- Opowiadanie: Wicked G - Pieśń mizantropów

Pieśń mizantropów

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pieśń mizantropów

I. Bezsenność

 

Czerwony, zielony, niebieski. Migające obrazy na ekranie monitora oświetlały pokrytą trądzikiem twarz Yussufa. Było już grubo po północy, a on wciąż tkwił przed komputerem, wcielając się w rolę legendarnego wojownika. Miliony pikseli migotały, odzwierciedlając marzenia młodego mężczyzny o oderwaniu się od rzeczywistości i zanurzeniu się w fantastycznym świecie pełnym cudów.

Mógłby robić w tym czasie wiele innych rzeczy. Przygotowywać się do egzaminu, pisać referat, wyjść na miasto. Albo spać.

Właśnie tego nagle zapragnął. Odpocząć. Bawił się już dostatecznie długo. Przez myśl przemknęło mu, że powinien dorosnąć i nie marnować tyle czasu na głupoty. Zapisał grę, wyłączył peceta, rozebrał się i legł na miękkim materacu. Prysznic może sobie odpuścić, wymyje się jutro rano.

Lecz sen nie chciał przyjść. Mózg ogłupiony przez sztuczne światło był przekonany, że jest dzień. Albo po prostu żądał kolejnych przygód w cyfrowej symulacji. Yussuf przewracał się z boku na bok, na próżno usiłując znaleźć wygodną pozycję. Znów wstanie niczym półżywa zmora, bez chęci do życia i kontaktu z ludźmi.

Mijały sekundy, minuty, godziny, a Morfeusz nawet nie rozważał zlitowania się nad Yussufem. Radiobudzik przestał pokazywać czas. Pewnie zabrakło prądu. Chłopak nawet nie miał siły tego sprawdzić, choć wiedział, że i tak nie zaśnie. To nieistotne. W razie czego matka zwlecze go z łóżka.

Miliony myśli przelatywały przez głowę. Przykre wspomnienia, obawy o przyszłość, niewykorzystane szanse. Zmęczony umysł ani myślał udać się na spoczynek. W końcu nastał świt.

Yussuf zerknął na telefon. Brak zasięgu. I jeszcze ta cisza, nie słychać krzątania się ojca, który o tej porze zazwyczaj wybierał się do pracy. Dziwne.

 

*

 

Kolejny dzień dobiegł końca, tak samo nudny i monotonny. Brak zleceń na tłumaczenia powoli zaczynał niepokoić Annę, mimo iż nienawidziła użerania się z klientami. Jeżeli tak dalej pójdzie, będzie zmuszona naruszyć żelazną rezerwę oszczędności. Oby tylko nie musiała zaciągać długów i dzielić losu innych świeżo upieczonych absolwentów wyższych uczelni.

Aby odrobinę się odstresować, przed snem postanowiła zabrać się do lektury kolejnej części ulubionej serii kryminałów. Powieść wciągnęła ją na tyle, że gdyby nie zgasło światło, dobrnęłaby do końca. Leżący na stoliku nocnym tablet też przestał się ładować. Przerwa w dostawie prądu.

Po omacku wyciągnęła z szafki stary, nakręcany zegarek i ustawiła budzik na siódmą, żeby nie spóźnić się do pracy, po czym ułożyła się na lewym boku i zamknęła oczy.

Nie mogła jednak usnąć. Gdy tylko oderwała się od literackiej fikcji, powróciły codzienne troski. Dręczył ją duszący lęk, wrażenie, że nie poradzi sobie w życiu, nie udowodni swej wartości.

Była z tym wszystkim sama. Nie znalazła jeszcze stałego partnera. Nie wiedziała, czy to przez własne zbyt wysokie wymagania, czy nadmierna chęć niezależności…

O matce i ojcu wolała zapomnieć. Zbytnio mieszali się do osobistych spraw, robili z niej marionetkę.

Czasami Anna zastanawiała się nad adoptowaniem psa albo kota, byleby tylko w czterech ścianach malutkiego mieszkanka przebywała jeszcze jakaś inna istota oprócz niej, byleby tylko znalazł się ktoś do przytulenia w trudnej chwili.

Promienie porannego słońca powoli przebijały się przez firankę. Anna postanowiła wstać, licząc na to, że wkrótce włączą prąd. W innym przypadku nie mogłaby napić się kawy z ekspresu.

Nagle usłyszała czyjeś kroki w kuchni, potem otwierająca się lodówkę. Złapała nożyk do otwierania kopert – pierwszą rzecz mogącą posłużyć za broń, która wpadła jej w oko – i ruszyła w kierunku źródła hałasu.

To, co zobaczyła, wprawiło ją w przerażenie znacznie silniejsze od jakichkolwiek wcześniej doznanych. Przy kuchence stał stwór przypominający człowieka, aczkolwiek pokryty czerwoną łuską i obdarzony skrzydłami sięgającymi niemal pod sam sufit. Z tyłu głowy wystawały mu czarne, lśniące rogi.

Anna wrzasnęła na całe gardło, po czym cisnęła w piekielnie wyglądającego intruza nożykiem, jednak ten złapał go w dwa zakończone ostrymi pazurami palce.

Kobieta instynktownie rzuciła się do ucieczki. Wypadła do przedpokoju, i gdy miała już chwycić za klamkę od drzwi wejściowych, tuż przed nią zmaterializował się skrzydlaty demon.

– Nie bój się – powiedział do niej. – Nie zrobię ci krzywdy. Nie masz ochoty na jajecznicę? To może być twoja ostatnia, później trudno będzie zdobyć świeże produkty – Na jego długim, krokodylim pysku pojawił się uśmiech, odsłaniając dwa rzędy kłów grubości kciuka.

– Ratunku! Wynoś się stąd! – Anna przeżegnała się, mimo iż nie była zbytnio wierząca, i zaczęła się modlić licząc, że to odpędzi stwora. – Ojcze nasz…

– Pozory mylą, mój króliczku. Nie mam nic wspólnego z diabłem. Nazywam się Solipsos, ale możesz mówić mi Sol. Jestem Królem Samotności i będę ci towarzyszył, czy tego chcesz, czy nie. Przede mną nie ma ucieczki. Rozumiem, że ta sytuacja może być dla ciebie odrobinę niepokojąca, możemy potem skoczyć do apteki po Xanax. Na pewno nie masz ochoty na jajecznicę?

Anna stała nieruchomo, sparaliżowana strachem. Wmawiała sobie, że to tylko halucynacje. Spróbowała dostać się do drzwi, lecz ciało Solipsosa było jak najbardziej realne. Król Samotności chwycił kobietę za dłoń.

– Naprawdę nie powinnaś się mnie lękać. Jestem tylko taką dużą jaszczurką. Chodźmy, usiądziemy i porozmawiamy.

Sol ruszył w kierunku kuchni, Anna nieco opornie podążyła za nim. Odruchowo wcisnęła przełącznik od światła, lecz pomieszczenie się nie rozjaśniło.

– Jeżeli chcesz korzystać z czegokolwiek zasilanego elektrycznością, będziesz musiała sama ją wytworzyć. Na tym świecie nie ma chyba już żadnego energetyka. Innych osób prawdopodobnie też.

– Co przez to rozumiesz? – spytała nieśmiało Anna.

– Wszyscy ludzie zniknęli z powierzchni Ziemi – wyjaśnił Sol, odkręcając gaz i podpalając go cienkim strumieniem ognia wydobywającego się z jego paszczy. – Próżno też szukać ich gdziekolwiek indziej, chociaż niewykluczone, że mogą przebywać w kilku nietypowych miejscach…

– Wspominałeś coś o lekach uspokajających? – rzuciła Anna. – Chyba mi się przydadzą.

 

*

 

Nie było nikogo. Matki, ojca, pięcioletniej siostry. Yussuf na próżno przeczesał cały dom w poszukiwaniu rodziny. Może małej Miriam coś się stało i pojechali do szpitala? Przecież powinien słyszeć, jak wychodzą z domu.

Dalej nie było zasilania, telefon również nie łapał sygnału sieci komórkowej. Nie miał możliwości skontaktowania się z bliskimi. Chłopak uznał, że to nie powód do większych zmartwień. Na pewno nic się nie stało.

Nie będzie mógł tak powiedzieć, jeśli znowu spóźni się do szkoły i wapniaki się o tym dowiedzą. Była dopiero siódma piętnaście, lecz wcześniejsze przybycie nie zaszkodzi. W końcu i tak miał niewiele do roboty w pogrążonym w półmroku domu, w którym na dodatek nic nie działa. Zjadł kilka wyciągniętych z szuflady batonów, pobiegł do sypialni po plecak z książkami i wyszedł na dwór.

Tu naprawdę coś nie grało. W niewytłumaczalny sposób zamiast na spokojnych przedmieściach Yussuf znalazł się w centrum miasta, pośród wieżowców i czteropasmowych ulic zakorkowanych przez puste, nieruchome samochody i tramwaje.

Nie kojarzył tego miejsca. Przypuszczał, że to tylko sen. Podobno zapaleni gracze komputerowi mają zdolności ich kontrolowania. Lecz nastolatek nie mógł ani kształtować rzeczywistości podług własnej woli, ani się obudzić. Pozostawała jedynie świadomość i zwykłe, ludzkie umiejętności.

Ani żywej duszy. A jeśli wszyscy po prostu zniknęli? Przez jego umysł przebiegł impuls ekscytacji, aczkolwiek podszytej lękiem. Będzie mógł robić wszystko, pić najdroższe alkohole, nosić najdroższe ubrania, prowadzić najszybsze auta…

Rozejrzał się dookoła. Na jezdni stało pełno wozów wszelkiej maści, od zdezelowanych volkswagenów i toyot po luksusowe bmw i infiniti. Każdy z nich miał kluczyki w stacyjce. Uwagę Yussufa przykuł czarny suv porsche. Co prawda przez zator nie ujedzie nim zbyt daleko, ale będzie mógł rozsiąść się za kierownicą i posłuchać dźwięku silnika.

Gdy miał już łapać za klamkę, kątem oka zauważył postać poruszającą się w wagonie tramwaju. Jakaś kobieta ręcznie rozsunęła drzwi i zeskoczyła na asfalt.

– Wygląda na to, że dotarłam do celu – oznajmiła, odgarniając pukiel miodowych włosów z twarzy.

Chłopaka zamurowało. Nieznajoma wyglądała dosyć szokująco. Blada niczym papier cera, wzory na twarzy przypominające tradycyjne tatuaże Maorysów, podarte dżinsy i wypłowiały sweter z napisem „Exegi Monumentum”.

– Co ty tu robisz? – wydukał po chwili milczenia skonsternowany Yussuf. – To jakiś żart? Gdzie się podziali ludzie?

– Pamięć o nich rozpłynęła się, niczym kropla atramentu w szklance wody. Wszystkich uznano za niebyłych, poza nielicznymi wyjątkami, Yussufie.

– Skąd wiesz, jak się nazywam? Kim ty w ogóle jesteś?

– Swego imienia zapomniałam dawno temu, dlatego jestem Amnezją, Królową Niepamięci. Musimy razem przejść trudną Drogę…

 

*

 

– Całkiem niezła jajecznica. – Anna nieco na wyrost pochwaliła talent kulinarny Solipsosa. – Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego na świecie nie ma już nikogo?

Sol cały czas uśmiechał się szeroko i świdrował Annę wzrokiem. Mogła przysiąc, że w pomarańczowych ślepiach o pionowych źrenicach czai się jakaś pokręcona fascynacja jej osobą.

– Istnieją ku temu pewne powody, a najważniejszym z nich jesteś ty, króliczku.

– Przestań mnie tak nazywać! – Anna poirytowała się. – I powiedz mi wprost, co tu do jasnej cholery się wyprawia.

– Przepraszam, nie wyraziłem się dość jasno – odparł Sol tuż przed pochłonięciem ostatniego kęsa śniadania. – Zostałaś wybrana jako przedstawicielka swojego rodzaju. Twoim zadaniem będzie przejście pewnej… przemiany, która ustanowi fundament stworzenia czegoś zupełnie nowego. Czeka nas daleka podróż. Wyniesiesz z niej wiele doświadczeń, które pomogą ci w wypełnieniu tego powołania. Niestety, nie mogę zdradzić nic więcej, to zepsułoby końcowy efekt.

