- Opowiadanie: Wiktor2002 - Poszukiwanie

Poszukiwanie

    Większość ludzi wie co się stało 23 kwietnia 1986 roku w Czarnobylu. Wybuch reaktora spowodował śmierć wielu ludzi, a Europa żyła w strachu o swoje życie. A co jeśli nie wybuchł tylko Czarnobyl? Co jeśli w każdym mieście w Polsce była elektrownia atomowa?  Co jeśli czarnobylski scenariusz powtórzy się wielokrotnie? Jak będą żyli ludzie w post-apokaliptycznej Polsce?

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Poszukiwanie

 Piotr wycelował i strzelił. Trafił jelenia prosto w oko. Podszedł i sprawdził poziom napromieniowania zastrzelonego zwierzęcia.

– Nie jest źle. – Mruknął Piotr pod nosem. – Pewnie żył z lasach z dala od elektrowni atomowych. – Pomyślał i zaczął oprawiać jelenia. – Jaki piękny był świat przed katastrofą. – Zaczął wspominać.

Wszystko przez dążenie człowieka do dominacji, energii i wrodzona zachłanność. Wszyscy myśleli, że wybuchnie tylko Czarnobyl, w Polsce było kilkanaście reaktorów atomowych, kilka miesięcy po Czarnobylu wybuchły wszystkie, jeden po drugim, niosąc chmurę radioaktywnego pyłu od Bałtyku po morze śródziemne, od Atlantyku po Ural. Niektórzy fani teorii spiskowych dopatrywali się zamachu i celowego działania na szkodę kraju. Piotr do nich nie należał, tak naprawdę to miał głęboko w dupie, co było przyczyną tego bigosu, pieprzeniem o tym, co nią było nie przywróci życia swojej rodzinie ani tym kilkuset milionom zmarłych w Europie i Azji na białaczkę i inne choroby wywołane promieniowaniem. Piotr skończył oprawiać jelenia schował nóż do kabury przy pasie, przytroczył karabin do plecaka i odpasał od niego kałasza, kupił go za grosze, ale co się z tym wiązało nie był bez awaryjny, jego wadą było to, że nie można było strzelać serią, przynajmniej tak mówił mu poprzedni właściciel, ale Piotr nie chciał tego sprawdzać w akcji, miał nadzieję, że pieniądze za skórę wystarczą by naprawić tą usterkę. Nie minęła godzina a stał już czterysta metrów od bramy Miasta. Podszedł jeszcze sto metrów.

– Nie strzelać! – Krzyknął.

– Stój! Broń w górze i żadnych gwałtownych ruchów! – Wrzasnął snajper z wieży.

Po chwili brama Miasta się otworzyła się i wyszedł z niej strażnik. Podszedł do Piotra

– Oddaj całą broń, jaką masz, później odbierzesz ją u strażnika przy bramie. – Powiedział.

Po rozbrojeniu Piotr wszedł do Miasta i skierował się prosto do sklepu myśliwskiego.

 

 

*  * *

 

– Stówka. – Powiedział sprzedawca.

– Za stówkę to mogę, co najwyżej. CO NAJWYŻEJ! Dać panu w mordę! – Powiedział zdenerwowany Piotr. – Co najmniej trzysta.

– Trzysta złotych polskich!?

– Nie jenów japońskich, no przecież, że złotych polskich.

– Nie ma mowy, góra półtorej stówki.

– Wiesz ile się musiałem nałazić za tym jeleniem. Masz tu idealną skórę, niepodziurawioną serią z automatu.

– Znajdę przynajmniej pięciu Stalkerów, którzy za upolują dla mnie jelenia za stówkę.

– Słuchaj na ty pieprzony chytry chłopie z Radomia. – Powiedział Piotr odwiązując żyłkę z przedramienia i montując na obu końcach drewniane uchwyty. – Teraz to chcę trzysta i jeszcze lunetę za to, że się zdenerwowałem.

– Czy myślisz, że przestraszę się kawałka żyłki przywiązanego do drewnianych kołków?

– No.

– Sto pięćdziesiąt i kropka.

– Trzysta i luneta.

W chwili, gdy sprzedawca chciał po raz kolejny odmówić, Piotr złapał go za głowę i z całą siłą uderzył jego głową o ladę. Sprzedawca krzyknął. Gdy Piotr miał zakładać garotę na jego szyję, ktoś walnął go czymś ciężkim w łeb i Piotrek stracił przytomność.

 

 

*  * *

 

Piotrek obudził się w ciemnym wilgotnym pomieszczeniu, leżał na klepisku.

– What the fuck? – Zaklął Piotrek podnosząc się z ziemi. – Gdzie ja jestem?

Rozejrzał się po pomieszczeniu.

– Czarno jak w dupie u murzyna. – Mruknął

Macając ściany spostrzegł, że nie ma tu okna. Piotr usiadł na podłodze.

– Wilgotno, klepisko, brak łóżka. – Piotr zaczął analizować.

Wszystko stało się jasne, był na miejscowym komisariacie, ale wstyd, dać się złapać tym niemotą. Przez jakiś tydzień wstyd się w pubie pokazywać. Nagle do celi wpadł snop światła. Po sekundzie w pojawił się strażnik.

– Zbieraj się. Idziesz na przesłuchanie. – Powiedział tamten.

– O tego kutasa. – Odpowiedział Piotr.

– Uważaj sobie. Jak znikniesz nikt się nie zdziwi.

– Dobrze już dobrze, idę na to przesłuchanie.

 

 

*  * *

 

 

– Dobra zaczynamy. Imię i nazwisko?

– Piotr Nowak.

– Wiek?

– Dwadzieścia trzy lata.

– Proszę zeznać, dlaczego zaatakował pan obywatela Hioba.

– Nie dosyć, że złodziej i kutas to jeszcze żyd. – Mruknął Piotrek. – W sumie na jedno wychodzi.

– Proszę nie używać wulgaryzmów.

– Dobrze. Nie dość, że złodziej to jeszcze członek.

– Jeszcze raz go pan obrazi i…

– I co? Człowieku nie rozśmieszaj mnie.

– Przesadza pan jeszcze jeden raz…

– Ile wam ten chuj zapłacił żebyście uciszali klientów, którzy się stawiali? Musiało być to mało, bo ja bym takim ciotom nawet pół grosza nie dał.

– Przegiąłeś! – Krzyknął policjant podnosząc się z krzesła.

Piotr na to właśnie czekał. Szybko ocenił swoje szanse, miał wolne ręce, tamten ma rozpiętą kaburę z pistoletem. Gdy policjant rzucił się na niego z tonfą, Piotrek miał już gotowy plan. Kopnął go w kolano, po czym uderzył obiema rękami w łokieć, czym wytracił mu pałę z ręki, następnie wykręcił mu rękę i stając za nim wyjął mu pistolet z kabury.

– Teraz módl się żeby koledzy lubili cię bardziej od pieniędzy tego żyda. – Powiedział Piotrek. – Teraz powoli pójdziemy do wyjścia. Dobrze?

– Tak. – Powiedział z trudem policjant.

– Teraz powolutku do przodu.

Ruszyli korytarzem. Po drodze spotkali policjanta, ale na widok broni i swojego kolegi, jako żywej tarczy szybko przeszła mu ochota do strzelania. Gdy dotarli do wyjścia, Piotrek uderzył policjanta rękojeścią pistoletu w potylice i wybiegł z komisariatu.

 

 

*  * *

 

 

– Teraz twoja kolej. – Mruknął Piotr wchodząc do sklepu myśliwskiego.

Wszedł do sklepu. W środku stała trójka klientów. Piotrek uniósł pistolet.

– Wypierdalać. – Wrzasnął Piotrek celując w ludzi przed ladą. – A ty gdzie? Ani kroku, bo ci łeb rozwalę! – Krzyknął na sprzedawcę.

– Dlaczego cię w wypuścili? – Spytał zdziwiony żyd.

– Sam się wypuściłem. – Odpowiedział Piotr.

– Nawet na skorumpowane gliny liczyć nie można. – Powiedział tamten z rozgoryczeniem.

– Oddawaj hajs.

– Za co?

– Moje trzysta złotych i luneta za skórę, którą mi ukradłeś jak mnie złapali.

– Nie ma mowy.

– Dobra powiem inaczej. Znasz miejscowego sędziego Ivana?

– Jasne sędzia, co tydzień publicznie sądzi krętaczy i złodziei.

– Jest moim znajomym z wojska.

– O cholera.

– Muszę ci mówić więcej?

– Człowieku ja mam rodzinę.

Piotr lekko się uśmiechnął. Tu cię boli.

– Jeśli nie chcesz by twoja żona została prostytutką, daj mi te trzy stówy, lunety nie musisz mi dawać. – Piotr wykazał odrobinę współczucia. – Niech ma. – Pomyślał.

– Dobrze. Proszę oto pieniądze. – Powiedział tamten. – Przelicz.

Nie było to trudne, wydał mu stu złotówki.

– Zgadza się, i nie można było tak od razu?

– Wyjdź, proszę cię wyjdź. – Powiedział sprzedawca słabym głosem.

– Do widzenia.

Powiedział Piotr i wyszedł ze sklepu.

 

 

* * *

 

 

– Witam pana, panie Piotrze. Co pana sprowadza. – Powiedział rusznikarz radosnym głosem podchodząc do Piotra i ściskając mu rękę. – Skończyła się amunicja, czy może problem z bronią?

– To drugie, kałasz nie strzela serią. Nagrzewa się jak cholera.

– Masz go ze sobą?

– Mam, poruszyłem znajomości i mi wydali.

– Zobaczę co da się zrobić.

– Przy okazji chciałbym sobie laserek do tego kałasza doczepić.

– Łącznie z naprawą dwieście dwadzieścia pięć złotych.

– Sporo.

– Sporo, ale laser będzie miał obok latarkę, a bateria do tego będzie zasilana dynamem, które oczywiście gratis dokładam.

– Spoko, tylko się droczę. Po prostu mam złe doświadczenia po tym żydzie z myśliwskiego.

– Uważaj na niego przekupił policje, i mogą cię zapuszkować.

– A myślisz, że skąd to mam. – Powiedział Piotrek pokazując wysłużonego P-99.

– Zarąbałeś policjantowi broń?!

– No raczej. Obezwładniłem wyciągnąłem broń z kabury i użyłem, jako żywej tarczy by wyrwać się z komisariatu.

– Chciałbym zobaczyć minę tego gliny. Dorzucam ci przegląd tej klamki, no i latarkę jak ta z kałasza.

– Dzięki. Kiedy mogę przyjść żeby odebrać broń?

– Jeśli dobrze obstawiłem to kałasz nie jest poważnie uszkodzony, myślę, że dzień góra dwa.

– Okej, jakbyś się wcześniej wyrobił będę w pubie.

– Dobrze.

Podali sobie ręce, i Piotrek opuścił sklep rusznikarski.

 

 

* * *

 

 

Po wejściu do pubu Piotrek siadł przy barze.

– Barman, piwa. – Powiedział Piotrek

– Oczywiście. – Odpowiedział barman. – Chwile, pan Piotr Nowak.

– Tak.

– To pan wywinął ten numer na komisariacie?

– Tak. – Powiedział Piotrek, szykując się na atak.

– Chłopaki, to ten! – Krzyknął barman i zniknął na zapleczu.

Nim Piotr zdążył się odwrócić byli już przy nim.

– To ty uciekłeś z komisariatu?

– Tak ja.

Przez tłum przepchnął się mężczyzna, który, sądząc po ilości tatuaży, był szefem grupy.

– Ziom, szacun. Wiemy wszyscy, że gliny tutaj to, niemoty i cioty, ale dotąd nikt z nas nie napadł na żadnego z nich. Piwo dla wszystkich. Na cześć bohatera, hip hip, hura!

– Hura! – Zawtórował mu tłum

W ten sposób Piotr stał się najbardziej szanowaną osobą w mieście, a także najbardziej opitą.

 

 

* * *

 

Piotrek obudził się w ciemnym pomieszczeniu, lecz nie był to znów komisariat policji, nie tu było sucho i leżał na czymś miękkim chyba na łóżku.

– Co tym razem? – Jęknął Piotrek schodząc z łóżka, na którym leżał.

– Zlecenie chłopcze, zlecenie.

Piotrek skamieniał, ktoś siedział w tym pokoju, a on był bez broni całą zostawił przecież u rusznikarza.

– Czego chcesz? – Spytał Piotrek postać siedzącą w mroku.

Nagle stała się światłość

– Chcę dać ci zarobić.

Był w barowym pokoju dla gości, a naprzeciw niego siedział człowiek po pięćdziesiątce z siwą brodą w wysłużonym czarnym płaszczu, nie miał broni.

– Mów szybko człowieku. – Dopiero teraz Piotr zorientował się, że ma kaca zabójcę. – Muszę się napić, nie ma bata muszę się napić.

– Trzymaj. – Powiedział tamten podając Piotrowi blaszany kubek z wodą. – Nieźle wczoraj z chłopakami popiłeś.

–  Skąd wiesz?

– Siedziałem za drzwiami, a tak poza tym kilka kolejek piwa to rozumiem, kilkanaście skrętów jeszcze jestem w stanie jakoś zrozumieć, ale dodatkowo pięć prostytutek po takiej imprezie, ni jak nie jestem w stanie.

– Co!?

– To, co słyszysz.

– Streść mi wczorajszy wieczór.

– Po kilku kolejkach piwa, razem ze swoimi nowymi kolegami przerzuciliście się na samogon.

– Dotąd jeszcze pamiętam. Co było później?

– Później zjaraliście cały zapas zioła, jaki posiadały miejscowe karki.

– Okej, a później?

– Później szef karków pochwalił się, że miał cztery dziwki w jedną noc.

– Rozumiem, że postanowiłem pobić ten rekord. – Powiedział Piotrek czerwieniąc się ze wstydu.

– Powiedziałeś, że pobijesz ten rekord z….

– Sądząc po kontekście wiem, z czym, w czym. – Przerwał Piotrek tamtemu.

– Zamówiłeś siedem, ale burdelmama powiedziała, że w tym stanie to nawet sześciu ci nie da, bo to marnowanie kasy, więc wziąłeś pięć.

– Dalej. Mów dalej.

– No cóż po trzech godzinach, ciężkiej pracy pobiłeś jego rekord.

– Matko boska.

– Racja mówiły, że jesteś boski. – Powiedział z przekąsem tamten.

– No cóż, bywa.– Powiedział Piotr pociągając solidny łyk z kubka. –  Jak się pan nazywa?

– Adam, Adam Kowalski.

– Miło mi. Piotr Nowak.

– Teraz odnośnie zlecenia. Chciałbym, aby odnalazł pan mojego syna.

– Eee, coś dokładniej, region Polski, chociaż jakie województwo.

– Kielce, świętokrzyskie.

– Dobrze, ile pan płaci?

– W przypadku, jeśli mój syn będzie żywy trzydzieści tysięcy złotych, jeśli będzie za późno za godny pochówek piętnaście tysięcy.

– Dużo.

– To dla mnie ważne. Bardzo ważne – Powiedział Adam.

– Dobrze tylko odbiorę swoją broń.

– Zjaw się tutaj za dwie godziny na parterze.

– Dobrze, stawie się punktualnie. – Powiedział Piotr wychodząc, i zostawiając Adama samego.

 

 

* * *

 

 

W chwili, gdy Piotr podszedł pod drzwi rusznikarza, usłyszał z wewnątrz krzyki. Przyłożył ucho do drzwi.

– Że ja niby chłam i drożyznę sprzedaje!?

– Tak!

– Nu pagadi!

Z wewnątrz dało się słyszeć głośne łupniecie. Piotr ledwo zdążył odskoczyć od drzwi, z których wypadł jakiś stalker, a za nim rusznikarz łojący go nogą od stołu.

– Jeszcze raz cię tu idioto zobaczę a ci strzelbę w dupę wetknę i wystrzelę! – Krzyczał rusznikarz, po czym rzucił drewnianą pałką w uciekającego stalkera. – W dychę! – Wrzasnął rusznikarz w chwili, gdy pocisk sięgnął celu. – Gówno nie stalker, prawdziwy stalker by się uchylił. – Podsumował.

– Witam. – Nieśmiało powiedział Piotr wychodząc zza rogu domu.

– Witaj Piotrze, wychodź, wychodź.

– Na pewno, wolałbym nie dostać tą belą.

– Nie no, przecież ja bym nie spudłował. W jakiej sprawie przychodzisz?

– Chciałem się spytać czy broń gotowa?

– Oczywiście mówiłem, że to drobnostka, celowniki i przegląd też zrobiłem cena taka, jaką ustaliliśmy.

– Dobrze, trzymaj. – Powiedział Piotr dając rusznikarzowi pieniądze.

– Zaczekaj chwile zaraz wszystko przyniosę.

Po chwili rusznikarz wrócił z bronią.

– Tak jak się umawialiśmy, plus kabura.

– Dzięki, naprawdę wielkie dzięki.

– Nie ma sprawy, jesteś w końcu moim najlepszym klientem.

– Przesadzasz, ale mimo wszystko dzięki. Cześć.

– Powodzenia. Cześć.

 

 

* * *

 

 

Zjawił się z piętnasto minutowym marginesem. Już od wejścia zobaczył Adama, lecz co ciekawe nie siedział sam, lecz z jakimś człowiekiem w wojskowej kurtce z kapturem.

– Dzień dobry panie Adamie. – Powiedział Piotr przysiadając się do stolika.

– Witam Piotrze. Oto twój towarzysz na tę wyprawę, Jurij.

– Zdrastwujtie. – Powiedział Jurij

– Witam.

– Zapoznałem już Jurija z zadaniem. Podejmujesz się Piotrze.

– Tak, zdecydowałem się.

– Dobrze, więc, tak jak mówiłem wasze zadanie polega na odnalezieniu mojego syna, ma na imię Marek. Ostatni znak życia nadesłał radiem właśnie stamtąd. Nagroda w kwocie trzydziestu tysięcy za odnalezienie mojego syna żywego, oraz doprowadzenie do mnie, a w drugiej ewentualności piętnaście za godny pochówek. Oczywiście wysokość honorarium, jakie podaje jest kwotą na głowę nie do podziału. Jakieś pytania?

– Niet. – Zaprzeczył Jurij

– Cóż więcej wiedzieć. Wysokość wynagrodzenia, co i gdzie zrobić. Pierwszy raz w życiu mam tak sprecyzowane zadanie. – Powiedział Piotr

– Czyli rozumiem, że wchodzicie w to panowie? – Zapytał dla pewności Adam.

– Tak. – Potwierdził Jurij

Piotr kiwnął głową. Cóż więcej do wyjaśniania.

– Dobrze. Ruszajcie, niezależnie od tego, kiedy wrócicie zaczekam tu na was czekał.

Podali sobie dłonie i ruszyli. Gdy wyszli z Jurijem za bramę, Piotr postanowił zagadnąć Rosjanina.

– Masz na imię Jurij? – Spytał Piotr po rosyjsku swojego towarzysza.

– Tak, przepraszam, że się nie przedstawiłem, będziemy razem w drodze jakiś czas, więc mogłem się Panu przedstawić. – Powiedział Jurij po Polsku, lekko tylko zdradzając tu i ówdzie wschodni akcent.

– Mówisz po polsku? – Spytał Piotr nie ukrywając zdziwienia.

– Oczywiście.

– Czemu wcześniej mówiłeś tylko po rosyjsku?

– Bo nie chce żeby wszyscy wiedzieli, że mówię i rozumiem po Polsku, często miałem sytuacje, kiedy jeden, do drugiego mówił „Przynieś z zaplecza te naboje co zawilgotniały, wciśniemy mu wszystko i tak po polsku nie rozumie” i się jeszcze uśmiechały sucze syny.

– W sumie nieźle kombinujesz. – Powiedział Piotr. – Jak tu trafiłeś?

– To długa historia, ale w sumie mamy trochę czasu …

I tak Jurij zaczął swoją opowieść, w czasie, której wyjaśniła się jego znajomość rosyjskiego. Pochodził on z związku Polaka i Rosjanki, a co się z tym wiązało oboje chcieli, aby ich dziecko znało ich język ojczysty. Dzięki temu Jurij mówił biegle zarówno po Rosyjsku jak i po Polsku, jedyną różnicą było to, że miał delikatny wschodni akcent.

 

 

* * *

 

 

– Osiemnasta czterdzieści trzy. – Powiedział Piotr po spojrzeniu na zegarek.

– Mamy jakąś godzinę do zmroku. Trzeba znaleźć miejsce na obóz. – Podsumował Jurij.

Po chwili znaleźli wzniesienie a u jego podnóża jaskinie.

– Dobra to, kto wchodzi do środka? – Spytał Piotr, chociaż wiedział, że nikomu się nie pali penetracja ciemnych wilgotnych jaskiń na odludziu.

– Ten, kto ma przy broni latarkę. – Odpowiedział Jurij.

– Dobra, niech będzie, ale z łaski swojej ubezpieczaj mnie.

– Spokojna twoja. – Rzekł Jurij odbezpieczając swojego mossberga 500.

Piotr odbezpieczył swojego AK-47 i włączył latarkę.

– Ten rusznikarz dołożył nawet wskaźnik baterii. – Mruknął Piotrek oglądając proste rozwiązanie. Cztery diody oznaczające każda po ¼ baterii. Paliły się wszystkie. – Nawet naładował. – Po czym włączył laser. Przy nim także znajdował się wskaźnik. – Mała pierdułka, a cieszy.

Piotr wszedł do jaskini. Po kilku krokach coś trzasnęło mu pod nogami. Skierował strumień światła latarki pod swoje nogi.

– Kości! – Pomyślał z przerażeniem Piotr. – Jurij?

– Tak

– Masz jakąś latarkę?

– Jasne, ale nie przy broni, więc mogę co najwyżej strzelać na oślep.

– Mam pistolet w kaburze bierz wszystko i chodź.

– Po co?

– Chodź tu do jasnej cholery. – Niemal krzyknął Piotr.

– Dobrze już, dobrze. – Odpowiedział Jurij, po czym dało się słyszeć jego kroki po wilgotnym podłożu jaskini. – Co do..? – Jurij stanął jak wryty. – Jasna cholera. – Syknął

– Schowaj te strzelbę nie będziesz widział, w co strzelasz. W kaburze przy pasku po prawej stronie mam pistolet. Odepnij zabezpieczenie, wyciągnij go i włącz latarkę. – Niemal niesłyszalnie powiedział Piotr.

Jurij trzęsącymi się ze strachu rękoma odpiął zabezpieczenie kabury, po czym wyciągnął broń i włączył przyczepioną do niej latarkę.

– No to idziemy. – Szepnął Piotr przełączając broń na ogień ciągły.

 Ruszyli w głąb jaskini. Po kilku metrach poczuli smród padliny.

– O kurwa. – Zaklął Piotr zasłaniając usta i nos kołnierzem.

Szli dalej. Po chwili usłyszeli nieprzyjemne chrupanie.

– To nic takiego to tylko trupojad. – Szepnął Jurij, a na jego twarzy pojawiło się coś, co miało wyglądać jak dodający otuchy uśmiech, ale przypominało wyraz twarzy szaleńca.

Gdy przeszli jeszcze kilkanaście znaleźli się w rozległej grocie. Wszędzie dookoła leżały kości, krew na ścianach i podłożu miała kolor czerwono-brązowy. Na środku groty stał mutant wyglądający jak skrzyżowanie przerośniętego orła z lwem. Gdy Piotr i Jurij weszli do groty, stwór obrócił się w ich stronę i ryknął.

– No to mamy przejebane. – Zauważył Piotr.

– Kolejny cudowny dzień w radioaktywnym piekle – Podsumował Jurij, po czym otworzyli ogień do mutanta.

Kilka pocisków później stwór nadal stał na łapach.

– Łap! – Krzyknął Piotr rzucając towarzyszowi trzy magazynki owinięte parciakiem.

– Przeładowuje! – Krzyknął Jurij, a Piotr podbiegł do niego i pokrył ogniem zaporowym oddalony o kilkadziesiąt metrów dół, w którym ukrył się stwór.

– Trzymaj. – Powiedział Piotr podając Jurijowi kałasza – Na sygnał wstrzymasz ogień.

– Niech Ci będzie. – W tej chwili ostatnie, czego im było trzeba to dyskutowanie.

Gdy Jurij pokrywał ogniem zaporowym kryjówkę mutanta, Piotr odwiązał zawiniętą w szmaty snajperkę.

– Nie strzelaj! – Krzyknął Piotr w chwili, gdy położył się i wycelował w okolice mutanta.

Tamtemu nie trzeba było nic więcej w chwili, gdy ogień został wstrzymany, mutant wyskoczył z jamy.

– I to odróżnia nas od nich. – Mruknął Piotr, wziął poprawkę i wystrzelił.

Mutant dostał w oko i siłą rozpędu turlał się jeszcze kilka metrów po swojej śmierci.

– O ja pierdole! Jak żeś to zrobił!? – Spytał Jurij Piotra

– Od zawsze miałem zdolności strzeleckie. – Odpowiedział Piotr. – Skoro już wiemy, że jedyny lokator tej jaskini nie żyje. Co powiesz na pieczoną dziczyznę?

– Pojebało cię mutasa chcesz jeść.

– Pogrzało cię, w plecaku mam mięso z jelenia, przed wczoraj ustrzelony, sam jadłem i jeszcze żyje.  

– W sumie pierwszy posiłek dzisiaj dobrze mi zrobi. – Odpowiedział z uśmiechem Jurij.

Po wyjściu z jaskini, oraz rozłożeniu ogniska Piotr odciął dwie porcje z mięsa, które przedwczoraj oddał do suszenia. Siedzieli do późna przy ognisku, a gdy nie mieli już siły rozmawiać, poszli spać. Nie obawiali się mutantów jeszcze długo zwierzęta będą czuły to stworzenie, które mieszkało w tej jaskini, i dla którego stała się ona grobem.

 

 

* * *

 

 

Podróż do Kielc zajęła im miesiąc. W jej trakcie nie raz natknęli się na mutanty, kilka razy spotkali też sprzedawców, u których kupowali amunicje i sprzedawali trofea, oraz kilka zwierząt, które żywiły ich w czasie podróży.

– Czyli jesteśmy. – Powiedział Piotr, gdy już dotarli do Kielc

– Tak, nareszcie. – Odpowiedział Jurij. – Czyli skąd zaczynamy?

– Adam dał mi mapę. I zdjęcie syna – powiedział Piotr rozwijając kawałek papieru. – Najpierw sprawdźmy ważniejsze budynki publiczne: WDK, urząd miasta, sąd miejski, rejonowy, urząd wojewódzki. Jeśli tam go nie znajdziemy zajmiemy się halami sportowymi i galeriami handlowymi. Zobacz i zapamiętaj – powiedział Piotr pokazując towarzyszowi zdjęcie Marka.

– Dobra schowaj – powiedział Jurij oddając zdjęcie Piotrowi. – No to w drogę, obejście tego wszystkiego zajmie nam z miesiąc.

– Góra dwa tygodnie.

Sprawdzili amunicje w broni, włączyli liczniki Geigera i ruszyli na poszukiwanie.

 

 

* * *

 

 

Tydzień i dwa dni później.

– Został nam tylko urząd wojewódzki jak tam go nie będzie to zaczynamy przeszukiwać hale i galerie. – Powiedział Jurij.

– Tak. Faktycznie z miesiąc nam tu zejdzie. Jak nie więcej. – Odpowiedział Piotr.

Podeszli pod wejście urzędu wojewódzkiego. Dawniej jej fasada robiła wrażenie nowoczesna bryła, drewno i marmur. Połączenie nowoczesności i starych sprawdzonych materiałów. Teraz porośnięty bluszczem, i zasłonięty przez wysoką trawę nie była taka efektowna. Nagle usłyszeli przeraźliwy skrzek. Spojrzeli w górę.

– O jasna cholera. – Zaklął Jurij.

W górze zobaczyli coś, co wyglądało na orła tylko dziesięciokrotnie większego.

– Spierdalamy! – Krzyknął Piotr i ruszył do drzwi. – Zablokowane. Odsuń się. – Nie było czasu na odpinanie karabinu, wyciągnął P-99 i oddał trzy szybkie strzały w szklane drzwi. – Do środka szybko!

Wpadli do środka, Jurij już ściągnął mossberga z pleców wprowadził nabój do komory doładował, Piotr ściągnął kałasza, włączył latarkę i laser.

– Gdzie to ścierwo? – Spytał Piotr, i zaczął penetrować światłem hol. Nagle poczuł na twarzy powiew wiatru. Skierował broń na sufit. – Cholera. – Dach był zbudowany ze szkła. No właśnie „był’’. – Spieprzamy! – Krzyknął i w tym momencie przez to, co pozostało z dachu wpadł orzeł. – Po lewej klatka, schodami w dół!

Wpadli na klatkę i skacząc po kilka schodków znaleźli się w suterenie.

– Przeczekamy może sobie pójdzie. – Powiedział Jurij wyciągając z plecaka latarkę i oświetlając suterenę. – Spójrz coś tam leży.

Faktycznie po drugiej stronie pomieszczenia coś było. Ruszyli w tamtą stronę z bronią gotową do strzału.

– Opuść broń Jurij – powiedział Piotr zabezpieczając broń i opuszczając ją. – On nic nam nie zrobi.

Podeszli pod ścianę. Tym czymś, co zobaczyli z drugiej strony pomieszczenia był zmarły człowiek, z raną postrzałową głowy.

– Samobójstwo – stwierdził Jurij, biorąc colta 1911 spoczywającego w ręce trupa. – Ładna broń. Spersonalizowana: lekki spust, światłowód w muszce i szczerbince, latarka i laser, okładzina drewniana z grawerem M.K.

– Jasna cholera. – Powiedział Piotr. – No to go znaleźliśmy.

– Jak my mu to powiemy. Przecież on wierzy, że jego syn żyje.

– Sprawdźmy czy to na pewno on. – Piotr zaczął przeszukiwać zmarłego. – Coś jeszcze ma. List, adresatem jest Adam Kowalski. Jest drugi. – Zaczął czytać. – ,, Jeśli czytasz ten list to znaczy, że ktoś zawitał do miejsca, które stało się moim grobem, to coś nie pozwala mi wyjść, a mi został już tylko jeden nabój. Zrobię z niego użytek. Dziś skończyły mi się woda i jedzenie. P.S. Drugi list jest dla mojego ojca. Przekaż mu go, jeśli go spotkasz. Pokaż mu broń a wynagrodzi twój trud.” – Piotr skończył czytać. Schował oba listy i pistolet do metalowej skrzynki w plecaku. – Teraz trzeba zabić to bydle.

– Może go pochowamy? – Spytał Jurij, wskazując na zmarłego.

– Jemu już wszystko jedno, a wolałbym nie skończyć tak jak on. Masz jeszcze te granaty z komisariatu? – Spytał Piotr, Jurija.

– Mam.

– To, czemu żeś nie rzucał w tego skurwiela jak chciał nas wypatroszyć!

– Bo mam w plecaku!

– A ja mam w plecaku gołą babę!

– Po co taka złośliwość?

– Bo mogliśmy zginąć!

– Piotrze nie denerwuj się.

– Dobrze, już dobrze. Faktycznie zrobiłem się ostatnio trochę drażliwy.

– Wiem, co ci pomoże.

– Co?

– Rozsmarowanie mutasa po ścianach. – Powiedział Jurij wręczając Piotrowi dwa z trzech granatów.

– Jaki plan? – Spytał Piotr doładowując kałasza i P-99.

– Prosty. Gdy pojawi się to bydle, ja otworzę ogień i zatrzymam go w miejscu, ty, gdy tylko otworzy paszczę, wrzucisz mu w nią granat.

– Tylko tyle? – Spytał Piotr uśmiechając się ironicznie.

– Nie, nie tylko. Potem musisz pamiętać żeby spieprzać za filar, albo gdzieś żebyś był osłonięty. Będzie niezła jazda jak pierdolnie.

– To może skleję granaty taśmą i wrzucę od razu dwa.

– Dobry pomysł. Tylko jak dupnie to chyba filar nie pomoże.

– Pomoże z tego, co widziałem to jest pół metra zbrojonego betonu. Nie ma chuja, że się nie uda.

– Poeta chędożony. – Podsumował Jurij i ruszyli.

Kilka chwil później byli już na parterze.

– No to let’s go. – Powiedział Jurij, i oddał dwa strzały z mossberga.

Kilka sekund później usłyszeli mutanta.

– To chyba nie był dobry pomysł. – Powiedział Piotr sprawdzając mocowanie granatów.

W chwili, gdy skończył zdanie do środka gmachu wpadł orzeł-mutant.

– Za późno. – Odpowiedział Jurij i zaczął strzelać.

Uchwyć idealny moment, uchwyć idealny moment – powtarzał w głowie Piotr.

– Teraz! – Wrzasnął Jurij, i schował się za filarem.

Mutant ryknął. Piotr zareagował. W ułamku sekundy, pociągnął za zawleczkę, zakręcił sznurkiem przymocowanym do granatów, rzucił i schował się za filarem.

BUM!

Potężny wybuch wstrząsnął i tak już nie najlepiej trzymającą się budowlą. Po chwili Piotr i Jurij wyszli zza filarów. Dookoła leżały kawałki mutanta.

– Nie mam słów, aby to opisać. – Powiedział Piotr.

– No, ładnie walnęło. – Odpowiedział Jurij.

– Teraz możemy się zająć pogrzebem.

Pogrzeb jak można by się domyślać był ,,biedny”. Nie było organisty, konduktu żałobnego, księdza wygłaszającego mowę na temat życia po życiu. Były za to osoby niezbędne, dwóch grabarzy i zmarły. Grób też nie był szczególny ot dół z trumną przykryty ziemią a na tym wielki kamień z koślawo wykutym napisem ,,Marek Kowalski”.

– Wypadałoby coś powiedzieć w takiej chwili. – Powiedział Jurij.

– Czy to król czy to kmieć zdychają tak samo. – Zacytował Piotr.

– Doprawdy, ta wycieczka dobrze na ciebie wpływa.

– Taa. Wracamy.

– Mission Complete. Czyli znów miesiąc drogi.

– Dokładnie, i nie marudź mogło być gorzej z Zakopanego z trzy byśmy wracali.

 

 

 

 

* * *

 

 

 

Po miesiącu podróży dotarli z powrotem do miasta. Po przybyciu od razu skierowali się do Adama.

– Wróciliście. – Zapytał Adam podekscytowany.

– Tak, mamy wieści o Pańskim synu.

– Gdzie on jest? Zawołajcie go, nie wiedziałem, że jesteście tacy efekciarscy, że nawet powrót syna do ojca musi być epicki.

– To dla Pana. – Powiedział Piotr i podał Adamowi metalową puszkę.

– Co to jest? – Spytał Adam.

– Proszę otworzyć. – Powiedział Piotr półgębkiem.

Adam otworzył i nic nie mówiąc pokazał ruchem ręki, aby poszli za nim.

– Tą broń, Marek dostał ode mnie na osiemnaste urodziny. Spersonalizowana pod niego. Oto pieniądze. – Powiedział mechanicznie Adam.

– Nie możemy.. – Zaczął Jurij, lecz Adam mu przerwał

– Umowa to umowa. – Powiedział twardo Adam i wcisnął Jurijowi skrzynkę. – Teraz zostawcie mnie samego. – Powiedział wyciągając z kieszeni płaszcza taki sam magazynek, jaki znaleźli przy Marku.

Wyszli, a gdy byli już przy klatce schodowej, usłyszeli strzał i gruchot upadającego ciała.

Koniec

Komentarze

Historia sympatyczna, biorąc pod uwagę twój wiek naprawdę niezła, choć czeka cię jeszcze trochę pracy. Niemniej uśmiechnęłam się parę razy – dawno nie czytałam nic z nerwowym głównym bohaterem. Szkoda, że im później, tym bardziej mu się charakter rozmył.

Z innych uwag, skoro Jurij nie mówił nikomu, że zna polski, być może rozsądniej by było, gdyby nie wyjaśniał tego bohaterowi po zamienieniu z nim dwóch zdań, a na przykład po jakiejś większej akcji, w której komuś z nich coś zagrażało.

Napięcie, punkt kulminacyjny – to jeszcze przed tobą. No i zakończenie – wydaje mi się, że to zbyt duży zbieg okoliczności, żeby przypadkiem trafili na jego ciało, chyba że czegoś nie zrozumiałam.

 

Do poprawy – przeczytaj sobie jak się zapisuje dialogi i popraw je.

 

dać się złapać tym niemotą

niemotom

– Piotr Nowak

– Wiek

– 23 lata

Zgubione kropki.

– Dlaczego cię w wypuścili? – Spytał zdziwiony żyd.

– Dlaczego cię wypuścili? – spytał zdziwiony Żyd.

wydał mu stu złotówki.

Zjawił się z piętnasto minutowym marginesem.

przed wczoraj

Bez spacji.

mówił biegle zarówno po Rosyjsku jak i po Polsku

Przymiotniki z małej.

Nagroda tak jak mówiłem wcześniej trzydzieści tysięcy za odnalezienie mojego syna żywego, oraz doprowadzenie do mnie, a w drugiej ewentualności piętnaście za godny pochówek.

Nie ma sensu powtarzać dwa razy tego samego. Czytelnik dopiero co otrzymał taką samą informację.

Mission Complite

Complete

Nie możemy..

Wielokropek – trzy kropki.

 

No i generalnie jest bardzo źle z interpunkcją. Przecinki skaczą ci po tekście w różnych miejscach, ale zwykle nie tam, gdzie ich brak.

Zwróć uwagę na tagi. Nie masz w tekście 2-os, za to powinieneś dodać wulgaryzmy.

 

Co jeśli w każdym mieście w Polsce była elektrownia atomowa?

Co spowodowało budowę tylu elektrowni?

www.facebook.com/mika.modrzynska

Wiktorze, sporo jeszcze pracy przed Tobą. Ale i czasu trochę masz. :-)

Historii alternatywnej to tu za bardzo nie widać (zwyczajne postapo), ale niech się tym jury martwi.

Bohaterowie… no, bardzo bohaterscy. Trzeba coś pokonać, to pokonują, nawet się nie pocąc. Gdyby musieli się bardziej powysilać, pokombinować, pozastanawiać, które zło jest mniejsze, opowiadanie byłoby bardziej interesujące.

Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie, a już w dialogach obowiązkowo. Robisz błędy w zapisie dialogów i niekiedy strzelasz (i pudłujesz) w łączną/ rozdzielną pisownię.

między czasie => międzyczasie

dać się złapać tym niemotą.

Jest różnica między “niemotą” a “niemotom”.

Ruszajcie, niezależnie od tego, kiedy wrócicie zaczekam tu na was czekał.

Coś tu się posypało. Brakuje również przecinka.

mogłem się Panu przedstawić

W dialogach słowa typu pan, ty, twój piszemy małą literą. Tylko w listach dużą.

 

Aha, i poprawiaj wskazane błędy.

Babska logika rządzi!

Biorę poprawkę na Twój wiek, jednak przy okazji – jeśli tylko chcesz próbować swoich sił w pisaniu i robić postępy – postaram się, aby to, że czytam Twoje opowiadanie, przyniosło Ci jakąś korzyść. Zważ, że nie zamierzam się czepiać, tylko chcę wskazać Ci rzeczy, w których robisz błędy. To naturalne, od czegoś trzeba przecież zacząć, Stephen King też kiedyś uczył się pisać ;)

 

Rzecz pierwsza: zapis dialogów. Weź pierwszą lepszą książkę beletrystyczną z brzegu i zobacz, jak są tam zapisywane. Przeanalizuj je dokładnie.

 

– Nie jest źle. – Mruknął Piotr pod nosem. – Pewnie żył z lasach z dala od elektrowni atomowych. – Pomyślał i zaczął oprawiać jelenia.

Powinno to wyglądać tak:

– Nie jest źle – mruknął pod nosem. – Pewnie żył z lasach z dala od elektrowni atomowych – pomyślał i zaczął oprawiać jelenia.

Raz, że skreślamy “Piotr”, bo wiadomo, że to on mówi. Był ostatnim – i jedynym – wskazanym jak dotąd podmiotem. Dwa, że jeśli po półpauzie (czyli takim dłuższym myślniku) występuje naturalna kontynuacja kwestii dialogowej, a nie opis (czyli np. powiedział, krzyknął, rzekł itp.), na końcu kwestii mówionej nie stawiamy kropki, a po samej półpauzie stosujemy małą literę. To nie są osobne zdania, tylko konstrukcja, która naturalnie się ze sobą łączy.

Z zastrzeżeniem co do powyższego jeszcze, że dialog, czyli to, co bohater mówi na głos i to, co myśli, powinno jednak być podane osobno, a nie w jednym ciągu.

 

“Wszystko przez dążenie człowieka do dominacji, energii i wrodzona zachłanność.“ – To zdanie nie jest do końca logicznie sformułowane. Dążenie do energii? Nadmierny skrót myślowy. Poza tym, jak sądzę, literówka: wrodzoną.

 

“Wszyscy myśleli, że wybuchnie tylko Czarnobyl, w Polsce było kilkanaście reaktorów atomowych, kilka miesięcy po Czarnobylu wybuchły wszystkie, jeden po drugim, niosąc chmurę radioaktywnego pyłu od Bałtyku po morze śródziemne, od Atlantyku po Ural.“ – To jest bardzo długie zdanie, którego treść naturalniej by brzmiała po rozbiciu go na kawałki. Na przykład:

“Wszyscy myśleli, że wybuchnie tylko Czarnobyl. W Polsce było kilkanaście reaktorów atomowych, a kilka miesięcy po Czarnobylu wybuchły wszystkie, jeden po drugim, niosąc chmurę radioaktywnego pyłu od Bałtyku po Morze Śródziemne, od Atlantyku po Ural.”

 

“…pieprzeniem o tym, co nią było nie przywróci życia swojej rodzinie ani tym kilkuset milionom zmarłych w Europie i Azji na białaczkę i inne choroby wywołane promieniowaniem. Piotr skończył oprawiać jelenia schował nóż do kabury przy pasie…”

Wypadałoby dać nowy akapit od słów “Piotr skończył”. Kończysz wątek dotyczący wybuchów i ich przyczyn, a wracasz do czasu rzeczywistego opowiadania.

 

Piotr skończył oprawiać jelenia schował nóż do kabury przy pasie, przytroczył karabin do plecaka i odpasał od niego kałasza, kupił go za grosze, ale co się z tym wiązało nie był bez awaryjny, jego wadą było to, że nie można było strzelać serią, przynajmniej tak mówił mu poprzedni właściciel, ale Piotr nie chciał tego sprawdzać w akcji, miał nadzieję, że pieniądze za skórę wystarczą by naprawić tą usterkę.

Kolejne baaaaardzo długie zdanie, w które wrzucasz bardzo wiele informacji wymagających podania w nieco prostszy sposób, by nabrały sensu. Na przykład:

“Piotr skończył oprawiać jelenia, schował nóż do kabury przy pasie, przytroczył karabin do plecaka i odpasał od niego kałasza. Kupił go za grosze, ale co się z tym wiązało (np. sprzęt) nie był bezawaryjny (łącznie); jego wadą było to, że nie można było strzelać serią przynajmniej tak mówił mu poprzedni właściciel, jednak Piotr nie chciał tego sprawdzać w akcji. Miał nadzieję, że pieniądze za skórę wystarczą, by naprawić tę usterkę.”

 

“– Nie strzelać! – Kkrzyknął.

– Stój! Broń w górze i żadnych gwałtownych ruchów! – Wwrzasnął snajper z wieży.

Po chwili brama Miasta się otworzyła się i wyszedł z niej strażnik. Podszedł do Piotra.

– Oddaj całą broń, jaką masz, później odbierzesz ją u strażnika przy bramie.Ppowiedział.

Po rozbrojeniu Piotr wszedł do miasta i skierował się prosto do sklepu myśliwskiego.“

Ja wyżej pisałam, w dialogach po półpauzie w większości przypadków stosujemy małe litery (i znaki interpunkcyjne takie jak wykrzykniki czy znaki zapytania na to nie wpływają – nie stosujemy za to kropek).

Po “Podszedł do Piotra” brak kropki na końcu zdania.

Strażnik-strażnika generuje powtórzenie; wystarczy wzmianka, że Piotr będzie mógł odebrać sprzęt przy bramie.

No i na koniec: Miasta wielka literą czy miasta małą? Zdecyduj się i zachowaj konsekwencję.

 

Na razie wystarczy, będę czytać na raty. Przy czym np. o dialogach podobnych do powyższych więcej wspominać nie będę, bo zakładam, że wszędzie obecnie jest zastosowany ten sam, nieprawidłowy zapis.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ciąg dalszy. Nie będę wymieniać tego, co już wskazały Finkla i kam_mod, jakby co.

 

“– Za stówkę to mogę, co najwyżej. CO NAJWYŻEJ! Dać panu w mordę!“ – To jest jeden ciąg myślowy, powinien stanowić jedno zdanie, a nie trzy.

 

“– Znajdę przynajmniej pięciu Stalkerów, którzy za upolują dla mnie jelenia za stówkę.“

 

“– Słuchaj na ty pieprzony chytry chłopie z Radomia.“ – literówka: no, a nie na

 

“Piotrek obudził się w ciemnym wilgotnym pomieszczeniu, leżał na klepisku.

– What the fuck? – Zaklął Piotrek podnosząc się z ziemi.“

Podobnie jak na samym początku wiadomo, kto się odezwał, dookreślanie podmiotu po raz kolejny zgrzyta.

 

“– Czarno jak w dupie u murzyna. – Mruknął“ – Murzyna wielką literą, a po “mruknął” brak kropki na końcu zdania.

 

“Piotr usiadł na podłodze.

– Dobra, jak tu trafiłem? – Piotrek zZaczął odtwarzać w pamięci minione wypadki.“

Ponownie niepotrzebnie podkreślasz, że Piotrek. Kto inny to mógłby być skoro – z tego co wiemy – to jedyna obecna w pomieszczeniu osoba? Jeśli podobne sytuacje się powtarzają dalej w tekście, podobnie jak w przypadku dialogów nie będę już ich wymieniać.

 

“Ten kutas sprzedawca chciał mnie okraść. Złapałem go za jego pusty czerep i walnąłem nim o ladę, w między czasie krzyknął. Potem dostałem czymś ciężkim po łbie.“ – Z fabularnego punktu widzenia niepotrzebnie się powtarzasz, dokładnie odtwarzając przebieg wydarzeń w sklepie (włącznie ze wzmianką, że sprzedawca krzyknął). To dopiero co wydarzyło się w poprzednim fragmencie, ledwie kilka zdań wcześniej, i czytelnik doskonale wszystko pamięta.

 

“Po sekundzie w pojawił się strażnik.“

 

“– Dobra, zaczynamy. Imię i nazwisko.

– Piotr Nowak.

– Wiek.

23 Dwadzieścia trzy lata.

Ok, to wszystko dziewczyny wskazały już wcześniej, ale postanowiłam skomasować ;) Czemu tak często gubisz kropki na końcach zdań? Przecinki to śliski temat, niełatwy do przyswojenia, ale znak interpunkcyjny na końcu zdania to podstawa (i o tym też już więcej pisać nie będę).

 

“– Dobrze. Nie dość, że złodziej, to jeszcze członek.

– Jeszcze raz go pan obrazi i…

– I co? Człowieku, nie rozśmieszaj mnie.

– Przesadza pan jeszcze jeden raz… → Albo “przesadził pan jeszcze raz/znowu”, albo “przesadza pan znowu/ponownie” itp.

– Ile wam ten chuj zapłacił, żebyście uciszali klientów, którzy się stawiali?“

 

“Szybko ocenił swoje szanse, miał wolne ręce, tamten ma rozpiętą kaburę z pistoletem. Gdy policjant rzucił się na niego z tonfą, Piotrek miał już gotowy plan.“ → Skąd nagle czas teraźniejszy w opisie w całości przedstawionym w czasie przeszłym? Poza tym dużo “mienia” jak na tak krótki fragment.

 

A przy okazji nauczyłam się nowego słowa, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z “tonfą” ;)

 

“Kopnął go w kolano, po czym uderzył obiema rękami w łokieć, czym wytracił mu pałę z ręki, następnie wykręcił mu rękę i stając za nim wyjął mu pistolet z kabury.“ – bardzo niezgrabny opis, w którym użyłeś bardzo wielu niezręcznych zaimków. Przy okazji jest też brzydkie powtórzenie czym-czym w jednym zdaniu.

 

“– Teraz módl się, żeby koledzy lubili cię bardziej od pieniędzy tego żyda.“

 

“– Teraz powoli pójdziemy do wyjścia. Dobrze?

– Tak. – Powiedział z trudem policjant.

– Teraz powolutku do przodu.

Ruszyli korytarzem. Po drodze spotkali policjanta, ale na widok broni i swojego kolegi, jako żywej tarczy, szybko przeszła mu ochota do strzelania. Gdy dotarli do wyjścia, Piotrek uderzył policjanta rękojeścią pistoletu w potylice i wybiegł z komisariatu.“

Powtórzenia. Poza tym literówka: potylicę.

 

“– Teraz twoja kolej. – Mruknął Piotr wchodząc do sklepu myśliwskiego.

Wszedł do sklepu.“

Po co napisałeś dwa razy, że wszedł?

 

“– Wypierdalać. – Wrzasnął Piotrek celując w ludzi przed ladą.“ – jak wrzasnął, to po wykrzyknieniu przydałby się wykrzyknik.

 

Mimo wszystko bezstronny narrator powinien zachować konsekwencję w tytułowaniu bohatera – Piotr czy Piotrek?

 

“– Dobra, powiem inaczej.“

 

“– Jasne, sędzia, co tydzień publicznie sądzi krętaczy i złodziei.”

 

“– Człowieku, ja mam rodzinę.“

 

“– Jeśli nie chcesz, by twoja żona została prostytutką…”

 

“– Dobrze. Proszę, oto pieniądze.”

 

“– Do widzenia.

Powiedział Piotr i wyszedł ze sklepu.” – to nie nowy akapit, tylko kontynuacja kwestii dialogowej.

 

“– Witam pana, panie Piotrze. Co pana sprowadza. – Powiedział rusznikarz radosnym głosem“ – To jest pytanie, więc nie powiedział, a spytał/zapytał i – co za tym idzie – pytanie powinno kończyć się stosownym znakiem interpunkcyjnym.

 

“– Uważaj na niego, przekupił policje, i mogą cię zapuszkować.“ – literówka: policję

 

“– No raczej. Obezwładniłem, wyciągnąłem broń z kabury i użyłem, jako żywej tarczy, by wyrwać się z komisariatu.

– Nie no, teraz to dowaliłeś.“

 

“– Dzięki. Kiedy mogę przyjść, żeby odebrać broń?

– Jeśli dobrze obstawiłem, to kałasz nie jest poważnie uszkodzony, myślę, że dzień, góra dwa.

– Okej, jakbyś się wcześniej wyrobił, będę w pubie.

– Dobrze.

Podali sobie ręce, i Piotrek opuścił sklep rusznikarski.“

 

Sporo z tym roboty, więc interpunkcji też więcej wymieniać nie będę. Masz dość przykładów, gdzie coś szwankuje. Najważniejsze, byś w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że szwankuje, bo to pierwszy krok do próby nauczenia się czegoś ;)

 

“Chwile, pan Piotr Nowak.“ – Chwilę

 

“…leżał na czymś miękkim chyba na łóżku.

– Co tym razem? – Jęknął Piotrek schodząc z łóżka, na którym leżał.“

Kolejny raz niepotrzebne powtórzenie tej samej, dopiero co zapodanej informacji…

 

“Piotrek skamieniał, ktoś siedział w tym pokoju, a on był bez broni całą zostawił przecież u rusznikarza.“ – A nie martwił się brakiem broni chodząc po mieście, wchodząc do pubu i beztrosko przyznając się, że uciekł z komisariatu? ;)

 

“– Mów szybko człowieku. – Dopiero teraz zorientował się, że ma kaca zabójcę.“ – A widzisz, tu aż się prosi o dookreślenie podmiotu (kto się zorientował?), bo ostatnio była mowa o siedzącym w pokoju człowieku, czyli nie Piotrze.

 

“Muszę się napić, nie ma bata musze się napić.“ – muszę

 

“ni jak nie jestem w stanie.“ – nijak łącznie

 

“– Dobrze, stawie się punktualnie.“ – stawię

 

Uwaga odnośnie dialogów: Masz ich bardzo dużo, niepoprzeplatanych żadnymi opisami. To się sprawdza na krótką metę, ale budowanie całego opowiadania na zasadzie “jeden powiedzial, drugi odpowiedział” to mało. To znaczy jest to dobre na próbę, na początek, kiedy dopiero uczysz się pisać i konstruować teksty. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że jest to jedna z rzeczy, które trzeba dopracować. Goły dialog jest suchy, bezosobowy i nie poprawia jakości tekstu.

 

“– Że ja niby chłam i drożyznę sprzedaje!?“ – sprzedaję

 

„Z wewnątrz dało się słyszeć głośne łupniecie.” – łupnięcie

 

„Piotr ledwo zdążył odskoczyć od drzwi, z których wypadł jakiś stalker” – wcześniej pisałeś: Stalker; zdecyduj się czy małe s czy duże.

 

„– Jeszcze raz Cię tu idioto zobaczę a ci strzelbę w dupę wetknę i wystrzelę!” – W tekstach beletrystycznych zwroty bezpośrednie typu cię, tobie itp. piszemy małymi literami. Co ciekawe, w jednym zdaniu raz zrobiłeś C, raz c ;)

 

„– Na pewno, wolałbym nie dostać ta belą.” – tą

 

„– Zaczekaj chwile zaraz wszystko przyniosę.” – chwilę

 

„– Zapoznałem już Jurija z zadaniem. Podejmujesz się Piotrze.” – to jest pytanie, więc brakuje: ?

 

„– Tak, zdecydowałem się.” – przecież Piotr już za pierwszym razem wyraźnie powiedział, że zlecenie bierze, tylko pójdzie po broń.

 

…i zaraz potem potwierdza to po raz trzeci? ;)

 

„– Dobrze, więc, tak jak mówiłem wasze zadanie polega na odnalezieniu mojego syna, ma na imię Marek. Ostatni znak życia nadesłał radiem właśnie stamtąd. Nagroda tak jak mówiłem wcześniej…”

 

„– Tak, przepraszam, że się nie przedstawiłem, będziemy razem w drodze jakiś czas, więc mogłem się Panu przedstawić.” – panu małą literą

 

„Powiedział Jurij po Polsku” – po polsku małą literą

 

„– Bo nie chce żeby…” – chcę

 

„I tak Jurij zaczął swoją opowieść, w czasie, której wyjaśniła się jego znajomość rosyjskiego.' – Myślałam, że to właśnie znajomość polskiego zdziwiła Piotra. Trudno się dziwić, że ktoś o imieniu Jurij zna rosyjski, nie sądzisz…?

 

„Pochodził on z związku Polaka i Rosjanki” – ze związku

 

„Po chwili znaleźli wzniesienie a u jego podnóża jaskinie.” – jaskinię

 

„– Dobra, niech będzie, ale z łaski swojej ubezpieczaj mnie.

– Spokojna twoja. – Rzekł Jurij odbezpieczając swojego mossberga 500.

Piotr odbezpieczył swojego AK-47 i włączył latarkę.”

 

„– Kości! – Pomyślał z przerażeniem Piotr. – Jurij?” – Jak pomyślał, to bez półpauzy na początku, która stanowi oznaczenie dialogu czyli czegoś, co odbywa się na głos. Poza tym ponownie połączyłeś myśli bohatera z jego słowami. Tak się nie robi.

 

„– Chodź tu do jasnej cholery. – Niemal krzyknął Piotr.” – Prawdę mówiąc rozsądniej byłoby się wycofać z ciemnego miejsca, w którym może czaić się coś złego i poszukać innego noclegu, niż jeszcze ściągać do środka towarzysza…

 

„– Schowaj te strzelbę” – tę

 

„W kaburze przy pasku po prawej stronie mam pistolet. Odepnij zabezpieczenie, wyciągnij go i włącz latarkę. – Niemal niesłyszalnie powiedział Piotr.

Jurij trzęsącymi się ze strachu rękoma odpiął zabezpieczenie kabury, po czym wyciągnął broń i włączył przyczepioną do niej latarkę.”

Znowu niepotrzebnie powtarzasz informacje, krok po kroku, ze wszystkimi szczegółami. Wystarczyło napisać coś w stylu: Jurij zrobił to, co przykazał mu Piotr.

 

„Szepnął Jurij, a na jego twarzy pojawiło się coś, co miało wyglądać jak dodający otuchy uśmiech, ale przypominało wyraz twarzy szaleńca.”

 

„Gdy przeszli jeszcze kilkanaście znaleźli się w rozległej grocie.” – Kilkanaście czego?

 

„Gdy przeszli jeszcze kilkanaście znaleźli się w rozległej grocie. Wszędzie dookoła leżały kości, krew na ścianach i podłożu miała kolor czerwono-brązowy. Na środku groty stał mutant wyglądający jak skrzyżowanie przerośniętego orła z lwem. Gdy Piotr i Jurij weszli do groty, stwór obrócił się w ich stronę i ryknął.”

 

„Kilka pocisków później stwór nadal stał na łapach.

Łap! – Krzyknął Piotr”

Kiepsko wyszło, powtórzenie fonetyczne.

 

„– Przeładowuje!” – przeładowuję

 

pokrył ogniem zaporowym oddalony o kilkadziesiąt metrów dół, w którym ukrył się stwór.

(…)

Gdy Jurij pokrywał ogniem zaporowym kryjówkę mutanta…”

Zgrzytające powtórzenie całego zwrotu.

 

„– Nie strzelaj! – Krzyknął Piotr w chwili, gdy położył się i wycelował w okolice mutanta.

Tamtemu nie trzeba było nic więcej w chwili

 

„– O ja pierdole!: – pierdolę

 

„…sam jadłem i jeszcze żyje.” – żyję

 

„Podróż do Kielc zajęła im miesiąc. W jej trakcie nie raz natknęli się na mutanty, kilka razy spotkali też sprzedawców, u których kupowali amunicje” – amunicję

 

To dziwne, że tyle miejsca poświęcasz rzeczom takim jak incydent ze sprzedawcą-Żydem i wydarzenia poprzedzające przyjęcie zlecenia, ale całą podróż do miejsca przeznaczenia zbywasz dwoma zdaniami. To mocno zaburza konstrukcję. W końcu w postapokaliptycznym świecie to raczej za miastem bohater ma większą szansę przeżywać przygody, naraża się na niebezpieczeństwa itp. niż we w miarę cywilizowanym mieście (jakiekolwiek to miasto nie jest – Kielce wymieniasz z nazwy, ale miejscowości, gdzie bohater zaczyna, nie? Chyba że chodzi o Radom, ale niełatwo się tego domyśleć…).

 

„– Adam dał mi mapę. – Powiedział Piotr rozwijając kawałek papieru. – Najpierw sprawdźmy ważniejsze budynki publiczne: WDK, urząd miasta, sąd miejski, rejonowy, urząd wojewódzki. Jeśli tam go nie znajdziemy zajmiemy się basenami i galeriami handlowymi.” – Serio zamierzają po prostu chodzić po mieście i szukać gościa, o którym nic nie wiedzą…? Żeby chociaż ojciec jego zdjęcie im pokazał…

 

„Sprawdzili amunicje w broni” – amunicję

 

„Tydzień i dwa dni później.” – Niestety, znowu dziwny przeskok fabularny…

 

„Podeszli pod wejście urzędu wojewódzkiego. Dawniej jej fasada robiła wrażenie…” – jego, nie jej, tego urzędu.

 

„Dawniej jej fasada robiła wrażenie nowoczesna bryła, drewno i marmur. Połączenie nowoczesności i starych sprawdzonych materiałów. Teraz porośnięty bluszczem, i zasłonięty przez wysoką trawę nie robił już takiego wrażenia.”

 

„– Jak w urzędzie wojewódzkim go nie będzie to zaczynamy przeszukiwać baseny i galerie. – Powiedział Jurij.” – Fakt, że bohaterowie zabrali się przeszukiwanie od największych obiektów w mieście sugeruje, że w tych obiektach zgromadzili się ludzie, ocaleńcy, którzy utworzyli jakieś społeczności. Czy nie tak? Jeśli tak, to czy nie spotkali do tej pory nikogo na swej drodze? Bo z kontekstu wynika, że błądzą po kompletnie opustoszałych Kielcach, w których nie ma ani jednej żywej duszy… Czy tak właśnie jest?… Nie wydaje się to prawdopodobne.

 

Jeszcze mniej prawdopodobne, niestety, wydaje się to, że pierwszy i jedyny (?) trup, na jakiego się natknęli w niemałym mieście to akurat trup gościa, którego szukali… Miałoby to może sens w przypadku jakiejś malej wioski/kryjówki itp. na którą dostali namiary od ojca, ale nie w przypadku dużego miasta. I jeszcze zidentyfikowali go po adresacie listu, po imieniu i nazwisku, bez adresu, nawet miasta ani nic. A „Adam Kowalski” to nie jest szalenie rzadki człowiek.

 

„ Jeśli czytasz ten list…” – zbędna spacja po cudzysłowie.

 

„Teraz trzeba zabić to bydle.: – bydlę

 

„– Prosty. Gdy pojawi się to bydle, ja otworzę ogień i zatrzymam go w miejscu, ty, gdy tylko otworzy paszczę…” – jw.: bydlę; poza tym: je, a nie go.

 

„– Uchwyć idealny moment, uchwyć idealny moment. – Powtarzał w głowie Piotr.” – Znowu: jak w głowie, to w głowie, a nie w formie dialogu.

 

„– Teraz! – Wrzasnął Jurij, i schował się za filarem.

Mutant ryknął. Piotr zareagował. W ułamku sekundy, pociągnął za zawleczkę, zakręcił sznurkiem przymocowanym do granatów, rzucił i schował się za filarem.”

 

„– Wypadałoby coś powiedzieć w takiej chwili. – Powiedział Jurij.”

 

„– Dokładnie, i nie marudź mogło być gorzej z Zakopanego z trzy byśmy wracali.” – ze trzy

 

„– Tą broń” – Tę broń

 

„– To dla Pana. – Powiedział Piotr i podał Adamowi metalową puszkę.

– Co to jest? – Spytał Adam.

– Proszę otworzyć. – Powiedział Piotr półgębkiem.

Adam otworzył i nic nie mówiąc pokazał ruchem ręki, aby poszli za nim.

– Tą broń, Marek dostał ode mnie na osiemnaste urodziny. Spersonalizowana pod niego. Oto pieniądze. – Powiedział mechanicznie Adam.

– Nie możemy.. – Zaczął Jurij, lecz Adam mu przerwał

– Umowa to umowa. – Powiedział twardo Adam i wcisnął Jurijowi skrzynkę. – Teraz zostawcie mnie samego. – Powiedział wyciągając z kieszeni płaszcza…”

Uważaj na powtórzenia, szukaj synonimów i zamienników. Język polski jest bardzo bogaty ;)

 

 

W opowiadaniu jest mnóstwo potknięć i błędów warsztatowych – ale jesteś w trakcie nauki naszego pięknego języka, masz jeszcze mnóstwo czasu, aby go przyswoić. Opowiadanie nie jest też dobrze skonstruowane – ale jednak fabuła jest nawet dość skomplikowana, poprowadzona od punktu A do punktu B, a to już połowa sukcesu. Jeśli chcesz pisać, to nie nauczysz się tego inaczej jak a) dużo czytając (książek, znaczy), b) po prostu próbując. Zatem próbuj dalej. I mam nadzieję, że ta strona pomoże Ci osiągnąć jakieś efekty ;)

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Reaktor atomowy w Polsce już mogę zakwalifikować do fantastyki. :)

Dziewczyny wypunktowały Ci błędy, więc wiesz na jakim odcinku musisz popracować.

Ogólnie, jak Twój wiek, to nie jest źle, ale jeszcze długa droga przed Tobą, Autorze.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Byłabym szczęśliwa widząc, że autor zareagował na sugestie i rady innych, że coś odpisał, podziękował, cokolwiek. Bo inaczej po co się mam produkować? Napiszę tylko, że nie można oprzeć opowiadania na samych dialogach i czymś, co nawet nie jest tłem, tylko jakąś iluzoryczną, teoretycznie przyjętą osią, z którą niczego nie zrobiłeś. Mówię o katastrofie w Czarnobylu i twoim alternatywnym scenariuszu. A co do tych przeważających w treści dialogów, nie można przez dłuższy czas sypać wypowiedziami i nie przypominać, kto co mówi. Czytelnik nie ma się domyślać, co kto mówi.

 

– Dobra zaczynamy. Imię i nazwisko.

– Piotr Nowak

– Wiek

– 23 lata ← gdzie w tej wymianie zdań podziały się niezbędne kropki i pytajniki?

 

Myślę, że poprzedni komentujący powiedzieli już wszystko i zgadzam się, że w twoim wieku poziom nie jest najgorszy, więc parę lat pracy, prób i błędów, i będzie dobrze :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przepraszam za nie odpowiadanie na komentarze lecz w związku z awarią sieci Wi-Fi nie miałem w ostatnich dniach dostępu do internetu. Za wszystkie komentarze dziękuje a do uwag i rad zastosuje się gdy tylko znajdę trochę wolnego czasu.

"Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty." (A. Sapkowski)

Nie powiem nic nowego – pomysł niezły, wykonanie przyprawia o ból oczu i głowy. Szkoda, że wskazane błędy ciągle utrudniają czytanie.

Nie porzucaj prób pisarskich, ale też zrób wszystko, by dobrze poznać zasady poprawnego pisania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ludzie rozumiem że robię błedy interpunkcyjne. Nigdy ale to nigdy tego nie rozumiałem. Ale po co, po co do cholery opieprzać mnie prawie w każdym komentarzu o to. To moje pierwsze opowiadanie dłuższe niż 2 A4. Brać pod uwage fabułę a nie ortografię. Tak wiem że pomyślicie sobie że mam wielkie ego, ale trudno.

"Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty." (A. Sapkowski)

Wiktorze, rozumiem że masz problemy z poprawnym pisaniem, ale NIE ROZUMIEM, dlaczego nie chcesz zmienić tego stanu rzeczy, dlaczego nie poprawiasz wskazanych błędów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ponieważ szkolne obowiązki nie zawsze pozwalają na kilka godzin siedzenia, pisania oraz poprawiania. W piątek wolne więc trzy dni spokoju. Będę miał czas na zastosowanie się do waszych rad.

"Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty." (A. Sapkowski)

Nowa Fantastyka