- Opowiadanie: soku1403 - Dobro i Zło, czyli jak to się zaczęło

Dobro i Zło, czyli jak to się zaczęło

Myślę, że pomysł jest dość oryginalny, a humor... nie mnie oceniać.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Dobro i Zło, czyli jak to się zaczęło

Siedzieli wspólnie przy jednym ognisku, grzejąc dłonie w tę pochmurną, nieprzyjemną noc oraz opowiadając sobie rozmaite historie, z których każda albo mroziła krew w żyłach albo powodowała donośny wybuch śmiechu. Co jakiś czas zajadali się również pysznym, tłuściutkim mięsiwem, które, ku zdziwieniu wszystkich, najlepiej przysmażał Golem.

Doroczny Zjazd Postaci Fantastycznych trwał i trwał, co jednak wcale nie przeszkadzało jego uczestnikom, ponieważ ciągle byli zajęci jakimiś atrakcjami. A to złośliwy Chochlik coś komuś podkradał, a to Wiedźma przemieniła całe ich grono w żaby, a to Smok ział niemiłosiernie gorącym ogniem. Akurat to ostatnie większości się nie spodobało, albowiem miast delikatnie zgrillowanych pianek otrzymywali kupkę popiołu.

Po upływie jakichś dwóch godzin zorganizowali karciany turniej. Rzecz jasna, faworytem tejże rozgrywki od samego początku był Krasnolud, bez problemu pokonując Goblina, Elfa i Rusałkę. Mimo to w finale długo mierzył się ze zdeterminowanym Demonem, który po ostatecznej porażce tak się zdenerwował, że zaczął grozić Krasnoludowi i wymachiwać mu sczerniałym palcem przed brodatą twarzą.

– Ażeby cię piekło pochłonęło! – wrzasnął do niego, a reszta zareagowała na to gromkim śmiechem. Demon nie od razu wyłapał tenże paradoks własnej roboty, ale po chwili przyłączył się do nich, łapiąc się za brzuch.

Później bawili się w chowanego. To starcie było znacznie bardziej zażarte i wyrównane. Pierwszy szukał Troll o wielkim łbie, lecz o niezbyt pojemnym umyśle. Przez ponad kwadrans stał w miejscu, drapiąc się po głowie. Wpatrywał się tylko przed siebie z rozdziawioną gębą i co jakiś czas mruczał coś niezrozumiale.

Wreszcie Paladyn zorientował się, iż coś tu nie gra i postanowił zebrać wszystkich oraz omówić problemy dotyczące gry.

– Proponuję, aby szukał ktoś inny – rzekł.

– Ja chcieć kryć – powiedział Troll i runął na gruby tyłek.

– No świetnie – Paladyn skrzywił się z obrzydzenia. – Właśnie usiadłeś na Przerośniętej Musze.

Troll wydukał coś, po czym niezgrabnie wstał, podpierając się na rękach i przyjrzał ciemnozielonej plamie, jaka wykwitła pod jego pośladkami.

– Oj.

– I tak co roku – westchnął Ork, gładząc się po dwóch dużych, wystających z dolnej szczęki zębach. – Wszystko musisz psuć, Trollu. Trzy lata temu zjadłeś cały domek z piernika, dwa lata temu złamałeś nos Zaczarowanemu Ołówkowi myśląc, że to zwykły ołówek, a rok temu oparłeś się o Magiczne Stuletnie Drzewo, które przewróciło się pod twoim ciężarem. No i teraz to! – Ork pokiwał karcąco głową i zacmokał, co zabrzmiało jak siorbanie dziecka. Przerośniętego i bardzo grubego.

– Oho, powiedział – żachnęła się Kapłanka w białej szacie i jasnych włosach, sięgających jej do ramion. – Taki święty… a zapomniałeś już, przez kogo pierwszy raz od niepamiętnych czasów na naszym obozie nie pojawił się Bazyliszek?

– To był wypadek – próbował usprawiedliwić się Ork. – Ja tylko…

– Tak, jasne – przerwała mu. – "Tylko". Tylko namówiłeś go, by spojrzał w lustro i co? Biedaczek tak stwardniał, że można by połamać sobie kostki na jego nowej skorupie.

– Ale to nie ja potem go rozbiłem na setki kawałeczków! – znów łypnął na Trolla, tym razem ze znacznie większym oburzeniem.

– Ja chcieć jedynie się pobawić z Bazyliszek – odburknął ponuro. – Ja nie chcieć go skrzywdzić.

– Zakończmy już te spory – odezwał się pojednawczym tonem Paladyn. – Wszak powinniśmy nawzajem się miłować w imię naszych wspólnych bogów.

– Aleś niefortunnie sklecił to zdanie – zauważył Demon i zatupał gniewnie. – "Wspólni bogowie", też mi coś. Jeśli mnie pamięć nie myli, to ci sami bogowie wysłali mnie do mrocznych otchłani tylko dlatego, że któregoś dnia zapomniałem zapłacić im daninę.

– Nie daninę, a dar od serca – poprawił go Paladyn.

– Na jedno wychodzi. Cóż, tak czy inaczej bogów w to nie mieszaj. Żadnych.

– Skoro już co nieco sobie wyjaśniliśmy – uciął Centaur, szurając tylnymi kopytami po leśnej nawierzchni – to proszę wszystkich o ciszę. Mam już dosyć waszych bezsensownych kłótni.

– No tak – przytaknął mu sarkastycznie Druid. – No bo przecież jesteś opiekunem lasów i musisz dbać o swoje tereny, co by jego mieszkańcom było mile, cicho i przyjemnie. A jam, oczywiście, wcale się nie interesuję drzewami, krzewami i poszczególnymi roślinami; sprawami, które zajmują mnie od kilkudziesięciu lat!

– A co to ma do rzeczy? – parsknął Centaur. – Nawet o tobie nie wspomniałem, dziadku, a ty mnie bezpodstawnie o coś oskarżasz.

– Tylko nie dziadku – Druid podciągnął rękawy swojej szarej szaty i zdjął kapelusz, odsłaniając łysinę. – Bo cię zaraz nauczę szacunku do osób bardziej doświadczonych.

Zapanował chaos. Demon podszedł do krasnoluda i dyskretnie "podziękował" mu za rozegraną partyjkę w karty. Ork, Golem i Wilkołak otoczyli Trolla, wierzgającego nogami. Paladyn wyciągnął z pochwy swój Miecz Sprawiedliwości i machnął nim Czarnoksiężnikowi tuż przed nosem. Kuroliszek zaskoczył od tyłu Wiedźmina, raczącego się właśnie swymi eliksirami. Druid zaś, pomimo swej wątłej postury, rzucił się na Centaura, powalając go na ziemię.

Bili się tak i sprzeczali stosunkowo długo i nie było mowy o jakichkolwiek rozejmach. Ostatecznie podzielono się na dwa główne ugrupowania, zgodne z poglądami poszczególnych osób: na ZŁO (Zakompleksieni Łamacze Obojczyków), w których szeregi wstąpili min. Czarnoksiężnik, Smok, Demon, Chochlik czy Wilkołak, oraz na DOBRO (miesiącami głowiono się nad rozwinięciem skrótu, jak się okazało, na próżno), reprezentowane min. przez Paladyna, Kapłana czy też Maga (oraz Centaura i Druida, którzy pogodzili się pomimo faktu, że to oni byli prowodyrami konfliktu). Zgodnie z już tamtejszymi, luźno określonymi prawami i zasadami, pierwsza grupa osiedliła się w piekielnych odmętach, natomiast druga zagościła w Raju lub też w niektórych zakątkach Ziemi.

Spór wciąż się zaogniał, a gdy oba stronnictwa po raz pierwszy dostrzegły człowieka, zaczęły bić się o monopol manipulowania tymże stworzeniem, jednakże bogowie (ani dobrzy, ani źli – nazwijmy ich "bezstronnymi") dali ludziom wybór, co trochę skomplikowało sytuację, wzmagając niechęć Zła do Dobra i Dobra do Zła, trwającą po dziś dzień. 

Koniec

Komentarze

Pod pewnym względem na pewno oryginalne, ale wstawka na końcu – o dobru i źle – taka na siłę trochę. Rozumiem jednak, że to coś w rodzaju puenty.

Osobiście nie bardzo mi podeszło: trochę przegadane, dialogi zawiązane ciut na siłę i stanowią raczej słabą okazję do innego ujęcia znanych motywów. 

Natomiast zdaje mi się, że całkiem dobrze napisane, bo przeczytałem za jednym zamachem (choć początkowe zdanie zaskoczyło mnie długością). Z początku myślałem że piszesz o konwencie, ale później ciekawie zawiązałeś motyw “fantastycznego spotkania” (które niestety dialogi psują).

F.S

Myślałem, że nie będzie żadnej konkluzji… Ot pomysł bez ułożenia z niego jakiejś historii z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. A jednak zakończenie było. Niestety. Przez nie cały szort staje się naiwny. A wcześniej można było go w sumie odebrać ironicznie, by bardziej się spodobał.

Dwa momenty mnie rozbawiły. 

“zaskoczył od tyłu Wiedźmina, raczącego się właśnie swymi eliksirami” – w sumie nie wiem, co w tym zabawnego, ale kąciki ust drgnęły. 

“Ostatecznie podzielono się na dwa główne ugrupowania, zgodne z poglądami poszczególnych osób: na ZŁO (Zakompleksieni Łamacze Obojczyków), w których szeregi wstąpili min. Czarnoksiężnik, Smok, Demon, Chochlik czy Wilkołak, oraz na DOBRO (miesiącami głowiono się nad rozwinięciem skrótu, jak się okazało, na próżno)” – zakompleksieni łamacze obojczyków, niezłe, z jakiegoś powodu skojarzyło mi się z Pratchettem. A ze skrótu DOBRO też wybrnąłeś. 

Biorąc pod uwagę twój wiek, jest nieźle. Błędów trochę, ale nie tyle, żeby odrzucało jak w przypadku niektórych zamieszczanych tutaj tekstów. 

I jak chcesz jeszcze jakąś konkretniejszą radę: zacząłbym od zdania, w którym wiadomo, co się dzieje. Pomysł to atut. Przyciągnij uwagę czytelnika od początku, pisząc od razu o tych fantastycznych postaciach. Bo tak to najpierw sobie wyobraziłem sobie Mazury, ognisko, browary. A potem nagle jakiś golem. A potem cały zjazd. Krótko mówiąc: pomyśl nad zamianą kolejności pierwszych dwóch akapitów. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za rady. Na pewno zastosuję się do nich w moich następnych opowiadaniach. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Sympatyczne opowiadanko. Bez jakichś wielkich pomysłów fabularnych, ale jako miły przerywnik – może być.

DOBRO – Drużyna Obrońców Borów, Rozlewisk i Oceanów. ;-)

rok temu oparłeś się o Stuletnie Drzewo, czym które przewróciło się wraz z calutkimi korzeniami.

Eeee? Btw, Stuletnie Drzewo to chyba żaden fenomen? Jeśli to postać znana z klasycznych książek fantasy, to przepraszam.

Babska logika rządzi!

Pomysł ciekawy, w końcówce trochę łopatologia, ale poza tym czytało się całkiem nieźle.

Cześć.

Lubię fantasy. Lubię konwenty. I lubię śmieszne teksty. Lubię też twórczość pana Pratchetta.

Ale nie lubię Twojego tekstu.

  1. Interpunkcja: wkurzająca i błędna. Wkurzająca przez nadmiar przecinków i siekanie nimi zdań.
  2. Dialogi: najsłabszy element. Daję słowo, że podobne były w moich tekstach, gdy miałem 14 lat. Pod względem niewiarygodności i sztuczności to ten sam dziecięcy poziom.
  3. Humor… Mmm… Śmieszek ze mnie żaden. Ale pan Pratchett pisze zabawnie (zanim zacznie się powtarzać). Tobie nie wyszło. Wcale.

Całość przypominała mi bal przebierańców w byle sitkomie. A sitkomy to właśnie taki poziom myślenia i dialogów.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dziękuję za wszystkie opinie: te pozytywne, ale i negatywne. Finklo, zapomniałem wspomnieć, że to Magiczne Stuletnie Drzewo (he, he), ale już poprawiłem. No i cieszę się, że otrzymałem ten jeden punkcik do biblioteki, bo to zawsze jakaś motywacja. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Do jakich ras/gatunków przynależeli kapłan, mag, paladyn i druid?  

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Odpowiedź na to pytanie w sposób doszczętny niszczy końcówkę utworu, toteż przemilczę to. laugh

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Tak myślałem :D 

Nie trać wiary, Soku, ale i nie miej mi za złe, że nie pochylę czoła akurat przed tym tekstem. Chyba miało być humorystycznie, ale wymyślenie jednego skrótowca i pogłowienie się nad wymyśleniem drugiego, to trochę za mało na zabawną puentę. Rozwijaj się dalej. 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Najpierw autor dał nam relację z konwentu na wspak, którego uczestnikami zamiast ludzi były postacie fantastyczne. Potem tonacja nagle uległa zmianie i otrzymaliśmy opis poważnego konfliktu dobra ze złem o człowieka. Pomysł na konwent byłby całkiem ciekawy, gdyby wykraczał poza prosty humor sytuacyjny. Przecież aż się prosi, żeby wykorzystać go do satyrycznego przedstawienia rzeczywistych konwentów. (Nie wiem, czy autor bywa, ale dostępne są relacje). Natomiast końcówka – walka DOBRA i ZŁA – jest kompletnie niespójna z częścią konwentową, można więc ją spokojnie wywalić.

Tym razem opowiadanie dość średnio przypadło mi do gustu, ale cieszę się, Soku, że ciągle masz  pomysły i nie porzucasz prób pisarskich. Nie zaniedbuj pracy nad poprawianiem umiejętności. ;-)  

 

za­ja­da­li się rów­nież pysz­nym, tłu­ściut­kim mię­si­wem, które, ku zdzi­wie­niu wszyst­kich, naj­le­piej przy­sma­żał Golem. – …przypiekał/ piekł Golem.

Smażenie odbywa się na patelni, z udziałem tłuszczu.

 

po czym nie­zgrab­nie wstał, pod­pie­ra­jąc się na rę­kach… – …po czym nie­zgrab­nie wstał, o­pie­ra­jąc się na rę­kach/ pod­pie­ra­jąc się rę­kami

Opieramy się na czymś, podpieramy się czymś.

 

i przyj­rzał ciem­no­zie­lo­nej pla­mie, jaka wy­kwi­tła pod jego po­ślad­ka­mi. – …i przyj­rzał się ciem­no­zie­lo­nej pla­mie, która wy­kwi­tła pod jego po­ślad­ka­mi.

 

żach­nę­ła się Ka­płan­ka w bia­łej sza­cie i ja­snych wło­sach, się­ga­ją­cych jej do ra­mion. – …żach­nę­ła się Ka­płan­ka w bia­łej sza­cie i z jasnymi włosami, sięgającymi jej do ra­mion.

 

– Ale to nie ja potem go roz­bi­łem na setki ka­wa­łecz­ków! – znów łyp­nął na Trol­la… – – Ale to nie ja potem go roz­bi­łem na setki ka­wa­łecz­ków! – Znów łyp­nął na Trol­la

 

szu­ra­jąc tyl­ny­mi ko­py­ta­mi po le­śnej na­wierzch­ni… – …szu­ra­jąc tyl­ny­mi ko­py­ta­mi po le­śnej ściółce

Sprawdź znaczenie słowa nawierzchnia.

 

Ork, Golem i Wil­ko­łak oto­czy­li Trol­la, wierz­ga­ją­ce­go no­ga­mi. – Masło maślane. Wierzgać można tylko nogami.

Wystarczy: Ork, Golem i Wil­ko­łak oto­czy­li wierzgającego Trol­la.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka