- Opowiadanie: aarrttvvrr - Wąż boa mówi

Wąż boa mówi

To zaczyna się i kończy, ale, jak wszystko, co się kończy, ma szansę się kontynuować

Zapraszam

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wąż boa mówi

Mleczne kafelki wiją się jak ogromny boa dusiciel, gotowe by spaść z atakiem. Ale wąż nie może mnie pochwycić. Bo ja kryję się jak małpka, wśród gałęzi i liści. Otacza mnie wielkie dębowe biurko i doniczka z drzewem bonsai. I, co najważniejsze, wszelkie potwory boją się serdecznego uśmiechu pana doktora Nariusa.

– No to dobrze, co, mój drogi? – pyta spokojnie doktor, zaczesując siwe loki starą dłonią. – Wiem, że to trochę, heh, typowe, prawda? Ale, jak to się mówi, od czegoś trzeba zacząć.

 Nie wiem, czy tak się mówi. Wiem tylko, że biała kartka z czarnymi plamami pojawiła mi się przed twarzą.

– Co widzisz? Co, mój drogi?  

Podniebienie, język, zęby, wszystko zatopione w ciemności. Wtem promyk światła przeskakuje nad ustami. Rzuca się jak żołnierz na froncie, ukazuje małą, niebieską kapsułkę. Ta lśni jak święty Graal, jak męczennik gotowy na lot do Niebios. Ale nic z tego. Cienie trzonowców rozgniatają tabletkę, słodki płyn wtapia się w dziąsła i kubki smakowe.

– Lordzie?

W to by chcieli uwierzyć. W to by mogli uwierzyć. Oni, mityczni i legendarni oni. Najwięksi wrogowie wszystkich. Ostateczne zło całego świata, cel, który jednoczy masy. Oni. Oni mogliby w to uwierzyć.

– Lordzie, ruszamy?

– Prawda jest taka – powiedział lord Charavasan, wolno, jakby kształtowanie słów wymagało wzmożonej precyzji i skupienia. – Prawda jest taka, że to nie żaden lek czy trucizna. To nie żadna tabletka. Żadna substancja świata mnie nie tworzy, rozumiesz mnie, panie Jin?

– Lordzie?

– Zostałeś papugą, panie Jin?

„Kwa, kwa!” Czy co mogą mówić papugi. Od Jina czuję odległość, którą może czuć tylko orzeł milion szczurów nad ziemią. Albo snajper za celownikiem. Tylko spust oddziela go od kolejnej śmierci. Albo jakikolwiek inny człowiek, który przeżywa odrodzenie, katharsis, reinkarnację pod wpływem czegokolwiek. Najbardziej losowych fragmentów życia. Kim jest ten ambasador ludzi pozbawionych tej magicznej zdolności? Ten mąż, ten wiecznie pytający człowiek? Kim jest ten pan Jin?

– Lordzie?

Pan Jin jest człowiekiem, który porzucił ludzką powłokę. Rozdarł skórę, wyrwał mięsnie. I kiedy stał tak, w świetle gorącego słońca, stygnąc jako sam mleczny szkielet, wtedy postanowił, że do jego trupiej czaszki do twarzy mu w pstrokatych piórkach. I został papugą.

– Lordzie, czekamy tylko na znak.

– Dobra, koniec rozmysłów. Ruszamy.

Charavasan wstał z fotela na tyłach ekskluzywnego samochodu. Kilkunastu mężczyzn otaczało starą kamienicę, przypominając robotników zbierający się do prac restauracyjnych. Wszyscy nosili potrzebne narzędzia i mieli dobry plan. Ich dowódca zapukał do drzwi, więc podeszli bliżej, celując w asfalt ulicy i płytę chodnika pistoletami.

– Pan Char? – zapytał skrzeczący głosik przez lekko uchylone drzwi.

– Tak, moja droga – zaśmiał się lord. – Możemy?

– Tak, oczywiście, przepraszam…

Wrota otworzyły się i po chwili sześciu mężczyzn weszło do starej kamienicy. Pół tuzina ich przyjaciół pozostało na dworze, ukryci pod osłoną nocy, kilkanaście przecznic od serca miasta.

– To co? – zapytał Char w ciemnościach wnętrza. – Idziemy na górę?

– Oczywiście, poprowadzę was po stopniach, dobry panie. Strasznie skrzypią.

Lord Charavasan ruszył za starszą panią, na schodach wystukując butami wesoły rytm. Jego ludzie schowali broń za pasy i nieudolnie próbowali dostosować się do muzyki lidera. Po kilku piętrach skocznej orkiestry wszyscy weszli do ciemnego pokoju. Potworny smród kadzidła, przypraw i tanich odświeżaczy wisiał w powietrzu jak kat, skazując gości na marszczenie nosa i przekleństwa. Charavasan bez chwili wahania podszedł do zasłoniętych okien, zdarł z nich rolety i otworzył na oścież. W sekundę srebrne promienie rozrzedziły mrok pomieszczenia, a czyste powietrze świata zewnętrznego zawalczyło z odorem w środku.

– Wybacz za te rolety, panno Lou, ale przydałoby ci się kupić nowe nozdrza.

– To nic, panie Char. To był tylko instynkt, prawda?

Lord uśmiechnął się i bez słowa usiadł na parapecie, rozkoszując się chłodnym wiatrem. Część jego żołnierzy stanęły przy nim, reszta wyszła na korytarz, zabezpieczając schody. Siwa i malutka panna Lou przycupnęła koło fotela, jedynego mebla w pokoju.

– Zaczynamy?

– Tak, panie Char. Jak pan wie, miałam propozycję. Pańskie pojawienie się w moich skromnych progach musi być wyrazem zainteresowania.

– Oh, tak, panno Lou. Pani propozycja jest niezwykle kusząca.  

– No to tak, panie Char. Mogę obdarować pana…

Ktoś chrząknął, przerywając piskliwe słowa staruszki. Po skinieniu lorda ten ktoś został wyrzucony przez okno. Po chwili rozległ się trzask łamanych kości.

– No, he, no tak, panie Char. Mogę obdarować pana oczami przyszłości.

– W sensie jasnowidzenie? Tak, panno Lou?

– Tak, panie Char.

– Fantastycznie, więc chyba bio…

Czarne niebo spadło tysiącem strzał. Wszędzie rozniósł się stukot grotów i syczenie rozcinanych pancerzy, zalewając świat strumieniami krwi. Z przerażającym krzykiem setki ciał wtopiło się w coraz czerwieńsze błoto, wytrzeszczając oczy i szczerząc zęby w ostatnich grymasach życia. Umierające twarze zastygły jak maski najdoskonalszych posągów, swym wiecznym spokojem kontrastując z wciąż drgającymi kończynami. Ostatni pocisk uderzył w ziemię i nastała cisza, nieprzerwana ani jednym jękiem ust czy bluzgiem żył. Charavasan wstał z kolan, wygładził ordery na zbroi i odrzucił miecz. Oczy mroczniejsze od nieboskłonu spojrzały na nadchodzące szeregi, powietrze przeciął dźwięk bębnów i trąb. Mrowie żołnierzy otoczyło jedynego, który przetrwał grad strzał. Zasłonili chmury włóczniami i sztandarami, ich pochodnie zalśniły na czarnym tle. Wszystko znów ucichło.

– Żyję… wciąż żyję, tak?

Któryś z wojowników zdawał się odpowiedzieć, lecz Charavasan go nie dosłyszał. Po chwili inny żołnierz wypluł jakieś słowa i nagle, jak na komendę, cała armią zaryczała swą mantrę:

– Cha! Cha! Cha! Cha!

Charavasan obudził się na sali konferencyjnej, na szczycie wieżowca w centrum miasta. Daleko, setki metrów niżej, dało się usłyszeć klaksony samochodów i krzyki przechodniów.  Niebo jaśniało błękitem i śnieżną bielą, słoneczne złoto rozpływało się ciepłem po wszystkim mieszkańcach tej usługowej metropolii.

– Panie Char?

W powietrzu unosi się zapach pieniędzy.

– Panie Char?

Mężczyzna spojrzał na pytającego starca.

– Tak, panie Cha?

Pan Cha wyglądał jak prawdziwy mędrzec, otoczony siwą aureolą. Krzaczaste brwi, długa broda i włosy w nieładzie zalewały chudą i bladą twarz jak grzywa lwa. Przypominał Charowi postać ze średniowiecznej ilustracji, z której wyblakły wszelkie kolory.

– Słuchał mnie pan?

Przy długim, prostokątnym stole siedziało kilku współpracowników pana Cha i pana Chara, otaczając siedzących naprzeciwko siebie władców jak gwardia.

– Panie Char? Słuchał mnie pan?

 – Nie

Zapadła cisza. Kilku gwardzistów zaklęło cicho. Szlachetna twarz pana Chan nawet nie drgnęła.

– Słucham?

– Spokojnie, Chan. Czas na słuchanie minął, złoto nie wystarczy. Ha, dobre.

Charavasan wstał, podszedł do zastępującego ścianę okna i odwrócił się lekko, tak, by zgromadzeni widzieli tylko jego profil.

– Wiesz, Chan. Przestałeś mi się podobać. Mam przeczucie, jakby twoim planem było zniszczenie mojej organizacji, wiesz? Wcale nie czuję, jakbyśmy mieli przed sobą, wiesz, w przyszłości, dobrą współpracę, dobra?

Nikt nie odpowiedział.

– Wiesz, Chan. Może mamy podobne imiona, ale tylko to nas łączy, wiesz? Ten mały fragment, to malutkie „Cha”. Cha, Cha, Cha. Cha! Cha!

– Może pan nie krzyczeć, panie Char?! – zawołał Chan, zaciskając dłonie wokół krawędzi stołu. – Nie rozumiem, co się tu dzieje. Ale to pan…

– Cha! Cha! Cha! Cicho, Cha!

– Błagam, ja mam rodzinę! – niemalże święte oblicze starca nagle wykrzywił grymas, szare oczy wypełnił strach.  – Błagam!

– Co? – Char rozejrzał się po pomieszczeniu. Otworzył lekko usta, zmarszczył brwi. Z roztargnieniem odgarnął granatowe włosy z czoła. – Co? Co jest, ktoś, coś?

– Panie Char – rzekł jeden z gwardzistów. – Napadliśmy na tego tutaj pana, pana Chan, i zaciągnęliśmy tutaj. Ee, znaczy…

– No porwaliśmy kolesia, panie Char – powiedział z przejęciem inny mężczyzna. – No i już. Bam, bam! I po sprawie. Zabieramy go tutaj, jak pan kazał, stawiamy na krzesło i już. Pan miał z nim mówić, tak?

– Oh, faktycznie – parsknął Charavasan. – Ah, fakt. Dzięki za przypomnienie, chłopaki. W takim razie moja podniosła wizja, mój wieszczy sen jest trochę bezsensu. Jak o tym myślę, teraz. Teraz, tak. A może tak tylko się zdaje…?

– Panie Char, ja już nie mogę! – zapiszczał Chan, całkowicie tracąc aurę powagi i majestatu. – Ja zapłacę, mam pieniądze, mam władzę…

Charavasan spojrzał na więźnia z nagle odmienionym spojrzeniem, pełnym szaleństwa i ognia. Podszedł do starca, złapał go za kark i z mocą cisnął o szklaną ścianę. Wyciągnął pistolet i strzelił dwa razy. Naboje rozbiły szybę.

– Dziwnie się twoje nazwisko odmienia, muszę przyznać, panie Chan. Giń, Chan! Zabrałem ze sobą Chan! Idę za rączkę z Chan! Ale bezsens, no naprawdę!

Następny wystrzał trafił starca w brzuch, wyrzucając go za framugę. Po kilku sekundach biały garnitur mężczyzny eksplodował krwią, setki metrów niżej. Pan Char podszedł do wyjącej wiatrem dziury.

– Przekroczył krawędź, muszę przyznać – zaśmiał się zabójca, znów lekko odwracając twarz.

– W istocie – powiedział ktoś tuż za nim i nagle Charavasan poczuł pchnięcie i to, że spada.

– Panie Char?

Lord znów znalazł się w mrocznym i śmierdzącym pokoju, choć otwarte okna zdołały nieco pomóc sytuacji.

– Panie Char? Zawahał się pan, panie Char?

–  Eh, wiesz, co. Chyba jednak nie biorę.

– Czemu? Czemu, panie Char?

– Ehh – parsknął lord uśmiechając się do samego siebie. – Ciężko to powiedzieć, wiesz?

Nikt nic nie powiedział. Charavasan wykrzywił twarz, pogłaskał podbródek i splunął za okno.

– Miałem wizję przyszłości siebie z wizjami przyszłości – rzekł w końcu. – Niepokojące.

– Na pewno, panie Char? To jedyna taka oferta…

– Oh, nie lubię, kiedy coś się przede mną zamyka. Albo za mną. Na pewno nie będziemy mogli potem porozmawiać?

– Na pewno, panie Char.

– Na pewno?

– Mój drogi?

– Karteczka wygląda jak motylek – odpowiedział Char od razu. – Zdecydowanie.

Boa dusiciel prawie mnie dorwał, ale pan doktor Narius zawsze ratuje sytuację.

– Prawda?

– Prawda – zaśmiał się pacjent. – Całkiem, ee, dziecinny rysunek, prawda?

– Bo to jest, całkiem dosłownie, motylek narysowany przez moją wnuczkę – starszy pan wyprostował się na fotelu, wciągnął powietrze do piersi. – Zabawna historia, wiesz ile ma lat?

– Nie. Cztery?

– Trzydzieści sześć. Cierpi na rzadką chorobę, jej mózg… jej umysł nie jest do końca, no wiesz, wykształcony. Jest jak… – Narius powoli wypuścił tlen z płuc. – Jest jak balon, z którego uleciało trochę powietrza. Jest jak…

– Serio? – nie wytrzymał Char, nachylając się nad biurkiem. Po sekundzie ciszy oparł policzek o drewno i zmarszczył brwi. – Znaczy się, ee, bardzo mi przykro. No, tak. Znaczy się…

Doktor przerwał mu śmiechem.

– Tak robią młodzi, prawda? – Narius parskał i chichotał przez zbierające się łzy. – Prawda, mój drogi? Tak robią młodzi, te, no, kawały. Hehe. No nie wierzę, ale byłeś zdziwiony! Jak ten balon, tylko pęknięty, hehe. „Serio?”. „Ee, bardzo mi przykro”. Hehe. Wybitne. Naprawdę, eeeh, wybitne.

Charavasan podrapał się po głowie.

– No tak.

– No tak, mój drogi! Ależ mina! Haha! Wybacz, ale przygotowywałem ten kawał. Wiesz jak ciężko jest z czymś takim, ee, zachować żelazne nerwy, stalową wolę? Bardzo, uwierz. Szczególnie z tobą, jak się tak zwieszasz co chwilę. Podaję ci kartkę, myślę: „Ale będą jaja”. I nic. Chyba z minutkę patrzysz się w kosmos. Niesamowite.

Doktor Narius jest najbardziej popapranym człowiekiem, jakiego znam. Zaszczytne miejsce zapewnia mu legitymacja psychologa, co ten człowiek jest wstanie wyrabiać z pacjentami… Czasem pokazuje mi nawet filmy, no po prostu jak z koszmaru czy z historyjki, jaką uzasadniają publiczny lincz jakiegoś kolesia. Założę się, że jakbym gdzieś to udostępnił, te terapie pana doktora, to by zaraz zleciały się tu kamery, mikrofony, dziennikarze. I pewnie spluwy też. Może by mnie wypuścili, męczy mnie już siedzenie tutaj.

– Dobry żart? – i ten koleś jest w stanie coś takiego zapytać. – Dobry?

No niebywałe, przysięgam.

– Tak, dobry – zachichotał Char i szybko wstał z fotela. – Mogę iść do toalety?

– Czekej! – pacjent posłusznie padł na siedzenie. – Czekej, czekaj, czekej. Dopiero zaczęliśmy, głupi jesteś? Heh.

– Tak?

– Możesz powiedzieć coś, wiesz, o tych twoich, ee, wizjach, tak? To może być, rozumiesz, źródło twojego problemu. Gdybyśmy zatamowali tą, eh, wyrwę? W twojej tamie świadomości. To wtedy, po zatamowaniu, może nabrałbyś wewnętrznego spokoju, szczęścia. Pokoju. Normalności, rozumiesz?

– Tak?

– To co?

– Może następnym razem – Char znów wstał podając dłoń doktorowi. – Do widzenia.

– Do widzenia, mój drogi – Narius przybył piątkę pacjentowi.

– Do widzenia.

– Tak, do widzenia, mój drogi.

Wąż boa otoczył moje ramię, główką stuka mój nos.

– Cześć – syczy.

– Przykro mi, że tak długo musiałeś płaszczyć się na ścianie – mówię mu ze współczuciem. W końcu ja też tam byłem.

Wyciągam zza paska pistolet. Czuję, jak zimno broni przelewa się na bladą twarz doktora.

– Cześć – syczę.

Na białych kafelkach pojawiają się kolejne zwierzęta. Pełzną w moim kierunku, jakby jakaś siła przyciskała je do ziemi. Ogromne nosorożce, lwy, jaszczury. Małpy i rekiny. Orły i wilki.

– Cześć! – ryczę.  

 

 

 

Koniec

Komentarze

“…postanowił, że do jego trupiej czaszki do twarzy mu w pstrokatych piórkach.“ – Nieprawidłowo skonstruowane zdanie: do czaszki mu do twarzy. Raczej: z jego trupią czaszką do twarzy mu w…

 

“Charavasan wstał z fotela na tyłach ekskluzywnego samochodu.“ – Wstał z fotela w samochodzie? Sufit mu nie przeszkodził? To jak wysoki był ten samochód? Niefortunne sformułowanie.

 

“…przypominając robotników zbierający się do prac restauracyjnych.“ – zbierających

 

“Pół tuzina ich przyjaciół pozostało na dworze, ukryci pod osłoną nocy…“ – ukrytych

 

“…wisiał w powietrzu jak kat…“ – A od kiedy to kaci zwykli wisieć w powietrzu…?

 

“– Wybacz za te rolety, panno Lou“

 

“Część jego żołnierzy stanęły przy nim…” – stanęła

 

“Z przerażającym krzykiem setki ciał wtopiło się w coraz czerwieńsze błoto…” – wtopiły

 

“Któryś z wojowników zdawał się odpowiedzieć…” – “zdawał się” wskazuje na formę ciągłą, więc raczej: zdawał się odpowiadać albo o wiele zgrabniej: Zdawało się, że któryś z wojowników odpowiedział…

 

“cała armią zaryczała“ – armia

 

“…krzyki przechodniów.  Niebo jaśniało błękitem…” – zbędna spacja między zdaniami

 

“…słoneczne złoto rozpływało się ciepłem po wszystkim mieszkańcach…“ – wszystkich

 

“W powietrzu unosi się zapach pieniędzy.“ – unosił

 

To starzec nazywa się w końcu Cha czy Chan?

 

“– Błagam, ja mam rodzinę! – nNiemalże święte oblicze starca nagle wykrzywił grymas, szare oczy wypełnił strach.  – Błagam!“ – zbędna spacja po kropce

 

“…sen jest trochę bezsensu.“ – bez sensu rozdzielnie

 

“Ciężko to powiedzieć, wiesz?

Nikt nic nie powiedział.“ – powtórzenie

 

“– Dobry żart? – i I ten koleś jest w stanie coś takiego zapytać. – Dobry?“

 

“– Czekej! – pPacjent posłusznie padł na siedzenie.“

 

“Gdybyśmy zatamowali tą, eh, wyrwę?“ – Tę

 

“– Może następnym razem[+.] – Char znów wstał podając dłoń doktorowi. – Do widzenia.

– Do widzenia, mój drogi[+.] – Narius przybył piątkę pacjentowi.“ – Przybił

 

Przeczytałam, ale nie wiem, co o tym myśleć. Ponieważ nie wiem, o co chodzi – poza tym, że o chorobę psychiczną wymienioną w tagach – nie wiem kim są bohaterowie, nie widzę żadnej spójnej linii fabularnej, żadnej motywacji, żadnego punktu zaczepienia, nie mogę powiedzieć, by tekst przypadł mi do gustu. Ot, przeczytałam, ale nie zapamiętam. Nie wystarczy niestety przepleść ze sobą kilku oderwanych scen by przedstawić obłęd tak, by zainteresowało to czytelnika i wydało mu się wiarygodne. A przynajmniej ja nie zostałam przekonana.

Niemniej technicznie rzecz biorąc piszesz całkiem nieźle.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak napisała Joseheim, trudno zrozumieć, o co tu chodzi. Jest chyba jakiś ambitny pomysł, ale poprzeczkę postawiłeś o wiele za wysoko. Mimo tego chaosu da się wyczuć, że nie pierwszy raz siadłeś do pisania. Postaraj się napisać coś bardziej przystępnego. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Zgadzam się z przedpiścami – coś tu jest, ale nie zgadłam co. Jakaś wizyta u psychiatry, jakieś poplątane wizje… Rzeczywistość zbyt odległa od mojego pojmowania świata, żebym dobrze się czuła, wchodząc w nią, szukając odpowiedzi na pytania.

Napisane nie najlepiej, często coś mi zgrzytało.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam, ale nie wiem, co też Autor miał nadzieję przekazać tym opowiadaniem.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Roz­darł skórę, wy­rwał mię­snie. – Literówka.

 

Cha­ra­va­san wstał z fo­te­la na ty­łach eks­klu­zyw­ne­go sa­mo­cho­du. – Ile tyłów miał samochód?

 

Po kilku pię­trach skocz­nej or­kie­stry wszy­scy we­szli do ciem­ne­go po­ko­ju. – Kilkupiętrowa orkiestra? Skoczny może być utwór wykonywany przez orkiestrę, ale nie orkiestra.

 

ska­zu­jąc gości na marsz­cze­nie nosa i prze­kleń­stwa. – Jak marszczy się przekleństwo?

 

Oh, tak, panno Lou.Och, tak, panno Lou.

Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 

Cha­ra­va­san spoj­rzał na więź­nia z nagle od­mie­nio­nym spoj­rze­niem… – Jak można spojrzeć ze spojrzeniem?

 

par­sk­nął lord uśmie­cha­jąc się do sa­me­go sie­bie. – …par­sk­nął lord uśmie­cha­jąc się do sie­bie.

 

Cięż­ko to po­wie­dzieć, wiesz?Trudno to po­wie­dzieć, wiesz?

 

Na­rius po­wo­li wy­pu­ścił tlen z płuc. – Z płuc chyba nie wypuszcza się tlenu.

 

Wiesz jak cięż­ko jest z czymś takim, ee, za­cho­wać że­la­zne nerwy, sta­lo­wą wolę? Wiesz jak trudno jest

 

co ten czło­wiek jest wsta­nie wy­ra­biać z pa­cjen­ta­mi… – …co ten czło­wiek jest w sta­nie wy­ra­biać z pa­cjen­ta­mi… 

 

czy z hi­sto­ryj­ki, jaką uza­sad­nia­ją pu­blicz­ny lincz ja­kie­goś ko­le­sia. – …czy z hi­sto­ryj­ki, którą uza­sad­nia­ją…

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zrozumiałam :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka