- Opowiadanie: Kurei - Kości zostały rzucone

Kości zostały rzucone

Oto mój debiut oraz pierwsze zderzenie z science fiction, wypieszczone, wygładzone i wygłaskane do granic moich obecnych możliwości. Z pewnością pisanie wstępów nie jest moją mocną stroną, więc już szybko milknę i przekazuję Wam nieco mocniejszą stronę mojego kunsztu pisarskiego :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Kości zostały rzucone

 Aexo Palvodi otarł obolałą twarz ręką. Siedział na szczycie jednej z konstrukcji, której nie można już było nazwać budynkiem, w mieście, które z trudem można by nadal kwalifikować jako miasto i spoglądał w dół, na zdewastowane ulice. Racja, myślał o skoku. Nic innego mu nie pozostało, teraz kiedy został całkiem sam na świecie.

 No, prawie sam.

 Sapiąc i klnąc pod nosem w końcu na górę wdrapał się Wido Waldin, jedyna osoba oprócz niego, która w niewyjaśniony sposób zdołała przeżyć.

 Wido stanął na jednej z desek, westchnął ciężko i usiadł obok Aexo zwieszając nogi w dół. Siedemnastoletni albinos i trzydziestoletni złodziej siedzieli ramię w ramię.

 – I co teraz? – odezwał się w końcu mężczyzna.

 Aexo wydawał się wielce zafascynowany jednym z bloków, z którego powoli zaczęła osuwać się elewacja, jakby nie była niczym wzmocniona.

 – Aexo, co zamierzasz teraz zrobić?

 Normalnie o tej porze chłopak douczałby się na zajęcia w uczelni, na którą był stanowczo zbyt młody oraz, jak sam stwierdził, zbyt głupi i nadal zastanawiałby się nad przyszłą karierą. Prawdopodobnie, zupełnie tak jak teraz, Wido przyszedłby do jego małego domu, w którym zamieszkał jakieś dwa miesiące temu i przeszkadzałby mu na wszystkie możliwe sposoby. Waldin był jego sąsiadem i tak naprawdę jedynym przyjacielem, nawet pomimo różnicy wieku. Był. Czas przeszły.

 – Mógłbyś kurwa nie udawać, że mnie tu nie ma? – Wido zaczął się wściekać. Chłopak nie mógł powstrzymać małego uśmieszku.

 – Kim jesteś? – zagadnął, zupełnie nie zwracając uwagi na pytanie mężczyzny. – Tak naprawdę. Bez owijania w bawełnę czy kłamania.

 – Kiedy zauważyłeś, że kłamię? – Wido nie wydawał się zaskoczony, nigdy nie był niczym zaskoczony.

 Aexo milczał, więc mężczyzna westchnął, spojrzał w dół na ulicę daleko, daleko pod nimi, na ciemniejące powoli niebo i w końcu na chłopaka.

 – Przybyłem tutaj, żeby cię powstrzymać, nie pochodzę z twojego świata.

 Chłopak uniósł jedną brew, ale nie odezwał się, nadal wpatrując w blok. Kątem oka widział kamienną, pozbawioną uczuć twarz kogoś, kogo jeszcze nie tak dawno temu miał za przyjaciela.

 – Możesz mi nie wierzyć, ale to prawda. Kiedy towarzystwo do ochrony życia międzywymiarowego odnalazło cię i doszło do wniosku, że jesteś niebezpieczny, przysłali mnie tutaj. Miałem dopilnować, żebyś nie zniszczył populacji tej planety.

 – Mam takie drobne przeczucie, że coś spieprzyłeś – mruknął chłopak. – Więc co, jesteś jakimś policjantem z innego wymiaru, a teraz mnie zakujesz i zabierzesz do kosmicznego więzienia rodem z science fiction?

 – Co? Nie. – Twarz Wido nie drgnęła. – Jestem złodziejem, przecież mówiłem.

 Aexo skrzywił się okropnie i nachylił mocno. Reakcja Waldina była momentalna, złapał chłopaka za kołnierz miętowej koszuli i pociągnął do tyłu. Siedemnastolatek od razu wybuchł szaleńczym śmiechem, nie spuszczając wzroku z bloku, który pokazał już mu swoje wnętrze. Śmiał się panicznie i długo, naprawdę długo, przekrzykując odgłosy walących się murów i zdzierając gardło.

 Miesiąc temu, kiedy wymyślił co zrobić, aby świat stał się lepszy, nie potrafił tak się śmiać. Nauczył się tego dopiero wtedy, gdy ludzie zaczęli umierać.

 Wido nie puścił chłopaka, nawet gdy ten skończył niszczyć własne struny. Aexo przestał ufać temu człowiekowi dwa tygodnie i trzy dni temu, kiedy spróbował odwieść go od jego wspaniałego planu. Nie odezwał się.

 – Nie ufasz mi. – Podsumował złodziej. – A ja nie potrafię tego zmienić. Tylko nie rób głupich rzeczy.

 – Głupich rzeczy? – Aexo poczuł niewytłumaczalną wściekłość. Od dawna już nie potrafił zapanować nad własnymi emocjami, zdążył do tego przywyknąć. – Według ciebie popełnienie samobójstwa jest w tym momencie głupie? Wszyscy, których znałem, moja rodzina, nie żyją przeze mnie. Zniszczyłem całą planetę, a jedyną osobą, jaka się ostała, musisz być ty! I teraz utknąłem tutaj, na tym jebanym w chuj, kurwa, rusztowaniu, które było kiedyś czyimś domem, z tobą, pieprzonym kłamcą i wizją spędzenia w więzieniu reszty mojego pewnie i tak krótkiego życia, bo na bank też już jestem zarażony tym świństwem, które sam stworzyłem!

 Emocjonalne koło znów zawirowało i oczy Aexa nagle zaszły łzami. Chłopak nie potrafił tego opanować, więc prychnął i odwrócił twarz w drugą stronę. Wido nadal go nie puścił.

 Kończył się piękny, słoneczny dzień.

 Tak to było. WIK miał być lekarstwem, miał naprawić świat, który w oczach Aexo był podły i zniszczony. Został wyprodukowany w domu, z rzeczy, do których Aexo miał dostęp na uczelni, ale nie tylko. W końcu chłopakowi nigdy nie brakowało pieniędzy. Jeśli inteligentny, zdesperowany człowiek potrzebuje pieniędzy znajdzie je wszędzie – mawiał zawsze.

 Wielce Innowacyjna Kultura, Aexo nigdy nie był dobry w wymyślaniu nazw, stała się niezwykle popularna już po pierwszym dniu. Szczególnie wśród kobiet. Był to krem o doskonale kremowej konsystencji, który już po pierwszym zastosowaniu widocznie odmładzał skórę. Był to jeden ze skutków ubocznych, które, jak chłopak zdążył się już przekonać, z czasem miały się namnożyć.

 Prawdziwy cel WIK-u nie był tak powierzchowny. Zawarte w kremie elementy miały za zadanie przeniknąć do ludzkiej świadomości i, niezależnie od człowieka, na nowo posegregować jego wartości moralne. Te uznane przez Aexo za niepasujące do jego idealnego świata miały zostać odgrodzone od reszty i powoli usuwane z podświadomości. Po całym tym zabiegu, zastosowanym wśród wszystkich ludzi, miała zapanować jedna wielka utopia.

 Wszystko kroczyło ku lepszemu, gdy ludzie, zafascynowani nowym, upiększającym produktem, masowo go wykupywali. Aexo cieszył się z sukcesu, zdobywając inwestorów, rozbudowując niegdyś jednoosobową firmę i walcząc z pojedynczymi przeciwnikami. Kiedy zrozumiał, że nic już nie może pójść źle, zachorowali pierwsi ludzie.

 Z początku przypominało to chorobę umysłową. Ludzie, najczęściej przestępcy, trafiali do szpitali z wycieńczenia, dręczeni okropnymi koszmarami. Nie byli w stanie spać, jeść, wypróżniać się. Całe dnie spędzali na wpatrywaniu się w sufit bez jakichkolwiek oznak życia. Po jakimś czasie ich stan wracał do normy, zaczynali się ruszać, rozmawiać, ale nie mijał dzień, kiedy ich szaleństwo sięgało zenitu.

 Nagle tysiące ludzi popełniło samobójstwa. Wszędzie, na drogach, w mieszkaniach, nawet w szpitalach, umierali ludzie. Aexo już wtedy wiedział, że to wina WIK-u, ale doszedł do wniosku, że tak powinno być. W końcu umierali prawie wyłącznie przestępcy. Wyglądało na to, że nie dało się już ocalić ich moralności. Tacy ludzie nie byli potrzebni w jego doskonałej utopii.

 Kiedy zachorowała matka chłopaka, było już za późno.

 Spotkali się na pogrzebie ojczyma Aexo, który zmarł w pierwszej fali. Chłopak postanowił zostać kilka dni z matką, widząc, w jakim kobieta jest stanie. Jednocześnie mógł ją obserwować, obawiając się, że również nie przetrwa moralnej selekcji. Matka jednak nie okazywała żadnych znanych mu symptomów. Ostatniego dnia wizyty, gdy Aexo pakował swoje rzeczy, aby wrócić do obowiązków, kobieta usiadła w tym samym pokoju i zaczęła mówić. Mówiła długo, między innymi o rzeczach, które przed nim ukrywała, nawet tych najdrobniejszych. Mówiła o jej przeszłości, o ojcu chłopaka, tym prawdziwym, zwierzała się ze wszystkich drobnych grzeszków z jej życia. Kiedy chłopak stał już w drzwiach, przeprosiła go, ze łzami w oczach, tłumacząc, że domyślała się, co ojczym mu zrobił, ale bała się drążyć tematu. Aexo przyjął przeprosiny, przytulił ją, a po wyjściu zwymiotował.

 Kilka dni później skontaktował się z nim szpital. Jego matka zmarła.

 Jej ciało wyglądało okropnie. Skóra, mięśnie, odłaziły od kości płatami nawet po śmierci. Wyglądało to tak, jakby po prostu odkleiły się, jak stara tapeta, albo zostały przez coś odczepione i stopniowo usuwane.

 Chłopak od razu rozkazał wstrzymanie sprzedaży kremu, ale było już za późno. Coraz więcej ludzi umierało w ten sam, okropny sposób. Dodatkowo wyglądało na to, że WIK zaczął ewoluować.

 Wielu ludzi nie miało dostępu do kremu albo po prostu nie było nim zainteresowanych. Mimo to ci, którzy nigdy nie mieli styczności z tym środkiem, również zaczęli chorować. Wszyscy ludzie. Nie miało już znaczenia jak moralni i doskonali byli. Wystarczył niecały tydzień, aby wykończyć całą populację ziemi.

 – Aexo. – Głos Wido otrząsnął chłopaka z okropnych wspomnień.

 – Co?

 – Wygląda na to, że musimy naprostować kilka rzeczy.

 – Nie chcę z tobą gadać.

 – Chyba nie masz wyjścia.

 Chłopak wzruszył tylko ramionami, prostując plecy. Nie pomyślał nawet, żeby otrzeć wilgotną twarz,  od razu wrócił do obserwowania wciąż tego samego budynku. Szkieletu budynku.

 – Po co w ogóle chcesz mi cokolwiek wyjaśniać?

 – Nie wiem. Nie jesteś ciekaw? – Aexo odpowiedział milczeniem. – Tak myślałem. Zacznę od tego, że naprawdę jestem złodziejem. Służba u międzywymiarowych to tak jakby zajęcie dodatkowe. Takie hobby. I nie jestem żadnym policjantem, nie mam pojęcia, skąd ci to przyszło.

 – Żartowałem.

 – Oczywiście.

 – Możesz mnie puścić. Nie skoczę.

 Wido wzdrygnął się i powoli rozluźnił pięść, uwalniając pomięty kołnierz chłopaka.

 – Jak się nazywasz? Naprawdę.

 – Moje imię? No dobra. William Waldin. Ale wszyscy chyba od zawsze mówią mi Wido, więc nie krępuj się.

 – William „Wido” Waldin? Żartujesz sobie? Co to za głupie imię?

 – Nie, nie tym razem. A twoje imię brzmi dokładnie tak samo idiotycznie. Chciałbyś jeszcze coś wiedzieć?

 – Co będzie ze mną? To znaczy, wiem, że i tak umrę, ale co będzie wcześniej? Zostawisz mnie tutaj samego? Czy może wolisz zostać ze mną i nadal przyglądać się mojemu cierpieniu? Chyba że masz jakieś kuriozalne rozkazy, które nakazują ci cokolwiek? – Chłopak pierwszy raz od początku spotkania spojrzał bezpośrednio na Wido.

 – Mmm… Nie – westchnął złodziej, przeciągając się. – Moje rozkazy prawie dosłownie brzmiały: ten chłopak jest niebezpieczny, zajmij się nim. Zrób co konieczne. Po czym był krótki opis twojej sytuacji.

 – Czyli? Co masz zamiar zrobić?

 – Nie wiem. Niespodzianka? – Aexo parsknął jak wściekły kot, odwracając wzrok. Zamilkli na kilka chwil.

 – Powiedz – ciszę przerwał chłopak – czy to nie jest tak, że straciłeś pracę? No wiesz, zawaliłeś, planeta jest zniszczona, WIK prawdopodobnie rozprzestrzenia się po całym kosmosie. Mój wszechświat jest skończony.

 – Niby tak, ale wydaje mi się, że moi pracodawcy wiedzieli, że tak się to skończy.

 – Jak?

 – Oni, no cóż, wiedzą trochę więcej niż my.

 – Aha.

 – Hej, a rozważałeś może to, że nie jesteś zainfekowany? – Waldin wstał i znów spojrzał w dół. Budynek z pewnością miał ponad trzydzieści pięter. Nie był najwyższy w całym mieście, ale upadek i tak skończyłby się tragicznie.

 – Jak by to było możliwe? Przekalkulowałem każdą z opcji, wszystkie kończyły się w ten sam sposób.

 – Ale wiesz, jesteś stwórcą. Zaprogramowałeś swoje dzieło pod siebie, jesteś pewien, że zaraziłoby cię? – Mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko.

 – To tak nie działa. A zresztą, nawet jakbym miał przeżyć, to po co? Choćbyś był w stanie zabrać mnie ze sobą do jakiegoś innego wymiaru, to wolałbym zostać tutaj i umrzeć.

 – Jesteś tego pewien? – Zawadiacki uśmiech nie spłynął z twarzy Wido nawet na widok naburmuszonej miny Aexo. – Wstań.

 – Po co?

 – No chodź, wstawaj.

 – Nie chcę.

 – Chociaż zachowuj się, jak przystało na kogoś, kto przyczynił się do śmierci całej planety, dzieciaku.

 Aexo, mrucząc coś pod nosem, podał rękę mężczyźnie i wstał. Spojrzał na rusztowanie bloku, w które wpatrywał się cały wieczór. Słonce nie zaszło jeszcze całkowicie, oświetlając go pomarańczowymi promieniami.

 – Twoja twarz jest okropnie czerwona.

 – Może WIK zaczyna działać?

 – Może. Jak myślisz, gdyby ktoś postanowił skoczyć, jak długo by spadał?

 – Nie wiem. Pewnie nie dłużej niż minutę. Puścisz mnie w końcu?

 – Nie dłużej niż minutę… – Nie zwracając uwagi na chłopaka Wido spojrzał na zegarek na jego prawej ręce. – Chyba mam jeszcze minutę.

 – O czym ty mówisz, puszczaj mnie! – Chłopak spróbował się wyszarpnąć, ale bezskutecznie.

 William objął go wolną ręką pod pachami, mocno, wyciskając z niego oddech i ponownie nachylił się nad krawędzią budynku. Aexo również ujrzał to, co było na dole, daleko, daleko pod nimi. Droga zawalona samochodami, gruzem i resztkami, jakie pozostały po ludzkich ciałach. Wszystko to było ledwie widoczne i w jakiś sposób bardziej przerażające, niż gdy patrzył na to wcześniej.

 – Wido, posłuchaj – jęknął w panice, wbijając palce w skurzaną kurtkę mężczyzny. – To wszystko, co mówiłem albo wyglądało, że próbuję zrobić, to nie tak. Tak naprawdę nie chcę umrzeć. Szczególnie nie tak. Wido. Słyszysz mnie? Wido?

 – Słyszę. Ale nie słucham. Alea iacta est, dzieciaku.

 – Co?

 – Powiedzenie z miejsca, z którego pochodzę. Kości zostały rzucone. Trzeba było mnie słuchać jak tłumaczyłem ci, dlaczego nie powinieneś sprzedawać tego kremu.

 Kiedy jego stopy straciły podłoże Aexo wyrzucił z siebie najgłośniejsze, najbardziej soczyste przekleństwo w jego życiu.

 Nie lecieli długo, nie dłużej niż jedną małą minutę. Mimo to chłopakowi wydawało się, że spada całą wieczność.

 Wieczność bardzo szybko ponownie zamieniła się w kilka sekund.

 I oboje znikli z tego wszechświata.

Koniec

Komentarze

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję!

“w mieście, które z trudem można by nadal kwalifikować jako miasto“

Powtórzenie. Może lepiej: (…) kwalifikować tym mianem?

 Sapiąc i klnąc pod nosem w końcu na górę wdrapał się Wido Waldin, jedyna osoba oprócz niego, która w niewyjaśniony sposób zdołała przeżyć.

Oprócz kogo? Ostrożnie z podmiotem domyślnym, tutaj to wygląda jakby oprócz Wido wspiął się także Wido, co jest bez sensu. ;) Ten błąd się niestety powtarza w dalszej części tekstu.

Siedemnastoletni albinos i trzydziestoletni złodziej siedzieli ramię w ramię.

Ale który jest który?

 – I co teraz? – odezwał się w końcu mężczyzna.

Który mężczyzna, dwóch ich przecież jest. :v

Wido nie puścił chłopaka, nawet gdy ten skończył niszczyć własne struny.

Głosowe? Czy może śmiejąc się szarpał gitarę, o czym zapomniano wspomnieć w tekście? ;)

krem o doskonale kremowej konsystencji

Masło maślane.

Nagle tysiące ludzi popełniło samobójstwa.

Popełniło samobójstwo.

Skóra, mięśnie, odłaziły od kości płatami nawet po śmierci.

Nawet po śmierci? To domyślnie za życia skóra i mięśnie odchodzą od kości, a po śmierci nie? Coś tu ewidentnie nie pykło w tym zdaniu. I drugi przecinek zbędny.

 

 

Jeśli chodzi o fabułę. Temat konkursu potraktowałaś dość dosłownie, co niekoniecznie jest wadą. Aexo chciał zmienić świat na lepsze usuwając szkodliwe jednostki, nie wszystko poszło po jego myśli, wymordował całą ludzkość. Ok, jestem w stanie to kupić.

Ale na litość boską – KREM? Przecież to jest tak niedorzeczne… Może ta informacja mi umknęła, ale nie ma mowy o żadnym patogenie, który infekowałby kolejne osoby. Jest mowa tylko o tajemniczym mazidle, który wchłaniając się przez skórę zmienia ludzką osobowość, domyślnie niszczy mózg od środka. Mało tego krem ewoluuje (!), dostaje się do kosmosu (!!) i ma potencjał żeby wybić wszystko co żywe w całym wymiarze (!!!). Krem! Jestem wstrząśnięty. Żeby brać tę historię na poważnie, krem musi zamienić się w coś innego.

Dialogi wypadają sztywnie i nienaturalnie, można byłoby je zrobić lepiej. Niektóre wulgaryzmy także nie wiem, czy były konieczne. Ogólnie – bez szału, jak dla mnie.

Pozdrawiam!

 

Witam

Ciekawe opowiadanie i pomysł. Tylko krem, który zabija i wykańcza cały kosmos trochę dziwnie brzmi :)

Pozdrawiam

Uwaga, nadchodzę!

 

Racja, myślał o skoku. Nic innego mu nie pozostało, teraz(+,) kiedy został całkiem sam na świecie.

 

 Sapiąc i klnąc pod nosem w końcu na górę wdrapał się Wido Waldin, jedyna osoba oprócz niego, która w niewyjaśniony sposób zdołała przeżyć. ← mylisz podmioty zdania, zamiast oprócz niego napisz oprócz KOGO konkretnie, bo “niego” zdaje się odnosić do Wido

 

Wido stanął na jednej z desek, westchnął ciężko i usiadł obok Aexo(+,) zwieszając nogi w dół. Siedemnastoletni albinos i trzydziestoletni złodziej siedzieli ramię w ramię. ← wiem, że to zdanie ma przedstawić bohaterów, ale jest masłem maślanym: skoro Wido usiadł obok Aexo, wiadomo, że siedzieli ramię w ramię. 

 

Mógłbyś(+,) kurwa(+,) nie udawać, że mnie tu nie ma?

 

Bez owijania w bawełnę czy kłamania. ← masło maślane

 

Przybyłem tutaj, żeby cię powstrzymać,. nNie pochodzę z twojego świata.

 

kiedy wymyślił(+,) co zrobić, aby świat stał się lepszy

 

skończył niszczyć własne struny ← nie możesz zostawiać tego bez “głosowe”, bo jakie struny, od gitary?

 

 – Nie ufasz mi. – Ppodsumował złodziej.

 

I teraz utknąłem tutaj, na tym jebanym w chuj, kurwa, rusztowaniu, które było kiedyś czyimś domem, z tobą, pieprzonym kłamcą i wizją spędzenia w więzieniu reszty mojego pewnie i tak krótkiego życia, bo na bank też już jestem zarażony tym świństwem, które sam stworzyłem! ← za długie zdanie

 

Tak to było. WIK miał być lekarstwem, miał naprawić świat, który w oczach Aexo był podły i zniszczony.

 

człowiek potrzebuje pieniędzy(+,) znajdzie je wszędzie – mawiał zawsze. ← niepewny podmiot, kto zawsze mawiał?

 

krem o doskonale kremowej konsystencji ← bez jaj… krem o kremowe konsystencji? -_-“

 

nawet w szpitalach, umierali ludzie.

 

tak powinno być. W końcu umierali prawie wyłącznie przestępcy. Wyglądało na to, że nie dało się już ocalić ich moralności. Tacy ludzie nie byli potrzebni w jego doskonałej utopii.

Kiedy zachorowała matka chłopaka, było już za późno.

 

Skóra, mięśnie, odłaziły od kości płatami ← skóra nie może odłazić od kości

 

w ten sam, okropny sposób.

 

wilgotną twarz,  od razu wrócił ← wkradły się dwie spacje

 

skąd ci to przyszło. ← nie możesz tak tego zostawić, musisz napisać “do głowy”

 

 

Dialogi jeszcze kuleją, podobnie jak logika – ledwo co ludzie wymarli, a tu już szkielety budynków i ruiny :D Ale całkiem nieźle napisane, pomysł też ciekawy. Na pierwszy raz ja jestem zadowolona. Co do zawartości idei konkursowej, nie mnie się wypowiadać, zwłaszcza że sama mam problem z odpowiednim ułożeniem swojego opka.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Warunki konkursowe spełnione – takie zło dobrem, że trudno o wyrazistsze.

Trochę się krzywiłam przy kremie wnikającym do mózgu i zmieniającym umysł, ale niech będzie. Siedemnastolatek rozkręcający firmę i organizujący produkcję, ludzie masowo kupujący nowy produkt – nie brzmi to wiarygodnie. OK, taki miałaś pomysł. Z zawieszeniem niewiary nie zadziałało, ale akceptuję. Słabiej z fabuła. To, co przedstawiasz, to bardziej scenka niż opowieść. Zgadza się, poznajemy historię apokalipsy, lecz zabrakło mi paru wyjaśnień: czym kierował się Wido (co chciał osiągnąć w finale), a czym jego zleceniodawcy, dlaczego budynki zaczęły się rozpadać…

Doceniam dopieszczenie tekstu. Za to plus. Tylko dwóch facetów to „ob(ydw)aj”, nie „oboje”.

Babska logika rządzi!

Strona logiczna leży. Wyłożyła się na kremie, dopiero co zrujnowanym mieście (niby przez co?) i na siedemnastolatku który jest w stanie sprzedać krem wszystkim ludziom na świecie (nawet facetom).

Konstrukcja opowiadania tez mi trochę nie leży. Zaczynasz historię dość ciekawie, a potem wrzucasz historię chłopka, jakby na siłę próbując wytłumaczyć co się stało.

Jak na debiut, to nie jest źle. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Starałem się odebrać Twoje opowiadanie na poziomie idei, którą chciałaś przekazać i myślę, że jest bardzo głęboka. Ludzkość, którą dotyka epidemią moralności, nagle wymiera. Myśl świetna.

Rozumiem, że główny bohater jest rozchwiany emocjonalnie i ma ogromne poczucie winy. Myślę więc, że jego urywane / chaotyczne dialogi mają rację bytu. Podkreślasz to przez opis mowy ciała: podniesiona brew, niebezpieczne wychylenie się w stronę przepaści. Kierunek moim zdaniem słuszny. "Moralna selekcja" – to zlepek słów, który mi się spodobał :)

Ponad wszystkie zaproponowane korekty popraw "skurzaną kurtkę” przy końcu, bo bardzo Ci w niej nie do twarzy ;)

Opowiadanie składa się z dwóch, zupełnie innych stylistycznie wykonanych opowieści. tzn początek i koniec jakoś uparcie przypominają mi komiks/film Sin City – równie niespójne i apokaliptyczne; a środkowa część to jak Lem i jego… chyba dzienniki gwiazdowe? Ty wybierasz sobie konwencję opowiadania, ale zdecyduj się na JEDNĄ, zwłaszcza przy tak małej objętości.

Poza tym: wszystkie wątki wiszą w powietrzu… albo przychodzą nie wiadomo skąd, albo zaczynają się i idą nie wiadomo gdzie. Nic się ze sobą nie łączy i nic nie wynika jedno z drugiego.

Historia kremu jest bardzo przesadzona i nawet jeśli moja tolerancja na fantazjowanie w tematyce fantastyki jest na prawdę duża – to ni w ząb nie mogłem przełknąć tego kremu. Najbardziej zaskoczyło mnie, że kryminaliści smarują się kremem… ciekawe, choć mało prawdopodobne. A poza tym, czy to krem spowodował, że miasto waliło się, jakby właśnie nastąpił zmasowany atak rakietowy? Mocny krem…

Podsumowując: masz czasami niezłe fragmenty, jesteś chyba niezłą obserwatorką zachowań ludzkich, ale na razie nie potrafisz z tego stworzyć fabuły. Ale nie poddawaj się – każdy jakoś musi zacząć. Ja moich pierwszych opowiadań nie byłem nawet w stanie doprowadzić do środka, bo mi się wszystko sypało na starcie.

Powodzenia w kolejnych próbach!

Nie kupuję pomysłu, że krem spowodował zagładę. Nie przyjmuję do wiadomości, że sprawcą ogólnoświatowej katastrofy jest siedemnastoletni chłopak. Całość zdaje mi się mało wiarygodna, choć cień jakiegoś pomysłu dostrzegam. Nie najlepszego wrażenia dopełnia mierne wykonanie.

Mam nadzieję, że lektura Twoich przyszłych opowiadań dostarczy mi więcej satysfakcji.

 

usiadł obok Aexo zwie­sza­jąc nogi w dół. – Masło maślane. Czy mógł zwiesić nogi w górę?

 

Sie­dem­na­sto­la­tek od razu wy­buchł sza­leń­czym śmie­chem… – Sie­dem­na­sto­la­tek od razu wy­buchnął sza­leń­czym śmie­chem…  

 

Znisz­czy­łem całą pla­ne­tę, a je­dy­ną osobą, jaka się osta­ła, mu­sisz być ty!Znisz­czy­łem całą pla­ne­tę, a je­dy­ną osobą, która się osta­ła, mu­sisz być ty!

 

Mó­wi­ła o jej prze­szło­ści, o ojcu chło­pa­ka, tym praw­dzi­wym, zwie­rza­ła się ze wszyst­kich drob­nych grzesz­ków z jej życia. Mó­wi­ła o swojej prze­szło­ści, o ojcu chło­pa­ka, tym praw­dzi­wym, zwie­rza­ła się ze wszyst­kich drob­nych grzesz­ków ze swojego życia.

 

ale bała się drą­żyć te­ma­tu. – …ale bała się drą­żyć te­ma­t.

 

gru­zem i reszt­ka­mi, jakie po­zo­sta­ły po ludz­kich cia­łach. – …gru­zem i reszt­ka­mi, które po­zo­sta­ły po ludz­kich cia­łach.

 

wbi­ja­jąc palce w sku­rza­ną kurt­kę męż­czy­zny. – …wbi­ja­jąc palce w skórza­ną kurt­kę męż­czy­zny.

 

Aexo wy­rzu­cił z sie­bie naj­gło­śniej­sze, naj­bar­dziej so­czy­ste prze­kleń­stwo w jego życiu. – …Aexo wy­rzu­cił z sie­bie naj­gło­śniej­sze, naj­bar­dziej so­czy­ste prze­kleń­stwo w swoim życiu.

 

 I oboje zni­kli z tego wszech­świa­ta. – Piszesz o dwóch mężczyznach, więc:  I obaj zni­kli z tego wszech­świa­ta.

Oboje, to mężczyzna i kobieta.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Fabuła tak wydumana, że zgubiła się logika. Gdyby ten krem był na wesoło, dałoby się łyknąć, no ale to jednak nie parodia. Jeśli już coś zabija całą ludzkość, to warto przemyśleć, jak działa, a nie opisywać po łebkach i mieć nadzieję, że czytelnicy nie będą drążyć ;) Będą, będą. 

Te ruiny budynków rzeczywiście trochę bez sensu. Jak on zrobił ten "krem", co tam było, jak mu się udało na to wpaść (a nikomu innemu nie) – bo to jednak przełomowe odkrycie, czynnik zmieniający świadomość – skąd wziął kasę, nikt go nie próbował podkupić, zabić? Mnóstwo rzeczy do przemyślenia. 

 

Dialogi do dopracowania, są bardzo nienaturalne. Spróbuj sobie wyobrazić tę scenę jako film i "posłuchać", jak bohaterowie, w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźli, wysławiają się w ten sposób. Chce się iść na taki film? Moim zdaniem w ogóle postać złodzieja i jacyś władcy (czy co to tam było) z innych wymiarów tylko dodają tekstowi absurdalności. Po co? Czy to zmienia puentę? Szkoda, że nie poszłaś w inną stronę. Dlaczego najpierw ginęli pacjenci szpitali psychiatrycznych? Dlaczego matka opowiedziała to wszystko przed śmiercią? Co tak naprawdę zabijało? Ooo, to jest interesujące. Niestety, zostawiłaś zbyt dużo pola do domysłów, żadnych wskazówek. A przecież to jest świetny pomysł: serum moralności zabija, bo ludzie potrzebują swojego jungowskiego Cienia, swoich ciemnych instynktów. Albo: bo nie mogą sami ze sobą żyć (ale wtedy co z niemowlętami?). Albo coś innego. A chłopak? Fajny ten pomysł, że on przeżył, bo krem robił pod siebie, pod własną moralność. I znowu nie pociągnięty. 

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Pomysł z tym kremem jest absurdalny i szkoda, że reszta tekstu też taka nie jest, to mógłby być fajny tekst w stylu z serii Iona Tichego. Chyba największą zaletą „Kości…” jest warsztat. Pod tym względem to jest naprawdę przyzwoity debiut. Ale na przyszłość spróbuj coś bardziej fabularnego i prostszego. Chyba porwałaś się trochę z motyką na Słońce, pisząc od razu SF i to o takim „zasięgu” (przy czym jeszcze w takiej krótkiej formie). Wyszła z tego dziwaczna scenka, a nie w gruncie rzeczy opowiadanie.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i krytykę, która z pewnością przyda mi się w przyszłych opowiadaniach :)

Nowa Fantastyka