Witam,
Jest to krótkie opowieść jednego z niezliczonych khariańskich desantów na Veliond. Opowiadanie stanowi mały przedsmak większej całości, którą mam nadzieję kiedyś opublikować :)
Niech dzieło broni się samo ^^
Witam,
Jest to krótkie opowieść jednego z niezliczonych khariańskich desantów na Veliond. Opowiadanie stanowi mały przedsmak większej całości, którą mam nadzieję kiedyś opublikować :)
Niech dzieło broni się samo ^^
Mała, nieznacząca iskierka odłączyła się od potężnej pierścieniowatej stacji wojennej, leniwie dryfującej na orbicie. Czerwone, khariańskie blachy płonęły żywym ogniem w bladym świetle nierealistycznego układu Veliond. Mały okruch, będący w rzeczywistości okrętem desantowym, powoli, acz uparcie zbliżał się do planety, na której miał wysadzić swój żywy ładunek.
Kolejne sekundy upływały praktycznie w nieprzeniknionej ciszy, a czas zdawał się krzepić krew w żyłach. Godzina desantu zbliżała się niespiesznie, niczym kat do swojej ofiary, wiedzący o nieuniknieni nadchodzących zdarzeń. Napawał się tą chwilą, czerpał prawdziwą przyjemność z ostatnich palpitacji serca swojej ofiary. Desantowy kombinezony EVA, zaprojektowany do skoków z naprawdę dużych wysokości wtapiał się powoli w ciało, jakby chciał zastąpić prawdziwą skórę na czas krótkiego i gwałtownego lotu.
-Sprawdzić broń!- rozległo się suchym głosem, niczym trzask łamanej kości. Rozkazowi zawtórował szczęk 23 karabinów plazmowych a potem kilku jonoletów, stanowiących broń zapasową.
-Ty nie sprawdzasz, Vende?– rzucił dowódca do młodzieńca siedzącego przy samych drzwiach.
-Jaki to ma sens, kapitanie..?– jego bladozielone oczy były pełne wyrzutu i strachu przed niechybną śmiercią, jaka go czekała na dole. Pobór zastał go w dzień pogrzebu jego brata, który zginął na jakimś innym kosmicznym zadupiu, próbując zrealizować nieosiągalny cel.
-Nie pierdol mi tu o sensie tylko zaciskaj poślady i wykonaj rozkaz!- wydarł się na niego głównodowodzący. Przez chwilę walczyli na spojrzenia, po czym szeregowiec gwałtownie odciągnął zamek karabinu, produkując przy tym szczęk, głośniejszy niż wszystkie pozostałe razem wzięte.
-Grzeczny chłopiec…-pochwalił go szyderczo dowódca, w momencie kiedy mały desantowiec zaczął się trząść ze strachu. Zaraz potem rozległ się alarm i pojedyncze wstrząsy zamieniły się w rytmiczne wibracje, będące nieodzownym elementem przechodzenia przez atmosferę.
Veliond na dole wydawała się taka spokojna, pogrążona jeszcze we śnie. Malowała sobą obraz całkowicie niepodobny do planety targanej przez wojnę. Nie rozkwitały na niej czerwone kwiaty pożarów, łapczywie pożerających miasta czy też wysokie słupy dymu, żałośnie próbujące sięgnąć nieba. Jej srebrnoszara powierzchnia była spokojna i ciepła, a dziwne, bladoniebieskie słońce kreśliło na jej powierzchni cienie ostrzejsze niż cięcia skalpelem.
-Nieźle idzie, Karen!- rzucił nawigator do pilotki, regulującej akurat ciąg w tylko sobie znany sposób. Instynktownie wiedziała, jak uczynić desant możliwie jak najcichszym dla radarów naziemnych, co bezpośrednio przekładało się na powodzenie misji.
-Nie chwal mi tu skoku przed wyjściem, Lovel!- odkrzyknęła do niego przez ramię, po czym przez ułamek sekundy przyglądała się z zachwytem dorodnej chmurze leniwie przepełzającej przez ich trajektorię.
Kiedy ich łupinka przebił sporej wielkości chmurę, rozległ się alarm o uruchomieniu naziemnego PLOT-u. Pierwsze serie krótkich zielonych smug jonów były niezwykle odległe od intrudera, kolejne jednak zacieśniały śmiertelną pętle w koło małego stateczku, który wykonywał coraz to gwałtowniejsze manewry, aby pozostać na wyznaczonym kursie.
-Kurwa! Grzmocą do nas jak do starej makwy! Jeszcze trochę i obskoczymy oklep!-Lovel z niepokojem obserwował naprężenia poszycia, wywołane gwałtownymi manewrami.
-Stabilizator grawitacyjny zaraz nam pierdolnie!- wydarł się, kiedy poświęcony mu segment ekranu zaczął gniewnie mrugać na czerwono.
-Nie da się po cichu, tak to jest jak się papla przed zakończeniem!-Wzburzona Karen mocno popchnęła wolant w prawo, co poskutkowało gwałtowną beczką.
-Co się tam KURWA DZIEJE!-wydarł się siedzący z tyłu Zare'hor.
-Kłopoty z przejściem, kapitanie!- odrzuciłą mu przez radio, po czym zamknęła kanał komunikacyjny, zanim dosięgnęła ją kolejna kanonada wyzwisk.
-Ale ja nie…-nawigatorowi
-Co mi po twoim ale! Wołaj Serasa z góry o strumień, zanim to gówno w nas trafi!
Lovel przełknął głośno ślinę i uderzył w wielki czerwony przycisk opisany jako strumień. Pokrywa maskująca na górze małego intrudera uległa odstrzeleniu, odsłaniając studnię energetyczną.
-Co jest, Słodka, jednak nie udało się przejść po cichu.– szyderczy głos Serasa wypełnił cały kokpit, aż po najdalsze jego zakamarki.
-Och zamknij się i dawaj ten strumień!- Karen nie przebierała w grzecznościach.
-A umówisz się ze mną na ten obiad?-w glosie operatora stacji słychać był nutkę nadziei.
-Ser, czy ciebie do reszty pojebało? To NAPRAWDĘ kiepski moment na anonse towarzyskie!!-Zare'hor wydawał się nie podzielać radosnych igraszkach wsparcia z desantem.
-No dobra, już dobra…-odburknął niepocieszony. -Za 3…2…1…ŁAPCIE!
Długa, krwistoczerwona smuga rozerwała senne, veliondskie niebo, trafiając idealnie w niespełna metrową studnie położoną na ruchliwym desantowcu, tworząc pewnego rodzaju energetyczną smycz ze stacją orbitalną. Przez ułamek sekundy wydawało się, że czas przestał pełznąc do przodu, by po chwili spod intrudera wystrzeliły dwa potężne parasole energetyczne, stanowiące jego tarczę. Zielone smugi jonów, które w nie trafiały, jednoczyły się z nimi przy akompaniamencie krótkich błysków. Desantowiec wyrównał kurs, i teraz już bezczelnie poruszał się w kierunku wyznaczonego celu.
-Takie skoki to ja rozumiem!- wydarł się Zara'hor i pociągnął za wielki, żółty uchwyt i rozpoczął desant swojego oddziału.
“Kolejne sekundy upływały praktycznie w nieprzeniknionej ciszy, a czas zdawał się krzepić krew w żyłach” -brzydki kolokwializm, “krzepić” nie oznacza krzepnięcia krwi.
“Godzina desantu zbliżała się niespiesznie, niczym kat do swojej ofiary, wiedzący o nieuniknieni nadchodzących zdarzeń” -to chyba powinno być inne słowo.
“Desantowy kombinezony EVA, zaprojektowany do skoków z naprawdę dużych wysokości, wtapiał się powoli w ciało, jakby chciał zastąpić prawdziwą skórę na czas krótkiego i gwałtownego lotu” -literówka i brakujący przecinek.
“(..) suchym głosem, niczym trzask łamanej kości” -zmieniłabym szyk, bo to brzmi źle.
“mały desantowiec zaczął się trząść ze strachu” -desantowiec odnosi się do okrętu, czy zatem okręt odczuwa strach?
“Kiedy ich łupinka przebiła sporej wielkości chmurę, rozległ się alarm o uruchomieniu naziemnego PLOT-u” -literówka.
“(…) kolejne jednak zacieśniały śmiertelną pętlę w koło małego stateczku, który wykonywał coraz to gwałtowniejsze manewry, aby pozostać na wyznaczonym kursie” -literówka, może lepiej “wokół”?
“Co się tam, KURWA, DZIEJE?” -przecinki.
-Ale ja nie…-nawigatorowi -a to co?
“Zare'hor wydawał się nie podzielać radosnych igraszkach wsparcia z desantem” -tu czegoś brakuje.
Sporo usterek technicznych, są braki w przecinkach, literówki, czasem nawet nie ma pojedynczych słów w zdaniach. Jak zaznaczyłeś we wstępie, jest to jedynie fragment, dlatego trudno ocenić fabułę. Po lekturze mam takie wrażenie, że nie dowiedziałam się niczego, dlatego też opowieść mnie nie wciągnęła.
Vertiego, skoro to nie jest skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
No, raczej scenka niż opowiadanie, więc oznaczenie “Fragment” wskazane.
Nic nie wiadomo, kto atakuje kogo, po co… W rezultacie czytelnikowi jest wszystko jedno, kto wygra.
Sporo błędów jak na tak krótki tekścik. Mnóstwo literówek.
-Sprawdzić broń!- rozległo się suchym głosem, niczym trzask łamanej kości. Rozkazowi zawtórował szczęk 23 karabinów plazmowych a potem kilku jonoletów, stanowiących broń zapasową.
Myślniki od sąsiedztwa oddzielamy spacjami. Liczby raczej piszemy słownie. Przecinek przeniosłabym zza “jonoletów” po “plazmowych”.
Instynktownie wiedziała, jak uczynić desant możliwie jak najcichszym dla radarów naziemnych, co bezpośrednio przekładało się na powodzenie misji.
Hmmm. To radary reagują na dźwięk?
Zare'hor wydawał się nie podzielać radosnych igraszkach wsparcia z desantem.
Podzielać igraszkach?
Babska logika rządzi!
Zauważyłam, że w scence coś się dzieje, ale nie bardzo wiem, co. Tak to jest, kiedy zamieszcza się niewielki fragment pozbawiony kontekstu. Obawiam się, że dzieło, w tej formie, nie obroni się.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Napawał się tą chwilą, czerpał prawdziwą przyjemność z ostatnich palpitacji serca swojej ofiary. – Kto się napawał?
-Ty nie sprawdzasz, Vende?– rzucił dowódca… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji po pytajniku. Źle zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
-Jaki to ma sens, kapitanie..? – – Jaki to ma sens, kapitanie…?
Wielokropek ma zawsze trzy kropki!
Pobór zastał go w dzień pogrzebu jego brata… – Czy pobór może kogoś zastać? Czy oba zaimki są niezbędne?
…szeregowiec gwałtownie odciągnął zamek karabinu, produkując przy tym szczęk… – Pierwszy raz czytam, że szczęk można produkować…
Malowała sobą obraz całkowicie niepodobny do planety targanej przez wojnę. – Można sobą coś przedstawiać, ale nie malować.
…zacieśniały śmiertelną pętle w koło małego stateczku… – …zacieśniały śmiertelną pętlę wkoło małego stateczku…
Grzmocą do nas jak do starej makwy! – Co to jest makwa?
Jeszcze trochę i obskoczymy oklep! – Co to znaczy obskoczyć oklep?
-Za 3…2…1…ŁAPCIE! – To jest wypowiedź, więc: – Za trzy… dwa… jeden… ŁAPCIE!
…w niespełna metrową studnie położoną… – Literówka.
…jednoczyły się z nimi przy akompaniamencie krótkich błysków. – Akompaniament, to dźwięki towarzyszące czemuś; błyski nie są akompaniamentem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Chaos. Częściowo wynikający z usterek technicznych, częściowo z wyrwania prezentowanego fragmentu z kontekstu; niewątpliwie dla osoby kontekst znającej lektura byłaby znacznie przyjemniejsza…
nie da rady
Fragment (!) jako opis samego zrzutu były ok (choć uwielbiam militarne sf, szczególnie warhammer40k i Dana Abnetta) to dupy nie urywa. Masa błędów tak razi po oczach, że jest to ewidentne zlekceważenie czytelnika i lenistwo. Autor mógłby się pokusić o autokorektę przed wrzuceniem tekstu a następnie o betalistę. Pozdrawiam ;)
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Cześć.
Nie czytałem komentarzy, możliwe więc, że je powielam.
Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.
@ Piotr Tomilicz – zaintrygował mnie punkt 4 Twojej wypowiedzi, zaiste przesłanie aż razi w oczy ;)
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Czy ja wiem? W smartfonie żadne metalowe części się nie przesuwają, a w broni chyba mogą. Jakaś siła musi pocisk wyrzucić. Niby wystarczy, że elektromagnes przestanie być magnesem… Wszystko sprowadza się do pytania, jak działa broń. :-) I czy wystarczy dotknąć ekraniku, czy trzeba ciągnąć za cyngiel.
Babska logika rządzi!
Nie dodam wiele do już zamieszczonych komentarzy. Poprzednicy wskazali różnorodne potknięcia (mnie przede wszystkim raziły błędy w zapisie dialogów i literówki) oraz zwrócili uwagę na fakt, że zamieszczony tekst jest zaledwie fragmentem, a nie zamkniętą całością. Dodatkowo ja również uważam tekst za chaotyczny i pełny niedopowiedzeń – nie wiemy, co to za wojna, kto kogo atakuje i po co, nie znamy bohaterów i nie mamy okazji ich polubić bądź znielubić, a to sprawia, że ich losy są czytelnikowi obojętne.
Przydałoby się a) wyeliminować usterki techniczne, b) wyjaśnić więcej. Bez tego nie ma co rozpisywać się dalej, bo mało kto wytrwałby przy lekturze, niestety.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Nie czytało się zbyt dobrze :(
Przynoszę radość :)