- Opowiadanie: pawellrz - MIECZ

MIECZ

Mój pierwszy tekst tutaj. Miłej lektury :)

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

MIECZ

MIECZ

 

– Wianeczek ciśnie jak jasny gwint – Wiola poskarżyła się mamusi dotykając włosów przystrojonych żółtymi mleczami.

Kobieta spojrzała na córkę i przyłożyła palec wskazujący do ust. W domu owinęła drut miękkim materiałem, ale stal raniła czaszkę coraz mocniej.

– Już niedługo – powiedziała.

Siedziały w ciemnej nawie kościoła słuchając Ewangelii, w której Jezus zachęcał, by wszyscy się miłowali.

Dziewczyna bardzo kochała mamusię, ale coraz mniej podobały jej się obchody rocznicy pierwszej komunii świętej. Miała dwadzieścia dwa lata i po raz czternasty ubrała odświętny strój by dopełnić corocznego obowiązku.

Mamusia przerobiła sukienkę i przystroiła pelerynę. Buty ściskały stopy jak imadło. Para białych trzewików została zakupiona przed ponad dekadą. Od tamtej pory skóra obuwia naciągała się z każdym rokiem, by w końcu osiągnąć granicę możliwości.

Zajęły miejsce w siódmym rzędzie, z widokiem na oparcia ławek z, których wychylały się białe główki dziewczynek, mających swoją pierwszą rocznicę.

Obok siedzieli rodzice ośmiolatków. Zdziwione spojrzenia raziły z każdym rokiem mocniej. Wyobraziła sobie jak opuszczą chłodne wnętrze kościoła i wyjdą na majowy skwar. Ludzie wytrzeszczą oczy, a potem usłyszy śmiech. Jej strój przy pierwszym spojrzeniu kojarzył się ze skromną suknią ślubną. Gdy przyjrzą się dokładniej, zobaczą brak umiejętności krawieckich jej matki. Dorośli skomentują to szeptem, lecz dzieci nie będą na tyle dyskretne.

Poczekała, aż minie kazanie i komunia, przy której trzymała głowę tak nisko, że widziała dokładnie haft hostii na piersiach i w szybkim tempie opuściła świątynię.

Zaraz za bramą jej drogę zastąpiła para dorosłych. Mężczyzna o czarny włosach i krótkim zaroście wpatrywał się drobną twarz Wioli. Obok niego stała kobieta, trzymając na rękach małe dziecko.

– Czy może go Pani pobłogosławić? – Mężczyzna wskazał dłonią na niemowlaka.

Przeniosła wzrok na malca zatopionego w grubych warstwach koców.

Cofnęła się i poczuła na plecach opór. Obróciła głowę, zobaczyła tam uśmiechniętą mamusię.

– Pani jest aniołem – powiedziała kobieta trzymająca dziecko. – Kamilek jest bardzo chory. Proszę dotknąć jego twarzy, to mu się polepszy. 

Zdezorientowana pokręciła przecząco głową, ale mamusia energicznym skinieniem wskazała jej niemowlaka.

Powoli zbliżyła dłoń do koca, przesunęła palce w kierunku twarzy dziecka. Gdy jej ręka wędrowała do czoła, malec przekręcił główkę i ujął palec wskazujący w usta.

– Ojej – zakwiliła z zachwytem mamusia.

Wiola poczuła jak na opuszku zaciskają się drobne ząbki. Po chwili ucisk wzrósł gwałtownie, ostrze bólu zakłuło głęboko.

– Auuaa – Wiola cofnęła dłoń. Na palcu pojawiła się mała kulka krwi.

 

* * *

Mamusia przyniosła ciepłą zupę. Postawiła talerz na stole w pokoju córki.

– O co im chodziło? – Wiola patrzyła przez okno na podwórko.

– Jesteś aniołem. Ciągle to powtarzam.

– Nie jestem! – Wrzasnęła.

– Już, już – mamusia pogładziła głowę dziewczyny. – Jak tylko się urodziłaś ksiądz mi powiedział, że nigdy nie widział tak pięknego dziecka.

– Przestań.

– Popatrz na nich – wskazała córce półkę nad łóżkiem. Na drewnianej desce stały porcelanowe figurki. Kilkadziesiąt postaci przedstawiających anioły. Z mieczami, klęcząc, z białymi skrzydłami. Mała armia. Zajmowały miejsce w ustalonych odstępach obok siebie. Mamusia nazwała imieniem każdego z nich. Wygrawerowała napisy na podstawach.

Co tydzień po przyjściu z kościoła wybierała jedną z postaci i przepytywała córkę. – Wyglądasz tak samo jak one. Jedz zupę.

Wiola zanurzyła łyżkę w gęstym kapuśniaku.

– Jak jestem aniołem to gdzie mam skrzydła?

– Może Ci wyrosną?

– Kiedy?

– Nie wiem, zapytam księdza. Nieważne, jesteś aniołem i koniec.

– Nie mów tak do mnie – Wiola przełknęła ciepłe mięso. – Pozwól mi pójść do pracy.

– Jeszcze nie. Najpierw musisz skończyć kurs.

– Ile jeszcze?! – Rzuciła łyżkę na stół i podniosła się na nogi.

– Jak będziesz gotowa, to ci powiem.

– Sześć lat w zawodówce – córka patrzyła z wyrzutem. – Dwa razy zrobiłam każdą klasę.

– Bo policyjną trzeba powtórzyć, żeby się nauczyć – mamusia podeszła bliżej.

– Potem cztery kursy ochrony.

– Anioł stróż musi poznać fach. Mam cię wypuścić na ulicę bez szkolenia?

– Może powinnaś? – Wiola opuściła głowę.  

– Dziecko… Nie potrafisz równo pokroić pomidorów, a już chcesz chronić ludzi?  

 

* * *

Wiola była sama. Wybrzmiał dzwonek i w progu jej mieszkania stanął młody chłopak. Szeroki uśmiech zniekształcił mu chudą twarz.

– Pokłon! – krzyknął. Był ubrany w srebrny, sięgający do kolan płaszcz. Spod płachty wypływał brązowy kołnierz szerokiej bluzy z polaru. Od pasa w dół przybysz wyglądał jak gwiazda rocka z początku lat osiemdziesiątych. Obcisłe, skórzane spodnie, podobnie jak buty zostały obite ćwiekami na bocznych szwach.

Wszedł do przedpokoju. Wyciągnął miecz ze spoczywającej na plecach pochwy. Skierował klingę do przodu i lekko ugiął kolana. Na twarzy napięły się mięśnie. – No i jak? 

– Co jak?

Zauważyła jak ciężar ściąga stal ku podłogowym panelom.

– Postawa…, czy dobra? – zapytał  

Wiola patrzyła na słabnącego gościa, ale nie zdążyła odpowiedzieć. Upadł na podłogę.

 

– Jak Pani widzi – zaczął po piętnastominutowym odpoczynku. – Mam wrodzony talent, ale muszę go jeszcze poprzeć ciężką pracą. Pani jako mistrz w tej dziedzinie… 

– W jakiej dziedzinie?

– Władania mieczem. Aniołowie stoczyli tyle bitew… gdyby Pani zechciała mnie chociaż kilku ataków nauczyć.

– Kim ty jesteś?  

Chłopak poderwał się z fotela. – Przewodniczący organizacji „Mściwi Patrioci”. Grupa składa się tylko z jednego członka, ale w niedalekiej przyszłości oczekuję lawinowego powiększenia szeregów.  

– O co Ci chodzi?

– O rozprzestrzeniających się pogan. „Mściwi Patrioci” zrobią z nimi porządek.

Wiola pokręciła głową.

– Nie widziała ich Pani? Proszę wytężyć wzrok. Kłębią się na ulicach. Pasożyty. – Wykrzywił usta. – Są wszędzie. Za kilka dni planują szturm na katedrę. Muszę wiedzieć jak przyjąć na siebie pierwszą linię konnicy. Nie wiem czy miecz będzie dobry, ostatnio ścinali drzewa, pewnie na kopie..

– Najlepiej będzie jak już sobie pójdziesz.

– Na nich? Po prostu atak, mówi Pani? Żadna obrona? Racja, to dobre dla asekurantów.

– Nie rozumiesz.

– A więc jednak kopie, jasne, rozumiem. Jest jeszcze jedna sprawa – ściszył głos. – Poluje na Panią para czarnych aniołów. Jednego zraniłem w rękę w drodze do klatki.

– Co?!

– Niestety uciekli. Będę Panią chronił. Ja tu blisko pracuję – wskazał głową w kierunku okna. – Tylko, że mam zmianę do 16.00. Ale wcześniej…

Wiola pokazała ręką drzwi wyjściowe.

– Dosyć tego.

– Zostawię tu broń, niech Pani teraz służy – położył ostrożnie miecz na podłodze – proszę na siebie uważać i…, i na miłość Boską, niech Pani chociaż wykopie fosę dookoła kamienicy.

* * *

– Musi nam Pani pomóc! – mamusia przeżegnała się słysząc te słowa. W jej drzwiach stała zakonnica w czarnym habicie. Welon z białym paskiem szczelnie opinał głowę tuż nad czołem.

– Dzieci są w strasznym niebezpieczeństwie.

– Co tylko siostra każe – potwierdziła mamusia, zapraszając gościa do środka.

– W domu naprzeciwko jest pożar – zakonnica wskazała ręką w kierunku okna. – Na ostatnim piętrze zablokowały się drzwi, a w środku trójka maluchów. Potrzebna jest pomoc anioła.

Mamusia pokiwała głową. Po chwili znalazły się w pokoju Wioli. Zastały ją przy porządkowaniu małych figurek nad łóżkiem. Dziewczyna ćwiczyła w pamięci ich imiona.

– Zawiadomiliśmy strażaków – zaczęła zakonnica. – Ale mają za krótką drabinę. Gdyby Pani wyszła przez okno i przefrunęła. Rozmawiałam z proboszczem. Jesteście naszym jedynym ratunkiem.  

Mamusia słuchała przejęta. Splotła dłonie na piersiach.

– Wiola zrobi co trzeba.

– Niech skoczy i uwolni dzieci.

Wiola wypuściła ze świstem powietrze.

– Co?! – Krzyknęła.

Mamusia podbiegła do okna i otworzyła podwójną ramę. Drewniane zawiasy zaskrzypiały głośno.

– Wchodź – wskazała na parapet.

– Nie!

– Nie ma czasu, pożar jest coraz większy – ponagliła zakonnica.

Wiola wyjrzała przez okno. Nad kamienicą unosił się szary dym.

Mamusia chwyciła córkę za ramię.

– Teraz jesteś potrzebna. Przelecisz na drugą stronę.

– Nie jestem aniołem!

– Na górę – kobieta pomogła jej stanąć na parapecie. Potem popchnęła ją delikatnie. Wiola przeszła na kamienny gzyms elewacji i popatrzyła w dół.

– Nie mogę… – błagała.

– Musisz uwierzyć. Jak tylko wyskoczysz to zrozumiesz.

– Ale ja nie wierzę…

– Dajmy jej miecz! – krzyknęła siostra. 

Mamusia spojrzała zdezrientowana na córkę.

– W szafie… – Wiola miała łzy w oczach.

Kobiety dźwignęły broń.

– Weź go – twarz mamusi krzywiła się w wysiłku. – Mówię ci, bierz! – Wrzasnęła.

Wiola puściła się krawędzi okien. Wyciągnęła otwarte dłonie przed siebie. Nogi trzęsły się bez kontroli. Gdy podały jej stal, ciężar wychylił ciało do tyłu. Straciła równowagę i zaczęła spadać.

Koniec

Komentarze

Podobało mi się! Lekko napisane, nie rozwleczone. Było momentami absurdalnie, momentami zabawnie. Interpretacja konkursowego tematu ciekawa. Dobre dialogi, choć szwankuje ich zapis. Interpunkcja także mogłaby być lepsza.

Pozdrawiam! ;)

Wszystkie  Pani i Pan powinny być małą literą.

Zapis dialogów sprawdź w Hyde Parku .

Konwencja absurdu nie należy do moich ulubionych – w przypadku Twojego opowiadania również nie trafiło do mnie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

raniła czaszkę

hmm… jak już AŻ czaszkę, to chyba zalała się krwią, a nie żaden anioł

ławek z, których

przecinek przesunąć

główki dziewczynek, mających swoją pierwszą rocznicę

usunąć przecinek (inna sprawa, że to mających takie jakieś…)

jak jestem aniołem to gdzie mam skrzydła

wstawić przecinek

Tyle mi się chciało wypisać.

Zwłaszcza w pierwszej części sporo zdań prosiło się o porządną kosmetykę. Potem jakby lepiej. Ale wciąż, wybacz, technicznie poniżej przeciętnej. Dobra wiadomość jest taka, że nad tym można popracować, wystarczy pisać dalej.

A co do treści… ja akurat lubię absurd, lecz temu trochę brakuje do ideału. Opowiedziałeś jakąś historię, może tragiczną, może zwariowaną, ale nie dodałeś nic poza tym. Chociażby: plastycznych obrazów/skojarzeń (absurd często gra właśnie na nich), dojrzałych dialogów, tła, motywacji, opisów, głębi (relacja pobożnej matki i córki, której wmawia się, że jest aniołem, to całkiem dobry pomysł, ale nierozwinięty), związków przyczynowo-skutkowych itd. itp. Każdy z wymienionych elementów można pominąć i to bez szkody dla tekstu, gdy jednak brakuje wszystkich (lub zbyt wielu), to opowieść staje się obojętna dla czytelnika. W każdym razie tak tłumaczę to, że dla mnie była dość obojętna. Ale ja jestem tylko jednym z wielu.

Pozdrawiam.

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

Zakrawa na groteskę, ale z tych mniej zabawnych i nie do końca absurdalnych, za to dość tragicznych. I nie mam tu na myśli dramatycznego zakończenia.

Pomysł był, wykonanie, niestety, zawiodło. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą napisane zdecydowanie lepiej.

 

Miała dwa­dzie­ścia dwa lata i po raz czter­na­sty ubra­ła od­święt­ny strój by do­peł­nić co­rocz­ne­go obo­wiąz­ku. – W co ubrała strój???

Stroju nie ubiera się! Strój można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się weń lub wystroić się, ale nigdy, przenigdy, nie ubiera się stroju!

Za ubieranie stroju/ ubrania/ butów, grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwrócona do ściany i z rękami w górze!

 

– Czy może go Pani po­bło­go­sła­wić?– Czy może go pani po­bło­go­sła­wić?

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Wiola po­czu­ła jak na opusz­ku za­ci­ska­ją się drob­ne ząbki.Wiola po­czu­ła, jak na opusz­ce za­ci­ska­ją się drob­ne ząbki.

Opuszka jest rodzaju żeńskiego.

 

Z mie­cza­mi, klę­cząc, z bia­ły­mi skrzy­dła­mi.Z mie­cza­mi, klę­czące, z bia­ły­mi skrzy­dła­mi.

 

– Może Ci wy­ro­sną?– Może ci wy­ro­sną?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Po­sta­wa…, czy dobra? – Po wielokropku nie stawia się przecinka.

Ten błąd powtarza się w dalszej części opowiadania.

 

Nie wiem czy miecz bę­dzie dobry, ostat­nio ści­na­li drze­wa, pew­nie na kopie.. – Jeśli na końcu zdania miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli miał być wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Po­lu­je na Panią para czar­nych anio­łów. – Literówka.

 

– Tylko, że mam zmia­nę do 16.00.– Tylko że mam zmia­nę do szesnastej.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ma­mu­sia spoj­rza­ła zdez­rien­to­wa­na na córkę. – Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Zło dobrem, owszem jest. Gorzej z fantastyką. Teoretycznie coś takiego mogłoby się zdarzyć, ale niech będzie, że uznaję nieco naciągany motyw anioła jako bohaterki.

Matka bohaterki straszna, wręcz okropna. Ciekawa postać. Że też córka tak się daje… Pomysł mi się spodobał, nawet w miarę oryginalny.

Gorzej z wykonaniem – masz sporo błędów typowych dla początkujących. Błędny zapis dialogów, kulejąca interpunkcja. Ubrań się nie ubiera. Ty, pan itp. w dialogach piszemy małą literą. Tylko w listach dużą. No, można jeszcze dać kapitalik ze względów emocjonalnych, dla okazania szacunku i takie tam. Ale to raczej o Bogu, anioł się nie łapie.

Babska logika rządzi!

A już myślałem, że czytam opowieść o narodzinach jakiegoś komiksowego super bohatera…

Dzięki, uśmiechnąłem się dzięki Tobie, chociaż humor zaliczyłbym do gatunku "czarnego" :)

Lubię groteskę i początek narobił mi smaku na absurdalno-jadowity tekst. Niestety, cała siła tego pomysłu (swoją drogą, nie za bardzo inspirowanego "Angelusem"?) gdzieś się rozwiała. Ten związek z toksyczną matką, narastający absurd "kultowy"… wszystko to miało potencjał. Zabrakło dobrze dopracowanej fabuły, warsztatu językowego, może trochę odwagi. Mało groteski w grotesce, niestety. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Masz sporo błędów w zapisach dialogów. W Hydyparku jest instrukcja, jak je zapisywać poprawnie. Interpunkcja też szwankuje. A co do samej treści, mogłabym przekleić sobie komentarz Mirabell – widzę niewykorzystany potencjał, raz czy dwa się uśmiechnęłam, ale to trochę za mało.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nowa Fantastyka