- Opowiadanie: bzugaj - CZARNY KOCIOŁ

CZARNY KOCIOŁ

Short wysłany na konkurs Szczyty Grozy (tak więc ograniczony pod względem znaków i tematyki) W nocy skończył się nabór prac, więc można już publikować zgodnie z regulaminem :) Jak zawsze zapraszam do lektury tego i innych moich tekstów i (kto może) do oceny ;)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

CZARNY KOCIOŁ

 

 Burza kolejny raz przetoczyła się po szczytach, nadchodząc od habsburskiej granicy i topiąc dolinę w strugach deszczu. Wrzosówka wezbrała tak mocno, że szumiała teraz niczym wodospad i wraz z ulewą zagłuszała wszystkie inne odgłosy.

Jakub Klima wracał właśnie z targu w Hirsbergu, taszcząc na plecach ogromny wór z próbkami tkanin, przeznaczonych na prezentację dla fabrykantów. Ciężki tobół namókł i jego waga stawała się nieznośna. Na dodatek ściemniało się. Do osady Św. Piotr, po drugiej stronie gór zostało jeszcze wiele mil, a podmokłe od ulewy torfowiska na dnie Czarnego Kotła spowalniały marsz. Klima poprawił wór i ruszył pod górę, zapadając się w miękkiej trawie. Gruba peleryna już dawno przestała chronić przed zacinającym deszczem, który smagał go kroplami prosto w twarz.

Nagle, ocierając oczy wierzchem dłoni, zdało mu się, że dostrzega jakieś światło. W górze, kilkadziesiąt kroków przed nim błysnęła latarnia.

– Hej tam, kto zacz?! – zakrzyknął kupiec. Z początku Klima myślał, że mu się zwidziało, ale po chwili światło rozbłysło znowu. Po szczytach przetoczył się grom i kupca mimowolnie dreszcz przeszedł po plecach, gdy ujrzał jakąś postać w świetle błyskawicy. W potokach deszczu nie mógł przyjrzeć się dokładnie, pewny był jednak, że to ona trzymała latarnię. Za nią zaś, w bladym błysku pioruna dostrzegł kontury chaty. Kolejny grzmot i kolejna błyskawica rozświetliła mroczne niebo. Klima splunął i przyspieszając kroku dopadł do drewnianych drzwi. Otworzył je i rozejrzał się po wnętrzu izby. Przy przeciwległej ścianie znajdowało się palenisko. Ogień buchał wysoko, dym wydostawał się przez dziurę w powale. Obok leżał rozłożony siennik. Po tajemniczej postaci z latarnią nie było śladu.

Kupiec ostrożnie wszedł do środka. Ciepło płomieni sprzyjało poczuciu senności

– Aby na chwilkę – szepnął sam do siebie, zrzucając wór z pleców i siadając przy ogniu. – Poczekam na gospodarza. – Położył się wygodnie, prostując obolałe plecy i przymknął oczy. Ciepło odprężało. Coś jednak było nie tak. Niespodziewany chłód jeżący włoski na karku. Jakby powiew grobowego powietrza. Uczucie wilgoci, zamiast żaru paleniska, zatęchły zapach bagien, miast kojącej woni rozgrzanego drewna.

Klima otworzył oczy i zamrugał nie pojmując co się dzieje. Leżał w płytkiej, mulistej wodzie i drżał z zimna jak osika. Wokół niego panował mrok, rozświetlany jedynie zimną tarczą księżyca. Deszcz ustał. Cisza jaka teraz panowała była wręcz nienaturalna. Próbował wstać, ale nagłe szarpnięcie od tyłu wepchnęło go z powrotem w cuchnący muł. Poczuł ucisk na ramionach i ujrzał jak kościste, blade palce o długich szponach przytrzymują go w wodzie.

– Chryste – wyszeptał.

Nie był pewny, co było pierwsze. Trupi odór dochodzący do nozdrzy, piekielny chichot czy widok rozżarzonych ślepi tuż nad jego przerażoną twarzą.

Ostatnie były kły. I ciemność.

Krew bluznęła na wilgotną trawę. Siedzący nieopodal puchacz wzbił się do lotu.

 

Warmbrunn, Śląsk, wrzesień 1764 roku

 

– Tak to mogło wyglądać, chłopy. – Siedzący w kącie karczmy starzec pociągnął łyk pienistego piwa i zagryzł kaszą z grochem, suto okraszoną skwarami. Zamlaskał zadowolony i otarł usta rękawem. Audytorium było dość liczne. Kilkanaście osób przysunęło zydle do stołu bajarza Graba i chłonęło w ciszy każde jego słowo. Umiał to robić i nie był to jego pierwszy raz. Dzięki temu jadł i pił za darmo. Tym razem jednak sprawa była inna. Opowiadana historia nie była tylko czczą gadaniną. Od kilku tygodni w Górach znikali ludzie. Ci którzy wychodzili w noc lub deszcz nie wracali. Czasem, owszem, znajdywano jakąś rzecz, którą bliscy identyfikowali jako należącą do zaginionego, same osoby ginęły jednak bez wieści. Słudzy pana tych ziem, księcia Schaffgotscha, byli bezsilni.

 – Ha! W życiu podobnej bzdury nie słyszałem! – W ciszy, jaka zapadła po opowieści głos zadudnił niczym dzwon i odbił się od powały. Kilkanaście par oczu zwróciło się w stronę młodego szlachcica, który stał przy szynkwasie i zawadiacko spoglądał na słuchaczy. Bogaty strój, dumna postawa i wyższość tonu dobitnie świadczyły o jego pochodzeniu.

 – A ty kto? – zagadnął bajarz.

 – Caspar von Murnau, pisarz i etnolog! – Młodzieniec uśmiechnął się i skłonił przesadnie rad z tego, że znalazł się w centrum uwagi.

 – E co? – Grab nadstawił ucha, pierwszy raz w życiu słysząc podobne słowo.

 – Etnolog. – Caspar błysnął zębami. – Zajmuję się badaniem wierzeń ludowych, zwyczajami prostego ludu i zabobonami, które tu jeszcze pokutują. I jak widzę – przeciągnął spojrzeniem po obecnych – zakorzenione są głębiej niźlim myślał.

 Zgromadzeni w karczmie goście spojrzeli po sobie zdziwieni. Grab wyraźnie skonfundowany upił kolejny łyk piwa i zaparł się rękami o ławę.

– Toć mówisz, że mielę ozorem trzy po trzy?

– Zaiste, dobry człowieku, choć bez urazy. Przybyłem w te strony przed tygodniem, chcąc zdobyć materiały do dzieła, jakim się obecnie zajmuję, a które traktować ma o Liczyrzepie, w Karkonoszach mającym ponoć swą siedzibę. Nie o realną postać mi chodzi, rzecz jasna, ta bowiem równie jest prawdziwa, jak ta twoja opowieść. Nauka moja, jednakowoż, nie pyta o prawdziwość rzeczy, lecz zajmuje się jeno jej postrzeganiem w danej społeczności. Zatem żeby dowieść fantazji twych słów – kontynuował – i wyplenić wiarę w potwory, co leciwym ludziom nie przystoi, w tej chwili udam się w góry na biwak i wrócę jutro o tej porze, dowodząc nieistnienia bestyj, o których bajacie!

 Caspar uśmiechnął się ponownie i opróżniając jednym haustem kubek z winem, ruszył do drzwi. Pozostali goście siedzieli jak wmurowani, gdy kłaniając się w pas wychodził z karczmy. W izbie rozległy się liczne szmery i chichoty. Po chwili nikt już nie przejmował się szalonym przejezdnym. Jedynie Grab zamilkł jak głaz. Zebrał się i ruszył za etnologiem.

 – Poczekaj! – Bajarz dopadł szlachcica, gdy ten sadowił się w siodle. Murnau spojrzał na niego zaskoczony.

 – Zmierzcha – wydukał starzec. – Może lepiej zaczekać do rana?

Caspar roześmiał się perliście i spiął konia, ruszając przed siebie.

 – Unikaj stawów w Czarnym Kotle – wyszeptał Grab, gdy młodzieniec zniknął mu z oczu. – Śpiące wody są złowróżbne…

*

Von Murnau minął wieś Hermsdorf i ruszył w kierunku przełęczy. Jesienny mrok zapadał szybko. W oddali uderzył grzmot, ciemne chmury pojawiły się na niebie. Szlachcic szczelniej okrył się płaszczem i poprawił na głowie trójgraniasty kapelusz.

