Jak zwykle oddychał równo i spokojnie już kilka lat temu nauczył się kontrolować swój oddech dokładnie rok po tym… cóż a wiec to już dziesięć lat jak ten czas szybko leci, nie to nie czas rozmyślać musze skupić się na moim zadaniu. Cóż w końcu mój cel się zbliża… stawia kroki wolno lecz pewnie a wiec się mnie nie spodziewa… co ale jak miał być sam, wiem że nie wolno mi się rozpraszać lecz dzieje się coś dziwnego. Czuje ich zapach słyszę kroki… lecz czemu… czemu nie słyszę bicia jego serca, wiem że są tam dwie osoby lecz słyszę bicie tylko jednego… dlaczego czyżby on nie był człowiekiem… wiec czym ty do cholery jesteś wiedziałem że to zlecenie jest podejrzane stawka jak za zabicie jednego człowieka była zbyt wysoka lecz nie miałem wyboru w końcu każdy musi za coś żyć. Teraz nie mogę się wycofać musze go zabić, ciekawe czy zleceniodawca dożuci ekstra za tą dodatkową osobę gdyby zdarzył się cóż wypadek przy pracy… zdarzają się przecież one każdemu, uśmiechną się odsłaniając swoje białe perliste uzębienie które bardziej przypomniało zęby wilka a niżeli człowieka. Czemu stanęli… czyżby… nie, nie to nie możliwe żeby wiedzieli że tu jestem lecz jeśli tak to jakim cudem… jeszcze nigdy mi się nie zdarzało by ofiara wykryła mą obecność nim jej na to nie pozwoliłem ujawniając się samemu. Nagle wyczuł że jedna z osób ruszyła w jego stronę, zdradzało ją jej drżące serce bijące tak jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi… lecz nie wyczuwał obecności tej drugiej osoby swojego celu jak by nagle rozpłyną się w powietrzu, nie wyczuwał zapachu… nie słyszał kroków… ale jak, jak to możliwe gdzie ty jesteś gdzie się podziałeś. Nagle usłyszał głos rozbrzmiewający echem w swej czaszce,
-HAHAHAHA… witaj, a wiec to ciebie wysłali by mnie zgładzić głupcy czyżby zapomnieli kim jestem. Cóż lecz za ten błąd zapłacisz ty, zlecenie które przyjąłeś będzie twym ostatnim-.
-Jak… kim ty do cholery jesteś, lub raczej czym ?
-To tylko nieistotne szczegóły, ważne jest to po co tu przybyłeś prawda… cóż a wiec chcesz mnie zabić, lecz wiesz ja nie chętnie rozstanę się ze swym życiem… ale z drugiej strony chętnie się z tobą zabawie w końcu nie co dzień jest okazja spotkać kogoś takiego jak ty.
-Takiego jak ja… co masz na myśli ?
-Nie udaj że nie wiesz o co mi chodzi… dobrze wiem kim jesteś, i to że w twych żyłach płynie krew bestii.
-Ale jak skąd… skąd możesz o tym wiedzieć ?
-Cóż jakiś ty nie doinformowany, lecz skoro i tak niedługo zginiesz… wystarczającym będzie jeśli ci powiem że też nie jestem człowiekiem, o czym się już domyśliłeś lecz w mych żyłach nie płynie krew bestii… tylko czysty mrok. Dobrze ale dość już tego nie musisz się już dłużej ukrywać wiem gdzie jesteś, zdradziły cie twoje niespokojne myśli… HAHAHAHAHA… pora to wreszcie zakończyć… Flarisie a może raczej Kle Nocy.
Nagle poczuł coś czego nie odczuwał od tamtego dnia, strach… strach który paraliżował, nie pozwalał się ruszyć.
-Skąd… skąd wiesz kim jestem… skąd znasz imię o którym dawno zapomniałem.
-Jakoś ty mało spostrzegawczy, skoro rozmaimy w twej głowie czytam w twych myślach a wiec i znam twe wszystkie wspomnienia… Lecz nie przedłużajmy przybyłeś w końcu by mnie zabić czyż nie.
Usłyszał tylko świst miecza opuszczającego pochwę niedaleko za jego placami przez co poczuł nawet ledwie wyczuwalny świst powietrza, dzięki czemu w ostatniej chwil udało mu się uskoczyć.
-Cóż jesteś szybszy niż myślałem, lecz nie zmienia to faktu że i tak dziś zginiesz.
Kim kol wiek był przeciwnik Flarisie wiedział że mógł mieć on racje, jak mógł wygrać z kimś kogo nie mógł wykryć a kto mógł wykryć jego. Sytuacja wydawała się beznadziejna i jedyną nadzieją była ucieczka oznaczająca porażkę, i stanie się celem innych skrytobójców choć czuł że z nimi będzie miał większe szanse niż ze swym obecnym celem. Cóż co kol wiek chciał zrobić musiał zrobić to szybko. Nagle przeciwnik przypuścił kolejny atak lecz tym razem udało mu się go zablokować i niemal natychmiast wyczuł że mimo że atakujący jest szybszy ale jest też od niego nieco słabszy, nie dawało mu to wielkich szans lecz maił punkt zaczepienia. Musiał jedynie teraz poczekać aż przeciwnik się zmęczy, wydawało się że nie nastąpi zbyt szybko. Tym razem to on spróbował zakatować lecz ostrze spóźniło się o ułamek sekundy, co wystarczyło by stracił równowagę wiedząc że przeciwnik zechce to wykorzystać zrobił przewrót do przodu o włos unikając ostrza swego przeciwnika.
-Widzę że cie nie doceniłem, lecz nie mam czasu na takie zabawy stań na chwile i daj się wreszcie zabić… HAHAHAHAHA.
-Niestety nie mogę tak jak i ty cenie swe życie a po za tym muszę wykonać zlecenie wiec sam rozumiesz.
-Nie wiem czy jesteś tak zuchwały czy głupi sądząc że mnie pokonasz… w końcu gdybym chciał zabił by cie podczas naszej rozmowy.
-Dziękuje zatem za uprzejmość panie lecz nie mogę się odwdzięczyć tym samym, jedyne co mogę obiecać to że zabije cie szybko tak byś nie cierpiał.
-HAHAHAHA… ty mnie, przekonajmy się zatem.
Kiedy usłyszał te słowa przeciwnik już atakował nie było już czasu na unik mógł próbować jedynie go blokować, w tej samej chwili poczuł kolejne uderzenie o klingę swego miecza. Gdy spróbował kontratakować klinga nie napotkała oporu przeciwnika już tam nie było, -ale jak ? -pomyślał. Niemal natychmiast wyczuł czyjeś kroki w jego stronę, były szybkie ledwo słyszalne lecz wystarczyło mu to by wykryć skąd dochodzą przygotował się do odparcia kolejnego ataku… czas wydał mu się stanąć w miejscu a atak nie następował… choć kroki zdawały się coraz głośniejsze. Niemal w ostatniej chwili zrozumiał swój błąd… fortel na który dał się nabrać… lecz czy było już za późno by odpowiednio zareagować wiedział że przeciwnik znajduje się za jago plecami i za chwile zakatuję. Odruchowo wykonał obrót lecz tak jak i poprzednio przeciwnik zdążył umknąć, -czyżbym rzeczywiście nie maił szans ? – Pomyślał. Nagle w jego czaszce znów rozbrzmiał głos -Gdzie podziała się twoja pewność siebie, jeszcze przed chwilą mówiłeś o mojej śmierci a teraz już wiesz jak bardzo się myliłeś HAHAHAHHA-.
-Zamknij się ! – Wykrzyczał z całych sił-.
-A wiec dalej mamisz się nadzieją że wygrasz HAHAHAHA.
Nie myślał nawet odruchowo przypuścił atak podając się emocjom, popełniając przy tym największy błąd jaki mógł zrobić do póki panował nad sobą miał jakie kol wiek szanse teraz wynosiły one niemal zero. Przez próbę nieudanego ataku odsłonił plecy, o czym przekonał się niemal natychmiast czując bul zadawany przez ostrze przeciwnika. Bul był tak silny że upadł nie mogąc się ruszyć.
-HAHAHAHAHA, sądzę że teraz już wiesz jak wielki błąd popełniłeś. Cóż zadajesz sobie pewnie pytanie dlaczego rana na plecach tak boli i nie zabliźnia się tak szybko jak powinna. Cóż tak klinga została wykuta w jednym celu by zabijać takich jak ty, jej rdzeń jest stalowy co zapewnia jej sztywność zaś wokół niego jest czyste srebro dodatkowo znaczne runami.
Flarisie próbował jeszcze wstać jednak za każdym razem przynosiło to kolejny upadek, srebro zawarte w ostrzu odebrało mu siły. Zresztą i tak czuł że nie ma już szans czy nadziej by wyjść stąd choćby żywym. Lecz nagle w usłyszał głos w swej głowie, lecz tym razem przyjemny łagodzący bul. -Musisz jeszcze chwile wytrzymać, musisz walczyć nie wolno ci się podać… bul minie a ja niedługo cie wesprę proszę wytrzymaj do tego czasu-. Nie wiedział kto wypowiada te słowa lecz czuł że może im zaufać zresztą jeśli chciał przeżyć nie miął innego wyboru, jedyną nadzieje stanowił obecnie właściciel głosu.
-Twoje wysiłki są bezsensowne a im bardziej będziesz walczył tym większy bul będziesz odczuwać, zrozum nie masz szans…
-Zamknij się…
Flaris przerwał, z trudem wstał przezwyciężając odczuwany bul dobywający się z rany. W chwili kiedy znajdował się już na nogach nie czekał od razu atakował wiedział że nie mam wiele czasu, że za chwile może stracić przytomność musiał się zatem śpieszyć. Atak który wyprowadził tym razem trafił zaskoczonego przeciwnika przebijając mu pierś w miejscu gdzie ludzie mają serce, takiego ataku nikt nie mógł przeżyć lecz ku zdziwieniu Flarisa przeciwnik dalej trzymał się na nogach a nawet więcej uśmiechał się.
-Jak przecież… przecież to powinno cie zabić -Głos Flarisa zanikał jak gdyby dławił go strach-.
-HAHAHAHAHA zabić ?… mnie ?… cóż do tego potrzeba trochę więcej, tak każdego innego taki cios pewnie by zabił nawet ciebie lecz ja…
Ich rozmowę przerwał głos w głowie Flarisa, -On nie ma serca…-.
-Już się bałem że to koniec… na szczęście jednak się myliłem cóż robi się coraz ciekawiej, a wiec Ariel postanowiła ci pomóc… ciekawe jednak czy zdąży z tego co widzę nie zostało ci wiele czasu… HAHAHAHAHA.
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał głos kury do tej pory rozbrzmiewał jedynie w głowie Flarisa lecz nie potrafił zlokalizować jego źródła ani nie rozróżniał słów, w net poczuł silne uderzenie w pierś… cała ta sytuacja sprawiał że stracił czujność odsłonił się na bezpośredni atak… atak który był tak silny że rzucił nim niczym szmacianą lalką. Jednak niemal w ostatniej chwili poczuł że ktoś go złapał, złagodził całe uderzenie… a tym kimś okazała się kobieta. Nie zdążył się jej przyjrzeć czy choćby podziękować gdyż niemal w tej samej chwili stracił przytomność.
Kiedy się ockną spostrzegł że znajduje się w miejscu którego nie zna, starał się zwolna przypominać szczegóły tego co się działo i skąd mógł się tu wziąć lecz jedyne co pamiętał była walka… walka którą przegrywał wiec powinien być martwy lecz w ostatniej chwili pojawiła się kobieta w tym momencie wszystko się urywało. Był tak pochłonięty rozmyślaniem że nie spostrzegł tego kiedy weszła do pokoju i dopiero jej głos wyrwał go z trasu.
-Cieszę się że wreszcie będziemy mogli porozmawiać.
Flarisie spróbował się podnieść lecz rana na plecach natychmiast przypomniała o sobie zadając nie wyobrażalny bul.
-Cóż tak myślałam, mimo że to już około tygodnia rana dalej nie chce się goić tak jak powinna.
-Tydzień, a wiec jestem tu już od tygodni. -Niemal wykrzyczał-. Wybacz mi moje zachowanie zawdzięczam ci życie czyż nie… cóż widzę to w twych oczach, Dziękuje… proszę powiedz mi co to za miejsce ?
-To mój dom.
-Rozumiem postaram się jak najszybciej odejść… by nie narażać cię na niebezpieczeństwo, wiesz co dzieje się z takim jak ja którzy nie wykonają zadania.
Kobieta tylko roześmiała słysząc to co powiedział, zadziwiło go to.
-Wiem że teraz to ty stałeś się zwierzyną… lecz to mi nie przeszkadza a może być nawet pomocne ale to w swoim czasie…
-Wybacz lecz nie mogę pojąć dlaczego mi w tedy pomogłaś ?
-Cóż może ci się wydawać to głupie lecz, poczułam że musze to zrobić coś mi powiedziało że w twych rękach spoczywa los świata i jeśli zginiesz wszystko przepadnie… Obecnie mam tylko pewne podejrzenia o co konkretnie mogło chodzić, lecz jeśli mam race nie mamy wiele czasu a ty jesteś w znacznie większym niebezpieczeństwie niż myślisz… I nie wiem czy kolejnym razem będę wstanie ci pomóc.
-O czym ty do, cholery mówisz ?
-O prastarej legendzie powstałej jeszcze za czasów zamierzchłych bogów… dziś pamiętają ją nieliczni nazywani strażnikami ostrzy, oprócz mnie jest jeszcze trzech w krócę ich poznasz i to oni pomogą ustalić nam czy mam racje… lecz na razie myślę że to wystarczy a teraz odpoczywaj.
-Legenda, strażnicy o co tu chodzi ?
Nie odpowiedziała a jedynie podeszła do niego wykonała jakiś ruch którego nie znał, co kol wiek zrobiła sprawiło że zasną niemal natychmiast.
Kiedy się obudził wokół było ciemno lecz dla niego nie stanowiło to żadnego problemu, zaniepokoiły go zaś odgłosy dochodzące za ścian… odgłosy walki. -A wiec już mnie znaleźli, nie to przecież nie możliwe-. Nagle usłyszał znajomy głos rozbrzmiewający w głowie – Musimy uciekać tu nie jest już bezpiecznie, znaleźli nas szybciej niż myślałam… bądź gotów zaraz tam będę. Mie… miecz jest pod łóżkiem dobądź go !-. Nie myśląc długo schylił się pod łóżko gdzie rzeczywiście znajdowało się ostrze lecz było ono inne od tych które znał, przez chwile zawahał się czy rzeczywiście powinien brać je do ręki… lecz ostrze go przyciągało, wołało do siebie. Kiedy wreszcie udało mu się je chwycić, czas nagle i bez ostrzenia zwolnił wszystko wokół zaczęło się zmieniać z początku nie dostrzegał żadnych szczegółów jego oczy potrzebowały chwili by się przystopować… lecz z każdą sekundą i uderzeniem serca dostrzegał kontury… kontury powoli zaczęły przypominać sylwetki… sylwetki dwóch wojowników walczących ze sobą nie wiedział skąd lecz czuł że walczą oni ze sobą od wieków. Nagle usłyszał głos.
-A wiec wreszcie jesteś Flarisie.
-Skąd… skąd znasz me imię ?
-Nasze spotkanie przepowiedziano przed wiekami, naszym przeznaczeniem jest stać się jednością. Po to by razem stanąć do walki, której stawką jest los całego świata. To od ciebie zależeć będzie czy pochłonie go mrok czy spowije świt.
-Dlaczego ja ?
-Masz dusze wojownika, a twoje przeznaczenie doprowadziło cie do mnie… Yakazury Tormoto wojownika z rodu szkarłatnych kłów którego dusza została zaklęta w ostrzu które dzierżysz…
Musisz już wracać Ariel sama sobie nie poradzi, jeśli będziesz mnie potrzebować wypowiedz me imię a się pojawię.
Nie zdążył nic więcej powiedzieć kiedy się ockną leżał na podłodze a w dłoni dzierżył owo dziwne ostrze, – Cóż a wiec to był tylko sen– pomyślą. Jednak odpowiedz którą usłyszał w głowie uświadomiła go że nie był to sen – Flarisie szykuj się nadchodzą, głupcy niespodziewaną się że powróciłem… ten błąd przepłacą życiem-. W chwili kiedy wstawał drzwi do pokoju w którym się znajdował otwarły się z trzaskiem do po którym wbiegła Ariel za nią natychmiast wpadła grupa napastników, dwóch z pięciu uzbrojonych w lekkie kusze zapewniające mniejszą siłę ognia w porównaniu do ich ciężkich odpowiedników co i tak nadrabiały swą szybkością. Ariel szybko podbiegła do Flarisie zasłaniając go lecz nim się spostrzegła, on już atakował w tej chwili też zrozumiała że duch ostrza przebudził się dzieląc się swą mocą z Flarisie.
-A wiec legenda jest prawdziwa.
Pierwszy którego dopadł, nie zdążył choćby zareagować gdyż cieńcie wykonane przez Flarisa było tak szybkie że niemal nie zauważalne dla zwykłego człowieka. Sama klinga też nie napotkała znaczącego oporu przechodząc prze jego lekką zdobioną zbroje i wnętrzności niczym nuż przez masło przedzieliła oponenta na pół. W chwili kiedy biegł już na dwóch kolejnych dostrzegł kontem oka że jeden z tych którzy dzierżyli kusze mierzy w stronę nieświadomej niczego Ariel, czuł że nie zdoła jej obronić tej której zawdzięczał życie, drugi raz nie chał utracić bliskiej mu osoby czuł że to co wydarzyło się dziesięć lat temu może się powtórzyć na co nie mógł pozwolić za wszelką cenę. W tej samej chwili znów usłyszał głos, -A wiec to o tobie pisała Ariel, nie znasz mnie lecz ja znam ciebie… mój łuk jest do twojej dyspozycji… zajmę się kusznikami-. Nagle Flaris usłyszał dźwięk tłuczonej szyby, nim zdążył się obrócić w tamtym kierunku coś przemknęło mu przed oczami trafiając jednego z napastników dzierżących kusze nim zrozumiał co się stało drugi z kuszników także został trafiony równie celnie co pierwszy. Flaris dalej już się nie zastanawiał miał wolną rękę w działaniu zostało przecież tylko już dwóch napastników, lecz w tej chwili poczuł dziwny przeszywający bul w sercu i narastającą wściekłość… dawno zapomniane wspomnienia powróciły, odebrały całą siłę… odebrały wole. Bezwładnie wypuścił miecz z ręki w jego oczach dało się dostrzec przerażającą pustkę, zaś po zmieniającej się twarzy spływały łzy… dwóch ostałych przy życiu napastników nie wiedząc co się dzieje zaczęło z przerażeniem uciekać. Oceniając po ich krzykach jednemu z nich udało się dobiec najdalej do końca schodów zresztą jego błagania o pomoc nie trwały długo, to czym teraz był Flaris nie znało pojęcia litości czy przebaczenia a jedyne co odczuwał była niepohamowana żądza mordu. O tych istotach krążyły przerażające legendy, których nikt nie podważał zaś ci którzy widzieli efekty działań tych stworzeń wiedzieli że opowieści nie są wstanie nawet w połowie przedstawić tego do czego tak naprawdę są zdolne. Jednak wszyscy zgodni byli w jednym spotkanie oznaczało śmierć choć nie licznym udało się przeżyć spotkanie, jednak niedługo później sami też zmieniali się w bestie po czym znaczna część popełniała samobójstwa uprzednio w napadzie szału zabijając bliskich, jednak i w tym przypadku zdarzały się wyjątki ludzie potrafiący to kontrolować i godzący się ze swym losem jednak i im pod wpływem emocji zdarzało się stracić kontrole czego efekty bywały różne. Najbardziej znanym przypadek utraty kontroli jest dziś znany jako Masakra w Kedwilar, kiedy to życie straciło 600 osób w tym kobiety, mężczyzny i dzieci… który to sprawił że ludzie zaczęli polować na istoty według nich odpowiedzialne za masakrę jednak mimo to do dziś nie udało się ustalić co tak naprawdę się tam wydarzyło a Kedwilar dalej pozostaje opuszczone będąc niemym świadectwem tamtych wydarzeń. Drugi z napastników wykorzystał to że Flaris zajął się jego kompanem nie wiedział jednak że tylko odwleka nieuniknione, stał się teraz jedynie zwierzyną na którą rozpoczęło się polowanie. Biegnąc kluczył uliczkami Belsprig było ciemno światło księżyca jak i rzadko rozstawione gdzie nie gdzie latarnie sprawiły że zgubił się niemal natychmiast, szukał bramy dzięki której mógł by wydostać się z miasta. Straże porządkowe rozsiane w mieście nie ułatwiały mu ucieczki lecz z drugiej strony zapewniały względne bezpieczeństwo, bo gdyby doszło do walki miał by szanse ucieczki. Jednak biegnąc przed siebie w pewnym momencie nie zauważył że wybiegł na plac targowy znajdujący się w centrum miasta, dzięki temu że była to w pewnym stopniu otwarta przestrzeń było dość jasno wiec szybko zauważył wyłaniające się z cienia ogromne cielsko z wolna stawiające swe łapy… prezentując znajdujące się na nich pazury, z paszczy stwora ściekała jeszcze świeża krew brudząca kostkę brukową… zaś rozwarta szczęka ujawniała rząd perliście białych kłów, stwór z wolna obserwował swą ofiarę śledząc jej najmniejszy ruch. Strzygł też uszami nasłuchując to co dzieje się wokół bez wątpienia był maszyną do zabijania, nawet jego oczy potrafiły adaptować się odpowiednio w stosunku do warunków. Wielu też słyszało o ich szybkości jak i sile nie zapominając o tym że były wręcz niewrażliwe na ataki a jedynym co mogło je zabić było srebro, zwykły człowiek jak łatwo można się domyśleć nie miał z nimi najmniejszych szans nawet jeśli był wyszkolony i uzbrojony. Choć znajdowali się śmiałkowie chcący zapolować na te legendarne wręcz istoty tylko po to by zdobyć chwale, cóż zazwyczaj kiedy już dochodziło do spotkania większość z nich uświadamiał sobie jak wielki błąd popełniała… a to co z nich zostawało nawet nie dawało się czasem zidentyfikować czy był to człowiek czy może raczej jakieś zwierze. Bandyta bał się choć by ruszyć by nie sprowokować ataku, cóż opowieści i widok towarzysza zrobiły swoje. Bestia nagle stanęła odwracając łeb w kierunku z którego wydawało się że ktoś nadchodzi, szybko jednak okazał się że byli to strażnicy odbywający rutynowy conocny patrol. W chwili kiedy wyszli na plac zauważyli ogromną Bestie przypominającą wilka szczerzącą na nich zęby i człowieka sparaliżowanego strachem stojącego niczym posąg, niemal natychmiast dobyli oni broni przyjmując pozycje obronę tak by nie dać się zaskoczyć jednak Bestia nie przypuściła ataku. Jedyne co zrobiła to, to że przeciągnęła demonstracyjne pazurami po kosce drukowej dając do zrozumienia strażnikom by nie robili głupot. Całą sytuacje spróbował wykorzystać Bandyta z wola próbując się wycofać mimo że robił to niesłyszalnie dla człowieka to jednak reakcja bestii była niemal natychmiastowa, mimo że dystans między nimi wynosił coś około 50 metrów dopadła go niemal natychmiast, rozszarpując mu krtań swymi perlistymi zębami jednocześnie rzucając go na ziemie cóż nie zdążył nawet wydać siebie krzyku przez chwile poruszał się nawet w konwulsjach jednak rosnąca w okuł kałuża krwi ujawniła że nawet na pomoc już nawet za późno. Choć strażników przeszył w tym samym momencie strach, to ich ruch uprzedziła strzał która wbiła się tuż przed ich stopami cóż ewidentnie było to ostrzeżenie by nie próbowali choćby drgnąć gdyż następny strzał już trafi. Przez chwile zastanawiali się skąd mógł paść strzał lecz nim nie spostrzegli Bestia porzuciła ciało tego kogo ścigała, i ku ich zdziwieniu nie ruszyła w ich stronę lecz znikła w ciemnych zaułkach miasta. To co ich zdziwiło w jej zachowaniu to, to że szła wolno nie zwracając na nich zupełnie uwagi tak jak by jej chodziło tylko o tamtego człowieka dodatkowo dziwne było pojawienia się tej dziwnej strzały cóż gdyby nie ona pewnie ruszyli by do ataku a wiec skończyli by jak tamten. Strażnicy jeszcze przez jakąś godzinę dochodzili do siebie zastanawiając się nad tym co się stało i co powiedzieć swemu dowódcy. Flaris po całym zajściu pozostawał jeszcze przez chwilę pod postacią Bestii z wolna przemierzając ulice miasta, czuł jak z wolna traci siły walczył w końcu ze swą naturą a to wycieńczało nie chciał by to co wydarzyło się kiedyś dziś się powtórzyło. Niedługo później upadał całkowicie wycieńczony powracając do swej właściwej postaci, ostatnim co zobaczył był mężczyzna dzierżący w dłoniach łuk i Ariel podchodzący do niego.
W chwili kiedy otworzył oczy zobaczył że ziemia pod nim porusza się, przez co o mało nie spadał z konia na którym się znajdował.
-A wiec postanowiłeś już do nas w wrócić. -Powiedział spokojny i dziwnie znajmy głos-.
-Cóż… głowa mi pęka, gdzie my jesteśmy ?
-Po tym co się wczoraj wydarzyło musieliśmy nieco szybciej opuścić miasto, jak myślisz możesz usiąść już w siodle ?
-Sądzę że tak.
Chwile zajęło zanim udało mu się właściwie usiąść w siodle lecz kiedy już do tego doszło znaleźli się na rozwidleniu dróg.
-Ariel co teraz ? -Spytał tajemniczy mężczyzna z łukiem-.
-Cóż możemy się udać do Feglerszar dawno tam nie byłam, ciekawe czy miasto się zmieniło. Jest jeszcze Hidigdown jest o jakieś dwa dni drogi bliżej a nam przydał by się jakieś zapasy… Wiec gdzie idziemy ? -Po czym spojrzała na Flarisa-.
-Czemu oboje na mnie tak spoglądacie ? -Zapytał znając odpowiedz-.
Milczał przez chwile zastanawiając się jaki kierunek powinni obrać, lecz nagle poczuł coś dziwnego… jak by coś go wzywało z kierunku w którym znajdowało się Feglerszar. Nie ozywał się już tylko popędził konia i ruszył w obranym kierunku… Ariel i mężczyzna z kółkiem też bez słowa ruszyli za nim.