- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Legenda o Gloradinie i Yuni założycielach grodu pod skałą

Legenda o Gloradinie i Yuni założycielach grodu pod skałą

a musi być?

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Legenda o Gloradinie i Yuni założycielach grodu pod skałą

Legenda o Gloradinie i Yuni

założycielach grodu pod skałą

 

Nimfy to stworzenia długowieczne.

Ten dar natury przekazują Błękitnokrwistym gdy rodzą im potomstwo. Ich dzieci obu płci dziedziczą również urodę i miłość do lasu. Z kolei Błękitnokrwisci przekazują miłość do polowań i dietę składającą się miedzy innymi z upolowanych zwierząt. Nimfy to tolerują ale spożywanie mięsa traktują jako dodatek i często odmawiają jego jedzenia.

Przez całe życie u Nimf nie widać oznak starzenia. Dopiero wtedy, gdy nadchodzi kres, pierwszą oznaką starości jest szarzenie ich pięknych długich wlosow a na twarzy pojawiają się pierwsze delikatne zmarszczki. Jednak ciało wygląda pięknie i młodo przez całe ich życie.

Selaine pomimo urodzenia pięciorga dzieci wciąż wyglądała jak wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzał ją Ato.

W porannym słońcu, przed chatą siedziała obok męża obserwując życie na łące kolo swojego domu pod skała. Ubrana w suknię z traw i kwiatów wyglądała nadzwyczaj pięknie.

Jej wzrok szukał swoje dzieci. Bacznie obserwowała ich codzienne zabawy i harce. Wszystkie kochała swoją matczyną miłością jednak najmłodszego Gloradina darzyła miłością największą a on czuł i odwzajemnial to uczucie często przybiegając do niej z leśnym kwiatem lub innym drobiazgiem znalezionym w lesie.

Starszy brat Kemal był jego wzorem.

Gloradin naśladował go we wszystkim a gdy ten wyruszał do lasu, markotniał, siadał na szczycie pobliskiej skały i czekał na jego powrót.

Pewnego razu, po powrocie z polowania, gdy siedzieli przy ognisku, Kemal zniknął w chacie. Gdy wyszedł, niósł ze sobą łuk i strzały. Podszedł do Gloradina.

– Od jutra będę cie uczył strzelania do celu.

Oczy chłopca zablysly. Wziął do ręki bron i oglądał z namaszczeniem. W nocy nie mógł zasnąć niecierpliwie czekając poranka.

Ledwie zaczęło szarzeć, zerwał się z poslania, wziął łuk i wyszedł przed chatę. Na placu było cicho i pusto. Wioska dopiero się budziła.

Zniecierpliwiony zaczął nieśmiało naciągac cięciwę udając że poluje. Był tak zajęty zabawą, ze nie zauważył porannej krzataniny.

– Widzę że już polujesz braciszku – Kemal stał za nim i uśmiechal się.

Speszony Gloradin spłonął rakiem. Nie zdawał sobie sprawy, ze ktoś go podgląda.

Kemal wyciągnął rękę z zawiniatkiem

– Przygotowałem prowiant na cały dzień. Chodźmy poszukać dobrego miejsca na ćwiczenia.

Ruszyli w stronę lasu. Gloradin szedł za bratem jak cień. Dusze ropierala duma, że wreszcie Kemal zwrócił na niego uwagę. Myślał że brat go w ogóle nie zauważa.

Nie musieli daleko iść. Nieopodal znaleźli niewielką łąkę.

-Tu będzie dobrze.

Zdjął swój łuk z pleców, palcem sprawdził czy cięciwą jest dobrze napięta, nałożył strzałę rozgladnal się za celem.

– O tam – wskazał ręką.

 Na końcu polanki stała samotna brzoza.

– Teraz po patrz jak ja to robię.

Przyłożył naciągnięta na łuku strzałę do oka, wycelował i po sekundzie strzała z furgotem poleciała w kierunku drzewa.

Kemal stal nieruchomo przez chwilkę, poczym opuścił łuk patrząc w kierunku celu. Z tej odległości widać było że strzała utkwiła w pniu.

– Teraz ty.

Zabrzmiało to tak normalnie ze Gloradinowi zabiło mocniej serce. Starając się dokładnie naśladować brata nadciągnął łuk ze strzała i puścił. Strzała poleciała kilka metrów i upadła w trawę.

Jak gdyby się nic nie stało, Kemal stanął za młodszym bratem, razem nadciągnęli cięciwę i po chwili strzała wyleciała w stronę brzozy. Upadła tuz przed nią.

– Spróbuj teraz sam.

Gloradin starał się jak mógł ale wyniki były mizerne.

– Musisz się szybciej decydować – pouczał go Kemal – jak długo myślisz do oko się męczy i źle ocenia odległość. Poza tym mięśnie słabną i nie napinają dobrze łuku.

Próbowali cały poranek.

Wszystkie strzały chłopca nie dolatywały do brzozy.

 Gdy wystrzelali wszystkie strzały, Kemal zarządził przerwę na posiłek. Dopiero teraz Gloradin poczuł głód.

Wyciągnął rękę do zawiniątka ale Kemal chwycił jego dłoń.

– Pierw obowiązek braciszku. Idź pozbierać strzały. Nie można ich tak marnować. Przydadzą się do kolejnych ćwiczeń a ja tymczasem przygotuje jedzenie.

 

Gloradin ćwiczył codziennie.

Znikał z osady rano, wracał późnym popołudniem. Zawziął się bardzo mając za wzór Kemala. Z czasem robił postępy. Teraz trafiał w brzozę za każdym razem. Musiał poszukać sobie nowego celu. Rozglądnął się szukając pomysłu i znalazł. Było to stare, opuszczone gniazdo os zawieszone wysoko na dębie.

Jednak i to było za mało.

Trochę zniechęcony wrócił do osady.

– Widzę ze cos nie wyszło braciszku – Kemal usiadł obok na kamieniu.

– Bo juz nie wiem jaki obrać cel. Do wszystkiego trafiam – westchnął.

– Mam pewien pomysł, jutro zaczniemy kolejny etap. A teraz idź do matki bo jest zła na ciebie ze cię prawie nie ma w domu i na mnie że cię wciągnąłem w to strzelanie.

– Nie będę cale życie siedział w domu pod opieką – burknął.

– Matka to matka, no pędź do niej.

 

Nazajutrz Kemal przygotował niespodziankę.

Na długiej linie powiesił zlepiona żywicą kulę z gałązek i liści wielkości głowy człowieka. Na polance przerzucił ja przez wysoką gałąź i wprawił w ruch.

– Teraz strzelaj.

Nowe ćwiczenie było juz wyzwaniem. Kula tańczyła w powietrzu wykonując najmniej spodziewane ruchy. Trafienie jej wymagało teraz skupienia i przewidywania. Ćwiczenia ruszyły pełna parą.

Kemal uważnie obserwował postępy brata. Zauważył, że po wystrzelaniu wszystkich strzał, Gloradin wyciągał te, które trafiły w cel i odkładał na osobna kupkę.

– Dlaczego to robisz? – spytał zdziwiony.

– To strzały dobrze wykonane, przy nich nie trzeba nic poprawiać. Segreguje je od jakiegoś czasu. Mam już takich sporo i wiem jak sporządzać następne.

– Widzę ze teraz ja się czegoś od ciebie nauczę – powiedział – myślę że czas razem zapolować. Co ty na to braciszku?

Gloradinowi kolejny raz zalśniły oczy z radości.

– Choćby zaraz, jestem gotowy.

Mijały kolejne dni tym razem na polowaniach. Kemal nauczył go jeszcze jednego. Gdy u polowali pierwszego jelenia, Gloradin usłyszał po raz pierwszy jak brat szepcze zwierzęciu do ucha

"Przepraszam że wziąłem ci ciało. Pamiętaj duchu że mój dom jest teraz twoim domem i w zamian za to, ze dałeś mi pożywienie, możesz zamieszkać u mnie i być jak długo że chcesz"

– Dlaczego mówisz do zabitego zwierzęcia Kemalu? Przecież ono nie usłyszy.

– Ciało nie ale jego duch na pewno – wskazał ręką na korony drzew – gdzieś tam fruwa nad nami i patrzy na nas. Dał nam pożywienie i musimy mu za to podziękować.

Gloradin zadarł głowę.

– Nic nie widzę. Dlaczego ze mnie żartujesz bracie?

– Nie żartuje – odparł poważnie.

 

Gloradin z chłopca stawał się mężczyzną. Jasny i delikatny puszek pojawił się pod nosem i na policzkach. Chłopiec a budowa powoli zmieniała się w męską. Mięśnie grały pod skórą.

Selaine juz wiedziała ze utraciła dziecko na rzecz mężczyzny.

Kończyła się pora deszczowa i zapachniało wiosną. Słońce coraz bardziej przygrzewało wysuszając podmokłe łąki. Robiło się coraz cieplej.

Gloradin postanowił sam wybrać się na polowanie.

Skierował się na północ w stronę Wielkiej Rzeki, o której słyszał od Kemala. Chciał zobaczyć syreny, o których opowiadali rodzice podczas deszczowych wieczorów.

Wędrował bezdrożami.

Zapadał zmierzch. Zmęczony wędrówką położył się pod drzewem i zasnął.

Obudził do szelest trawy.

Jego zmysły natychmiast zaczęły pracować. Nasłuchiwał nie otwierając oczu. Szelest w zmagał się i cichł jakby coś chodziło w pobliżu. Prawie nie oddychają lekko uchylił powieki. Za drzewami dostrzegł szarego jelenia. Powoli jego ręka chwyciła łuk i na leżąco, żeby nie spłoszyć zwierzęcia, nałożył strzałę, nadciągnął cięciwę i strzelił. Strzała pomknęła i trafiła jelenia w gardło. Ten wydał z siebie żałosny bek i runął na trawę wierzgając kopytami w śmiertelnych skurczach.

Gloradin zerwał się na nogi i pobiegł ku zdobyczy.

– Przepraszam ze wziąłem ci ciało. Pamiętaj duchu ze mój dom jest teraz twoim domem i w zamian za to że dałeś mi pożywienie, możesz zamieszkać u mnie i być tu jak długo…

Nie zdążył wypowiedzieć podziękowania do końca gdy poczuł, ze cos zwaliło mu się na plecy i przygniotło do ziemi.

– Coś ty zrobił najlepszego – usłyszał.

Poderwał się gwałtownie zrzucając siedzącego na nim osobnika. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał patrzące ze wściekłością wielkie, błękitne oczy nimfy. Stanęła szybko na nogi.

– Zabiłeś mojego jelenia głupcze! Co on ci zrobił że go zabiłeś?

Rzuciła się na Gloradina i zaczęła odkładać go pięściami.

Zaskoczony nawet nie zareagował. Pozwolił jej na wyrzucenie z siebie emocji potem złapał jej ręce i przygarnął do piersi.

Nimfa oderwała się od niego i rzuciła się ze szlochem na leżące zwierzę.

Poczuł się nieswojo. Nigdy nie był w takiej sytuacji.

Podniosła zapłakane oczy.

Była młoda i piękna.

– Wynoś się stąd, nie chcę cię widzieć – syknęła.

Chcąc nie chcąc Gloradin wycofał się po cichu i poszedł dalej wściekły na siebie.

„Że też musiało mi się coś takiego przytrafić” myślał ze złością

Zagłębił się w zagajnik i stanął. Cała sytuacja nie dawała mu spokoju. Zrobiło mu się żal nimfy.

Postanowił wrócić.

Leżała tuląc martwe zwierzę i szlochała. Pochylił się i pogłaskał zwierze. Poczuł pod pacami delikatną skórę.

Gdy dotknął palcami ranę, jeleń drgnął.

Nimfa podniosła głowę i przestała szlochać.

Gloradin zdziwiony muskał dalej delikatnie krwawiące miejsce i zobaczył, że rana przestaje krwawić. Delikatnie jak tylko mógł wyciągnął grot. Jeleń poruszył się. Podniósł lekko głowę i spojrzał na nimfę. Jej zdziwienie nie miało granic gdy poczuła oddech zwierzaka.

Po chwili jeleń szarpnął ciałem i spróbował wstać. Odsunęli się oboje i obserwowali wysiłki zwierzęcia.

– Jak…ty to zrobiłeś?

Nimfa zapomniała o złości. Jej zaczerwienione od płaczu oczy patrzyły ze zdziwieniem na spokojnie pasące się zwierzę.

Gloradin spojrzał na swoje dłonie nic nie rozumiejąc i wzruszył ramionami.

– Pojęcia nie mam. Najważniejsze że żyje – mruknął pod nosem.

Dziewczyna podeszła do jelenia i pogładziła miejsce gdzie tkwiła niedawno strzała. Potem podeszła do chłopca, wzięła jego dłonie i spojrzała na nie z niedowierzaniem.

– To jakieś czary?

– Nie wiem – zniecierpliwił się – pierwszy raz coś takiego zrobiłem

Objęła go za szyję i spojrzała głęboko w oczy.

– Dziękuję – szepnęła.

Odwróciła się i zajęła się zwierzęciem.

Usiadł pod drzewem i obserwował pieszczoty jakie dawała zwierzęciu.

Obrana w tunikę z traw, z opaską we włosach z trzciny wyglądała inaczej niż nimfy z jego osady. Pierwszy raz zauważył u nimfy ciemnokasztanowe włosy. Miała drobną twarz i mały, zadarty nosek ale jak było widać, nadrabiała charakterem.

– Jak się nazywasz? – spytała nie odrywając się od swojego pupila.

– Gloradin, a ty?

– Juni. Chodź do nas, na pewno jesteś głodny.

 

Mieszkały wśród drzew na leśnej polanie, przez którą przepływała niewielka rzeczka.

Gdy weszli na nią otoczył ich krąg zaciekawionych dziewcząt. Były niższe od nimf, z którymi mieszkał. Wszystkie były drobnej postury. Ich włosy mieniły się kolorami od brązu do złota.

Nektar, który mu dały miał inny smak niż ten domowy. Sycił bardziej i pachniał lasem.

Juni opowiedziała o zdarzeniu, wszystkie zaciekawione oglądały go dookoła a szczególnie uważnie oglądały jego dłonie

– Z daleka przychodzisz? – zagadnęła.

– Wędrowałem kilka dni, chcę zobaczyć Wielką Rzekę. Brat mi o niej mówił.

– Nasz strumyk wpada do niej, wystarczy iść brzegiem. Ale pierw zostań moim gościem.

– Chętnie – Gloradin uśmiechnął się zadowolony z takiego zaproszenia.

Czas u leśnych nimf wypełniał opowiadaniami o osadzie, w której się urodził i wychował. Słuchały z zaciekawieniem. Jednak najbardziej zaintrygowane były zdarzeniem z jeleniem.

Gloradin uważnie obserwował zwierzę spokojnie pasące się na polanie. Jak się zorientował, był oczkiem w głowie Juni. Ona sama często znikała w lesie przychodząc z pięknym kosztami jagód i grzybów, z których nimfy przygotowywały nektar i pożywienie. Trochę były poruszone jak się dowiedziały że ich gość jada mięso upolowanych zwierząt.

Pewnego razu upolował kilka królików i upiekl je na ognisku. Nimfy jadły bardziej z ciekawości niż z przekonania.

Coraz częściej złapał się na tym, że wodzi wzrokiem za Juni. Szczególnie jak kapała się w gorące dni wraz z innymi nimfami.

Nimfy leśne nie znały wstydu więc zachowywały się naturalnie nie zdając sobie sprawy, że je obserwuje.

Jednak upatrzył sobie ją. Pewnego poranka poprosił ją o wspólną wyprawę do lasu. On z łukiem, ona z koszem, zaglebili się w leśne ostępy.

Nimfa szła przodem znając każdy krzak w okolicy. W malinowym chrusniaku Juni zabrała się do zbierania malin. Gloradin poszedł zapolować. Za tęsknił za solidnym posiłkiem.

Około południa zrobiło się gorąco. Gwarny zazwyczaj las zrobił się cichy. Usiadł pod drzewem i zasnął.

Śniło mu się, ze siedzi nad brzegiem Wielkiej Rzeki a z drugiego brzegu ktoś go woła. Wołanie było na tyle sugestywne, że jak otworzył oczy usłyszał z dala glos Juni. To ona go wołała zaniepokojona jego zniknięciem.

-Tu jestem! – odkrzyknął.

Wyszła po chwili z zarośli z koszem pełnym malin. Stanęła patrząc nad jego głowę. Jej oczy zalsnily.

Gloradin odwrócił głowę. Na pobliskiej gałęzi siedziało kilka slicznych, skrzydlatych istotek, nie większych od jego dłoni i patrzyli uważnie na oboje.

Juni podniosła rękę pełną malin. Istotki sfrunęły i usiadły jej na ręce, po czym zaczęły zajadac.

Nimfa z zachwytem patrzyła na nie.

Gdy zjadły wszystkie, odfrunely znikając w koronie drzew.

– Nie pokazują się każdemu, to dobry znak – wyjaśniła – czasami pojawiają się u nas, wtedy karmimy je owocami i nektarem.

– Dobry znak? Dla kogo?

– Dla ciebie – roześmiała się – jesteś chyba pierwszym Błękitnokrwistym, któremu się pokazały.

– A może to znak dla nas?

Juni spojrzała na Gloradina i zaczerwienila się. Na jej twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech.

– Nic nie upolowales – zmieniła temat – będziesz musiał się zadowolić owocami i nektarem.

Po tym zdarzeniu Juni zmieniła się. Stała się jakby nieobecna. Często znikała sama w lesie a jak wracała, siadała na brzegu rzeki i patrzyła w wodę. Inne nimfy dostrzegły jej zmianę i dyskretnie się uśmiechaly.

Zwyczajem nimf leśnych Juni czekała na porę godów. Wtedy nimfy, które chciały się związać z Blekitnokrwistymi, szły na skały i czekały na swojego wybrańca. Jeżeli się wszystko udawało, to wracali razem już jako para.

Leśne zdarzenie z motylicami przekonało nimfę. One zawsze pojawiały się w ważnych momentach. Są bardzo przyjazne nimfom i często ostrzegały je gdy groziło im jakieś niebezpieczeństwo lub gdy miały podjąć ważne decyzje.

Pora godów przypadała co roku w czasie pełni czerwonego księżyca a ona miała przyjść wkrótce.

Decyzję zawsze podejmowały nimfy.

Gdy nadeszła pora, Juni ubrała najpiękniejszą suknie z traw i leśnych kwiatów. Gdy wschodził czerwony księżyc wyruszyła w stronę skał za lasem na północy.

Gloradin obudził się rano i jak zawsze poszukał wzrokiem nimfy

– Jeżeli szukasz Juni to jej tu nie znajdziesz – odezwała się Alsira, bliska przyjaciółką.

– A gdzie poszła?

– W skały, czeka na ciebie. Jak ją znajdziesz to już na zawsze będzie twoja. Taki mamy zwyczaj. Leć do niej i wracajcie razem.

Gloradin zerwał się i pobiegł ścieżką w stronę skał.

Gdy zaglebil się w las, spotkał kilka motylic, które zaczęły komentować jego decyzję swoimi cieniutkimi głosikami i poganiac do szybszego marszu.

Las się skończył nagle. Mała łączka oddzielała go od białych skał.

Motylice zniknęły w lesie. Nie przepaadały za otwartymi przestrzeniami.

Zaczął się wspinać po głazach uważnie wypatrując nimfy. Wdrapal się na szczyt najwyższej skały i rozejrzał się wokół. Wszędzie skały jak okiem sięgnąć.

– Juni! – krzyknął.

Tylko echo mu odpowiedziało.

Nimfa wcale nie mu nie pomagała.

Słońce przygrzewało mocno, powietrze nad skałami zaczęło drgać.

Gloradin zszedł do cienistego wąwozu. Zanurzył się w chłodzie i cieniu. Zaspokoił pragnienie w strumyki wypływającym ze szklanej niszy.

W labiryncie skał kazdy kierunek był dobry. Wybierał drogę intuicyjnie.

Doszedł do skalnego głazu zamykającego dalszą drogę. Skały otaczały wokół trawiastą dolinkę.

– Gdzie teraz?

Znowu był zmuszony na wdrapanie się na szczyt. Było już późne popołudnie gdy tam dotarł.

Kosztowało go to sporo sił. Położył się na półce skalnej. Walczył ze zmęczeniem. Pragnienie doskwieralo. Siłą woli podniósł się na kolana.

– Juni… – z popekanych warg wydobył się tylko szept.

Schodząc w dół nogi odmówiły posłuszeństwa. Runął w dół i stracił przytomność uderzając o skałę.

W majakach ujrzał swoją matkę, która kiwala do niego ze skalnego szczytu.. Chwilę potem matka zmieniła się w Juni, która zaś miewała się z jego nieporadności.

Ocknal się z bólem głowy i jeszcze większym pragnieniem.

Skały wokół rzucały długie cienie zwiastując nadejście nocy.

Poczekał aż bol trochę minie i podniósł się ciężko.

Powoli, noga za nogą poszedł dalej.

Noc otulila wszystko, zrobiło się czarno. Szczyty najwyzszych skał robiły się różowe. Wschodził czerwony księżyc.

Gloradin mimo zmęczenia szedł dalej. W czerwonej poświacie widział wszystko jak przez mgłę. Nogi same go niosły. Stracił poczucie czasu i orientacji. Zgłębiał się coraz bardziej w skalny labirynt.

Szedł całą noc nie zważając na zmęczenie i sen. Chciał żeby to się wreszcie skończyło. Nie wiedział gdzie jest, po porostu szedł.

Wschodzące słońce zaróżowilo niebo. Świat dostawał znowu kolorów. Chłód poranka trochę go orzezwil jednak pragnienie powodowało ze już nie mógł wołać nimfy. Z ust wydobywał się tylko cichy, prawie niesłyszalny szept.

Teren znowu się wznosił.

Gloradin na czworakach zaczął się wdrapywac. Każdy ruch wysysal z niego ostatnie już iskierki świadomości.

"Jeżeli zrezygnujesz, nigdy już jej nie zobaczysz", usłyszał glos w głowie.

Wczolgal się na trawiasty płaskowyż pełen kolorowych kwiatów i podniósł głowę.

Siedziała oparta o obsypane kwieciem drzewo.

Ostatkiem woli chciał zrobić krok w jej kierunku ale znowu stracił przytomność.

Koniec

Komentarze

Anonimie, spóźniłeś się. Konkurs ALTERNATYWY zakończył się 15 października 2016 roku. :(

Hmmm. Nie jest dobrze.

Historia mnie nie porwała. Na początku infodump, potem długa nauka strzelania z łuku, która właściwie nie na wiele później się przydaje – nie ma specjalnego związku z resztą fabuły. A końcówka mocno niedomknięta – liczy się, że ją znalazł, żyli długo i szczęśliwie, czy nie?

Z wykonaniem słabo – interpunkcja kuleje na obie nogi, mnóstwo literówek, sporadycznie powtórzenia, jakieś zbędne spacje, zgubione podmioty, zaimkoza…

Jej wzrok szukał swoje dzieci.

Wzrok miał dzieci? I chyba swoich dzieci.

Kończyła się pora deszczowa i zapachniało wiosną.

Nie znam się na geografii, ale chyba jak jest pora deszczowa, to po niej jest sucha, a nie wiosna…

Juni ubrała najpiękniejszą suknie z traw

Ubrań się nie ubiera… I literówka.

Schodząc w dół nogi odmówiły posłuszeństwa.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu. Za to niezbędny jest przecinek. Schodzi się zawsze w dół.

Jakiś pomysł był, ale opowieść została niepotrzebnie rozwleczona, rzec można, rozwodniona. W dodatku dziwnie się skończyła. Nagle i znienacka. W zasadzie trudno powiedzieć, że jest tu jakieś zakończenie, albowiem rzecz urywa się i zupełnie nie wiadomo co stało się z bohaterami.

Przez opowiadanie przebrnęłam z największym trudem. Bardzo źle czyta się tekst, w którym zlekceważono interpunkcję, tekst zawierający masę literówek, nie zawsze poprawnie skonstruowane zdania, sporo błędów i innych usterek. W opowiadaniu jest takie mnóstwo źle napisanych słów i całych zdań, że gdy przyszła pora posiłku młodzieńców, przestałam robić łapankę.

Anonimie, nie porzucaj prób literackich, ale nim przystąpisz do tworzenia kolejnego opowiadania, sugeruję abyś najpierw przypomniał sobie zasady obowiązujące w języku polskim.

 

I jeszcze jedno – w tytule masz Yuni, a w opowiadaniu Juni. Dlaczego?

 

Z kolei Błę­kit­no­kr­wi­sci prze­ka­zu­ją… – Literówka.

 

ich pięk­nych dłu­gich wlo­sow… – Literówka.

 

na łące kolo swo­je­go domu pod skała. – Literówki.

 

Jej wzrok szu­kał swoje dzie­ci. – Czy dobrze rozumiem, że wzrok miał dzieci, których szukał?

Pewnie miało być: Wzrokiem szukała swoich dzieci.

 

Wszyst­kie ko­cha­ła swoją mat­czy­ną mi­ło­ścią… – Zbędny zaimek. Czy mogła kochać cudzą miłością?

 

czuł i od­wza­jem­nial to uczu­cie… – Literówka.

 

– Od jutra będę cie uczył strze­la­nia do celu. – Literówka.

 

Oczy chłop­ca za­bly­sly. – Literówki.

 

Wziął do ręki bron i oglą­dał z na­masz­cze­niem. – Literówka.

 

Le­d­wie za­czę­ło sza­rzeć, ze­rwał się z po­sla­nia… – Literówka.

 

za­czął nie­śmia­ło na­cią­gac cię­ci­wę… – Literówka.

 

ze nie za­uwa­żył po­ran­nej krza­ta­ni­ny. – Literówki.

 

Kemal stał za nim i uśmie­chal się. – Literówka.

 

Kemal wy­cią­gnął rękę z za­wi­niat­kiem – Literówka. Brak kropki na końcu zdania.

 

Dusze ro­pie­ra­la duma… – Literówki.

 

-Tu bę­dzie do­brze. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

roz­glad­nal się za celem. – Literówki.

 

– O tam – wska­zał ręką.– O tam.Wska­zał ręką.

Tu dowiesz się, jak zapisywać dialogi: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

– Teraz po patrz jak ja to robię.– Teraz popatrz jak ja to robię.

 

Przy­ło­żył na­cią­gnię­ta na łuku strza­łę do oka… – Wydaje mi się, że naciąga się cięciwę, nie strzałę.

Literówka.

 

po­czym opu­ścił łuk pa­trząc w kie­run­ku celu. – …po­ czym opu­ścił łuk, pa­trząc w kie­run­ku celu.

 

Za­brzmia­ło to tak nor­mal­nie ze Glo­ra­di­no­wi… – Literówka.

 

Sta­ra­jąc się do­kład­nie na­śla­do­wać brata nad­cią­gnął łuk ze strza­ła i pu­ścił. – Czy na pewno nadciągnął, czy raczej naciągnął? I chyba cięciwę, a nie łuk ze strzałą.

Literówka.

 

Upa­dła tuz przed nią. – Literówka.

 

jak długo my­ślisz do oko się męczy i źle oce­nia od­le­głość. – Co to znaczy myśleć do oko?

 

ja tym­cza­sem przy­go­tu­je je­dze­nie. – Literówka.

 

Gdy na­de­szła pora, Juni ubra­ła naj­pięk­niej­szą suk­nie z traw i le­śnych kwia­tów. – W co ubrała suknię???

Mogła suknię włożyć, założyć, przywdziać, przyoblec, ubrać się w nią, ale nie mogła sukni ubrać!!!

Ubrań się nie ubiera!!!

Za ubieranie ubrań, Anonimie, grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, twarzą do ściany i z rękami w górze!

Wstawione pod etykietką anonima opowiadanie ze zdublowanym tytułem, otagowane na konkurs, który dawno już się skończył. Do tego brak odzewu i niepoprawione literówki. Cudów się zatem nie spodziewałem.

I może dlatego aż tak bardzo zawiedziony lekturą nie jestem? ;)

Co prawda opowiadanie zgwałciłeś niechlujstwem, Autorze, a balans opowieści jest mizerny – jak wspomniała Finkla, za dużo łuku, zaś główna oś zbyt dyskretna, przez co zakończenie zdaje się takim… zaprzestaniem pisania z Twojej strony.

Pewien potencjał w tekście był, szkoda, że go zaprzepaściłeś.

 

Tyle ode mnie.

Nowa Fantastyka