Po prawej, na wzgórzu dostrzec można było ruiny potężnego niegdyś zamku Kynast, które złowieszczo odcinały się na tle księżycowej poświaty.

W przełęczy było już niemal zupełnie ciemno, jedynie garb księżyca oświetlał jeźdźcowi drogę, gdy stępem zagłębiał się w rejon Czarnego Kotła.

 Nagle ciszę nocy przerwał głośny plusk. Koń szlachcica stanął dęba i Caspar wyczuł, że zwierzę drży pod siodłem.

– Kto tam jest?! – krzyknął.

Jedyną odpowiedzią był cichy szmer Wrzosówki, płynącej wzdłuż ścieżki. Młodzieniec wytężył wzrok, gdyż zdało mu się, że ujrzał przed sobą błysk latarni. Światło zgasło jednak tak szybko, jak się pojawiło; koń zachwiał się niespodziewanie uderzony w bok i Caspar zleciał z siodła prosto w wilgotną ziemię. Zdołał jedynie podnieść się na kolana, kiedy usłyszał piekielny chichot, a to co zobaczył w bladym świetle zmroziło mu serce.

Szkarłatne ślepia stwora wypełniała nieludzka nienawiść. Trupioblade ramiona i klatka piersiowa pokryte były zmokłą sierścią, która wydawała straszliwy odór stęchlizny. Ręce zakończone szponami były nieproporcjonalnie długie, w porównaniu do krótkich, ale potężnie umięśnionych nóg. Potwór nachylił się. Z pełnego kłów pyska pociekła na Caspara cuchnąca ślina. Młodzieniec zemdlał.

 

*

 

Niepewnie otworzył oczy. Leżał w trawie. Poranek był chłodny, ale Caspar ze zdziwieniem zobaczył, że opatulony jest ciężkim, grubym kocem.

– Najwyższy czas! – Zadudnił ktoś basem od strony jednego ze stawów. Szlachcic obrócił się i ujrzał wychodzącą na brzeg rosłą postać. Zielony kubrak z kapturem, na którym widniały plamy świeżej krwi i pokaźna broda ociekały wodą. Mężczyzna podszedł do leżących opodal zwłok i chwytając je za krótką umięśnioną nogę zawrócił do stawu.

– No! To już ostatni – powiedział.

Skołtuniona sierść stwora zlepiona była krwią i brudem. Wrzucił truchło do stawu i otrzepał ręce. Jego wzrok padł teraz na Murnaua.

– Trzeba uważać – powiedział. – Szczególnie w nocy i w czasie burzy. To trzęsawid. Usunąłem już trzech z mojej ziemi.

Caspar wytrzeszczył oczy i głośno przełknął ślinę. Znów był bliski omdlenia.

– Kim… Kim jesteś? – wyjąkał. – Książe?

Mężczyzna roześmiał się tubalnie.

– Książe? Skąd ten pomysł?

– Mómówiłeś, że to twoje ziemie. – Szlachcic wyraźnie nie mógł opanować głosu.

– Ach tak. – Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. – Powiedzmy, że jestem jego leśniczym… Johann Rabezal, do usług.

Wyciągnął rękę i pomógł wstać Murnauowi.

– A teraz musisz mi wybaczyć, paniczu, ale sporo jeszcze pracy przede mną. Uważaj na siebie!

Rabezal skłonił się i wszedł do lasu po drugiej stronie ścieżki. Kiedy Caspar zbliżył się do niej, mógłby przysiąc, że leśniczy zostawił na żwirze ślady kopyt…

Koniec

Komentarze

Od ostatniej gwiazdki coś się chrzani z formatem. Kilka zdań urywa się w połowie i przechodzi do następnej linii.

Dobrze się czytało, ale jest jeden problem, wynikający chyba z tego konkursowego limitu znaków. Opowiadanie kończy się, kiedy właśnie zaczęło się rozkręcać. To właściwie sam wstęp i zakończenie bez rozwinięcia. Mamy potwora, mamy scenerię, mamy śmiałka, człowieka nauki trochę w typie bohaterów Lovecrafta. Tyle, że śmiałek ledwo co przybywa, a potem bah! Liczyrzepa i po potworze. Tak nieklimatycznie, a szkoda, bo do tego momentu bardzo mi się podobało.

Domyśliłem się, że diabeł zadba o to, by nikt w niego nie uwierzył. Chociaż w czasie czytania pierwszy mój typ był taki, że to Caspar okaże się Księciem Ciemności.

Na plus – dobre, a może nawet bardzo dobre wykonanie. Mam na myśli plastykę obrazu, styl, operowanie językiem – w wyłapywaniu drobnych usterek nie jestem zbyt mocny, wybacz.

Na minus – dość przewidywalna fabuła i nieco archaiczny styl. Miejscami trochę nudnawe. Do przodu ciągnie czytelnika niezły język, fajnie przedstawiony świat, jednak linia fabularna… Co tu dużo gadać – nie moje klimaty. Jako fabularna wstawka do przewodnika po górach – rewelacja, ale jako luźna historia – nie porwało mnie.

Problemem może być też zbyt słabo zarysowany protagonista. W 10k znaków przeskakujemy z kupca Klimy na bajarza Graba, a zaraz potem na szlachcica Murnaua. Czytelnik nie wie komu kibicować, nie jest jasne gdzie buduje się konflikt. Gdybyś poprowadził fabułę od samego początku skupiając się na historii szlachcica, to mogłoby zagrać nieco lepiej.

Generalnie moja ocena jest raczej pozytywna, ale myślę, że stać Cię na więcej, Autorze! :)

Nie mam pojęcia, jakie były wymagania konkursu, nie wiem czy im sprostałeś, ale wydaje mi się, że niewielki limit znaków nie przysłużył się opowiadaniu.

Przedstawiasz dość typową sytuację – burza, ulewa, odludzie i zdrożony wędrowiec. Co się z nim stało, można się domyślać, ale dlaczego, już mniej. Historia dziejąca się kilka tygodni później, jest podobna, kończy się w Czarnym Kotle i także niewiele wyjaśnia. Chyba że ślady kopytek mają o czymś świadczyć.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

Do osady Św Piotr, po dru­giej stro­nie gór… – Do osady Św. Piotr, po dru­giej stro­nie gór…

 

ru­szył pod górę, za­pa­da­jąc się w roz­mię­kłej tra­wie. – Rozmiękła mogła być ziemia, ale chyba nie trawa.

 

– Hej tam, kto zacz?! – Za­krzyk­nął ku­piec.– Hej tam, kto zacz?! – za­krzyk­nął ku­piec.

 

 – A ty kto? – Za­gad­nął ba­jarz. –  – A ty kto? – za­gad­nął ba­jarz.

 

– Kto tam jest?! – Krzyk­nął.– Kto tam jest?! – krzyk­nął.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj!

Na start drobne czepialstwo:

"Do osady Św Piotr," – coś szwankuje z zapisem nazwy osady

"które złowieszczo odcinały się na tle księżycowej poświaty.

W przełęczy było już niemal zupełnie ciemno, jedynie garb księżyca oświetlał jeźdźcowi drogę," – powtórzenie, "księżyc"

Napisane dobrze, sprawnie. Jest też pomysł. Czyta się nieźle ale czegoś brakuje. Czegoś co pozwoliłoby mi przejmować się losem bohatera. Nie odczułem z nim żadnej więzi.

Może to limit znaków zaszkodził opowiadaniu, ale zabrakło napięcia. Napawania się grozą. W horrorze musisz sprawić by bohater i czytelnik czuli zagrożenie, że jest blisko. Że zbliża się pomału i zdaje się nieuniknione. A u Ciebie poszło to tak: Scena 1 trach i pach bum. Scena 2 bla bla bla. Scena 3 trach i pach bum. Scena 4 O już jest Ok!

Pozdrawiam!

P.S . Mam jeszcze wątpliwości, że lud prosty karczemny zrozumiał cokolwiek z kwiecistej mowy etnologa. Jak więc mieli przejąć się wariatem? Poza tym usłyszał (całą bądź strzępki opowieści), wtrącił się i ucieszył, że znalazł się w centrum uwagi. Wygłosił niezrozumiały dla słuchaczy monolog i po prostu wyszedł. Olał też wybiegającego za nim Bajarza. Następnie mimo nadchodzącego deszczu postanawia spędzić noc na łonie natury co może doprowadzić do np. zapalenia płuc i zgonu. WTF?

P.S.2 Z opowieści bajarza – kto normalny wybiera się na odległy targ z towarem, pieszo?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Błędy i zapis poprawione. Dziękuję! Fakt, że limit znaków wykorzystałem do cna i dwa razy musiałem skracać opowiadanie na pewno się nie przysłużył, bo miałem apetyt na dłuższą opowieść. :) Ale z drugiej strony wyjaśniać nie za bardzo jest tu co, potwór to potwór, nie potrzebuje motywacji by napadać na podróżnych po nocy ;D A końcówka dotyczy Liczyrzepy, jak zauważył Madej90.

silver_advent trafiłeś w sedno z tą fabularną wstawką do przewodnika, bo konkurs jest organizowany przez załogę schroniska w Karkonoszach i stad taki format i taka tematyka a nie inna, toteż, jesli podobało Ci się wykonanie, to to dla mnie najważniejsze :) Sięgnij po dłuższe teksty jeśłi masz czas i ochotę.

 

Pozdrawiam!

Nie wiem czy to skracanie nie zabiło tekstu ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Trochę się tego obawiam. Zobaczymy 28 lutego ;)

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

9k znaków, a nasadziłeś waść bohaterów, jak grzybków w bigos. Na niejedną powieść by starczyło. A do tego jeszcze przeskok akcji w czasie. I w ten sposób zabrakło miejsca na klimat, IMHO.

Bo klimat w horrorze, to nie tylko burza, trakt w górach i zacinający w twarz deszcz. I trupy. Tak się teraz nikogo nie wystraszy. Ale o tym już wspomniano.

Mimo wszystko, powodzenia w konkursie! :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Kiedy zaczęłam czuć klimat, opowiadanie zdążyło się skończyć:(

Ładnie operujesz językiem. Jest w Twoim opowiadaniu taka niewymuszona prostota i gładkość zdań. Opisujesz wszystko bardzo realnie, w niewielu słowach oddając plastyczny obraz. 

Jednak brakuje mi w tym wszystkim fabuły, która mogłaby przyciągać i treści, która by zapadała w pamięć. Ten tekst to takie ładne opakowanie że śliczną wstążką, którego lepiej nie otwierać,  żeby się nie rozczarować. No bo, na pierwszy rzut oka mamy jakąś akcje i jakichś bohaterów. Ale jeśli przyjrzeć się bliżej, to, jak pisał Zalth, postaci jest za dużo, a wydarzenia są bardzo pobieżnie potraktowane. Jakby nie liczyła się historia, którą opowiadasz, a jedynie sposób w jaki to robisz.

Ale nie zrażaj  się moimi utyskiwaniami:) Jak po prostu bardzo chciałabym przeczytać coś Twojego, w czym skupisz się  bardziej na fabule:)

Dziękuję lenah :) nie zrażam się, tym bardziej, że wypisałaś mi masę komplementów ;) a co do fabuły… ;/ za krótko, za mało… to bardziej taka estetyczna scenka, ruchoma ilustracja – tak wyszło :)

Zapraszam Cię do pozostałych opowiadań, tam nie ograniczał mnie regulamin i limit słów więc i opowieści na tym zyskały :) Bardzo miło mi będzie gdy tam zajrzysz.

Pozdrawiam!!

Zaczęło się całkiem interesująco, potem faktycznie uwaga czytelnika rozprasza się z powodu zbyt dużej liczby postaci na objętość tekstu. Końcówka niestety sprawia wrażenie gwałtownie urwanej.

Według mnie, warsztatowo jest dobrze na poziomie budowy zdań i akapitów, zwłaszcza sceny z potworami były całkiem zgrabnie napisane i przypadły mi do gustu. Niemniej, konstrukcja tekstu jako całości leży z powodów wymienionych wyżej.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki wielkie za odwiedziny :) W konkursie udało się wywalczyć II miejsce. Co z samego rana poprawiło mi humor :)

pozdrawiam!

Gratuluję, Bzugaju! ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gratulacje :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka