- Opowiadanie: NIKONe? - Kosiarz Dusz

Kosiarz Dusz

Oceny

Kosiarz Dusz

Kosiarz Dusz

 

 Wieczór przyniósł deszcz. Krople spadające z nieba rozpryskiwały się we wszystkie strony dotykając ziemi. Tomek miał wrażenie że biegnąc jest na tyle szybki by nie pozwolić żadnej spaść na jego ubranie. Jednak to była krótka przelotna myśl. Deszcz był zbyt obfity aby uchwycić ją i zatrzymać na dłużej. Lubił wieczorne bieganie w deszczu. O tej godzinie i w taką pogodę rzadko kogoś spotykał, nawet samochody jakby pochowały się w swoich garażach. Ulice były puste. Biegł dobrze oświetlonym chodnikiem wzdłuż drogi do której był przyklejony. Droga skręciła w prawo ukazując wzniesienie. Niedługi podbieg, nie więcej niż pół kilometra. „Eh” westchnął, pamiętał czasy gdzie takie wzniesienie było morderczą drogą nie do przebycia spacerem a co dopiero biegiem. Nie do pomyślenia. Lecz teraz był zupełnie innym człowiekiem. Zmienił się. Przyszło to nagle, niespodziewanie, któregoś ranka stojąc na wadze stwierdził że musi coś z tym zrobić. I po kilku miesiącach wyrzeczeń, treningów, oto jest. Przyspieszył to miało być ukoronowanie jego dzisiejszego wysiłku. 

 Po prawej stronie mijał cmentarz. Stare mogiły miały swój klimat, tajemnicze, piękne i o tej porze przerażające. Zaczął biegnąć jeszcze szybciej. Kątem oka zobaczył jaśniejąca postać, przechadzającą się między nagrobkami. Nie był w stanie zwolnić aby upewnić się czy to nie omam połączony z jego wyczerpaniem biegiem i wyobraźnią. Nie będzie ryzykował. Ciężko dysząc biegł ile miał siły, byle na szczyt. Znowu zobaczył światło, teraz trochę inne, jakby jego źródło miał za plecami. Pewno samochód pomyślał ale zaraz, światła samochodów jadących po ulicy nie oświetlają go tak, nie w taki sposób. Zatrzymał się i obrócił gwałtownie. Rozpędzony pojazd wbił się w jego nogi podcinając je i wyrzucając jego bezwładne ciało w powietrze.Nie czół bólu. Jedyne co w tej chwili zdążył zauważyć to przerażone oczy kierowcy. „Dlaczego mi to zrobiłeś” zadał w myślach ostatnie pytanie. Jego ciało upadło bezwładnie za samochodem na chodnik. Głowa roztrzaskała się o twardą nawierzchnie. Krew zalała mu oczy. Ból nie zdążył jeszcze przyjść po niego, tylko chłód. Nie mógł się poruszyć, coś go blokowało. Ostatkiem sił spróbował otworzyć oczy, udało mu się tylko jedno. Samochód sprawcy wbił się w gruby kamienny słupek cmentarza. Nikt się nie poruszał w środku. Nikogo dookoła też nie było. Spróbował zaczerpnąć powietrza, nie mógł. Zamknął oko i poczuł ciepło rozlewające się po jego ciele. Przyjemne ciepło zero bólu. „Czy tak wygląda śmierć?”

 

 

 

 

 Piotrek ocknął się. Nie otwierał na razie oczu. Nie chciał wiedzieć gdzie jest. Nie czół ani zimna, ani ciepła, tak jakby temperatura była mu teraz obojętna. Najdziwniejsze było to, że nie czół też pragnienia, przecież powinien mieć kaca. Nie wie ile czasu spał. Ostatnie wspomnienia dotknęły go jak fala tsunami wybrzeże. Pamiętał że pił, dużo pił, kłótnię, wsiadł w samochód, ze złością, w takim stanie. Ktoś próbował go wyciągnąć z auta, odepchną wszystkich, zatrzasną drzwi w złości i ruszył. Nieważne gdzie, przed siebie byle szybciej byle dalej. Jechał chyba długo, głowa spadła mu na kierownice, gdy ją podniósł prawe koło pędziło po chodniku, nie zdążył zareagować, nie w takim stanie. Widział mężczyznę który tuz przed nim obraca się a jego samochód go taranuje. Widział jego oczy. Potem wielki hałas, dźwięk giętego metalu i uderzenie w mur. I budzi się teraz.

 Zmusił się do otwarcia oczu. Było ciemno i … głucho. spróbował usiąść, dalej ciemność. Ale żadnego bólu,. niemożliwe chyba że… umarł. Podniósł się, dostrzegł światła i z przerażeniem zauważył że… Stoi w mogile. Jego głowa wystawała nad świeżo usypany kopiec. Jakimś cudem przenikał ziemie. Nie!! chciał krzyczeć. Nie potrafił. Ale bardziej przerażające rzeczy działy się w okuł. Pełno postaci, odświętnie ubranych, ale jakichś dziwnych. Ciała mieli z mgły, wyraźne zarysy sylwetek, wyostrzone twarze, poruszali się normalnie jak ludzie ale to były… duchy. A on teraz jest jednym z nich.

 – Nie wygłupiaj się tylko wychodź – usłyszał za plecami czyjś głos – Wiem początki są ciężkie, sam kiedyś tego doświadczyłem. – Obrócił się z wolna. Nad nim górował starszy mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze z duża ilością zmarszczek na twarzy. Koloru nie było, wszystko było mgłą. Złapał go za ramiona i wyciągnął z grobu.

 – Tak lepiej– uśmiechną się do niego złowieszczo. – Dam Ci pierwszą radę, unikaj grobów bo wpadniesz do nich tak jak teraz Cie znalazłem, po szyję. Są i takie które Cie dwukrotnie kryją– zaśmiał się. -Chodź oprowadzę cię i odpowiem na wszystkie Twoje pytania. – Piotrka z odrętwienia wyrwało dopiero pchnięcie w ramię. Mężczyzna go minął i ruchem ręki wskazał kierunek w którym chciał aby oboje się udali. 

 Cmentarz był dość stary w tej części, dość zaniedbany. Znał go doskonale alejkę obok leżał jego dziadek… Nie dokończył myśli. Staną jak wryty. Na przeciw stał mężczyzna, lekko przygarbiony dobrotliwie się uśmiechając do niego. Chciał biec, zrobił kilka szybkich kroków przez mogiły i wbrew ostrzeżeniom jego przewodnika. Stało się jak ów przewidział wylądował po szyje w czyimś grobie przenikając ziemie. 

 Dziadek uśmiechnął się szerzej i zaraz jego twarz posmutniała.

 -Wychodź chłopcze.– Gdy Piotrek wdrapał się już na stały teren, dziadek podszedł, pomógł mu wstać. Przytulił i powiedział – Nigdy nie chciałem abyśmy się tu spotkali, ani nigdy też nie chciałem patrzeć na śmierć wnuka i to jeszcze w taki sposób.-zmarszczył brwi – wiesz że oprócz Ciebie zginą ktoś jeszcze– pokiwał głową w geście zaprzeczenia. Dziadek za życia też taki był, dobry ale gdy miał kogoś zganić robił to natychmiast. – No właśnie, bardzo nieodpowiedzialnie, bardzo.

 -Przepraszam – wyszeptał łamiącym się głosem

 -Nie mnie powinieneś przepraszać i prosić o wybaczenie.

 -Wiem ale…..

 – Tak się składa, że jego rodzina ma grobowiec po drugiej stronie cmentarza. Koniecznie musisz z nim porozmawiać, krąży tutaj gdzieś między grobami. Idź na pogawędki będziemy mieli czasu sporo. Uwierz. 

 Obróciwszy się na pięcie odszedł w milczeniu. Piotrka dogonił jego przewodnik.

 -Stefan– rzekł– poprzednio się nie przedstawiłem, musisz mi wybaczyć to niedociągnięcie.

 – Piotrek

 – Wiem Piotrze pisze na nagrobku – powiedział Stefan wskazując palcem kierunek skąd przyszli. Teraz dopiero Piotrek rozejrzał się dokładnie dookoła. Oprócz wielu postaci z mgły krążących w wielu kierunkach bez wyraźnego celu w tym cmentarzu było coś dziwnego, pozanaturalnego. To ta aura. Niby ciemno ale było jasno. Widział wszystko doskonale.

 -Którą mamy godzinę ?

 -Jest grubo po północy. Jeżeli się zastanawiasz dlaczego jest tutaj tak jasno, to szczerze Ci powiem że nie wiem, dzień tak samo wygląda. 

 -To skąd wiesz która godzina– Stefan wyraźnie się uśmiechnął

 -Bo widzę z tond wieże ratusza, wiem że to noc bo wokoło nie kręcą się żywi ludzie. Proste. Aha i jeszcze jedno, nie możemy opuszczać cmentarza. W zasadzie nie o to chodzi, tylko o odległość od swoich szczątków. Alu tu zwykło się mówić o barierach cmentarza.

 – To znaczy? – zdziwił się

 – To znaczy– zaczął powoli– że nie możesz odejść dalej niż sto metrów od grobu. Możesz próbować, ale Twoja bariera Cię powstrzyma. 

 

 

 Tomek szedł szybkim krokiem w kierunku dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn. W zasadzie dwóch duchów. Był tutaj zaledwie dobę ale dręczyło go to wszystko co się stało. Musiał na kimś wyładować złość. I chyba wiedział na kim. W jednym z mężczyzn przed sobą dostrzegał sprawce swojego nieszczęścia. Poznał go od razu. Teraz miał przed oczami ostatnie obrazy swego życia. Tamtego życia. Jego twarz i jego oczy. Zawsze będzie to pamiętał. A potem uderzenie i ciemność. Pustaka.

Zastanawiał się co w takim razie się z nim działo od śmierci do czasu aż obudził się w swoim grobie. Stefan, widocznie robiący tutaj za ciecia, oprowadzający i wyjaśniający wszelkie tajniki nowego życia na cmentarzu powiedział mu, że w zasadzie to sam nie wie. Ale że wszyscy po pochówku czyli całej ceremonii pogrzebowej wstają punkt dwunasta w nocy, a potem przemierzają swoje pieprzone sto metrów czyśćca czy piekła przez wieczność. Ta świadomość swojej nędznej przyszłości go przerażała. Jak by mógł popełnił by samobójstwo, niestety w tych okolicznościach było by to dość skomplikowane. Stefan jednak twierdził że istnieje możliwość. Kurwa możliwość samobójstwa po śmierci ciekawe. Mówił że w każdą pełnie księżyca punkt trzecia w nocy pojawia się postać z wielką kosą nazywana kosiarzem dusz. Mówił że jest to postać tak przerażająca że mimo iż wielu tak jak on chciało popełnić samobójstwo to na jej widok rezygnowało. 

 Kosiarz dusz pojawia się i przechadza miedzy nagrobkami ze swoją okrutną kosą, nikt nie wchodzi mu w drogę. W zasadzie wszyscy kryją się w swoich grobach. Co jakiś czas jednak kosiarz upatruje sobie ofiarę i przecina go kosą w ten sposób zabierając mu duszę. Uznał by to za dobrą bajkę, jednak coś kazało mu w to wszystko wierzyć. Zresztą przed śmiercią w duchy też nie wierzył a teraz stał się jednym z nich.

 Tomek był już na tyle blisko by Stefan wraz z nowym go dostrzegli, przestali rozmawiać i odwrócili się obaj w jego stronę. Mógł by przysiądź że sprawdza wypadku w którym zginął pobladł ale był z mgły więc pewno mu się przewidziało.

 – To ty skórwy… -chciał rzucić w ich stronę ale uderzył o coś niewidzialnego. „Pieprzona bariera” pomyślał.

 W tym samym momencie zegar na ratuszu zaczął wybijać trzecią.

 -Kryjcie się– krzyknął Stefan – nadchodzi.

 „Nosz kurwa jeszcze pełnia” pomyślał Tomek. Nic to przynajmniej będzie mógł się przekonać na własne oczy, czy to co mówił Stefan było prawdą i czy ten cały kosiarz jeżeli istniał, faktycznie był tak przerażający żeby wywołać takie poruszenie na cmentarzu. Stefan ze swoim podopiecznym doskoczyli do niego i wciągali za najbliższy grobowiec.

 – Ukryj się głupcze– krzyczał Stefan. Ciągnięty a w zasadzie wewleczony i tak nie zdążył zaprotestować. Już we trzech siedzieli za nagrobkiem.

 – Nie myśl że Ci się upiecze gnoju, zabił bym Cie gdybym mógł, ze dwa razy przynajmniej za to, co mi zrobiłeś.

 – Zamknij się i patrz – uspokajał go Stefan wskazując w kierunku bramy cmentarnej. Tomek wychylił głowę z za nagrobka i zamarł.

 W bramie stała dwu metrowa zakapturzona postać. Miała ponad dwa metry wysokości, jeżeli stąd można to dobrze określić. W ręku dzierżyła kosę, długą z lekko wygiętym kosiskiem i szerokim ostrzem połyskującym w bladym świetle księżyca. Ta zjawa nie należała do tego świata. Jej ciało z mgły było ciemne nie jasne jak mieszkańców cmentarza, co nadawało jej jeszcze bardziej złowrogiego wyrazu. Jej długie okrycie sięgało ziemi, nie widać było nóg. Poruszała się najwidoczniej bez ich użycia. Płynęła kilka centymetrów nad ziemią. W jej ruchu było coś majestatycznego i przerażającego. 

 W jej pobliżu nie było widać nikogo, żadnej zbłąkanej przypadkowej duszy, żadnego ruchu. Tak płynęła spokojnie, niesiona wiatrem alejkami cmentarza. 

 Nagle Kosiarz zatrzymał się, zrobił zwrot w prawo. Podniósł kose i wskazał nią najbliższy nagrobek. Z za niego wyłonił się jeden z obywateli cmentarza. Bezwładny, jak by czymś skrepowany. Tak, musiał być czymś związany. Zaczął unosić się w powietrzu i płynąc w kierunku Kosiarza. Gdy znalazł się około półtora metra od niego zatrzymał się. Cała scena wyglądała tak jakby wpatrywali się w siebie przez krótką chwile po czym mroczna postać uniosła złowrogi oręż tnąc w połowie ofiarę z dużą siła i precyzją. Po czym obydwie postacie zamieniły się w parę i rozpłynęły w powietrzu.

 – Dość przerażające – powiedział Tomek wyrwany z osłupienia.

 – Dość kurwa? Myślałem że już nic nie może mnie zaskoczyć– wykrzyczał Piotrek.

 -Spokojnie panowie, – wtrącił Stefan – pojawia się co miesiąc ale nie zawsze kogoś zabiera. Tutaj się mówi, że ofiara Kosiarza jest potępiona, a dusza poddawana ciągłym męką. Dlatego tak wszyscy na niego reagują. – Wyjaśnił.

Koniec

Komentarze

Biegł dobrze oświetlonym chodnikiem wzdłuż drogi do której był przyklejony.

Kto przykleił tego sportowca do ulicy? :P

 

Znowu zobaczył światło, teraz trochę inne, jakby jego źródło miał za plecami. Pewno samochód pomyślał ale zaraz, światła samochodów jadących po ulicy nie oświetlają go tak, nie w taki sposób.

Mam dysonans poznawczy – najpierw zapowiadasz, że to nie samochód, lecz coś zupełnie innego, tajemniczego, a potem nagle okazuje się, że to jednak zwykłe auto.

 

Chodź oprowadzę cię i odpowiem na wszystkie Twoje pytania.

“Twoje” z małej litery. Z wielkiej tylko w listach.

 

 

Cóż, to raczej nie moje klimaty. Mimo to czytało by się znacznie przyjemniej, gdyby nie przytłaczająca ilość błędów ortograficznych i zły zapis dialogów. Czytałeś tekst przed publikacją? Radziłabym ci też popracować na psychologiczną wiarygodnością bohaterów i ich plastycznością. 

Kiedyś oglądałam na stronie TED wypowiedź Andrew Stantona o story tellingu, z której dowiedziałam się (i zdecydowanie zgodziłam), że najważniejsze przykazanie opowiadania to “make me care”. Tobie niestety się to nie udało. Może następny fragment wniesie do historii coś więcej.

 

 

 

Poza tym, że tekst jest fatalnie napisany pod względem technicznym (ortografia, składnia, interpunkcja, kulawe opisy i nielogiczne zdania), to w dodatku jest w sumie o niczym. Równie dobrze można by to skrócić do drabbla, o tym, jak kosiarz wpada na cmentarz i kogoś zabija. Początek o kierowcy i biegaczu nic nie wnosi. 

Gdyby między bohaterami doszło po śmierci do spotkania i jakiejś próby zemsty, odkupienia win, albo czegoś podobnego, tekst miałby choć szczątkowy sens. Tak jak jest, nie ma go wcale. 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti, to dopiero fragment tekstu, więc zemsta i odkupienie mogą być w dalszej części :) 

Mistrzem ortografii nie jestem, ale 

Bo widzę z tond wieże ratusza

delikatnie mówiąc mnie rozwaliło.

Rozumiem, że akurat tego edytor tekstu nie podkreśli (sprawdziłem), ale jednak od autora wymaga się chyba w tej kwestii więcej.

Poza tym mnóstwo zagubionych przecinków i kilka innych ewidentnych ortów.

Fragment historii nie najgorszy, ale jakiejkolwiek przyjemności z czytania nie może być mowy.

Przykro mi to pisać, Autorze, ale Kosiarz Dusz jest napisany tak źle, że w obecnej postaci w ogóle nie powinien ujrzeć światła dziennego. Zaprezentowany fragment wręcz odstręcza od ewentualnej lektury dalszego ciągu.

Wypisałam zaledwie część błędów, ale wiedz, że do poprawienia jest niemal każde zdanie.

 

w powietrze.Nie czół bólu.Nie czuł bólu.

Brak spacji po kropce.

Czół to dopełniacz liczby mnogiej rzeczownika czoło.

Ten błąd pojawia się w tekście kilkakrotnie.

 

ode­pchną wszyst­kich, za­trza­sną drzwi w zło­ści i ru­szył. – …ode­pchnął wszyst­kich, za­trza­snął drzwi w zło­ści i ru­szył.

 

Było ciem­no i … głu­cho. spró­bo­wał usiąść… – Zbędna spacja przed wielokropkiem. Postawiwszy kropkę, nowe zdanie rozpoczynamy wielką litera.

 

Ale żad­ne­go bólu,. – Albo kropka, albo przecinek.

 

Ale bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce rze­czy dzia­ły się w okuł.Ale bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce rze­czy dzia­ły się wokół.

 

Dam Ci pierw­szą radę… – Dam ci pierw­szą radę

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd występuje w tekście wielokrotnie.

 

Na prze­ciw stał męż­czy­zna… – Naprze­ciw stał męż­czy­zna

 

 -Wiem ale….. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

Źle zapisujesz dialogi. Skorzystaj z wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

– Wiem Pio­trze pisze na na­grob­ku… – – Wiem, Pio­trze, jest napisane na na­grob­ku

 

Uznał by to za dobrą bajkę… – Uznałby to za dobrą bajkę

 

Mógł by przy­siądź że spraw­dza wy­pad­ku… – Mógłby przy­siąc, że spraw­ca wy­pad­ku

 

– To ty skór­wy… – – To ty, skur­wy

 

 „Nosz kurwa jesz­cze peł­nia” –  Noż, kurwa, jeszcze peł­nia”

 

Cią­gnię­ty a w za­sa­dzie we­wle­czo­ny… – Wcią­gnię­ty, a w za­sa­dzie wwle­czo­ny

 

Tomek wy­chy­lił głowę z za na­grob­ka i za­marł.Tomek wy­chy­lił głowę zza na­grob­ka i za­marł.

Ten błąd występuje jeszcze w dalszej części tekstu.

 

W bra­mie stała dwu me­tro­wa za­kap­tu­rzo­na po­stać.W bra­mie stała dwume­tro­wa, za­kap­tu­rzo­na po­stać.

 

Bez­wład­ny, jak by czymś skre­po­wa­ny.Bez­wład­ny, jakby czymś skrę­po­wa­ny.

 

a dusza pod­da­wa­na cią­głym męką. – …a dusza pod­da­wa­na cią­głym mękom.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka