- Opowiadanie: Kugg - Skrzydła anioła

Skrzydła anioła

To opowiadanie napisałem specjalnie na konkurs “Zło dobrem poczynione”, ledwo się na niego wyrabiając :)

Stanowi ono jednak także prolog do powieści, którą mam nadzieję w najbliższym czasie napisać. Dlatego też szczególnie zależy mi na komentarzach dotyczących pomysłu i fabuły.

Życzę miłej lektury!

 

P.s. Wprowadziłem poprawki w tekście od czasu gdy zostało on dodany na stronie w ramach konkursu. Zmieniłem także tytuł, poprzedni brzmiał: “Wydarte skrzydła”.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Skrzydła anioła

Łapać złodzieja! Stój łobuzie! Zatrzymać go! Złodziej!!! Tam uciekł. Za nim! Niech tylko cię dorwę mały zasrańcu! Straż! Ten chłopak mnie obrabował! Gonić go!

 

– Na co spoglądasz? – zapytał Amirel.

Kiri nie odpowiedziała. Piękna jak zawsze, stała na tarasie niebiańskiego ogrodu. Pochylona do przodu, z plecami wygiętymi w łuk, opierała się o balustradę. W zamyśleniu spoglądała przez chmury, kierując wzrok na Ziemię. Podszedł bliżej, zatrzymując się tuż za nią. Zmierzył wzrokiem kształty dziewczyny.

– Znowu obserwujesz Lut Szherad? – Chwycił ją delikatnie za ramiona, ocierając się o pióra śnieżnobiałych skrzydeł. – Co takiego ciekawego widzisz na dole?

– Na ulicach miasta trwa właśnie pościg za małym chłopcem – odparła, stawiając opór gdy Amirel próbował przyciągnąć ją do siebie.

– Pościg za chłopcem? – Udał przejętego.

– Tak. Ukradł bochenek chleba na targowisku.

– A to złodziejaszek – skomentował, próbując pocałować ją w szyję.

Kiri wzdrygnęła się, unosząc przy tym ramiona. Cały czas usiłowała nie zwracać uwagi na Amirela. Była poruszona obserwowanym wydarzeniem i to ono najbardziej ją zajmowało. Starała się jednak zbytnio tego nie okazywać.

– Dlaczego jesteś taka apatyczna? – zapytał szorstko. – Bardziej obchodzi cię jakiś brudny złodziej, niż ja?!

– Jest brudny, bo jest biedny – powiedziała wciąż stojąc do Amirela tyłem. – Nie jest złodziejem, a tylko głodnym chłopcem pozbawionym jakiejkolwiek opieki. Sierotą. I tak. Obchodzi mnie… bardzo.

– Przejmujesz się, jakbyś to ty była odpowiedzialna za jego los.

– Bo jestem!!! – Odwróciła się gwałtownie wyrywając z jego objęć, krzycząc: – Ja, ty oraz wszyscy inni aniołowie niebiańskiego królestwa!

– Jesteśmy współwinni niesprawiedliwości jaka go spotyka – dodała, patrząc na niego szklistymi oczyma.

– Co za bzdury! – Oburzył się. – Niby w jaki sposób?!

Mocno naparła plecami na balustradę, chcąc jeszcze bardziej odsunąć się do tyłu. Wysunęła ręce przed siebie, trzymając Amirela na dystans.

– Patrzymy na cierpienie ludzi, mogąc mu zaradzić, ale nic z tym nie robimy. Każdy kto tak postępuje jest po części winien doznawanego cierpienia. Dlatego właśnie również i my za nie odpowiadamy.

– Absurd! Przecież to…

– Ciii! – przerwała mu nagle Kiri. – Złapali go!

Wychyliła się za balustradę, niemalże za nią wypadając. Jej wzrok skupił się tylko na mieście Lut Szherad i zamieszaniu panującym na targowisku.

 

Mamy cię hultaju! Co ukradł? Chleb. Chleb? I to nie pierwszy raz, ale wreszcie go złapałem. Ja też go pamiętam, zwinął mi kosz jabłek w zeszłym tygodniu. Mi podwędził rybę. Hej, nie mam sakiewki! Pewnie też ją ukradł! Przeszukać go. Cholera, kopnął mnie! To cię nauczy moresu! Zostaw mnie! Nie ma przy nim sakiewki. Pewnie zdążył ją ukryć w czasie pościgu! Albo gdzieś wyrzucił. Gdzie ona jest? Nie ukradłem sakiewki. Kłamliwy szczyl! Wychłostać go! Mamo!

 

– Nie!!! Zostawcie go! – krzyknęła Kiri. – To jeszcze dziecko. Robi to z głodu. Jak tak można?

Kobieta osunęła się w dół po balustradzie. Objęła rękoma nogi i przyciągnęła je mocno do siebie. Łzy spływały jej po policzkach, kapiąc na marmurowy taras. Amirel próbował do niej podejść. Rozpostarła gwałtownie skrzydła. Odskoczył.

Białe skrzydła… otuliły ją lekko, zamykając w sobie. Owinęły całkowicie. Już tylko cichy szloch anioła wydobywał się zza ich pierzastej zasłony. Amirel chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Przez chwilę spoglądał na Kiri. Westchnął ciężko, a następnie odszedł.

 

***

 

Chłopiec leżał w rogu celi, czując pod sobą chłód kamiennej posadzki. Był cały poobijany, słaby i głodny. Od kiedy odzyskał przytomność starał się nie ruszać, aby nie sprawiać sobie dodatkowego bólu. Nawet najmniejszy ruch, zwykłe stęknięcie, czy głębszy oddech, dawały mu się bowiem bardzo we znaki. Minęło sporo czasu od kiedy wypłakał ostatnią łzę i teraz marzył już tylko o tym żeby zasnąć. Nie okazało się to jednak łatwe. Ciemny i śmierdzący loch stał się jego nowym domem.

Drzwi celi zaskrzypiały, otwierając się powoli. Do wewnątrz wpadło nieco bladego blasku księżyca. Chłopiec obrócił głowę. Na jego twarzy jawił się grymas bólu. Spostrzegł zakapturzoną postać, stojącą w progu. Z powodu zapuchniętych oczu nie widział jej wyraźnie. Była ona zakryta długim płaszczem i zdawało mu się, że pogarbiona.

– Witaj – przemówiła najcudowniejszym głosem, jaki dotąd słyszał.

– K-kim jesteś? – wyjąkał.

– Jestem tu żeby ci pomóc. Nazywam się Kirinella, ale mówią na mnie Kiri.

– Nie znam cię. Niby dlaczego chcesz mi pomóc?

Postać w milczeniu zbliżyła się do chłopca. Przyklękła obok niego. Zapytała cicho o imię.

– Figo – przedstawił się.

Spod płaszcza wysunęła filigranową dłoń i dotknęła jego pokaleczonego czoła. Chłopiec wzdrygnął się w obawie przed bólem. Muśnięcie okazało się jednak przyjemne. Czuł łagodne ukojenie, gdy Kiri troskliwie głaskała go po głowie.

– Co oni ci zrobili? – zapytała ze współczuciem. – Tak skatować biednego chłopca. Małego Figo.

– Kto nadał ci to imię? – dodała po chwili.

– Moja przyjaciółka, ale ona… ona… już nie żyje.

– Przykro mi.

– Kim jesteś? Dlaczego skrywasz twarz?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego zsunęła kaptur z głowy.

– Ależ jesteś piękna – zachwycił się chłopiec – niczym anioł.

Kiri uśmiechnęła się.

– Wiem, że troszczysz się o inne dzieci – powiedziała ciepło Kiri. – Wiem też, że nie powoduje tobą ani chciwość, ani inne zło. Dlatego tu jestem. By cię nagrodzić… by cię umocnić, aby ci pomóc.

– W jaki sposób? – zapytał próbując podnieść podnieść się z posadzki, ale znów przykuł go do niej przeszywający ból.

Kiri ucałowała Figa w policzek, a wówczas cały jego ból zniknął. Jego rany zasklepiły się, a opuchlizna wchłonęła. Czuł się niesamowicie dobrze.

– Chodź. – Chwyciła chłopca za rękę i pomogła mu wstać. – Wyprowadzę cię stąd.

 

***

 

Dziękuję panience. Nie wiem jak mogę się odwdzięczyć. Nie trzeba? To drobiazg, powiadasz. Oj… gdyby inni ludzie tak myśleli świat były o niebo lepszy. Dziękuję raz jeszcze.

Odmieniłaś moje życie, Kiri. Wyciągnęłaś mnie z lochu, a teraz jeszcze to. Nigdy ci tego nie zapomnę.

Chyba niebiosa nam ciebie zesłały dziecko. Jesteś dla nas prawdziwym darem. Oby bogowie uleczyli i twoje kalectwo.

Niesamowite! Jak panienka dała radę tym zbirom? Toż to były zakapiory co się zowie. Jam się już z życiem pożegnał, a tu prawdziwy cud. Dobytek uratowany. Mogę się jakoś odwdzięczyć? To może chociaż cię podwiozę? Z tą przypadłością na plecach na pewno ciężko się podróżuje.

Dziękuję ci po raz kolejny, Kiri. Dlaczego nie chcesz zostać dłużej? Zostań, proszę. Co to znaczy, że jesteś aniołem? Zaczekaj.

To cud! Prawdziwy cud! Czy mogę? Gdzie ona się podziała?

Zrobiłaś dla mnie tyle dobrego, a teraz jeszcze to! Nie wiem jak ci się odwdzięczę. Nie wiem nawet kim jesteś, jak masz na imię. Tak, będę pomagał innym. Dziękuję.

Kirinello nie odchodź. Dlaczego nie możesz zostać. Ja nadal cię potrzebuję. Proszę.

 

– Niepokoje się o nią, Araelu – powiedział wyraźnie strapiony Amirel.

– Jak zawsze – odparł archanioł władczym głosem – powracając wzrokiem z Ziemi na swojego rozmówcę.

– Teraz to coś innego. Nie chodzi o jej zachcianki albo słabość do ludzi. Obawiam się, że jest zbyt uczynna, zbyt łatwowierna, naiwna i…

– …i nie stosuje się do ustalonych reguł – dokończył za niego Arael.

– Tak, ale bardziej chodzi mi o to, że lekceważy mnie. Ludzie…

– …są dla niej ważniejsi, niż ty? – znów dokończył za niego.

– Właśnie. – Westchnął Amirel, spuszczając głowę w zamyśleniu i pogrążając się krótkiej zadumie.

Nie mogąc jednak długo znieść ciszy i narastających w nim emocji, szybko dał im ujście mówiąc ze wzburzeniem:

– Sęk w tym, że jej zbytnia dobroduszność może w końcu doprowadzić ją do zguby!

– Masz słuszność, ale czy w twoich obawach nie kryje się aby drugie dno? Czy nie przemawia przez ciebie zazdrość, poczucie odtrącenia, a może jest to gniew?

– Zazdrość?! – Obruszył się Amirel wyraźnie zakłopotany. – O kogo niby? O tego człowieka?

– Widzę, co się z tobą od jakiegoś czasu dzieje, chłopcze. Nie wmówisz mi, że to cię nie obchodzi.

Amirel zacisnął dłonie w kułak i uderzył nimi we własną pierś.

– Bardzo mnie obchodzi! – fuknął. – Gniewam się, że tak mnie traktuje. I tak, czuję się odtrącony. Nie rozumiem jej motywów… tego dziwnego zaangażowania. To ciągłe udawanie, że jest między nami dobrze. Ale zazdrość? Jeśli nawet wpadnie na jakiś szalony pomysł to najwyżej przyjdzie mi poczekać jedno pokolenie. Zdąży skruszeć gdy pozna świat śmiertelników bezpośrednio z ich perspektywy. Mogę na to poczekać. Złości mnie jednak obecny stan rzeczy i to, że zaniedbuje ona swoje obowiązki. I to nie tylko te, które ma wobec mnie.

Wziął głęboki oddech i dodał zrezygnowany:

– Co mam robić? – Wodził dookoła wzrokiem, jakby szukał odpowiedzi.

– Porozmawiam z nią o tym, Amirelu.

– Już nie raz z nią rozmawiałeś. Bez skutku.

– Tym razem zrobię to bardziej stanowczo jako przełożony. Już dawno chciałem tak postąpić. Dam jej do rozumienia, że musi z tym skończyć.

– Ufam, że wreszcie się opamięta.

– Tak. Ja również – odparł smutno Arael, powracając wzrokiem na Ziemię.

 

***

 

Kiri z gracją wylądowała na jednym z mało uczęszczanych tarasów niebiańskiego królestwa. Rozejrzała się dokoła, po czym dziarsko ruszyła w stronę domu. Po paru zaledwie krokach ujrzała przed sobą cień szeroko rozpostartych skrzydeł. Odwróciła się, ale nikogo już za nią nie było.

– Kirinello! – w powietrzu rozległ się donośny głos.

– Araelu. Po co te sztuczki? – zapytała obracając się z powrotem.

Tuż przed nią stał archanioł. Postawny i wysoki mężczyzna o twarzy zarośniętej bujną, posiwiałą broda. Ubrany był w błękitno-białą szatę i złoty napierśnik. Patriarchalny miecz o karbowanej klindze, który nosił przy boku, przywdziana aureola oraz założone insygnia zastępu, świadczyły, że przyszedł do niej oficjalnie. Jego majestatyczne skrzydła skrywały w cieniu całą postać Kiri. Zmarszczone brwi oraz poważne spojrzenie, które jej rzucił, wskazywało, że nie będzie to łatwa rozmowa.

– To nie sztuczki Kirinello! Od dawna powtarzam tobie, że masz przestać zadawać się z ludźmi, wtrącać w ich sprawy i wpływać na ich los. Mimo to ty ciągle potajemnie wymykasz się na Ziemię wbrew mojej woli.

– Czy pomaganie innym jest złe albo niegodziwe? – zapytała tak niewinnie, że Arael znów stracił zamiar karcenia jej i obniżył tembr głosu.

– Dziecko – powiedział strapiony – sprawa jest poważna. Czy naprawdę muszę cię ukarać, abyś mnie w końcu posłuchała? Nie naszą rolą jest pomaganie ludziom, ingerowanie w ich los, a już na pewno nie zmienianie go z taką częstotliwością, jak ty to robisz. Mamy ich chronić przed złem spoza ziemskiego świata, a nie przed nimi samymi.

– Kiedy sam wiesz, że tam dzieje się tyle zła. Jest tyle cierpienia.

– Zło i cierpienie, które ludzie sami na siebie sprowadzają są ich sprawą i wyłącznie ich problemem. Zrozum to!

– O co wam wszystkim tak naprawdę chodzi, co?! – Kiri uniosła się. – Dlaczego to takie ważne??! Nie mieszajcie mnie w swoją bezduszność. Ja…

– Nie tym tonem, dziewczyno – przerwał jej Arael, unosząc się srogo. Archanioł płonął świętym gniewem, a okoliczna część niebios zadrżała wraz z jego słowami.

Kiri przestraszyła się. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Nogi ugięły się pod nią, a na twarzy malowało się zmieszanie.

– Nie musisz wszystkiego rozumieć, dziecko. – Jego głos szybko znów stał się spokojny i troskliwy. Arael delikatnie objął głowę Kiri dłońmi i spojrzał jej prosto w oczy. – Zaufaj mi. Proszę.

Dziewczyna spuściła wzrok. Na chwilę zapanowała cisza.

– Poza tym wiesz jakie są konsekwencje związania się z człowiekiem?

– O czym ty mówisz?! – spytała z udawanym zdziwieniem.

– Oj Kiri, Kiri… nie oszukasz mnie. Pomaganie przypadkowym ludziom to jedno, ale ten chłopak. Figo. Minęło dziesięć lat od czasu jak go uleczyłaś, wyprowadziłaś z ubóstwa i sprawiłaś, że stał się szanowanym obywatelem. Teraz jest już dojrzałym mężczyzną, a ty ciągle go odwiedzasz i to dość często.

– Ta zmiana wymagała czasu, ja tylko… – odezwała się zakłopotana.

– Czasu? – Arael żachnął się. – Ile? Roku, dwóch? Zakochałaś się w nim, dziecko. Najpierw kierowało tobą współczucie, potem przyjaźń, a teraz? Od jakiegoś czasu widzisz w nim kogoś więcej, ale boisz się z nim związać. I słusznie. Dlatego powtarzam ci, skończ z tym! Wystarczająco już pomogłaś ludziom, wystarczająco pomogłaś jemu. Poza tym masz Amirela. On wciąż czeka.

– Amirel jest sztywniakiem, służbistą i nie ma w nim ani krzty współczucia – powiedziała zniecierpliwiona Kiri.

– To nieprawda. On martwi się o ciebie – odparł ciepło.

– Poza tym nie zakochałam się w Figo. Zrobię, jak każesz jeśli wreszcie przestaniecie mi prawić te niesłuszne morały. – Kiri powstrzymała łzy, które zaczęły napływać jej do oczu.

– A zatem obiecujesz, że przestaniesz zlatywać na ziemię bez mojej zgody. Zostawisz tego chłopaka?

– Tak ekscelencjo archaniele – powiedziała drżącym głosem. – Obiecuję, że nie będę już samowolnie zlatywać na Ziemię. Czy to już wszystko?

– Kiri…

– Mogę się oddalić? – rzuciła obojętnie.

– Możesz – odparł zrezygnowany – jak tylko obiecasz mi, że nie spotkasz się więcej z tym chłopcem.

– Obiecuję.

 

***

 

Lut Szherad było bogatym miastem portowym. Klejnotem, leżącym u brzegu wielkiego morza. Stolicą Hersji. Stanowiło ważny ośrodek handlu, nauki i kultury królestwa. Główny mur miejski obejmował pięć najważniejszych i najbogatszych dzielnic. Wznosiło się tam tysiące okazałych budowli. W jednej z nich mieszkał Figo, zajmując przestronną izbę na trzecim piętrze kamienicy.

Gwar dnia dawno ucichł, a kurz opadł. Była późna noc. Gorące powietrze przenikała rześka bryza, wpadając przez otwarte okno. W pokoju panował półmrok, rozświetlany przez kilka ociekających woskiem świec. Nagle ich płomienie przygasły, smagane podmuchem wirującego powietrza. Figo poczuł obecność Kiri, która zwinnie wleciała do środka. Ucieszył się na jej widok.

– Przygotowałem nam kolację – zaczął.

– Nam? Sąd wiedziałeś, że jednak przylecę? – zapytała podejrzliwe.

– Miałem taką nadzieję. – Podszedł, czule się z nią witając.

– Dziś jest szczególna noc Figo – powiedziała, stając do niego plecami.

– Z tobą każda noc jest szczególna – odparł, obejmując ją od tyłu.

Zaśmiała się. Spojrzała na niego przez ramię.

– Kto raz spojrzy w twe oczy, nie będzie chciał już patrzeć na nic innego. – Wysilił się na poetyckie zdanie, które właśnie przyszło mu do głowy.

– Miło, że tak myślisz… ale zachowajmy na chwilę powagę. Wyjątkowość tej nocy oznacza, że sprzeciwiłam się przełożonemu. Odeszłam.

– Postanowiłam być z tobą – dodała, odwracając się w jego stronę.

Figo otoczył ramionami jej talię i przyciągnął subtelnie do siebie. Ona zaś położyła swoje dłonie na jego piersi, wyczuwając twarde mięśnie, skryte pod koszulą. Przytknęła do nich głowę. Wtuliła się mocno w jego silne ramiona, by po chwili podnieść wzrok. Ich spojrzenia spotkały się. W oczach Figa Kiri widziała żar, który zaczął przepalać każde włókno jej ciała, tym razem nie zamierzała go w sobie tłumić. Przesunęła dłonie po jego klatce piersiowej, ramionach i karku, aż do głowy, którą objęła z obu stron. On w tym czasie muskał palcami jej policzek. Westchnęła wabiąco, zamykając oczy. Jej wilgotne, lekko drżące z narastającego podniecenia, wargi szukały przez chwilę ust Figa. Gdy już znalazły ich pocałunek był długi i zmysłowy.

Pociągnął za koniec supła wiążącego jej kamizelkę, podczas gdy ona odpinała guziki jego koszuli. Rozsunęła ją na boki. Oboje zaczęli wirować wokół siebie. Kiri zahaczyła skrzydłami kilka przedmiotów stojących na pobliskim stole i półkach. W pomieszczeniu rozległ się grad różnego rodzaju trzasków, szczęków oraz chrupot tłuczonej porcelany. Kochankowie z rozmachem opadli na łóżko.

– To nic – powiedział Figo, gdy Kiri skierowała wzrok ku poprzewracanym przedmiotom.

Przebiegł palcami po jej odsłoniętych piersiach, rozbudzając u Kiri rozkoszne dreszcze oczekiwania. Zaraz potem niespiesznie musnęli się wargami. Zszedł niżej, znacząc kolejno całusami jej biust, a potem brzuch. Zamruczała, czując jednocześnie jego ciepłe dłonie pieszczące piersi. Spragniony jej ust wycisnął na nich kolejny pocałunek.

– To będzie niebiańska chwila – wyszeptał jej do ucha.

– Tylko chwila? – mruknęła.

– Nie – odparł lekko zmieszany. – Chodziło mi…

– Ciii. – Położyła mu palec wskazujący na usta, nie pozwalając dokończyć zdania. Ześlizgnęła go ponętnie przez brodę, aż do klatki piersiowej. Potem jeszcze niżej.

– Ależ ty jesteś piękna! – zachwycił się spoglądając na nią z góry.

– I teraz już twoja – Kiri przygryzła mu lekko lewe ucho. Poczuł jej miękkie usta, ciągnące go w dół, gdzie znów wymienili pocałunki.

Rozłożyste, białe skrzydła Kiri, znajdujące się pod nią, niemal doświetlały pomieszczenie. Dotknął ich, gładząc je lekko. Były niesamowicie puszyste. Następnie skierował swoją dłoń w kierunku jej rozchylonych ud. Ściągnął resztę znajdującego się tam ubrania. Zaczął zmysłowo pieścić skórę, czyniąc Kiri jeszcze bardziej podnieconą. Objęła go mocno rękoma i nogami. Jęknęła z rozkoszy.

– Chcę poczuć cię w sobie – powiedziała, spoglądając na jego męskość.

Ich ciała splotły się w słodkim uniesieniu. Dały pokaz wirującej namiętności. Zapłonęły w rozkosznej ekstazie, której odgłosy długo wypełniały całą izbę.

 

***

 

Figo, pogrążony we śnie, czuł się lekki, jak jedno z piór Kiri, która leżała obok niego. Wsparta na łokciu, przyglądała mu się z uśmiechem. Pocałowała go raz jeszcze.

– Było wspaniale – wyszeptała, po czym podniosła się, siadając na skraju łóżka.

– A teraz dalsza część – westchnęła wyraźnie zasmucona. Oczekiwała następstw swojego czynu. Zrozumiała, że pogodzenie się z utratą anielskiej mocy będzie dla niej trudniejsze, niż z początku myślała. Wcześniej pewna swojej decyzji, teraz zaczęła wątpić w jej słuszność. Zupełnie nie była jednak przygotowana na to, co stało się niedługo potem.

Coś nagle targnęło Kiri za skrzydła, ciągnąc ją gwałtownie w tył. Rozejrzała się nerwowo. Figo dalej leżał spokojnie na łóżku. Zaraz potem szarpnięcie powtórzyło się, ale tym razem nie odpuściło. Poczuła rwący ból, który zaczął szybko narastać. Jakaś siła ciągnęła ją za skrzydła, coraz mocniej i mocniej. Krzyknęła, wstając raptownie. Figo poderwał się z łóżka. Spojrzał na nią zdezorientowany.

– Co się dzieje? – zapytał.

– Ratuj! – wrzasnęła zlękniona.

Spod skrzydeł wypłynęła krew. Kiri upadła na podłogę, wijąc się z bólu. Krzyczała. Figo patrzył na nią w przerażeniu. Nie wiedział jak jej pomóc. Donośny chrzęst rozrywanego ciała przyprawiał go o ciarki. Widział, jak skrzydła powoli, samoistnie odrywają się od pleców anioła.

– Co się dzieje!? – wrzasnęła rozpaczliwie Kiri.

– Nie wiem co mam robić – odparł przerażony i bezsilny.

– To nie tak… powinno… się odbyć! – mówiła dławiącym głosem, pomiędzy własnymi krzykami.

Ostatni moment był najgorszy. Przeraźliwemu wyciu Kiri, zawtórował odgłos łamanych kości. Krew bryzgnęła dokoła. Skrzydła całkowicie oddzieliły się od jej ciała. W ich miejscu znajdowały się teraz rozległe, pełne posoki rany. Kiri cały czas krzyczała, dotykając dłońmi kikutów wystających z jej pleców. Płakała. Spojrzała błagalnym wzrokiem w kierunku Figa. Ten podbiegł do szafy, z których wyciągnął stertę ręczników. Chciał nimi zatamować krwotok ukochanej.

Nieoczekiwanie drzwi pokoju otworzył się, z łoskotem uderzając o ścianę. Do izby weszła skryta w cieniu postać.

– Puk, puk! – odezwał się do nich wesoło męski głos. – Mam nadzieję, że przeszkadzam – dodał tonem pełnym złośliwości.

– Kim jesteś? – zapytała mętnie Kiri, zakrywając się leżącymi na podłodze skrzydłami.

– Kim jestem? – Roześmiał się paskudnie. – Przed swoją zabawą w liska do norki od razu byś mnie rozpoznała, a teraz? Bez gorejących płomieni piętrzących się wokół i rumieniących me niechlubne oblicze, nie jest to takie oczywiste.

Podszedł bliżej, aby objął go stłumiony blask świec. Mężczyzna był bardzo opalony. Z głowy wystawały mu dwa niewielkie rogi. Nieszczery uśmiech zdobiły stożkowate zęby, a białka oczu zachodziły szkarłatem. Zza jego pleców jawił się czerwony ogon. Poza tymi cechami, przypominał wyglądem zwykłego człowieka.

– Jesteś demonem – stwierdziła wściekle.

– Brawo. Cóż za wspaniała anielska dedukcja. A może to ja jestem taki dobry w udzielaniu właściwych podpowiedzi? – ironizował, wciąż paskudnie się uśmiechając. – Mów mi Zhar.

– Co tu robisz? Czego chcesz!? – zapytała pokasłując krwią.

– Od razu do rzeczy? Tak bez gry wstępnej? Dla swojego koleżki byłaś bardziej skora w tym temacie. Może niech on cię odpowiednio przygotuje. – Wskazał palcem na biernie przyglądającego się Figa.

– Ja… ja… nie wiem… ja… – peszył się chłopak, gdy Kiri patrzyła na niego pytającym wzrokiem.

– Aaaa… aaa… – wtrącił się demon, przedrzeźniając go. – Nie mamy czasu na tak rozwlekłe opowieści. Pozwól, że sam wszystko wytłumaczę.

– Otóż dawno, dawno temu – kontynuował szczerząc się wstrętnie – pewien aniołek, w swej anielskiej postaci, tak bardzo zaczął ingerować w życie ludzi, że i mnie pozwolono na kilka małych wścibstw. Można to nazwać dążeniem do zachowania równowagi, ale szczerze… tak jak ty pierdoliłaś jego, ja pierdolę równowagę. Podzieliłem się z ludźmi kilkoma kłamstwami. Wyrwałem komuś niewyparzony jęzor. Zawarłem parę paktów.

– Po co to mówisz?! – fuknęła Kiri.

– Zmierzam właśnie do meritum. Mogąc zabić anioła, zawsze mam z tego niesamowitą satysfakcję, ale gdy nadarza się okazja sprawienia by cierpiał… jestem wręcz, jakby to powiedzieć… wniebowzięty. Ty i twój chłoptaś z kolei daliście mi niepowtarzalną szansę by zrobić coś jeszcze lepszego. To ja oderwałem ci przed chwilą te piękne skrzydełka, a wiesz kto mi to umożliwił? Twój Figo.

– Kłamiesz! – krzyknęła, wykrztuszając z gardła spora ilość krwi.

– Widzę, że coraz gorzej z tobą, ale nie martw się. Nie pozwolę ci tak tutaj umrzeć.

– A ty? – Zhar wskazał niedbale na Figa – Dalej nic nie mówisz? Nie pamiętasz?

– To było dawno… ja… nie sądziłem, że… – Figo opuścił wzrok. Próbował odszukać w myślach tamtą chwilę, te kilka słów, które teraz wszystko zmieniały. – Miałem być szczęśliwy! – krzyknął po chwili.

– Hejże! Wstrzymaj swojego konia stary. Nie było mowy o żadnym szczęściu. Gdy spotkaliśmy się nieprzypadkowo siedem lat temu powiedziałeś, że oddałbyś wszystko by być królem. Z jego władzą i bogactwem położyłbyś kres biedzie i cierpieniu. Uchronił przyjaciół od śmierci. Potem pamiętam jakieś dalsze: „bla, bla, bla”. Gdzieś w rozmowie zapytałem: oddałbyś naprawdę wszystko? A wymieniłbyś na to anielskie skrzydła, gdybyś je posiadał? Odparłeś, że tak. Potem uścisnąłeś mi dłoń.

– To z tobą wtedy rozmawiałem? – zapytał Figo.

– Może wyglądałem nieco inaczej, ale tak. Wtedy zawarłeś ze mną pakt, a teraz gdy wszedłeś w posiadanie anielskich skrzydeł… voilà… oto przyszedłem po swoją zapłatę. Oczywiście mam także dla ciebie nagrodę.

– Jak mogłeś??! – krzyknęła Kiri ze łzami w oczach.

Spuścił wzrok.

– To było dawno – odparł zmieszany. Następnie z jego ust popłynął potok wypowiadanych szybko zdań: – Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jesteś aniołem. Miałem trzynaście lat. Nie rozumiałem jego słów. Nie wiedziałem, że mówi poważnie. Widziałem jak za sprawą cudownych mocy mi pomagałaś. Chciałem być taki sam. Mieć moc by zmieniać los porzuconych dzieci. Nie traktowałem tego poważnie. Niedosłownie. Myślałem, że pyta posługując się jakąś metaforą. Nie wiedziałem, że jest demonem!!!

Zapłakał. Kiri patrzyła na niego zawiedziona. Czuła się zdradzona. Żałowała, że nie posłuchała Araela.

– Nie rozumiem – wyszeptała do siebie, szukając w myślach odpowiedzi – Powinny były zniknąć ukrywając moją moc.

– Trzeba było lepiej uważać na zajęciach – wtrącił kpiąco Zhar. – Gdy zdecydowałaś się związać z człowiekiem, czyli oddać mu się, to na czas jego życia powierzyłaś mu swoje ciało. Straciłaś anielskie moce, które ukryły się w skrzydłach. Te zaś powinny niedługo potem zniknąć do czasu, aż on nie odejdzie z tego padołu łez. Ja tylko postarałem się wziąć co moje, zanim to się wydarzy. Stąd ta krwawa jatka. Nie miałaś już mocy, więc wyrwanie ci skrzydeł siłą woli było tak proste, jak wyrwanie ich małej muszce. Twoja moc naturalnie cały czas w nich tkwi. Odcięcie ci ich podczas walki nie dałoby takiego efektu. Stąd tyle zachodu. Mam co do nich bardzo poważne zamiary. Planowałem to od dawna, niepewny rezultatów, ale udało się!

Zhar podszedł bliżej Kiri. Przykucnął. Pogładził dłonią białe skrzydła, wodząc po nich łapczywie palcami. Chwycił je chciwie, a następnie brutalnie wyszarpnął.

– Zostaw je! – krzyknęła podrywając się ku niemu z furią.

Demon błyskawicznie zareagował. Niewidzialna siła rzuciła Kiri na ścianę pokoju. Krew na nowo trysnęła z jej częściowo zakrzepłych ran, ochlapując stojącego obok Figa. Ten krzyknąwszy, podbiegł do ukochanej. Był zrozpaczony.

– Dobra! – odezwał się groźnie Zhar. – Dość zabawy w jak to jest zrobione. Czas na nas Figo. Zabieram cię ze sobą.

– Nigdzie z tobą nie idę! – rzucił głosem pełnym nienawiści. – Kiri obudź się. Słyszysz mnie, najdroższa?

– A czy ja pytam cię o zgodę? – uśmiechnął się najpaskudniej jak tylko potrafił. – Muszę wywiązać się z umowy, a jako że w tym miejscu mają już króla, zabieram cię byś władał gdzie indziej.

Demon nakreślił na zakrwawionej podłodze znak. Chwilę później w miejscu tym pojawił się emanujący czerwienią portal.

Figo wyrywał się. Bił. Krzyczał. Rozkazywał. Na końcu nawet błagał, aby demon pozwolił mu zostać z Kiri. Nic nie pomogło. Zhar zabrał go ze sobą, wciągając w czeluść portalu.

 

***

 

Amirel zastał ją pewnego dnia na ulicy, gdy żebrząc prosiła przechodniów o skromny datek lub jedzenie. Wręczył jej bochenek świeżego chleba. Od razu go rozpoznała.

– Amirelu – powiedziała uszczęśliwiona – odnalazłeś mnie.

– Witaj, Kirinello – powiedział z powagą. – Wiem co ci chodzi po głowie, ale to nie jest takie proste.

– Przepraszam za wszystko, Amirelu. Miałeś rację. Pomożesz mi, prawda?

– Nie mogę, Kiri – odrzekł niewzruszony. – Dokonałaś wyboru i póki twój ukochany nie umrze musisz pozostać wśród ludzi. Jesteś dalej długowieczna, ale teraz śmiertelna.

– Czyli nie wiesz wszystkiego? – zapytała wstydliwie.

– Wiem, że oddałaś się człowiekowi. Złamałaś obietnicę daną Araelowi. A chłopak, jak widać najwyraźniej cię porzucił.

– Nie to jest najgorsze.

– Nie rozumiem – odparł zdumiony. – Co jeszcze zrobiłaś?

– To demon! – krzyknęła. Kilku przechodniów obróciło się w jej stronę. – Demon zabrał mi skrzydła. – Ściszyła głos. – Wyrywał je z moich pleców.

– Co ty mówisz??! – Słowa te poważnie nim wstrząsnęły. – Czy wiesz co to oznacza? Póki ich nie odzyskasz nie wrócisz do swojej anielskiej postaci. Kto wie, czy za jakiś czas nie zaczniesz się też starzeć.

– Nie wiedziałam. Figo zdradził mnie, choć zrobił to nieświadomie. Demon i jego zabrał. Nie wiem, gdzie. Musisz mi pomóc!

– Nie mogę.

– Błagam!

– Idź żebrać gdzie indziej!!! – krzyknął jeden z przechodniów. W jej stronę poleciała zgniła brukiew. Amirel złapał ją. Odrzucił celnie. Atakujący warzywem mężczyzna chwycił się z bólu za głowę. Przeklął.

– Błagam.

– Nie mogę!

– Nie mógłbyś choć raz zrobić dla mnie wyjątku od swoich żelaznych zasad?

– Najdroższa – westchnął. – Ile to razy robiłem taki wyjątek. Ile to razy nie spotykało mnie za to nawet podziękowanie. Nie mogę.

– A Arael? – zapytała posępnie.

– Nie chce cię widzieć. Chciałem by przyszedł ze mną, ale odmówił. Złamałaś obietnice Kiri! Wiele można wybaczyć, ale anioły nie mogą łamać obietnic.

– Wymusił ją na mnie.

– Siłą?

– Nie – odparł cicho odwracając wzrok. Przygryzła wargę, powstrzymując się od płaczu.

– Jesteś zdana na siebie. Nawet nie wiesz jak mi przykro. Może nie jestem najlepszy w okazywaniu uczuć, ale naprawdę cierpię katuszę widząc cię w tym stanie.

– Zostałam sama Amirelu! Sama.

– Jeśli o to chodzi, to już niedługo nie będziesz sama. – Otarł palcami łzę, spływającą jej po policzku. – Ale chyba już zdajesz sobie z tego sprawę?

Kiri położyła dłonie na brzuchu. Znów doznała poczucia dziwnego łaskotania, pochodzącego z wewnątrz. Nachodziło ją co jakiś czas od tamtej nocy, spędzonej z Figiem. Wiedziała co to oznacza, ale myśl ta jeszcze bardziej ją przygnębiła.

– Będę ci się przyglądał z góry. Mam nadzieję, że wszystko się w końcu ułoży.

– Nie zostawiaj mnie. Pobądź ze mną, choć trochę.

– Nie mogę. Nie proś mnie o to. Zwróć jednak uwagę na swoją przeszłą uczynność, bo może ci się ona teraz na coś przydać. Postaraj się znaleźć ludzi, którym wcześniej pomagałaś. Niech teraz oni pomogą tobie. Ja muszę już iść.

– Amirelu! – Zatrzymała go. – Przeproś ode mnie Araela. Powiedz, że jest mi przykro. Zrób dla mnie chociaż to.

– Tak. To mogę zrobić. Choć zdaje mi się, że on już o tym wie. – Spojrzał w chmury.

Przytaknęła, kiwając głową w zrozumieniu.

– Jak nazywał się ten demon? – spytał po chwili anioł.

– Zhar.

Amirel zmarszczył brwi, po czym obrócił się bez dalszych słów. Chciała go znów zatrzymać, ale uniknął jej uchwytu. Westchnął i odszedł.

Kiri otarła łzy. Chleb, który trzymała w rękach pachniał smakowicie. Nie czekając, zaczęła się nim zajadać. Jeden z ulicznych kramarzy spojrzał na nią podejrzliwe. Zawołał:

– Ukradła mi chleb! Łapać złodziejkę!

Koniec

Komentarze

Dlaczego jesteś taka apatyczna? – na pewno chodziło Ci o słowo “apatyczna”? 

rozległe, pełne od juchy rany. – jucha to krew zwierząt, w przypadku ludzi lub aniołów to bardzo pogardliwe

Nie podeszło mi to opowiadanie, taka kolejna, nieco zmieniona wersja bajki o małej syrence. 

Sporo błędów, zły zapis dialogów, szwankujące przecinki, nieprecyzyjny język. Moja rada – zanim weźmiesz się za pisanie powieści, podszkól nieco swój warsztat.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

Wymogi konkursowe spełnione.

Opowieść zaczyna się tak typowo, że wydaje się bardzo przewidywalna (zwłaszcza że tytuł sporo zdradza). Później jednak na szczęście jest parę zaskoczeń, ale i tak nie odbiegają one bardzo od schematu.

Bohaterowie stereotypowi – emocjonalna i nielogiczna ona, pierwszy on służbista i sztywniak, drugi on młody i głupi… Właściwie żadne z nich nie odznacza się nadmierną inteligencją.

Jej upadek do żebraczki wydaje mi się wyjątkowo szybki – przecież chłopak biedny nie był, coś tam w jego pokoju musiało zostać.

Dialogi sprawiały wrażenie monotonnych przez ciągłe wyjaśnianie, że powiedział, że ona odparła…

Jeśli chodzi o warsztat, najbardziej rzucała mi się w oczy interpunkcja, a szczególnie brak przecinków przy wołaczach, których w tekście nie brakowało.

Babska logika rządzi!

Jeżeli chodzi o fabułę, trochę przewidywalna, ale dla mnie miałaby potencjał. Zależy, w jakim kierunku by się to dalej potoczyło. Bohaterowie dość schematyczni, demon wydał mi się już tak zbyt przesadzonym złym bohaterem, jak z bajki dla dzieci. Przydałoby się może urealnić bohaterów, nadać im większej głębi. Czasem brakowało mi bardziej realistycznych emocji, które by mnie poruszyły. 

Imię “Kiri” kojarzy mi się z reklamowanym kiedyś serkiem, ale to szczegół ;P

Generalnie czytało się dość przyjemnie, choć może bez wielkiego efektu. Pomysł demona uważam za naprawdę ciekawy. Myślałam początkowo, że to odrywanie to standardowa procedura.

 

Pod względem warsztatu mam kilka uwag. Przede wszystkim przecinki, których z reguły brakowało, a czasem były nadmiarowe. Poza tym raczej niedobrze wygląda “??!“ oraz “!!!“. Nie wiem, jak na to patrzą inni, ale ja dla podkreślenia krzyku użyłabym chyba wielkich liter.

 

Była poruszona obserwowanym wydarzeniem i to ono najbardziej ją zajmowało. Starała się jednak tego nie okazywać.

No… nie wiem, jak się starała tego nie okazywać, skoro wyraźnie to okazywała.

 

Przez chwilę spoglądał na Kiri. Westchnął. Odszedł.

Trzy pojedyncze zdania obok siebie już brzmią nienaturalnie.

 

Była ona zakryta długim płaszczem i zdawało mu się, że pogarbiona.

Przygarbiona?

 

Poza tym wyglądem, przypominał zwykłego człowieka.

Jakoś… dziwnie to brzmi. Poza tymi cechami/elementami?

Dziękuję za dotychczasowe komentarze. Uświadomiły mi one parę rzeczy, nad którymi zastanawiałem się jeszcze przed publikacją opowiadania. Zwróciły mi również uwagę na nowe kwestie. Wiem, że czasu konkursowego było, aż nadto, ale niestety kończyłem/umieszczałem tekst w pośpiechu. Ewentualne poprawki jednak zrobię dopiero po ogłoszeniu werdyktu. Co do błędów w interpunkcji, to ciągle się z tym borykam. Staram się nad tym pracować, czytać zasady stosowania interpunkcji, ale najwidoczniej wielu kwestii wciąż nie jestem świadomy. Byłbym wdzięczny za podanie kilku przykładów takich błędów, bym wiedział w czym rzecz. Np. w którym miejscu nie wstawiłem przecinka po wołaczu, a powinien on tam być? Nie zauważyłem takich błędów albo po prostu nie zdaję sobie sprawy z ich występowania. Może stosuję jakąś regułę specjalnie, a okażę się, że niewłaściwie.

Chciałbym ponadto ustosunkować się do kilku opisanych sugestii i pytań:

– Tak bemik. Chodziło mi dokładnie o słowo “apatyczna” – obojętna na to, co się wokół dzieje. Choć z początku dialog ten miał brzmieć: “dlaczego jesteś taka apatyczna wobec mnie”. Ostatnie słowa jednak usunąłem, aby nie było powtórzenia, z uwagi na użyty w drugim zdaniu wyraz: “ja”,

– Wiem, że słowo “jucha” jest jedynie pospolitym określeniem ludzkiej krwi, a użycie go jest niejako pogardliwe. Właśnie dlatego to zrobiłem. W moim odczuciu opisana w ten sposób rana bardziej działa na wyobraźnię, w której ukazać się ma paskudny widok, bo tak też tego typu okaleczenia wyglądają (chodzi mi o otwarte złamania),

– Co do zapisu dialogów, to już sam nie wiem, co począć. Tym razem posługiwałem się poradnikiem zamieszczonym na tutejszym portalu (http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112) i znów okazuje się, że użyłem błędnego zapisu. Proszę zatem o przykłady. Bardzo by mi to pomogło. Szukałem w tekście i faktycznie zalazłem błąd w dwóch miejscach, ale nazwałbym go raczej literówką, bo co do wspomnianej zasady, nie widzę od niej odstępstw,

– W pełni rozumiem Twoje spostrzeżenia Finklo :) Masz racje. W istocie bohaterowie są stereotypowi. Nie powiem, że zamierzenie, ale też czy świat nie jest pełen stereotypów? Choć łatwiej się ich trzymać, niż wymyślić coś “oryginalnego”, to jest to również kwestia gustu. Zgadzam się, że schemat jest mocno utarty, ale miałem nadzieję, że tchnąłem w niego nieco świeżości. Bardzo trafnie zwróciłaś mi również uwagę na zbyt częste wyjaśnianie (używanie zwrotów) w dialogach, że: “powiedział, że ona odparła…”. Tak. To muszę zmienić, bo gdy się nad tym zastanowiłem… faktycznie jest tego za dużo.

– Dziękuję za uznanie Anelis. Otóż dalsza fabuła miałaby się potoczyć głównie w kierunku całego szeregu zdarzeń i przygód, gdzie Kiri (może faktycznie zmienię to imię :)) próbuje odzyskać skrzydła. Myślę, że wątków wiążących się z opowiadaniem może być bardzo dużo, ale też mogą być zupełnie nowe.

– Nie użyłem słowa “przygarbiona”, bo oznacza ono osobę, która się przygarbiła w danym momencie. Zrobiła to na jakiś czas, czyli nie siedzi lub nie stoi prosto; pochyliła się ku ziemi. Słowo “pogarbiony” oznacza “obarczonego garbem” – postać jest pokryta garbem, ma go. Stoi jednak prosto, przynajmniej w miarę swoich możliwości.

– Anelis, dlaczego uważasz, że “Trzy pojedyncze zdania obok siebie już brzmią nienaturalnie“? Według mnie albo nadają tempo akcji, albo jak miało być w tym przypadku, wprowadzają pauzy, przez co czytelnik ma wiedzieć, że coś dzieje się to powoli.

– “Jakoś… dziwnie to brzmi. Poza tymi cechami/elementami?” Zgadzam się. Zmienię :)

Przykłady wołaczy bez przecinków:

– Porozmawiam z nią o tym Amirelu.

– Nie tym tonem dziewczyno – urwał jej Arael, unosząc się srogo. Archanioł płonął świętym gniewem, a okoliczna część niebios zadrżała wraz z jego słowami.

Kiri przestraszyła się. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Nogi ugięły się pod nią, a na twarzy malowało się zmieszanie.

– Nie musisz wszystkiego rozumieć dziecko.

– Witaj Kirinello – powiedział z powagą. – Wiem co ci chodzi po głowie, ale to nie jest takie proste.

– Przepraszam za wszystko Amirelu. Miałeś rację. Pomożesz mi, prawda?

– Nie mogę Kiri

Babska logika rządzi!

FAKTYCZNIE!!! Rzeczywiście jest tego sporo. Dopiero teraz to zauważyłem. Znać zasadę to jedno, ale wiedzieć, gdzie ją stosować to inna sprawa.

Czyli jak rozumiem, powinno być: “Porozmawiam z nią o tym, Amirelu”, “Nie tym tonem, dziewczyno”, “Nie mogę, Kiri” itd.?

Bardzo dziękuję Finklo. Pomogłaś mi. Jesteś pierwszą osobą, która pokazała mi to na przykładach. Teraz wydaje się to takie oczywiste, że aż mi wstyd :) Czy to głównie o to chodziło, gdy miałaś na myśli błędy interpunkcyjne?

Taaak, po braku przecinka trudno poznać, czy wynika z niedopatrzenia, czy z nieznajomości zasady. ;-)

Tak, tak powinno być (łącznie z “Bardzo dziękuję, Finklo” – przyzwyczajaj się ;-) ).

Głównie o to. Chyba były jeszcze jakieś inne błędy interpunkcyjne, ale już nie w takim stężeniu. A szczegółów nie pamiętam.

Babska logika rządzi!

Naprawdę nie robię tego specjalnie, Finklo. Muszę się mieć na baczności. Jakoś mi to umyka. Wstrętna sprawa te wołacze :). Dziękuję raz jeszcze.

Co do garba, to dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tym garbem były skrzydła pod płaszczem. Mój błąd :)

Co do tych trzech zdań pojedynczych… Wiem, że takie zabiegi się stosuje, szczególnie w scenach dynamicznych (jak walka). Akurat w tym wypadku mi to zazgrzytało, ale nie jestem wyrocznią, może dla innych dobrze to brzmi. Ja bym zmieniła na coś w stylu: “Przez chwilę spoglądał na Kiri. Westchnął ciężko, aż w końcu odszedł.” Widać, że dzieje się powoli, a zdania toczą się płynniej. Ale decyzja należy do Ciebie :)

Taka sobie opowieść o dobrym aniele, którego spotkał zły los, bowiem dokonał niewłaściwego wyboru, w dodatku nie wiedząc, że do sprawy wtrąciły się też złe moce.

Przeczytałam bez przykrości, ale, z powodu usterek i zlekceważonej interpunkcji, o przyjemności też nie mogę powiedzieć.

 

W za­my­śle­niu spo­glą­da­ła przez chmu­ry, kie­ru­jąc wzrok na zie­mię. – …kie­ru­jąc wzrok na Zie­mię. Bo chyba nie chodzi o to, że patrzyła na glebę.

Ten błąd powtarza się w dalszej części opowiadania.

 

Toż to były za­ka­pio­ry co nie­mia­ra. – Raczej: Toż to były za­ka­pio­ry co się zowie.

 

dodał, wy­ra­ża­jąc się bar­dzo burz­li­wie. – Na czym polega burzliwość wyrażania się?

 

Wziął głę­bo­ki od­dech i gło­śno ode­tchnął. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Twarz po­kry­wa­ła mu bujna, po­si­wia­ła broda. – Nie wydaje mi się, aby broda mogła pokryć twarz.

 

że nie bę­dzie to łatwa roz­mo­wa. . – Jeśli miał być wielokropek, brakuje jednej kropki, a jeśli kropka, jest o jedną kropkę za dużo.

 

– Nie tym tonem dziew­czy­no – urwał jej Arael, uno­sząc się srogo.– Nie tym tonem, dziew­czy­no – przerwał jej Arael, uno­sząc się srogo.

Chyba że Arael rzeczywiście coś jej urwał.

 

– To nie praw­da.– To niepraw­da.

 

mó­wi­ła dła­wią­co, po­mię­dzy wła­sny­mi krzy­ka­mi. – Można mówić zdławionym głosem, ale czy można mówić dławiąco?

 

W ich miej­scu znaj­do­wa­ły się teraz roz­le­głe, pełne od juchy rany. – Raczej: W ich miej­scu znaj­do­wa­ły się teraz roz­le­głe, pełne krwi/ posoki rany.

Rana może być pełna czegoś, ale nie pełna od czegoś.

 

A może to ja je­stem takim dobry w udzie­la­niu wła­ści­wych pod­po­wie­dzi? – Literówka.

 

Czego chcesz!? – za­py­ta­ła po­kasz­lu­jąc krwią. – …za­py­ta­ła, po­kasłu­jąc/ kaszląc krwią.

 

Po­gła­dził dło­nią białe skrzy­ła. – Literówka.

 

Za­bie­ram cie ze sobą. – Literówka.

 

po­ja­wił się bi­ją­cy czer­wie­nią por­tal. Figo wy­ry­wał się. Bił. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Choć zdaje mi się, że on już tym wie. – Pewnie miało być: Choć zdaje mi się, że on już o tym wie.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fabuła bardzo schematyczna, postacie również (i to tak, że nawet płcie się zgadzają. Ona uczuciowa, nielogiczna, idzie za głosem serca, anielski małżonek (?) – sztywny i nieatrakcyjny, taki Karenin, a kochanek uroczy, acz głupawy). Choć odmalowane właściwie nieźle i w sumie idzie uwierzyć w ten upadek anielicy.

 

Niestety, tytuł mocno sugeruje zakończenie. Ta moc przechodząca do skrzydeł była jakaś taka… za bardzo fizyczna, obrazowa jak dla mnie. Plus natomiast za samą końcówkę, co prawda zgadzam się, że ona chyba nie zaczęła tak szybko żebrać (poza tym co, chodzi tak se po ulicy i lokalny półświatek jeszcze żebrzącej piękności nie zauważył?), ale w sumie końcówka bez happy endu ale też bez jakiegoś dramatycznego akcentu (jak śmierć, atak tego demona-złodzieja skrzydeł itd.) mnie się podobała.

 

Ona czuła ruchy zarodka od momentu zapłodnienia? Zaiste, anielska moc ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Jeśli to początek powieści, zacząłbym klasycznym "trzęsieniem ziemi” ;) rezygnując z przewlekłych dialogów. Włożyłeś dużo wysiłku, by zaakcentować współczucie Kiri wobec istot ludzkich. Moim zdaniem zbyt dużo, złapałem już po pierwszej wymianie zdań z Amirelem.

Potem, jak rozumiem, współczucie wobec całej rasy ludzkiej przeradza się w miłość do jednego człowieka.

 

Oglądałeś taki film "Miasto Aniołów” (Meg Ryan i Nicholas Cage)? Tam dialogi były świetne – krótkie odpowiedzi na krótkie pytania, którymi dręczy się od wieków cała ludzkość. Poszedłbym w tę stronę.

Podjąłeś też bardzo podobny wątek, co w filmie, a skutki decyzji zstępującego na ziemię anioła też kojarzą się z tymi, które dotknęły Kiri.

 

Udanie moim zdaniem spiąłeś klamrą opowiadanie (”Ukradła mi chleb! (…)”).

Dziękuję wszystkim za komentarze, a zwłaszcza za wskazówki udzielone mi przez regulatorzy. Mam właśnie zamiar zrobić korektę tego opowiadania i choć fabularnie raczej niczego już nie udoskonalę, to chociaż postaram się poprawić płynność, logikę i interpunkcję, dla kolejnych czytelników. Pozdrawiam wszystkich, co przebrnęli przez cały tekst :)

Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne.

Powziąłeś, Kuggu, chwalebne postanowienie. Życzę Ci sukcesów w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka