- Opowiadanie: Verdan - Aplikacje na receptę

Aplikacje na receptę

Witam! Odważyłem się na debiut w NF i mam nadzieję, że nie zawiodę czytelników. Zamierzam publikować więcej i częściej w przyszłości, ścigać literackie marzenia. Ciekawej lektury życzę!

- Sebastian Lepianka

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Aplikacje na receptę

 

Aplikacje na receptę

 

Cierpliwość Damiana została wyczerpana przez kolejne wideo z podskakującym pieskiem.

Jedną ręką chwycił się za twarz, drugą odganiał nachalne reklamy zachęcające go do zakupu koszulek, kubków i innych gadżetów z nowym, popularnym memem. W biurze każde piętro i dział miały swój workspace, więc w czasie przerwy w AR wirowały kolorowe heksy z wiadomościami, żartami, popularnymi tematami i jeszcze popularniejszymi komentarzami do nich. Byle zerknięcie od razu wywoływało drzewko zainteresowań oparte o twoje preferencje i podobieństwo do oryginalnej informacji. Wypełniało to przestrzeń biurową wirtualną, surrealistyczną, mozaiką znaków, figur geometrycznych i kolorów. Przypominało mu to wiekową animację o żółtej łodzi podwodnej. Nawet na maksymalnie ustawionej przezroczystości i wyciszeniu było tego tak dużo by Damian nie mógł przełknąć więcej.

Wstał gwałtownie od biurka.

– Idę zapalić! – Warknął w przestrzeń, ignorując zdziwione spojrzenia i kolejną falę wiadomości. Niestety jego własny program do obsługi Augmented Reality nie wykazał się wykrywaniem intencji i poinformował go uprzejmie o wszelkich możliwych wadach palenia, gotowy pokazać mu barwną prezentację z pobliskich chmur. Damian wyszedł na taras biurowca, czując się jakby wynurzył się z oparów obłoków. Uniósł głowę, spoglądając na miejską panoramę gdzie wcale nie było lepiej.

Powietrze wibrowało od dźwięków samosterujących się pojazdów typu seldri oraz od silników stada dronów, które miały własne powietrzne pasy w przestrzeni. Niektóre drony należały do masywnych modeli stacji streamowych nadających relacje na żywo z ruchu miejskiego i wydarzeń. W Warszawie świętowano jakiś ważny dzień Niezależnego Kościoła Matki Boskiej. W dole, nad ulicami, unosiły się również ekrany z informacjami o objazdach i trasie parady, budującej frustracje użytkowników i błędy w systemach seldrików.  Jak grzyby po deszczu wyrastały wirtualne konfesjonały. Kilka oferowało nawet mini-gierki, gdzie w zamian za rozliczenie z datków na tacę można było dostać specjalne bonusy. Na obserwatorów czaiły się reklamy promujące aplikację fastbapt. Wstąp już teraz do naszej wspólnoty, z wygodnego kąta w twoim domu! Wystarczy tylko… Reklama urwała się, kiedy trzy inne nałożyły się na jej okno i zmieszały ze sobą jazgotem.

Damian zamrugał i poczuł zawroty głowy. Odwrócił wzrok, kalejdoskop wrażeń wydawał się narastać z każdą sekundą. Wewnętrzne AI wyczuło, że ma okazję przywrócić poprzedni temat skoro użytkownik nic już nie ogląda. Zaczęło mu prezentować marki najbardziej optymalnych papierosów, dopasowane do preferencji smakowych, zapachowych, cenowych i pod ulubiony kolor Damiana. Z dostawą dronem do rąk własnych. Znów otoczyły go cyfrowe okienka.

Spojrzał na rozpoznawalne marki, wzdychając z lekką tęsknotą. Prawie rok już nie palił. Nie dlatego, że nadużywał, albo że bardzo mu szkodziło. W zasadzie od papierosów zaczęły się jego pierwsze objawy przesytu informacjami. Kiedy tylko otwierał paczkę albo kończył palić, sztuczna inteligencja starała się ciągle umilić mu życie.

Może opakowanie deluxe dla pana? Dodatkowy filtr? Nowa warstwa smakowa?/Najbliższy kosz z popielniczką znajduje się za dziesięć metrów w prawo./Widzę, że dzisiaj kończysz już piątego papierosa. W tym tempie wypalisz całą paczkę w ciągu czterech dni, czy chcesz zamówić już nową?/W miejscach publicznych palenie jest dozwolone jedynie w towarzystwie drona filtrującego, czy chcesz wynająć z pobliskiego punktu albo zakupić własnego?

Próbował sobie przypomnieć jak to było palić za szkolnych czasów, kiedy chowali się z chłopakami pod mostkiem w parku. Wtedy rzeczywistość rozszerzona ograniczała się do okularów i telefonów, a palenie było świętym rytuałem prywatności i buntu. Teraz sam ma syna który z buntu robi trend. Dorosły potomek lubi używki i nawet designuje sobie własne skiny do papierosów. Obecnie w modzie są miniaturowe smoki zionące kolorowym dymem.

Damian dryfując myślami nad miastem zalanym informacją i grafiką postukiwał nerwowo w barierkę tarasu i odczuwał narastającą tęsknotę. Oraz mdłości. Dawniej należał także do transhumanistycznej subkultury i zdecydował się pójść za nową modą. Wziął wielki kredyt na zrobienie sobie pełnej integracji z chmurą AR. Wszystkie urządzenia potrzebne do jej odbioru i przetwarzania znalazły się w jego organizmie, wspomagane przez nanomaszyny wędrujące z krwią. Zabawa dla bogaczy, która z czasem się rozpowszechniła, staniała. Skala rozwoju tej technologii przerosła jego wszelkie wyobrażenia. I teraz żałował operacji kiedy każdego dnia głowa mu pękała od nadmiaru wrażeń.

Niestety proces usunięcia nanomaszyn z krwi i oczu był równie kosztowny, jeśli nie droższy, od ich instalacji. Poza tym system AR był przydatny. To firmy komercyjne doprowadziły do nadużyć jego zasad. Z tym trzeba coś zrobić, przeszło mu przez myśl. Muszą być tańsze sposoby, lepsze. I nie mógł już zasłaniać się obojętnością i pogodzeniem z losem. Najwyżej weźmie nowy kredyt.

Kierując się gwałtownym natchnieniem wybrał okno apteki.

– Dzień dobry, po ile chodzą blokady lub personalne filtry reklamowe? – zapytał uprzejmie wirtualną twarz ekspedientki, ignorując przy tym boczne okienko z pytaniem „spersonalizuj swoją obsługę?”. Dłonie Damiana zaczęły się lekko pocić, kiedy pomyślał ile go to może kosztować. Nowoczesne leki i wirtualne aplikacje medyczne były bardzo skuteczne, ale płaciło się odpowiednio do jakości.

– Proszę podać kod z recepty – odpowiedziało AI, uśmiechając się bardzo podobnie do żony Damiana. Musiało podłapać wyraz twarzy z rodzinnego profilu społecznościowego.

– Hm… nie ma jakiś aplikacji bez recepty? – Przesunął palec na okno zdalnego wybierania, przebiegając wzrokiem przez listy produktów. Większość nic mu nie mówiła, a nie kusiło go aby obejrzeć proponowane reklamy do każdego z nich.

– Aplikacje jakich pan szuka są wydawane wyłącznie za polecenie lekarza. Proszę wpisać kod. W razie problemów z wyświetlaniem okien AR aplikacje mogą nie być wymagane. Proszę dostosować ustawienia lub użyć funkcji „minimalne”. W razie problemów z bólem oczu proszę otworzyć dział optyczny. W razie…

– Jakaś paranoja. – Machnięciem ręki wyłączył aptekę i z menu szybkiego wybierania znalazł prywatnego lekarza rodziny. Minimalne funkcje, jasne. Niby regulacje prawne wymagały od każdej firmy w AR dostosowania pod normy ogólnoświatowe, żeby nie zanieczyszczać rzeczywistości, ale naciski korporacyjne zmieniały to we fraszkę. Pasek ustawień przezroczystości i głośności zmniejszał się co update.  

– Doktor Janusz Huba, słucham. – Odebrała żywa osoba, w lewitującym oknie wyświetlała się przystojna twarz okryta smukłymi goglami okulusa medycznego. Głowę lekarza otaczały aureole informacji, dające między innymi do zrozumienia, że w tej chwili zajęty jest obsługą skanu pacjenta w klinice. Różne warstwy aureoli pokazywały też najlepsze komentarze od klientów, dyplom i wyróżnienia ze szkoły medycznej, oraz jego ranking w popularnej grze typu MOBA. Po nimbach biegały animacje kreskówkowych grzybków, jak z wciąż modnych gier o hydrauliku Mario.

– Hej, Hubek – rzucił poufale Damian, opierając się o balustradę i przesuwając okna rozmowy gdzieś na niebo, by nie nakładały się na miejską panoramę i las grafik. – Śmieszna sprawa. Chciałem w aptece kupić adbloka, a oni mi tu o receptę trują.

– Stare adbloki dawno już wyginęły, ty pryku. – Uśmiechnął się Doktor. Na krawędzi widoczności manipulował jedną dłonią na niewidocznych ekranach. Damian zrobił lekkie powiększenie i zauważył fragment smukłej stopy w pantoflu, wystającej spoza kadru. – Po drugie, nikt tu nie truje. Takie przepisy.

– Ładna? – Damian obrysował palcem fragment stopy. Doktor przekrzywił głowę, nie zmieniając wyrazu twarzy. Ciekawe czy pacjentka na niego patrzy czy ma głowę wsadzoną w jakieś urządzenie, dumał. Jeden z animowanych grzybków obrócił się do Damiana, wyświetlając cyferki 7/10 i puszczając oczko. – Brrawo. Dobra, dałbyś radę mi receptę zmajstrować? Tak po staremu, oddam w procentach. Może syna też poproszę, by ci jakiś skin zlepił. Na co chcesz.

– Dami, tak się nie da. – Janusz skrzywił się lekko. Najwyraźniej skończył skan, bo zgrabna stópka zniknęła z widoku i doktor zmienił ułożenie w fotelu, wpatrując się teraz prosto w okno rozmowy. Pozostawał w okulusie, co nadawało mu mechaniczny, poważny wygląd w otoczeniu surrealistycznego i kreskówkowego nimbu. – Nie chorujesz na epilepsję. Nie należysz do żadnego związku wyznaniowego, który mógłby mieć pretensje o otrzymywane treści. Nie jesteś weteranem z PTSD. Prawo jazdy masz tylko do seldrików. Mam wymieniać dalej?

