kochanie?

– Tak, Brahmo?

– Tezy chłopaków odznaczają się wysokim poziomem racjonalności. Mam wielu wyznawców, ale cóż z tego, skoro permanentnie wykazują agresywny behawior.

– Ale podobają ci się twoje religie?

– Tak, zdefiniowałbym je jako dobre.

– Zatem sferę sacrum już masz. Co zrobiłeś w kwestii profanum?

Stworzyciel uzmysłowił sobie, że tak bardzo skupiał się na tym, by oddawano mu cześć, że zupełnie nie zwracał uwagi, kto to robi i w jaki sposób. Uznał, że aby zaprowadzić porządek, musi obrać nowy sposób działania.

– Sarasvati, możesz dostarczyć mi wykazy najpotężniejszych krajów świata pod kątem PKB i wydatków na zbrojenia? I sprawdź mi jeszcze tego… faraona. Oba-ma? Jakoś tak. Kiedy następuje finalizacja jego kadencji?

 

******

 

Otwieram oczy.

Osłupiały rozglądam się po białym, kunsztownie urządzonym pomieszczeniu. Goddamned, gdzie ja jestem?

Kim ja…

Ach, oczywiście. Ten sen był tak realistyczny. Zupełnie jakbym…

Dostrzegam leżącą na moich kolanach książkę.

Kamasutra! Rozszerzone wydanie z komentarzami o bogach i mitach, jeszcze po Clintonie (zadziwiające, co można znaleźć podczas remontu Gabinetu Owalnego). I wszystko jasne, musiałem przysnąć podczas czytania. Yeah, ci Indusi mieli pomysły.

Zdobione dębowe drzwi otwierają się lekko.

– Mr. President? – pyta jegomość w garniturze. Ach, przecież to senator John.

Powoli przecieram oczy. Robię głęboki wdech i przeciągam się. Czuję, jak cegiełki w mojej głowie zaczynają w końcu zajmować odpowiednie miejsca.

– Mr. President?

– Senatorze – odzywam się w końcu, na twarzy mojego rozmówcy maluje się ulga. – Moja żona, Melania. Śpi?

– Tak, Mr. President. Obudzić?

– Tak… Nie, nie! Niech odpoczywa.

Zapada niezręczna cisza.

– Panie senatorze.

– Tak, Mr. President?

– Zwołaj zebranie rady, mam pomysł na bombową reformę. 

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To ja pokażę wyciąg z beciarskiego komentarza:

 

Spodobało mi się inteligentne dopasowanie ziemskiej historii do bożych rozgrywek.

Bohaterowie zróżnicowani osobowościowo i widać to w dialogach. Miło, że boska małżonka odgrywa tak istotną rolę. :-)

Dzieje się. Zwroty akcji może nic nie urywają, ale nie ma dłużyzn.

Pomysł nie jest jakoś szaleńczo oryginalny, ale dla mnie OK. Znaczy, wyświechtany też jeszcze nie jest. Tym bardziej, że bogowie jednak dla nas egzotyczni.

Ładnie wykorzystana wiedza.

Babska logika rządzi!

Osobliwie wykorzystany motyw przewodni konkursu, szczególnie że wyobraźnia każe mi widzieć opisywane sceny w feerii barw. Niezwykle przystępnie przedstawiłeś, Anonimie, koleje świata, ładnie kończąc na chwili obecnej. ;)

 

– Isto­tą twej Guny jest po­ryw­czość – lekko senny spo­sób mó­wie­nia… – – Isto­tą twej Guny jest po­ryw­czość.Lekko senny spo­sób mó­wie­nia

Nie wszystkie dialogi są prawidłowo zapisane.

 

kiedy to nad In­dia­mi za­pa­no­wa­ła mu­zuł­mań­ska dy­na­stia Wiel­kich Mon­go­łów. – Czy nie powinno być: …mu­zuł­mań­ska dy­na­stia Wiel­kich Mo­go­łów

 

pod­bie­ra­jąc Wisz­nu jed­ne­go lo­to­sa… – …pod­bie­ra­jąc Wisz­nu jed­en lo­to­s

 

Masz tych swo­ich chrze­ści­jan, żydów, mu­zuł­ma­nów… – Czy żydów celowo napisano małą literą?

 

Moja żona, Ivan­ka. Śpi? – Czy na pewno żona Ivanka?

Jego pierwszą żoną była Ivana, obecną jest Marla. Ivanka jest córką z pierwszego małżeństwa.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dawno nic nie czytałem, a tu pierwszy tekst i już widzę mocnego zawodnika w konkursie. Inteligentnie, zabawnie, Śiwa dobry :) Tylko temat konkursu gdzieś uleciał. Przy Mongołach i Ivance zgrzytnąłem. Klikam.

Ech, już myślałem, że sobie kliknę, a tu takie zakończenie. Napisane przyzwoicie, choć szału nie ma. Ale z drugiej strony lepiej jak się czyta gładki, normalny tekst, a nie jakieś udziwnienia. Doceniam próbę stylizacji dialogów, ale trochę to naciągane – ten slang Niszczyciela brzmi jak rasowy udawany slang… No ale zależy kto w jakiej części Polski mieszka ;)

Fajny pomysł z żoną na zagadkowe odpowiedzi. Ogólnie pomysł (aż do końcówki) fajny i te różne nawiązania też na plus (pewnie nie wyłapałem wszystkich). A finał to pewnie kwestia gustu. Nie lubię, jak polityka wdziera się do literatury, szczególnie jeśli jest to polityka ogólnikowa, populistyczna, na czasie. 

Temat konkursu niezbyt widoczny. 

God damned, gdzie ja jestem?

Goddamned łącznie. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No właśnie.

Pomysł na interpretację tematu konkursu bardzo inteligentny. Takie: “Z manicheizmem przez wieki”. Lubię tego typu zabawy; ktoś otrzaskany w tematyce może narzekać na uproszczenia, ale myślę, że na poziomie literatury popularnej ten poziom jest w sam raz.

Zakończenie natomiast z gatunku tych, których najbardziej nie lubię. Aktualna publicystyka polityczna. Z dość inteligentnego tekstu dla miłośników fantastyki zrobiłeś tekst na przedostatnią stronę tygodnika satyrycznego o określonej linii politycznej. To może śmieszyć dzisiaj, ale pojutrze (miejmy nadzieję) przestanie być zrozumiałe. Dlatego bardziej  podobała mi się Kamasutra Clintona (bo to już historia) niż (chybiona zresztą) wzmianka o Ivance.

Nie bardzo rozumiem celowość umieszczenia wstawki o oku Śiwy.

 

Pod kątem fabularnym i koncepcyjnym – świetne :) Nie jestem aż na tak wysokim lvlu historii, by móc ocenić, czy wszystko się zgadza, ale na moją wiedzę całkiem wiernie. Rzeczywiście, zakończenie trochę psuje obraz. Mocno naciągana też kwestia tematu konkursu, ale poza tym wyborne.

Precz z sygnaturkami.

Na wstępie chciałbym podziękować betującym: Blacktomowi, Finkli i Topielicy. Bez was ta praca byłaby o wiele gorsza. :)

Blacktormie, wybacz, że tak wcześnie opublikowałem, na śmierć zapomniałem, że chciałeś przeczytać jeszcze raz. 

 

Śniąca, dasz się przekonać do zdradzenia jakichś szczegółów? :)

 

Regulatorzy, cieszę się, że się spodobało. W kwestii błędów większość z nich poprawiałem wcześniej, widać coś z edycją do końca nie zadziałało. Jeśli chodzi o żydów, celowo użyłem małej litery, ponieważ chodziło mi o wyznanie, nie naród. 

Obecną żoną Trumpa nie jest Melania?

 

Reinee, dziękuję za komentarz i klika. Jak tłumaczyłem się wyżej, część błędów poprawiłem, ale się nie zapisało (z pewnością w przypadku Mogołów). Ale, że temat uleciał? Cóż jest bardziej czarnobiałe od dualizmu? 

 

Fun­the­sys­temie, Tobie również dziękuję za komentarz. Nie wiem jak u Ciebie na dzielni, ale u nas cała brać takim slangiem nawija. ;)

 

Coboldzie, dzięki za post. Uproszczenia jak najbardziej zamierzone, wszak liczba znaków niewielka, a chciałem, by tekst był zrozumiały (choć wplotłem kilka nawiązań dla nieco bardziej obeznanych – między innymi wstawkę o lotosach ;) ).

 

Niebieski_kosmito, dziękuję za komentarz. Cieszę się, że choć po części praca przypadła do gustu.

 

 

Kwestia zakończenia:

Jest niekonsekwentne, może nieco zaniża poziom pracy, ściągając ją w sferę "brudnej" polityki. Cóż, zależało mi na mocnym ciosie w potylicę, na wywróceniu całości do góry nogami. Chciałem zaskoczyć czytelnika, może rozbawić. Przewidywałem, że nie każdemu się spodoba, ale chyba podobnie jest z mocnymi przyprawami: jeden uwielbia, drugi twierdzi, że niejadalne.

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Obecną żoną Trumpa nie jest Melania?

Istotnie, Melania. Anonimie, masz słusznego. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Spoko :) Tekst sprawnie napisany, więc nie miałbym zbyt wiele do zasugerowania. No chyba, że dałbyś się namówić na kilka głębokich zmian – taki żarcik ;)

 

Powodzenia w konkursie :)

Błędy poprawione. :)

Dziękuję, Blacktornie, powodzenia nigdy za wiele. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Witaj!

Ciekawy pomysł, wymagający nieco wiedzy, i/lub researchu. Fajnie też biegnie po osi czasu, nawiązując do historycznych i teligijnych* wydarzeń.

Czarno biały świat, może bez przesady, ale jest. Tak metaforycznie i ogólnie ujęty.

Nie potykałem się, a zdziwiłbym się, po solidnym poczecie betujących.

Rozgrywki Bogów dosyć ciekawie pokazane (choć ci pozostali, wydali mi się nieco zbyt bierni; taki Niszczyciel – czemuś chyba tę nazwę zawdzięcza) bez zbędnego filozofowania.

Ciekawa też postać żony i za nią +.

Łba mi nie urwało, ale z lektury na 12k znaków jestem prawie ukontentowany.

Bo końcówka tekstu odstaje od reszty. IMO Niepotrzebna polityka się tam wdała. Spodziewałem się czegoś niespodziewanego i mocniejszego.

Pozdrawiam!

 

* teligijnych – teologiczno-religijnych – żartuję, tak naprawdę to chochlik z telefonu ale, że mi się tak skojarzył, to już zostanie

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrixie, dziękuję za opinię. A wydarzenia jak najbardziej teligijne, widać nawet telefon się czasem nie myli. ;)

 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Jak może się mylić coś, co ma teligijne “tel” w nazwie? Ale z drugiej strony, TV daje radę… ;-)

Babska logika rządzi!

Dopiero, gdy przeczytałem za trzecim razem, załapałem o co Ci chodzi. :)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Ale mnie mierziła ta stylizacja dialogów :( Ale poza tym i końcówką tekst w porządku, chociaż bez szału ;) Oryginalne podejście do czarno – białego tematu ;)

Lenahu, dziękuję za komentarz. Dla równowagi: wcześniej narzekali, że słabo wystylizowane. ;) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

IMO, stylizacja to śliski temat, wyjątkowo trudno wszystkim dogodzić…

Babska logika rządzi!

Pomysł, realizacja, warsztat, stylizacje, ironia – wszystko na wysokim poziomie.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Zgadzam się, że polityczne zakończenie pozostawia niesmak, oraz z tym, że wypowiedzi Śiwy przedobrzone i czasami nienaturalne. I cieszę się, że mam z głowy zarzuty, bo poza tym – rewelacja! Świetny pomysł, świetne wykonanie, naprawdę sporo miałam uciechy przy czytaniu. Brawo! :))

Od początku do końca, czytając to opowiadanie, w moim umyśle utrzymywało się jednostajne: eeee????? ;D Mało czytelne dla mnie, ale ciekawe, inne niż wszystkie.

Różne poszlaki wskazują mi na konkretną osobę, ew. dwie ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Fleurdelacourze, bardzo mi miło, że tekst przypadł do gustu. :)

 

Werweno, może faktycznie Śiwa w Puranach nie był AŻ TAK wyluzowany. Planuję kolejny tekst o bogach, toteż postaram się poprawić. Natomiast polityczne zakończenie, z tego co widzę, większości nie przypadło do gustu. A tak się z niego cieszyłem, gdy spłynęło na mnie natchnienie… ;)

 

C21h23no5.enazecie, miło czytać, że uznajesz mój tekst za oryginalny. Jeśli chodzi o “eeee”, faktycznie dla osoby nieosadzonej w kontekście niektóre aspekty mogą być niejasne. :)

W kwestii poszlak wszystkiemu zaprzeczę. ;)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Patrzta państwo: bet się wypiera! ;-)

Babska logika rządzi!

I jeszcze paniom przypisuje płeć męską… Nieładnie, Anonimie! :D

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Ubawiłam się nieźle przy czytaniu. Bardzo ładnie przedstawiony został bóg-stworzyciel. Każdy z bogów zresztą jest bardzo wyrazisty, podoba mi się sposób wyrażania Śiwy. Tematykę konkursową uznaję za wykorzystaną w sprytny sposób. Ale jest jedno ale – zakończenie. Cały tekst bardzo fajnie się czytało i płynęło przez poszczególne religie i historię, ale końcówka z Mr. Presidentem – uch, lecą punkty na łeb, lecą. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ja się tylko sugeruję końcówkami… ;)

 

Śniąco, cieszę się, że tekst (niemal w całości) przypadł do gustu.  

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Ubawiłem się tym tekstem! Śiwa jest przegenialny i to jego słownictwo hahah! Podobno sny nie są dobrym rozwiązaniem w fantastyce, a u ciebie jest to wyśmienite. Może dlatego, że to sen Trumpa, hahahah trzeba zrobić sen Putina. Można powiedzieć, że umieściłeś historie wszystkich religii w dwunastu tysiącach znaków, chwała ci za to! Podobało mi się i nadal jestem uszczęśliwionym. Bardzo mi się podobało, bardzo!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

SamotnyWilku, bardzo się cieszę widząc kolejną osobę, której przypadł do gustu mój pomysł w całości. :)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Nowa Fantastyka