- Opowiadanie: GJWitkowski - Sen zamachowca

Sen zamachowca

Mój fragment/opowiadanko – pierwsze w tym serwisie. Które w ogóle? Dawno przestałem liczyć :)

Miłego czytania.

Oceny

Sen zamachowca

Dookoła panuje noc. Z nieba strugami leje się ciężki deszcz – leje i spłukuje wielkomiejskie światła, rozlewając je po asfalcie. Czyjeś urwane rozmowy i zszargane przejmującym zimnem głosy gubią się pośród zgiełku zakorkowanych dróg. Auta ciągną w letargicznych korowodach po mokrych, śliskich ulicach. Zaś on – upiorny, mroczny, lubiący pozostawać w cieniu – snuje się tuż za mną.

– Idź przed siebie – szepcze mi do ucha.

Nie bacząc na zimno, stawiam powolne kroki. Moje czarne, gumowe podeszwy pluskają po zalewanym rzęsistą pompą chodniku. Woda cieknie mi po twarzy, kapie ze zlepionych kosmyków włosów na nieosłoniętej głowie, spływa po śliskiej kurtce i przesiąka przez czarne spodnie. Mijająca mnie w pośpiechu kobieta spogląda na mnie z ponurym zdziwieniem spod parasola.

Tak, to ja – myślę. – Przeziębnięty i zmęczony. Mimo to trwam, idę dalej.

– Bo ja ci tak każę – demon snuje mi ciemną mgiełkę wokół lewego ucha.

Maszeruję jak zombie, jak robot sterowany czyjąś wolą.

Wjeżdżający w przecznicę tuż przede mną autobus oślepia mnie halogenowym blaskiem reflektorów. Zakrywam twarz ręką. Zza niej widzę jasną poświatę, jakby na ziemię schodził anioł, jakby chciał mi podać dłoń i zabrać mnie stąd. Płonna nadzieja. Jasna łuna zaraz znika, zostawiając po sobie tylko fioletową plamę na moich oczach.

– Przejdź przez jezdnię – mówi.

Przechodzę przez jezdnię. Wpadam po kostki w kałużę. Nic jednak sobie z tego nie robię, tylko idę – zahipnotyzowany, zamroczony, owładnięty jakąś otępiającą żądzą. Upiór nie odpuszcza mnie ani na krok. Wiem, że nikt inny go nie widzi. Wiem, że materialnie go tam nie ma, lecz czuję, jak jego zła wola czyha tuż za moimi plecami.

– A teraz w dół.

Bezwiednie schodzę szerokimi schodami na stację metra. Kwadratowe mury obejmują mnie geometrycznymi kafelkami. Obeszła brudnym nalotem fuga pręży się niczym stalowa linka w rękach zabójcy.

Krok za krokiem, schodek za schodkiem zbliżam się do peronu. Machinalnie mijam bramki, przeciskam się przez stłoczony tłum i staję blisko krawędzi. Rozglądam się nerwowo. W oddali ciemnego tunelu pojawia się żółtawe światło. Ludzie dookoła stoją niewzruszeni. Mężczyzna w prochowcu chowa pod ramię zmokłą gazetę. Młoda dziewczyna wczuwa się w muzykę płynącą z białych słuchawek, podczas gdy z jej złożonego parasola cieknie malutka strużka zimnej wody.

Stoję sparaliżowany, nie mogę powiedzieć ani słowa. Czarny płaszcz przemyka tuż obok mnie.

To on?! Demon? – pytam siebie w myślach.

Nikt mi nie odpowiada. Czarny kaszkiet uchyla się i ukazuje krótkie, siwe włosy.

To nie on – uspokajam się odrobinę.

Światła pociągu z każdą sekundą są coraz bliżej. Z torów zaczyna dochodzić metaliczne zgrzytanie, a po kolistym tunelu rozbrzmiewa pisk zaciskających się na stalowych kołach klocków hamulcowych.

– Zrobisz to – jadowity szept spływa mi kroplą wody do ucha.

Nie mogę się sprzeciwić. Moja wola została zaprzedana. Skórzana smycz obkurcza się na mym żołądku, a tekstylny krawat, który sam sobie dziś zawiązałem, ściska moją szyję niczym pętla szubienicy. Umysł być może ostatnim podrygiem chciałby zawalczyć, lecz założony na niego kaganiec ani myśli puścić. Nie mogę się wyzwolić.

Pierwszy wagon wyłania się już z ciemnego tunelu. Dłonie mam mokre i sam już nie wiem, czy to od deszczu, czy z nerwów. Chcę się rozejrzeć. Woli wystarcza mi jedynie, by ruszyć oczami.

– Zrobisz to – ponownie rozkazuje plugawy, zepsuty głos

– Zrobię to – moje usta wymawiają słowa wbrew mojej woli.

Wyciągam przed siebie prawe ramię. Dziewczyna obok spogląda na mnie podejrzliwie. W dłoni trzymam coś – sam nie wiem co. Pisk hamujących kół jest tuż przy mnie. Wypełnione ludźmi wagony rozciągają się wzdłuż całego peronu. Ktoś z tyłu woła, ktoś inny krzyczy. Nagle wszyscy obracają się w moim kierunku. Wskazują mnie palcami. Zakrywają usta i zaczynają w panice uciekać.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że w ręku trzymam detonator.

– Teraz! – wrzeszczy przeraźliwie demon.

Próbuję za wszelką cenę opanować drżącą dłoń. Zaciskam zęby, marszczę czoło, lecz mój kciuk nieuchronnie zbliża się do czerwonego przycisku. Na twarzach ludzi rysuje się strach i przerażenie. Pasażerowie w wagonie, zobaczywszy mnie, zaczynają w panice tłoczyć się przez wąskie drzwi. Gnają do wyjścia jeden przez drugiego. Silniejsi tratują słabszych, depczą po nich jak po nic nie znaczącym, zgniłym dywanie. Każdy chce jak najszybciej się stąd wydostać, chce wręcz płynąć na fali sterroryzowanego tłumu. Ale ja wiem, że nie ma już nadziei dla żadnego z nich…

– Ani dla mnie – dopowiadam cichym szeptem i wciskam guzik.

Impuls przechodzi, iskra przeskakuje, sygnał dociera. Metalowa kula inicjuje reakcję łańcuchową, wywołując krytyczne ciśnienie. Nagle pojawia się przeraźliwy błysk. Rażąco białe światło momentalnie obejmuje całą stację; przebija się przez kilkumetrową warstwę ziemi nad stropem i rozchodzi promieniście między płaczącymi nocnym deszczem budynkami. Epicentrum zalewa ogniem górujące ponuro drapacze chmur. Ich stalowo-szklane poszycia w mig się roztrzaskują i przetapiają w krople wrzącej magmy. Wydzierany eksplozją krater rozrywa ziemię i narusza fundamenty całego miasta. Drżąc u podstawy, urbanistyczne dzielnice zaczynają się zapadać, jedna za drugą. Niszczycielski podmuch dewastuje je, anihilując wszelkie żywe istoty w promieniu mil. Nawet mimo deszczu, ogień nie wygasa – wprost przeciwnie. Rozszczepia się na kolejne cząstki, które napędzają reakcję termojądrową. Paląca energia trawi beton, odparowuje stal, rozpuszcza szkło i wypala cały tlen – pochłania dosłownie wszystko na swojej drodze. W końcu cała materia zmienia się w idealną biel. Ogłuszający huk przechodzi w niezwykle wysoki pisk, zaś przestrzeń zapada się w sobie.

Po chwili pozostaje już tylko nieprzenikniona czerń i otchłań. Nie ma już miasta, nie ma świata ani mnie. Zostaje jedynie ta mroczna świadomość – snująca się tuż za plecami chimera stworzona z pokusy, sumienia i żądzy. Zostaje już tylko on…

Koniec

Komentarze

Fajnie się czyta Twoje opowiadanie, mam na myśli styl, warsztat. Te elementy są – moim zdaniem – na dobrym poziomie. Tylko nie podoba mi się temat. Myślę, że dzisiaj tego rodzaju opowieści, nie są troszkę na miejscu. Pomysły na temat wysadzenia metra oglądam codziennie w telewizji. Dzisiaj czytelnicy, widzowie, obserwatorzy świata są przesyceni i wręcz atakowani tego typu narracją w mediach, jak widać także na tego typu portalach. Myślę, że jak napiszesz o czymś bardziej oryginalnym niż zamach – będzie mi się to podobało.

Pozdrawiam :)

alen09

@elendil84 Dzięki za poświęcony czas i komentarz. Pomysł na ten krótki fragment przyszedł mi… z jesieni. No i trochę z muzyki Massive Attack ;) Miło mi, że od strony technicznej tekst ci się spodobał.

Taki króciak. Nie zachwycił.

Opowiadanie ma dwa główne problemy.

Po pierwsze: nie jest opowiadaniem, tylko tylko wyzutą z fabuły sceną, którą można streścić w jednym, krótkim zdaniu “opętany mężczyzna wysadza się w metrze”, ani to zanadto ciekawe, ani specjalnie oryginalne.

Po drugie: styl narracji jest całkowicie niedopasowany do prezentowanych wydarzeń. Kunsztowne, rozwleczone zdania i szczegółowe poetyckie opisy mają swoje miejsce w literaturze (niestety), ale wkładanie ich w myśli opętanego, idącego na śmierć narratora wypada groteskowo i czyni protagonistę oraz całą historię zupełnie niewiarygodnymi. Facet powinien być pół przytomny z przerażenia, a on opisuje jak i po kim spływają krople deszczu – od dysonansu poznawczego można się nabawić krwotoku z nosa.

na emeryturze

@gary_joiner Ten drugi problem można by rozwiązać, zmieniając typ narracji na trzecioosobowy. Narrator opisuje szczegółowo świat, a bohater tylko przedstawia (np. w formie półszeptów) swoje paniczne myśli. Wiem, że jedni lubią opisy, a inni nie. Osobiście sądzę, że książki ich pozbawione albo ze znacznie okrojonymi opisami są jakieś takie puste.

Co do pierwszej sugestii: spokojnie można zdeklasować ten tekst do roli fragmentu (zmienię, jeśli się da).

Ten drugi problem można by rozwiązać, zmieniając typ narracji na trzecioosobowy.

I tak, i nie. Rozwlekłość osłabia dynamikę akcji, a szczegółowość opisu odwraca uwagę – bez względu na osobę narratora. Czytelnik raczej nie będzie myślał o dramacie protagonisty (którego przedstawienie jest moim zdaniem kluczowe w tej historii) kiedy zasypiesz go setką innych informacji.

Osobiście sądzę, że książki ich pozbawione albo ze znacznie okrojonymi opisami są jakieś takie puste.

To jest temat na długą dyskusję – taką z zapluwaniem się i machaniem rękami, ale generalnie jest tak, że to co mile widziane w powieści, niekoniecznie jest też pożądane w krótkich formach. Oczywiście, bez większej trudności znajdziesz też czytelników, którzy powiedzą, że opisy są solą literatury, a te wszystkie fabuły to nieznaczące dodatki do wielostronnicowych relacji z przygotowywania obozowisk i porannych ablucji, ale nie słuchaj ich. Słuchaj mnie – ja jestem bardzo mądry i twój literacki rozwój leży mi na sercu.

 

 

na emeryturze

Moja wola została zaprzedana. Skórzana smycz obkurcza się na mym żołądku, a tekstylny krawat, który sam sobie dziś zawiązałem, ściska moją szyję niczym szubienica.

Trochę za dużo zaimków. 

 

Pisk hamujących kół jest tuż przy mnie.

Źle to brzmi. Może: rozlega się tuż przy mnie?

 

Mam mieszane odczucia, ale właściwie nie mogę powiedzieć, by szort mi się spodobał. Jest ładnie napisany, czyta się dobrze, ale, tak jak zauważył gary, prowadzi to do dysonansu. Innymi słowy, fabuła rozminęła się ze stylem. 

Ale to w sumie nie jest do końca błędem, bo wyłącznie od autora zależy, jak swoje opowiadanie napisze. 

Inna sprawa, że dobrze byłoby zadbać także o satysfakcję czytelnika, a tu już może być gorzej. To, co nam zaprezentowałeś, to krótka scenka, niegrzesząca oryginalnością, pozbawiona fabuły, emocji i kontekstu. Nie udało Ci się mnie, czytelnika, w żaden sposób poruszyć. Nie dbam o anonimowego bohatera, ani o anonimowych ludzi w anonimowym mieście. 

No i przede wszystkim: czemu demon chciał, żeby bohater wysadził metro? Z góry uprzedzam, że odpowiedź “bo demony są złe i sprowadzają ludzi na drogę grzechu” wcale mnie nie usatysfakcjonuje ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dziękuję wam za tę uwagę odnośnie proporcji opisów do prędkości akcji. Zapamiętam ją sobie:)

Jeszcze co do samego fragmentu. Jest on czysto koncepcyjny. Po prostu miałem w głowie wizję i spróbowałem ją jak najdokładniej napisać. Co wyszło, to widać :)

@gravel Dlaczego demon chciał, by bohater się wysadził? Tę kwestię zostawię otwartą na interpretacje. Może demon to analogia do manipulacji, jaką ogłupiany jest bojownik w świętej wojnie? Może demonem jest choroba psychiczna? Albo frustracja na otaczający świat? Niech każdy znajdzie własną odpowiedź ;)

Dlaczego demon chciał, by bohater się wysadził? Tę kwestię zostawię otwartą na interpretacje. Może demon to analogia do manipulacji, jaką ogłupiany jest bojownik w świętej wojnie? Może demonem jest choroba psychiczna? Albo frustracja na otaczający świat? Niech każdy znajdzie własną odpowiedź ;)

I to jest dobra odpowiedź. Tylko że… byłaby lepsza w kontekście dłuższego, bardziej rozwiniętego tekstu, który podsuwałby różne tropy, nie zawsze właściwe, bawił się z czytelnikiem, faktycznie pozwalał na jakieś interpretacje. Obecnie rzucasz czytelnika w środek obojętnej mu sceny, nie dajesz punktu oparcia. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Owszem. Jednak ten tekst nie miał tego na celu. Jego zadaniem było sprawdzenie, jak wam przypadnie mój warsztat pisarski, ewentualnie styl. Natomiast wasze odpowiedzi kuszą mnie, by wrzucić tu niedługo jakieś pełnoprawne i pełnowymiarowe opowiadanie:)

Jako rzekł Wilde, jedynym sposobem pozbycia się pokusy, jest uleganie jej. ^^

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Zgadzam się z przedpiścami, że to scenka bez bebechów, bez zbudowania świata.

Mam wątpliwości co do eksplozji – detonator to pikuś, ale jak zgromadzono w metrze niezbędne materiały? Nikt nie zwrócił uwagi?

zahipnotyzowany, zamroczony, owładnięty jakąś otępiającą rządzą.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “rządzą”. Zresztą, gdzie masz dobrze, więc może wiesz…

ściska moją szyję niczym szubienica.

A szubienica ściska szyję?

Babska logika rządzi!

“rządzą” – o fak :) Nieraz w ferworze walki takie głupoty się popełni. “szubienica” → rzeczywiście, lepiej będzie “pętla szubienicy”.

Co do wątpliwości i braku zbudowanego świata… Czy ktoś zauważył, że w tytule jest “sen”? A sny niemal zawsze zaczynają się w jakimś dziwnym, losowym punkcie, gdzie wszystko dookoła już po prostu jest i nie wiadomo, z czego wynika.

Zauważyłam, ale wolałam o tym zapomnieć – nie lubię opowiadań o snach, bo nie ma w nich fantastyki, choćby bohaterowie latali na fioletowych jednorożcach.

Może lepiej “wisielcza pętla”?

Babska logika rządzi!

Gdyby to rzeczywiście był fragment, mogłabym mieć nadzieję na jakiś zajmujący ciąg dalszy. Ponieważ jest to tylko scena, w dodatku ze snu, nie mam żadnej nadziei.

 

Upiór nie od­pusz­cza mnie ani na krok. – Raczej: Upiór nie odstępuje mnie ani na krok.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć.

Regulatorzy zwróciła uwagę na błąd. W zasadzie jedyny, jakiego się doszukałem (wliczając oczywiście interpunkcję). Znakomicie!

A teraz cała reszta.

Czytało się topornie ze względu na słownictwo. I na zbyt wybujałą frazeologię. Była bardzo dobra, tylko było jej za dużo. Efekt? Bardzo ładny tekst, który czyta się bardzo wolno, bo trzeba za każdym razem wysilić się na zrozumienie danego wyrażenia, a także przebić się przez więcej wyrazów niż wyszłoby bez użycia tak licznych frazeologizmów.

Druga rzecz, która przeszkadzała, to przymiotniki. Od groma ich. To zdanie dobitnie to pokazuje: “kapie ze zlepionych kosmyków włosów na nieosłoniętej głowie, spływa po śliskiej kurtce i przesiąka przez czarne spodnie”. Kosmyki są jakieś, głowa jest jakaś, kartka jest jakaś i spodnie są jakieś. Słowo daję, chyba nigdy nie widziałem i nie stworzyłem podobnego zdania (bo wolę dać czytelnikowi możliwość wyobrażenia sobie SAMODZIELNIE wielu sytuacji).

Jedno i drugie daje efekt zbyt wielu wyrazów. O wiele za wielu. Tylko wspomnę o co najmniej jednym akapicie, który niczego nie wnosi do fabuły i z niczym się nie wiąże. To jest wybaczalne, bo po prostu lubimy tak pisać i wielu lubi tak czytać. Jednak za wiele wyrazów plus za wiele wyrazów plus zbędny akapit daje dużo, dużo tekstu. Tekstu, który bezstratnie dla fabuły i dla klimatu mógłby być krótszy nawet o jedną trzecią.

I niestety za dużo wyrazów, które musiałem rozszyfrowywać (aby zrozumieć frazeologizmy) i przez nie brnąć (po prostu przeczytać, choć są zbędne) sprawiło, że umarł klimat. Fajny, ale tylko potencjalnie.

Tekst jest puszysty jak mój kot po kąpieli i wysuszeniu. Ale ta puszystość nie jest ani naturalna dla niego, ani nie sprawia przyjemności nikomu oprócz myjącego (w tym przypadku jesteś to Ty).

 

Technicznie znakomite. Literacko nie przystoi do treści. Albo treść do stylu. Przedobrzone.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Piotrze, dzięki na zwrócenie na to uwagi. Przyznaję, że mogę mieć skłonność do nazbyt wybujałego opisywania świata. Budujące jest dla mnie to, że nie macie większych zastrzeżeń co do czysto technicznej strony mojego pisania.

Postaram się, by moje kolejne teksty były lepsze. W końcu dobry pisarz całe życie się doskonali :)

“Upiór nie odpuszcza mnie ani na krok.“ – I moim zdaniem odpuszczanie nie jest tu właściwie użytym słowem.

 

“– Zrobisz to – ponownie rozkazuje plugawy, zepsuty głos“ – brak kropki na końcu zdania.

 

“Na twarzach ludzi rysuje się strach i przerażenie.“ – rysują

 

“urbanistyczne dzielnice“ – urbanistyczne dzielnice…? Nie, zdecydowanie nie jest to dobry pomysł.

 

W sumie nie bardzo wiem, jaki miał być sens, jakie przesłanie tego szorta… Facet idzie na stację metra i się wysadza. Nie bardzo rozumiem wydźwięk tej ostatniej sceny, gdzie całe miasto, jak się okazuje, zostaje zniszczone, a pozostaje… co właściwie? W każdym razie do mnie końcówka nie przemawia.

Językowo – niektóre z tych co wymyślniejszych zdań wydają mi się przesadzone. Czy też inaczej – niektóre zdania są naprawdę plastyczne i miodne, ale niektóre wywołały u mnie raczej zdziwione uniesienie brwi. No ale tu nie trafisz, każdy czytelnik ma inną odporność na podobne zabiegi ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka