- Opowiadanie: śniąca - Zatańcz ze mną w przestworzach

Zatańcz ze mną w przestworzach

Tekst napisany specjalnie dla Szanownej Redakcji Silmarisa – szczegóły dotyczące zabawy znajdują się moim pierwszym komentarzu.

 

Niezależnie od powyższego każdy czytelnik jest tu mile widziany, tak jak i każdy komentarz.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zatańcz ze mną w przestworzach

Stellę obudził potworny ból głowy. Przez dłuższą chwilę nie potrafiła się nawet podnieść, jednak ogarniające ją coraz bardziej mdłości w końcu wygoniły kobietę z łóżka. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, był pomiar ciśnienia. Miała praktycznie pewność, że jest bardzo wysokie, bo odnosiła wrażenie, że czubek głowy jej zaraz odleci. Ciśnienie okazało się w normie. Na wszelki wypadek postanowiła jednak zrezygnować z kawy i zastąpić ją tabletką przeciwbólową.

W szlafroku siadła przed telewizorem. W wiadomościach podawano informację o nieprzewidzianej, nadzwyczajnej aktywności słońca.

…dziury koronowe na słońcu emitują strumienie cząstek, które wywołują silne burze magnetyczne. Mogą wystąpić zakłócenia w telekomunikacji, ale także burze mogą odczuć nasze organizmy… – prezenterka na ekranie wdzięczyła się do kamery, machając wypielęgnowaną dłonią między wyświetlanymi w tle obrazami Słońca i Ziemi.

– Dziennikarzyny od siedmiu boleści. – Pokiwała głową Stella. – Dziury koronalne, nie koronowe. Poza tym kto im pisze te teksty? Nie mają porządnej redakcji? Media schodzą na psy…

Szybko przeszła jej złość na pracowników stacji. Za to zdenerwowana chwyciła telefon, żeby zadzwonić do pracy. Na końcu języka już miała ostrą reprymendę, że nikt jej nie poinformował i nie wezwał do Instytutu. Musiała jednak poprzestać na zwymyślaniu kolegów wyłącznie w myślach, bo telefon odmówił posłuszeństwa. Zgadywała, że to wpływ burzy. Być może z nią związana była także jej nagła dolegliwość. Przynajmniej w tym aspekcie pogodynka się nie myliła.

Do głowy wpadła jej myśl o wykorzystaniu tych kilku dni przymusowego, zaległego urlopu na szczególny wypad. W tej samej chwili, gdy podjęła decyzję o rezerwacji lotu do Enontekiö i sprawdzeniu dalszych połączeń autobusowych, ból nieco zelżał. To dało jej dziwną pewność, że postępuje właściwie.

Nieobecność męża, przebywającego w placówce na Svalbardzie, była jej na rękę. Również córka i zięć, zajęci urządzaniem pokoju dla potomka, nie mieli dla matki ostatnio za dużo czasu. Stella nie musiała się więc nikomu tłumaczyć z wycieczki, a czułaby się dziwnie, gdyby miała odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Kto zadowoliłby się odpowiedzią, że podąża za zwykłym przeczuciem?

Ból głowy działał niczym kompas. Z każdą chwilą, z każdym krokiem przybliżającym ją do celu ucisk stawał się coraz słabszy.

 

***

W Hetta przywitały ją ciemność, pustka i przejmujący mróz. Była jedyną osobą wysiadającą tu z autobusu. Na zasypanym śniegiem przystanku nikt też na nią nie czekał. Zarzuciła plecak na ramiona i skierowała się w stronę najbliższych świateł. Dla pewności zerknęła na numer posesji i pobieloną, prawie nieczytelną tabliczkę informacyjną. Nie było wątpliwości, że dobrze trafiła – do Hetta Huskies. Teraz ciepłe łóżko, a z rana porozmawia w biurze o wyprawie.

 

– Dziś wczesnym wieczorem? – zapytała zdziwiona Finka, nie przestając głaskać psa. – Zgodnie z prognozami ma być duże zachmurzenie. Taka przejażdżka to wątpliwa przyjemność. Nie lepiej w ciągu dnia, póki coś widać i można cieszyć się widokami?

– Dziś wieczorem będzie bezchmurnie. Idealny moment na wyprawę psim zaprzęgiem, może mi pani wierzyć. Księżyc jest w pierwszej kwadrze i powinien wystarczająco oświetlić szlak przez tundrę. Poza tym całą odpowiedzialność biorę na siebie i mogę nawet zapłacić więcej. – Stella była nieugięta. Wiedziała, że warto upierać się przy swoim, bo gdy tylko pomyślała o zmianie planów, to niewidzialna obręcz wokół głowy zaciskała się mocniej.

– Przepraszam, że się wtrącam, ale niechcący słyszałem rozmowę. – Japoński turysta przestał naradzać się po cichu z towarzyszką i odezwał po angielsku. – Jeśli można się przyłączyć, to i my chętnie przejechalibyśmy się w blasku księżyca. Moja żona uważa, że to bardzo romantyczny akcent podróży poślubnej. I też możemy zapłacić więcej. I nie będziemy wnosić roszczeń, jeśli będzie zachmurzenie. Chcemy zaryzykować.

Skośnooka kobieta uśmiechnęła się nieśmiało na potwierdzenie słów męża.

– Ja nie mam nic przeciwko towarzystwu. – Stella ucieszyła się z niespodziewanych sprzymierzeńców.

Finka spojrzała po kolei na klientów i skapitulowała.

– Dobrze. Przygotujemy psy i dwa zaprzęgi na piątą. Proszę przybyć jakiś kwadrans wcześniej. Musicie się państwo ciepło ubrać i zaznajomić z zasadami, a to zajmie kilka minut.

 

Vilho od niechcenia i jakby z obowiązku popędzał psy, które same ochoczo mknęły po zmrożonej, pokrytej śniegiem rzece. Księżyc świecił na czystym niebie, a cienie nocnych wędrowców tańczyły na gładkiej powierzchni. Już dawno zjechali z ustalonej trasy, ale tajemnicza turystka miała niezwykły dar przekonywania, a Japończykom było wszystko jedno dokąd jadą, tak samo jak husky. W sumie Vilho też nie zależało na samej trasie, byle tylko zmieścić się w czasie, za który turyści zapłacili. Zwłaszcza że Hannele, prowadząca drugi zaprzęg, również nie protestowała.

Sunęli więc przez polarną noc, a jedynymi dźwiękami wdzierającymi się w mroźną ciszę było skrzypienie śniegu pod łapami i płozami.

Stella krzyknęła. Vilho odruchowo nastąpił na hamulec. Po chwili Hannele zatrzymała drugie sanie.

– Co się dzieje? – zapytała.

– Tu się musimy na chwilę zatrzymać – powiedziała Stella, gramoląc się spod reniferowych skór.

Finka skrzywiła się lekko z niezadowoleniem. To był jej kolejny kurs tego dnia i chciała w końcu wrócić do domu. Jednak ta trójka zapłaciła podwójną stawkę, więc zgodnie z umową mogła dyktować pewne warunki.

Stella odeszła na kilka kroków od sań i stanęła z odsłoniętą twarzą skierowaną na północny wschód. Ból zniknął całkowicie i teraz jego miejsce zajęła czysta ekscytacja.

Na widok pierwszego zielonego błysku kobieta uśmiechnęła się szeroko, a oczy jej zalśniły. Wstęga rozwinęła się nad głowami ludzi i psów w ciągu kilku sekund. Gdzieś zza pleców dobiegły Stellę okrzyki zachwytu i zaskoczenia. Nie zważała jednak na nie, bo zasłuchała się w grze światła. By nie uronić ani jednej nuty, przymknęła oczy, nie zważając na mieniące się na niebie odcienie szmaragdu.

Nigdy nie słyszała tak pięknej muzyki. Aż samej chciało jej się śpiewać. Zamiast tego jednak wyszeptała w przestrzeń:

– Myślałam, że już dawno o mnie zapomniałeś…

– Jakże bym mógł, moja droga przyjaciółko. – Wśród płynącej niebem muzyki usłyszała słowa. – Uratowałaś mi życie, zwróciłaś wolność. Widzę, że dorosłaś, nie przypominasz już tamtej nastolatki. Ale i ja się zmieniłem.

Delikatny powiew musnął jej policzek. Śpiewny głos kontynuował, nie czekając na odpowiedź.

– Chodź, zatańcz ze mną w przestworzach. Połączmy się jak kiedyś. Chociaż na chwilę.

Wystrzeliła w górę, opuszczając ciało. Do zieleni dołączył fiolet.

Tańczyła na zimowym północnym niebie razem ze starym przyjacielem. Płynęli, tworząc pętle, wykręcając piruety. Każdy krok pozostawiał świetlisty ślad, rozwiewający się pod tchnieniem wiatru.

– Bardzo się cieszę, że przybyłaś.

– Takiemu wezwaniu nie można się było oprzeć – roześmiała się, a śmiechowi temu towarzyszyły rozbłyski srebra i złota na krawędziach postrzępionej smugi.

– Dzięki tobie otrzymałem szansę na zmianę i jak widzisz wykorzystałem ją jak najlepiej się dało. Nie jestem już kosmicznym śmieciem z marginesu. Zaufałaś mi wtedy, a ja postarałem się tego zaufania nie zawieść. Zmieniłem się i rozwinąłem. Teraz ja dyktuję warunki i tworzę. Wędruję między galaktykami, jak sam tylko chcę. Wiele się nauczyłem. Mógłbym ci to wszystko pokazać.

– Czy to dlatego mogę tu z tobą zatańczyć?

Zawirowali, a barwy się splotły i przeniknęły.

– Tak. – Malachitowe pasmo rozwarstwiło się i w niebo pomknęły trzy spiralne promienie, które w towarzystwie dzwoneczków ponownie zeszły się i zlały w jeden na dyszlu Wielkiego Wozu.

– Ziemianie, jako rasa, nie osiągnęli etapu oddzielenia energii życia od śmiertelnego ciała. Jest kilka wyjątków, które spotkałem, a ty możesz przy mojej pomocy być kolejnym. Twoja dusza, zamiast zatracić się w nicości, może istnieć wiecznie i wędrować między gwiazdami, Stello. Ze mną, a gdy już znudzi ci się moje towarzystwo i zaznajomisz się z moim, nie twoim ziemskim kosmosem, możesz dalej wędrować sama.

Dusza kobiety zamarła na chwilę. Zgasło fioletowe światło, konstelacja Oriona prześwietlała już tylko przez czysty seledyn.

– Mze, mam dobre życie. Wspaniałego męża, którego kocham i cudowną córkę. Niedługo będę miała wnuka lub wnuczkę. Wolałabym, abyś z taką propozycją wrócił za kolejne kilkadziesiąt lat. Gdy już przeżyję wszystko, co mam do przeżycia.

Zalśniły wszystkie barwy tęczy, rozdzwoniły się kryształy. Mze roześmiał się i pociągnął Stellę do szalonego walca. Fiolet ponownie zalśnił i zawirował.

– Oczywiście! Dla ciebie to całe życie, dla mnie to tylko chwila. Będę zaglądał co jakiś czas i gdy będziesz gotowa, zabiorę cię ze sobą. A teraz podaruj mi jeszcze jeden taniec.

Światła i dźwięki ponownie popłynęły przez nieboskłon, przenikając się i pląsając. W końcu dusza Stelli przeleciała tanecznym krokiem z powrotem do ciała, które wciąż stało pośrodku rzeki, z uśmiechem zastygłym na ustach.

Znikający delikatny woal rozbrzmiał ostatnimi, milknącymi tonami:

– Do zobaczenia, Stello…

– Do zobaczenia, Mze…

Husky zawyły przeciągle. Japończyk pakował do torby aparat, jego żona szybko wyrzucała półgłosem gorączkowe słowa. Hannele i Vilho wymieniali przyciszonym głosem uwagi.

– To było niesamowite przeżycie – powiedział azjatycki turysta. – Moja żona jest zachwycona. Dlaczego nikt nam wcześniej nie powiedział, że będzie można zobaczyć coś tak niezwykłego? Czy to dla was, ludzi północy, jest tak powszechne?

Vilho odwrócił się w stronę pytającego.

– Z jednej strony rzeczywiście przywykliśmy. Z drugiej żadne prognozy nie przewidywały takiej aktywności dzisiaj na naszej szerokości geograficznej. Sam jestem zdziwiony…

– Możemy wracać – przerwała mu Stella, sadowiąc się na saniach i przykrywając skórami. Cały czas się uśmiechała. Do muzyki i tańca sprzed chwili i do wspomnień sprzed wielu lat.

Hannele uspokajała wciąż wyjące psy. Przez głowę Vilho przemknęło milion myśli, ale na głos wypowiedział tylko jedną.

– Pani wiedziała. Skąd pani wiedziała?

Stella spojrzała na niego niewinnie i odpowiedziała krótko:

– To tylko zwykła, kobieca intuicja.

Koniec

Komentarze

Droga Redakcjo i Współpracownicy Silmarisa (czyli cała załogo, wymieniona w stopce redakcyjnej)! Zaczynamy zabawę. A oto jej zasady:

 

Powyżej jest tekst. Kto napisze najciekawszy komentarz wygrywa.

 

Żartowałam :) Komentować oczywiście wolno, a nawet należy, ale zabawa polega na czymś innym. Trzeba odpowiedzieć na pytanie: 

W jakim zjawisku uczestniczyła Stella?

 

W tej zabawie przegranym można zostać wyłącznie na własne życzenie, nie biorąc w niej udziału, bo wydaje mi się, że zagadka jest prosta ;)

 

No to do dzieła! Dobrej zabawy :)

 

Edytka,

bo zapomniałam o jakimś terminie. Na odpowiedzi (każda prawidłowa z kilku nazw się liczy) czekam do końca roku. Rozstrzygnięcie po odespaniu Sylwestra ;)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo klimatyczne opowiadanie! Podobało mi się! Rozumiem, że wciąż pozostajesz pod wrażeniem ostatniego wyjazdu? A zagadka faktycznie jest banalna, nie postarałaś się, aby utrudnić życie czytelnikom ;-) 

Edytka: Pozdrowienia dla Jacka! 

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Dzięki, Krzysiu – w imieniu Jacka za pozdrowienia też :)

Nie jest trudno, bo mam miękkie serce i chcę rozdać dużo nagród. I tak, jestem cały czas bardzo pod wrażeniem. To było coś nieziemskiego, coś nie do opowiedzenia.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Sympatyczne opowiadanko. :-) Zaszczyconam wielce wystąpieniem. :-)

Zjawisko? Co powiesz na “Aurora Silmarilis”? ;-)

Babska logika rządzi!

Hmm… Muszę się zastanowić, czy uznać taką odpowiedź. Mimo zapowiedzi o miękkim sercu, potrzymam Cię trochę w niepewności ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jak nie uznasz, to cofnę klika na Bibliotekę. ;-p

Babska logika rządzi!

Szantaż?!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Brawo! Zgadłaś za pierwszym razem! ;-)

Babska logika rządzi!

To nie pozostaje nam nic innego, niż wymienić się nagrodami ;)

Jeśli bardzo jesteś niecierpliwa, to Ci na PW wyślę decyzję. Tu nie będę w żaden sposób podpowiadać (ani na TAK ani na NIE) innym czytelnikom :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Mogę poczekać, aż wytrzeźwiejesz. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie tylko ja początkowo pomyliłem Finkę z Finklą? ;)

 

Przedstawione zjawisko jest złożone i nie da się go opisać jednym słowem, bo tak: najstarsi górale wiedzą, że w Laponii znajduje się wielkie ekologiczne wysypisko starych monitorów, takich z kineskopami świecącymi na zielono. Dziury koronowe koronalne i występujące w związku z nimi burze magnetowidowe wytworzyły tyle energii, ile potrzeba, by chwilowo zasilić stertę staroci. Główna bohaterka obserwowała zatem aurę topowego sprzętu z XX wieku; kiedyś marzenie każdego gracza. Ponieważ stare kineskopy cechowało silne promieniowanie, Stella pod jego wpływem odleciała do krainy snów i sennych marzeń, wspominając kochanka leciwego, ale przy tym jarego niczym zieleniejący kineskop. Oczywiście istnieje nikła szansa, że Stella podziwiała zorzę polarną, jednak takie wytłumaczenie wydaje się być mocno naciągane, a wręcz nieprawdopodobne.

 

Sorry, taki mamy klimat.

Kluczowe zdanie w opowiadaniu to: “Na wszelki wypadek postanowiła jednak zrezygnować z kawy i zastąpić ją tabletką przeciwbólową.” W roztargnieniu Stella zamiast zalecanej dawki N-(4-hydroksyfenylo)acetamidu przypadkowo zażyła dietyloamid kwasu D-lizergowego.

To wszystko, a zwalanie na kobiecą intuicję nic tu nie da.

 

Link

:)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Sethrael, widzę, że wziąłeś sobie do serca ten fragment o komentarzu :) Jest fantastyczny.

Na razie nie zdradzę, który z Twoich domysłów jest prawdziwy ;)

Dzięki za klik :)

 

Zalth, nie zrozumiałam prawie nic z Twojego komentarza :) Ale spróbuję się wytłumaczyć. Stella ma z medycyną tyle samo wspólnego co i ja – jak już koniecznie trzeba iść do lekarza, to idzie, w szczegóły nie wnika. Opiera się na powszechnym przekonaniu, że kawa podnosi ciśnienie (a rodzaj bólu głowy na to wskazuje, mimo wyników pomiaru), a tabletka przeciwbólowa ma uśmierzać ból. I tyle.

Mam cichą nadzieję, że pomijając powyższe, choć trochę cała reszta Ci się spodobała.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Spodobała. ;) 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

nieprzewidzianej nadzwyczajnej aktywności ← te określenia są raczej równorzędne, a skoro tak (+,)

 

gdy podjęła decyzję o rezerwacji lotu do Enontekiö i sprawdzenia dalszych połączeń ← chyba i sprawdzeniu?

 

nie miała dla matki ostatnio za dużo czasu. ← raczej nie mieli?

 

I tez możemy zapłacić więcej. ← literówka

 

Znikający delikatny woal rozbrzmiał ostatnimi, milknącymi tonami. ← tu na końcu przydałby się dwukropek

 

Miło się czytało, chociaż oczywiście nie rozumiem ;< Ale to mi w ogóle nie przeszkadza, żeby kliknąć.

 

PS. Fajnie, że na moim dyżurze!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Zalth – uf!

 

Naz, poprawki zaraz naniosę, dzięki śliczne. I tym większe dzięki, że jest klik mimo braku zrozumienia. Jeśli chcesz jakichś konkretnych wyjaśnień, to albo musisz jeszcze poczekać, albo pisz pytania na pw.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Chętnie poobserwuję komentarze i wysiłki ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Śniąca, dietyloamid kwasu D-lizergowego jest powszechnie znany pod skrótem LSD. ;-)

Babska logika rządzi!

Chyba pokłosie Twojej ostatniej wyprawy, Olu. Ładne :)

Nie tylko ja początkowo pomyliłem Finkę z Finklą? ;)

Ja też. ;)

 

Bardzo klimatyczne i przyjemne opowiadanie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A ja tam nadal uważam, że Finka to ja. :-D

Babska logika rządzi!

Nie lubię, jak opowiadanie zaczyna się od przebudzenia bohatera. Zrobiło się ciekawiej na wzmiankę o tych dziwnych zjawiskach na słońcu, ale niestety dalsza część mnie rozczarowała. Brakuje tu napięcia – bohaterka idzie wiedziona impulsem i bez przeszkód dociera tam, gdzie miała dotrzeć. Opis załatwiania przejażdżki i Japończycy niewiele wnoszą. Spotkanie z czymś, co odebrałem jako uosobienie zorzy polarnej, też niezbyt przypadło mi do gustu. Mimo wszystko styl pisania dobry, więc szkoda, że nie poprowadziłaś tej fabuły w jakiś ciekawszy sposób. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Ładnie napisane, ale cóż, nie udało mi się wniknąć do Twoich wspomnień. Czytanie opisu zorzy polarnej i usiłowanie wyobrażenia sobie tego cudu, jest jak lizanie cukierka przez szybę.

 

Pierw­szą rze­czą, jaką zro­bi­ła, był po­miar ci­śnie­nia.Pierw­szą rze­czą, którą zro­bi­ła, był po­miar ci­śnie­nia.

 

W wia­do­mo­ściach nada­wa­no in­for­ma­cję… – Nadawany był chyba program, nazywający się Wiadomości.

Proponuję: W Wia­do­mo­ściach poda­wa­no in­for­ma­cję…

 

Za to zde­ner­wo­wa­na chwy­ci­ła za te­le­fon, żeby za­dzwo­nić do pracy.Za to, zde­ner­wo­wa­na, chwy­ci­ła te­le­fon, żeby za­dzwo­nić do pracy.

 

Na końcu ję­zy­ka już miała ostre re­pry­men­dy… – Raczej: Na końcu ję­zy­ka już miała ostrą re­pry­men­dę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję wszystkim za wizytę i komentarze :)

 

Finkla – aha! ale ja nieobyta z tego typu specyfikami, zawsze grzeczna dziewczynka byłam.

 

Belhaju – dokładnie tak :)

 

Morgiano – dziękuję i cieszę się :)

 

Finkla jeszcze raz – no tak, a tam w tekście to tylko literówka ;)

 

Funthesystem – z jednej strony przykro, że nie podeszło tak dużo elementów, z drugiej, zdaję sobie sprawę, że tekst nie będzie się jednakowo podobał wszystkim (jak i każdy inny). Z założenia miał być lekki i łatwy, jako forma zabawy. Teksty z większymi ambicjami piszę – pod kątem fabuły – troszkę inaczej ;)

 

Reg – toć napisałam, że to jest nie do opowiedzenia ;) Nawet zdjęcia tego cudu dobrze nie oddają. Rozumiem więc Twoje odczucia. Poprawki już wprowadzam. Dziękuję za wszystko :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, nie namawiam do próbowania, ale coś tam wiedzieć wypada. Bo słyszałam miejskie legendy o chłopcu, który na działce hodował marychę, a rodzicom wmawiał, że to takie ziółko, zdrowe bardzo, na przyrost masy mięśniowej. Nie daj się robić w ciula. ;-)

Oj tam, oj tam… Bo to w jednym tekście występuję jako Finka? ;-) Tak jak Tensza = Tęcza. I nie ma co z tym walczyć. ;-)

Babska logika rządzi!

Trzyliterowy skrót znam, gorzej z pełną nazwą :) Tak samo z kilkoma innymi substancjami – popularne nazwy są mi znane, chemiczne ni chu chu. A z roślinkami to ja tylko róże i tulipany rozróżniam, reszta to dla mnie kwiatki. Moja Mama ogrodniczka długo nie mogła się z tym pogodzić, ale w końcu nie miała wyjścia. Nic nie poradzę na to, że pewne informacje nie chcą się trzymać w mojej głowie :(

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No to jak dziecko Ci wróci ze szkoły podjarane i na pytania odpowie, że na kółku chemicznym badali pochodne kwasu lizergowego, to się zainteresuj… ;-)

A maryśka ma charakterystyczne liście (w kształcie nieco podobne do kasztanowca). To już słyszałam z pierwszej ręki: dawno temu, jeszcze w minionym ustroju dwie urzędniczki służbowo odwiedziły komendę. Tam zobaczyły “aresztowaną” doniczkę z trawką. Panie zachwyciły się urodą kwiatka i zaczęły namawiać milicjantów, żeby im pozwolili zabrać sadzonki. Podobno gliniarze dziwnie patrzyli… ;-)

Babska logika rządzi!

Nie no, maryśka jest ostatnio popularna, to zdołałam się nawet napatrzeć na kształt liści :) Nie wiem za to jak pachnie, a znajomy policjant mówił, że ma tak charakterystyczny zapach, że od wejścia na klatkę czuli z kolegą, w którym mieszkaniu jest uprawiana.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czyli zlokalizowali hodowlę marychy, kierując się zmysłem węchu?! To i nic dziwnego, że na policjantów mówi się tak, jak się mówi… :D

Sorry, taki mamy klimat.

Nie wiem, czy koloryzował, sama bym to chętnie organoleptycznie sprawdziła :)

Coś w tym jednak jest. W Grecji zgubiliśmy dokumenty (wszystkie), szukaliśmy całe popołudnie i wieczór, bez skutku. W nocy śniło mi się, że szwędające się po plaży bezpańskie psy znalazły i oddały zgubę. Rankiem podjechaliśmy na posterunek, żeby zgłosić zgubienie dokumentów, a tam policjant oddał nam całą saszetkę (ktoś znalazł poprzedniego dnia i zaniósł na posterunek). Czyli – zgodnie ze snem :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Normalnie, wieszczka… ;-)

Babska logika rządzi!

śniąca :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, przeczytałam, dokładam klik, bo bardzo misię.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Cieszę się i dziękuję.

A nie zgadujesz? Nagrody nie chcesz? W stopce redakcyjnej figurujesz ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie, nie zgaduję, a więcej masz na priv.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ciśnienie okazało się w normie.

Być w normie?

 

Na wszelki wypadek postanowiła jednak zrezygnować z kawy i zastąpić ją tabletką przeciwbólową.

Głupia! Po kawie lek zadziałałby dwa razy mocniej (dlatego wszystkie specyfiki z dopiskiem MAX w nazwie mają w składzie kofeinę ;)

 

Ach, Śniąca. Jeśli faktycznie dane Ci było odwiedzić Finlandię i zobaczyć zorzę na własne oczy, to zazdroszczę bardzo! Sam jestem zachwycony Skandynawią i liczę, że kiedyś również uda mi się doświadczyć tego przepięknego spektaklu. Bardzo subtelnie i eterycznie wymalowałaś słowem piękno, którego, zdawać by się mogło, nie sposób opisać.

Fabularnie nie jestem zadowolony. Taniec z nie wiadomo kim można by w sumie wywalić i opowiadanie wiele by nie straciło. Wydaję mi się także, że brakuje Ci paru przecinków, ale nie czuję się na tyle specjalistą w interpunkcji, by je wytykać – ja bym je tam po prostu postawił.

Pozdrawiam!

MrBrightside, z kawy i tabletek już się tłumaczyłam :) Sakiewkę z przecinkami mam dziurawą, więc może ich kilku brakować, aczkolwiek ciężko mi samej znaleźć gdzie.

Skandynawia nie jest daleko, to ledwie rzut beretem ;) Życzę Ci wyjazdu tam – w obu porach roku – i zimą i latem. Każdy okres ma swój wyjątkowy urok. Jak chcesz jakichś rad i wskazówek, to pisz pytania śmiało – co będę wiedziała, to podpowiem.

Fabularnie Twoje niezadowolenie biorę na klatę, ale nic z tym nie zrobię. Tak miało być. Liczyłam się z tym, że Mze może być zbyt tajemniczą postacią, ale pasował mi do pomysłu. Chyba będę musiała dokończyć historię pierwszego spotkania Stelli i Mze, która oryginalnie miała iść na konkurs pierwszorazowy, tylko nie wyrobiłam się w terminie.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Latem już byłem, co jedynie spotęgowało mój zachwyt. I też mnie to sprowokowało do popełnienia opowiadania, które, mam nadzieję, niedługo skończę. ;)

Mze może i pasował do pomysłu, ale pojawił się znikąd. Nie wyłapałem skąd zna Stellę, a ona jego, czemu do niej powraca, czemu zachęca ją do odejścia (dług wdzięczności?). Ot, tak sobie wpadł i zaczął gadać.

Ja mam jedną, silmarisową koncepcję. Ale jeszcze poczekam z ujawnianiem. :-)

Babska logika rządzi!

Zgrabnie opowiedziana, krótka historyjka. Podobała mi się i nie. Czułem się zaintrygowany do momentu, w którym zaczął się podniebny taniec. Podobał mi się klimat wyprawy na mroźne pustkowia, podsycany mistycznym przeczuciem. Sam finał, mnie, wydał się zbyt cukierkowy i cały nastrój tajemnicy prysł na rzecz słodkiego gadania. Niemnieuj jednak daję 4, bo tekst zdecydowanie zasługuje na uwagę. 

Łukaszu, dziękuję za opinię.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

:)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czytało się, bo warsztat schludny. Czarował jednak nie będę, czegoś tu brakuje, bo w nastrój nie udało mi się wejść. Z plusów dodatnich, to pojawił się śnieżny klimat, a zorza rzeczywiście zjawiskowa. :)

Nie tylko ja początkowo pomyliłem Finkę z Finklą? ;)

Ja również, Sethraelu XD I to zarazem za pierwszym, jak i drugim przeczytania tego zdania ;D

 

Nie garnąłem się do zapoznania z tekstem, którego nie jestem targetem, jednak w końcu piękny tytuł (na szczęście) skusił ;D

Na szczęście, gdyż pięknie, obrazowo i poetycko opisałaś fenomen zorzy, Śniąca. Nie miałem jeszcze przyjemności widzieć, ale po lekturze chyba potrafię sobie trochę to wyobrazić :)

Od razu też przypomniało mi się TO ładne miejsce… Zajrzyj, a nuż zainspiruje Cię na kolejną wyprawę ;)

 

A, jeszcze jedno.

Fajnie, że jednak zdecydowałaś się zostać z nami, na Ziemi, trochę dłużej :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Święta, święta i już prawie po i ruch zaczyna się jakiś :)

 

Blackburn, cieszę się, że jakieś plusy dodatnie znalazłeś i czas na lekturę nie był zmarnowany.

 

Count, mimo iż tekst powstał w konkretnym celu, do lektury zaproszony był każdy, więc zbędnie się krygowałeś :) Dziękuję za tak miłe słowa komentarza.

Miejsce z linka znam – nie bezpośrednio, a z Internetu. Doba w tym ośrodku zaczyna się – jeśli dobrze pamiętam – od dwóch tysięcy złotych. Czyli chwilowo nie na moją kieszeń :)

I chyba pomyliłeś mnie ze Stellą ;) Ja się nigdzie poza Ziemię nie wybieram (chociaż podróż na Księżyc mi się marzy – ale znów: nie stać mnie).

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W przeciwieństwie do innych – i wiedziony swoistą przekorą też – niczego nie będę wytykał, że za mało, za dużo, za słodko i w ogóle. Tekst okazjonalny, takim go widziałaś, taki jest i OK.

No, jednak do drobnego szczegółu się lekko przyczepię.  :-)  Kto Ci pozwolił “podgrandzić” imię  bohaterki mojego niedokończonego tekstu, a?  :-)  :-)

Aurora Borealis. Swoją drogą ciekawe, że równoznaczna Eos Borealis jakoś nie pasuje… Opis bardzo misię! Co prawda zorze oglądałem tylko na filmach, ale niektóre rzeczywiście mogą skojarzyć się z tańcem…

Przysięgam na wszystkie świętości, że przez ramię Ci nie zaglądałam, w myślach nie czytam, szklanej kuli nie mam. Może dziewczyna u Ciebie nie mogła się doczekać zakończenia i z tego powodu wpadła do mnie z wizytą? :)

Bardzo, bardzo się cieszę, że zajrzałeś, Adamie :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Z wielką radością stwierdzam, że każda z podanych odpowiedzi na to arcytrudne pytanie jest prawidłowa!

Dajcie mi teraz chwilkę na naszykowanie nagród :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przyznam się, że miałam silne skojarzenia z pewnym tekstem z trzeciego numeru “Silmarisa”. Oraz z ilustracją do tegoż tekstu. Ale chyba jednak nie to Cię zainspirowało. :-)

Babska logika rządzi!

Stety-niestety, ale nie. Szkic pomysłu powstał w momencie, gdy siłą wykopano mnie na urlop i postanowiłam w takiej sytuacji pojechać do Skandynawii pooglądać zorzę, zamiast siedzieć tydzień w domu.

 

A oto moja inspiracja, widziana na żywo:

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ale chociaż tekst, do którego piję, kojarzysz? ;-)

Babska logika rządzi!

Jak najbardziej :) Drobiażdżki zapadły mi w pamięć bardzo (znaczy, tytułu nie pamiętam – jak zobaczę to poznam, ale sama nie podam, chyba coś z pielgrzymowaniem tam było).

Jak się teraz zastanawiam, to może to było podświadome lub tajemnicze działanie zimowej magii? ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cel był wielki (jak widać), więc nie dało się nie trafić ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podoba mi się ten świat, ten nastrój, taka poetyka. Mogłabym pomarudzić na temat fabuły, samego elementu fantastycznego… ale nie pomarudzę. Uwielbiam Skandynawię, byłam. Zorzy na żywo nie widziałam, ale na tysiącach zdjęć i filmów – owszem. Jest tak pięknie malachitowa! Pozdrawiam :)

Blue_Ice, dzięki piękne za wizytę i słowo komentarza. Wiem, że można marudzić nad fabułą, ale tym razem nie ona była tu najważniejsza ;)

A jeśli będziesz miała okazję wybrać się (od września do marca – to wcale nie musi być środek zimy) poobserwować zorzę – polecam!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie musi być środek, ale tak czy inaczej zazwyczaj wypada to jeszcze podczas sezonu w mojej pracy. Podejrzewam, że na razie pozostają więc marzenia, fotografie – i udane obrazy słowne :)

Wyższa cywilizacja, która istnieje niejako poza materią, opisana jest przez A. C . Clarke'a w cyklu "Odyseja Kosmiczna". Przybysze podchodzą do rasy ludzkiej jak do materiału hodowlanego, któremu pomagają w rozwoju, a nawet w ewolucji. Kontakt członków społeczności wysoko rozwiniętej ze zwykłym człowiekiem wydaje się być prawie niemożliwy, bo jej cele są dużo wyższe niż cele ludzi.

Jeden człowiek – David Bauman – zostaje przetransformowany w niematerialny byt o, wydawałoby się, nieograniczonych wręcz możliwościach.

Ogólnym celem tych bytów jest wspieranie innych cywilizacji, "uprawa" i wyrywanie chwastów tam, gdzie to niezbędne. Najcenniejsze są dla nich odnalezione w kosmosie istoty rozumne i to je wspierają, a czasem, jak Baumana, "awansują" do postaci czystej energii, uwalniając od materii. Bauman odgrywa tu rolę niemowlęcia, które być może dostąpi zaszczytu scalenia się ze swoim "mistrzem".

 

Przyznam, że taka wizja cywilizacji wyższej bardziej do mnie przemawia.

 

Ale po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że nie o to chodzi :)

 

Twoje opowiadanie odbieram w kategoriach poetyckich. Cała historia doprowadzenia do spotkania oraz samo spotkanie z niematerialną istotą są dla mnie spójne, łącznie z dobrze dobranym tytułem, a nawet z Twoim przydomkiem "Śniąca". To wszystko tworzy uroczą całość, której nijak nie śmiałbym naruszyć :)

 

Piszesz dość ciekawie, czym zachęcasz mnie do zapoznania się z innymi Twoimi tekstami.

 

pozdrawiam i powodzenia

 

Nimrodzie, najpierw się przeraziłam tym wywodem o wyższych cywilizacjach kosmicznych, ale zdanie, że nie o to chodzi, uspokoiło mnie :) Zdecydowanie nie o to chodzi.

Cieszę się, że Ci się spodobało i pozostaje mieć nadzieję, że inne teksty sprostają wymaganiom i nie okażą się gorsze :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zapowiedziana, przybywam. 

 

Przeczytałam, generalnie, z przyjemnością, ale tekst żadnych emocji we mnie nie wzbudził (może tylko silny spazm zazdrości, jak zawsze, gdy ktoś mi mówi, że widział zorzę polarną na żywo ;)). Dla mnie to taki ładny obrazek, wycinek jakiejś historii, w którą czytelnik zostaje wrzucony bez kontekstu, jakby został wyrwany z butów i wciągnięty w życie Stelli bez żadnego wyjaśnienia. Pokazałaś mi fragment jej historii – a coś mi mówi, że niekoniecznie ten najciekawszy. 

Mam tu wrażenie zmarnowanego potencjału, bo opowiadanie obiecuje, obiecuje i… nic. Nawet opis przybycia Mze, początkowo fajnie, tripowo się zapowiadał, ale szybko przerodził się w zbyt cukierkowe jak na mój gust gruchanie i gdzieś zapodział się charakter. 

Ogółem – zgrabnie, ale bez fajerwerków (i świateł na niebie).

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Z zaległością i z tej zaległości wstydem wynikłym:

(…) jednak, niestety, nie podeszło za bardzo. Nie wiem, jakie były założenia konkursu, tematyka i limit (serio; redaktorek za dychę), ale mam wrażenie, że skrzywdziły tekst, bo tak naprawdę nie wiadomo ani o co chodzi, ani czemu ma to służyć. Jest jakaś wyrwana z kontekstu historyjka, która nie tyle wydaje się być dziurawa, co raczej stanowić dziurę w innej, większej historii – taka luźna, pierwsza myśl.

To już znasz. A teraz coś z dobudówki:

 

Napisane, tradycyjnie, ładnie. W historii jest też odrobinka ciepełka – kolejny typowy element Twoich opowiadań – ale to zdecydowanie za mało, by tekst się sam obronił, nawet u mnie. Czytało się dobrze, historia, póki nie pojawia się element fantastyczny, też w sumie ciekawa (choć szału bez), ale w momencie, gdy zaczyna się taniec, wszystko robi się takie: heeeee?

Niby z kontekstu idzie wyczytać większość tego, co między wierszami, ale i tak brakuje mi w tym wszystkim jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co nadałoby opowieści konkretnego wymiaru i jakiegoś głębszego sensu, co pozwoliłoby jej wyjść poza “słodko-gorzki (bo i delikatną nutę goryczy w tym czuć) space romance”.

I kurna, muszę zobczyć zorzę, nim sam się w nią zamienię.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bardzo się cieszę, że w końcu są Wasze komentarze. I przepraszam, że odpowiadam z poślizgiem. 

 

Zarzuty, co do zmarnowanego potencjału przyjmuję, na wytłumaczenie tylko powtórzę, że to był obrazek-zabawa. Cieszy mnie za to, że przynajmniej warsztatowo podołałam i się czytało. 

Nie mogę obiecać, że dokończę całą historię Stelli i Mze, ale będę się starać. 

 

Gravel, Cieniu – jeśli mnie się udało zorzę zobaczyć, to i Wam kiedyś się uda. To nie lot na Marsa, czy Księżyc ;)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ale zorze chadzają tam, gdzie zimno. :-(

Babska logika rządzi!

Czemu, och, czemu same ciepłoludy mnie otaczają? Można się ciepło ubrać ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ciepło to się zimą trzeba ubierać nawet tam, gdzie zórz nie ma. Na jeszcze większe zimno nie wynaleziono dostatecznie ciepłej odzieży. ;-)

Babska logika rządzi!

Bez przesady :) Pogoda bywa różna, bez względu na szerokość geograficzną. Mieliśmy w dzień -10, a nocą pewnie około -20 stopni. A tegoroczna zima u nas? W te największe mrozy nie wystawiałaś nosa z domu, sprzed kominka? ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Starałam się minimalizować ekspozycję. Bo jak wystawiałam, to szybko marzł… ;-)

Babska logika rządzi!

Biedny nosek…

Ja tam zimę lubię – nie ma to jak odśnieżanie w kominiarce.^^

 

Dotrzemy do zorzy, jestem tego pewien. Teoretycznie sensowne zaproszenie do Szwecji na jakieś kiedyś już mamy, teraz jeszcze wybrać odpowiedni czas i faktycznie się ruszyć.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

No! I to jest właściwa postawa :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie, może wybrać się jeszcze do Finlandii, Norwegii, Rosji, albo trochę dalej – do Islandii, Kanady, na Alaskę :) Albo po co się ograniczać – na Horn! Aurora australis też jest piękna ;)  

Zorza widoczna w Polsce, to jak chińska podróbka, tylko gorzej, bo nawet właściwego wyglądu nie ma… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To jest opcja bieda, droga Śniąca. Dla ubogich w czas i pieniądze. :v

E tam, trzeba tylko grzecznie poczekać na właściwy moment. Ja na niektóre swoje momenty wciąż czekam ;) Nie można zadowalać się dalekim echem i opcją bieda.  

 

PS. I nie brać kredytów ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Kurna, tyle miejsc do odwiedzenia…

Widziałaś aurora australis?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Tylko na zdjęciach…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W końcu udało mi się tutaj dotrzeć! Żałuję, że tyle mi to zajęło :(

Bardzo mi się podobało. Wyjątkowo malownicze opisy tańca gdzieś w przestworzach świetnie uzupełniają skromną fabułę, więc nie będę się niczego czepiać. Zazdroszczę jedynie Stelli możliwości rzucenia wszystkiego i pognania za instynktem.

Jestem pewna, że w tym skromnym opowiadaniu nie przekazałaś wszystkich emocji jakie doświadcza się oglądając zorzę, ale chociaż trochę ułatwiłaś mi ich wyobrażenie. Dziękuje :D

Nerisso, stare przysłowie mówi, że lepiej późno, niż wcale ;) 

Cieszę się, że Ci się podobało. I tak, masz rację – słowami nie da się, a przynajmniej ja nie potrafię, oddać tych wszystkich emocji. To trzeba samemu poczuć i przeżyć.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Może kiedyś sama będę miała tę przyjemność i wymienimy wrażenia :D

Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy, a jak wrócisz to zapraszam :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka