20.11.2016
Hej. A może witam? Sama nie wiem, ten dziennik to nie był mój pomysł. Usłyszałam, że to część terapii, piszę więc do wymyślonej publiczności. Śmieszne, że rozmowa z wyimaginowanym przyjacielem to choroba, ale pisanie dla nieistniejącej widowni, już nie. Nieważne…
W dowodzie mam wpisane Hanna, jednak teraz nie jestem niczego pewna. Podziękowania kieruję do mojej schizofrenii paranoidalnej, ale łykam tabletki i chyba jest lepiej. To może jeszcze raz… Nazywam się Hanna i witam was w moim życiu.
Tak więc, moja droga publiczności – będę wam opisywała swoją codzienność. Niewiele się w niej dzieje, ale niech im będzie.
Od czego by tu zacząć… Dzisiaj wróciłam od lekarza, prosto do domu. Potem zamówiłam zakupy przez Internet i obejrzałam jakiś dokument w telewizji. W tym czasie przyjechały zamówione rzeczy wiec zrobiłam sobie kolację i łyknęłam leki. Na koniec dnia, długa kąpiel z bąbelkami by zmyć z siebie brud świata zewnętrznego, no i do łóżeczka. Koniec dnia.
15.11
Wstałam rano. Wzięłam leki i zrobiłam sobie śniadanie. Później przeczytałam gazetę i tak do 14 pracowałam przy komputerze. Straszny ból głowy przerwał mi pisanie, więc się położyłam i przysnęłam. Obudziłam się po kilku godzinach i do późna oglądałam seriale. Przed snem, wieczorne tabletki.
18.11
Postanowione. Przestaję opisywać pierdoły. W moim życiu nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Od tego momentu piszę tylko o rzeczach odbiegających od zwykłego, zaplanowanego dnia.
W sumie, dzisiaj jest taki dzień. Miałam atak lęku, jakoś wieczorem. Ubzdurałam sobie atak biologiczny, jakimś wirusem czy bakterią. Piszę „ubzdurałam” ale uspokoiłam się dopiero po dodatkowych lekach i telefonie do pani doktor. Nadal drżę gdy sobie przypomnę to wszystko. Okna nadal zostaną zamknięte.
21.11
Ten dzień był szczególny. Bez większego powodu postanowiłam wyjść z domu. Długo się wahałam, jednak ostatecznie poszłam. Wszystko co się stało potem utrzymało mnie w przekonaniu, że to był błąd.
Spacer po parku, z unikaniem innych ludzi, wychodził mi zaskakująco dobrze, potem jednak uznałam, że wstąpię do sklepu po coś słodkiego. Mój wzrok przyciągnęła gablotka pełna różnych wypieków. Kupiłam pączka i wyjątkowo przez myśl mi nie przeszło, że w pączku jest cyjanek, który dosypują tam piekarze, by zmniejszyć przeludnienie na świecie.
Wyszłam ze sklepu gdy podbiegł do mnie jakiś facet. Przez chwilę myślałam, że pędzi po tanie wino, ale nie alkohol był jego celem. Chwycił mnie za głowę i zanim zdążyłam zareagować, uderzył „z dyńki”. Zamroczona, upadłam na ziemię, oczy zalała mi krew z rozciętego czoła. Świadkowie co prawda wezwali policję, ale nawet mimo dokładnego rysopisu jasne było, że go nie znajdą. W końcu ilu meneli można opisać tekstem: „czerwona morda, brodaty, śmierdział drożdżami i bimbrem, uświniony w jakiejś brązowej mazi”.
Cały wieczór spędziłam pod prysznicem. Drobny siniak powinien zejść za kilka dni.
22.11
Poza ogromnym pryszczem na czole, nic nie zmąciło codziennego dnia. Na poprawę humoru po wczorajszym, zamówiłam sobie sukienkę.
24.11
Przyjechała moja sukienka! Uczciłam doskonały zakup lampką wina.
25.11
Rozchorowałam się. Źle się czuję, wszystko mnie boli. Mam wrażenie że pod skórą coś mi pełza. Wpieprzam leki na głowę, na gorączkę, na dreszcze… Przeciwbólowe co 30 minut. Zasypiam, wstaję, czasem budzę się nie wiedząc że zasn…
???.???
Nie mam pojęcia jaki jest dzień. Od dawna czuję się gorzej niż źle. To nie był zwykły pryszcz. Coś z niego wyrasta ale nie mogę się tego pozbyć. Nie panuję nad sobą. Tracę czucie w dłoniach. Próby wydłubywania i odcinania nic nie pomogły – to wciąż wraca. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam…
Odłożyłem dziennik denatki na stolik i wstałem z fotela.
– Nie powinienem przynosić pracy do domu. Przynajmniej nie tak dziwnych przypadków. Szklaneczka whisky, na poprawę humoru.
Przeszedłem przez pokój, podchodząc do regału zastawiającego całą ścianę. Otworzyłem barek, który kusił różnorakimi etykietami, ale dokładnie wiedziałem czego szukam. Moja ręka pewnie ominęła gąszcz butelek i chwyciła szyjkę singlemalta. Tego, który czekał na długie, jesienne wieczory. Takie jak dziś.
Wrzuciłem kostkę lodu do szklanki i zacząłem nalewać whisky, jednak zanim poziom bursztynowego płynu osiągnął pierwszy szlif wzoru, rozległ się dźwięk telefonu. Napełniwszy naczynie, podniosłem je i chwilę delektowałem się aromatem alkoholu. Ruszyłem przez puste mieszkanie by wcisnąć przycisk wideokonferencji na aparacie. W końcu rozmowa służbowa, czerwona lampka migała przy telefonie. Ekran telewizora błysnął i pokazał mi zmęczoną twarz naszego biegłego patologa, Ewy. Mojej byłej żony.
– Widzę, że dzwonię nie w porę. Niestety tak to bywa, gdy traci się poczucie czasu w pracy.
Oj. Faktycznie, ten obrazek nie będzie działał na moją korzyść – siedzę przed telewizorem ze szklaneczką whisky. Dobrze, że znamy się wystarczająco długo aby ta sytuacja nie dostała się wyżej.
– Czemuż zawdzięczam ten telefon? Chciałaś zobaczyć jak żywi ludzie spędzają wolny czas?
Twarz Ewy lekko się rozjaśniła w półuśmiechu
– Ty żywy? Proszę, nie rozśmieszaj mnie. Znowu zmieszałeś Prozac z łychą? Takich martwych skorup nie oglądam nawet w…
-Wystarczy – Oczywiście, obojętny ton mi nie wyszedł. –Zakładam, że nie dzwonisz, by potrenować poetyckie porównania, więc do rzeczy.
-Tak, wybacz – Jej oblicze znowu spochmurniało. – To chyba jasne, że rozmawiamy prywatnie, żadne z nas nie ujmie tych informacji w raportach, zgadza się?
Dobra, jej głos uderzył w dziwne tony, zrobiło się chłodniej.
– Jasne, ale o co chodzi?
-Nie obawiaj się – parsknęła, – I tak nikt by ci w to nie uwierzył. Więc do rzeczy. Pamiętasz tę schizofreniczkę? – Skinąłem głową. – No właśnie. Czytałeś raport z sekcji?
-Jeszcze nie, teraz przeglądałem jej dziennik. Jeden z techników podrzucił mi kopię po znajomości.
– Dobra – Wzruszyła ramionami. – Streścić, czy sam przeczytasz sobie medyczne zawijasy?
– Streść. – Rozsiadłem się wygodniej. Whisky osiągnęła temperaturę mojej dłoni. A może dłoń, temperaturę whisky?
-Standardy pominę, w końcu tam byłeś – Tak… Flashback, migawka. Powiedziałbym że widzę czarno-białe zdjęcie z miejsca zbrodni ale wszystko jest otoczone czerwonawą mgiełką. – … brak bliskiej rodziny, miała ciotkę w Radomiu i wujka w Gdańsku, nie odzywała się do nich od ponad czterech lat. Jednak nie to jest ważne. Pamiętasz, co wystawało jej z czoła? Tak, to był jakiś gatunek grzyba, ściągnęliśmy specjalistów. Dalej nad nim pracują – półmetrowy grzyb z kulą na końcu, dyndającą na boki i sypiącą czerwonym pyłkiem, widziałem reakcje techników którzy…
– … słuchasz mnie?
Wzdrygnąłem się.
– Tak, tak, słucham. Miałaś mi powiedzieć więcej o samej sekcji.
-No i tu zaczyna się robić naprawdę dziwnie. W raportach wpisałam „przedawkowanie leków” ze względu na brak znamion przestępstwa, ale… Nie wiem jak to powiedzieć, więc uderzę prosto z mostu – dziewczyna, zamiast krwi, miała w żyłach brązową maź!
– Co?! To chyba nie jest możliwe u normalnego trupa, zgadza się?
– Raczej nie. Dodajmy, że w naczyniach nie powinno być ciśnienia. Natomiast wbijam się w żyłę a tłok strzykawki zostaje wypchnięty przez tę substancję. Substancję w której rozpuszczone są leki i alkohol. A jestem jeszcze przed otwieraniem mózgoczaszki. Już się boję co tam znajdę. Odezwę się jak skończę.
Westchnąłem.
– Zaczekaj. Nie sądzisz, że mamy parę spraw do omówienia? – Widząc dezaprobatę na jej twarzy, podniosłem rękę w uspokajającym geście – Niekoniecznie teraz. Zamknijmy tę sprawę, wtedy się umówimy.
– Nie rozmawiajmy o tym teraz. – Słowa, jak przeciąg, wywołały dreszcz na moich plecach. – Zadzwonię za kilka godzin, może będę wiedziała więcej.
– Czyli zakładasz że nie zasnę do rana? Pewnie masz rację, wyśpimy się po śmierci. Miłej pracy, trzymaj się.
Stuknięciem w pilota, wyłączyłem wideokonferencję. Przełączyło na telewizję publiczną.
Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta prezenterka wiadomości. Delikatnie poprawiając sari, ruszyła z kolejną informacją: „96% Polaków głosowało aby nowym Królem Polski został Ksirodakaśaji Wisznu„
Odbiornik umilkł. Dopiero po chwili zrozumiałem, że mechanicznie wcisnąłem przycisk pilota.
Wstałem, przeszedłem przez pokój i usiadłem za biurkiem. Ta rozmowa była dość dziwna, Ewa nie miała w zwyczaju panikować.
– Może już podesłali mi raporty techników? – pomyślałem.
Faktycznie, mail czekał już od 30 minut.
Raport niestety nie ujawnił żadnych odpowiedzi, jedynie dołożył nowe pytania. Zero śladów włamania, jedno z okien uchylone, ale bez możliwości otworzenia z zewnątrz – do tego czwarte piętro, dziennik (u mnie w domu była kopia, wraz z opinią psychiatryczną o stanie zmarłej) nie był zniszczony ale po ostatnich wpisach zabrudzony dziwną substancją, już wysłaną do analizy. Światło UV nie ujawniło śladów spermy, jedynie kilka napisów na ścianach. Wszystkie wykonano krwią, jednak technikom nie udało się ich przetłumaczyć, postanowiono więc poinformować lingwistów specjalizujących się w sanskrycie.
-Nie, to nie wyglądało na morderstwo lub samobójstwo na tle religijnym. – Zerknąłem na końcówkę raportu, z nadzieją odnalezienia tam czegokolwiek co przybliżyłoby mnie do rozwiązania.
Informacji o dziwnym tworze w innych częściach mieszkania nie było wcale, jedynie jeden z techników wystosował nieoficjalną notkę dodaną do raportu, wyrażając zdziwienie w temacie roślin. Mianowicie wszystkie uschły, a trzy doniczki z bazylią azjatycką, bardzo wymagającą rośliną, były świeże, zdrowe i wyglądały jakby rano zostały podlane. Nic więcej.
-Przedawkowanie. Po prostu przedawkowanie. – mruknąłem, zachrypniętym głosem. Spojrzałem na stojącą na biurku szklankę. Bursztynowy płyn wyglądał jak żywica. Nawet nie wiem kiedy go tu przyniosłem. Wzruszyłem ramionami – Do dna! – Wlałem w siebie singlemalta.
Wstałem, by skończyć czytać kopię dziennika jednak silny zawrót głowy przekonał mnie by najpierw zajrzeć do szafki z lekami.
-Nie mam czasu na chorowanie – mruczałem pod nosem, wysypując na dłoń kolejne tabletki.– Gardło, głowa, dreszcze… Do rana muszę być zdrowy.
Wszystkie leki popiłem wodą z kranu i ruszyłem do dziennika. Mrowienie rozchodzące się pod skórą, oznaczało chyba, że nie powinienem mieszać leków z alkoholem, jednak było już trochę za późno.
– Na to się chyba nie umiera.
Rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Szybko znalazłem miejsce w którym skończyłem czytać.
… wciąż wraca. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Leków nie biorę od dawna, strasznie źle się po nich czuję. Tracę przytomność leżąc w łóżku wieczorem, ale rano budzę się ubrana, z ubłoconymi butami. Nie wiem co się dzieje…
<brak daty>
माँ, हमजल्दहीपूराकरेगा।मैंनिर्वाणमेंतुम्हेंदेखाथा।पहलेसेहीजटिलशिकार (w trakcie tłumaczeń – przyp technika)
Opinia lekarki:
Pacjentka ogólnie stabilna, dobrze rokująca. Cierpi na schizofrenię paranoidalną wraz z zespołem Kandinskiego i Clérambaulta (pseudohalucynacje i urojenia owładnięcia). Ustabilizowana lekami. Dobre samopoczucie, nie wykazuje objawów depresji, nie zgłasza działań niepożądanych. Obserwujemy poprawę z wizyty na wizytę.
Ostatnie słowa przeczytałem z trudem, ból głowy zamroczył mi wzrok.
-To chyba czas by się położyć. I tak nic nie wymyślę w tym stanie.
Brązowa kropla uderzyła tuż koło kropki zamykającej ostatnie zdanie opinii lekarki. Zamarłem na kilka sekund.
-No chyba kurwa nie…
Pobiegłem do łazienki. Zmęczony życiem, posiwiały facet koło czterdziestki spojrzał na mnie z lustra. Jedna rzecz nie pasowała jednak do codzienności. Brązowo– czerwona kropka między oczami, z której strużką ciekła substancja takiego samego koloru.
„uświniony w jakiejś brązowej mazi”
„po ostatnich wpisach zabrudzony dziwną substancją”
Usiadłem na podłodze w łazience. Dreszcze opanowały całe moje ciało. Muszę zastanowić się co robić, ale szczękanie moich własnych zębów nie pozwalało mi zebrać myśli. Może whisky rozjaśni mi w głowie? Przeszedłem na czworakach do salonu i podpierając się o półki, sięgnąłem do barku. Szukając po omacku, znalazłem butelkę jednak w momencie jej odkręcenia, ból powalił mnie na ziemię.
-Nie lubisz alkoholu, co skurwysynu? A ogień? – wyciągnąłem paczkę papierosów.
Odpaliłem pierwszego fajka i dotarła do mnie powaga sytuacji. Tym razem z tego nie wyjdę. To nie jest lekki postrzał czy dźgnięcie nożem. Przeczołgałem się do swojego biurka. Górna szuflada. Włożyłem do środka rękę, naładowany pistolet wręcz wskoczył mi w dłoń. Spojrzałem na błyszczącą lufę.
-Jeszcze jedna rzecz.– Dolna szuflada, pod papierami. Zdjęcie w ramce. Zdjęcie sprzed roku. Zdjęcie nadzwyczaj mi bliskie. Nagle dotarło to do mnie… Ktoś będzie mnie identyfikował. Zwykle dzwoni się po najbliższą rodzinę. Ja byłem tylko chwilę u denatki, a i tak złapałem ten syf. Nie mogę im tego zrobić.
Chwyciłem flaszkę i ruszyłem w stronę kuchni.
***
Ewa ponownie wstukała numer. Marek dalej nie odbierał.
– Do cholery, odbierz wreszcie. Przecież rozmawialiśmy dosłownie 20 minut temu, nie? – Rzuciła słuchawkę. – Trudno, jadę do ciebie.
Pół godziny i siedem złamanych przepisów drogowych później, była na miejscu. Cóż, prawie. Dalszą jazdę uniemożliwiał postawiony w poprzek radiowóz.
-Pani wybaczy, nikogo nie wpuszczamy.
Złe przeczucia ogarnęły Ewę – co się stało?
– Nie widzi pani dymu? – Policjant uważnie się jej przyjrzał. – Wybuch instalacji gazowej w jednym z mieszkań. Nie ma przejazdu. Straż dopiero zabezpiecza budynek. Ktoś z pani bliskich tam mieszkał?
Kobieta zbladła. Straciła jednego ze współpracowników, ale co gorsza – jedną z najbliższych jej osób. Planowała jednak pogodzić się z Markiem, zwłaszcza gdy zobaczyła, że wciąż mu zależy. Teraz jednak było już za późno. Co powie dzieciom?
-Wszystko w porządku? – Policjant wsadził głowę przez otwarte okno. – Może zawołać ratowników medycznych?
-Nie, nie, dziękuję. Tylko zakręciło mi się w głowie. Przepraszam, śpieszę się. – Myśli kotłowały się w głowie Ewy. Co powie dzieciom? Jak sama da sobie radę z tym wszystkim?
Gdyby Ewa pojawiła się w pokoju martwej schizofreniczki, gdyby nie wysłała tam swojego pracownika, miałaby jeszcze jeden powód do zamartwiania się. Wtedy wiedziałaby jak wygląda czerwona mgiełka zarodników.
Dokładnie taka jaka rozniosła się w okolicy.
Jaką wdychali policjanci.
Jaką wdychali gapie.
Jaką wdychała ona sama.
Jednak Ewa nie wiedziała. Wróciła więc do domu, zajrzała do dzieci by zobaczyć czy już śpią, a następnie zamknęła się w swoim gabinecie. Tam odkręciła butelkę wódki, którą kupiła po drodze i piła tak długo, aż zasnęła na podłodze.
Spała spokojnie, a w rytm jej oddechu pulsowała brązowa kropka między jej oczami.