– Nic nie dałoby się podciągnąć?

– Nie spełniasz żadnych wymagań, a wystarczyło mi tylko zerknąć do twojej bazy danych. Poważniejsze instytucje wykryją przekręt jeszcze szybciej. Nie będę ryzykował za skórkę i flachę, że odbiorą mi wszystko. Za nielegalny filtr korporacje policzą straty z każdej zablokowanej reklamy. Prędzej zrobisz sobie nowe prawko niż wysępisz receptę… – urwał, unosząc palec i coś przesuwając na niewidzialnej ścianie. – Wróć, nieważne. Nawet jakbyś jeździł tirem dostawczym to byłbyś czysty. Nie masz żadnej widocznej wady wzrokowej, ani uszkodzenia w ośrodku nerwowym, by uzasadnić filtry. Może zapisz się do sekty?

Damian zerknął na ulice w dole. Jedna z cyfrowych wizualizacji trasy parady reklamowała się krótką, stylizowaną, animacją samolotu męczenników i papieża-diabła który polował na niego z widłami.

– Postoję.

– I tyle. – Huba wzruszył ramionami. – Skąd ci się to w ogóle wzięło? Co jest złego w ustawieniach minimalnych?

Damian zwiesił głowę i mamrocząc klątwy pod nosem zgasił okno bez pożegnania. Pokonany, z opuszczonymi ramionami poczłapał z powrotem do biura. Opadł ciężko w fotel.

I tak już prawie skończyła się przerwa.

Porządkował dalej tablice zleceń i kontaktów, kiedy poza kanałem służbowym mrugnęło mu okno prywatnej wiadomości. Odruchowo chciał je odrzucić, jak każdy inny nachalny mem z biurowej wspólnoty, gdy zobaczył ikonę nieznanego nadawcy. System nie powinien przepuszczać spamu ani niebezpiecznych wiadomości, pomyślał. Otworzył, dając się pokonać ciekawości.

 

Temat: Uwolnij rzeczywistość

Hej. Apteki i lekarze to korpodziwki. Po godzinach pracy wpadnij do parku Królikarnia, ustaw status wyczekiwania na znajomego i poczekaj. Są alternatywy dla głodnych reala.

 

Damian czym prędzej skasował wiadomość ze skrzynki, jednocześnie wydając polecenie skanu. AI poinformowało, że nie doszło do żadnego ataku ani zaśmiecenia systemu. Marszcząc brwi splótł palce na brzuchu i zagapił się w ekran.  

 

***

 

Do końca dnia pozostawał rozproszony, rozważając czy pod wpływem impulsu i stresu nie popełnił właśnie okrutnego głupstwa. Dlatego kazał seldri zaparkować bliżej stacji metra niż parku. Na wyznaczone miejsce ulicę dalej przeszedł piechotą, by zminimalizować podejrzane ślady w logach samochodu. Sam przyszykował szybkie wybieranie najbliższego patrolu policji, zawiesił je jako ikonkę na krawędzi wzroku. Myślał o tym, że przydałoby mu się pozwolenie na broń. Gdyby je posiadał drony dostawcze mogłyby mu ściągnąć gnata w ciągu kilku minut. Może zamiast tego wystarczy paralizator?

Nim zdecydował się poszukać sklepu do samoobrony już stał pod zabytkową, białą bramą parku. Otaczała ją wirtualnie upiększona kopia z herbem rodu właścicieli i stylizowaną nazwą. Pod nią przechodziły cyfrowe, losowo generowane, postacie w strojach z czasów saskich. Wchodząc, mijał lewitujące teatralne afisze i masywną bryłę drona strażniczego. Maszyna pozdrowiła go po angielsku, z mocnym polskim akcentem. Damian udał się na lewo, do mostku wiszącego nad ścieżką poniżej. Ignorował przy tym rzeźby i kolumny ozdabiające trawniki, wraz z ich wirtualnymi przewodnikami, sponsorami i dodatkowymi atrakcjami. Każda twardo próbowała przyciągnąć jego uwagę. Biorąc oddech ustawił status na oczekujący spotkania i wybrał fioletową aureolę, przygaszając za to pozostałe pierścienie informacyjne. Pod stopami wyświetlił mu się krąg w dopasowanym kolorze.

Oparł się o murek, oglądając w dole animację polowania na króliki. Widok śpieszących się białych zwierzaków przywołał jakieś odległe skojarzenia.

Chcesz wziąć udział w rekonstrukcji saskiego polowania na zwierzyniec? Za jedyne…

Klnąc, Damian zacisnął pięść w geście zamykania okien.

– Hej. – Obok niego oparł się nieznajomy, ubrany w nierzucające się w oczy dżinsy i kamizelkę. Jego status pokazywał, że szuka kogoś. Większość aureol obcego była pusta i po prostu się świeciła w jasnych i ciepłych barwach. Jedna wyświetlała serię mądrze brzmiących cytatów, które nic Damianowi nie mówiły. Ostatnia warstwa była przyozdobiona oficjalnym skinem doktoratu, ale brak było informacji w jakiej dziedzinie zasłużył i gdzie go zdobył. Obcy był wysoki, o karnacji latynoskiej, a przystojną twarz otaczał zarost z pasmami siwizny. Damian nie spodziewał się kogoś starszego od siebie i gapił się chwilę, nim odzyskał głos.

– Uch, słuchaj, nie mam doświadczenia w takich sprawach – podrapał się po karku, rzucając nerwowo spojrzenia na boki.

– Przestań. Brzmisz jakbyśmy się umówili na zdradę żon! – starszy mężczyzna wyszczerzył zęby. Mówił po polsku, bez żadnego akcentu.

– Dobra, o co chodziło z wiadomością? – Okno szybkiego wybierania numerów alarmowych pulsowało kojąco w oczach Damiana, dodając mu otuchy. Poza tym, gdyby dowolna osoba spoza kręgu znajomych wykonała agresywny ruch, system sam powinien zareagować i wezwać służby.

– Szczerze i prosto? Śledzimy linie aptek i kiedy odmawia się potrzebującym, buntujemy się. Mów mi Easy. I mogę dać ci to czego szukasz.

– Istnieje czarny rynek adbloków? – Brwi Damiana podjechały do góry. Easy wywrócił oczami.

– Raczej inicjatywa hakerska. Nie sprzedajemy software, bo po co. Aplikacja jest trochę misz-maszem na podstawie programów do leczenia urazów psychologicznych, kościelnej cenzury, i filtrów dla pilotów.

– I mam uwierzyć, że nie jest to jakaś podpucha do zawirusowania mnie?

– Chcesz, to skanuj mi system – rozłożył ramiona. – Chcesz, to wezwij policję, ale po prostu się wymknę i guzik będziesz miał. Oferuję ci, za darmo, narzędzie do uwolnienia się od niesprawiedliwości. Dotkniesz mnie i pobierasz, aplikacja jest zapisywana prywatnie i nie egzystuje w chmurach. Oszukuje skanery, jest bezpieczna i nie podlega regulacjom jak te płatne. W razie update sama wskaże ci możliwy punkt do pobrania.

Damian nie wahał się skorzystać z szansy na skanowanie. Użytkownik o nicku „Easy” wciąż nie upubliczniał żadnych prywatnych danych, ale był wolny od niebezpiecznych środków. Nie widniał też na listach gończych i alertach terrorystycznych. Mimo to Damian patrzył wciąż jakby jego zwykłe, organiczne oczy mogły wykryć pułapkę. Pod mostem cyfrowe psy ujadały głośno za zwierzyną.

– Żadnych haczyków?

– Żadnych. Program może być po prostu niedoskonały, to domowa robota. Nie radziłbym za dużo gmerać w ustawieniach, żeby uniknąć błędów. – Easy wyciągnął opaloną, silną dłoń. – Wielu jest takich jak my, zmęczonych nadmiarem informacyjnego śmiecia. Lub żałujących dawnej lekkomyślności, która ogołociła nas z fortuny. A potem jeszcze więcej ludzi doiło z nas gotówkę. Powinniśmy mieć prawo powiedzieć „nie”.

Damian uniósł niepewnie dłoń.

 

***

 

– Jednego dnia narzekasz na całą sieć. Drugiego siedzisz po uszy w jakiejś aplikacji. – Ela westchnęła na łóżku, odrywając wzrok od lewitującej ramy cloudbooka. Palcem zarysowała zakładkę w tekście. Jej nimb projektował błękitne kolory, wizualizując miniaturki grafik zawartych w powieści. Tym razem czytała kryminał, wokół jej głowy powtarzała się scena jak zamaskowany mężczyzna porywa nastolatka. Wszystko w nastrojowej miejskiej scenerii.

– To ostatni raz. – Damian wciąż siedział w salonie mieszkania, z oczami zawieszonymi na oknie nowej aplikacji. Program Easy’ego działał bez zarzutów. Był czysty, miał idealnie podrobione identyfikatory. Inni ludzie nie mogli odkryć jego obecności, póki Damian aktywnie nie blokował wysyłanych komunikatów.

– Lekarz przypisał mi nową apkę – kontynuował odpowiedź, czując pełną pretensji ciszę z sypialni. Chyba powinien zacząć wymyślać jakąś wiarygodną chorobę. – Na stres w pracy, muszę ją ogarnąć… mam nadzieję, że nic się nie pogorszy.

– Z Hubkiem gadałeś?

Ach, szlag.

– Um, nie. Był niedostępny i zajęty pacjentką. Obsłużyło mnie AI.

– Oczywiście, że pacjentką! – prychnęła Ela i obróciła się na łóżku. Damian odetchnął dyskretnie. Lepiej nakłamać, a potem znaleźć odpowiednią chwilę na wyjaśnienie żonie, czemu ściągnął nielegalną aplikację do AR.

Może powinien się po prostu podzielić programem? Syn może odmówić, AR to już świat jego pokolenia. Mieszkanie młodego ma trzy razy więcej ozdób wirtualnych niż jakichkolwiek innych. Za to Elena powinna docenić możliwość wyciszenia się.

Damian już doceniał. Spojrzał za okno, oglądając czystą panoramę nocnego miasta. Rzędy neonów błyszczały na czarnych sylwetkach budynków. Inteligentny asfalt oddawał słoneczne światło czysto, bez warstw cyfrowych wizualizacji. Nawet jak człowiek zagapił się na dowolny billboard reklamowy, to wyświetlał on tylko domyślną prezentację. Żadnych wyskakujących okienek, które wyczuwały ludzką uwagę. Mógł nawet użyć szczoteczki do zębów i nie przejmować się, że zaraz lustro go zapyta czy kupić nową, bo ta ma 60% zużycia.

Świat wciąż był głośny, kolorowy, pełen komercji. Ale nikt mu jej nie wciskał w twarz. Póki co mógł chronić swoją prywatność zdalnie, zaznaczając pojedyncze elementy AR jako niepożądane. A program zapamiętywał wybór, filtrując potem podobne treści dla wygody użytkownika. Damian będzie musiał znaleźć opcję tworzenia wyjątków, na wypadek gdyby zablokowało mu coś co akurat rzeczywiście chciałby zobaczyć.

Uśmiechnął się, przeglądając zaawansowane opcje. Zmiana filtrowanych warstw? Chyba nie o to chodziło. Nie mógł niestety znaleźć żadnej informacji o większości funkcji, ani zlokalizować wyjątków. Easy nie pomyślał o pliku pomocy. Nawet nie umieścił staroświeckiej instrukcji obsługi.

Kiedy w końcu zmęczenie zaczęło się o niego upominać, Damian nie mógł zasnąć. Obracał się z boku na bok, rozglądając po mieszkaniu zalanym światłem nocnej Warszawy. Szczególnie okno sypialni otaczała słaba, drażniąca, zmiennobarwna łuna. No tak, ten cholerny billboard naprzeciwko. Był fizyczny, więc aplikacja nie miała na niego wpływu. Za to musiała zablokować arealne żaluzje domu. Czy to przez to, że wyłączył wizualizacje na szybach sąsiadów, czy przez zablokowane powiadomienia o nowych apkach domowych?

Szybkie wybieranie, otwarcie menu filtru. Czy gdzieś jest lista blokowanych programów? Niemożliwe, za dużo by tego było. Program działa na bieżąco, korzystając z procesora wszczepu Damiana i proste AI pilnowało tylko jego preferencji blokad. Przesuwał palcem po powietrzu, przeskakując rzędy kodu i poleceń, ale nie znajdywał nigdzie czegoś co trzymało jego żaluzje. Stłumił przekleństwo by nie budzić małżonki. Pod wpływem impulsu zaczął przełączać wszystkie opcje po kolei, patrząc czy coś się zmienia.

Metodą prób i błędów w końcu sprawił, że za oknem zrobiło się ciemno.

 

***

 

W ciągu kolejnych dni poczuł się znacznie lepiej, jakby ktoś zdjął mu duży ciężar z ramion. Rzeczywistość rozszerzona została wygładzona i oczyszczona z permanentnego szumu. Damian zaczął patrzeć na otaczającą go przestrzeń bardziej świadomie, dostrzegając detale w otoczeniu które mu wcześniej umykały. Był wolny od wszechobecnych ekranów i ciągłej walki z nimi o moment prywatności. Nawet wrócił do palenia, odzyskując dawny spokój z każdym pociągnięciem nikotyny. Świat znów był piękny.

Jak co dzień jechał do pracy w swoim seldri, posłuszny automat samochodowy prowadził go pasem inteligentnego asfaltu. Rozkoszował się cichą muzyką, smakiem tytoniu i czystym widokiem za oknem. Wóz stanął delikatnie na czerwonym świetle, przepuszczając falę ludzi. Wszyscy o nieobecnych spojrzeniach, lub oczach i dłoniach tak rozbieganych jakby ogarnęła ich jakaś choroba. Uśmiechnął się z politowaniem. Wtedy zauważył, że jest coś nie w porządku z ich nimbami informacyjnymi. Damian nie blokował ich wyświetlania, czasem się przydawały przy kontakcie z kimś nowym albo do dyskretnej komunikacji. Przysunął się bliżej, wytężając wzrok. AI zdalnego samochodu odgadło jego intencje i zrobiło na szybie zoom.

Zwykle kiedy zbierał się większy tłum wszechobecne aureole zlewały się w lewitującą nad głowami masę informatycznej chmury. Błyskała wtedy żywymi kolorami i grafikami, jak burza na niebie. Tym razem barwy były bardziej kwaśne i psychodeliczne. Damian odnosił wrażenie, że nad niektórymi z przechodniów wizualizują się spoty komercyjne, tylko jeszcze bardziej wykrzywione i pełne zakłóceń. Błąd graficzny?

– Nie, nie, nie. – Szybkie wybieranie. Ustawienia. Kiedy to się zrobiło? Nie chciał być zmuszany do kasowania wygodnej aplikacji, ani blokowania aureoli. Palcem wybrał okno warstw, zakładając, że pewnie doszło do jakiegoś nałożenia się grafik. Pasek poziomu filtrowania był przesunięty głębiej niż zapamiętał, a obok mrugała funkcja inteligentnej adaptacji blokady. Przypomniał sobie, jak w złości na billboard przestawiał różne opcje. Zaklął. Musiał włączyć jakieś wadliwe AI czy bota, który blokował samodzielnie. Spróbował cofnąć.

Operacja niemożliwa.

Zaciągnął się, gapiąc w okno komunikatu i wypełniając wnętrze wozu dymem. Seldri w tym czasie zamruczał silnikiem i ruszył dalej. Może to wcale nie jest powiązane? Przesunął pasek warstw o stopień dalej i spojrzał na chodniki, by obejrzeć efekt eksperymentu.

Kwaśność kolorów nasyciła się i wydawały się teraz ściekać po głowach i ramionach użytkowników, jak zmywana farba albo rozlany kwas. Przechodniom z oczu wyrastały gęste, matowe wstęgi. Te wirtualne arterie tworzyły las połączeń z otoczeniem, sięgając między ludźmi do unoszących się reklam czy wysoko w niebo. Rozrastały się po całym mieście.

Damian z lękiem dotknął podobnych linii wiszących mu przed twarzą, łączących go z całym samochodem. Nawet jego papieros był nimi opleciony, a część z tych żył wyrastała z ust Damiana.

– Ja pierdolę! – Spróbował ponownie cofnąć operacje w ustawieniach aplikacji, machając gwałtownie dłonią. Bez zmian. Jeśli to jakiś chory dowcip, to urwie Easy’emu jaja. Zawahał się widząc swoją dłoń. Pokryta była spływającymi, chorymi, barwami. Jakby kolor przelewał się z przestrzeni i właśnie wsadził rękę w jego strumień.

Wyczuwam gwałtownie przyśpieszoną pracę serca i rosnący poziom stresu. Czy chcesz zjechać, aby zaczerpnąć powietrza? Czy chcesz udać się do szpitala?

Komunikaty od jego seldri unosiły się przed oczami Damiana, ściekając po kilku z łączących ich żył. Wirtualne okna były ledwo widoczne i w sposobie ich wyświetlenia było coś niepokojącego. Zauważył też, że gdy się pojawiły, wyrosły mu nowe żyły które wychodziły poza auto.

– Zjedź na miejsce parkingowe. Potrzebuję przerwy – wyszeptał, osuwając się głębiej w fotel. Trudno, spóźni się do pracy, ale musi uporać się z tym błędem. Matowe linie rozwinęły się dookoła samochodu, wczepiając się jak macki pod asfalt. Seldri zmienił pas ruchu.

– Zgaś szyby – dodał, odcinając się od niepokojących widoków rosnącą czernią okien.

Pewnie jakiś rodzaj wirusa, stwierdził. Niedopalony papieros włożył do popielniczki. Z gasnącego tytoniu próbowały wyrosnąć nowe żyły, ale tym razem zostały odcięte kiedy ledwo co wynurzyły się nad powierzchnię bibuły. Damian zmarszczył brwi i znów rozejrzał się po samochodzie, tym razem dostrzegając więcej niedorobionych linii brutalnie urywanych, kiedy próbowały urosnąć. Lub dostać się do seldri i samego Damiana, przebijając się przez materię wozu. 

Spojrzał na wciąż wyświetlający się pasek filtrowanych warstw. Najwyraźniej im głębsze ustawienie, tym lepiej widział działanie programu. Może będzie w stanie zobaczyć jego ukryte funkcje, jeśli przejdzie dalej. Może obnaży cały kod i będzie mógł go naprawić. Posłuchał impulsu, przesuwając pasek o krok dalej.

Coś gwałtownie uderzyło w okno.

Zdumiony wytrzeszczał oczy na przyciemnione szkło wozu. Stukoty powtarzały się, a do nich dołączyły się odgłosy drapania po metalu. Dźwięki delikatnej muzyki z radia zostały również zniekształcone, przybierając formę tłumionego szeptu.

– To tylko halucynacje – powtarzał sobie, otwierając szerzej okna aplikacji. Ociekały czymś, jak rama obrazu zanurzona w syropie. Zostawiały psychodeliczne plamy na siedzeniu i podłodze wozu.

Z popielniczki wyłoniła się mała, czarna i kanciasta łapa. Szponami mniejszymi niż paznokcie Damiana próbowała go szarpnąć za łokieć. Coś urwało jej palce nim zdążyły się zbliżyć. Z dogasającego papierosa dobiegło wściekłe zawodzenie, ale zaraz potem zaczęły wyrastać kolejne pazury.

– Ja, kurwa, pierdolę! – Damian odskoczył na drugą stronę samochodu. Ręką uderzył przycisk zdalnego czyszczenia popielniczki. Otworzyła się klapka która zassała niedopałek, razem ze stadem wściekłych łap.

Proszę nie wykonywać gwałtownych ruchów ciałem w trakcie jazdy, upomniał go wykrzywiony głos samochodu. Z deski rozdzielczej wystrzeliły cienkie żyły z hakami, wbijając się w twarz i oczy Damiana. Nie blokował komunikatów bezpieczeństwa z wozu. Zapomniał też, że odpalały one wizualizacje firmy ubezpieczeniowej.

W rzeczywistości pojawiły się pęknięcia, wyświetlające potencjalne formy wypadków i ludzi wywożonych do szpitala. Filmik ignorował fakt, że obecnie drogi są niemal stuprocentowo bezpiecznie i twardo prezentował powszechne urazy. Brutalnym zdjęciom towarzyszyły listy cen i wyjątków. O ile same wideo nie uległo większej zmianie, to tekst wwiercał się w uszy.

Zostawimy cię umierającego, bój się, płać by nie myśleć. Twoi bliscy zginą. Bój się. Płać. Nie myśl. Stracisz wszystko. Bój się. Płać. Nie myśl…

 – Dość!

Proszę się uspokoić. Takie zachowanie może zdezorientować innych użytkowników drogi…

Blokuj!

Wyrwał haki z twarzy, odrzucając pęk wirtualnych żył. Seldri włączył komunikaty awaryjne o zagrożonym stanie użytkownika, przez co pozostałe zdalne pojazdy automatycznie ustępowały mu pierwszeństwa. Kilku kierowców na ręcznym sterowaniu zatrąbiło gniewnie, zaskoczonych nagłą zmianą w ruchu. Damian skulił się chowając głowę w dłoniach. Próbował ignorować odgłosy szarpania i drapania za szybą. Oddychał szybko, starając się nie czuć dziwnego pieczenia na twarzy. Od ran których naprawdę nie miał.

Kiedy samochód zatrzymał się na poboczu Damian odzyskał trochę równowagi. Przecież rozwiązanie było proste. Otworzył okno systemowe i wymusił reset aplikacji Easy’ego, a potem twarde zamknięcie.

Wymuszenie zatrzymania aplikacji może spowodować wystąpienie błędów.

OK!

Okna aplikacji zgasły jak ścięte, rozchlapując resztki kolorowego śluzu.

Powinieneś wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza, powróciły komunikaty samochodu. Drzwi się uchyliły. Kiedy tylko postawił krok, nagle znalazł się między dwoma strumieniami czarnych danych. Jeden wynurzał się z samochodu i Damian widział urywki komunikatów wzywających karetki, drugi zaś nadchodził z zewnątrz, przytłaczając go stadem reklam, informacji codziennych i ogłoszeń dotyczących ulicy na której wysiadł.  Osłonił twarz ramionami i w blasku dnia, który był teraz straszliwie oślepiający, przypadkiem uchwycił kątem oka słup informacyjny, który natychmiast zaatakował go ostrzami i łańcuchami.

Rozchorujemy cię i płać nam, żeby to cofnąć. Patrz jak źle jest na świecie, bądź bezradny i podatny. Kupuj, by czuć się lepiej. Pracuj, by zdychać, krzyczały końcówki wbite w jego ciało. W krótkich szarpnięciach zaczęły go przyciągać bliżej, wyciągając go z potoku informacji jak rybę ze strumienia. Na końcu żyłek widział kłapiące paszcze okien reklamowych kuszących promocji. Zawołał o pomoc.

Ludzie na ulicach otaczani byli chmurami reklam, których postacie i produkty wbijały kły i szpony w czaszki użytkowników. Ignorowali go albo rzucali mu pełne pogardy spojrzenia, zaraz potem robiąc krótkie zdjęcie i dodając go do listy potencjalnych zagrożeń na ulicy. Z przedmiotów które nieśli wyrastały kolejne czarne stwory, wchodzące ludziom pod skóry. Kilka wyrastało też z samego betonu i innych zaparkowanych samochodów. Wiele już biegło w jego kierunku, sadząc nienaturalne susy na czterech łapach.

Krzycząc z bólu, drżącą rękę zanurzył w oleistej rzeczywistości swojego własnego systemu. Wydobył z otchłani aplikację filtrującą, jakby ściskał w dłoni garść wnętrzności.

Włącz!

Bolesne haki i kły wypadły z ciała Damiana, a wiele koszmarów cofnęło się odrzuconych niewidzialną siłą. Kilka rozprysło się, zostawiając po sobie oleiste kałuże.

– Proszę pana? Wszystko w porządku? – W końcu podeszła do niego jakaś kobieta, z czaszką po której spływały resztki twarzy przeżartej chemią. Odtrącił ją i odbiegł, ciągnąc za sobą żyły, łączące go jeszcze z seldri.

Gdzie się nie ruszył, atakowały go łańcuchy, kolce i szklane stwory. Uderzał w nie rękoma, po czym rozkruszały się lub wybuchały. Przy każdym ciosie przed oczami migał mu krótki komunikat aktywnej blokady.

Zawirusowało mu cały system. To jedyne wyjaśnienie. Jedyne.

Spojrzał na reklamę na wieżowcu wyświetlającą tylko napis ŻRYJ. Budynek za hasłem był zbudowany z podobnej substancji co te czarne, kanciaste czarty. Jego segmenty obracały się zawieszone na grubszych i pulsujących wersjach żył. Przy każdym obrocie fragmenty ścian pryskały dookoła ostrymi fraktalami.

– Kto programuje takie rzeczy?! – krzyknął, zataczając się pod wiatę przystanku. Ludzie pokazywali go sobie palcem. Ktoś aktywował aplikacje fotograficzne, a system AR wynurzył komunikat, że Damian jest właśnie nagrywany. Obejrzał się na tę osobę i odruchowo zrobił gest blokowania.

Człowiek zniknął mu z widoku.

Nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.

– Było się, kurwa, gapić?

– Pijany? Albo czubek… – dochodziły szepty dookoła i Damian odbiegł, kierowany wściekłością, dezorientacją i strachem. Znalazł się w środku chorej symulacji, czując jak odchodzi od zmysłów. Ktoś szarpnął go za ramię. Odpowiedział ciosem pięścią, a potem skasował natręta aplikacją. Tłum rozstępował się przed nim, a w aureolach ludzi migała twarz Damiana otoczona polem ostrzegawczych informacji.

Blokował wieżowce. Ludzi. Samochody. Chodnik.

Po chwili stał samotnie w plamie szarości i błędnych danych. Za jej poszarpanymi granicami wciąż rozciągała się schizofreniczna rzeczywistość. Oderwane cyfrowe arterie wisiały z jego ust, oczu i uszu, plamiąc przestrzeń kwasem.

Przez chwilę mógł myśleć jasno.

Spróbował przypomnieć sobie rozmowę z Easy’m. Nie ruszać ustawień, tak mówił. Za późno na to. Było coś jeszcze… update. Musi ściągnąć aktualizację, może to cofnie całe szaleństwo. Może brakuje jakichś blokad kognitywnych między użytkownikiem a programem. Może obca aplikacja zakłóciła coś w systemie. Może. Może.

Damian wyciągnął rękę i palcami rozdarł powietrze. Wsadził drugą rękę w dziurę, wydobywając półprzezroczyste menu ustawień.

Wyszukaj aktualizację.

Zielona wstęga zawisła przed jego oczami, kierując go strzałką poza granice pola pustki.

 

***

 

Dzwonili z pracy. Okna rozmów telefonicznych skakały mu dookoła głowy, prezentując wychudzone i poprzebijane czarnymi szpikulcami twarze pracowników firmy. Raz dzwoniła też żona ale zgasił ją, nim wyświetlił się portret. Nie chciał jej tak oglądać, póki nie skończy tego obłędu. Zamrugał, by oczyścić oczy z wyrastających z nich żył, i znów stanął pod bramą parku.

Wstęga przechodziła między animacjami historycznych figur. Stały teraz zastygnięte, w proporcjach nieludzko wyciągniętych i pełnych czarnych ostrzy. Elegancki herb rodowy w bramie zniknął. Zastąpiło go chorobliwie wydęte, organiczne logo korporacji osadzone na pęku ciemnej sieci. Jak pająk, który za chwilę pęknie.

Damian ruszył szturmem przez stojące na drodze figury, roztrącając je pięścią i zrywając fragmenty cyfrowych twarzy z każdym zamachem. Parkowy dron przebudził się, unosząc na wielu kończynach. Zaczął mechanicznie bełkotać i wizualizować rzeźnickie haki, ale Damian wymazał go z widoku aplikacją. Impet blokady wydarł też kawał wirtualnych animacji z trawnika, zostawiając białą smugę błędów.

Jacyś ludzie, chyba prawdziwi, krzyczeli za nim i system znów informował o byciu nagrywanym. Damian przyśpieszył więc, wymijając kolejne rzeźby obwieszone kalejdoskopem reklam, sponsorów i ogłoszeń. Wirtualne animacje orbitowały wokół dzieł sztuki i kąsały wszystko co zaczepiły, wypełniały przestrzeń jazgotem głosów. Przeskoczył nad jedną taką masą, kończynami roztrącając animacje i grafiki jakby były fizycznymi obiektami. Wstęga prowadziła go w dół parku, między drzewa. Zanurzył się w ich cieniu, gestem odcinając główną część parku za sobą, zmieniając ją w białą pustkę na krawędzi rzeczywistości. Nagła cisza. Teraz gdy mógł się skupić widział zielone pulsowanie przy parkowej ławce, gdzieś w dole pod mostkiem. 

Przechodząc przez ściółkę i drzewa zbliżył się do podświetlonego obiektu. Była to jedna z parkowych figur, mała kolumna z lewitującym nad nią popiersiem o znajomej twarzy. Roztaczała dookoła siebie podobną blokadę co Damian i nie dopuszczała szumu rzeczywistości do środka, ale też nie atakowała obserwatora w żaden sposób. Zwykła, neonowa, tablica prezentowała tytuł „Patron”. Dookoła rzeźby krążyły też animacje świętego nimbu i kłaniających się arystokratów. Damian uniósł palec i wykonał gest kliknięcia na zielonej obwódce, otaczającej figurę. Twarz nabrała nagle żywego, choć holograficznego, wyrazu i spoglądała na niego z rozczarowaniem.

Czy chcesz dokonać aktualizacji od użytkownika Easydoor?

– Ty! – Damian wyciągnął oskarżycielsko palec. – Was popierdoliło, tworzyć takie coś?! Albo to napraw albo zaraz cię usunę i wezwę policję. Mam wszystko nagrane, hakerze pierdolony.

– Ostrzegałem cię, Damianie – odpowiedział hologram głosem Easy’ego – nie jesteś gotowy na to. Zrobiłem błąd, wybierając ciebie.

– Pierdol się! – Pokazał mu palec i wybrał opcję blokowania, ale wyświetlił się jedynie komunikat: Nie możesz zablokować punktów aktualizacji. Wydał więc komendę do przymusowego odinstalowania aplikacji. Woli już pływać w spamie informacyjnym. Co on w ogóle myślał, godząc się na szemraną umowę? Wybrał numer najbliższego patrolu policji.

Uwaga! Patrol jest już w drodze. Nie opuszczaj miejsca przestępstwa.

Dobrze. Upewnił się też, by zrobić zdjęcie tej wizualizacji Easy’ego. Załączył do tego wykrywanie twarzy, by ułatwić śledczym robotę. Udupi go, udupi!

Easy obserwował tylko cierpliwie. Jedynie jego twarz poruszała się jak na wideo, reszta figury świętego dalej biernie lewitowała. Damian oddychał ciężko, czekając aż pasek odinstalowania dojdzie do końca.

– To koniec. Jebie mnie to, czy to błąd, czy wirus, czy inne cholerstwo. Będziesz siedział za ten numer.

– Przykro mi – odpowiedział mu tylko.

– Tobie przykro, ty pier… – uniósł dłoń do ciosu i nagle zobaczył, że wciąż ściekały po niej nierealne, chore kolory. Poruszając bezgłośnie wargami sięgnął do oczu i złapał za żylaste kable. Kiedy odinstalował aplikację, wycięta część parku powróciła do rzeczywistości i zewsząd nadciągnęły głodne macki zakończone hakami i kolcami. Cyfrowe figury historyczne manifestowały się dookoła niego, wyciągając szponiaste paluchy. Nawet z drzew wychodziły potwory ze szkła. Warczeniem przypominały mu, że po trawnikach się nie chodzi.  

– Gadaj jak to cofnąć! Wyjmij mi to z systemu!

– Mogę cię tylko przekonać, że się mylisz. – Easy westchnął. – Spójrz. – Jego figura uniosła palec, którego wcześniej nie posiadała. Wskazywał okno w prawym górnym polu widzenia Damiana.

Zmiana filtrowanych warstw rzeczywistości, informowało, prezentując też mrugający pasek z odhaczonymi punktami. Dało się go przesuwać tylko dalej i zostało ich niewiele.

Damian spojrzał na otoczoną aureolą fizyczną twarz świętego Izydora, potem na okienko.

Przesunął pasek do końca.

 

***

 

Starszy mężczyzna w parku sypnął okruszki chleba na ziemię, przyciągając uwagę stadka gołębi. Kiedy tylko się zbliżyły przed oczami zamrugały mu komunikaty AR.

Nie karmić gołębi/Czy wiesz, jakie choroby są roznoszone przez gołębie?/Nie szkoda ci chleba, miliony dzieci głoduje. Możesz im pomóc przez szybki przelew na naszą fundację./Jeśli nie smakuje ci ten chleb, zajrzyj do naszej piekarni! Gwarantujemy, że będzie taki dobry, że nie zostawisz nawet okruszka dla ptaków!

Starzec westchnął, odsuwając nachalne okna do krawędzi wzroku. Były maksymalnie wyciszone i ustawione na najwyższą przezroczystości i najmniejszą szerokość. Wciąż jednak przychodziły w takiej ilości, że rozpraszały uwagę. Mamrocząc pod nosem sypnął kolejne okruchy, po złości.

Nagle stado ptaków poderwało się, a powietrze przecięły dźwięki policyjnych syren. Staruszek uniósł łysą głowę, spoglądając na przelatujące drony z błyskającymi światłami kogutów. Policyjne automaty kierowały się w górę parku. Mężczyzna otrzepał dłonie i wstał z pewnym wysiłkiem. Napędzany ciekawością i zwykłym wścibstwem ruszył za dronami i szybko dołączył do niego tłum innych gapiów, także przyciąganych sensacją. Przed nosami otwierały się wszystkim okna kamer, oraz kanały na profile społecznościowe.

Górny teren parku otaczały już animacje blokad i warstwa policyjnego censorwall, blokująca działania aplikacji fotograficznych i filmowych, oraz rozmywająca twarze wszystkich w jej środku. Wielu ciekawskich złorzeczyło. Dzięki implantom starzec zachował ostrość widzenia nawet w tym wieku i bez problemu zrobił zoom do granic wirtualnej bariery.

Dwóch policjantów w egzoszkieletach wyprowadzało przez drzewa miotającego się i krzyczącego człowieka w średnim wieku. Policyjne ściany nie blokowały dźwięku ale przy komentarzach tłumu i syrenach, starzec ledwo usłyszał jakieś urywki słów. Pojmany wrzeszczał coś o zatrutej rzeczywistości i diabłach w sieci. Tyle zdążył usłyszeć, nim zapakowali maniaka do wozu. Pozostali oficerowie odprowadzali jakichś wystraszonych ludzi, a część podnosili z ziemi. Mimo zamazania twarzy, dało się wciąż zauważyć krwawe ślady i sińce na wielu osobach. Censorwall nie blokował też widoku poszarpanych ubrań i zdewastowanych ozdób parkowych.

Policyjny dron przemknął nad tłumem, upominając o wyłączenie aplikacji medialnych i powrót do swoich zajęć. Dziadek cmoknął w jego stronie i sypnął dronowi chlebkiem.

– Biedny głupiec. Dobrze, że nie miał przy sobie broni. Bóg wie, ilu by ten wariat pozabijał – mruknął staruszek, cofając zbliżenie.

– Słyszałem, że nie wytrzymał od nadmiaru AR – skomentował wysoki mężczyzna, stojący obok.

– Tak? Ech, co sobie uszy naprawię to jednak dalej głuchy. – Dziadek poskubał się w suchą brodę i resztki zarostu. – Ale temu też się nie dziwię. Dzisiaj nawet ptaków nie nakarmisz, żeby ci jakieś gówno nie wyskoczyło. Ile bym dał za wyczyszczenie sieci.

Mężczyzna obrócił się do niego, prezentując latynoskie rysy twarzy i siwiejącą bródkę.

– A wie pan, mamy aplikację od tego.

 

 

 

Koniec

Komentarze

„oraz od silników stada dron”– nie powinno być dronów? Chyba, że to zabieg zamierzony, żeby upodobnić do wron :)

 

„W dole, nad ulicami unosiły się zarówno ekrany z informacjami o objazdach i trasie parady, budujące frustracje użytkowników i błędy w systemach seldrików.”– „zarówno” tu nie pasuje. Jeśli masz na myśli, że ekrany unosiły się tak samo jak drony, to powinno być zwykłe „również”.

 

Przed „oraz” niepotrzebne przecinki, jak piszesz „albo że” jeden przecinek wystarczy.

 

„Tyle to już lat, a teraz sam ma syna. Dorosły już potomek lubi używki (…)”

 

„Poza tym system AR był przydatny, to firmy komercyjne doprowadziły do nadużyć jego zasad.” – lepiej brzmiałoby, gdyby to rozbić na dwa zdania, drugie zaczynające się od „To firmy…”

 

„W ciągu kolejnych dni poczuł się znacznie lepiej, jakby ktoś zdjął mu duży ciężar z umysłu” – zdjąć duży ciężar z umysłu? Nowy związek frazeologiczny?

 

„Na siedzeniu i podłodze wozu pojawiały się psychodeliczne plamy, od eterycznych kropel śluzu.” -eteryczne, to chyba delikatne/zwiewne. Nie pasuje mi tu.

 

„Proszę się uspokoić, twoje zachowanie może zdezorientować innych użytkowników drogi…” albo: „proszę uspokój się”, albo „Pana zachowanie”, żeby było konsekwentnie jeśli chodzi o formę grzecznościową.

 

Poza tymi pierdołami bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Świetny język, sprawnie posługujesz się informatycznym bełkotem :) Niesamowicie interesujący świat przedstawiony, co chwilę coś mnie zaskakiwało. Wciągająca fabuła i wartka akcja. Z niecierpliwością czekam na kolejne.

 

 

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

hmmmm… kto widział film “Matrix” (a któż go nie widział?) i kto czytał / oglądał “Kongres Futurologiczny” wg Lema, to właściwie niewiele nowego tu dostrzeże.  Napisane nieźle, choć mniej więcej po środku tekstu już mnie znużył ten komputerowy żargon – to jest czytelne dla informatyków, ale niewielu znam takich, którzy czytają opowiadania… 

Początek bardzo mnie zainteresował.

W środku zacząłem tracić wątek.

Pod koniec dużo już było oklepanych tematów i ujęć. Dla przykładu: obrazoburcze ujęcie Kościoła katolickiego – no ile można? I to wcale nie to, że jestem jakoś kochająco nastawiony do KK, mam wiele na pieńku z klerem – ale ileż można odgrzewać tego samego kotleta? W co drugim filmie amerykańskim uważającym się za ambitny z całą pewnością znajdziesz obrazoburcze podejście wobec KK. To było inspirujące 20 lat temu, a teraz to już straszna nuda. I tego rodzaju odgrzewanych kotletów było kilka. 

Ogólnie mi się podobało, ale powyższe elementy odebrały mi sporo przyjemności z czytania Twojego tekstu.

Też skojarzyło mi się z dziełem Lema, tylko tu mamy AR, AI, i inne techniczne rozwiązania. Opowiadanie mnie wciągnęło. Całkiem fajnie oddajesz psychodeliczny klimat – to najmocniejsza strona tekstu. Przydałby się pożądny szlif, bo przecinkologia kuleje i jest trochę nielogicznych zdań. Ale jest coś w tym opowiadaniu, co wciąga i przyznam, że przeczytałem z zainteresowaniem.

Pozdrawiam.

Autorzy mogą odpowiadać w konkursie na komentarze i wypada w ogóle tłumaczyć się? Nie jestem pewien tutejszej etykiety. Sam jestem ciekaw pewnych rzeczy, oraz jak i co mógłbym poprawić, więc najwyżej małe faux pas…

-W kwestii interpunkcji itd. zdaję sobie sprawę, że potrzebuje wiele szlifu i nad tym staram się pracować, publikuje z pełną świadomością, że mogą mnie za to skreślić. Nie wyłapuję jeszcze wszystkiego i najwyraźniej lepiej nie korzystać z pomocy programów.

– W dwóch komentarzach pojawiły się uwagi co do ciężkiego technopaplania – pozytywne jak i negatywne. Szczerze mówiąc bałem się odwrotnej reakcji i nawet się cieszę, że mi wyszło. Jego źródło nie sięga dalej niż grzebanie w ustawieniach komórki/przeglądarki plus szczypta wyobraźni. Nie robiłem nic bardziej hardego bo nikt kto występuje w tekście, nie podejmuje działań z prawdziwej informatyki.

– Kotlety – nikt nie ma wpływu na to czym kto jest znudzony, więc skip;

– Obrazoburstwo KK – w tekście KK nigdzie nie jest antagonizowany, ani wytykany i zarzutu trochę nie czuję. Co innego wymyślony twór rzekomej neoreformacji, w postaci wyolbrzymionego zbioru wad polskiego kleru, który w opowiadaniu jest oderwany od kościoła rzymskokatolickiego (inspiracją były pewne reakcje duchownych, na Światowe Dni Młodzieży i działania papieża). W tekście ten wymyślony stwór widnieje w formie przerysowanej, jak jakaś kolorowa atrakcja z Las Vegas. Reszta wedle własnej interpretacji.

Ale trudno, skoro łatwo o taką pomyłkę to gdzieś nawaliłem. Zawsze coś do namysłu, spojrzenia pod innym kątem w przyszłości.

Tak, Autorzy mogą odpowiadać na komentarze. Niektórzy nawet oczekują jakiejś reakcji.

Teksty konkursowe można poprawiać (masz opcję edycji) aż do upłynięcia terminu. A że jury przedłużyło o tydzień – masz czas do końca niedzieli.

Ja już przeczytałam, więc jeśli zamierzasz wprowadzać daleko idące zmiany w fabule, to daj znać.

Babska logika rządzi!

Finkla – a tego to ja nie wiedziałem, że termin tego konkursu jest przedłużony… to ja heroicznie za pięć dwunasta 4go stawiam ostatnią kropkę, a tymczasem… był jeszcze czas?

Czyli poprawki drobne u siebie zrobić jeszcze mogę, czy tak?

Verdan – w sprawie tego kotleta-KK – to nie chodzi mi o to, czy KK jest fajny, czy niefajny, czy kolorowy, czy niekolorowy, czy kler jest taki czy inny… – chodzi mi po prostu o skierowanie tematu właśnie na wady KK… znam te wady aż do znudzenia i dlatego jak czytam kolejny jakiś wątek literacki (czy oglądam film), gdzie znowu te same wady są pokazywane, to jakoś mnie to nie inspiruje, nie czuję, że coś odkrywam :). Może też dlatego, że w KK nie ma dla mnie żadnej większej tajemnicy czy egzotyki. Co innego, gdybyś dał jakiś Islam, albo Voo Doo, albo neopogaństwo, które zapanowały bo np. KK kompletnie “zbankrutował” w religijnym sensie (albo nie umiał się scyfryzować, ;)) – albo gdybyś właśnie poszedł tropem Lema (co i tak gdzieś tam przebija w tym tekście – ale ja akurat go lubię) i wprowadził zupełnie nową religię, mega-cyfrową itp. – żeby się odciąć od kontekstu współczesności – to bym pewnie czytał ten fragment z dużo większym zainteresowaniem, bo tych religii albo nie znam prawie wcale, albo pobieżnie i same w sobie są dla mnie dość tajemnicze. A wtedy mógłbyś popuścić wodze fantazji na maxa – bo mało kto by potrafił zweryfikować, czy piszesz prawdę, czy fantazjujesz. W każdym razie ten wątek i cały utwór wiele by na tym zyskał w moim odczuciu jako czytelnika.

Autorzy mogą odpowiadać w konkursie na komentarze i wypada w ogóle tłumaczyć się?

Tłumaczyć się nie trzeba, bo to Twoje opowiadanie i wizja (no może czasem, gdy coś wymaga sprostowania). Fajnie jest przeczytać odpowiedź autora. Gdy jej brakuje, to tak jakby autor ignorował czytelnika. Wystarczy zwykłe “dzięki z komentarz”.

Przyznam rację co do KK – oklepane i nieciekawe. Bez tego opowiadanie tylko by zyskało (na mój gust). Poza tym, powtórzę, że bardzo ciekawa wizja i całkiem fajnie przedstawiona.

Gostomyśle, tak, Ty też możesz poprawiać swój tekst. Zamiast się heroicznie spinać, było zajrzeć do wątku konkursowego… ;-)

Babska logika rządzi!

Finkla… no wiesz… heroizm jest taki…  taki polski! laugh że po prostu samo z siebie mi tak wyszło

O! Skoro można edytować, to jak najbardziej skorzystam. Nie znam tutejszego systemu i taka opcja bardzo, bardzo cieszy :)

Zmian fabularnych nie będzie, ale przejdzie szlif techniczny, a końcówka się trochę zmieni. Z tego co widzę, niechcący zrobiłem dysonans w tekście, pewne rzeczy za mało kontrastują, a tło nabrało niepotrzebnego nacechowania znaczeniowego, które odwraca uwagę. Dzięki za uwagi.

Zmienione fragmenty przepisywać w komentarzu z jakimiś odnośnikami, by ułatwić dyżurnym sprawdzanie?

Zmienione fragmenty przepisywać w komentarzu z jakimiś odnośnikami, by ułatwić dyżurnym sprawdzanie?

Nie, zmieniaj tylko w tekście. Dyżurni nie tyle sprawdzają, co komentują. I równie dobrze mogą się odnieść do najnowszej wersji. Trochę gorzej z jurorami. Ale Ty masz pełne prawo do wprowadzania zmian aż do momentu “odkładamy długopisy”. Jeśli ktoś przeczytał przed czasem, to jego problem. ;-) Więc miło będzie, jeśli napiszesz coś w stylu “Finklo, przebudowałem trzy ostatnie akapity”, ale nie masz takiego obowiązku.

Babska logika rządzi!

Odnotowane :)

Finkla: jeśli ktoś przeczytał przed czasem, to jego problem.

 

niezupełnie – jeśli juror czytał wersję przed korektą – to problem ma autor. To jest zresztą dobre pytanie: kiedy jurorzy czytają opowiadania konkursowe? przed upływem terminu, czy po? Podejrzewam, że jedni tak, a drudzy tak… więc jedni mogą czytać wersję przed poprawką, a drudzy – po. Jeśli korekta jest drobna – to nic nie szkodzi, ale jeśli korekta jest spora i być może ku lepszemu – to autor traci na tych jurorach, którzy przeczytali tylko przed…

Co proponujesz Finkla w tej sytuacji?

Ocenie powinny podlegać te wersje, które będą wisieć na serwerze o północy z niedzieli na poniedziałek. Żaden człowiek fizycznie nie zdoła tego przeczytać o północy (już niezgorsza książka się uzbierała), jakoś trzeba to w czasie rozłożyć. Ja staram się zapoznawać na bieżąco, jak się da, to i klikać na Bibliotekę na bieżąco, żeby zachęcić innych do przeczytania dobrego tekstu. Ale potem trzeba będzie przejrzeć ostateczne wersje. Tak szczerze – nie wszystkie. Jeśli wprowadzone poprawki przesunęły opowiadanie z miejsca piętnastego na dwunaste, to nie mają ogromnego znaczenia. Tylko te z czołówki. I w tym momencie informacja od Autora może mi ułatwić życie.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Cieszę się, że tu zajrzałam – zwabił mnie tytuł. Ciekawa wizja. To, że kościół "swojski" działa w moim przypadku akurat na plus, a to dlatego, że czasem, aby uwypuklić pewne sprawy, wcale nie trzeba szukać daleko i nie o egzotykę zawsze chodzi. Przecinki powstawiane losowo. Sama też się gubię w interpuncji, ale rozdzielić zdania złożone chyba nie jest aż tak trudno?

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

fleur – o, dokładnie! A przecinki właśnie poprawiam, dzisiaj na noc/wieczór celuję z wrzuceniem lepszej wersji.

Końcówka została zmieniona ale sens fabularny pozostał, wyszlifowałem co się dało. Środek powinien być czytelniejszy, trochę dodałem smaczków na początku, korzystając z okazji. Przecinki itd. też poprawione. Będę je jeszcze twardo sprawdzał aż do niedzieli, naprawiając co znajdę lub ktoś jeszcze wyłapie.

Dzięki za uwagi. Oryginalną wersję wciąż mogę przywrócić w razie czego

Damian udał się na lewo do mostku, wiszącym nad ścieżką poniżej.

 

Oferuje ci, za darmo, narzędzie do uwolnienia się od niesprawiedliwości.

 

Damian będzie musiał znaleźć opcję tworzenia wyjątków, na wypadek gdyby zablokowało mu coś, co akurat by rzeczywiście chciałby zobaczyć.

 

Krzycząc z bólu, drżącą rękę zanurzył w oleistej rzeczywistości jego własnego systemu. – moim zdaniem zbędne

 

Były maksymalnie wyciszone i ustawione na najwyższą przezroczystości i najmniejszą szerokość.

 

Starzec cmoknął w jego stronie i sypnął mu chlebkiem.

 

Ja poczułam się zmęczona już po pierwszym akapicie. Piszesz o takiej wizji przyszłości, która mnie przeraża. Dlatego jestem w stanie zrozumieć Damiana. Jestem też pod wrażeniem sposobu, w jaki opisujesz wgryzanie się reklam w życie. Aż mnie ciarki przechodziły. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wymagania konkursowe spełnione.

Bardzo ciekawa tematyka – sama nie znoszę reklam i unikam tałatajstwa jak mogę, więc łatwo mi przyszło sympatyzowanie z bohaterem. Uch, w okropnym świecie kazałeś mu żyć. Ale przynajmniej ładnie ten świat opisałeś. Interesujące pokazanie bardziej drapieżnej (prawdziwej?) wersji reklam, ale w którymś momencie odczułam przesyt tymi wszystkimi żyłami, atakami… Mam wrażenie, że warstwa fabularna niedomaga – w tekście niewiele się dzieje.

No i nad wykonaniem można było jeszcze trochę popracować: masz sporo literówek, interpunkcja kuleje, zła odmiana dronów. Mam nadzieję, że te niedoróbki znikną.

Babska logika rządzi!

Człowiek głodny rzeczywistości – wyśmienity pomysł, tekst zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Uśmiech żony w kiosku na podstawie profilu portalu społecznościowego, jak również "inicjatywy hakerskie" – to bardzo na czasie i niepozbawione humoru komentarze na temat mocno prawdopodobnej przyszłości.

Wciągnęła mnie ta historia, według mnie wizja warta jest dłuższego tekstu. Zanim przeczytałem wypowiedzi Blackburna i Gostomysła, też skojarzyło mi się z "Kongresem Futurologicznym" Lema. Ale to dobrze, bo książka jest obłędna, a Twój "update" tematu jest całkiem na miejscu ;)

Dziękuję za komentarze!

I za zwrócenie uwagi na błędy. Nie jestem pewien na ile to moja wina, na ile autokorekta mi zrobiła psikus z poprawkami niektórych końcówek itp. (wciąż w sumie jest to mój brak spostrzegawczości). Trzeba pilnować jeszcze bardziej.

Co do warstwy fabularnej – myślę, że to kwestia osobistych preferencji (i właśnie, wrażenia). W powieściach nie każdy rozdział musi być napchany akcją. Chyba rozumiem, o co chodzi i przyjmuję do wiadomości.

Interpunkcja i odmiany, uch, ile się nie starać wciąż leży… no cóż, nauka, nauka i nauka. Do skutku. Chcę ćwiczyć dalej, wygram czy nie (raczej nie, skoro aż tak technika leży).

Nimrod – cieszę się, że wciągnęło. Wizję chciałbym zrealizować szerzej ale to musi poczekać, aż się nauczę pisać poprawnie ;)

Czy po zakończeniu konkursu będzie można edytować tekst by poprawić błędy czy trzeba będzie wrzucić gdzieś oddzielnie?

W przypadku tekstu konkursowego można go edytować do ostatecznego terminu, a potem znów po ogłoszeniu wyników. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

– Idę zapalić. – Wwarknął w przestrzeń, ignorując zdziwione spojrzenia i kolejną falę wiadomości. 

 

że nadużywał, albo, że bardzo mu szkodziło. ← albo że mimo że nigdy nie stawiaj między nimi przecinka. Ewentualnie możesz zostawić przed całym członem “albo że”, ale ja bym usunęła

 

– Hej(+,) Hubek(+.) – Damian oparł się

 

Potrzebuję przerwy.Wwyszeptał

 

– Przykro mi.Oodpowiedział tylko.

 

To tylko przykłady w związku z tym, że masz problem z zapisem dialogów, a czasem z przecinkami. Nie wypiszę wszystkich, bo treść obszerna, a poranek zbyt ładny, żeby siedzieć przed komputerem. Poza tymi wpadkami opko ładne i zgrabne, aczkolwiek motywów takich było tysiące. I koniecznie musisz zacząć poprawnie zapisywać dialogi, bo wyobraźnia i styl są przednie, ale takimi kulfonami tekst może zostać zamordowany.

 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Niestety proces usunięcia nanomaszyn z krwi i oczu był równie kosztowny, jak nie droższy, niż ich instalacja. – I w tym momencie można powiedzieć, że sam sobie położyłeś cały tekst, bo przepięciowy LEMP kładzie wszystkie urządzenia elektryczne/elektroniczne/informatyczne bez reguły, a prąd chyba jest tani i dostępny? :) (chyba, że ktoś specjalnie wymyślił takie niezniszczalne nano) 

 

Nienawidzę reklam. Sprawnie napisane, historia zaciekawia, ale pod końcówkę traci na impecie, no i te nawiązania do Matrixa, trochę ją rozmywają. 

Niemniej, tak tu mało dobrego SF, a twoje mogę za takie uznać.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Ciekawy temat i muszę powiedzieć, że początek mnie wciągnął. Miałam to niepokojące wrażenie prawdziwości, poczucie, że "tak mogłoby być". Problemy reklam, korporacji, tego bombardowania bodźcami i fałszywej wolności – to wszystko mogło się złożyć na świetny tekst. Niestety, zabrakło nieco tak zwanego klimatu – opisałeś wszystko trochę sucho i nawet ta próba czerpania z horroru nie wyszła za dobrze. Fabuła też jest nieco za prosta, a zakończenie wątku głównego bohatera rozczarowujące, mogłeś się jednak pokusić o więcej zwrotów akcji, stopniowanie napięcia, którego tu nieco brakuje. Sama końcówka, czyli motyw ze staruszkiem, całkiem fajna.

 

Podobieństwo do "Kongresu futurologicznego" rzeczywiście uderzające i żaden "skip" tu nie pomoże (miałam też skojarzenia z "Grewolucją" Majki, ale tu akurat nie tak duże). Natomiast nie czułam jakiejś nudnej i nachalnej krytyki Kościoła, wątek religijny jest, ale nie przytłacza i w sumie nieźle się komponuje z całością świata. Nad warsztatem musisz jeszcze popracować, ale moim zdaniem biblioteka się należy. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

c21 – Obawiam się, że tekst jest już zamordowany (tak jak i inne które pisałem gdzie indziej…) i mogę tylko nosić worek wstydu. Dlatego po zakończeniu konkursu spróbuję go wskrzesić, po drodze od nowa ucząc się gramatyki ;) i wykorzystam to jako poligon do poprawek, ćwiczeń.

Chciałbym dalej publikować, jak już się nauczę.

 

Zalth – co do tego zdania, użyłem skrótu myślowego. Mam wizję jakby to miało funkcjonować i omijać pewne techniczne problemy, ale bohater raczej nie myślałby o wszystkich detalach w takim momencie. To prosty facet ;) I serio mało tu sf? Heh. Apki to moje takie pierwsze podejście do cyberpunka, ale zamierzam dalej się bawić gatunkiem.

 

Mirabel – opek jest poprawiony, wątek kościelny zminimalizowany (miejscem akcji ostatniej sceny był kościół, bo św. Izydor od internetu i takie tam) bo niepotrzebnie przyciągał uwagę jako tło. I mówisz, że było “sucho” – jak mogłoby to lepiej wyglądać, jak lepiej byś pokazała “tak zwany” klimat? Poważnie pytam, ciekawy jestem czego zabrakło i gdzie leży różnica. Jak pisałem, to mój pierwszy cyberpunk.

I dziękuję za “biblioteczkę” :) Miło wiedzieć, że mimo kulawej techniki jest dla mnie jakaś nadzieja.

 

W kwestii “Kongresu” – to na prawdę przypadek! Wiem, że to pewnie nic nie znaczy, ale o nim w ogóle nie myślałem w trakcie pisania i nie przypomniałby mi się, gdyby nie wasze komentarze.

Rzeczywiście, przejrzałam jeszcze opowiadanie i komentarze, a zminimalizowania wątku kościelnego nie zauważyłam. Mój błąd. W każdym razie mnie on nie przeszkadzał.

 

No wiesz, jak by tu określić “klimat” :) To jest temat na szerszą dyskusję, ale myślę, że każdy pisarz ma tu swoje sposoby na jego wykreowanie. Mnie brakowało takiej paranoidalnej atmosfery: opisywałeś wszystko z dystansu, tak samo, jakbyś opisywał, że bohater np. je śniadanie. Ja to przynajmniej tak odczułam. Możesz poeksperymentować i np. spróbować robić krótkie zdania, dużo czasowników (zwiększa dynamizm), albo właśnie wrzucić taki słowotok pełen wyliczeń, co bohater akurat zauważa (mogłoby wykreować atmosferę przytłoczenia bodźcami, lekkiej paranoi). Czasem to jest kwestia doboru epitetów i metafor – dobrze jest je precyzyjnie zaplanować, tak żeby kreowały określony efekt. Nawet poprzez konkretne użycie słów (”Metafory w naszym życiu” czytałeś?). Warto pomyśleć o rytmie, o takich środkach wyrazu, jak prozodia albo echolalia. Nie żebym była mistrzynią pisania i kreowania klimatu, piszę to jako czytelnik i jako czytelnik nie jestem w stanie odpowiedzieć na Twoje pytanie precyzyjnie :)

 

Np ten fragment: 

 Ktoś szarpnął go za ramię. Odpowiedział ciosem pięścią, a potem skasował natręta aplikacją.

Blokował wieżowce. Ludzi. Samochody. Chodnik.

Po chwili stał samotnie w plamie szarości i błędnych danych. Za jej poszarpanymi granicami wciąż rozciągała się schizofreniczna rzeczywistość. Oderwane cyfrowe arterie wisiały z jego ust, oczu i uszu, plamiąc przestrzeń kwasem.

Jest całkiem niezły. I masz kilka dobrych fragmentów, natomiast nad większością trzeba by moim zdaniem popracować, żeby bardziej na czytelnika oddziaływały.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Znam rzeczy o których mówisz i jak widzisz próbowałem je stosować, czyli… robić tego więcej ;) I piszesz z perspektywy osoby z większym doświadczeniem, więc czytelnik czy nie, rada dobra.

Przedstawiłeś świat przedziwny, dla mnie trudny do wyobrażenia, ale mam świadomość, że chyba nie niemożliwy. Byłabym bardzo zadowolona z lektury, gdyby nie to, że miałam pewne trudności z rozumieniem tekstu. Użyte w opowiadaniu terminy są dla mnie językiem obcym i nie jestem do końca pewna, czy wszystko co przeczytałam, zrozumiałam właściwie. Najmniej podobał mi się zmasowany atak żył, matowych wstęg, kwaśnych psychodelicznych barw i czarnych, kanciastych łap.

Wykonanie nadal pozostawia sporo do życzenia. Mam jednak nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze i staranniej napisane. ;-)

 

 Da­mian wy­szedł na taras biu­row­ca, sa­me­mu czu­jąc się jakby wy­nu­rzył się z opa­rów ob­ło­ków. – Czy istniała możliwość, by czuł się przy pomocy kogoś?

Może: Da­mian wy­szedł na taras biu­row­ca, czu­jąc się/ mając wrażenie jakby wy­nu­rzył się z opa­rów ob­ło­ków.

 

marki naj­bar­dziej opty­mal­nych pa­pie­ro­sów, do­pa­so­wa­ne pod pre­fe­ren­cje sma­ko­we… – …do­pa­so­wa­ne do pre­fe­ren­cji sma­ko­wych

Dopasowujemy coś do czegoś, nie pod coś.

 

Nie­ste­ty pro­ces usu­nię­cia na­no­ma­szyn z krwi i oczu był rów­nie kosz­tow­ny, jak nie droż­szy, niż ich in­sta­la­cja. – Raczej: Nie­ste­ty, pro­ces usu­nię­cia na­no­ma­szyn z krwi i oczu był rów­nie kosz­tow­ny, jeśli nie droż­szy, od ich in­sta­la­cji.

 

– Pro­szę podać kod z re­cep­ty. –Od­po­wie­dzia­ło AI… – Brak spacji po drugiej półpauzie.

 

prze­bie­ra­jąc wzro­kiem przez listy pro­duk­tów. – Pewnie miało być: …prze­bie­ga­jąc wzro­kiem przez listy pro­duk­tów.

 

Da­mian udał się na lewo do most­ku, wi­szą­cym nad ścież­ką po­ni­żej. Da­mian udał się na lewo, do most­ku wi­szą­cego nad ścież­ką po­ni­żej.

 

w nie­rzu­ca­ją­cych się w oczy je­an­sach i ka­mi­zel­ce. – …w nie­rzu­ca­ją­cych się w oczy dżinsach i ka­mi­zel­ce.

Używamy pisowni spolszczonej.

 

Mimo to Da­mian pa­trzył się wciąż… – Mimo to Da­mian pa­trzył wciąż

 

– Ja pier­do­le! – Literówka.

 

kiedy ledwo co wy­nu­rzy­ły się nad po­wierzch­nie bi­bu­ły. – Literówka.

 

Po­słu­chał się im­pul­su, prze­su­wa­jąc pasek o krok dalej.Po­słu­chał im­pul­su, prze­su­wa­jąc pasek o krok dalej.

 

– Ja kurwa pier­do­le!– Ja, kurwa, pier­do­lę!

 

Krzy­cząc z bólu, drżą­cą rękę za­nu­rzył w ole­istej rze­czy­wi­sto­ści jego wła­sne­go sys­te­mu.Krzy­cząc z bólu, drżą­cą rękę za­nu­rzył w ole­istej rze­czy­wi­sto­ści swojego wła­sne­go sys­te­mu.

 

Obej­rzał się na osobę i od­ru­cho­wo zro­bił gest blo­ko­wa­nia.Obej­rzał się na osobę

 

Może bra­ku­je jakiś blo­kad… – Może bra­ku­je jakichś blo­kad

 

Za­mru­gał by oczy­ścić oczy wy­ra­sta­ją­cych z nich żył… – Za­mru­gał, by oczy­ścić oczy z wy­ra­sta­ją­cych z nich żył

 

– Da­mian wy­cią­gnął oskar­ży­ciel­sko palec . – Zbędna spacja przed kropką.

 

sta­rzec ledwo usły­szał ja­kieś wy­ryw­ki słów. – Raczej: …sta­rzec ledwo usły­szał ja­kieś uryw­ki słów.

 

Po­zo­sta­li ofi­ce­ro­wie od­pro­wa­dza­li jakiś  wy­stra­szo­nych ludzi… – Po­zo­sta­li ofi­ce­ro­wie od­pro­wa­dza­li jakichś wy­stra­szo­nych ludzi

 

–Dzia­dek po­sku­bał się w suchą brodę… – Brak spacji po półpauzie.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Udany debiut. Tak po prostu.

Przypomniało mi się jedno z moich pierwszych opowiadań, o bardzo podobnej tematyce, tylko łagodniejsze.

Warsztatowe niedociągnięcia są, ale to debiut, więc muszą być. Po to jest ten portal i komentarze pod opowiadaniami, aby niedobory niwelować. Po tym, jak do komentarzy podchodzisz, nabieram przekonania, że ten warsztat, już teraz niezgorszy, odpowiednio rozwiniesz.

W SF podoba mi się, gdy autor analizuje różne aspekty naszej rzeczywistości, a potem na tej podstawie antycypuje ciekawe światy ze zwyrodniałą formą różnych elementów naszego. Oczywiście w przypadku wszechobecnej elektroniki i agresywnych reklam taka antycypacja trudna i nader odkrywcza może nie jest, ale jest i wyszła ciekawie.

Skojarzenia? Pewnie będę w mniejszości, ale mnie się z Matrixem nie skojarzyło – tam człowiek żyje w wirtualnym świecie, tu wirtualny wylewa się na rzeczywistość. Gdy do bohatera zaczęły docierać niezawoalowane przekazy, przypomniał mi się stary film “Oni żyją”. Gdy pojawiły się żyły łączące osoby z przekazami, na myśl przyszła mi gra “Watch Dogs”. Potem jeszcze jeden film z Willisem (tytułu nie pamiętam), gdzie ludzie poruszali się po realnym świecie, ale podłączeni do androidów i nikt (poza bohaterem) nie wędrował po nim osobiście. 

Ten film z Willisem, Unfallu, to Surogaci. :-)

O to to – Surogaci smiley

Dzięki

Lubiłem filmy z Willisem, bo to często było SF

regulatorzy – wow, dzięki za poświęcony czas! Zwłaszcza mimo tego, że opowiadanie się nie podobało. Na pewno przyśpieszy to poprawki. Co do trudnych terminów, z ciekawości, jakiś przykład? Jak wcześniej zaznaczałem, wręcz bałem się, że za słabo wyszło mi “technopaplanie”.

Sam miewałem styczność z książkami (sf jak i fantasy) gdzie czytelnik wrzucany jest w świat i jego terminologię bez wyjaśniania wszystkiego naraz. A nawet tego trochę oczekuję, zwłaszcza od cyberpunku i sf. Przecież parę lat temu ludzie drapaliby się w głowę słysząc słowo “smartfon” więc naturalne, że w przyszłości język ewoluuje i rodzą się nowe słowotwórstwa. Czym próbowałem się bawić, tworząc słowo “seldri” od self driving car (zakładając, że w przyszłości będzie więcej firm od takich pojazdów niż Google i Uber).

 

Unfall – przyznam, że “Oni żyją” było pewną inspiracją. Lubię niektóre starocia :) “Surogatów” oglądałem, ale nie wyczułem podobieństw, a z “Watch Dogs” styczności nie miałem. A poza tym, dzięki. Staram się wyciągać z każdej porażki i błędu jakieś doświadczenie, nawet jak liczba baboli narasta z każdym kolejnym komentarzem (które czasem otwieram z dudniącym sercem). I po to się odważyłem tu przyjść, by dostać tą lekcję pokory i zobaczyć, ile mi jeszcze brakuje. Mam prereaderów (kochani są), pomagają mi przy różnych sprawach i też wyłapują błędy… ale wszyscy razem wzięci nie znaleźli tutaj tego wszystkiego co jest w komentarzach. Z jednej strony to przeraża, z drugiej pomaga. A raczej mam nadzieję, że faktycznie pomoże ;)

Verdanie, jako osoba bardzo niedzisiejsza, zupełnie nie rozumiem języka, który PożeraczBułek nazwała informatycznym bełkotem. ;-)

I wcale nie powiedziałam, że opowiadanie nie podobało mi się.

Skoro uważasz, że uwagi są przydatne, to bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. ;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

kalejdoskop wrażeń wydawał mu się narastać z każdą sekundą

nie lepiej brzmi bez mu?

znajduje się za dziesięć metrów w prawo

j.w. bez za

aplikacje mogę nie być wymagane

literówka

Wchodząc [+,]mijał lewitujące

Oferuje ci, za darmo

literówka

znaleźć odpowiednią chwilę na wyjaśnienie żonie [+,] czemu ściągnął nielegalną aplikację do AR

by rzeczywiście chciałby zobaczyć

podwojone by

Przechodniom, z oczu wyrastały gęste, matowe wstęgi

pierwszy przecinek wysłać w kosmos

Ja pierdole! – Spróbował ponownie cofnąć

To się powtarza kilkakrotnie. Nie wiem, czasem można tak pisać, gdy chce się podkreślić, że postać wypowiada się w taki “niegramatyczny” sposób. Ale czy tu właśnie tak było?

mniejszymi niż paznokcie Damiana, próbowała go szarpnąć za łokieć

wywalić przecinek

ciągnąc za sobą żyły [+,] łączące go jeszcze z seldri

Gdzie się nie ruszył [+,] atakowały go łańcuchy,

Zamrugał [+,]by oczyścić oczy wyrastających z nich żył

Damian wyciągnął oskarżycielsko palec .

Spacja przed kropcią

Gwarantujemy, że  będzie taki dobry

podwójna spacja

 

Jak widać, usterek nadal multum. A ja dostrzegłem pewnie góra 1/3. Musisz nad tym poważnie popracować.

Męczący świat, rzeczywiście, miejscami męczył też zalew tych nużących szczegółów, jakbyś opisywał interfejs internetowej aplikacji (czy to może być interesujące?). Nie umiem sobie wyobrazić, by świat mógł pójść w takim kierunku, ale to akurat nic nie znaczy. Poza tym przyznam, że całkiem wciągnęło, chciało się poznać tajemnicę Easy’ego – choć ta ostatecznie dość rozczarowuje, a sceny “podrywu” dziadka to już zupełnie nie rozumiem. Gdzieś mi tam w środku zaczęły świtać te nawiązania do Matrixa, choć uznałem, że to za proste, a te haczyki jakieś bez sensu i szukałem dalej, nic ostatecznie nie znajdując. Trochę szkoda.

Pomijając warstwę techniczną, całkiem udane jednak, sprawnie napisane opowiadanie. Ode mnie moocne 4.5.

Ponadto pozwolę sobie przypomnieć, że fory są tylko na początku. Jeśli chcesz, by Twoje kolejne opowiadania były czytane, wypadałoby czytać i komentować teksty innych.

Pozdrawiam.

Świetny tytuł. Przykuwa wzrok. Pomysł też niczego sobie. Ja w ogóle uwielbiam SF i cieszy, że trafiło się w konkursie takowe. Tylko wykonanie mogłoby być trochę lepsze – masz dużo literówek, błędów interpunkcyjnych, źle zapisujesz dialogi. Ale zdania budujesz całkiem płynne, czyta się to bez bólu. I w sumie do finału, który jednak zawodzi prostotą, tekst naprawdę ma w sobie to coś. Jak na debiut – moim zdaniem rewelacja ;) Trochę podszlifujesz warsztat i pokusisz się o ambitniejszą fabułę i jak dla mnie trafisz kiedyś na papier.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Co mogłem, poprawiłem, niestety z większym opóźnieniem niż obiecywałem sobie i innym (prywatne sprawy wyskoczyły). Dzięki raz jeszcze za uwagi i wskazówki. Myślę, że teraz więcej da mi pisanie czegoś nowego niż dalej dłubanie w tym, więc “Aplikacje” zostają już jak są. Poza tym, starczy mi ich na pewien czas.

 

varg – “fory są tylko na początku” to brzmi jak jakieś zastraszanie. Tak trochę. Ale rozumiem przesłanie. Dzięki za kolejne “znajdźki” i ocenę.

 

Tensza – no tytuł to chyba jedyne co się udało :D Poprawki już są, będę dalej ćwiczył, ale jak pisałem wyżej, więcej aktualizacji już nie zrobię, wolę ruszyć dalej. Jak już to kiedyś całość przepiszę od nowa, więc może wtedy finał nie zawiedzie ;) I dziękuję za kolejne ciepłe słowa.

Podobało mi się :)

Widzę tylko problem z przecinkami.

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka