- Opowiadanie: YeTe - Szara Góra

Szara Góra

Historia tytułowego stwora o dorastaniu i wygnaniu. Bez polotu, chciałem podzielić się pomysłem

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

vyzart

Oceny

Szara Góra

 

Ich Dom znajdował się niegdyś daleko poza wzrokiem ludzi, na północ w kierunku Wielkich Gór – tam gdzie mieszkali mali ludzie. Nazywali się Leśnymi Dziećmi, żyli pośród puszczy, gęstej i nieprzeniknionej niby mgła po chłodnej nocy. Żyli wypędzeni przez ludzi – nie tych małych, ale przez większych – godząc się z historią, jaką zgotował im los. Po Krwawych Łowach i Wielkim Ogniu zostali zepchnięci na granice lasów. Wielu braci i wiele sióstr, umierało, broniąc stada. Nigdy nie doświadczyli podobnej tragedii. Kiedy ówczesny przewodnik, jedna z nielicznych suk, Białe Futro została pozbawiona głowy ich świat wywrócił się do góry dnem i, od tamtej pory, w ich sercach zagościł mrok. Długo można by opowiadać o tych wydarzeniach, o wojnie, o nieszczęściu jakie spotkały Leśne Dzieci, jednak ta historia zostanie opowiedziana kiedy indziej.

My pokierujemy wzrok w bliższą przeszłość, w czas kiedy przewodnikiem był nie kto inny jak Czarne Ślepia. Jako samiec szczycił się swoją siłą i wytrzymałością. Przez dziesięć wiosen nikt nie odważył się wyzwać go na pojedynek, by sprawdzić się w walce, czy desperacko targnąć się na wyższą pozycję w stadzie. Wszyscy bali się spojrzeć w bezkres jego czarnych oczu. Do spokojnych nie należał; porywczością siał w swoim ludzie ziarno grozy, wytaczał wokół szkarłatny całun dominacji. Jako przewodnik całego stada miał pierwszeństwo do samic i większość z nich trzymał w zasięgu wzroku. Nie traktował tego jak przywilej, źródło satysfakcji i cielesnych uciech. Uważał to raczej za obowiązek. Chronił je i dopuszczał do nich tylko te wilki, które uznał za godne. Trzeba bowiem wiedzieć, iż podobny zaszczyt spadał na nielicznych i wiązał się z nim ogromny obowiązek. Czarne Ślepia mądrze kierował sforą, chcąc uratować stado przed wymarciem.

Wiele wiosen minęło i wiele miotów przyszło na świat, jednak przewodnik nie mógł znaleźć wśród nich godnego następcy. Nie zamierzał oddawać stada przypadkowemu samcowi, lub przez starość i słabość stracić je w z góry przegranej walce. Przez lata na świat przyszło osiem szczeniąt będących jego krwi. Dwa z nich były krzywe i ułomne, przez co musiał poskręcać im karki. Cztery urodziły się samiczkami: Wesoły Ogon, Biegająca z Wiatrem, Tańczący Liść i Dużo Mówiąca. Dwa ostatnie młode był samcami. Pierwszy z nich, Krwawe Kły, nie nadawał się na następcę, gdyż rozumem dorównywał kamieniowi. Mimo, że mógł wyrosnąć na znakomitego wojownika i łowcę Czarne Ślepia szukał dalej. Drugi okazał się mądrzejszy, niestety budową ciała i sprawnością był przeciętny. Zwał się Nocna Cisza i – jak można było się spodziewać – odzywał się wyjątkowo rzadko.

Ziemia przykrywała się białym puchem, to znowu patrzyła w niebo, kiedy Czarne Ślepia podjął decyzję. W piątą wiosnę Nocnej Ciszy rozmówił się z matką szczenięcia. Wziął je ze sobą, aby zrobić z małego samca następcę. Kiedy stanęli na wzgórzu ponad wioską gdzie wiedli spokojne życie, przewodnik powiedział do niego:

– Patrz szczenię. Wszystko to co widzą twoje oczy jest Naszym Domem. Jeśli będziesz słuchał i chłonął wiedzę przekazywaną przeze mnie, cała sfora będzie biła przed tobą pokłony. A ty młody samcu będziesz żył z największą radością, mając w zasięgu łap całą puszczę.

Młode zastrzygło uszami. Stojąc na dwóch łapach przecedził zapachy niesione południowym wiatrem. Długo nie odpowiadał i kierował błękitne oczy daleko poza horyzont.

– A co jeśli nie chcę mieć w łapach puszczy? Co jeśli chcę iść poza nią? – powiedział Nocna Cisza.

– To nie będzie ci dane. Nasza przyszłość została zapisana w lasach, młody samcu. Tutaj jest nasze miejsce i jego musimy się trzymać, aby nowe pokolenia mogły przyjść na świat – odrzekł szeleszcząc rudą grzywą.

 

***

 

Przez dziesięć wiosen trzymał młodego przy sobie. Uczył go, przyuczał, pokazywał co oznacza bycie przewodnikiem. Beształ go rzadko, nie miał za bardzo powodu. Przez swoją pojętność szczenię szybko przyswajało wiedzę. Nie chciał jedynie rosnąć i jedzenie podsuwano mu siłą. Doskonale rozumiał zależności między Wspólnotami, wiedział jak działają, jak członkowie tworzą jeden wielki organ zwany sforą. Przyswoił praktykowanie pojedynków i często staczał je dla uciechy. Nie był na podziw silny, jednak czytał ruchy swoich pobratymców jak na dłoni. Szanowano go. Umiał dojść do porozumienia z większością – bez zbędnych dyskusji. Mimo, iż cały czas próbował dystansować się od innych, zawsze otaczała go chmara Leśnych Dzieci, to żeby wyzwać na pojedynek, lub najzwyczajniej zapoznać się z zapachem przyszłego przewodnika.

Zaznajomił się ze swoim bratem z innego leża, Krwawymi Kłami. Trzymał go u swojego boku jakby sługę i zaledwie skinieniem łba mówił co ma robić. Samiec, mimo że starszy, nigdy się nie sprzeciwiał Był na to za głupi, a myślenie przyprawiało o ból głowy. Będąc już dorosłym przerastał Nocną Ciszę o głowę. Siłą znacząco przewyższał wychowanka przewodnika, jednak szybko się męczył i powoli biegał.

Kiedy Nocna Cisza skończył szesnastą wiosnę wkroczył na ścieżkę dorosłego życia i mógł zabiegać o najwyższą pozycję w stadzie. Rytuał inicjacji przeszedł bez zbędnych komplikacji, w ciągu jednego dnia złapał wystarczająco dużo zdobyczy, aby wysmarować całe futro krwią. Czarne Ślepia wiedział jednak, że czas nie nadszedł, ponieważ przez młodego wilka nadal przemawiała pycha i próżność. Przewodnik oznajmił o kontynuowaniu nauk i wychowania, co uczeń odebrał dwojako. Na pocieszenie dopuścił młodocianego do rytuałów godowych. Pozwolił, by wybrał jedną samicę, taką, która mu odpowiadała. Nocna Cisza długo się namyślał i w końcu wybrał starszą od siebie o osiem wiosen Piaskową Grzywę. Głowa stada stał z boku i obserwował poczynania młodego. Nie tłumaczył mu co i jak miał robić. Uważał, że każdy samiec będzie wiedział co należy czynić. Z tym stwierdzeniem bardzo się przeliczył. Przyszły przewodniczący miast wejść na samicę zaczął okładać ją pięściami i wyrywać włosy z grzywy. Kiedy w całym tym bolesnym zajściu do głosu doszły kły i pazury, Czarne Ślepia rozdzielił Leśne Dzieci. Piaskowa Grzywa, przestraszona i zakrwawiona, uciekła do Wspólnoty Księżyca i nigdy więcej nie stanęła na wezwanie do rytuałów godowych.

Tego dnia Nocna Cisza poznał co oznacza prawdziwy ból. Wtedy również dowiedział się, dlaczego przewodnik nosił swoje miano. Widząc bezkres czerni w jego oczach, żądzę mordu, był długo bity. Tak długo, aż padł na ziemię. Najwyższy pozycją zostawił nieprzytomnego w swoim leżu. Obudziwszy się, nie spoglądał w oczy. Unikał rozmów, zgadzał się ze wszystkim i przyznał się do błędu. Pełen niezadowolenia wyszedł na spotkanie z Krwawymi Kłami. Nie mówił mu co zaszło. Nie miał takiej potrzeby. Zamiast tego dał upust frustracji używając kłów i pazurów.

Po pewnym czasie wychowanek wrócił do przewodnika, aby dalej się kształcić. Nie rozmawiał, głównie przytakiwał i zachowywał milczenie. Czarne Ślepia uznał to za dobry znak. Nim zakończyli naukę w stadzie było coraz to głośniej o dziwnym szczenięciu. I najwyżej stojący w hierarchii postanowił go ze sobą zapoznać.

 

***

 

Szara Góra liczył cztery wiosny mniej od Nocnej Ciszy. Z początku zapowiadało się, że młode będzie krzywe, dlatego zostało ukryte przez samicę przed całym stadem. Żyjąc przez rok z dala od innych Leśnych Dzieci odchowała szczenię. Po pierwszej zimie młody samiec wyrósł, wyprostował się, a rozumem był bardziej niż przeciętny. Poznał stado mając dopiero dwa lata. Wychowywany przez matkę uczył się obrządków i słuchał co inni mają do powiedzenia. Jadł dużo, wręcz bardzo dużo, jak na swoje rozmiary. Uwielbiał biegać i zawsze chętnie służył pomocą. Nie stawiał się – jak inne samce – ponad samicami, traktował je na równi ze sobą. Nie przepadał za walką i prowadzony swoimi zaściankowymi pobudkami wystrzegał się bójek. Dzień spędzał pośród innych młodych, bawił się i zwiedzał puszczę. Wzięty na swoje pierwsze polowanie dogonił zdobycz za pierwszym razem. Jedynie ze skręcaniem karków miał trudności, gdyż nie lubił słuchać chrzęstu kości.

Został wyzwany na pojedynek mając zaledwie osiem wiosen. Odmówił. Długo był bity za zniewagę. Okładany pięściami i kopytami kulił się na ziemi wiedząc, że źle postąpił. Nie czerpał radości z przemocy i tego żałował najbardziej.

 

***

 

Kuśtykając pokierował się do leża, gdzie jego matka czekała z przygotowanym mięsiwem. Na drodze natrafił na zwierzę niepodobne do czegokolwiek co widział lub słyszał. Unosiło się w powietrzu łopocząc małymi skrzydełkami o wielu barwach. O kolorach jakich jego umysł nie potrafił objąć. Niewiele większy od pazura dryfował między kwiatami na polance opodal obrzeży lasu. Zaczaił się na owo zwierzę i będąc gotowym skoczył z rozwartymi łapami. Łapiąc je między opuszki palców czuł jak delikatne skrzydełka łaskoczą po spodzie łap. Zajrzał przez szparę obok kciuka i westchnął zauroczony. Czym prędzej pobiegł na dwóch[1] do matki, aby pokazać swoją zdobycz. Samica powitała go z posępną miną. Zrugała szczenię za spóźnienie i oznajmiła:

– Dzisiaj, mój synu, nie zostaniesz ukarany. Dostaniesz jeść, jednak pamiętaj, jeśli następnym razem się spóźnisz będziesz musiał sam złapać jedzenie.

– Przepraszam matko – Szara Góra odpowiedział ze zwieszonym łbem i smutnymi uszami.

– Wiesz doskonale, że samiec nie powinien przepraszać – odrzekła lustrując go od kopyt po rogi. Martwiło ją jego zachowanie. Mimo, że młode szybko rosło, było zdrowe, silne i nie brakowało mu wigoru, znacznie odstawał od swoich rówieśników w kwestii postrzegania świata.

– Kiedy ja nie jestem samcem – powiedział rozdygotany tuląc ogon między nogi. – Nie jestem nawet Leśnym Dzieckiem.

– Nie mów tak! – szczeknęła na niego odsłaniając kły. – Jesteś Leśnym Dzieckiem, samcem, czy ci się to podoba czy nie.

Pierwszy raz widział ją taką. Taką straszną. Błyszczącą kłami i przebijającą na wylot wzrokiem. Nikt nigdy na niego tak nie patrzył. Nie rozumiał dlaczego była zła. Wiedział jednak jak bardzo był winny w swoim zachowaniu; chciał się zmienić, ale nie potrafił. Każdy coś od niego wymagał, a on najzwyczajniej nie mógł temu podołać.

– Znowu zostałeś pobity przez inne szczenięta? – Przytaknął marszcząc chrapy. – Dałeś się pobić, widzę to w twoich oczach. Niczego się nie nauczysz… – westchnęła ciężko. – Dlaczego znowu się nie broniłeś? Przecież masz siłę, pazury, kły i rogi. Użyj ich kiedy są potrzebne.

– Kiedy ja nie chcę.

– Tu nie chodzi o to, czy chcesz, tylko czy musisz – pokręciła ze zrezygnowania głową. Mogła powtarzać się całymi dniami, a on nadal wracał poobijany do leża. – Co tam chowasz za plecami? – dodała po chwili.

Przypomniał sobie nagle o swojej zdobyczy. Podszedł niepewnie do matki, uklęknął i otworzył łapy. Zwierzątko poruszyło skrzydełkami migocząc barwami. Chwilę później wzbiło się w powietrze, przefrunęło bezszelestnie przez jamę i wyleciało w otwarty świat. Samica otworzyła szeroko brązowe ślepia. Spojrzała na syna z wyrazem zdumienia na pysku. Wzdrygnęła się po chwili wracając do rzeczywistości.

– Matko, czy wiesz, co to było za zwierzę? – ciszę przełamał Szara Góra.

– Wiem. To był motyl. Gdzie go znalazłeś i jak go złapałeś? – uśmiechnęła się do szczenięcia – trochę z zakłopotania, a trochę przez urok scenerii.

– Skoczyłem na niego. Siedział na kwiatkach, tych co rosną tuż przy krawędzi lasów. – odparł zawstydzony wygrzebując ziemię pazurem. Samica zazgrzytała zębami. Podniosła łapę i złapała młode za krótką grzywę na potylicy. Szara Góra pisnął i zamarł z podkurczonymi kończynami widząc wściekłość malującą się na pysku rodzicielki.

– Nigdy więcej tam nie chodź. Nigdy! – ryknęła i upuściła go na ziemię. Od tamtej pory nie wystawiał nos poza granice puszczy.

 

***

 

Ciągle rósł i nie brakowało mu zapału. W wieku lat dziesięciu przerósł wszystkie samce we Wspólnocie Wiatru. Nawet te dorosłe. Biegał szybciej niż ktokolwiek w stadzie, a siłą przewyższał każdego po dwakroć. Inne szczenięta przestały uprzykrzać życie, zaczęły omijać go przez wzgląd na rozmiary. Poznał się z innym Leśnym Dzieckiem, niewiele starszym od niego wilkiem, Lubiącym Drzewa. Był mizerny i mały, nawet jak na szczenię. Szydzili z niego i tego czym obdarzyła go natura. Nigdy nie przystawał na wyzwania, gdyż wiedział że każdy mógł go złamać w swoich łapach niczym patyk. Unikał sprawnie zwad i niesamowicie skradał się. W nocy nie było mowy, aby go wypatrzeć. Jako jeden z nielicznych potrafił wspinać się po drzewach i skakał po nich z niezwykłą sprawnością. Szara Góra przygarnął go do siebie, trochę ze współczucia – i dlatego, że dobrze pachniał – nie odstępując od go na krok. Razem chodzili zwiedzać puszczę, odkrywając coraz to ciekawsze i urokliwe miejsca. Kiedy zmogło ich zmęczenie zasiedli na skraju lasu patrząc jak słońce chyli się ku zachodowi.

– Jak myślisz, co jest tam daleko? Poza lasem? – Szara Góra rzekł wpatrzony w horyzont.

– Tam? – Lubiący Drzewa podrapał się za porożem. – Tam żyją ludzie.

– Ludzie? – popielaty przekrzywił głowę zwieszając uszy. Nie znał podobnego słowa.

– Nie wiesz co to jest? – Szara Góra pokręcił łbem. – Ludzie to potwory. To oni wygnali nas do lasów. Zabijają dla zabawy. Każdego, nawet samych siebie. Nie szanują natury i uważają się za panów wszystkiego – rzekł po dłuższej chwili Lubiący Drzewa.

– Widziałeś jakiegoś? – dociekał z dziecięcą ciekawością

– Tak. Nawet niejednego. Przed nocą zdarzyło mi się wyjść z puszczy i pójść daleko gdzie oczy poniosły. Doszedłem tam, gdzie było dużo wody. Nie takiej czystej, jak w strumykach w Naszym Domu, ale zielonej i śmierdzącej. Tam też widziałem ludzi. Polowali, nie ruszając się nawet o krok. Ptaki padały na ziemię i zastygały, a oni nawet nie jedli zdobyczy. Zamiast tego, rzucali za siebie na kupę. Straszny był to widok – zakończył krzywiąc pysk i nos.

Szara Góra wzdrygnął się niby ugryziony przez setki pcheł. Zrozumiał, dlaczego matka tak uporczywie zabraniała mu przychodzić na skraj puszczy. Był zdumiony odwagą Leśnego Dziecka siedzącego obok. Kiedy dowiedział się co czeka na niego po drugiej stronie horyzontu, opuściły go wszelka odwaga i myśli o podróżach gdzie oczy poniosły. Nie chciał się przyznać, ale czuł strach przed ludźmi. Podniósł się z ziemi i przekonał towarzysza do powrotu. Kiedy dotarli do granic osady zaczepiło ich szczenię i wyzwało Lubiącego Drzewa. Ten, nie odmówił. Nie stanął również do pojedynku. Czym prędzej wskoczył na pobliskie drzewo i wdrapał się na sam czubek. Samiec wygrażając mu z dołu pięścią wyzwał go od samicy i w złości zaczął szczerzyć zęby do Szarej Góry. Fakt, iż był od niego o połowę mniejszy wcale mu nie przeszkadzał i wyraźnie podsycał emocje. Kolos przewrócił złotymi ślepiami. Złapał natręta za gardło, zatapiając szpony w czarnej grzywie, i uniósł go na wysokość pyska. Wyszczerzył kły. Ryknął prosto w kufę. Awanturnik skulił uszy i przymrużył z przestrachu ślepia. Wypuścił go z kamiennego objęcia i wzrokiem pognał przerażonego samca w krzaki.

– Straszny, jak nie wiem co. Gdybym cię nie znał, pewnie właśnie tak bym pomyślał – zawołał Lubiący Drzewa z góry.

– Dobre sobie. Jak jesteś już tam u góry, to sprawdź, czy idzie burza. Pogoda mi źle pachnie – odparł drapiąc się po piersi.

– To lepiej posłuchaj nosa, bo stąd widzę tylko ciemne niebo. Od Wielkich Gór idzie wielki wiatr i chmury źle błyskają.

– Złaź czym prędzej, jak zacznie padać futro nam doszczętnie przemoknie – ponaglił go kolos.

– Chciałbym, ale nie mogę. Utknąłem – odpowiedział zrezygnowany szukając drogi na dół.

– Lubiący Drzewa utknął na drzewach. Lubiący Drzewa utknął na drzewach – zaczął przedrzeźniać nieszczęśnika.

– Wcale nie jest mi do śmiechu – rzucił obrażony na cały świat. – Jak tak, to spędzę tutaj resztę życia.

– Przestań opowiadać głupoty – burknął Szara Góra. – Skacz, złapię cię.

– A jak mnie nie złapiesz?

– Złapię. Nie trzęś ogonem.

Mimo niepewności, nadmiernego wzdychania i przebierania łapami w końcu zebrał w sobie wystarczająco odwagi. Zamknął oczy. Skoczył. Szum wypełnił pędzelkowate uszy. Opadając krzyknął mimowolnie wymachując łapami. Szarpnęło nim i zamarł w uścisku szerokich ramion. Wciąż mając przymrużone powieki szybko oddychał. Serce łomotało chcąc wyskoczyć z piersi.

– Mogę już otworzyć oczy? – zapytał Lubiący Drzewa.

– Możesz. Złapałem cię – odparł roześmianym głosem Szara Góra.

Dziwnie czuł się tamtego dnia. Nie wiedział dlaczego, nie rozumiał też czemu. Czuł się szczęśliwy u boku znajomego. Czuł się potrzebny i lubiany. Nie przez wzgląd na atuty jakie posiadał, nie przez wielkość, czy siłę. Darzył go sympatią, za to jaki był. A on tą samą sympatią darzył jego.

 

***

 

Mimo wprawnych nosów upatrzona zwierzyna sprytnie uciekała między zbitymi drzewami. Przedzierając się przez kolejne chaszcze Szara Góra i Lubiący Drzewa galopowali na złamanie karku. Kiedy tak biegli las niespodziewanie skończył się w jednym momencie i oczom kolosa ukazało się pole z wysoką trawą. Sarna za którą gonili pierzchała samym środkiem niesiona paniką. Obok niego wyskoczył Lubiący Drzewa. Nawet mimo braku lasu biegł dalej nie dając za wygraną. Szara Góra krzyknął, chcąc go zatrzymać, jednak on nie usłuchał. Kręcąc się na skraju lasu wybiegał myślami daleko w polanę. Nie chciał wychodzić na tchórza, a jednak wciąż zataczał nerwowo kręgi za własnym ogonem.

W końcu nie wytrzymał i przełamał okowy strachu pętające pęciny. Z cichym furczeniem na chrapach ruszył w wysoką trawę, strzygąc uszami to na lewo, to na prawo. Szukając woni Lubiącego Drzewa wpadł do małego zagajnika wypłaszając pomniejsze ptactwo. Woń stała się wyjątkowo intensywna. Po chwili poczuł również krew. Obejrzał się zaniepokojony dookoła prostując plecy. Wtedy zobaczył go i zaciśniętą na łapie stalową szczękę. Ciężko oddychał i z trudem znosił promienisty ból. Leżał w milczeniu tracąc coraz więcej krwi. Szara Góra podbiegł spanikowany i chciał wyrwać znajomego z pułapki. Brakowało mu jednak siły.

– To na nic – rzekł ranny widząc starania mlodszego. – Nie dasz rady otworzyć tych paszczy. Prędzej zacisną się również na twoich łapach.

– Przestań gadać głupoty. Wyciągnę cię stąd – odpowiedział rozdygotany.

– Nie wyciągniesz. Tak samo jak nie wyciągnęli mojego ojca. Zginę tutaj dzieląc jego los.

Nie słuchał. Jego łeb wypełniła determinacja. Mięśnie napięły się ukazując potężne żyły. Czerń objęła złotą tęczówkę ślepi. Szara Góra ryknął tak potężnie, że drzewa zdawały uchylać się z zaskoczenia. Metalowa pułapka zazgrzytała, wygięła się, pękła wzbijając szczątki we wszystkich kierunkach. Lubiący Drzewa wrzasnął z bólu tracąc trzeźwe myślenie. Kolos złapał zamroczonego za kołtuny na karku, przewiesił przez bark i popędził z powrotem w stronę puszczy. Czuł w powietrzu woń, której do tej pory nie spotkał. Był to zapach człowieka, o czym dowiedział się dużo później.

 

***

 

Szara Góra leżał zwinięty czuwając. Kiedy poraniony odzyskał rozum byli już w lesie. Lubiącego Drzewa powitało zamiatanie ogonem i uścisk mogący zmiażdżyć wszystkie kości. Podziękował znajomemu za troskę i oznajmił:

– Jesteś szczenięciem Czarnych Ślepi, prawda?

– Nie wiem o czym mówisz – odrzekł zakłopotany.

– Nie udawaj. Masz te same oczy co on, co nasz przewodnik. Nikt takich nie ma w całym stadzie – powiedział sycząc z boleści. Krew przestała sączyć się z rany i zaczęła zasychać. Bez zbędnego myślenia wziął się za wylizywanie sczerniałej posoki z futra i oczyszczanie uszkodzonych tkanek.

– Nie wiem. Nie znam swojego ojca. Jego zapachu również. Nie poznam go, nawet jak będzie stał naprzeciwko mnie – odparł trochę przybity. – Wiesz co to było? Te wielkie zęby na ziemi?

Lubiący Drzewa podniósł łeb. Trzymając wystawiony język – zupełnie o nim zapominając – namyślił się chwilę i rzekł:

– We Wspólnocie Księżyca nazywają je ludzkimi paszczami. Czym dokładnie są, nikt nie wie. Gdy raz cię pochwycą nie puszczą, póki nie skonasz – zrobił krótką przerwę nie wierząc co właśnie chciał powiedzieć. – A ty Szara Góro sprawiłeś, że mnie wypuściły.

 

***

 

Wieść o ludzkiej paszczy rozniosła się echem po całej sforze. Wielu nie chciało uwierzyć w niesamowitą historię będąca prawdopodobnie wynikiem zbyt wybujałej szczenięcej wyobraźni. Lubiący Drzewa nie zniechęcał się i dalej ochoczo opowiadał o niesamowitej sile swojego znajomego. Szczycił się tą znajomością, będąc wielce rad z otrzymywanego zainteresowania.

Wkrótce nadeszło lato. Było wyjątkowo duszno i od wielu dni niebo nie uraczyło ziemi kroplą wody. Natura traciła powoli na kolorach, przebierała wyschnięte płaszcze utkane złotą nicią. Nawet pośród cieni drzew nie można było wytrzymać. Wszystkie Leśne Dzieci pochowały się po swoich leżach i czekały, aż wieczór przyniesie chłodne i rześkie powietrze. Przed nocą powychodziły ze swoich jam i zajęły się obowiązkami. Szara Góra, nie wiedząc co ze sobą robić, szwendał się szurając ogonem po ziemi. Na drodze znanych ścieżek ujrzał blask, niepodobny do niczego. Z początku myślał, że widzi rozbłyski zachodzącego słońca w jakiejś kałuży. Ale ziemia była sucha. Zaintrygowany skradał się do źródła światła. Złotym oczom ukazał się obraz niewielkiego zwierzęcia. Nie posiadało futra, jedynie na czubku łba zarastał kępą kłaków. Całe miało dziwną, szeleszczącą skórę i okrutnie cuchnęło. Naprzeciw postaci tańczyły wesoło płomienie.

Schował się przerażony za głaz. Chciał uciekać, jednak mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Jak każde Leśne Dziecko panicznie bał się ognia i widząc takowy pierzchał co sił w nogach. Ale tym razem – mimo, że targał nim strach – nie uciekł. Zamiast tego obejrzał ponownie dziwne zjawisko i zachodził w głowę jakim cudem łyse, śmierdzące zwierzę nie ucieka od ognia. Obserwował je z szeroko rozwartymi ślepiami, śledząc każdy najmniejszy ruch. Widział jak dziwny stwór wyciąga ręce do płomieni i nie lęka się poparzeń. Jak nad ogniem, nadziane na gałęzie, wiszą oskórowane zające. Ich mięso skwierczało i lśniło w blasku ogniska, ociekało niecodzienną wonią, która z sykiem niknęła w czerwonych jęzorach. Samiec przełknął ślinę, a brzuch zaczął się kurczyć. Przyczajony oglądał jak zwierze ściąga z gałęzi mięso. I wtedy dotarło do niego, kogo znalazł obok ognia. Znał podobny zapach, czuł go już wcześniej. Przed nim siedział człowiek, największy potwór jakiego mógł zobaczyć w swoim życiu. Przeląkł się tym faktem, ale i tym razem nie pierzchnął. Wyczuwał bowiem w człowieku coś słabego, śmiesznego, wręcz godnego współczucia. Ludzie nie mieli pazurów, ni rogów, futra praktycznie w ogóle. Nawet zębów nie mieli!

Zaśmiał się w myśli i dalej obserwował poczynania niecodziennego gościa. Ten dmuchał swoją malutką paszczą w mięsiwo, czego kolos kompletnie nie rozumiał. Po skończonym posiłku siedział jeszcze chwilę, kiedy pod kopytem Szarej Góry trzasnęła gałąź. Człowiek podskoczył i obrócił się w miejscu. Ujrzał źródło hałasu i cały zaczął śmierdzieć strachem. Złapał powoli za coś, kiedy nagle ruszył biegiem w stronę skraju puszczy. Dziwne to było widowisko, gdyż człowiek zamiast biegać na czterech odnóżach biegał ciągle na dwóch. Popielaty nie pojmował co właśnie zaszło. Przez chwilę myślał, że podobny potwór będzie gotów zabić go w jednej chwili. Mylił się. Czy uciekł przez rozmiary Szarej Góry, czy może zrobił bezwiednie groźną minę, nie miał pojęcia. Nie zaprzątał sobie tym zbytnio głowy. Większe zainteresowanie przykuł pozostawiony na samym środku ogień. I oczywiście resztki mięsa.

 

***

 

Po wszystkich tych przygodach Szara Góra mając trzynaście wiosen stanął naprzeciw przewodnika stada. Nie odzywał się do niego i wzrokiem krążył po ziemi. Mimo, że budową i wielkością znacznie przewyższał głowę Leśnych Dzieci, czuł wytaczaną aurę i wszechobecną dominację. Zapach Czarnych Ślepi przepełniał jego leże z wielką agresją, co młodego, niedoświadczonego życiem wilka przyprawiało o zawstydzenie. Wielki był to zaszczyt, móc przebywać obok niego. Najwyższy pozycją długo lustrował go i drapieżnie patrzył, chcąc zaznaczyć w każdej mierze swoją pozycję. Kiedy młodszy zrozumiał jak się mają sprawy ukląkł przed przewodnikiem i dotknął czołem ziemi. Ten warknął rozbawiony i rzekł do szczenięcia:

– Dziwi mnie, że dopiero teraz o tobie zasłyszałem. Nie wyglądasz mi ani na Wiatr, ani na Kamień. Nie wspominając o Księżycu. Znasz jednak swoje miejsce i za to powinienem cię szanować. Powiedz mi, zanim wstaniesz z ziemi, jaka samica wydała cię na świat i jak zwie się samiec, który cię spłodził.

Długo zastanawiał się jak dobrać odpowiednie słowa i gesty. Potęga autorytetu przytłaczała zaciskając grube łapska na ramionach.

– Przewodniku. Zostałem wydany na świat przez Bez Cienia, ojca jednak nie znam i wątpię by ktokolwiek go znał. – Czarne Ślepia wzdrygnął się na te imię.

– Jesteś pewien, młody samcu? Czy twoja matka nosi miano Bez Cienia, nie inne? – Odpowiedział skinieniem głowy cały czas klęcząc. – Wstań szczenię, bo właśnie odnalazłem swojego trzeciego syna. Nie wiem dlaczego nie dowiedziałem się o tobie wcześniej, Szara Góro. Jestem rad ze spotkania, że nasze ścieżki się spotkały.

Wesoła była to nowina. Przewodnik zapoznał najmłodszego syna z braćmi z innych leży, z Nocną Ciszą i Krwawymi Kłami. Nie przepadał za nimi. Najstarszego uważał za głupiego, nie widział w nim partnera do rozmów, ni do zabaw. Drugi brat nie był wyjątkowo wylewny, rzucał spojrzenia o dziwnym dnie i próbował traktować z wyższością. Szara Góra nie pozwalał sobą pomiatać i kilkukrotnie pokazywał mu kły. Po pewnym czasie zostawił go w spokoju i omijał szerokim łukiem. Z biegiem czasu Czarne Ślepia szybko dostrzegł w najmłodszym synu potencjał i wziął pod swoje ramię, nauczając o stadzie i byciu przewodnikiem.

 

***

 

Mając szesnaście lat najmłodszy z synów przewodnika przystąpił do rytuału inicjacji. W zaledwie poranek złapał największą zdobycz jaką widziało stado. Nie mógł sobie poradzić z ukręcaniem łba. Tutaj z pomocą przyszedł mu Lubiący Drzewa, o czym nikt nie wiedział.

Szara Góra zaprezentował owoc polowania i stoczył krew z ogromnego jelenia. Wysmarował się nią od kopyt, aż po rogi i czubek ogona. Bijąc ostatni szczenięcy pokłon przewodnikowi porzucił dzieciństwo i wkroczył na ścieżkę dorosłego samca.

Nocna Cisza obserwował z nienawiścią cały rytuał. Jako jedyny nie wierzył w historię Bez Cienia o trudnym szczenięcych latach Szarej Góry. Uważał młodszego od siebie za wyrzutka, kogoś, kto nie miał prawa stąpać po ziemiach, żyć wśród dumnych Leśnych Dzieci. Chciał się go pozbyć. Widząc jak ojciec wysławia i chwali jego imię zaciskał ze zgorzknienia pięści. Dowiedział się, że najmłodszy z braci nie przepadał za walką i wystrzegał się jej jak ognia. Namówił więc starszego brata na pojedynek. Krwawe Kły zgodził się nie wnikając w zamysły skrywane przez niebieskie ślepia. Zaraz po inicjacji wyzwał młodszego brata na walkę, na kły i pazury. Szara Góra nie mógł odmówić, wiedział z czym mogło się to wiązać. Przystał więc na propozycję.

Ciężka to była walka i wiele o niej mówiono. Krwawe Kły mimo swojej siły nie podołał Szarej Górze. I chociaż kaleczył i zagryzał kark najmłodszy z braci nie uginał się pod naporem przemocy. Stał wyprostowany, czekając, aż jego przeciwnik straci zapał i padnie przez zmęczenie. Ten nie dawał jednak za wygraną. Wkrótce zaczął ciąć pazurami w miejscach, gdzie nie powinien. Rozwścieczony szary kolos złapał agresora za czuprynę na potylicy. Złote oczy rozbłysły czernią i Krwawe Kły, dusząc się, żuł miękką ziemię. Wtedy przewodnik oznajmił, iż znalazł następcę na swoje miejsce. Niepocieszony Nocna Cisza musiał znaleźć inny sposób na wyplewienie zepsucia.

 

***

 

Popielaty był dumny z siebie. Utkany podstęp był jego najbłyskotliwszym pomysłem w całym życiu. W tym dniu, zaledwie dzień po stoczonym pojedynku ojciec dopuścił go do rytuału godowego. Nie myślał długo nad wyborem. Wybrał o dwa lata starszą samiczkę o pięknym brązowym futrze i zielonych oczach. Nazywano ją Biegającą z Wiatrem. Była z tego samego plemienia co on, jednak nigdy jej nie poznał.

Zaprowadził samicę do swojego leża, gdzie powitał go Lubiący Drzewa. Na widok piękna grzywa zatańczyła na skórze, a sam wydawał się zawstydzony i zazdrosny.

– Widzę, że szczęścia ci nie brakuje – westchnął mniejszy samiec. – Ja pewnie jeszcze poczekam, zanim Czarne Ślepia dopuści mnie do rytuału godowego.

– Nie, bracie. To tobie nie brakuje szczęścia. Biegająca z Wiatrem zgodziła się z tobą zejść za moją namową. Wie, jak wokół niej chodziłeś – uśmiechnął się prezentując dwa ogromne kły.

– To prawda. Szara Góra wspominał jak wiele o mnie mówiłeś. Jak patrzyłeś całymi dniami z koron drzew i nie mogłeś potem zejść – zachichotała samiczka.

– No tego mogłeś sobie podarować – burknął do większego od siebie samca.

– Przesadzasz. Róbcie co trzeba i nie mówcie nikomu. Inaczej ojciec rozszarpie mnie na strzępy – rzekł trzepocząc uszami. – Będę pilnował wejścia.

 

***

 

Okazja znalazła się sama. Kilka dni po pojedynku Nocna Cisza udał się z Krwawymi Kłami do leża Bez Cienia. Zastali ją samą i bez zaproszenia narzucili gościnę. Samica węsząc złe zamiary nastroszyła futro, uwypuklając swoją wrogość. Dwa młode wilki nie przejęły się tym pokazem sztucznej siły.

– Powiedz mi samico, dlaczego tak się złościsz. Hm? Czyżby nasze towarzystwo ci nie opowiadało? Wychowanków przewodnika stada? – rzekł kpiąco Nocna Cisza.

– Nie złoszczę się, a jedynie uprzedzam byście wyszli. Wiem po co przyszliście, śliskie skóry. Moje szczenię zasługuje na pozycję przewodnika. Wiele wycierpiał i natura wynagrodziła mu smutki po sam czubek rogów – prychnęła nie spuszczając oczu z większego z braci.

– Wycierpiał powiadasz. Ty nawet nie wiesz czym jest cierpienie – wycedził przez zęby. – Cierpieniem jest… jak się dusisz, kiedy możesz oddychać. Kiedy nie widzisz posiadając oczy. Kiedy idziesz daleko stojąc cały czas w tym samym miejscu. To jest cierpienie – skinął głową do swojego brata.

Starszy spętał ją uściskiem. Łapą złapał pysk w imadło pozbawiając głosu. Wtedy młodszy brat zaczął wyrywać jej grzywę. Okładał pięściami nie szczędząc na sile. Znęcał się. Wbijał naostrzone pazury w brzuch. Dwoma kopnięciami połamał nogi. Krótko ją katował, jednak wystarczająco długo by złamać jej wolę.

– Powiedz mi słaba, dlaczego ukrywałaś Szarą Górę? Dlaczego uciekłaś pod osłoną nocy ze stada, zaraz po porodzie? – rzekł pełen opanowania i uśmiechnął się szeroko.

– Bo był krzywy – odpowiedziała plując krwią. – Ale już nie jest.

– Krzywy zostanie krzywym. Nie zmienisz tego – powiedział rozbawiony – Zdziczałaś – i skinął do swojego brata.

Leże wypełnił odgłos pękającego karku i bezwładne ciało zawisło w objęciach samca.

 

 

***

 

Dwóch braci stanęło przed przewodnikiem. Śmierć Bez Cienia obiegła wszystkie Wspólnoty lotem ptaka. Czarne Ślepia kipiał ze złości. Nie wiedział co młode, nadgorliwe samce chciały od starszej samicy, ale przeczuwał najgorsze. Chciał poznać historię nim skaże obu, Nocną Ciszę i Krwawe Kły, na śmierć przez uduszenie.

– Ojcze, musisz wiedzieć, że przybyliśmy do leża Bez Cienia, aby pogratulować jej przyszłej pozycji syna – zaczął Nocna Cisza. – Kiedy jednak weszliśmy do jej leża, skoczyła na nas chcąc rozszarpać gardła. Krwawe Kły skręcił jej kark. Ona zdziczała.

– Co masz na myśli? Jak to zdziczała? – zapytał zadziwiony Czarne Ślepia.

– Przewodniku, tuż po porodzie Szarej Góry uciekła ze stada. Przez dwie wiosny chowała się ze swoim szczenięciem, naszym bratem, od ciekawskich oczu braci i sióstr – kontynuował młodszy z braci. – Uciekła chowając przed stadem szczenię będące krzywym. Chowała je przed twoimi oczami, przewodniku.

Doświadczony życiem samiec ugiął się od tych słów. Nie chciał w nie wierzyć. Wyjaśniały jednak zagadkę wiszącą nad jego najmłodszym synem. W samotności żadne Leśne Dziecko nie mogło uchować się przed szaleństwem, przed zdziczeniem. Nie przez dwa lata poza stadem. Ze szczenięciem również wiązał się problem. Jeśli było krzywe mogło w każdej chwili stać się zagrożeniem dla stada. Mógł stracić rozum. Przestać myśleć. Bał się czegoś podobnego, szczególnie mając do czynienia z Szarą Górą. Nawet on sam miałby problem w walce z kimś tak wielkim.

– Wiem również, że Szara Góra układał się z Lubiącym Drzewa – zełgał patrząc w ziemię.

– Słucham? Niedorzeczne. Przecież jest samcem. Wszedł na sukę i spełnił swój obowiązek – rzucił z niepokojem spoglądając na swoich synów.

– Tego nie wiemy. Samica nie chciała z nami rozmawiać na ten temat. Czuła się urażona.

Przewodnik zadumał się przez dłuższą chwilę. Jego autorytet chwiał się i tonął w głębokim błocie zgorszenia. Aby zachować twarz musiał uśmiercić swojego najmłodszego syna. Zabić honorowo, gdyż w innym wypadku nie mógłby sobie wybaczyć.

– Co do waszej sprawy, wiecie, że nie mogę pozostawić jej bez rozwiązania.

– Wiem ojcze i dlatego proszę cię, abyś to mnie ukarał – rzekł Nocna Cisza.

– Nie, synu mądry. Ty masz czyste łapy. Karę musi ponieść Krwawe Kły.

– W takim razie pozwól mnie wypełnić jedyną, słuszną karę, abyś ty nie musiał nosić tego brzemienia, a ja mógł ponieść równie straszne konsekwencje – rzekł przez zamknięte oczy.

–  Zgadzam się.

Nocna Cisza wstał z kolan i podszedł do starszego brata. Wymienił z nim ostatnie spojrzenie. W niebieskich oczach żarzyła się iskra obłędu i szaleństwa. Przerażał swoim spokojem. Zaszedł go od tyłu i zacisnął łapy na pysku. Kiedy Krwawe Kły zrozumiał jak mają się sprawy, nie zdążył już nic zrobić.

– Nie. Ojcze, to nie tak! – krzyknął nim kark ugiął się pod siłą mięśni.

– Wybacz bracie. Zawiniłeś.

 

***

 

Tego samego dnia Szara Góra ze spuszczonym łbem stanął przed ojcem. Nie odzywał się do niego. Pogrążony w smutku słuchał reprymendy odnośnie swoich obowiązków. Ubolewał nad stratą matki i pogodził się z faktem jej zdziczenia. Został nazwany przez ojca brudnym i skalanym, niegodnym miana samca. Słuchał tego wszystkiego z zaciśniętą szczęką. Przewodnik wyzwał go do walki. Młody odmówił. Wtedy Czarne Ślepia przypomniał mu z kim rozmawiał. Z pomocą pięści, kłów i pazurów powtórzył ostatnie nauki. Pogruchotał mu wiele kości. Długo też pluł krwią i wylizywał rany. Nie uśmiercił go, jak na początku zamierzał. Za brak honoru wymierzył największą możliwą karę. Wygnanie.

Straszny był to dzień. Młody samiec żałował swych czynów, swojej dobroci. Powłócząc nogami odszedł ze smutnym ogonem. Odszedł ze Swojego Domu, gdzie wszyscy traktowali go jak zepsute powietrze.

 

[1] na dwóch – używając wyłącznie tylnych kończyn; jak dwunóg 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałam gdzieś do połowy i nie wciągnęło.

Nie mogę sobie wyobrazić Twoich wilków – mają pięści, kopyta i rogi. Kiedy zorientowałam się, że zamiast śledzić fabułę, zastanawiam, czy znam jakiegokolwiek drapieżnika (ssaka) z rogami, doszłam do wniosku, że dalsze czytanie nie ma sensu.

Dobrze jest wzbudzić zainteresowanie czytelnika. Szczególnie, kiedy tekst jest długi, a Autor jeszcze nie wyrobił sobie marki. A tutaj wilki sobie rosną, łażą po lesie, zachowują się nietypowo…

Masz sporo usterek – interpunkcja kuleje, dużo powtórzeń, czasami koślawe zdania.

Kiedy Nocna Cisza skończył szesnastą wiosnę wkroczył na ścieżkę dorosłego życia

Czy wilki żyją wystarczająco długo, żeby pozwolić sobie na kilkunastoletnie dzieciństwo?

Mając osiem wiosen wyzwano go na pojedynek.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu. Bo wychodzi, że to agresor miał osiem wiosen.

ów zwierzę

Ów odmienia się przez przypadki i rodzaje.

Babska logika rządzi!

Przykro mi, YeTe, ale Szarą Górę przeczytałam z największym trudem. Zgadzam się ze wszystkimi zarzutami Finkli – Twoje wilki umykają jakimkolwiek wyobrażeniom o tych zwierzętach. Zachodzę nawet w głowę, czy nazwanie ich wilkami, to był na pewno dobry pomysł.

Opowiadanie został napisane bardzo źle, a błędy dodatkowo utrudniają lekturę.

Masz przed sobą mnóstwo pracy, ale nie tracę nadziei, że Twoje przyszłe opowiadania przeczytam z większym zainteresowaniem.

 

go­dząc się z hi­sto­rią jaki zgo­to­wał im los.…go­dząc się z hi­sto­rią, jaką zgo­to­wał im los.

 

Wielu braci i wiele sióstr, umie­ra­ło bro­niąc stado.Wielu braci i wiele sióstr umie­ra­ło, bro­niąc stada.

 

Kiedy ów­cze­snych prze­wod­nik… – Kiedy ów­cze­sny prze­wod­nik

 

Długo można by opo­wia­dać o tych wy­da­rze­niach, o woj­nie, o nie­szczę­ściu jaki spo­tkał Leśne Dzie­ci… – …jakie spo­tkały Leśne Dzie­ci

 

Jako wilk szczy­cił się swoją siłą i wy­trzy­ma­ło­ścią. […] po­ryw­czo­ścią siał w swoim lu­dzie ziar­no grozy… – Czy o zwierzętach ze stada wilka można powiedzieć lud?

 

Przez lata na świat przy­szło osiem szcze­niąt bę­dą­cych jego spu­ści­zną. – Nie wydaje mi się, by potomstwo stanowiło spuściznę?

 

Dwa ostat­nie młode był wil­ka­mi. – Literówka.

 

W piątą wio­snę Noc­nej Ciszy roz­mó­wił się z matką szcze­nię­cia. – Czy pięcioletni wilk, to nadal szczenię?

 

Po­zwo­lił mu wy­brać jedną sukę, taką jaką mu od­po­wia­da­ła. – Powtórzenie. Literówka.

Proponuję: Po­zwo­lił, by wybrał jedną sukę, taką, która mu od­po­wia­da­ła.

 

miast wejść na sukę za­czął okła­dać ją pię­ścia­mi… – Wilki mają pięści?

 

Naj­wyż­szy po­zy­cją zo­sta­wił nie­przy­tom­ne­go w swoim leżu i pil­no­wał, aby ten nie uciekł.

Czy nieprzytomny mógłby uciec?

 

Za­miast tego wy­rzu­cił na bra­cie tra­pią­cą go fru­stra­cję… – Frustracji nie wyrzuca się na kogoś, ale można ja na kimś wyładować.

 

Nie prze­pa­dał za walką i pro­wa­dzo­ny swo­imi za­ścian­ko­wy­mi po­bud­ka­mi wy­strze­gał się bójek. – Skąd u wilka zaściankowe pobudki?

 

Na dro­dze na­tra­fił na zwie­rze… – Literówka.

 

skrzy­deł­ka ła­sko­czą pod spo­dzie łap. – Co to jest pod spodzie łap?

 

Czym prę­dzej po­biegł na dwóch do matki… – Co to znaczy, że pobiegł na dwóch?

 

– Wiesz do­sko­na­le, że wilk nie po­wi­nien prze­pra­szać – od­rze­kła lu­stru­jąc go od kopyt po rogi. – Wilk z kopytami i rogami?

 

Przy­tak­nął ki­wa­jąc nosem. – Słoń?

 

Prze­cież masz siłę, pa­zu­ry, kły i rogi. – Miał kopyta z pazurami?

 

– Tak. Nawet nie jed­ne­go.– Tak. Nawet niejed­ne­go.

 

Loty pa­da­ły na zie­mię i za­sty­ga­ły… – Co to znaczy?

 

Szarp­nę­ło nim i za­stygł uści­sku sze­ro­kich ra­mion. – …zastygł w uścisku

 

Nie przez wzgląd na atuty ja­ki­mi wła­dał… – Można posiadać atuty, ale czy można nimi władać?

 

Kolos zła­pał za­mro­czo­ne­go za koł­du­ny na karku… – Takie prawdziwe litewski kołduny, z łojem wołowym, cebulką i majerankiem, ugotowane w rosole? ;-)

Sprawdź, czym są kołduny a czy kołtuny.

 

Rana prze­sta­ła są­czyć krew i za­czę­ła za­sy­chać. – Rana nie sączy krwi, to krew sączy się z rany.

 

śmier­dzą­ce zwie­rze nie ucie­ka od ognia. – Literówka.

 

Kilka dni po po­je­dyn­ku Nocna Cisa udał się… – Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wytrwałość. Błędy poprawię mając sposobność.

 

Widzę, że pojęcie “wilk” przyprawia o zakłopotanie, tak więc kilka słów ode mnie. Tekst nie traktuje o zwierzętach, opowiada o prymitywnej rasie Leśnych Dzieci (tłum. kharrengur; khare – las, rengur – szczenię, dziecko). Słowo wilk odnosi się do samca i jest dosłownym tłumaczeniem. Funkcjonuje na tej samej zasadzie co pies-suka, ogier-klacz itd. Mógłbym użyć tutaj nieprzetłumaczonej wersji (trogh-arogh), jednak uznałem, że taka forma będzie jeszcze mniej zrozumiała. To samo z resztą z imionami.

 

Jeszcze raz dziękuję; popracuję nad warsztatem. W podzięce zamieszczam szkic Szarej Góry sprzed wygnania :)

 

https://drive.google.com/file/d/0B6e94ThvyCF8VnNiRE9EREJ4Zm8/view

 

 

YT

Być może zamienienie wilka na basiora byłoby czytelniejsze?

@BartekS

Owszem, mógłbym użyć, ale powiedz mi, ilu ludzi napisze basior w krzyżówce? Albo wadera?

YT

Mój post miał chyba niezamierzony negatywny wydźwięk. Chciałem tylko wskazać moim zdaniem proste rozwiązanie problemu który opisałeś w poście wyżej.

Co do krzyżówkowiczów – akurat oni chyba z tym słowem nie mieliby problemu ;)

No cóż, YeTe, obejrzałam ilustrację i muszę przyznać, że należycie opisałeś swoich bohaterów, tylko, na bogów, dlaczego nazwałeś ich wilkami? Nawet jeśli jest to dosłowne tłumaczenie, to u czytelnika, który nie ma pojęcia, o czym piszesz, rogaty wilk z kopytami i pazurami, może wywołać wyłącznie zdumienie, a w dodatku wzbudzić nieufność. I tak było w moim przypadku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mnie tam nadal stworzenie wydaje się nieprawdopodobne ewolucyjnie. Po co tracić energię na rogi, skoro zwierzę już ma kły?

No i w ogóle nie podejrzewałam, że “wilki” to jakiś gatunek Homo. Dla mnie to z tekstu (pierwszej połowy) nie wynikało.

Babska logika rządzi!

@BartekS

Przepraszam, jeśli moja wypowiedź została źle odebrana. Nie znalazłem w Twoim komentarzu negatywnego wydźwięku, nie został odczytany w podobny sposób.

YT

@regulatorzy

Co do nazewnictwa – wiem, jedno wielkie misterium. Ale niestety, tak to już jest jak tworzy się nowe rasy, kultury, języki, religie itd. W miarę możliwości zaprezentuję trochę więcej z zaplecza.

 

@Finkla

Wiem. Stworzenia nie są wynikiem ewolucji, masz całkowitą rację. Zostali stworzeni z udziałem zaawansowanej nekromacji i druidyzmu przez wymarłą cywilizację ylirhydów. Magowie łączyli najlepsze cechy ze świata zwierząt i tworzyli taką oto abominację (nota bene myślącą, ale w sposób kontrolowany), która służyła za niewolnika. Po upadku starożytnej społeczności, stwory rozbiegły się po świecie. Z czasem pozrywały magiczne pęta, ujawniając w pełni swój potencjał. Potem powstało stado i rozwijali się umysłowo i kulturowo. 

YT

A, to trzeba było o tym wspomnieć w tekście – byłabym pozytywniej nastawiona. Teraz mogę przenieść czepialstwo na inny poziom: kto tworzy mięsożernych niewolników? Przecież to drogie w utrzymaniu…

Babska logika rządzi!

@Finkla

”Teraz mogę przenieść czepialstwo na inny poziom(…)” :szuka przycisku “kciuk w górę”:

A kto powiedział, że są mięsożerne? Fakt, jedzą mięso, ale to nie oznacza, że nie mogą jeść chleba ;)

Opowiadanie przedstawia świat jakieś dziesięć tysięcy lat po upadku ylirhydów – kto z perspektywy Leśnych Dzieci (albo kharrengur, kto woli), posiadałby podobną wiedzę? O tak odległych wydarzeniach wiedzą może trzy istoty w universum. 

YT

A, są wszystkożerni. W takim razie cofam oszczerstwa pod adresem twórców. ;-)

Babska logika rządzi!

Niedopracowane, ale żywo odmalowałeś postaci, dzięki czemu przeczytałem z zainteresowaniem.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Mi przeszkadzało nie niedopracowanie, a styl narracji (miałem wrażenie, że autor przedstawia mi fakty o danym świecie, czemu nie towarzyszyło przyjemne uczucie odkrywania świata przedstawionego). Odnośnie samej fabuły – jak dla mnie pomysł ciekawy, a w kontekście późniejszych komentarzy autora sądzę, że w tej formie ten świat się nie mieści – wiem o nim po tej lekturze za mało, żeby przetrawić to opowiadanie, jest zbyt złożony w stosunku do długości tekstu.

Kurczę, albo to ja jestem jakiś dziwny, albo wyście rozumy postradali, bo bardzo się wciągnąłem w ten tekst. I nawet nie czytałem na zasadzie szybkiego skanowania, jak to często mam w zwyczaju robić, tylko raczej czytałem z autentycznym zaciekawieniem. Przypuszczam, że gdybym dostał w twarz całym lore tego świata, którego część przewinęła się w komentarzach, pewnie zamiast zachwytów byłoby tylko wzruszenie ramion, ale w obecnej postaci – i na obecnym poziomie kreacji świata – ten tekst bardzo mi się podoba. Bardzo nie podoba mi się tylko zakończenie, ale zakończenia generalnie bardzo rzadko mi się podobają. 

Przyjrzałabym się przecinkom. Nie bardzo też mogłam wyobrazić sobie bohaterów.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka