- Opowiadanie: Tanthion - SOLUS (Rozdział I - Pociąg)

SOLUS (Rozdział I - Pociąg)

Oceny

SOLUS (Rozdział I - Pociąg)

Poderwałem się nagle i zdezorientowany rozejrzałem dookoła. Pociąg. Siedziałem na wygodnym fotelu w wagonie bez przedziałów. Nie było w tym nic szczególnego, z wyjątkiem faktu, że nic nie pamiętałem. Nie wiedziałem gdzie, dlaczego, a nawet kim jestem. To dziwne, lecz nie czułem niepokoju, wręcz przeciwnie. Rzędy siedzeń ciągnęły się po obu stronach wąskiego przejścia, za oknem przemijał nieprzenikniony żadnym spojrzeniem mrok, na fotelu po przeciwnej stronie korytarzyka, mężczyzna czytał książkę w czarnej skórzanej okładce, na półkach, usadowionych powyżej wielkich okien, leżały bagaże śpiących pasażerów. Coś tutaj nie pasowało, powoli mój spokój topniał, jak gdybym wybudzał się z błogiego snu, zacząłem dostrzegać te rzucające się przecież w oczy szczegóły. Ciemność za oknem, nie była po prostu mrokiem jaki znają ludzie. Za szybą pociągu istniała jedynie pustka, otchłań, nicość. Ludzie w wagonie spali, ale w sposób nienaturalny. Siedzieli prosto, z zamkniętymi oczami, całkowicie nieruchomi, jakby sparaliżowani silną trucizną. Czy oni w ogóle oddychają? Wtem mój wzrok utkwił na owitym czernią mężczyźnie. Siedział z nogą założoną na nogę i czytał, od czasu do czasu poprawił dłonią swoje okulary ślepca, innym razem przerzucił stronę czarnej książki. Wyglądał na pierwszy rzut oka jak zwykły starzec, ale podobnie jak ze wszystkim tutaj, coś w nim mnie przerażało. Otaczała go dziwną aura – chłód, lecz inny niż ten, który znałem dotychczas. Wszystko tutaj było inne, zupełnie mi obce. Wstałem gwałtownie i ruszyłem ciasnym korytarzykiem, między rzędami siedzeń.

– Gdzie się pan wybiera? – za moimi plecami rozbrzmiał zimny niczym stal, głos mężczyzny w czerni. 

Znieruchomiałem. Wszystko we mnie krzyczało. Instynkt kazał jak najszybciej uciekać, ale nogi zamarły pod wpływem chłodu rozbrzmiewającego w jego słowach. Nie mogłem się ruszyć, nawet drgnąć. Usłyszałem jak ktoś wstał ze swojego fotela, bałem się jednak spojrzeć za siebie, niczym dziecko, które w ciemności chowa głowę pod kołdrę w obawie przed dostrzeżeniem czegoś potwornego. Ten strach, wchodził i przenikał przeze mnie, czułem go w całym ciele. Dreszcze, pot, przyspieszony oddech. Całe moje ciało szalało.

-I co ja mam z tobą zrobić? – westchnął. – Dlaczego nie mogłeś spokojnie przespać podróży jak inni? 

Krew we mnie szalała, serce obijało się o żebra, jak spanikowany ptak, który został siłą zamknięty w klatce. Płuca wypluwały powietrze nim zdążyłem je wciągnąć. Oddychałem szybko i nierównomiernie. Całe ciało, każda komórka chciała uciekać i każda w inną stronę.

– Gdzie ja jestem? – zapytałem przez zaciśnięte zęby. 

– Jesteś w stanie mówić?

– Gdzie ja jestem? – starałem się uspokoić.

– Jak widzisz. W pociągu. 

W głosie mężczyzny poza chłodem usłyszałem również niepewność, albo raczej zadumanie, takie samo jakie towarzyszy rozwiązywaniu łamigłówek.

– Usiądźmy.

Wtem, jak ręką odjął, zniknął cały strach i przerażenie. Mięśnie rozluźniły się, a nogi ugięły pod ciężarem ciała, szybko chwyciłem fotel, aby nie upaść. Łapczywie łapałem każdy oddech i dopiero po chwili byłem w stanie normalnie funkcjonować. 

Mężczyzna przeszedł obok i usiadł na fotelu po mojej lewej.

– Zapewne nic nie pamiętasz. – zaczął. 

– Taak… – nie byłem pewny jak powinienem z nim rozmawiać. 

– Nie martw się, to normalne. My tutaj nazywamy to szokiem pośmiertnym.

– Że co? 

– Szok, który towarzyszy śmierci. Jesteś martwy. 

To co mówił brzmiało niedorzecznie. Aż trudno uwierzyć, że nie mogłem temu zaprzeczyć. On nie kłamał. Chociaż to co właśnie usłyszałem wydawało się niemożliwe, wierzyłem mu. Chociaż, to raczej nie to, podświadomie wiedziałem. 

– Umarłem? Jak? – znowu poczułem ten wszechmocny spokój. 

– Nie mam pojęcia i nie interesuje mnie to. Ja muszę cię po prostu dowieźć całego.

– Dowieźć? Gdzie? 

– Do celu. 

– Czyli nieba? Piekła?

– Nie rozśmieszaj mnie. Myślisz, że istnieje coś takiego? 

– To co? Reinkarnacja?

– Może najpierw kawa? – zaproponował. 

Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów, drzwi wagonu rozwarły się, a do środka wkroczyła młoda dziewczyna, a ciemnych, kręconych włosach. Przed sobą, swoimi smukłymi ramionami, pchała wózek z najróżniejszymi napojami i przekąskami. Podjechała koło nas i z ekspresu powoli zaczęła nalewać kawy. 

– To jest jedna z niewielu rzeczy pochodzących z twojego świata, które lubię. – rzucił delikatnie chwytając kubek.

– Ja dziękuje. – powiedziałem, spoglądając w jej ciemne oczy. 

Dziewczyna, nic nie mówiąc, skinęła głową, po czym ciągnąc za sobą wózek skierowała się do wyjścia. 

– Z tego wszystkiego co ludzie wymyślili, najbliższa prawdy jest nicość. 

Zaniemówiłem, a mężczyzna w czarnym płaszczu upił łyk gorącego napoju po czym kontynuował. 

– Nie jest to dziura, wbrew temu co sądzicie. Trafisz do miejsca, jakie sam sobie wyimaginujesz. Do takiego jakie uważasz za odpowiednie dla siebie. Zazwyczaj są to rzeczy skrajne, na przykład: rozkosz, szczęście, albo jeżeli ktoś czuje się winny i uważa, że powinien cierpieć, dozna nieopisanych katuszy. Twoje życie doczesne, nie ma wpływu na to co się dzieje po śmierci.

– A grzechy? Czy ludzi krzywdzących innych nie powinno się karać?

Mężczyzna utkwił we mnie wzrok. Jego oczy wyglądające znad ciemnych okularów wyglądały jakby chciał powiedzieć: „i kto to mówi?”. 

– Grzech. Cnota. To wymyśliliście wy. Niby dlaczego mielibyśmy sądzić was waszą miarą? Uważasz, że człowiek, który zabił innego człowieka powinien ponieść karę.

– To raczej oczywiste. 

– A jeżeli zamordowany, wcześniej również zabił? Wy ludzie wybieracie mniejsze zło, albo faworyzujecie to co jest wam bliższe. Czysto hipotetycznie, ile byłbyś w stanie poświęcić, jak bardzo mógłbyś zgrzeszyć, dla najbliższej twemu sercu osoby? 

 

Spojrzał na mnie i utkwił swoje czarne ślepia. Dopiero teraz zauważyłem, że całe jego oczy zalane są przez ciemność. Nie posiadał białek, całą gałka oczna lśniła czernią. Blada cera, twarz bez wyrazu, wyżłobiona zmarszczkami. Wyglądał jak widmo bez emocji, a jednak w tym pustym spojrzeniu, dostrzegłem to co chciał przekazać. Wtem sobie przypomniałem, nie wszystko, ale mały skrawek wspomnień. 

– Chyba powinienem się cieszyć, że piekło nie istnieje. 

Mężczyzna w czerni odwrócił swój wzrok w stronę pustki za szybą, osiągnął swój cel, przypomniał mi co zrobiłem i teraz mógł raźno upić kolejny łyk kawy. 

– Powiedz, kim jesteś? – zapytałem. 

– A co to zmienia? 

– Nic. Zwykła ciekawość. 

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. 

– Które nie istnieje. Więc? 

Westchnął i ponownie spojrzał na mnie. 

– Jestem przewoźnikiem zmarłych.

– Charon? 

– Tak nazywał się pierwszy przewoźnik, któremu umarły zdołał uciec z powrotem do świata żywych. Stąd też znacie jego imię. 

– Nazywał?

– Pustka nie zna litości, dla tych którzy partaczą robotę. 

– Co się z nim stało? 

– Nic… Dosłownie nic. Usunięto go.

– Ale jak ktoś zdołał stąd uciec?

– Charon zawrócił łódź. Został oszukany. – po raz pierwszy, beznamiętny głos przewoźnika zadrżał. 

Coś mi mówiło, aby nie ciągnąć tego tematu. Z drugiej strony napędzała mnie ciekawość i świadomość, że i tak jestem martwy.

– Myślisz się. – napił się z czerwonego, papierowego kubka po czym mówił dalej. – Śmierć nie jest najgorszą rzeczą jaka może spotkać człowieka. To co najgorsze następuje po dotarciu do celu.

– Co masz na myśli? 

– Myślisz, iż będziesz się pławił w swojej imaginacji przez wieczność? Nie bez powodu porównałem to co cię spotka do nicości. Celem ucieleśnienia twoich skrajnych marzeń, tudzież sumienia, jest sprawić, abyś się rozpłynął. Powoli, uległ nieopisanej rozkoszy, lub też stracił zmysły w piekielnych cierpieniach. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku, efekt jest taki sam. Zatracisz się. Zatracisz swoje ja. Staniesz się zwykłą masą energii bez samoświadomości. Znikniesz. 

O dziwo, nawet po usłyszeniu tego, nie czułem niepokoju. Zupełnie jakbym znajdował się pod wpływem uroku, który tłumi zmysły i koi serce. Czy tak się czują zmarli? Jeżeli czeka mnie taka błogość to chyba nie mam nic przeciwko. Nie. Nie mogę tak skończyć. Przecież chęć życia i nieustanna walka o jego utrzymanie to cecha wszystkich żywych istot. Nie przegram ze śmiercią. 

 

– Jak się nazywasz? 

– Solus.

– Zawróć pociąg.

– Masz mnie za głupca? Nie mam zamiaru zniknąć. – rzekł znudzony. 

– A czym się to różni od tego co aktualnie robisz? 

– Tym że teraz jestem.

– Boisz się utraty samoświadomości? Twoje istnienie to przecież jedynie stagnacja. Robisz to co ci każą. Zawozisz zmarłych do „celu” tylko po to by później ponownie jechać po trupy i dostarczyć je w to samo miejsce. 

– To wciąż lepsze niż nie istnieć w ogóle. 

– Mylisz się. Sądzę, że Charon był uradowany tym iż mógł zrobić coś czego pragnął, a nie tylko to czego od niego żądali.

– Zamilcz.

Jedno słowo. Jedno spojrzenie. Wystarczyło by sparaliżować całe moje ciało. Język grzązł mi w gardle, serce waliło jak młotem, nogi drżały. Znowu to samo. Panika, strach, to ostatnie co pamiętam nim zemdlałem.

Koniec

Komentarze

Mam mieszane odczucia, co do tego tekstu. Choć motyw pociągu jest już dość mocno wyeksploatowany bardzo go lubię, dlatego też nie przeszkadzał mi zbytnio brak innowacyjności czy przewidywalność tekstu. Dopiero filozofowanie o nicości i naturze człowieka wzbudziły moją niechęć i obawę, że im dalej w tekst, tym będzie gorzej… Może dobrze, że to tylko fragment ;)

Odnośnie wykonania – dużo błędów interpunkcyjnych, powtórzeń, literówek, trochę niezręczności językowych. Brak wyjustowania tekstu.

 

Przykłady z pierwszego akapitu:

 

Siedziałem na wygodnym fotelu w wagonie bez przedziałów.

na fotelu po przeciwnej stronie korytarzyka, – skoro był to wagon bez przedziałów, to skąd korytarzyk? wydaje mi się, że powinno być przejście

 

To dziwne, lecz nie czułem niepokoju, wręcz przeciwnie. – czyli co właściwie odczuwał?

 

za oknem przemijał nieprzenikniony żadnym spojrzeniem mrok, – skąd bohater to wie?

 

Ciemność za oknem, nie była po prostu mrokiem[+,] jaki znają ludzie. – nadmiar i brak przecinka

 

Wtem mój wzrok utkwił nautkwić wzrok w kimś/ czymś

 

Otaczała go dziwną aura – literówka

 

It's ok not to.

Przede wszystkim rzuca się w oczy ogrom błędów interpunkcyjnych. Aż nie zdołałam wszystkiego przekopiować i tu wrzucić, a niektóre naprawdę utrudniały czytanie lub wręcz zmuszały do zatrzymania się na chwilę, ot takie:

rzucił delikatnie chwytając kubek

rzucił (powiedział) delikatnie czy delikatnie chwycił kubek?

Sama treść mnie nie urzekła. Spodziewałam się czegoś ciekawszego po temacie śmierci i podróży do krainy pośmiertnej. Ogólnie nic nowego, a bohater ma bardzo, bardzo chrześcijańskie podejście, co kłóci się z jego brakiem pamięci. Dialogi są dość niezręczne, podobnie jak pewne fragmenty:

Przecież chęć życia i nieustanna walka o jego utrzymanie to cecha wszystkich żywych istot. Nie przegram ze śmiercią.

On już nie żyje, w dodatku to “podświadomie (jak ja nie lubię tego słowa) wie” (tak swoją drogą, czy człowieka po śmierci nadal można podzielić na świadomość i nieświadmość? Co w ogóle zostało z tego bohatera, skoro stracił wspomnienia?). Nie ma więc żadnych przyczyn, dla których miałby mieć élan vital. I czemu ten przewoźnik tak swobodnie i chętnie mówi mu o tym przeznaczeniu zmarłych, skoro istnieje ryzyko jakiegoś buntu? Odnoszę wrażenie, że temat i odpowiedzi na sporo pytań musisz jeszcze, Autorze, przemyśleć.

Kolejna wersja przedstawiająca mgliste wyobrażenie tego, co potem. Wersja, niestety, niezbyt interesująca i mało przekonująca. Nie zostałam zachęcona do uczestniczenia w dalszej podróży.

Wykonanie, jak zauważyły Dogsdumpling i Topielica, pozostawia sporo do życzenia.

 

za oknem prze­mi­jał nie­prze­nik­nio­ny żad­nym spoj­rze­niem mrok… – Czy, skoro mrok przemijał, to znaczy, że robiło się jasno?

 

– Gdzie się pan wy­bie­ra? – za moimi ple­ca­mi roz­brzmiał… – – Gdzie się pan wy­bie­ra? – Za moimi ple­ca­mi roz­brzmiał

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

do środ­ka wkro­czy­ła młoda dziew­czy­na, a ciem­nych, krę­co­nych wło­sach. – Dziewczyna jest młoda z definicji.

 

Przed sobą, swo­imi smu­kły­mi ra­mio­na­mi, pcha­ła wózek… – Nadmiar zaimków. Czy mogła pchać wózek cudzymi ramionami?

 

Pod­je­cha­ła koło nas i z eks­pre­su po­wo­li za­czę­ła na­le­wać kawy. – Raczej: Pod­je­cha­ła do nas i po­wo­li za­czę­ła na­le­wać kawę z ekspresu.

 

Tra­fisz do miej­sca, jakie sam sobie wy­ima­gi­nu­jesz. Do ta­kie­go jakie uwa­żasz za od­po­wied­nie dla sie­bie.Tra­fisz do miej­sca, które sam sobie wy­ima­gi­nu­jesz. Do ta­kie­go, które uwa­żasz za od­po­wied­nie dla sie­bie.

 

Jego oczy wy­glą­da­ją­ce znad ciem­nych oku­la­rów wy­glą­da­ły jakby… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Męż­czy­zna w czer­ni od­wró­cił swój wzrok w stro­nę pust­ki za szybą, osią­gnął swój cel… – Zbędne zaimki. Czy istniała możliwość, by odwrócił cudzy wzrok, osiągnął cudzy cel?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka