- Opowiadanie: SamotnyWilk - Summa summarum...

Summa summarum...

 

We wstępie muszą pojawić się podziękowania, tak więc z całego serca dziękuję: Finkli za batalię z przecinkami i różnej maści błędami, C21H23NO5.ENAZET za miłe słowa i za wojowanie z błędami, Mytrixowi za wskazanie błędów, pokazanie co zgrzyta w logice tekstu i Morgianie89 również za wyłapanie błędów. Tak naprawdę to cały zespół betaczytaczy wykonał syzyfową pracą i pomógł mi oszlifować tekst.

Jest to mój debiut na portalu i mam nadzieję, że wam się spodoba. Teraz pozostaje mi życzyć przyjemnej lektury drodzy czytelnicy! Mam nadzieję, że jakoś przebrniecie :). 

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

bemik, Nevaz

Oceny

Summa summarum...

 – Nie, nie i po stokroć nie! – Sterta notatek zleciała z biurka, zaścielając podłogę. – Znowu mi się nie zsumowało! Toż to ludzkie pojęcie przechodzi!

– Prawda? – Na parapecie okna pojawił się nagle mężczyzna ubrany na czarno.

– A ty tu czego? Nie widzisz, że pracuję? Wyjdź stąd po dobroci, pókim jeszcze się nie rozeźlił!

– Robotą nazywasz te śmieszne notatki?! Pogódź się z faktem, że nie uda ci się odtworzyć tej receptury.

– A idź w diabły!

– To jest dopiero szczyt głupoty! – Mężczyzna zeskoczył z parapetu i posłusznie oddalił się do wyjścia. – Kto normalny wysyła Diabła w Diabły?!

Zgasły świece, okiennice zaczęły stukać złowrogo.

– To mi się dopiero trafił Diabeł Stróż! Fircyk chędożony… – Knoty świeczek znowu jasno zapłonęły. – Dobra, spójrzmy na to jeszcze raz…

Mężczyzna wziął do rąk starą księgę, zapisaną w języku jidysz. Zagłębił się w tekst, analizując ostrożnie każde słowo. Po chwili pogłaskał się po gładkiej łysinie i odłożył książkę.

– Przeklęci Żydzi… – przetarł zaspane oczy – żeby tak spartolić Biblię Szatana!

– Hynek, wyłaź czym prędzej z tej swojej pieczary! – zza drzwi dobiegł donośny, kobiecy głos. – Obiad czeka!

– Czego się drzesz, głupia babo?! Idę przecież!

– Ja nie widzę, żebyś szedł!

Hynek próbował wstać, walcząc z krzesłem, które nie chciało puścić. Gabinet nie pozwalał wyjść praskiemu alchemikowi. Półki z książkami tarasowały drzwi, notatki na podłodze kąsały łydki, świece dusiły kopcącym dymem…

 

***

 

– Marnie wyglądasz, Hynek – powiedziała kobieta, przerywając ciszę.

– Znowu się czepiasz, jedz i nie martw się o mnie.

– Może wyszlibyśmy gdzieś razem?

– Nie – kategorycznie odrzucił pomysł żony. – Przestań drążyć temat, Markéta, nie widzisz, co się dzieje na ulicach? Husyci mają większą obsesję na punkcie herezji niż inkwizycja.

– To wszystko przez te twoje notatki! Sąsiedzi patrzą na mnie krzywo, baby na targu palcami wytykają! – Markéta otarła łzę z policzka. – Spal te wszystkie papiery!

– Przestań, na miłość boską! – Przywalił pięścią w stół, aż wszystko podskoczyło. – Zamilknij, kobieto! Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę!

Alchemik wstał od stołu, zabrał z wieszaka gruby kożuch i wyszedł. Mimo że był środek zimy, słońce świeciło wyjątkowo jasno, a na śnieg nie dało się wręcz patrzeć.

– Razi w oczy, nie, Hynek? – Z cienia wychyliła się postać.

– Czego chcesz? – zapytał alchemik.

– Nie masz łatwo w życiu – stwierdził Diabeł. – Żona męczy, praca nad recepturą nie postępuje… Nie łatwiej byłoby się powiesić?

– Chciałbyś, Diable przebiegły, co?

– A pewnie, że bym chciał. Poza tym możesz mi mówić po imieniu: Friedrich albo bardziej oficjalnie: Friedrich von Teufel.

– Dobra Teufel, słuchaj mnie uważnie!

– Ależ słucham, drogi przyjacielu!

– Nie przerywaj mi! – Oczy Hynka zapłonęły. – Nie mam pojęcia, po jaką cholerę mnie prześladujesz, ale przestań! Wracaj do piekła gotować smołę w kotle, czy co tam masz w zwyczaju. Po prostu daj mi święty spokój!

– Zabawne! – roześmiał się szyderczo von Teufel. – Twój Anioł Stróż krzyczał dokładnie to samo, zanim nadziałem go na włócznię niczym szaszłyk.

Hynek popatrzył na niego ze znudzeniem w oczach.

– Odejdź – powiedział dobitnie i poszedł w kierunku rynku staromiejskiego.

Praga żyła w swym naturalnym zgiełku. Ulice wypełniały setki głosów. Niemcy, Żydzi, Czesi i… Polacy… jak zwykle kłócili się, a później bili z Niemcami. Żydzi zaś wywęszyli w konflikcie okazję do zarobku i zaczęli nakłaniać Czechów do zakładów. Hynek minął zwaśnione strony, starając się nie rzucać w oczy. Przeszedł bokiem, omijając targowisko, by uniknąć wzroku ludzi. Po prostu chciał jak najszybciej wejść do „U Medvéda” i napić się pilzneńskiego, którego od wieków nie miał w ustach.

Usiadł przy wolnym stole w kącie sali, gdzie mógł powoli sączyć złoty trunek z dużego kufla. Jakże dobrze było się napić piwa po tak długim okresie abstynencji. Westchnął z zachwytu, dopijając ostatnie krople.

– Hynek?! Hynek z Brna?!

Alchemik wpadł w panikę. Zaczął nerwowo rozglądać się po sali w poszukiwaniu osobnika, który znał go z imienia.

– Tu jestem! – krzyknął szpakowaty typ stojący obok szynkwasu.

– Nie wierzę! Jan z Pardubic we własnej osobie! Przysiądźże się do mnie, powspominamy stare dzieje.

– Tyle lat cię nie widziałem, stary draniu! – zakrzyknął Jan, podchodząc do stolika. – Ano chętnie się przysiądę i pogawędzę dłuższą chwilę. Karczmarzu! Przynieście no tu piwa!

– Co słychać? Uniwersytet działa? – zapytał cicho Hynek.

– A jakże! Działa i to prężnie, nie licząc wydziału okultyzmu i kultury celtyckiej. „Czarnego Koguta” i „Wylkołaka” spalili dwa tygodnie temu, a Prokop z Dubé siedzi w lochu.

– Szkoda tak wspaniałych profesorów…

– Ano szkoda, szkoda… – Jan odwrócił się w stronę karczmarza – Gdzie to piwo?! Ech, zaraza z tymi karczmarzami. A jak tam twoje badania? – zapytał, przechodząc w szept.

– Lepiej tu o tym nie rozmawiać, powinieneś wiedzieć, dlaczego…

– Racja… To może odwiedziłbyś mnie dzisiaj, przyjdzie jeszcze kilka tęgich głów.

– Chętnie, tym bardziej, że pokłóciłem się z Markétą…

– Nieszczęsny los żonatego naukowca. – Uśmiechnął się Jan. – No, karczmarzu, gdzie to piwo?

 

***

 

W pokoju wypełnionym po brzegi woluminami zebrało się zacne towarzystwo profesorów praskich reprezentujących tajne wydziały magii. Hynek ucieszył się na widok dawnych współpracowników. Boleslav zwany Turczynem, Jaromír przezywany „Nochalem”, Karel z Karlowych Warów i Iwan, którego żacy ochrzcili mianem „Lucyferowicz”, zdecydowanie najbliższy sercu Hynka. Specjalizował się w naukach satanistycznych i nekromancji. Towarzystwo tak tęgich głów znacznie umiliło czas alchemikowi. Po wywodach swoich kolegów, zabrał głos Hynek.

– Od chwili odejścia z uczelni miałem czas, by całkowicie oddać się badaniom nad pierwiastkiem Szatana – odchrząknął, żeby skupić na sobie uwagę. – Wertując Klucze Salomona, dokonywałem dokładnych obliczeń, sumowałem i analizowałem, skupiając się przede wszystkim na demonach piekielnych, odkryłem, że mag może nawiązać kontakt z Szatanem, a nawet go wywołać! Tyle że to nie jest takie łatwe, bo tak naprawdę sigil Szatana może być dosłownie wszystkim. Arabskie grymuary mówią o skomplikowanych rytuałach i ofiarach liczących setki tysięcy ludzi. Nabyłem jednak, od przyjaciela z Niemiec, intrygujący tom Biblii Szatana spisany w jidysz. Fragment mówiący o tej owianej tajemnicą materii jest napisany wierszem i roi się w nim od metafor, które można interpretować na różne sposoby. Cała ta księga intryguje i jestem wręcz pewien, że coś mi umknęło, a wiadomo, że fantazja twórcza Żydów jest wyjątkowym kodem, którego rozszyfrowanie przeważnie graniczy z cudem.

– Chętnie ci pomogę z tymi badaniami – oznajmił Iwan. – Zaintrygowało mnie to, co powiedziałeś, a już w szczególności ta dziwna Biblia Szatana. Później ustalimy jakiś konkretny termin spotkań.

– Ja uważam, że to pomysł wręcz szalony! – rzekł Nochal z właściwą sobie wyniosłością. – Nie wiemy, co może być skutkiem wywoływania Szatana! Samo wywoływanie króla piekła, Baela, jest śmiertelnie groźne, a co dopiero Samaela! To nie na naszą moc, panowie, a w szczególności nie twoją, Hynku!

– Dałbyś spokój! – Iwan stanął w obronie alchemika. – To może zrewolucjonizować całą wiedzę o magii! Wyobraź sobie, co może oferować spętany Szatan. Sam Bóg nie jest w stanie nad nim zapanować, a istnieją szanse, że uda się człowiekowi!

– Właśnie! Sam Bóg nie jest w stanie nad nim zapanować, Jedyny, Prawdziwy Bóg! – wykrzyczał z oburzeniem Nochal.

– Czyli nie taki ten twój Bóg wszechmogący, jak go w tej księdze łgarstw i bujd malują – prychnął Jan z Pardubic. – Dałbyś spokój, tobie nikt się w badania nie pchał z buciorami, jak próbowałeś nawiązać kontakt z bytami niebiańskimi.

– Sataniści! Bluźniercy! Zaprzestań tych badań, Hynku!

– Jaromír, weź ty idź do burdelu. Bo od tych twoich postów i innych farmazonów fujara ci zwiędnie i zdziadziejesz do reszty!

– A to da się bardziej?! – zapytał sarkastycznym tonem Karel.

– Śmiejcie się, śmiejcie! Wspomnicie moje słowa, głupcy!

– Widzę, że nic się nie zmienił od mojego odejścia z uczelni – westchnął Hynek.

– Zmienił, a jakże!

– Na gorsze chyba – odezwał się cichy i flegmatyczny Turczyn. – Pewnego dnia całkiem mu na łeb siądzie i pójdzie nas sprzedać husytom, a wtedy cały uniwersytet spłonie!

– Nie kracz, głupi dziadu!

– A będę właśnie! – Boleslav zmienił w mgnieniu oka postać na kruczą, usiadł na stropie i zaczął krakać na złość Janowi.

– Loża wariatów! Ty chcesz poważnie, a oni będą śmiali się do rozpuku…

 

Hynek wrócił do domu późnym wieczorem. Po spotkaniu z profesorami magii miał znakomity humor. Wzięła go ochota na baraszkowanie z żoną. Dobierał się do urodziwej Markéty, ta jednak, nie zapominając o wcześniejszej kłótni, przywaliła mu otwartą dłonią w policzek. To by było wszystko, jeżeli chodzi o nocne harce.

 

***

 

Hynek szedł wąskimi ulicami Pragi. Śnieg lekko prószył, pokrywając wszystko dookoła białą pierzyną. Świat runął nagle w posadach. Hynek padł na kolana i złapał się za głowę, którą rozsadził nagły ból.

– Zostaw to lepiej, Hynek – powiedział Friedrich von Teufel, wychodząc zza starej kamienicy. – Na co ci to wszystko? Nic tym nie osiągniesz.

– Skąd ta pewność? – Ból rozdzierał głowę niczym rozżarzone kleszcze katowskie.

– Jestem jednym z bytów piekielnych, więc wiem więcej od ciebie. Poza tym wolę oszczędzić ci rozczarowania. – Uśmiechnął się Diabeł.

– Niedoczekanie twoje! Nie po to tyle lat studiowałem księgi, by się poddać.

– Ech, Hynek… Z ciebie taki alchemik jak ze mnie prorok Mahomet.

– Wiem, co robię. Nie potrzebuję twoich porad.

– Żeby nie było, że nie ostrzegałem…

Friedrich zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Hynek przysiadł na schodkach jednego z budynków i trzymał przez chwilę głowę między kolanami.

Ból i mdłości zniknęły po krótkim czasie. Alchemik, zataczając się, szedł powoli w kierunku Nowego Miasta. Szerokie ulice, wielkie place handlowe zasłaniał obraz ubóstwa. Niepokojące poczucie bycia obserwowanym zmusiło Hynka do przyspieszenia kroku. Obrał dłuższą drogę, by zgubić ewentualny ogon. Wszedł do domu Lucyferowicza tajnym wejściem, przygotowanym na takie właśnie sytuacje.

– Witaj, Hynek. Właź, właź! – dobiegł głos z sąsiedniego pomieszczenia.

– Masz tę księgę?

– Mam.

– To dawaj mi tu ją szybko.

Alchemik położył wyjątkowe wydanie Biblii Szatana przed nosem profesora nauk satanistycznych, po czym usiadł wygodnie w fotelu. Dom Iwana pachniał siarką. Na półkach stały liczne woluminy i dzieła o wszystkim, co powiązane z Szatanem. Lucyferowicz wpadł w czytelniczy trans, a Hynek najzwyczajniej w świecie usnął.

– Mam! Hynek, wstawaj do Diabła! Mam, już wiem!

– Nie drzyj się człowieku… Gadaj, co tam masz. – Hynek przetarł zaspane oczy.

– Hynek! Ci cholerni Żydzi użyli tu kodu liczbowego! Treść nie ma tu nic do powiedzenia. Tu chodzi o liczby. Na początek weźmy ilość stron, która wynosi sześćset sześćdziesiąt sześć…

– I co w tym odkrywczego?

– Jeden z autorów, widać po imieniu i nazwisku, miał korzenie tureckie, więc musiał wpleść tutaj coś z Koranu. I tak się zaiste stało. Według Koranu Szeitan bądź też Iblis reprezentuje sześć najgorszych cech: arogancję, upór, hipokryzję, bunt, zdradliwość i podżeganie. Oczywiste, prawda? Teraz podliczmy litery tych słów w języku polskim…

– Zaraz, zaraz… Po co tłumaczyć te słowa na polski?

– Ponieważ drugi autor jest Polakiem.

– No dobrze, to w takim razie co dalej?

– Po policzeniu liter przetłumaczonych słów wychodzi nam, że: upór i bunt mają cztery litery, podżeganie i hipokryzja dziesięć, a zdradliwość oraz arogancja nas nie obchodzą, ponieważ nie tworzą żadnej pary. Teraz wymieszajmy interesujące nas słowa w logiczną całość. Powstały nam następujące postępowania: podżeganie do buntu oraz hipokryzja wynikająca z uporu.

– I co w związku z tym? – niecierpliwił się powoli alchemik.

– Hynek, do jasnej cholery! Nie bądź ignorantem! Tak więc zauważ, że z dwóch postępowań wychodzą nam następujące osobowości: kłamliwy podżegacz, manipulant, który wykorzystuję ciemnotę ludzi nakłaniając ich do buntu i hipokryta zasłaniający się uporem, aby mieć czym wytłumaczyć swoje występki przeciw bliźnim.

– Do rzeczy, Iwan, chyba nie oczekujesz, aż nazwę cię geniuszem!

– Na to liczyłem, ale najwyraźniej się pomyliłem. Do rzeczy mówisz? Mówiąc najprościej, trzeba złożyć w ofierze dwie osoby charakteryzujące się tymi to właśnie cechami i to one są addytywnym sigilem Szatana! To zsumowanie dwóch śmierci stworzy pieczęć zdolną przyzwać Samaela.

– To tyle?!

Iwan Lucyferowicz popatrzył z zażenowaniem na Hynka.

– Zauważ, że ten banał trudno odkryć. To wcale nie jest takie oczywiście, że wystarczy złożyć dwie ofiary. Wiążą się z tym odpowiednie zaklęcia i osoby, a nawet wiem jakie…

 

***

 

Dwa dni później miało dojść do wywołania Szatana. Iwan zajął się ofiarami i przygotowaniami do rytuału, a Hynkowi pozostało po prostu czekać. No i doczekał się. Okazało się, że zwariowany mag uprowadził husyckiego księdza i urzędnika. Więźniowie siedzieli przywiązani do krzeseł stojących na dwóch wierzchołkach odwróconego trójkąta równobocznego wpisanego w okrąg. Na trzecim wierzchołku leżał nóż.

– Gdy zacznę wywoływanie, weź nóż i czekaj, aż wydam polecenie, byś poderżnął im gardła. – Uprowadzeni więźniowie szamotali się z linami, oczywiście bezskutecznie. – Pamiętaj! Najpierw ksiądz, a dopiero później urzędnik.

Dopiero gdy Hynek spojrzał na więźniów i nóż uświadomił sobie powagę sytuacji. Świadomość, że za chwilę zabije ludzi dręczyła sumienie, ręce i kolana zaczęły drżeć.

Iwan stanął przed ołtarzem, na którym leżało łacińskie wydanie Biblii Szatana. Mag zaczął recytować wybrane modlitwy do Samaela, w których przeważały prośby o przybycie. Następnie dźwięcznym barytonem wypowiadał zaklęcia ze Sztuki Goecji. Przyzywanie opierało się też na arabskich dziełach, aż wreszcie zakończyło na Biblii Szatana spisanej w jidysz.

– Teraz! – krzyknął Iwan, wchodząc w trans.

Nie mogę… To jest złe. Ręce drżały, niepewność narastała czas mijał. Muszę, tego wymaga mój cel, nie mogę teraz przestać! Hynek podszedł do kapłana i przejechał magicznym nożem Athame po jego szyi. Tymczasem Iwan wprowadzony w trans majaczył coś pod nosem. Urzędnik wierzgnął, zimne ostrze dotknęło jego skóry, zaraz potem zmarł. Hynek widząc krew odrzucił sztylet z obrzydzeniem. Padł na kolana, próbował usprawiedliwić się w myślach, ale widok zakrwawionego noża i trupów na to nie pozwalały. Zabiłem ich… Ja ich zabiłem! Alchemik czuł ogromny strach i poczucie winy. Przecież oni mogli mieć rodziny! Co by było, jakby Markéta straciła mnie?!

Iwan stracił przytomność, budynek zadrżał w posadach, a ze ścian posypał się tynk. Krąg zbrukany krwią zaświecił czerwoną poświatą. W środku trójkąta otworzył się portal, z którego biło jasne, oślepiające światło. Z magicznego przejścia wyszła postać.

Hynek skulił się i za wszelką cenę próbował osłonić oczy. Gdy światło znikło, oniemiał całkowicie. Postać w okręgu zaśmiała się szyderczo.

– Już ci mówiłem, że będziesz rozczarowany!

Jego widok pozbawił Alchemika tchu. Te wszystkie lata badań i spisywania notatek poszły na marne, to nie miało sensu!

– Ty nie możesz być Nim, to głupi żart… – wymamrotał Hynek.

– Niestety nie, to ja jestem Cesarzem Czeluści Piekielnych… – powiedział z szczerym współczuciem Friedrich von Teufel. – Chciałem ci tego oszczędzić, ale byłeś uparty. Prawdą jest, że badania były bezsensowne, bo można mnie wywołać na dwa sposoby. Ten, który odkrył twój towarzysz, czyli ten tragiczniejszy.

– Ja nie chciałem ich zabić… To… Nie chciałem!

– Nie tłumacz się, doskonale wiem co myślisz, ale dokonało się.

– A jaki jest ten drugi sposób na twoje przywołanie? – zapytał całkiem zrezygnowany Alchemik.

– Wystarczy stracić wiarę, a ja to wykorzystam.

Hynek podniósł się z klęczek. Drżącą dłonią otrzepał z siebie kurz i wyszedł. Idąc przez Pragę, zaczął się intensywnie pocić. Tyle lat pracy… Hynek poczuł suchość w ustach i ci ludzie, zabiłem ich!…wszystko poszło na marne! Ogarnęły go lekkie duszności i ból w klatce piersiowej. Wydawało mu się, że wszędzie widzi Friedricha von Teufela. Serce biło w przyśpieszonym tempie. Słyszał niewinny śmiech, który przerodził się w rechot, a chwilę później w płacz. Te miesiące sumujące się w lata! Nie, nie, nie! Strumień łez płynął kanałami zmarszczek. Czemu?! Nie poddam się! To kłamstwo, wierutne kłamstwo! Doszedł przed swój dom, kiedy duszności narastały, a ból za mostkiem wręcz rozsadzał pierś. Przed oczami alchemika przefrunął stos kartek. Notatki kąsały, wplątywały się w ubrania, cięły skórę. Nagły napad ostrej biegunki zwalił go z nóg. Wbił się paznokciami w kamienny stopień schodków. Markéta… wybacz mi kochanie…przepraszam, ja nie chciałem… Umierał we własnych odchodach, z jego zdartych paznokci ciekły stróżki krwi. Uparcie walczył ze śmiercią, wiedział co czeka go po tamtej stronie, von Teufel pokazywał mu to w snach. W końcu uległ, przed śmiercią uśmiechnął się tylko do Markéty, która wybiegła z domu widząc konającego męża.

Pochowali go dwa dni później…

 

Koniec

Komentarze

Jestem wypisana capsem! :D 

 

Tacy użytkownicy to skarb – młody, a pokorny i chętny do nauki, pomysły ma niezłe, warsztat jeszcze kuleje, ale każdemu z nas kulał w tym wieku (mnie na przykład o wiele bardziej niż autorowi), po poprawkach udało się uwypuklić dobre strony tekstu. Przede wszystkim, nawet jeśli jest tu trochę przegadania, w ogóle nie przeszkadza mi dzięki dynamizmowi i udanym dialogom. Fabuła ma w sobie zalążki na niezłe pisarstwo w przyszłości. Rzadko mi się zdarza, żebym była zadowolona z opowiadania tak młodej osoby. Oczywiście są tu rzeczy, z którymi mogłabym się kłócić czy je piętnować, ale jestem pewna, że jeśli rzucają się w oczy, zrobią to inni. Ponieważ z SamotnegoWilka pilny i ambitny uczeń, spodziewam się po nim dużo w przyszłości :)

Klimat opka kojarzy mi się z Sapkiem, mimo motywów religijnych, a nie słowiańskich. Przyjemnie było przespacerować się z bohaterem po tym świecie i ciekawiło obserwowanie jego poczynań.

 

Przestań drążyć temat, Markéta, nie widzisz, co się dzieje na ulicach? husyci mają gorszą obsesję na punkcie herezji niż inkwizycja. ← niepotrzebnie tutaj usunąłeś dużą literę z husytów, bo to przecież początek zdania!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Wypowiem się jako beta :) w młodej głowie Wilka siedzą rzeczy, które czekają na odkrycie. Autor dobrze wykorzystał betalistę i  otrzymaliśmy niezłe opowiadanie. Choć już od pierwszej autorskiej wersji było ciekawie. Czyta się dobrze, polecam :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Takie miłe słowa, że aż się wzruszyłem… O! Umknął mi ten fakt z husytami!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

na ulicach? husyci mają gorszą obsesję na punkcie herezji – Husyci dużą literą, bo to początek zdania

Friedrich, albo bardziej oficjalnie – przed pojedynczym albo nie stawia się przecinków

zakrzykną Jan, podchodząc do stolika. – zakrzyknął 

– Nieszczęsny los żonatego naukowca – uśmiechnął się Jan. – powinno być: – Nieszczęsny los żonatego naukowca. – Uśmiechnął się Jan.

Tyle, że to nie jest takie łatwe – znowu zbędny przecinek 

Poza tym wolę oszczędzić ci rozczarowania – uśmiechnął się Diabeł. – powinno być : Poza tym wolę oszczędzić ci rozczarowania. – Uśmiechnął się Diabeł.

Ech Hynek… Z ciebie taki alchemik jak ze mnie prorok Mahomet. – Ech, Hynek…

– Wiem co robię –  Wiem, co robię

przygotowanym na właśnie takie sytuacje. – raczej: przygotowanym na takie właśnie sytuacje.

Gadaj co tam masz. – Gadaj, co tam masz.

– Gdy zacznę wywoływanie weź nóż – – Gdy zacznę wywoływanie, weź nóż

aż wydam polecenie byś poderżnął – aż wydam polecenie, byś poderżnął 

modlitwy do Samaela w których – modlitwy do Samaela, w których

krzyknął Iwan wchodząc w trans. – krzyknął Iwan, wchodząc w trans.

Gdy światło znikło oniemiał całkowicie. – Gdy światło znikło, oniemiał całkowicie.

Idąc przez Pragę zaczął się intensywnie pocić. – Idąc przez Pragę, zaczął się intensywnie pocić.

Doszedł przed swój dom kiedy duszności narastały, – Doszedł przed swój dom, kiedy duszności narastały,

Konał we własnych odchodach przed progiem własnego domu… – specjalnie?

Czytało się dobrze, aczkolwiek jakoś tak zabrakło mi czegoś mocniejszego na koniec, podkreślenia załamania. Sama nie wiem, ale w tej formie zakończenie jest takie nieco za bardzo rozmyte. Ale opowiadanie całkiem przyzwoite.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O! Bemik, miło cię tu widzieć. Dzięki za wychwycenie , już poprawiam. Co do zakończenia Mytrix zwracał uwagę, że mało rozwinięte, ale zastanawiam się co tam wcisnąć, żeby nie przedobrzyć.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Przeczytane.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Historia dość zajmująca i całkiem nieźle opowiedziana. Pomysł na wykorzystanie zadanego hasła udany, lektura przyjemna, wykonanie przyzwoite. No, może z wyjątkiem samego zakończenia – wydało mi się mało treściwe, ale skoro właśnie takie wymyśliłeś, to takie musi być. ;-)

 

Knoty świe­czek znowu za­świe­ci­ły ja­snym pło­mie­niem. – Powtórzenie.

Może: Knoty świe­czek znowu ja­sno zapłonęły.

 

hu­sy­ci mają gor­szą ob­se­sję na punk­cie he­re­zji niż in­kwi­zy­cja.Hu­sy­ci mają większą ob­se­sję na punk­cie he­re­zji niż in­kwi­zy­cja.

Można mieć obsesję większą lub mniejszą, ale nie lepszą lub gorszą.

 

Są­sie­dzi pa­trzą się na mnie krzy­wo… – Są­sie­dzi pa­trzą na mnie krzy­wo

 

Mimo że był śro­dek zimy, słoń­ce świe­ci­ło jasno na nie­bie… – Czy słońce mogło świeci w innym miejscu, nie na niebie?

 

Po wy­wo­dach swo­ich ko­le­gów na­de­szła kolej na wy­po­wiedź Hynka. –Raczej: Po wy­wo­dach ko­le­gów, na­de­szła kolej na wy­po­wiedź Hynka. Lub: Po wy­wo­dach swo­ich ko­le­gów, zabrał głos Hynek.

 

przy­wa­li­ła mu z otwar­tej dłoni w po­li­czek. – …przy­wa­li­ła mu otwar­tą dłonią w po­li­czek.

 

To by było na tyle, je­że­li cho­dzi o nocne harce.To by było wszystko, je­że­li cho­dzi o nocne harce.

 

Po­szedł dłuż­szą drogą, by zgu­bić ewen­tu­al­ny ogon. Wszedł do domu Lu­cy­fe­ro­wi­cza taj­nym wej­ściem… – Powtórzenia.

 

Na pół­kach z książ­ka­mi stały licz­ne wo­lu­mi­ny… – Masło maślane. Wszak woluminy to też książki.

 

Dwa dni póź­niej miało dojść do wy­wo­ła­nia Sza­ta­na. Iwan miał się zająć ofia­ra­mi i przy­go­to­wa­nia­mi do ry­tu­ału, a Hynek miał po pro­stu cze­kać. – Objaw miałozy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki reg za dobre slowo i wypunktowane błędy.Jestem po konsultacjach z bemik i Mytrixem, tak więc dzięki im radom zmienię zakończenie na bardziej emocjonalne.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

W takim razie, Samotny Wilku, cieszę się, bo jestem przekonana, że będzie to zmiana na lepsze. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zabieram się później za poprawki bo muszę zrobić budżet domowy na jutro do szkoły :)

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Ha! Po ostatnim komentarzu jestem pewna, że chodzisz do pierwszej licealnej. Pamiętam, jak męczyłam się nad tym na PP – chociaż lamus z tego był ze mnie wielki, to i tak na koniec miałam wymęczoną, ale jednak!, czwórkę :P

 

Co do opowiadania: podkreślę to, co napisali już inni – tekst jest bardzo dobry, biorąc pod uwagę twoją szesnastkę. Warto o tym pamiętać, bo naprawdę wielu “pisarzy” w dojrzałym wieku pisze gorzej od ciebie. Masz fajny styl, widać, że pisać lubisz, więc nie zrób sobie krzywdy i nigdy się nie zniechęcaj. W sensie nie myśl, że są lepsi pisarze, że nigdy im nie dorównasz itd., bo jeśli będziesz ćwiczył, ćwiczył i duuużo czytał, to będzie tylko coraz lepiej :)

Jejku, zabrzmiałam jak jakiś psycholog. Po prostu jesteśmy w podobnym wieku i wiem, jakie myśli czasami mogą zniechęcać do pisania :)

 

Miało być “co do opowiadania”, a zaczęłam cię motywować, więc wracając: opowiadanie ciekawe, czytało się szybko, ale będąc z tobą szczera – mogłoby być jeszcze ciekawsze. Nie wciągnęło na tyle, żeby interesował mnie ciąg dalszy – za mało było wyrazistości w postaciach i samej historii. Mimo to i tak oceniam go wysoko, bo źle się nie czytało ;) 

Powodzenia!

 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dzięki za motywację :) Cieszy mnie, że tekst się podoba. I obiecuję, że nie przestanę. Pisanie u mnie jest formą protestu przeciwko maturalnemu kluczowi. A co do postaci to racja, nie są aż tak wyraziste, ale sama Wiesz, że limit czasowy ogranicza takie rzeczy…

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Moją opinię Autor chyba już zna, więc tylko sobie zaświecę gwiazdkę.

A przy okazji nadmienię, że klucz maturalny to ZUO! Jak wszystko, co ogranicza swobodę myślenia.

Babska logika rządzi!

Poprawiłem zakończenie doprawiając je szczyptą szaleństwa i żalu. Mam nadzieję, że teraz wygląda to lepiej.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

IMO, lepiej. Ale szczegóły zmian jeszcze można doszlifować.

Babska logika rządzi!

Oczywiście, że można. Chciałem sprawdzić, czy taka forma się przyjmie.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

IMHO (a co dam jedną literkę więcej niż Finkla): jest lepiej, ciekawiej, nutka szaleństwa dobrze zrobiła wykreowanej postaci :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jeszcze mam chwilę przed terminem oddawania prac, więc dopieszczę to i owo. Mimo wszystko jestem jednak bardzo szczęśliwy, że mój debiut został tak miło przyjęty smiley.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Nieco zmienione okoliczności zejścia Hynka sprawiły, że zakończenie podoba mi się bardziej. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cieszę się niezmiernie! Ale nie oznacza to, że spocznę na laurach. Krytyka Finkli daje porządnego kopa i ogromną motywację do pracy. Pożądam krytyki bardziej niźli pochwał, ponieważ cały czas chcę się rozwijać, a Finkla jest idealnym krytykiem! Szczególne podziękowania należą się właśnie jej, gdyż to między innymi ona wpłynęła na obecny wizerunek tekstu i to nawet bardzo wpłynęła.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Ot, znalazł sobie ideał. Nie słuchajcie Samotnego, coś się Wilkowi pomerdało…

Babska logika rządzi!

Może przegiąłem, dobrym krytykiem. Może być? Co nie zmienia faktu, że dałaś mi motywację. I nie, nie pomerdało mi się.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

wszędzie widzi Friedricha von Teufela, albo raczej Szatana! – przecinek przed albo zbędny

Wywaliłabym to “AAAAaaaa” – dla mnie to taki dość śmieszny zabieg.

A poza tym? A poza tym jest znacznie lepiej. Nareszcie widać, że porażka była ogromna, jej ciężar przybił Hynka. Pokazałeś, że stracił sens życia. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki za bibliotekę bemik. Poskubie nad tym jeszcze trochę i kończę robotę.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Ten krzyk AAAAaaa to mi się z komiksami kojarzy :D mnie rozbawiło :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No, teraz jest dużo lepiej :) Znaczy – ciekawiej. To zakończenie bardziej mi się podoba. Tylko taki maluteńki drobiażdżek:

 

Iwan stracił przytomność. Budynek zadrżał w posadach. Ze ścian posypał się tynk. Krąg zbrukany krwią zaświecił czerwoną poświatą. W środku trójkąta otworzył się portal, z którego biło jasne, oślepiające światło. Z portalu wyszła postać.

Niby wszystko w porządku, ale, według mojego widzimisię, te zdania są zbyt krótkie w porównaniu z resztą. Czyta się sprawie, a tu nagle co chwilę muszę się zatrzymywać. Ja połączyłam bym ze sobą choć dwa, np. Budynek zadrżał w posadach, a ze ścian posypał się tynk. No że tak miało być ;)

 

 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Jestem skłonny zgodzić się z sugestią Lany, brzmi rozsądnie ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No to jestem. 

 

Ogólnie – jest dobrze. 

 

Co do stylu – zerknij jeszcze raz na błędy wytknięte przez bemik, bo chyba niektóre zapomniałeś poprawić ;) W paru miejscach na koniec sceny dajesz wielokropki. Mnie to zgrzyta, wydaje mi się, że zdanie mocniej uderza jak ma kropkę. To samo odnośnie zakończenia. Poza tym zdania są zrozumiałe, nie próbujesz przekombinować, to na plus. Aczkolwiek nie ma jeszcze tej płynności czytania. Pisz, ćwicz, to ta płynność narracji sama przyjdzie. Za dialogi dałbym w sumie dwa plusy. Wypowiedzi definiują bohaterów, a każdy z bohaterów ma jakiś charakter. 

 

Co do fabuły – podoba mi się to, że bohater ma cel. Ale nie mówisz wprost, jaki jest ten cel. Z jednej strony to pomaga budować napięcie, bo jestem ciekaw, o co tu chodzi. Z drugiej strony napięcie mógłbyś skupić bardziej na trudnościach bohatera w osiągnięciu celu. Np. jakieś nieudane próby, w wyniku których przywołuje inne istoty. Tutaj właściwie nie widać walki. Hynek wychodzi, spotyka w karczmie kumpla, idzie z kumplem na posiadówkę, tam poznaje Iwana, Iwan jest kluczem do rozwiązania. Rozwiązanie przychodzi zbyt łatwo. Wiem, że bohater całe życie walczył. Ale ty tego nie pokazałeś. Pokazałeś go na finiszu tej walki. To, o czym piszę, to kwestie teoretyczne. Nie wiem, czy już o tym tak myślisz, czy też nie chcesz rozkładać sztuki pisarskiej na czynniki pierwsze. Ale nawet jak się pisze instynktownie, to warto chociaż wiedzieć, że klasyczne historie często przebiegają według schematów. Możliwe, że uczą o tym na warsztatach pisania, ale jak nigdy nie byłem. Wszystko można wysnuć z własnych obserwacji, rozmów z innymi ludźmi, a także z… recenzowania. Dla niektórych te rzeczy mogą się wydawać oczywiste, ale czasem uświadomienie ich sobie pozwala odkryć, co powodowało, że wszystkie opowiadania wychodziły słabe.

 

Co do tła – fajnie to umiejscowiłeś w Pradze. Liczba szczegółów opisujących realia jest odpowiednio zrównoważona. Nie pomijasz tego, ale też nie chwalisz się tym, co wiesz z innych książek i ewentualnego researchu.  

 

Co do diabła – podobał mi się. Ciekawe rozwiązanie dość klasycznego motywu przywodzi mi na myśl moje własne “Co mogę jeszcze”, w którym też zawarłem wariację na temat diabła. A do tego zestawiam go sobie jeszcze z diabłami z “Legend Polskich”, a to dlatego, że dziś premiera “Jagi”. I twój wciąż wydał mi się ciekawy. 

 

Co do emocji – nie będę ukrywał, ich tu zabrakło. Jest trochę humoru, ale poza tym niewiele. Nie rozumiem motywacji Hynka. Chciał przywołać Diabła, ale po co? Wiem, że pragnęło tego wiele osób, jednak powinieneś to odnieść bezpośrednio do twojego bohatera, żeby czytelnik czuł, że to właśnie Hynkowi powinno się udać. 

 

A co do twojego wieku… to słabo; Dukaj debiutował na papierze jak miał 15 lat! :D A tak serio, to nie daj się zwieść pochwałom w stylu “jak na 16 lat, to dobrze”. Nastolatkowie to nie twoja liga, ty masz już walczyć w tej normalnej. Konkuruj z dorosłymi. Słuchaj porad tych bardziej doświadczonych użytkowników, ale nie zapomnij, że kiedyś może przyjść moment, kiedy ich przerośniesz. Wtedy będziesz musiał słuchać siebie i… czytelników! A rady będziesz traktował jako sugestie. Mówię ci to, żebyś celował wysoko, jeśli masz odwagę i nie boisz się, że może się nie udać. Bo może się nie udać. Portal jest dobrym przykładem tego, że można dobrze pisać, a i tak wciąż pozostawać amatorem. 

 

Było długo. Starałem się zwrócić uwagę na kwestie techniczne, bo mnie osobiście uświadomienie sobie takich rzeczy bardzo pomogło. Jakby któraś z rad cię bardziej zainteresowała, pisz śmiało na priv, mogę spróbować szerzej i jaśniej wyjaśnić. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

FtheSystem – poczyniłeś wartościowy komentarz :) Aż się miło czytało. (Dokonało się, skomentowałem komentarz :D)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki funthesystem! Piszesz, żebym nie patrzył na komentarze: "piszesz dobrze jak na 16-larka", ale to jest wiadomość cenna i miła mówiąca, że osiągnąłem jakiś cel lub sukces na danym szczeblu, więc teraz muszę siegnąć o szczebel wyżej. Co do rozwinięcia tekstu to na obecną chwilę klapa… jest limit 20 tys. znaków, a ja mam 16. W 4 tys. nie dam rady umieścić wszystkiego co bym chciał, tak więc lepiej teraz nie kombinować. Dziękuję niezmiernie! O taki komentarz mi chodziło! Finkla wie, że lubię krytykę i jestem otwarty na porady.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Wiem, że czeka mnie ogrom pracy i nauki względem pisania, ale nie przeraża mnie to. Wręcz przeciwnie nawet, każdy tekst traktuję poważnie a czytelnika jeszcze bardziej. Dziękuję serdecznie. Zapowiem, że już mi się koncepcja na nowy tekst pojawiła głowę i niedługo zabieram się za planowanie.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Racja, wiadomość cenna, szczególnie przy debiucie. Chodziło mi o to, że gdybyś nie ustawił w swoim profilu wyświetlania wieku, raczej nikt nie domyśliłby się, żeś taki młody. Pisz dalej, czytaj, poszerzaj horyzonty. Pamiętaj, że z wiekiem przybywa rzeczy, o których można pisać! :D Czekam na następny tekst.

 

EDIT: A tak mi się jeszcze nasunęło, że chyba z tego wszystkiego najbardziej godna pochwały jest twoja postawa :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Pokombinowałeś z końcem, więc muszę się uczepić:

 

Wydawało mu się, że wszędzie widzi Friedricha von Teufela, albo raczej Szatana! oraz Notatki kąsały, wplątywały się w ubrania, cięły skórę! ← wykrzykniki w tych zdaniach są niepotrzebne, jakby na siłę uwydatniają krzykliwość, której tam nie ma. Ten zapis: AAAAaaaaAAAAaaaa! też trochę przesadzony i mam wątpliwości, czy poprawny… (Aaaaaa – to jeszcze). A jeśli chodzi o treść, zmiana chyba wychodzi na plus :) Jest logiczna, chociaż tę dramaturgię można by dopracować.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Właśnie zabieram się za poprawki laugh

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Cóż, po drobnych poprawkach czas na kolejne podziękowania. Bety miały swoje miejsce w przedmowie, a teraz czas na czytelników, bez których autor tak naprawdę jest nikim.

@bemik Jeszcze raz podziękuję za bibliotekę, ale przede wszystkim dzięki za wskazanie błędów i zasugerowanie zmiany zakończenia i wskazanie w nim zgrzytów. Jesteś taką dobrą ciocią Basią wszystkich użytkowników. Gdy czytam Twoje teksty (nawet te straszne) to widzę wieś i chatynkę mojej babci. Widzę ciepło lata i ciepło piecyka ogrzewającego dom zimową porą. Widzę kolorowy ogród i zielone łąki. Czuję zapach jabłek, szarlotki, skoszonej trawy i wysuszonego siana. Dziękuję Ci!

@regulatorzy Dobra czarodziejko walcząca z błędami! Dziękuję!!! Cieszy mnie, że są tacy ludzie jak Ty, którym nie szkoda czasu na poprawianie błędów w tekstach każdego autora. Wspaniała jesteś i nie wyobrażam sobie portalu bez Ciebie, tajemniczej kobiety śledzącej teksty większości użytkowników. Może doczekam chwili kiedy inni będą poprawiali Twój tekst, a ja odkryję co w tej duszy gra.

@LanaVallen Siostro! Tak właśnie, siostro. Przez względu na Twój wiek, czuję większą więź. Oboje pewnie przechodziliśmy przez to samo w szkole, oboje rzucamy się w wir pisarstwa, jesteśmy bardziej wyjątkowi od większości naszych rówieśników. Dziękuję ci!

@gravel Dzięki za przeczytaniesmiley

@funthesystem Dzięki za obszerny komentarz! Kiedy inni chwalili mnie i słodzili Ty dodałeś do tego odrobinę goryczy. Twoje porady potraktuję poważnie i będę dążył by uzyskać jak najwyższy poziom pisarstwa. Twój komentarz wnoszący gorycz i słodycz płynąca od innych przywodzi mi na myśl piwo. Próbowałem kiedyś pyszne, imbirowe. Było ono niezwykle słodkie, ale nutka goryczy tworzyła coś przewspaniałego! Tak samo jest z czytelnikami. Różne opinie na temat tekstu autora po wymieszaniu tworzą coś wspaniałego. Autor jest dumny czytając takie komentarze. A ja po przeczytaniu wszystkich komentarzy (również prywatnych wiadomości i wcześniejszych komentarzy w becie) popadłem w błogi, radosny stan. Dziękuję raz jeszcze.

Dziękuję wszystkim za poświęcenie swojego cennego czasu takiemu szesnastoletniemu wilczkowi błąkającemu się po świecie, szukającemu drogi do osiągnięcia celów. Dziękuję z całego serca!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Dobra, podziękowania były to teraz wilczek idzie dalej…

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

że wszędzie widzi Friedricha von Teufela, albo raczej Szatana ← przypomniało mi się jeszcze, że przed albo nie stawiamy przecinka :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Poprawione smiley

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Przeczytałem z ciekawości, co takiego naskrobał 16 latek, który wrzuca tutaj tekst z taką rozwagą. I okazało się, że to całkiem sympatyczne opowiadanie. Aczkolwiek niedoskonałe. Inni napisali już sporo uwag, z którymi mniej lub bardziej się zgadzam. Z mojej strony tylko kilka myśli. 

Wydawało mu się, że wszędzie widzi Friedricha von Teufela albo raczej Szatana.

To zdanie mi zgrzyta. Wydaje się istotne, ale źle brzmi. 

Nie do końca rozumiem, dlaczego stracenie wiary w Boga przywołuje Szatana.

Ogólnie dodałbym opowiadaniu odrobinę głębi, bo jak na razie przesłanie można zamknąć w słowach “coś, czego szukasz, może być tuż obok”.  Humor nie stoi na przeszkodzie jakimś ciekawszym myślom. A 16 lat to wystarczająco, żeby już mieć coś do powiedzenia światu :)

To jest swego rodzaju paradoks, bo sam jestem niewierzący, chociaż nie w stu procentach. Jestem sceptykiem jeżeli chodzi o religie i nie wykluczam istnienia żadnego z bogów, nawet tych starożytnych. Twoje niezrozumienie jest naturalne, ponieważ kryje się tu większa głębia. Hynek stracił wiarę, opuścił Boga, więc Szatan osiągnął cel i chwyta zagubionego alchemika, który stał się łatwą zdobyczą. Bariera, którą Bóg otaczał Hynka rozpadła się i Szatan mógł się nim “zabawić”. Ale z tym “coś, czego szukasz, może być tuż obok” to trafiłeś. Dzięki za opinię i poświęcenie czasu!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Czuć inspirację “Trylogią husycką” AS-a, ale to bardzo zacna inspiracja. Klimaty prasko-alchemiczne to świetne miejsce do fantastyki religijnej a Tobie udało się sprawnie uchwycić te realia.

Muszę jednak przyczepić się do sceny ofiary z ludzi. Dwie linijki sterylnego tekstu. Powiem szczerze, że sam nie potrafiłbym tego opisać i uciekałbym w inne rozwiązania fabularne. Skoro jednak zdecydowałeś się na taką scenę (zgaduję, że wymuszoną trochę przez wylosowane hasło), to musisz ją jakoś dźwignąć. I nie chodzi o mięcho i tryskającą krew, tylko o to co się dzieje wtedy i później z Hynkiem. Bo na razie, to wygląda na to, że bohater bardziej przejął się tożsamością szatana i własnym straconym czasem niż popełnionym morderstwem. Normalnie, ani słowa na ten temat, choćby w aspekcie absurdalnej zbędności tego czynu. Ja w tak złego do szpiku kości bohatera po prostu nie wierzę.

 

Racja, można by coś pokombinować z tym zabójstwem. Jakieś momenty wahania chyba wstawię i coś jeszcze dopiszę.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Coś Ci młodzi dzisiaj lekką ręką mordują trzecioplanowych bohaterów. O to samo czepiałem się Lany :-)

Coboldzie dodałem kilka rzeczy. Zerknij jak teraz wyglądają te zabójstwa.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Wydaje mi się, że teraz i końcówka jest lepiej uzasadniona. Pozbyłbym się tylko tego zdania A co jeśli ten urzędnik miał żonę i dzieci? – za bardzo sztampowe. A w kolejnym brakuje przecinka :-)

Uspokojony co do przyszłości młodzieży, mogę oddalić się na zasłużony odpoczynek…

Spokojnego odpoczynku i oby nie za długiego, bo są inni młodzi, którzy mają podobne problemy :)

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Dobre zmiany Wilku, teraz lektura jest bardziej satysfakcjonująca ;) tylko już nie przesadzaj z tym opowiadaniem, daj sobie chwilę odetchnąć i napisz nieśpiesznie kolejny tekst, mając na uwadze to czego się nauczyłeś ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Też tak myślę. Ewentualnie mogę poprawić jakieś błędy w pisowni, jeżeli ktoś takowe wyłapie. Teraz muszę zastanowić się, który pomysł wykorzystać.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Za radą Mytrixa zostawiam opowiadanie w spokoju. Hynek nie żyje i nie ma co profanować jego zwłok. Jak na razie i tak sporo było tych ekshumacji. Teraz skupię się na planowaniu kolejnego tekstu i w święta ruszam z pracą. Wszystkich czytelników gorąco pozdrawiam i dziękuję!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Toć to były ekshumacje by go lepiej ubrać ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Historia może nie jest odkrywcza ale czytało się dobrze. Szczególnie podobały mi się dialogi w pierwszej części tekstu i elementy humorystyczne – nadały tekstowi pewnej lekkości i dynamizmu. Zakończenie – nie wiem, jakoś mnie nie przekonało. Skąd ten nagły napad biegunki? Domyślam się, że zależało ci na tym, żeby bohater umarł we własnych odchodach, ale wcześniejsze objawy sugerowały raczej zawał serca.

 

Drobne wątpliwości:

 

pogłaskał się po gładkiej łysinie – wydaje mi się, że łysina siłą rzeczy jest raczej gładka ;)

 

Hynek padł na kolana i złapał się za głowę, którą rozsadził nagły ból. – użycie czasownika dokonanego sprawia wrażenie, że rozsadzenie głowy wcale nie było metaforyczne….

 

Boleslav zmienił w mgnieniu oka postać na kruczą, usiadł na stropie i zaczął krakać na złość Janowi. – czy można usiąść na stropie? ewentualnie na belce/ belkach pod stropem

 

I dlaczego piszesz Diabeł dużą literą??

 

It's ok not to.

Skąd ten nagły napad biegunki?

Dogsdumpling, Samotny Wilk opisał objawy towarzyszące zawałowi serca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, nie jestem lekarzem, nie wiedziałam, że biegunka jest typowym objawem zawału serca ;)

It's ok not to.

Podobno nie typowym, ale może się pojawić.

Babska logika rządzi!

Dogsdumpling, ja też nie jestem lekarzem i też nie wiedziałam, ale miałam zawał. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dogsdumpling'u Diabeł dużą literą, ponieważ ktoś mi zwrócił wcześniej uwagę, że jeżeli Szatana piszę dużą to Diabła też by się przydało. A i Anioła też odruchowo zapisuję dużą, więc czemu mam dyskryminować Diabła?

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

SamotnyWilk – wniosek z tego taki, że wszystkim i tak nie dogodzisz ;)

Regulatorzy – ja w temacie zawałów jestem, na szczęście, niedoedukowana i mam nadzieję, że tak pozostanie :D

It's ok not to.

Dogsdumpling, życzę Ci z całego zreperowanego serca, abyś w takim niedoedukowaniu trwała zawsze. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dzięki wielkie :)

Koniec offtopu.

It's ok not to.

Nie wiedziałem, że jedna biegunka wywoła taką dyskusję ;)

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Nie takie rzeczy już wywoływały gorące spory… ;-)

Babska logika rządzi!

Taa na przykład "wiosło"… całkiem niedawno ; )

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Aż się boję pytać…

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Wilku przeczytaj opko "Zmór" autor: Sarmata, potem zobacz komentarze :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Z wiosłem jeszcze było krótko i delikatnie. Tremo kiedyś wzbudziło ogromne emocje. A bliżej tutejszej iskry – toaleta typu sławojka…

Babska logika rządzi!

A tak w ogóle to ciesze się, że tekst nie odszedł w zapomnienie przytłoczony przez natłok innych prac które go wyprzedziły.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Z lektury komentarzy odczytuję, że tekst przeszedł po publikacji co najmniej kilka modyfikacji, ja oceniam wersję, którą miałem przyjemność przeczytać dnia 15.12.2016 ;). Nie wiem jak było wcześniej, ale na ten moment, opowiadanie prezentuje poziom biblioteczny. Jest pomysł, przyjemna sceneria (chociaż osobiście wzbogaciłbym spotkania alchemików o więcej konspiracyjnych elementów), coś się dzieje. Nie będę powtarzał pochwał innych użytkowników :P.

Jeżeli chodzi o wady, weź sobie do serca długi komentarz funthesystem. Wykreowanie wyrazistych postaci w tak krótkim tekście to naprawdę trudna sztuka, w tej materii polecam zapoznać się z hasłem “Jak smoka pokonać” z pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej.

Najbardziej zabrakło dwóch rzeczy, na które zwrócił już uwagę mój przedpiśca – nie pokazujesz nam ile wyrzeczeń kosztowało już Hynka zrealizowanie jego celu, ani dlaczego w ogóle postanowił przywołać Teufla. Faktycznie bywa i tak, że gdy człowiek zafiksuje się na czymś, nie potrafi już myśleć o innych rzeczach. Z drugiej strony czytelnik zasługuje na wiedzę, jak to z tym Hynkiem było. Wydaje mi się, że taka wiedza jest wręcz niezbędna, żeby wyrobić sobie jakiś stosunek do śmierci głównego bohatera.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Inspiracja trylogią husycką Sapkowskiego aż nadto widoczna. Teufel bardzo kojarzył mi się z Pomurnikiem :)

Całkiem niezły pomysł, wykonanie może pozostawia trochę do życzenia, ale i tak nie jest źle.

Czasem zdarza ci się sporo powtórzeń. Choćby tu:

 

a Hynek najzwyczajniej w świecie usnął.

– Mam! Hynek, wstawaj do Diabła! Mam, już wiem!

– Nie drzyj się człowieku… Gadaj, co tam masz. – Hynek przetarł zaspane oczy.

– Hynek! Ci cholerni Żydzi

 

Troszkę za dużo tego Hynkowania na małej przestrzeni :)

@Nevaz – Dzięki za bibliotekę! Mówiąc szczerze to z niecierpliwością czekałem na twoją opinię. Wiem, że tekstowi sporo brakuje, ale w 3 tys. znaków, które mi pozostały, nie zdołałbym tego opisać i dlatego zdecydowałem się przedstawić sam finisz Hynkowej przygody. Ale poradę do serca sobie wziąłem i się zastosuje następnym razem. 

@belhaj – Dzięki za odwiedziny! No tak, pozostawia wiele do życzenia, ale z całokształtu jestem zadowolony. Żałuję, że nie udało mi się tego ogarnąć lepiej…

 Pozdrawiam!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

A dziękuję za odwiedziny, aż mi żal, że tak krótko.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Do mnie Sapkowski nie przemawia, więc nie zachwyciłem się kopiowaniem jego stylu. Nie będę też rozczulał się nad Twoim wiekiem – dzięki temu dowiesz się więcej o swoim opowiadaniu smiley

Zgadzam się z większością komentarzy Funthesystem. Od siebie mogę dodać co następuje:

Ładnie oddany klimat Pragi – zwłaszcza w karczmie. Poczułem to. Dialogi całkiem niezłe. Postacie wystarczająco wyraziste. Ogólna wiedza o temacie też niezła, choć wg mnie niewystarczająca (np. kręcisz się wokół tematu kabały żydowskiej, ale nie czerpiesz z niej, a to duża strata… zamiast tego jest liczenie literek, a to po turecku, a to po polsku… taka naiwna trochę numerologia).

Pomysł… coś tam był, do czegoś to zmierzało, ale jakoś nie bardzo mnie zaintrygowało poszukiwanie sposobów na wywołanie szatana. Może dlatego, że za dużo miejsca poświęciłeś zbudowaniu fajnego klimatu, a za mało dramatyzmowi, czy ogólnie fabule (to też ktoś z komentujących już poruszał).

Styl, całkiem-całkiem… choć momentami miałem wrażenie, że był zbyt pobieżny. Zakończenie – niezbyt udane i sprawia wrażenie nieprzemyślanego. Hynek wywołuje szatana (samo zło) i przejmuje się złym postępkiem? To czego on się spodziewał? Naiwnie to trochę wyszło. Samo też wykonanie zakończenia nie było już tak fajne jak wcześniejsze partie tekstu. A jak wiadomo: koniec wieńczy dzieło. Nawet w prostych rozmowach, kiedy ktoś komuś opowiada jakąś historię, która się mu przydarzyła, to robi to po to, aby na sam koniec wykazać coś niesamowitego, wartego właśnie opowiedzenia – a te wszystkie zdania poprzedzające miały tylko przygotować słuchacza na niesamowitość ostatniej sceny, po której powie on: “no coś niebywałego! Niemożliwe!”. A w tym opowiadaniu właśnie w miejscu zakończenia opowiadanie zaczęło więdnąć.

Ogólnie: przeczytałem z zainteresowaniem, ale nie wywarło to na mnie większego wrażenia i chyba nie wryje się w moją pamięć.

@Gostomysł  Dzięki wielkie, że wpadłeś i rzekłeś słowo. Smuci mnie, że twierdzisz, że to styl Spakowskiego, ponieważ nie chcę pisać tak jak on. Co do tekstu to racja, fabuła średnio, zakończenie w sumie też. Nie mogłem za dużo zrobić, tekst powinien odleżeć minimum miesiąc, a nie odleżał (limit czasowy konkursu), a gdyby odpoczął to mi byłoby łatwiej coś zmienić i poprawić na lepsze. Dzięki Gostomysł, wezmę sobie twoje rady do serca i w następnym tekście nie popełnię tej zbrodni po raz drugi. Wesołych świąt, szczęśliwych, udanych i przede wszystkim zdrowych!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Samotny Wilku – nie przesadzaj też z samokrytyką – nie popełniłeś żadnej zbrodni na tekście. Wskazałem chyba sporo elementów, które mi się tam spodobały. Inne są wg mnie do poprawy lub przynajmniej rozważenia. Nie przyjmuj każdej krytyki tak bezkrytycznie – autor powinien wierzyć w swoje dzieło zanim je opublikuje, a rolą krytyki nie jest pozbawiać Cię tej wiary, tylko wskazać, na ile różni się odbiór czytelników od odbioru autora.

Póki co jesteś Samotny Wilku na dobrym tropie – choć wciąż daleko od stada cheeky

Dzięki za życzenia i Tobie również: udanych i rodzinnych świąt (ze stadem wink)

Zdecydowanie mogło być lepiej. Trochę dziecinna scenka, językowo do poprawki (alchemik, który mówi do drugiego "Później ustalimy jakiś konkretny termin spotkań.", trochę mnie zdziwił, a trochę rozśmieszył ;)). Fragment, w którym Iwan znajduje sposób na przyzwanie szatana, jest, jak dla mnie, mocno naciągany, jeśli chodzi o logikę. Jeżeli byś chciał zachować trochę odniesień do rzeczywistości (nie musisz, skoro fantastyka), to w alfabecie hebrajskim każda litera ma wartość liczbową, a nie zlicza się liczby liter w słowie. Ale tu może ja czegoś nie zrozumiałam i miało być właśnie tak, jak jest. Nie do końca też rozumiem motywacje bohatera i jego rozpacz. Aha, no i "stróżka" "strużce" nierówna ;)

Przebrnąć przebrnąłem, nawet bez większego wysiłku. Nie mogę jednak powiedzieć, bym znalazł na końcu większą satysfakcję.

Widać, że mniej więcej wiesz o czym piszesz, niemniej ten “kod” złamany przez Iwana dla mnie był mocno naciągany. Jestem niemal zupełnym laikiem w sprawach tajnych biblijnych szyfrów (chyba, że Kod Leonarda da Vinci się liczy?), co może być jakimś argumentem przemawiającym na obronę tekstu. Niemniej moje odczucia są najmojsze, a najmojsze odczucia są takie, że to wszystko, wybacz dosadność, jakiś bełkot był po prostu. Zupełnie mnie to nie przekonało.

Historia też, niestety, nie opowiada niczego jakoś bardzo ciekawego czy ważnego. W każdym razie niczego takiego nie znalazłem w niezrozumiałym dla mnie finale. Koleś się zdziwił, “a potem zdechł. A to pech!”, że zacytuję sobie klasyka. Po co? Co nam to mówi?

Motywy diabła są tutaj niejasne i niespójne (skąd się wziął?, czego chcioł?, czemu próbował ukryć przed bohaterem swoją prawdziwą tożsamość?, czemu Hynek go tak nie lubił i czemu nie próbował z nim współpracować, skoro chciał zgłębiać tajemnice piekła, a tu miał na wyciągnięcie ręki najlepsze możliwe źródło informacji?, pytania, pytania, pytania), a śmierć alchemika nie ma wyraźnego związku z resztą opowiadania. Serce (i zwieracz) mu z żalu pękły? O co tu chodzi?

Rozczarowało mnie też, że Nochal, mimo że odcisnął się dosyć mocno w opowiadaniu, nie miał w nim żadnego dalszego udziału. Byłem niemal pewien, że to właśnie on skończy na jednym z krzesełek. Ale nie, niestety. Jemu samemu źle tam nie życzę, żeby nie było, ale położyłeś na gościa nacisk taki, jakbyś dawał do zrozumienia, że jeszcze będzie miał coś ważnego – i ciekawego – do powiedzenia w tej historii.

Pierwszy, łatwiejszy sposób na przyzwanie Władcy Piekieł jest tak naiwny, że aż zabolało. Banał i sztampa. I nawet pomimo, że uzasadniona, nadal dla mnie tym właśnie pozostaje: banałem i sztampą. Naprawdę najmniejsza linia oporu.

Jedyną w miarę wyraźnie zarysowaną tutaj postacią jest Hynek, ale to gość, którego naprawdę trudno polubić. I chyba nie miałoby to sensu. Pyskaty gbur, który na wszystkich wrzeszczy i nikogo nie lubi. Prawie jak ja, ale bez tej ikry i charyzmy.^^

Teufel sympatyczny, ale też i bardzo wtórny. Może gdybyś nieco więcej miejsca poświęcił diablikowi, zyskałby i on, i opowiadanie. A tak, to jest po prostu diabeł, jakich wiele. Pozostali uczeni natomiast wszyscy tacy na jedno kopyto (diabelskie?) trochę. Przegadują się niby fajnie, jest order uśmiechu za to, ale nie odróżnisz jednego od drugiego. Może Nochal się tu wyróżnił, ale też głównie dlatego, że stanął w opozycji do reszty.

Poza kilkoma wyjątkami tekst napisany sprawnie. Najbardziej zazgrzytało mi to:

Wyjdź stąd po dobroci, pókim jeszcze się nie rozeźlił!

To jest i niezgrabność językowa i jakiegoś rodzaju pleonazm w jednym. A przy okazji nonsens. Wyjdź pókim dobry, albo będę zły! Niezbyt przekonująca ta groźba.

 

A w ramach ciekawostki:

 

Po chwili pogłaskał się po gładkiej łysinie i odłożył książkę.

Nie spotkałem się jeszcze z łysiną, która, niedotknięta zdarzeniami losowymi, nie byłaby gładka.

 

Podsumowując, opowieść choć miała swój urok i fajny klimat, nie porwała mnie, a trochę wręcz rozczarowała, ale napisana jest fajnie i – co ważniejsze – lekko, a to dobra baza wypadowa na dalsze literackie rajdy.

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jest właściwie jedna rzecz, która przeszkadza mi w tym tekście. Wydarzenia zdają się być tu wystrzeliwane ogniem ciągłym z karabinu maszynowego. Nie sugeruję oczywiście, że powinieneś opisywać pieczołowicie każde źdźbło trawy i płytę chodnika, ale moim zdaniem odrobinę (słowo klucz) większe rozbudowanie  świata i nakreślenie postaci pomogłoby mi jako czytelnikowi bardziej zainteresować się i wciągnąć w to, co dzieje się w tekście. Rozumiem, że obecna forma nastawiona jest na opowiedzenie historii, nie przywiązując szczególnej wagi do innych aspektów, unikając przez to rozwlekania tekstu, ale w pisaniu – jak we wszystkim – trzeba znaleźć kompromis. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo przecież nie musisz mnie słuchać. 

Poza tym całkiem interesująca lektura.

Największy plus za klimat: diaboł, Praga, Żydzi, to coś, co żwirki lubią najbardziej. Z tym, że fabularnie prawie zupełnie mi nie podeszło. Nie kupuję tego kodu liczbowego. Naciągany strasznie, a bohaterom coś za łatwo poszło rozkminienie, o co z tym supertajnym szyfrem chodzi – nawet Turing musiał się trochę nagłowić, zanim złamał kod Enigmy, a ci sobie usiedli i od kopa znaleźli rozwiązanie.  

Nie kupuję też „starej Biblii Szatana napisanej w języku jidysz”. Jidysz był przez długie lata językiem głównie mówionym (czemu wcale się nie dziwię, bo pisanie w jidysz to katorga ;)) i używano go raczej do zostawiania karteczek w stylu „Icek, kup chałwę” na lodówce.

Dialogi momentami uderzały mnie jako przefajnowane.

Zakończenie rozczarowujące i dość naiwne. Hynek poczuł ciężar winy i padł, wyrzutem sumienia rażon?

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ale się Jurki rozpisały! Dzięki wielkie za krytyczne spojrzenie. Nawet nie wiecie jakie to dla mnie cenne, przepadam za krytyką (a takie tam zboczenie), ponieważ dopiero się uczę. Dwa lata spędziłem na czytaniu książek i dobrego bloga/ poradnika dla pisarzy. Pisząc grafomanię tolkienowską i sapkowską dostałem porządną nauczkę, gdy przyszło mi usunąć dziesiątki tysięcy znaków. Fantastykę.pl śledziłem z ukrycia, czytałem opowiadania, udzielałem się na shoutboxie, ale to wasz konkurs pchnął mnie do przodu. Powiedziałem sobie: Już czas! No i tak… Miesiąc czasu na sklejenie tekstu, redakcję i obmyślenie planu na hasło, nie podołałem. Wybrałem tematykę, która powinna być rozwinięta na więcej niż dwadzieścia tysięcy znaków, ale to był mój błąd. Kolejnym błędem było to, że nie zacząłem od zakończenia, powstało ono w trakcie poprawek, a było szlifowane już po opublikowaniu. Ale spotkałem się też z miłym odzewem czytelników i zapracowałem na dwa kliknięcia do biblioteki. Naukę wyciągnąłem, teraz czas na pisanie. Pozdrawiam was serdecznie i dziękuję z całego serca!

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Bardzo fajna i zdrowa postawa, Wilku. Szacunczek. Chulernie się cieszę, że daliśmy Ci kopa, by tutaj zastartować. Jakkolwiek tekst faktycznie wymaga dopracowania, to i tak ze spokojem możesz uznać swój debiut tutejszy za całkiem udany. Szczególnie, jeśli dzięki niemu i mniej lub bardziej mądrych mądrościach z komentarzy czegoś się nauczyłeś.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Och, Anet! Zawitałaś i pod moje wypocinki! Dzięki za przeczytanie, fajnie że ktoś odwiedził tekst po takim czasie od publikacji.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Nowa Fantastyka