Umysł Anny z trudem przetwarzał odebrane przed chwilą informacje. Czuła się, jak gdyby oglądała film z perspektywy aktora. Rozmawiając z potworem, tworzyła i zarazem chłonęła jakąś idiotyczną opowieść. To nie mogło być prawdziwe. Nie było także snem. Czas upływał najzupełniej normalnie, rzeczywistość zachowała najdrobniejsze szczegóły.

– Ale… Nie prosiłam o nic takiego – rzekła skonfundowana Anna.

– Wierz mi, od dawna niczego bardziej nie pragnęłaś. No, zbierajmy się już. Musimy pójść na zakupy, żeby dobrze się przygotować. Nie martw się o zmywanie naczyń, i tak już tu nie wrócimy. – Solipsos uśmiechnął się szeroko.

– Jak to, nie wrócimy?

– Nie ma takiej potrzeby. Zmierzamy ku przeznaczeniu.

 

II. Droga

 

– Jaką drogę masz na myśli? – zapytał Yussuf.

– Zobaczysz. Zaczyna się tu i teraz. – Amnezja oparła się o maskę porsche. – Pamiętasz to miejsce?

– Nie – odparł chłopak. – Wydaje mi się, że jestem tu pierwszy raz.

– Dobrze. Oczyszczenie umysłu ze wspomnień pozwala na przeżywanie tych samych doświadczeń ze świeżą ekscytacją i oczekiwaniem nowego…

Amnezja wprawiała Yussufa w niebywałe zdumienie. Połączenie figury zwyczajnej dwudziestoparolatki, odrobinę obłąkanego wyrazu twarzy oraz patetycznych, tajemniczych tekstów nie należało do typowych. Mógłby po prostu od niej odejść, stwierdzić, że nie ma ochoty na żadne podróże i skoczyć do sklepu po butelkę hennessy, by wypić ją za wolność od zakazów narzucanych przez rodziców, szkołę, rząd. Lecz w kobiecie było coś magnetycznego, sprawiającego, że pragnęło się wysłuchiwać słów płynących z jej ust.

– Musisz uczynić następny krok – oznajmiła Amnezja. – Weź to. – Wręczyła Yussufowi długi, zakrzywiony nóż z piórem wygrawerowanym na ostrzu. – Wróć, skąd przybyłeś i wymaż historię, odetnij się od korzeni.

– Dokąd mam…

– Dom. Znajdziesz ich. Nie bój się, podążam za tobą.

Jakich ich? Przecież podobno wszyscy zniknęli. Yussuf domyślał się, że będzie musiał kogoś zabić. Nie chciał nikogo krzywdzić. Łudząc się, że Amnezja ma na myśli coś innego, szybko dotarł do jednopiętrowego lokum, podniecony i nieco wystraszony czekającym go zadaniem. Otworzył drzwi i wsunął się do środka, tajemnicza kobieta dotrzymywała mu kroku.

– Na górze – podpowiedziała.

Yussuf nagle zdał sobie sprawę, o co chodziło Amnezji.

– To moja rodzina? Nie, nie zrobię tego!

– Zanim zdecydujesz, idź i przekonaj się na własne oczy.

Chłopak nie wiedział, dlaczego jej słucha. Jakim cudem mama, tata i Miriam znaleźli się z powrotem w domu? Przecież nikt tędy nie przechodził. Prawa fizyki nie obowiązywały, nic tu nie grało. Kompletne szaleństwo.

Wszedł po schodach i zajrzał do sypialni rodziców. Spali na wielkim łożu z mahoniowym wezgłowiem, które ojciec kupił trzy miesiące temu. Narzekał, że poprzednie okropnie trzeszczało, przez co budził się w nocy.

Yussuf chciał odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść, jednak Amnezja zablokowała mu drogę.

– Użyj Pióra i wykreśl swoją przeszłość – wskazała na nóż.

– Wal się!

Młodzieniec poczuł nagły przypływ gniewu i zbuntował się przeciwko dziwnej istocie. Próbował wbić ostrze w brzuch Amnezji, lecz to ześlizgnęło się, zupełnie jakby sweter, który miała na sobie, był pancerny.

– Musisz to uczynić. Chcesz, abym ułatwiła zadanie?

Matka i ojciec Yussufa zerwali się z łóżka. Ich ciała zdeformowały się na podobieństwo postaci z kubistycznych obrazów.

– Jesteś zakałą całej rodziny!

– Ciągle ślęczysz przed komputerem, może wreszcie zająłbyś się czymś pożytecznym!

– Prawie nie zdałeś do następnej klasy!

Rodzice złapali go z obu stron za barki i zaczęli nim szarpać. Zdawali się nie zwracać uwagi na fakt, że Yussuf trzyma w ręku Pióro. Geometryczne twarze kipiały wściekłością, były przerażające. Chłopak odwrócił się w kierunku Amnezji. Jej wzrok przekazywał jedną informację. Zrób to.

Szerokim cięciem rozpłatał klatki piersiowe potworów, które rozpadły się na setki małych trójkątów. To była tylko iluzja, ale…

Nagle mu ulżyło, zupełnie jakby ktoś zdjął ciężar, który od dawna przytłaczał umysł. To wrażenie przeraziło Yussufa.

Amnezja wskazała ręką na korytarz.

Yussuf opuścił sypialnię. Kubistyczna Miriam biegła na niego, krzycząc:

– Głupek, głupek!

Głos dziewczynki sparaliżował Yussufa. Przypomniał sobie jej śmiech, który słyszał podczas nielicznych okazji, gdy bawili się razem. Nie mógł.

Miriam podskoczyła i wbiła łokieć w klatkę piersiową nastolatka. Przenikliwy ból poluzował hamulce moralne i Yussuf zatopił Pióro w głowie siostry. Miriam podzieliła los rodziców.

To tylko złudzenie.

– Po co to wszystko? – zapytał chłopak, wciąż dysząc od emocji.

– Wypadłeś zaskakująco słabo, jak na konfrontację z osobami, do których pałasz nienawiścią. Niszczyli każdy twój dzień.

– Skąd wiesz, że ich niena… Zresztą, nigdy nie myślałem tak naprawdę. Sam byłem sobie winien.

– Nikomu nic nie jesteś winien – wyjaśniła Amnezja. – Mogli nie powoływać cię na świat, prawda?

– Czy oni jeszcze żyją? Zobaczę rodziców i Miriam? – Yussuf zupełnie zignorował jej wypowiedź.

– Nie, przecież właśnie ich zabiłeś. Najlepiej o tym zapomnij i idź naprzód.

– Nie interesuje mnie twoja droga! – wrzasnął Yussuf.

– A przeznaczenia nie interesuje twoje zdanie – odparła Amnezja. – Powinieneś być wdzięczny, że to właśnie ty zostałeś wybrany. Chcesz ujrzeć los pozostałych?

Amnezja wyciągnęła z kieszeni dżinsów małe lusterko w plastikowej ramce. Po chwili w miejscu odbicia Yussufa pojawiła się pustka. Próżnia. Nie czerń kosmosu, lecz coś znacznie bardziej przerażającego, wręcz nie do opisania.

– Teraz rozumiesz, jak przygnębiająca jest perspektywa końca istnienia – rzekła Królowa Niepamięci.

Czyste szaleństwo. Yussuf powoli zaczął odnosić wrażenie, że trafił do piekła. Zamiast kąpieli w kotłach ze smołą torturą było ograniczenie wolnej woli… Wszystko wskazywało na to, że będzie musiał słuchać Amnezji. Tylko do czego to doprowadzi?

 

*

 

Dlaczego ta istota zachowywała się tak swobodnie, wręcz dziecinnie?

Anna nie mogła tego pojąć.

Solipsos kopał leżące na chodniku puszki, skrobał pazurami po murach budynków, parskał śmiechem zupełnie bez powodu. Anna próbowała uciec, niespodziewanie skręcając w boczną aleję i biegnąc z całych sił, lecz Sol po chwili zmaterializował się tuż przed nią z rozbrajającym uśmiechem na pysku i powiedział coś o tym, że od samotności nie ma wytchnienia.

Po chwili marszu dotarli do centrum handlowego.

– Gdzie idziemy najpierw? – zapytał Sol. – Powinnaś się trochę rozluźnić. Apteka czy Świat Alkoholi?

– Nie mam, kurwa, najmniejszego zamiaru się rozluźniać! Powiesz mi w końcu o co chodzi w tej maskaradzie?

Anna usiadła na plastikowej ławce przed wejściem do galerii i zakryła twarz dłońmi w geście frustracji. Przypuszczała, że nawet gdyby wyglądająca jak wcielenie Szatana istota wyjawiła jej swe dokładne zamiary, nie brzmiałoby to sensowniej niż bełkot zakochanych w fantasy nerdów rozmawiających na jakimś konwencie. Z całego serca pragnęła nie uczestniczyć w tym chorym przedsięwzięciu.

– Musisz sama dotrzeć do prawdy. Nie załamuj się, wiem, że to dosyć nietypowa sytuacja, ale wkrótce wszystko stanie się jasne. Jeśli chcesz, mogę cię przytulić. Wbrew pozorom moje łuski są dosyć miękkie.

Tego nie dało się znieść na trzeźwo.

– Chodźmy już do tej apteki. I do monopolowego też.

Wstąpili do środka i po chwili krążenia po pasażu odnaleźli punkt sprzedaży leków. Król Samotności wbił pazury w bramę antywłamaniową i bez większego wysiłku uniósł ją do góry. Podczas gmerania w półkach i szufladach pełnych medykamentów, Solipsos recytował efekty zażywania poszczególnych substancji. Klonazepam, kodeina, tramadol, dekstrometorfan…

– A co, jeśli wezmę to wszystko naraz i po prostu umrę tak jak wszyscy inni? – Anna oglądała niepewnym wzrokiem stos niewielkich, kartonowych opakowań.

– To niemożliwe, byś teraz umarła. Takie jest przeznaczenie.

– Chyba przesranie. – Anna głęboko wątpiła w zapewnienia Sola.

Ostatecznie zabrała Rohypnol, na wypadek, gdyby sytuacja stała się nie do zniesienia, i jakieś tabletki z ekstraktem z waleriany dostępne bez recepty, które później popiła belgijskim piwem po dychę za butelkę. Wcześniej rzadko pozwalała sobie na takie luksusy.

– Nie zamierzasz za to zapłacić? – zastanawiał się Sol, gdy wychodzili ze sklepu z alkoholem.

– Widzisz tu kogokolwiek? Wszyscy zniknęli, albo umarli, w sumie nie wiem, bo nie chcesz mi powiedzieć.

Pod wpływem depresantów gonitwa myśli w głowie Anny nieco wyhamowała. Mniej obchodziło ją to, co szykuje pseudo… smok? Kto go tam wie.

– Musimy przygotować się do Drogi. Czeka nas długa podróż – poinformował Solipsos. – Potrzebujesz nowych ubrań.

– Zaraz, czy ja zgadzałam się na jakąkolwiek wyprawę? Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?

Sol zbliżył się do Anny i zatkał jej uszy dłońmi.

– Puść mnie! – Anna próbowała się wyszarpać, lecz bez skutku.

– Słuchaj. – Sol uśmiechnął się jeszcze szerzej niż zazwyczaj.

Do bębenków dwudziestoparolatki dobiegał okropny hałas, chaotyczny jazgot składający się z ludzkich krzyków, przekleństw, gróźb. Przerażał i przyprawiał o ból głowy.

– To zawodzenia cywilizacji martwej od momentu narodzin. Teraz zniknęła, lecz los cię oszczędził i dał szansę wykreowania twojego istnienia na nowo. Nie zmarnuj jej, bo możesz skończyć tak jak reszta ludzi. Podążaj za mną, a wszystko potoczy się dobrze.

Sol uwolnił Annę z chwytu. Wszystko wydawało się takie dziwne. Była jakąś wybranką? Dlaczego akurat ona, przeciętna, pozbawiona wielkich cnót i talentów? Tak czy inaczej, słowa dziwoląga zabrzmiały groźnie i wolała im się nie sprzeciwiać. W sumie, taka wycieczka była ciekawsza niż nieustanne tłumaczenie zaświadczeń i próby połapania się w wiecznie ewoluujących przepisach podatkowych…

Podeszli do wielkopowierzchniowego sklepu oferującego szeroką gamę obuwia i odzieży, od sportowej po galową.

– Weź coś wygodnego i ciepłego – radził Król Samotności. – Możemy stanąć w obliczu trudnych warunków pogodowych. Tylko nie nabierz zbyt dużo rzeczy, do plecaków musimy spakować jedzenie.

– Dokąd się wybieramy?

– Mogę jedynie powiedzieć, że to piękne miejsce.

– Okej. – Anna pokręciła głową, w duchu sarkając na tajemniczość Solipsosa.

Skierowała się do alejki z damskimi dresami, a Sol z nudów zaczął rzucać butami w manekiny. Kobieta szperała wśród ubrań, nie wiedząc, na którą parę się zdecydować. Wcześniej nosiła najtańsze ciuchy z supermarketu, teraz mogła wybierać wśród markowych produktów z górnej półki. To z pewnością zmiana na plus. Gdyby tylko miała pełną swobodę działania, byłoby wręcz… idealnie. Rzeczy potrzebne do przeżycia dostępne od ręki, brak zrzędliwych sąsiadów, rodziców próbujących kierować twoim życiem, kłamliwych polityków. Tylko po pewnym czasie samotność zrobiłaby się nudna. Doświadczała jej na co dzień, ale nie w takim stopniu. Obecnie stanowiła jedynego towarzysza, i to dosłownie.

– Dłużej tego nie wytrzymam! Ale muszę jakoś utrzymać rodzinę!

Głos nie należał do Solipsosa. Anna rozejrzała się dookoła. Miedzy szafkami klęczał człowiek o drobnej posturze i wyraźnie umęczonym wyrazie twarzy. Miał siwe włosy i worki pod oczami.

– A gdyby tak skończyć z tym wszystkim? W nocy odkręcić gaz, żebyśmy udusili się we śnie? Nie będziemy musieli już się męczyć.

– Co pan tutaj robi? – zapytała Anna. – Co się stało z resztą…

– To tylko zjawa. – Sol stanął przy dwójce ludzi, trzymając w dłoni czarnego airmaxa. – Te ubrania to jego pomnik. Oddał im życie, przez lata pracując w fabryce gdzieś w południowo-wschodniej Azji.

Nagle z regałów zaczęły wylatywać kolejne duchy. Kobiety, starcy, dzieci. Ich aparycja wskazywała na to, że pochodzili głównie z biedniejszych zakątków świata. Padali na kolana lub kładli się na podłodze z wycieńczenia. Wszyscy spoglądali na Annę i szeptali:

– Pomóż mi. Nie chcę tak żyć…

Tłumaczka zerknęła niepewnie na Solipsosa.

– Jest na to jakiś sposób? – zapytała.

– W tym momencie? Nie. Na wieczność będą wspominali swe cierpienie. Kiedyś można było temu zapobiec. Zbuntować się wobec wyzysku, protestować przeciwko wielkim korporacjom wyciskającym siódme poty z ubogich pracowników, nie napędzać kapitalistycznej machiny…

Duchy otoczyły Annę. Chciała uciec, lecz coś ją sparaliżowało.

– Zlituj się nad nami! – błagały zgodnie zjawy.

Ogarnął ją strach, lecz jednocześnie żal i współczucie wobec tych osób.

– Nie potrafię wam pomóc. Przepraszam! Powinnam była myśleć o tym wcześniej. To także i moja wina… Sol, zrób coś wreszcie!

– To twoja Droga – odparł Król Samotności. – Sama musisz zmierzyć się z przeszkodami, które napotkasz. Podpowiem ci jedno. Myśl o sobie. Usprawiedliw się.

Proste i nienowe zadanie.

Nie zarabiała zbyt wiele, przy zakupach priorytetem była cena, a nie kraj produkcji czy znaczek FairTrade… Na alterglobalistycznych protestach pojawiały się setki osób, ale i tak niewiele zmieniały, bo najwięcej do powiedzenia mieli władcy tego świata. Miała zbyt wiele własnych problemów, by zająć się cudzymi. Poza tym cała rzeczywistość funkcjonowała w ten sposób. Jedni bogacili się kosztem drugich, i dotyczyło to każdego gatunku, nawet tego inteligentnego.

Duchy rozpłynęły się w powietrzu.

– Widzisz? Ze mną zajdziesz daleko – pochwalił się Solipsos.

Po policzku Anny spływały łzy. Niesprawiedliwość poruszyła najbardziej, gdy zyskała ludzką twarz.

– Wybrałaś już ubrania dla siebie? – spytał stwór.

– Wal się! Nie wezmę tych szmat. Kto w ogóle za to wszystko odpowiada?! Jakim prawem skazano niewinnych ludzi na nieustanną mękę?

– Nie byli niewinni. – Uśmiech wciąż nie znikał z pyska Sola. – Każdy ma na sumieniu grzechy. Ale nie martw się, to były wyłącznie utrwalone obrazy osobowości, a nie świadome istoty. Poza tym wspominałem już, że to ty możesz być przyczyną obecnej sytuacji. Jesteś Zmianą. Oby na lepsze.

Zmiana. Chciała, aby jej życie przybrało inny obrót, ale nie wywróciło się do góry nogami!

– No, weź w końcu coś dla siebie. Po drugiej stronie sklepu widziałem porządne plecaki, do nich się spakujemy. Musimy skoczyć jeszcze do supermarketu po coś do jedzenia. Przed nami długa droga.

 

III. Decyzja

 

Amnezja i Yussuf wrócili na ulicę. Wyglądała tak samo nienaruszenie pusto jak wcześniej. Nieobecność, cisza.

– Wybierz jeden z pojazdów, najlepiej któryś z pełnym bakiem – poleciła Królowa Niepamięci.

– Jak masz zamiar przebić się przez ten korek? – odparł chłopak. – Pozostałe trasy też pewnie są zastawione. Musielibyśmy znaleźć motocykl, z tym że nie potrafię na nich jeździć.

– To nie stanowi problemu. Usunę wszelkie przeszkody z Drogi, za wyjątkiem tych, z którymi winieneś się zmierzyć.

– Skoro tyle potrafisz, to po co w ogóle mamy gdziekolwiek jechać? Nie możemy pofrunąć tam na czarodziejskiej miotle albo latającym dywanie? Możesz przestać w końcu mówić, jakbyś była telefoniczną wróżką? Mam dość tych zagadek!

– Okej – westchnęła Królowa Niepamięci, odgarniając grzywkę z twarzy. – Zdawało mi się, że lubisz taką pompatyczność jak w RPGach. Twoim marzeniem było doświadczenie czegoś niezwykłego, więc dlaczego teraz narzekasz? Teraz to ty jesteś głównym bohaterem, i to naprawdę. Nie mogę zdradzić ci szczegółów tego, co ciebie czeka, bo mogłoby to zmienić końcowy wynik. Po prostu rób to co mówię i traktuj to jako misje, za które dostajesz doświadczenie. Wybrałeś już ten samochód?

Życiowe zadania jako questy? Kiedyś próbował już tego, by choć trochę wyjść na prostą i spróbować bycia normalnym, lecz to nie wychodziło. Sterowanie wszystkim sprzed ekranu było znacznie prostsze.

Ostatecznie stanęło na cayennie, który wcześniej mu się spodobał. Amnezja i Yussuf wgramolili się do środka. Wszystkie pojazdy przed nimi zniknęły. Królowa Niepamięci nawet nie kiwnęła palcem. Nastolatek przekręcił kluczyk i silnik suv-a zaczął nisko mruczeć. Wbił D na skrzyni biegów i ruszyli.

– Dokąd mam jechać? – zapytał.

– Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo, potem cały czas prosto, aż do zjazdu na obwodnicę.

Yussuf nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w prowadzeniu samochodów. Ojciec kilka razy pozwolił mu pojeździć na pustym parkingu, aczkolwiek budżetowe kombi nie mogło równać się z ponad czterystukonnym i dwutonowym potworem. Młodzieniec co chwilę przyspieszał i hamował, bądź wykonywał niezbyt udane kontry kierownicą.

– Prowadzisz tragicznie – oceniła go Amnezja.

– Chcesz się zamienić?

– To twój obowiązek. Część następnego kroku na Drodze.

Radio odbierało tylko szum. Gdzieś na tylnej kanapie bzyczał jakiś owad. Królowa Niepamięci otworzyła schowek i spod stosu ulotek oraz dokumentów wygrzebała płytę artysty o pseudonimie „Tokyo Prose”. Włożyła ją do napędu. Wykończoną białą skórą i lakierowanym drewnem kabinę pojazdu wypełniła synkopowana, elektroniczna muzyka.

– Na rondzie drugi zjazd, w kierunku estakady. – Amnezja poinstruowała Yussufa. – Słuchaj, wiem, że to trudne, ale musisz odpuścić sobie poczucie winy. Nie myśl w starych kategoriach. Nie ma już dawnych morałów, zobowiązań społecznych. Zniknęły. To przeszłość, o której trzeba zapomnieć.

– Ale ja nie czuje się winny – wyparł się Yussuf. – No, może odrobinę. Ale to nie działo się naprawdę. To nie może być rzeczywiste.

– Wszystko, czego doświadczamy, jest w pewnym stopniu realne. Nawet myśli, sny, halucynacje mają fizyczną formę w postaci impulsów nerwowych w mózgu.

– Dlaczego masz taką obsesję na punkcie zapominania? – Chłopak nagle zmienił temat.

– Bo pomaga pozbyć się bólu i ran z przeszłości. Uwalnia od przynależności i pozwala skupić się na tym, co dzieje się w obecnej chwili.

– Czy pamięć nie tworzy naszej tożsamości?

– Jaka jest twoja tożsamość? Uzależniony od gier komputerowych, bez ponadprzeciętnych osiągnięć w nauce i sporcie. Grono twoich przyjaciół ograniczało się do członków gildii w MMO, których w życiu nie widziałeś na oczy. Zamiast kontaktów z dziewczynami wolałeś porno. Nie mogłeś znieść rodziców i siostry. Nie cierpiałeś szkoły, rządu, ludzi, obwiniałeś ich o beznadziejną sytuację. Jednocześnie nie robiłeś nic, by ją zmienić, za to godzinami śmiałeś się z płytkich, głupawych memów. Takie obrazy chcesz trzymać w swojej głowie? To, czego nienawidziłeś, obróciło się w pył. Zostałeś tylko ty. Masz szansę na zmianę.

Yussuf gwałtownie wyhamował do zera. Po policzkach płynęły łzy, ręce się trzęsły. Jak zawsze, gdy dłużej zastanawiał się nad żałością egzystencji.

– Bądź silny. Nie mogę ci tego powiedzieć… – Amnezja przerwała na chwilę – A, pieprzyć to. To były tylko zjawy, nie twoja rodzina czy ich dusze, cokolwiek. Tylko zjawy, element twojej próby. Nie rozpamiętuj już tego, okej?

Chłopak skinął głową. Amnezja miała rację, był beznadziejny. Lecz mimo wszystko to on przetrwał. Cała reszta ludzkości wyparowała. Dlaczego młody, zawistny i zepsuty chłopak oddychał, żył, myślał, a wybitni naukowcy, wielcy politycy, szlachetni dobroczyńcy przestali istnieć. Gdzie tu sprawiedliwość?

Zaraz, czy świat był kiedykolwiek sprawiedliwy? Sytuacja, w której znalazł się Yussuf mogłaby stanowić tylko kolejne zrządzenie losu sprzeczne z człowieczym pojmowaniem prawości. Niespodziewany prezent dla mizantropa. Radość psuł tylko nadzorca rozkazujący korzystanie z niego w określony sposób…

– Ruszaj – poleciła Amnezja. – I wciśnij gaz do dechy, przed nami kolejna próba.

– Co tym razem? Czemu mam jechać szybko?

– Spójrz w lusterko.

Most nad zatoką, po którym się poruszali, zaczął się stopniowo zapadać, zupełnie jak w grach platformowych. Prawa stopa Yussufa oparła się o podłogę, widlasta ósemka pod maską zawyła, zapaliła się lampka od kontroli trakcji.

– Jak widzisz, obwodnica ma trzy pasy – kontynuowała Amnezja. – Na swojej Drodze spotkasz trzy osoby. Na lewym będzie stał prezes jednej z korporacji odpowiedzialnej za wyzysk dzieci przy pracy i skażenie środowiska w wielu miejscach. Na środkowym – dawny starszy znajomy ze szkoły, który dręczył cię przy każdej możliwej okazji, lecz po ukończeniu gimnazjum zmienił się i został porządnym nastolatkiem. Na prawym – ja. Tym razem zupełnie śmiertelna. Musisz kogoś potrącić, inaczej cały most natychmiast się zapadnie. Spotkasz nas za około kilometr, trzydzieści sekund jazdy przy tym tempie. Do zobaczenia.

Królowa niepamięci zniknęła z fotela pasażera.

Kogo wybrać?

 

*

 

Anna stała na parkingu przed centrum handlowym z plecakiem pełnym liofilizowanej żywności i tabletek z witaminami. Ubrana w dres nike i kurtkę marmota. Gotowa do drogi, może za wyjątkiem nastawienia psychicznego.

– I co teraz? – zapytała Sola. – Tak w ogóle, to dlaczego masz plecak na brzuchu?

– Żebyś znalazła miejsce pomiędzy skrzydłami – wyjaśnił, szczerząc zęby koloru kości słoniowej.

– Zaraz, będziemy lecieć?

– Tak, króliczku. Tam, dokąd się wybieramy, nie ma zbyt wielu dróg. Chyba, że potrafisz pilotować samolot albo helikopter. Wtedy mogę powierzyć tobie rolę transportera.

– To konieczne? – W głosie Anny pojawiła się niepewność. – Trochę boję się wysokości.

– Na pewno nie spadniesz – zapewnił ją Sol. – A nawet jeśli… Mówiłem ci już, że nie możesz teraz umrzeć. Możemy wrócić do sklepu sportowego po uprząż wspinaczkową, byś czuła się bezpiecznie.

– Ach, pieprzyć to – przeklęła kobieta. – Zbierajmy się, chcę mieć lot jak najprędzej za sobą.

Solipsos odwrócił się plecami do Anny i przykucnął. W tej pozie był niemal tak samo wysoki jak ona.

– Włóż uda pomiędzy moje ręce i obejmij mnie wokół szyi – polecił Solipsos.

Anna uczyniła tak, jak jej kazał. Król samotności miał znacznie większe ciało od dobrze zbudowanego mężczyzny, między kończynami opiętymi skórzastą błoną wyrastającymi powyżej łopatek było na tyle przestrzeni, że tłumaczka spokojnie się tam zmieściła.

– Tylko nie dźgnij mnie rogiem – ostrzegła swojego podniebnego wierzchowca.

– Nie martw się, będę uważał. Byłoby szkoda, gdybyś straciła któreś z tych pięknych, jadeitowych oczu.

Jadeitowe. Żenada.

Pseudo-demon mocno odbił się od podłoża i zaczął machać skrzydłami, stopniowo przyjmując horyzontalną pozycję. Nabierali wysokości, widok stawał się coraz okazalszy. Siatka ulic, samochody niczym kolorowe mrówki. Za przedmieściami pojawiły się liściaste lasy obdarzone czerwienią i żółcią przez jesień. Gdzieś w oddali błękitne jezioro odbijało blask słońca.

– Muszę przyznać, robi wrażenie – krzyknęła Anna, lecz nie wiedziała, czy Sol ją usłyszał, gdyż nic nie odpowiedział.

Na tym pułapie panował przeraźliwy chłód, lecz Król Samotności emanował ciepłem. Anna przypuszczała, że musi mieć to związek z jego zdolnością ziania ogniem. Przedziwny stwór. Z wyglądu szatan, apokaliptyczny smok. Z zachowania anioł stróż. Gdyby tylko pozwolił się poznać…

Z czasem krajobrazy stawały się coraz bardziej nużące dla pasażerki latającego gada. We znaki dawała się nieprzespana noc i spożyte depresanty. Nawet działanie adrenaliny związane z nowym przeżyciem przestało niwelować zmęczenie. Anna położyła głowę na plecach Solipsosa.

Końcówki rudych włosów rozłożyły się na jego barkach i karku. Gładkie łuski ogrzewały jej policzki. Czuła się nadzwyczaj bezpiecznie. Na tyle, by mogła zasnąć…

 

*

 

Na pewno nie Amnezję. Dlaczego? Bo była jedyną kobietą w zestawieniu, a perspektywa pozostania na Ziemi bez płci przeciwnej była dosyć przerażająca? Bo uważał ją za piękność i podświadomie jej pragnął? Bo chciał się dowiedzieć, dokąd prowadzi wyznaczona przez nią Droga?

Prawdopodobnie zadecydowały wszystkie czynniki. Teraz ostateczny wybór. Członek jednego procenta z jednego procenta, czy dawny prześladowca – pytanie który, Jan, Choi, Bradley? Było ich tak wielu…

Dystans do trzech odwróconych plecami postaci skracał się nieuchronnie. Każda upływająca sekunda przybliżała kolizję. Lewy albo środkowy. Prezes zasługuje na śmierć ze względu na sprawiedliwość, chuligan – na zemstę. Szef korporacji powinien posiadać większą wiedzę i zarazem być bardziej przydatnym w przetrwaniu w opustoszałym świecie, lecz najpewniej jest też zwykłym bucem…

Zaraz, jak tak niedoświadczony kierowca może opanować samochód po potrąceniu pieszego?

– Kurwa!

Kolizja nie była konieczna. Niewielka muszka wpadła do oka Yussufa, który odruchowo sięgnął dłonią do twarzy, gwałtownie skręcając przy tym kierownicę. Samochód przewrócił się i zaczął koziołkować bokiem do kierunku jazdy, zmiatając dwóch mężczyzn.

 

*

 

Obudziła się w łóżku. Znacznie bardziej miękkim od tego, które stało w wynajmowanym przez nią mieszkaniu. Sypialnia przestronniejsza, meble droższe, widok z okna piękniejszy… Nic tu nie pasowało.

A więc to nie był sen. Co zatem się wydarzyło? Sol zrobił przerwę w locie i postanowił, że odpoczną w urządzonej z przepychem willi?

Rozejrzała się dookoła. Działał radiobudzik, termostat, filtr wody i podświetlenie w ogromnym akwarium. Dom musiał być zasilany z energii słonecznej albo mieć zapasowy generator na ropę.

Anna podniosła się i przeciągnęła. Dawno tak nie wypoczęła. Na zegarze ósma. Blask słońca wskazywał raczej na poranek niż wieczór. W podróż w przestworzach razem z Solipsosem wyruszyła około południa? Wyglądało na to, że przespała aż szesnaście godzin. Zaburczało jej w brzuchu. Może Król Samotności przygotował coś do jedzenia? Trzeba zejść na parter i to sprawdzić. Na drzwiach od sypialni ktoś przyczepił małą, żółtą karteczkę.

Zostań w domu do ósmej trzydzieści, a to wszystko będzie prawdziwe. Myśl o sobie.

Kolejna próba? Ciekawe, co tym razem ten przeklęty stwór – czy też los, przeznaczenie, jak zwał tak zwał – ma w zanadrzu.

Przeszła na drugą stronę korytarza i zbiegła w dół kręconych, drewnianych schodów. Salon, jadalnia i aneks kuchenny stanowiły jedną, otwartą przestrzeń. Taką aranżację pomieszczeń wyobrażała sobie w wymarzonym lokum.

Na obitej białą skórą sofie siedziało zapłakane dziecko, kilkuletni chłopczyk. Nie wyglądał na zjawę. Istota z krwi i kości. Anna zbliżyła się do niego.

– Gdzie jest twoja mama? – zapytała.

– Nie rozumiem cię, mamusiu – odparł malec. – Przecież stoisz przede mną.

Mamusiu. A więc to jej pragnienia. Rodzina, status materialny… Za niecałe dwadzieścia sześć minut winny być rzeczywiste. Jaką wyznaczono za to cenę? Życie nie daje niczego za darmo.

– Tata nie pozwolił mi grać na konsoli! – wyżalił się brzdąc.

– Porozmawiam z nim – odparła Anna po chwili niezręcznego milczenia.

– Nie będę dyskutował na ten temat! – usłyszała męski głos dochodzący z pokoju, do którego prowadziły przesuwne drzwi, prawdopodobnie garderoby. – Jesteś zbyt pobłażliwa wobec Maxa. Ciągle tylko ślęczy przed telewizorem. Może przecież pobawić się z kolegami na dworze. Nie pozwolę, żeby wyrósł na niedorajdę.

Anna nie wiedziała, jak ma się zachować. Ci… ludzie rzeczywiście postępowali, jakby była ich matką i partnerką. Lecz dla niej sprawiali wrażenie obcych, w końcu spotkała ich dopiero przed chwilą. Podeszła do pomieszczenia, w którym znajdował się jej mąż. Właśnie zakładał koszulę. Był nieziemsko przystojny. Wyrzeźbione ciało, delikatne rysy twarzy, czarne, kręcone włosy, opalenizna. Zabiłaby, byleby tylko móc spotykać się z kimś takim.

Ale…

– Obiecałaś mi wczoraj, że zjemy razem śniadanie, i co? Nie mogłem zerwać cię z łóżka. Pewnie znowu siedziałaś do późna nad tym swoim blogiem.

Co powiedzieć? Na czym polega ten test, na wczuciu się w rolę?

– Przepraszam – powiedziała nieśmiało.

– Ciągle wysłuchuję twoich wytłumaczeń i apologii – odrzekł sucho mężczyzna. – Jednocześnie nieustannie zarzucasz mi, że nie mam czasu dla rodziny. Tylko, że nie spędzam go przeglądając Internet, a zarabiając na godne utrzymanie.

Sen powoli pękał, a przez szpary wdzierała się brutalna rzeczywistość. Małżeńskie sprzeczki, których tyle się nasłuchała za nastoletnich czasów. Obwinianie za problemy, z którymi nie miała nic wspólnego. To bolało.

– Wiem, że to trochę dziwne pytanie, kochanie, ale nie widziałeś może czerwonego stwora przypominającego człowieka pokrytego łuską, ze smoczą głową i skrzydłami?

– Brałaś jakieś narkotyki, czy coś w tym stylu? – zapytał partner Anny szeptem, aby Max nic nie usłyszał. – Później to sobie wyjaśnimy. A teraz, jeśli możesz, to zrób mi kanapki. Spieszę się do pracy, wrócę bardzo późno, dzisiaj przyjeżdża wizytacja.

Bezsens. Co jej po seksownym mężu i uroczym dziecku, skoro nie czuła się z nimi w żaden sposób związana? Znała ich od niecałych dziesięciu minut. Niemożliwe, by wszystko potoczyło się normalnie. Pragnienie zrealizowane bez jej wiedzy stało się puste.

– Sam sobie zrób kanapki. – Anna odwróciła się na pięcie i skierowała do wyjścia. W przedsionku znalazła kurtkę i buty, które wcześniej wyszabrowała ze sklepu. Ubrała się i chwyciła za klamkę.

– Zaczekaj, dokąd idziesz?

Mimo wszystko odrobinę żal rozstawać się z marzeniem. Sportowy zegarek na ręku pokazywał ósmą jedenaście. Jeszcze trochę ponad kwadrans.

Nie.

Otworzyła drzwi i opuściła luksusową willę.

 

*

 

Krew zabrudziła podsufitkę. Poduszki powietrzne odpalone, dookoła pełno hartowanego szkła. Wóz po uderzeniu w barierę cudem nie spadł z mostu.

Bolało jak diabli. Ale przynajmniej przeżył. Może ktoś zadzwoni po pogotowie… Zaraz, przecież nie ma już ani telefonii komórkowej, ani służb ratowniczych.

Jest Amnezja.

Wyszarpała kawał pozginanej blachy i oderwała mocowanie pasa bezpieczeństwa, jednocześnie przytrzymując Yussufa, po czym wyciągnęła go z wraku. Ułożyła chłopaka na asfalcie. Nagle przestał odczuwać rwanie i kłucie we wszystkich częściach ciała. Śladami po wypadku pozostały jedynie ciężki szok i zaschnięty, czerwony płyn ustrojowy na oliwkowej skórze chłopaka.

– Stwierdziłabym, że to godne podziwu – odezwała się Królowa Niepamięci – Gdyby nie fakt, że zrobiłeś to przez przypadek. Tak czy inaczej cieszę się, że nie zdecydowałeś się mnie uśmiercić.

– Kto inny wyciągnąłby mnie z auta bez sprzętu i uleczył na miejscu? – zapytał nie oczekując odpowiedzi Yussuf. – Jesteś niesamowita. Co, pewnie znowu spartoliłem robotę?

– Nie – odpowiedziała Amnezja. – Wybrałeś swojego prześladowcę, ale nie z chęci zemsty, lecz dlatego, że uważałeś, iż pozostawienie przy życiu prezesa będzie użyteczniejsze. Myślałeś o teraźniejszości, a nie przeszłości. O to chodziło.

– Dobra, ale i tak obaj nie żyją – rzekł chłopak, dźwigając tors z podłoża.

– Trudno. Nikt nie może przewidzieć wszystkich okoliczności – Królowa odgarnęła grzywkę charakterystycznym dla siebie gestem.

– Dużo osób będę musiał jeszcze zabić bez wyraźnej przyczyny?

– W grach to ci nie przeszkadzało.

– Ale to były pierdolone piksele na ekranie, a nie ludzie – zirytował się Yussuf.

– Wszystko to służy twojej przemianie – wyjaśniła Amnezja. – Przejściu Drogi, po której staniesz się lepszy, wykorzystasz to, że zostałeś wybrany.

– Więc teraz to ja jestem Panem Ważnym? Głównym bohaterem? Mesjaszem? Błagam. Nie można było wziąć kogo innego albo w ogóle nie zaczynać tej szopki?

– Czy nie tego właśnie pragnąłeś? Wreszcie coś znaczyć?

– Tak, ale… to wszystko nie ma dla mnie sensu. – Yussuf utkwił wzrok na przeciwległym brzegu zatoki, do którego jeszcze przed chwilą prowadził most. Teraz resztka zawalonej konstrukcji lewitowała niepodparta niczym, przecząc prawom fizyki. – Niewiele z tego rozumiem.

– Nie musisz rozumieć – zapewniła Królowa Niepamięci. – Wystarczy, że uwierzysz w wielkość celu. Utrzymywanie cię w niewiedzy jest jednym z elementów Drogi.

Yussuf starał sobie wmówić, że to iluzja, kłamstwo, negować docierające do umysłu bodźce. Przecież to nieistotne, co wyprawia, nikt go nie osądzi, nie zamknie do pudła, nie zemści się na nim. Lepiej będzie, jak przestanie się zastanawiać nad rozkazami Amnezji. To tylko sprawi, że wszystko minie szybciej. O ile kiedykolwiek minie…

– Ruszajmy więc – zachęcił Yussuf. – Umieram z ciekawości, żeby zobaczyć, co znajduje się na jej końcu. Czym będziemy poruszali się tym razem?

– Wkrótce się przekonasz. – W dłoniach Amnezji zmaterializowała się lina holownicza. – Trzymaj, i pod żadnym pozorem nie puszczaj!

 

*

 

Powietrze było chłodne i rześkie. Spojrzała za siebie. Dom dalej stał na miejscu, lecz nikt z niego nie wybiegł, nie podążył za uciekającą Anną. Czyżby zniknęli, tak jak tamte duchy? Szybkim krokiem przemierzyła urządzony we francuskim stylu ogród i wyszła na ulicę.

– Sol! – krzyknęła. – Sol?!

Króla Samotności ani widu, ani słychu. Przecież powinien pojawić się tuż przy niej. Zaraz, czy wcześniej nie chciała się go pozbyć? Teraz jest wolna. Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Co ma teraz zrobić? Włamie się do któregoś z domów, poszuka mapy i kluczyków do samochodu. Pojedzie wyszabrować jedzenie, ubrania oraz inne potrzebne rzeczy… I co dalej? Będzie się włóczyć bez celu? Osiądzie w pewnym miejscu i po latach pustego życia umrze? Ostała się jako jedyna inteligenta istota na świecie. 

Ześwirowała, Solipsos i jego Droga to tylko wymysł zwariowanego mózgu, który nie potrafi pogodzić się z sytuacją. Może przetrwała apokalipsę, jakąś epidemię wirusa. Umysł ignoruje trupy, dlatego nie widzi ciał zmarłych, mechanizm wyparcia. Sol jest jej zmyślonym towarzyszem, halucynacją…

Poczuła dłoń na ramieniu.

– Samotność, czy konieczność użerania się z ludźmi, co szybciej doprowadza do szaleństwa? – zapytał Król Samotności.

– Po co to było? Ja naprawdę o tym marzyłam. A ty… Wy obrzydziliście mi pragnienia. – Anna wyrzuciła z siebie słowa pełne żalu. – To forma tortury? Kara za grzechy?

– Skoro tak bardzo chciałaś towarzystwa i bogactwa, dlaczego ich nie zdobyłaś? – Solipsos również odpowiedział pytaniem na pytanie. – Mogłaś rozwijać swe możliwości. Szukać kontaktu z ludźmi. Na pewno odnalazłabyś miłość.

– Myślisz, że nie próbowałam? Zaharowywałam się na śmierć na studiach, żeby tylko uzyskać porządne wykształcenie, i co? Wylądowałam w podrzędnym biurze tłumaczeń z szefową socjopatką i zazdrosnymi współpracownikami. Umawiałam się na randki, a prędzej czy później z każdego faceta wychodziły jakieś brudy, których nie dało się znieść. Starałam się dojść do porozumienia z rodzicami, lecz oni uparcie pozostawali przy swoich idiotycznych racjach.

– Najwidoczniej to nie wystarczyło – zauważył Sol. – Lecz nie traktuj tego jako uchybienia. Nie warto się zatracić w pościgu za marzeniami. Gdy dajesz z siebie wszystko, co zostaje dla ciebie? W głębi duszy nie chciałaś rezygnować z niezależności, chwil odpoczynku, niedoskonałości. Z przywilejów, które daje bycie samotnym.

– Tak, nie znoszę ludzi! – wrzasnęła w wymuszonej afirmacji Anna. – Mam do tego powody, nie obchodzi mnie, czy dobre, czy złe!

– I dlatego jesteś tu ze mną, zamiast nie istnieć razem z pozostałą częścią cywilizacji – wyjaśnił Solipsos. – Droga, którą przebywasz to piękna opowieść, pieśń o mizantropach, spośród których wybrano właśnie ciebie. Czy zatracisz się we własnej nienawiści, czy wykorzystasz ją do stworzenia czegoś nowego, lepszego – to leży w twojej gestii.

Anna nie odpowiadała. Po jej policzkach spływały łzy. Sol położył na ziemi plecak, który trzymał w ręce i mocno ją objął.

– Puść mnie – zażądała kobieta.

– Jak sobie życzysz. – Król Samotności uśmiechnął się szeroko. – Lećmy, jesteśmy już blisko celu.

 

IV. Dysocjacja.

 

Szpital, pustynia, kościół, las, szkoła, plaża, pole uprawne. Otoczenie zmieniało się przeciętnie co dziesięć sekund. Męczące doświadczenie dla oczu.

– Czy to jest ten sposób podróży, o którym wspominałaś? – zapytał Yussuf.

– Powiedzmy. Naszą lokalizację generuje los – wyjaśniła Amnezja. – Za którymś razem trafimy do celu.

– Możemy trafić gdziekolwiek? – zdzwił się Yussuf. – A co jeśli wylądujemy we wnętrzu wulkanu albo w przestrzeni kosmicznej?

– Wtedy i ty zostaniesz zapomniany – rzekła beztrosko Amnezja. – Bycie Wybranym nie jest bezwarunkowe.

– Istnieje jakikolwiek sposób, żeby kontrolować zmiany?

– Prawdopodobnie tak, ale go zapomniałam. Radź sobie sam.

– Dzięki za pomoc – rzucił zezłoszczony Yussuf.

Uczucie bezsilności targnęło nastolatkiem. Zagrożenie jawiło się jak najbardziej realne. Co miał robić? Z całych sił ściskał lewą dłonią linę holowniczą, bojąc się o to, co może się stać, jeśli ją upuści.

Zapomnienie. A może to była kryptowskazówka? W niej leżał klucz do rozwiązania wszelkich problemów napotykanych na drodze. Lecz które urywki przeszłości powinien wymazać teraz? Nie rozpoznawał żadnego z tych miejsc.

Fabryka, dżungla, galeria sztuki, stok narciarski, dom.

 

*

 

– Długo jeszcze?

– Tak – odpowiedziała Anna. – Nie możesz mnie opuścić, nawet kiedy spełniam potrzeby fizjologiczne?

– To niemożliwe – powiedział stojący za rogiem zdemolowanej stodoły Sol. – Widzisz, jestem Królem Samotności. Twoją Samotnością. Towarzyszę ci, jeśli nie robi tego nikt inny.

– A zatem jesteś tulpą. Zmyślonym przyjacielem. Wiedziałam, że zwariowałam.

– Istnieję poza sferą wyobrażeń, więc nie podpadam pod żadną z wymienionych kategorii. – Tym razem Anna nie ujrzała szerokiego uśmiechu Solipsosa. – Czy tożsamość ma znaczenie? Charakter jest ważniejszy od etykiet, które sobie przylepiamy.

– Skoro tak mówisz.

Zanim Anna podciągnęła spodnie, wyjęła tabletki rohypnolu, które wcześniej po kryjomu wydusiła z blistra. Najwyższy czas skończyć to szaleństwo. Zastanawiała się, czy Sol wiedział o tym, że zamierza przedawkować. Prawdopodobnie tak, lecz był święcie przekonany, że Anna nie umrze. W niektórych momentach miała wrażenie, że zna jej myśli. Wrzuciła wszystkie dziesięć groszków do ust i zaczęła je pojedynczo połykać. Było trudno, ale dała radę. Gdy skończyła, z powrotem okryła okolice pasa spodniami i wyprostowała się.

– Już – potwierdziła, wychodząc zza winkla. – Gotowy do lotu?

– Zaufanie jest zaskakującą rzeczą. – Król Samotności zmienił temat. – Ludzie przestali wierzyć mowie, więc wymyślili pieczęcie, podpisy, regulacje prawne, urzędy kontroli…

– Nie rozumiem, do czego pijesz.

– Czym się różni diler od farmaceuty? Prawdopodobieństwem kłamstwa odnośnie składu sprzedawanej substancji.

– Zaraz, wiesz…

– Zeżarłaś cały listek czegoś, o czym myślałaś, że jest flunitrazepamem – wtrącił się Solipsos. – Masz pewność, że to na pewno ten środek?

– To znowu jakaś sztuczka?! – przeraziła się Anna. – Co to było?

– Nie wiem, nie badałem tych pigułek – odparł Sol. – Chcesz popełnić samobójstwo. Zastanawiałaś się nad tym w przeszłości, gdy życie przytłaczało cię tak, że każdy oddech stawał się męką, jednak to pierwsza realna próba. Wybrałaś zły moment. Mówiłem ci, że teraz nie umrzesz.

Solipsos z nią igrał.  Nie miała zamiaru pozwolić, żeby znowu stała się obiektem tortur. Anna włożyła dwa palce w usta i zaczęła drażnić nimi gardło, lecz nie dostawała odruchu wymiotnego. Król Samotności śmiał się i kręcił głową.

– Chodź, jesteśmy już prawie u celu. Zapraszam na pokład!

 

*

 

Piekarnia. Park. Plac targowy. Przestrzeń ładunkowa ciężarówki.

Amnezja blefuje, gdyby pojawiali się w naprawdę losowych miejscach, już dawno trafiliby do jakiejś niebezpiecznej lokalizacji.

Yussuf był jednak mocno przestraszony. Bał ruszyć się choćby o krok. Królowa samotności zdawała się nie przejmować sytuacją. Poprawiała fryzurę, ziewała, strzelała palcami. Nie reagowała na jego nawoływania.

O czym miał nie pamiętać? Może chodziło o coś ogólniejszego, niezwiązanego z tym wszystkim?

Zapomnieć o sobie, własnej tożsamości?

Nie jestem Yussufem, nie mam siedemnastu lat, nie lubię gier komputerowych…

Ile razy miał powtarzać takie mantry, żeby wreszcie się udało? A jeśli trzeba było zrobić coś innego?

Coś kierowało go ku przekonaniu, że jest na dobrej drodze. Zmiany otoczenia zachodziły coraz wolniej. Zamknął oczy i nie skupiał się na nich. Próbował przełamać lęk. W kolejnych słowach coraz bardziej wypierał się siebie, coraz mocniej starał się zmusić ego do obumarcia.

Nie jestem Yussufem, nie mam siedemnastu lat, nie lubię gier komputerowych, nie jestem człowiekiem, nie jestem człowiekiem, nie jestem człowiekiem…

Pusta przestrzeń, pusta przestrzeń, pusta przestrzeń.

 

*

 

Anna protestowała, buntowała się, uciekała od Solipsosa. W pewnym momencie zrobiło jej się niedobrze, cały świat zaczął wirować dookoła. Błędnik odmówił posłuszeństwa. Przewróciła się i nie potrafiła wstać. Otoczyły ją cieniste postaci, do uszu docierały niezrozumiałe szepty, ciało jakby nabrało dodatkowej masy. Sol podszedł do kobiety i wziął ją na ręce.

– Nie bój się. Myśl o sobie. Zakotwicz się w samotności podczas tej podróży. To ostatni etap Drogi.

Anna nie była w stanie nic odpowiedzieć. Wydawała z siebie jedynie niezrozumiałe jęki. Wzlecieli w powietrze. Na ziemi pojawiły się geometryczne wzory, wciąż zmienne w swej strukturze. Cały czas miała wrażenie, że stworzone z mroku zjawy podążają za nimi. Serce biło zbyt szybko, kończyny mrowiły, umysł spowijała mgła lęku.

Nagle wszystko zniknęło. Ziemia, cienie, uczucie ciężkości, nawet Sol. Lewitowała w błękitnej jak niebo, bezkresnej przestrzeni.

Zdawało się jej, że zbliża się do czegoś, mimo iż nie mogła tego ujrzeć. To jakiś rodzaj bytu. Mnogość w jedności. Nawołu/je/ją Annę. Prag/nie/ną, żeby się dołączyła.

Czuła jego/ich szczęście bliskie ekstazie, siłę, poczucie wartości. Pozwalała, by kolektywna świadomość ją przyciągała.

To prawdopodobnie spełnienie jej marzeń. Niebo. Koniec odosobnienia niewymagający kontaktu z ludźmi. Nie była pewna, czym jest istota, lecz przekonywała ją dobroć.

Nienawidziła tych nagłych zmian. Coś zatrzymało ją tuż przez zjednoczeniem. Głos instynktu dobiegający z głębi duszy.

Myśl o sobie.

Raj coraz wyraźniej zaczął przypominać pułapkę. Istota nabrała kształtu. Ogromna, ociekająca obrzydliwym śluzem kula.

– Chodź do mnie/nas, niewolniku! Chodź do mnie/nas, trybiku! Jeste/m/śmy cywilizacją, jeste/m/śmy organizacją, zmiel/ę/imy cię w proch!

Odwróciła wzrok, próbowała skierować się w przeciwną stronę, lecz ruchami kończyn przecinała jedynie pustkę. Zbiorowa świadomość nie potrafiła jej przyciągnąć, a ona się oddalić.

Nie może znów uciekać. Robiła to za każdym razem, kiedy napotykała problemy, nawet zanim zniknęli wszyscy ludzie. Czas stawić im czoła, choćby miała polec. Przestała się wzbraniać przed grawitacją oślizłej kuli. Choć było to głupie, zacisnęła dłoń w pięść, i tuż przed kolizją zadała jej cios.

Byt popękał, roztrzaskał się błękitny widnokrąg, a ona zaczęła spadać.

 

*

 

To był sposób, to była Droga! Wyprzeć się całego świata, to podpowiadało teleportowanie się po całym jego obszarze!

Nie jestem człowiekiem, nie żyję na Ziemi, nie jestem człowiekiem…

– Zamierzasz nas zostawić?

Yussuf usłyszał przerażający ryk, jakby złożony, zniekształcony głos wielu osób.

Otworzył oczy. Ujrzał ogromny tłum – nie tłum, rój ludzi pozlepianych ze sobą kończynami, torsami, głowami. Pięknie ubranych i owiniętych w szmaty, młodych i starych, kalek i atletów.

– Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy? – Fale dźwiękowe bombardowało uszy nastolatka. Trudno było znieść ten jazgot.

Rozglądnął się dookoła. Wszędzie czerń, ani śladu Amnezji.

– Dlaczego nie odpowiadasz swoim stworzycielom! Jesteś winien nam posłuszeństwo! Postępuj według reguł! Zarabiaj i wydawaj pieniądze! Rozmnażaj się!

Nie jestem człowiekiem, nie żyję na Ziemi, nie jestem człowiekiem…

Yussuf nadal milczał i jedynie się uśmiechnął.

– Pochłoniemy cię!

Chłopak zamknął oczy i wystawił środkowy palec gatunkowi homo sapiens.

 

V. Odejście

 

Nie było bolesnego upadku, pogruchotanych kości. Łagodnie opadła na trawę.

Do umysłu powoli zaczęły docierać wrażenia. Kolory owoców na drzewach, zapachy kwiatów, szmer strumienia i świergot cykad.

– Co się stało? Gdzie ja jestem?

– Dotarliśmy do celu Drogi, Anno – oznajmił stojący tuż nad nią Sol.

Droga. Do kobiety powoli zaczynało docierać, co wydarzyło się przed chwilą – właściwie to mogło jedynie zdawać się krótkim momentem, nie wiedziała, ile czasu spędziła odcięta od zmysłów.

– Ja zniszczyłam tę istotę? – zapytała Anna. – Całą ludzkość? Ponad siedem miliardów istnień wyparowało przez moją nienawiść?

– Tak. Ich już nie ma. – Sol, obnażył kły w szerokim uśmiechu. – Lecz wyłącznie z twojej perspektywy. Z innej – być może nadal żyją. Nie możesz się o tym przekonać. Kto wie, czy gdy zamykasz oczu, nie znika cały świat? Nie obwiniaj się o to, króliczku. Myśl o sobie.

Czyżby Solipsos był solipsystą?

– Wszystko już skończone? – dociekała Anna. – I co teraz?

– Czekamy na drugiego człowieka – wyjaśnił Sol.

– Człowieka? – zdziwiła się kobieta. – Okłamałeś mnie, mówiłeś, że poza mną wszyscy zniknęli!

– Powiedziałem, że mogą przebywać w nietypowych miejscach. Ten, który tu przybędzie, podróżował przez własną wersję pustego świata, odrębną od naszej.

– Po co mamy się z nim spotkać?

– Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Łapiesz?

Anna usłyszała syk nad głową. Po gałęzi jabłoni pełzał zielony wąż.

– Co do… To miejsce to Eden?

– Tak. – Stwór przypominający smoka skinął głową. – A ty jesteś Ewą.

– Czy to oznacza, że moim przeznaczeniem jest odrodzenie ludzkości? Ale dlaczego, przecież byłam zła, nie zasługuję… – W głowie Anny rodziło się nieskończenie wiele wątpliwości.

– Niezupełnie – przerwał jej Sol. – Patrz, nadchodzą.

 

*

 

Yussuf otworzył oczy. Tym razem znajdował się w jakimś ogrodzie albo sadzie. Królowa Samotności stała tuż przed nim.

– Udało mi się? To cel podróży? – dociekał.

– Tak – burknęła Amnezja. – Możesz odłożyć tę linę, nie będzie więcej potrzebna.

Yussuf odrzucił sznur z tworzywa sztucznego gdzieś na bok.

– To miejsce wygląda jak raj – zauważył chłopak.

– Bo to jest Raj – poinformowała Amnezja. – Chodź, czeka na ciebie twoja Ewa, Adamie.

Adam. W końcu nie jest już Yussufem. Podążył marszem za Królową Samotności.

– A zatem o to chodziło. Odtworzenie cywilizacji na nowo. Jeżeli to prawda, Bóg to szaleniec. Ta droga była odkupieniem, a ty jesteś aniołem? Miałaś za zadanie mnie tu doprowadzić?

– Nie. Jestem… po prostu duchową istotą – wyjaśniła Amnezja. – I mylisz się co do ponownego zaludnienia Ziemi. Zresztą, wszystko zaraz się wyjaśni. Pospiesz się, czekają na nas. Widzę ich pod drzewem poznania dobra i zła.

Królowa Samotności i Yussuf szybko dołączyli do pozostałych. Amnezja przytuliła się z Solem na powitanie, ku zdziwieniu dwójki młodych.

– Anno, to jest Yussuf. – Król Samotności przedstawił nastolatka.

Anna i Yussuf nawet nie uścisnęli sobie dłoni. Mężczyzna wyrzucił z pamięci ludzkie zwyczaje, kobieta nie miała ochoty na kontakt z jakimikolwiek przedstawicielami swojego gatunku.

– Wyjaśnisz mi, jak mam spędzić resztę życia z poznanym przed chwilą gościem, współżyjąc z nimi i rodząc mu dzieci? – zwróciła się do Sola Anna. Yussuf wyglądał dla niej po prostu obrzydliwie. – Co to w ogóle za jedna, to też człowiek, czy znowu jakieś dziwadło podobne do ciebie?

– Hej, bez takich! – oburzyła się Królowa Samotności. – Wcale nie musisz tego robić. To wyłącznie oferta z naszej strony, żaden przymus.

– Oferta? – zdziwił się chłopak.

– Dobra, może zacznijmy od początku – rzekł Solipsos. – W tym momencie, oboje jesteście prawie martwi. Zdecydowaliście się popełnić samobójstwo. Ty, Anno, poprzez przedawkowanie tabletek nasennych pewnej nocy, stwierdzając, że nie dasz rady wytrzymać kolejnego dnia walki o utrzymanie egzystencji. Ty, Yussufie, wieszając się na linie holowniczej gdzieś w lesie, po tym, jak pokłóciłeś się z rodziną i ukradłeś ojcu samochód, żeby przejechać się nim jeszcze raz tuż przed planowaną od dawna śmiercią. Droga to wasze wspomnienia i refleksje z ostatnich dni, godzin, chwil przed odejściem. Zniekształcone i przeżyte jeszcze raz, byście mogli doświadczyć je z innej perspektywy, jako narzucone przez nas czyny. Dlatego nie wyjawiliśmy wam prawdy na początku.

– Skoro za chwilę mamy umrzeć, to po co to wszystko? – zapytał Yussuf. Nawet nie pamiętał tego, że planował się zabić. Ani że posprzeczał się z bliskimi. Zdawało mu to się obce, niejasne. – To kara za grzechy? Wstęp do piekła?

– Nic z tych rzeczy – oznajmiła Amnezja. – Po śmierci zostaniecie uwolnieni od cielesnej formy, która jest przyczyną wszelkiego bólu i zła. Znajdziecie się w świecie idei, gdzie możliwe jest wszystko, za wyjątkiem bycia człowiekiem, które wymaga pewnego odstępstwa od perfekcji. Wbrew pozorom to nie taka świetna sprawa. Doskonałość męczy. Dlatego dajemy wam wybór. Możecie wrócić na Ziemię i przeżyć tam jeszcze jakiś czas. Zostaniecie cudem uratowani. Po pewnym czasie poznacie się i doznacie miłości – najwyższego ludzkiego uczucia. Oczywiście wspomnienia o nas i o tym, co wydarzyło się tu, zostaną wymazane. Z ukrycia będziemy z Solipsosem czuwali, żeby wszystko poszło dobrze. W końcu jesteśmy waszymi Stróżami. Jeśli zaś chodzi o Drogę… Nie mogliśmy tak po prostu sprawić, żebyście uważali życie za piękne, pozbawić was wcześniejszych przemyśleń, zmienić waszych emocji. Zbyt mocno szanujemy wolną wolę. To wy musicie zdecydować.

– To głupie – powiedziała Anna. – Kto normalny wybrałby ten padół łez, skoro może znaleźć się w idealnym świecie? Miłości mogę zaznać i tam.

– Nie możesz, króliczku. – Sol znów uśmiechnął się szeroko. – Nie będziesz posiadała mózgu, więc nie namiesza ci w nim fenyloetyloamina i serotonina. Miłość to niedoskonałość. To błędy i wybaczanie. Psucie i naprawianie.

– To nieprawda! – zbuntowała się Anna. – W tej chwili czuję, że cię kocham, choć jesteś obrzydliwy. Przeszedłeś ze mną przez piekło, lecz teraz wiem, że nie ty je zgotowałeś, tylko ja sama. Nie pozwolę, żebym zapomniała o tobie. O tym, jak się uśmiechasz.

– Technicznie rzecz biorąc, nadal żyjesz…

– Zatem chcę umrzeć z tobą. Być Królową Samotności.

Anna zachodziła w głowę, dlaczego znalazła się w takim stanie. Jeszcze jakiś czas temu pragnęła pozbyć się Solipsosa, lecz teraz wypełniają ją niewytłumaczalna więź z Solem. Był jej Odosobnieniem. Rzuciła się mu w objęcia, a ten po raz kolejny wyszczerzył zęby.

– Zastanawia mnie jedna rzecz – odezwał się Yussuf. – Co jeśli jedno z nas wybierze życie, a drugie śmierć? Dlaczego w ogóle nasze losy są ze sobą splątane?

– Przeznaczenie jest niewytłumaczalną rzeczą – powiedziała Amnezja. – Czasami pozwala siebie zmienić, ale jedynie w niewielkim stopniu. Musicie dokonać zgodnej decyzji. Pozwolimy wam na chwilę zastanowienia.

– Nie mam zamiaru żyć dalej – rzekła stanowczo Anna.

– Ja… – Yussuf zawahał się przez chwilę. – też nie. Skoro Droga była ostatnimi wspomnieniami, to wiem, że uwolniłem się od ciężaru, który od zawsze mnie przytłaczał. Nie wezmę go znów na barki. Wyparcie się go – to przepiękne uczucie.

– Niech zatem się stanie – szepnął Król Samotności.

I wszystko się rozpadło. Rajski ogród, ciała Anny, Yussufa, Amnezji i Solipsosa.

Nastała perfekcyjna nicość. 

 

*

 

Co czeka nas na końcu? Ból? Ulga? Wyjście z matni?

Czy wieczna pustka zamaże rozpacz, stanu umysłu ostatni?

 

*

 

Déjà connu, którego doświadczył Yussuf napotykając przyszłą żonę na korytarzu przed gabinetem psychiatrycznym, utkwiło w jego pamięci, na przekór tendencji do zapominalstwa. Gdy zaczęli się spotykać, obsesja Anny na punkcie smoków wydawała się mu nietypowo znajoma. Legendarne gady zdobiły jej ubrania i pulpit komputera, a później rysunki, które tworzyła dla ich dzieci.

Anna również miała wrażenie, że widziała Yussufa już wcześniej, gdy pewnego piątku skrzyżowały się ich drogi. Przez chwilę po prostu gapili się na siebie, skonsternowani dziwnym uczuciem. W końcu kobieta, chcąc przerwać niezręczną ciszę, zapytała o jakąś głupotę, chyba rozkład jazdy tramwajów.

Okazało się, że do domów wracają tą samą linią. Rozmawiali o błahostkach, zupełnie swobodnie, jakby fobia społeczna nagle zrobiła wyjątek i przestała oplatać strachem przy kontaktach z daną osobą.

Wymienili się numerami telefonów, umawiali na wspólne spędzanie czasu. Nie przeszkadzała im dzieląca ich różnica wieku czy zainteresowań. Otwarli się na siebie jak przed nikim innym.  W końcu wylądowali na ślubnym kobiercu.

To był cud. Taki sam jak te, które uratowały im niechciane kiedyś życie.

Rozkładane krzesło na ryby załamało się pod Yussufem, zanim zdążył założyć stryczek. Upadając, uderzył się w głowę i stracił przytomność. Po jakimś czasie znalazła go zawiadomiona przez rodziców policja. 

Anna przedawkowała zupełnie inny lek, niż myślała. Przybita problemami w pracy i nieudaną randką z jakimś bogatym bufonem z przedmieścia, postanowiła przedawkować tabletki nasenne, jednak producent omyłkowo umieścił w partii opakowań rohypnolu inny lek o mniejszej toksyczności.

Oboje zaliczyli epizod w szpitalu psychiatrycznym i dość długą rekonwalescencję. Lecz po nieudanych próbach samobójczych wszystko wydawało się inne, zupełnie jakby część osobowości nienawidząca świata zaczęła powoli obumierać. Jakby ktoś dotknął ich duszy i uleczył paraliżujące zgorzknienie, szaleństwo wywołane doznanymi krzywdami. Jakieś dobre, czuwające nad nimi istoty…

Śnię o świecie, w którym każdy znalazł swoją.

Koniec

Komentarze

Choć opowiadanie wydało mi się dość zajmujące, to mam wrażenie, że dobrze by mu zrobiło, gdyby treść została podana w nieco bardziej zwartej formie. Początek, owszem, zaintrygował, ale później zainteresowanie nieco osłabło, a niektóre fragmenty wydały mi się zbyt baśniowe. Zastanawiam się, czy wszystkie przeżycia bohaterów były niezbędne, by każde mogło wejrzeć w siebie, by zechcieli zaakceptować siebie i otoczenie.

 

po­sta­no­wi­ła za­brać się za lek­tu­rę ko­lej­nej czę­ści ulu­bio­nej serii kry­mi­na­łów. – Raczej: …po­sta­no­wi­ła za­brać się do lektury ko­lej­nej czę­ści ulu­bio­nej serii kry­mi­na­łów.

 

li­cząc na to, że wkrót­ce wrócą prąd. – …li­cząc na to, że wkrót­ce włączą prąd.

 

Zła­pa­ła za nożyk do otwie­ra­nia ko­pert… – Zła­pa­ła nożyk do otwie­ra­nia ko­pert

 

pod­pa­la­jąc go cien­kim stru­mie­niem ognia wy­do­by­wa­jąc się z jego pasz­czy. – …pod­pa­la­jąc go cien­kim stru­mie­niem ognia, wy­do­by­wa­jącego się z jego pasz­czy.

 

lecz Sol po chwi­li zma­te­ria­li­zo­wał się tuż przed nią z roz­bra­ja­ją­cym uśmie­chem na ustach… – Wcześniej pisałeś, że: Na jego dłu­gim, kro­ko­dy­lim pysku po­ja­wił się uśmiech, od­sła­nia­jąc dwa rzędy kłów gru­bo­ści kciu­ka. – Czy Sol miał pysk, czy usta?

 

Klo­na­ze­pam, Ko­de­ina, Tra­ma­dol, Dek­stro­me­tor­fan… – Klo­na­ze­pam, ko­de­ina, tra­ma­dol, dek­stro­me­tor­fan

Nazwy leków piszemy małymi literami.

 

Sol uwol­nił Annę z uchwy­tu. – Raczej: Sol uwol­nił Annę z chwy­tu.

 

Usunę wszel­kie prze­szko­dy z Drogi, za wy­jąt­kiem tych, z któ­ry­mi win­nyś się zmie­rzyć. – …z któ­ry­mi winieneś/ powinieneś się zmie­rzyć.

 

Wy­koń­czo­ną białą skórą i la­kie­ro­wa­ny drew­nem ka­bi­nę po­jaz­du… – Literówka.

 

Nie cier­pia­łeś szko­ły, rządu, ludzi, ob­wi­nia­łeś ich za bez­na­dziej­ną sy­tu­ację. – …ob­wi­nia­łeś ich o bez­na­dziej­ną sy­tu­ację. Lub: …winiłeś ich za bez­na­dziej­ną sy­tu­ację.

 

ina­czej most na­tych­mia­sto­wo za­pad­nie się w ca­ło­ści. – …ina­czej cały most na­tych­mia­st się za­pad­nie.

 

Tam, gdzie się wy­bie­ra­my, nie ma zbyt wielu dróg.Tam, dokąd się wy­bie­ra­my, nie ma zbyt wielu dróg.

 

Król sa­mot­no­ści miał znacz­nie więk­szę ciało… – Literówka.

 

krzyk­nę­ła Anna, lecz nie wie­dział, czy Sol ją usły­szał… – Literówka.

 

We znaki da­wa­ła się nie­prze­spa­na noc i spo­ży­te de­pre­san­ty. – Raczej: We znaki da­wa­ła się nie­prze­spa­na noc i spo­ży­te antyde­pre­san­ty.

 

Nawet po­czu­cie ad­re­na­li­ny zwią­za­ne z nowym prze­ży­ciem prze­sta­ło ni­we­lo­wać zmę­cze­nie. – Raczej: Nawet działanie ad­re­na­li­ny, zwią­za­ne z nowym prze­ży­ciem, prze­sta­ło ni­we­lo­wać zmę­cze­nie.

 

Zegar po­ka­zy­wał ósmą. Blask słoń­ca wska­zy­wał ra­czej na po­ra­nek niż wie­czór. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Może Król Sa­mot­no­ści przy­go­to­wał coś do je­dze­nia?Trze­ba… – Brak spacji po pytajniku.

 

Miał nie­ziem­sko przy­stoj­ną apa­ry­cję. – Raczej: Był nieziemsko przystojny.

Przystojny jest człowiek, nie jego wygląd.

 

Wy­rzeź­bio­ne ciało, de­li­kat­ne rysy twa­rzy, czar­ne, krę­co­ne włosy, de­li­kat­na opa­le­ni­zna. – Powtórzenie.

 

– Prze­pra­szam – po­wie­dzia­ła nie­śmie­le.– Prze­pra­szam – po­wie­dzia­ła nie­śmiało.

 

Tylko, że nie spę­dzam go prze­glą­da­jąc in­ter­net… – Tylko, że nie spę­dzam go prze­glą­da­jąc In­ter­net

 

Kró­lo­wa od­gar­nę­ła grzyw­kę w cha­rak­te­ry­stycz­nym dla sie­bie ge­ście.Kró­lo­wa od­gar­nę­ła grzyw­kę cha­rak­te­ry­stycz­nym dla sie­bie ge­stem.

 

Wzrok Yus­su­fa utkwił na prze­ciw­le­głym brze­gu za­to­ki… – Yussuf utkwił wzrok na prze­ciw­le­głym brze­gu za­to­ki

 

Yus­suf sta­rał sobie wmó­wić, że to ilu­zja… – Raczej: Yus­suf usiłował sobie wmó­wić, że to ilu­zja… Lub: Yus­suf sta­rał się wmó­wić sobie, że to ilu­zja

 

- Trzy­maj, i pod żad­nym po­zo­rem nie pusz­czaj! – Zamiast dywizu, powinna być półpauza.

 

Dom dalej stał na miej­scu, lecz nikt za niego nie wy­biegł, nie po­dą­żył za ucie­ka­ją­cą Anną. – Literówka.

 

Sta­ra­łam dojść do po­ro­zu­mie­nia z ro­dzi­ca­mi… – Sta­ra­łam się dojść do po­ro­zu­mie­nia z ro­dzi­ca­mi

 

A może to była kryp­tow­ska­zów­ka? W nim leżał klucz do roz­wią­za­nia wszel­kich pro­ble­mów na­po­ty­ka­nych na dro­dze.W niej leżał klucz

 

Lecz jakie uryw­ki prze­szło­ści po­wi­nien wy­ma­zać teraz?Lecz które uryw­ki prze­szło­ści po­wi­nien wy­ma­zać teraz?

 

Zanim Anna pod­cią­gnę­ła dresy, wy­cią­gnę­ła ta­blet­ki Ro­hyp­no­lu…– Powtórzenie. Ile dresów podciągnęła Anna?

Proponuję: Zanim Anna pod­cią­gnę­ła spodnie, wyjęła ta­blet­ki ro­hyp­no­lu

 

Znie­kształ­co­ne i prze­ży­te jesz­cze raz, by­ście mogli prze­żyć je z innej per­spek­ty­wy… – Czy to celowe powtórzenie?

 

gdy pew­ne­go piąt­ku wpa­dli na sie­bie. Przez chwi­lę po pro­stu ga­pi­li się na sie­bie… – Powtórzenie.

 

Oka­za­ło się, że do domów tą samą linią. – Pewnie miało być: Oka­za­ło się, że do domów jeżdżą tą samą linią.

 

umie­ścił w par­tii opa­ko­wań Ro­hyp­no­lu inny lek… – …umie­ścił w par­tii opa­ko­wań ro­hyp­no­lu inny lek

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz, Reg, błędy poprawiłem :)

 

We znaki dawała się nieprzespana noc i spożyte depresanty. – Raczej: We znaki dawała się nieprzespana noc i spożyte antydepresanty.

Depresanty to substancje psychoaktywne, które “wyhamowują” pewne ośrodki w mózgu. Do tej grupy należą m.in. alkohol, leki nasenne (benzodiazepiny/barbituraty), opiaty takie jak heroina. Nazwa jest odrobinę myląca, gdyż nie wywołują odczucia depresji :) Żeby było śmieszniej, ich dokładnym przeciwieństwem nie są antydepresanty (większość z nich oddziałuje na serotoninę, tzw. hormon szczęścia), tylko stymulanty jak np. kokaina. 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

A ja, Wickedzie, dziękuję za otworzenie oczu na zupełnie mi obce zagadnienie.

Skoro poprawiłeś, mogę kliknąć. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, miło że spodobało się na tyle, by zasłużyć na kliknięcie :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

I mnie jest miło, że mogłam przeczytać ciekawe opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy tekst, dużo pracy w niego władowałeś. Spodobała mi się koncepcja Drogi. Dwóch dróg.

Też bardziej podobałyby mi się antydepresanty, ale przyjmuję wyjaśnienia.

Anna zamiast konserw i zupek z papierka powinna spakować liofilizowane żarcie – lżejsze niż puszki, a zdrowsze niż zupki, lecz równie proste do przygotowania.

– O mało co nie zdałeś do następnej klasy!

Gubię się. Bohater ciągle jest w pierwszej klasie i rodzice chcieliby ten stan utrzymać? ;-)

Babska logika rządzi!

No, kurczaki, nie podobało mi się. Napisane poprawnie i gładko (z wyjątkiem „Nawołu/je/ją”, „Prag/nie/ną” itd. – tu popisałeś się wyjątkowym lenistwem, Wicked, przecież bez problem dałoby się to napisać ładniej), ale łopatologia przesłania i toporność osobowości bohaterów przeszkadzała mi wybitnie. Nie ukrywam, spodziewałam się po Tobie więcej, Wicked :(

Hmm... Dlaczego?

@ Finkla

 

Dziękuję za komentarz i bibliotekę :)

 

Anna zamiast konserw i zupek z papierka powinna spakować liofilizowane żarcie – lżejsze niż puszki, a zdrowsze niż zupki, lecz równie proste do przygotowania.

Poprawiłem, będzie wiarygodniej.

 

– O mało co nie zdałeś do następnej klasy!

Gubię się. Bohater ciągle jest w pierwszej klasie i rodzice chcieliby ten stan utrzymać? ;-)

Dziwne, zdaje mi się, że nigdzie nie wspominałem, iż Yussuf uczęszcza do pierwszej klasy.

 

@Drewian

 

Również dziękuję za przeczytanie, szkoda że się nie spodobało :(

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

– O mało co nie spadłeś! = na szczęście nie spadłeś, ale niewiele brakowało.

– O mało co nie zdałeś do następnej klasy! = na szczęście nie zdałeś, ale niewiele brakowało. ???

Babska logika rządzi!

Ach, o to chodzi :D

Już poprawiam!

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przeczytałam na dwie raty, bo długie, a wnuczek nie chciał tyle spać. Podpiszę się pod zdaniem Reg – można by odrobinę skrócić. Ale i tak mnie wciągnęło. I cieszę się, że bohaterowie nie stali się nową Ewą i nowym Adamem.

Cieszę się, że z nieudanej próby samobójczej zrobiłeś nowy początek życia Anny i Yusuffa, szkoda tylko że w rzeczywistości rzadko tak się dzieje. Samobójcy raczej w większości przypadków dążą do zrealizowania swojego największego marzenia, czyli żeby przestać istnieć. Może Anna i Yusuff  tak naprawdę nie chcieli umrzeć, chcieli tylko dać sobie szansę na nowe życie. Jakby nie było – bardzo mi się. Klik.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziekuję za komentarz i bibliotekę :) Racja, bardzo często nieudana próba samobójcza prowadzi do następnej, czasami jednak wszystko się odwraca i z odpowiednią pomocą ludzie odnajdują się w życiu. Przyznam ci rację, że bohaterowie opowiadania w głębi duszy nie chcieli rozstawać się z życiem, a do decyzji skłoniło ich przytłoczenie problemami.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

półżywy trup ← trup nie może być półżywy

 

czy nadmierna chęć niezależności ← literówka

 

– Nie jesteś winien, nikomu i nic ← Nikomu nic nie jesteś winien

 

Instynkt dobiegający ← głos instynktu może dobiegać, ale instynkt? Zgrzyta mi

 

Chodź, czeka na ciebie twoja Ewa, Adamie ← zgubiłeś kropkę

 

po prostu duchową istotą. – wyjaśniła Amnezja. ← tutaj o jedną kropkę za dużo

 

Zbyt bardzo szanujemy ← kulawe, zbyt mocno ok

 

Kto normalny wybrałby ten padół łez, skoro może znaleźć się w idealnym świecie. ← to pytanie, nie zdanie oznajmujące

 

Wyjustuj końcówkę.

 

Podoba mi się, mieści się w moich gustach (nawet scena, gdy chłopak zabija swoją rodzinę, skojarzyła mi się z momentem z mojej książki, gdy bohater przechodzi swoją próbę i też spotyka iluzję rodziny), sporo tu filozofii i egzystencjalnych pytań, jest smaczna, postapokaliptyczna wizja, a całość porządnie napisana. Zgadzam się, że odrobinę można by skrócić, ale nie przegadałeś. Te sceny, gdy nic szczególnego się nie dzieje, są tu bardziej zajmujące niż te teoretycznie dynamiczne (np. jazda po moście jakaś taka niemrawa). Ładnie potrafisz budować bohaterów, są autentyczni. Mam nieco mieszanych uczuć, ale generalnie jestem zadowolona, zwłaszcza z powodu refleksji nad ludzkością :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję za komentarz i bibliotekę, Naz :) Błędy poprawiłem.

 zwłaszcza z powodu refleksji nad ludzkością :)

Tekst w zamierzeniu miał być właśnie mocno refleksyjny, fajnie, że to się udało.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przeczytałem i opko jest na spory plus :) ale na refleksje poczekasz bo… mam 2% baterii w telefonie :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

OK, fajnie, że się spodobało, cierpliwie czekam na szerszą opinię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Było trochę literówek (najczęściej zgubione ogonki). Nie wynotowałem, bo jednak robienie tego na komórce to pewnego rodzaju masochizm, a i nie przeszkadzały specjalnie w płynnym czytaniu. No więc tak…

Fragmentami rozwlekłe, niepotrzebnie rozciągnięte sceny. Kontrastuje to z miejscami, gdzie historia została mocno skondensowana. Trochę to rozbija rytm, bo też oczekiwałem więcej po tych właśnie momentach, gdzie przyspieszałeś, a większych skrótów we fragmentach rozległych. Chyba chodzi o to, że mam inne pojęcie wobec atrakcyjności czytelniczej konkretnych wątków – patrzę przez swój pryzmat. Duży plus jednak za to, że nie spieszyłeś się w końcówce, nawet jeśli była stosunkowo łopatologiczna. Bardzo często można tutaj, na tym forum, zobaczyć tą przypadłość. Tak jakby brakowało autorom pary na samym finiszu.

Druga sprawa, że obierając formę przeplatanej historii (powiedzmy, że wiklinowy koszyk), zmusiłeś się do zrównoważenia ilości scen darowanych dwójce bohaterów. I niestety, widać, że w przypadku Anny miałeś zdecydowanie więcej do powiedzenia, a jej historia, jako autora, pociągała Cię znacznie bardziej. Stąd niektóre fragmenty Yussufowe wyglądały na niepotrzebnie rozbite na dwie części, bądź doklejone. Bezlitosny wymóg wiklinowego koszyka. To samo dotyczy się pewnej wtórności motywów po obu stronach (względem siebie). Bo to było dla mnie trochę tak, jakby czytać dwukrotnie bardzo podobną historię.

Tekst bardzo smutny. Nie tyle przez historie, co przekazywane w nim myśli. Co gorsza, czytając po swojemu, najsmutniejsza wydało mi się właśnie samo zakończenie. Trochę płynący klimat nie zgadzał mi się z kreacjami “duchów”, które wypadły nazbyt “bajkowo”. Inna sprawa, że może to właśnie one odciążały tekst.

No, nawet jeśli nie zgadzam się z przekazywanymi tekstem myślami, doceniam całość. Nie tyle, że mi się bardzo podobało, co że mogło, gdybym był odrobinę tylko inny. Taki obiektywizm w którymś z wielu luster, być może krzywych. Stąd, klikam bibliotekę. Od następnego opowiadania oczekiwał będę lepszej kompozycji scen :P.

 

Tak więc, trzymaj się

i powodzenia przy następnych tekstach!

 

EDIT: A, jeszcze dodam, że otwarcie tekstu (dwie pierwsze sceny) były w moim odczuciu bardzo nieatrakcyjne czytelniczo :(. Nudziłem się razem z bohaterami. To dość poważna wada, ale przy tak dużym gabarycie literkowym, jednak nie rozkładająca całości.

 

Dziękuję za obszerny komentarz i bibliotekę, Mały Słowiku :)

 

Duży plus jednak za to, że nie spieszyłeś się w końcówce, nawet jeśli była stosunkowo łopatologiczna. Bardzo często można tutaj, na tym forum, zobaczyć tą przypadłość. Tak jakby brakowało autorom pary na samym finiszu.

To zmiana na plus, wcześniej często miałem ten sam problem.

 

widać, że w przypadku Anny miałeś zdecydowanie więcej do powiedzenia, a jej historia, jako autora, pociągała Cię znacznie bardziej.

Bingo :)

 

To samo dotyczy się pewnej wtórności motywów po obu stronach (względem siebie). Bo to było dla mnie trochę tak, jakby czytać dwukrotnie bardzo podobną historię.

Mr.BrightSide zwracał mi na to uwagę, ja uparcie pozostawałem przy swoim, jak się okazało na niekorzyść dla tekstu.

 

A, jeszcze dodam, że otwarcie tekstu (dwie pierwsze sceny) były w moim odczuciu bardzo nieatrakcyjne czytelniczo :(. Nudziłem się razem z bohaterami.

Racja, opis trochę nudnawy, chciałem zrobić ciszę przed burzą.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Opko rozpędza się pomału, choć może rozpędza to źle powiedziane, bo raz przyśpiesza a raz hamuje.  Przeplatanka przypadła mi do gustu, bo wyobraźnia moja zastanawiała się co zgotowałeś dla drugiego bohatera. Opisy przewodników mi się spodobały, choć skoro, dla Yussufa była to postać jak z gry, pasująca do jego upodobań, to czemu Anna dostała coś demono-smoko-podobnego?

W ogóle ze wszystkich postaci najbardziej spodobała mi się Amnezja.

Warsztat wiesz, że masz dobry. Pomimo tego, że momentami było nudno (szczególnie nieszczęsny początek) to zawarłeś w tekście coś, co wciągnęło do przeczytania. 

Nie zrozumiałem chyba końcówki, bo sam koniec nie pokrywa mi się z tym co wybrali bohaterowie, ale może to tylko ja coś przeoczyłem.

Moim zdaniem te fragmenty “Nawołu/je/ją Annę” są do dupy. Nie lepiej było dać tej “postaci” liczbę mnogą? (Choć do nas, Nawołują itd.) Całkowicie te “/” utrudniły czytanie, wybiły z rytmu i zepsuły klimat zamiast go budować.

Sam pomysł na opko jest ciekawy, takie inne spojrzenie na próbę samobójczą, przez retrospekcję bohatera przeprowadzoną w innej rzeczywistość… To kupuję :) 

Podsumowując, mimo małych minusików,

bardzo dobry tekst!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Mytrixie :)

W końcówce chodzi o to, że dalsze losy bohaterów są niezgodne z ich wolą. Pragną umrzeć, a mimo to "duchy" ich ratują, i jak okazuje się później wszystko kończy się dobrze.

Amnezja i Sol są nieco zniekształconymi odzwieciedleniami marzeń bohaterów. Amnezja jest z pozoru jak jakaś mistyczna bogini, która zleca misję nieustraszonemu bohaterowi, jednak jej nowoczesny ubiór i odrobinę cyniczny sposób zachowania burzą ten obraz. Sol z kolei jest opiekuńczym i miłym partnerem, o którym Anna zawsze marzyła, uwięzionym w ciele potwora.

Słowa poprzedzielane slashami to taki mały eksperyment z formą, najwidoczniej nie wyszedł.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Miły facet zaklęty w zwierzę ma niezłą tradycję baśniową… ;-)

Babska logika rządzi!

Zgadza się :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Teraz rozjaśniłeś moje cienie. Aczkolwiek skoro bohaterom ukazane zostało, że mogą zacząć żyć i czerpać z życia, a durnie i tak wybrali niebyt to po co ich raować wbrew ich woli… niezbadane są ścieżki tajemniczych opiekunów, a widać na przeznaczenie nie mieli zbytnio wpływu. Chyba że wybrali przez wybory podczas drogi, a pytanie na końcu ti była tylko farsa bo wcześniej o swoim losie przesądzili ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka