- Opowiadanie: Halgrim - Tak już jest

Tak już jest

Ponieważ zakończyłem wreszcie proces wprowadzania poprawek do mojego pierwszego opowiadania, niniejszym dodaję kolejne. Dołożyłem starań, aby ten tekst (w przeciwieństwie do pierwszego) był pozbawiony atakujących oczy błędów.

P.S.

Dziękuję za link do wątku o właściwym zapisywaniu dialogów!

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Tak już jest

Telu wrzucił do ognia garść trzymanej w dłoni ziemi i owinął się szczelniej niedźwiedzim futrem. Było zimno. Las wokół nich był gęsty, a korony drzew tworzyły szczelną zasłonę przeciwko kroplom deszczu. Prawie nie było też przez to widać gwiazd. Przynajmniej podmuchy wiatru tutaj nie docierały. Gdy podróżowali przez odsłonięte wzgórza, wojownik myślał, że zamarznie przez te cholerne wichury. Pomiędzy drzewami natomiast panował spokój. Dało się prawie zapomnieć, że szli na wojnę. Było jednak dosyć mrocznie, w okolicy nie kręciło się najwyraźniej żadne zwierzę, a w głowie Telu ciągle pojawiała się myśl, że wróg może się czaić wszędzie.

Hatra wyciągnął ze skórzanej torby bukłak i odkorkował go. Telu spojrzał na niego z mieszaniną zdziwienia i oburzenia. Gdy Hatra to zauważył, parsknął śmiechem.

– Spokojnie mały. Karudahowie nie zapuszczają się tak głęboko w nasze lasy. Zwłaszcza po naszych ostatnich zwycięstwach na północy. Jeżeli gdziekolwiek wzmocnią patrole, to daleko od nas.

– Tego nie wiesz – odparł młody wojownik. – Wrogowie mogą się czaić za każdym drzewem…

– Ty chyba się już napiłeś… – Hatra pociągnął solidny łyk z bukłaka. – Nie potrafią poruszać się po lasach. Usłyszelibyśmy ich z odległości dziesięciu rzutów oszczepem. Są nieostrożni i niezdarni. Metalowe ubrania przydają im się w specjalnie przygotowanym otwartym polu i w ich wielkich kamiennych domach. W prawdziwej walce, w lasach i na wzgórzach, są jak niezdarne dzieci.

Telu zastanowił się nad słowami towarzysza. Tylko raz brał udział w walce przeciw starożytnemu wrogowi i musiał przyznać, że nie było to zbyt wymagające starcie. Z początku przestraszył się, widząc wrogów odzianych od stóp do głów w metal, ale szybko się okazało, że ten sposób ubioru jedynie ich spowalniał. Nie potrafili skakać, wspinać się na wzgórza, ani robić skutecznych uników. Mimo to, miał świadomość, że tamci Karudahowie byli zmęczeni, a lud Telu miał podczas tego niewielkiego starcia ponad dwukrotną przewagę liczebną. Nie miał zamiaru zlekceważyć nieprzyjaciela.

Hatra znowu się napił i podał bukłak Telu.

– Bierz. I słuchaj się mnie. Zostałem wyznaczony na twojego opiekuna i wiem, co dla ciebie najlepsze. Wierz mi, że nalewka korzenna dobrze ci zrobi. Koi nerwy. W walce musisz być spokojny i odprężony.

Młody wojownik się nie poruszył. Pić przed walką? A jeżeli zostaną zaskoczeni podczas odpoczynku? Nagle zrozumiał, że się po prostu bał. Jeżeli okaże strach w walce, albo jego opiekun uzna, że jego podopieczny okazał strach, nigdy nie będzie mógł dołączyć do grona pełnoprawnych wojowników plemienia… Matka Telu przestrzegała go przed spożywaniem nadmiernych ilości nalewki, ale przecież była kobietą i nigdy nie brała udziału w prawdziwej walce… No i wątpił, że Hatra będzie przesadzał z napojem. W końcu był jego opiekunem i gdyby doprowadził złym przewodnictwem do śmierci podopiecznego, plamy na honorze nigdy nie mógłby już zmyć.

Sięgnął po bukłak i odebrał go z wyciągniętej dłoni Hatry, na twarzy którego malował się uśmieszek tryumfu.

– Tylko pomału. Chcemy się ogrzać i wypocząć, a nie upić. Na to będzie czas po zwycięstwie.

Zwycięstwie. Telu upił niewielki łyk trunku. Był dobry, ale palił w gardło. Od razu zaczynało się robić cieplej.

Zwycięstwie… Telu spojrzał na mentora, który również okrył się skórą i patrzył nieobecnym wzrokiem w płomienie ogniska. Obraz opiekuna siedzącego po drugiej stronie paleniska zamazywało falujące od gorąca ognistych języków powietrze. W głowie Telu pytanie, które pomału formowało się od czasu, gdy usłyszał jako dziecko, że jego lud toczy wojnę, nabrało wreszcie kształtów.

– Czyli kiedy? – zapytał w końcu.

– Kiedy co?

– Kiedy zwyciężymy? Co nazywasz zwycięstwem?

Hatra patrzył na podopiecznego, jakby ten powiedział właśnie najgłupszą rzecz, jaką można było powiedzieć.

– Jesteś pewien, że byłeś… – Hatra wyraźnie szukał odpowiedniego słowa – obecny… podczas ostatniego starcia? Zwycięstwo jest wtedy, kiedy pokonamy wroga.

– No właśnie. Walczymy ponoć z Karudahami od zawsze. Najstarsze opowieści o naszych przodkach traktują o ich zmaganiach z nieprzyjacielem odziewającym się w metal… Kiedy to się skończy? Kiedy ich pokonamy? Kiedy wreszcie zwyciężymy?

Hatra był wyraźnie zaskoczony. Patrzył przez chwilę na swojego ucznia, po czym opuścił wzrok i zaczął się cicho śmiać.

– O to pytasz… – Spojrzał na korony drzew, które niemalże w całości zasłaniały niebo. – Nie wiem. Chyba nigdy.

Nie takiej odpowiedzi oczekiwał Telu.

– Jak to? To po co my w ogóle walczymy?

– Zadajesz niecodzienne pytania. Nie słyszałem ich od dawna. – Odebrał Telu bukłak i napił się kilka łyków. Dużych łyków. – Sam się kiedyś nad tym zastanawiałem. Nasza wojna z Karudahami trwa od zawsze. Nie mam pojęcia, w jaki sposób się zaczęła i wątpię, że ktokolwiek spośród żyjących pamięta… Takie pytania kołaczą się czasem w głowie tych, którzy nie zasmakowali jeszcze bitewnego cierpienia. Z czasem przestają mieć znaczenie, rozpływają się w potokach krwi wrogiej i bratniej, we wrzaskach bólu i żarze płomieni trawiących nasze lasy…

Telu ogarnęło uczucie, którego się nie spodziewał. Sądził, że usłyszy inspirującą przemowę o honorze i słuszności tej walki, a zamiast tego, zaczęło go ogarniać poczucie beznadziei.

– Nie rozumiem… Po co w takim razie to wszystko! Nie możemy zwyczajnie przestać ich atakować?

– A jak przekonasz ich, żeby przestali atakować nas? Ta walka trwa od tak dawna, że nawet gdyby ktokolwiek pamiętał powód jej rozpoczęcia, nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Chyba każdemu z nas zabito bliską osobę. Ojca, syna, brata… Każdy, kto dołącza do tej wojny prędzej czy później otrzymuje bardzo osobisty powód jej kontynuowania…

Telu poczuł, jak robi mu się niedobrze.

– Przecież to całkowicie bez sensu! Dlaczego oni nas atakują? Przecież nasze lasy są rozległe, a oni mają własny wielki kraj na wschodzie! Dla wszystkich starczy miejsca! Po jaką cholerę nas najeżdżają?

Hatra znowu się napił nalewki. Wydawał się zasmucony, niczym ojciec, który musi beztroskiemu synowi wytłumaczyć okrucieństwa świata i roztrzaskać bańkę perfekcji, którą ten sobie stworzył.

– Jeżeli będziesz w stanie skłonić jakiegoś przeciwnika do udzielenia ci odpowiedzi na to pytanie, zanim spróbuje odebrać ci życie, koniecznie daj mi znać. Być może oni pamiętają, jak to się zaczęło, ale wierz mi, gdy zetrzesz się z nimi w prawdziwym boju, gdy będą zorganizowani i wypoczęci, szybko dostrzeżesz w ich oczach… Przez te niewielkie szczeliny w ich metalowych czapkach, że każdy z nich, tak jak my, ma już bardzo osobisty powód do wykańczania naszych pobratymców…

Telu myślał, że podczas swojej pierwszej walki zetknął się z prawdziwą okrutną rzeczywistością. Tymczasem ona dopiero teraz, w tym spokojnym miejscu podczas rozmowy, uderzyła w niego z prawdziwą brutalnością. Czuł się całkowicie bezsilny wobec nieubłaganej i bezdusznej potęgi splotów historycznych wydarzeń.

Opiekun podał mu bukłak.

– No właśnie… Zapomniałeś już o wszystkich opowieściach o chwale? Od teraz będziesz musiał udawać, że wierzysz w wyższy cel tej wojny. No chyba, że chcesz być wzięty za tchórza. Witamy na wojnie.

Telu praktycznie wyrwał pojemnik z dłoni Hatry i opróżnił go do dna. Towarzysz go nie powstrzymywał. Siedzieli przez dłuższą chwilę w milczeniu patrząc w płomienie ogniska.

– Jak to możliwe, że wszyscy inni tak ochoczo idą do walki? – Telu wreszcie przerwał ciszę. – Nikt nigdy w ten sposób o tym nie pomyślał? Bezsensownie odbierają życie nawet nie myśląc, po co?

– Teraz bredzisz. – Hatra warknął. Konkluzja młodszego wojownika wyraźnie nie była według niego zbyt trafna. – Nie myśl o sobie, że jesteś taki wyjątkowy. Inni też zdają sobie sprawę z bezsensu tego wszystkiego. Ale co mają według ciebie w związku z tym zrobić? Odłożyć broń i pozwolić się pokroić?

– Ale jeżeli ktoś wreszcie nie powie dość i nie odłoży broni, to będziemy się mordować do końca świata!

Hatra przez chwilę milczał i patrzył w dal. Zastanawiał się nad właściwą odpowiedzią. A może po prostu odpłynął we wspomnienia.

– Tak. Będziemy. Możesz oczywiście spróbować to zmienić. Gdy dołączymy do reszty, podejdź do kogokolwiek i spróbuj go namówić, by to właśnie on stał się inicjatorem nowej drogi naszego ludu. Powiedz mu, żeby w imię wyższego dobra odłożył broń i pozwolił jakiemuś Karudahowi się zaszlachtować. Tylko pamiętaj, że większość chce już krwi metalowego wroga ze względu na pozabijanych krewnych. Wielkie słowa i nierealne wizje przyszłości szybko się rozmyją, gdy przed oczami po raz kolejny pojawi się obraz syna z poderżniętym gardłem, albo ojca pozbawionego głowy.

– Więc pozostaje mi posłusznie dołączyć do tego bezsensownego kręgu wzajemnie podsycanej nienawiści i trwać w nim z nisko pochyloną głową aż do momentu, gdy i ja stracę bliskiego i, już całkowicie dobrowolnie, będę kontynuował ten krwawy taniec mordu i cierpienia aż do końca świata?

– Czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, że życie będzie łatwe, proste i przyjemne? – Wzrok Hatry zdradzał już tylko obojętność. Pogodzenie się z losem.

Telu podrapał się po włochatym pysku. Nikt mu nigdy czegoś takiego nie powiedział. Niemniej jednak zastanawiał się teraz, czy będzie w stanie w ogóle wziąć udział w kolejnym starciu. Miał wrażenie, że w miarę coraz większego angażowania się w wojnę, będzie go ona coraz bardziej wciągać, aż w końcu wszystko poza kolejnym zabitym wrogiem przestanie mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Zostanie wciągnięty w to piekielne koło. Odruchowo zaczął gładzić dłonią jeden z rozgałęzionych rogów, które wyrastały z jego głowy.

Hatra sięgnął po kolejny bukłak.

– Życie jest paskudne. Musisz trzymać się myśli, że idziemy na tę wojnę, żeby chronić nasz lud. Żeby powstrzymać nieprzyjaciół przed zabijaniem naszych pobratymców. Każdy Karudah, którego zabijesz, nigdy nie zabije żadnego z twoich bliskich. Musisz ich zabijać, żeby oni nie zabijali nas.

Telu ogarnął histeryczny śmiech. Trwało to tylko kilka sekund, ale wystarczyło, żeby jego opiekun przerwał szukanie bukłaka w torbie i patrzył na podopiecznego, jakby ten całkowicie postradał zmysły. Telu otarł wreszcie łzę z oka i powstrzymując śmiech zaczął mówić.

– Nasze życie i cała rzeczywistość to groteska. To, co powiedziałeś… Przecież dokładnie to samo może powiedzieć każdy Karudah.

Hatra się uśmiechnął i spojrzał w korony drzew. Las wciąż był spokojny.

– Więc dobrze, że mamy spory zapas nalewki.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Niewiele się tu dzieje. Siedzą sobie wojownicy przy ognisku, piją nalewkę i gadają. Co więcej, ich przemyślenia nie są jakoś wyjątkowo odkrywcze.

Fantastyka objawia się wyłącznie w dekoracjach.

Interpunkcja kuleje. Na przykład wołacze, Halgrimie, oddzielamy od reszty zdania przecinkami.

Babska logika rządzi!

Ot, taka scenka – w drodze na wojnę dwóch jej przyszłych uczestników snuje rozważania na temat sensu tego, z czym przyjdzie im się zmierzyć.

Nie podoba mi się, że Hatra ciągle zwraca się do Telu per mały. Mam wrażenie, że takie mówienie do młodego mężczyzny idącego na wojnę, nie może być miłe.

Szkoda, że fantastyka występuje tu w formie szczątkowej.

 

owi­nął się szczel­niej fu­trem niedź­wie­dzia. – …owi­nął się szczel­niej fu­trem niedź­wie­dzim.

 

Przy­naj­mniej po­dmu­chy wia­try tutaj nie do­cie­ra­ły. – Literówka.

 

Po­mię­dzy drze­wa­mi na­to­miast było bar­dzo spo­koj­nie. Aż można było za­po­mnieć, że szli na wojnę. Było jed­nak dosyć mrocz­nie, nie było sły­chać żad­nych zwie­rząt… – Byłoza!

 

Tylko raz brał udział w walce prze­ciw sta­ro­żyt­ne­mu wro­go­wi i mu­siał przy­znać, że nie było to zbyt wy­ma­ga­ją­ce star­cie. Z po­cząt­ku prze­stra­szył się wi­dząc prze­ciw­ni­ków odzia­nych od stóp do głów w metal, ale szyb­ko się oka­za­ło, że ten spo­sób ubio­ru je­dy­nie spo­wal­niał prze­ciw­ni­ka. Nie po­tra­fi­li ska­kać, wspi­nać się na wzgó­rza, ani robić sku­tecz­nych uni­ków. Mimo to, miał świa­do­mość, że tamci prze­ciw­ni­cy byli zmę­cze­ni, a lud Telu miał pod­czas tego nie­wiel­kie­go star­cia ponad dwu­krot­ną prze­wa­gę li­czeb­ną. Nie miał za­mia­ru zlek­ce­wa­żyć prze­ciw­ni­ka. – Powtórzenia.

 

Chce­my się ogrzać i zre­lak­so­wać, a nie upić. – Ci wojownicy mogli chcieć się odprężyć/ uspokoić/ odpocząć/ odzyskać siły, ale z pewnością nie chcieli się relaksować.

Staraj się unikać współczesnych określeń w tekstach fantasy.  

 

Telu wziął nie­wiel­ki łyk na­po­ju. – W co i w jaki sposób Telu wziął napój?

Proponuję: Telu upił nie­wiel­ki łyk trunku.

 

– Czyli kiedy? – Za­py­tał w końcu.– Czyli kiedy? – za­py­tał w końcu.

 

Mu­sisz trzy­mać się myśli, że idzie­my na te wojnę… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy poprawione. Wciąż walczę z własną interpunkcją. Chciałem taką “pogadanką” sprawdzić, jak mi wychodzi opieranie scen o sam dialog i przyznaję się do świadomej powierzchowności elementów fantastycznych. Miał to być zwrot akcji w wersji mini :)

Dziękuję za komentarze :)

Halgrimie, mam wrażenie, że może przydać Ci się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Powodzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Proces wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Poziom sarkazmu, ironii i ogólnej czepliwości w trakcie realizacji może okazać się zabójczy dla nieprzygotowanych psychicznie Autorów”.

Brzmi interesująco.

Wiedziałam, że Ci się spodoba. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z początku przestraszył się[+,] widząc wrogów odzianych

Ogrzewał. Od razu zaczynało się robić cieplej.

Tak naprawdę dwukrotnie powtarzasz niepotrzebnie tę samą informację.

Jesteś pewien, że byłeś… – Hatra wyraźnie szukał odpowiedniego słowa. – Obecny… Podczas ostatniego starcia

Lepiej tak:

Jesteś pewien, że byłeś… – Hatra wyraźnie szukał odpowiedniego słowa – obecny… podczas ostatniego starcia?

jego drewniana zabawka, nie jest żywą istotą

Zbędny przecinek. Poza tym dość słabe, w moim odczuciu, porównanie. Nie wydaje mi się, żeby dzieci przeżywały takie chwile. Ja nie przeżywałem. Ludzie to ludzie, zabawki to zabawki, nawet jeśli stale wyobrażasz sobie, że za chwilę ożyją i twój świat się zmieni.

powód jest rozpoczęcia

“jej”, jak sądzę

 

Faktycznie, siedzą i gadają. A niech sobie i gadają, mnie to nie przeszkadza, nawet gdy takie nieskomplikowane przemyślenia mają, ale chyba ich trochę za dużo. W połowie wiemy, jakie wnioski wyciągnie Telu, a potem on je wyciąga i wyciąga i wyciąga… Pomysł “wiecznej wojny” trudny do sprzedania (ale kto wie, pewnie się mnożą jak króliki – zresztą na to jest wiele “fantastycznych” sposobów), ale sprzedany właściwie może być mocny. Poza pomysłem mamy tylko owe mało odkrywcze wnioski, więc fabułożercy brzuszków pełnych mieć nie będą. Zakończenia prawie nie ma – choć to nie zawsze jest błędem czy wadą.

Wykonanie powyżej średniej poczekalni, nadal jednak sporo szlifowania warsztatu przed Tobą.

Dam 4.

Zmiany wprowadzone. Dziękuję za wskazówki :)

I dziękuję za 4! Moje pierwsze poważne literackie zwycięstwo!

Dialog, który jest głównym tematem, porusza sprawy nienowe, ale w sumie ważne. Przydałby się trochę więcej fabuły, ale mimo to czytało się przyzwoicie. Nie wiem tylko, czy nie przesadziłeś z językiem postaci, młody wojownik wygłaszający: 

 

– Więc pozostaje mi posłusznie dołączyć do tego bezsensownego kręgu wzajemnie podsycanej nienawiści i trwać w nim z nisko pochyloną głową aż do momentu, gdy i ja stracę bliskiego i, już całkowicie dobrowolnie, będę kontynuował ten krwawy taniec mordu i cierpienia aż do końca świata?

 

wydaje się zbyt elokwentny.

Zgadzam się z przedpiścami: napisałeś scenkę, w której niezbyt wiele się dzieje. Ale napisałeś w miarę przyzwoicie, oczy mnie specjalnie nie rozbolały, chociaż w pewnym momencie jednak pojawił się ziew ;) Zwróć uwagę na powtórzenia.

 

Przyznam, że nawet pojawiła się mała zaskoczka, o tu:

Telu podrapał się po włochatym pysku.

Myślałam, że to jakiś błąd, ale potem dodałeś:

Odruchowo zaczął gładzić dłonią jeden z rozgałęzionych rogów, które wyrastały z jego głowy.

Fajne :)

 

Nie jest źle, choć jeszcze nie superancko ;)

Nowa Fantastyka