- Opowiadanie: joseheim - Miej serce

Miej serce

Tak jakoś wy­szło, że zo­ba­czy­łam, że Emel­ka­li wrzu­ci­ła na por­tal opo­wia­da­nie, które uka­za­ło się w dru­gim nu­me­rze Sil­ma­ri­sa. Po­my­śla­łam więc sobie: a czemu i nie ja? Więc wrzu­cam opo­wia­da­nie, które z kolei uka­za­ło się w nu­me­rze pierw­szym tegoż ma­ga­zy­nu ;)

Pro­szę nie su­ge­ro­wać się ta­ga­mi. Przej­rza­łam listę trzy­krot­nie zanim wy­bra­łam trzy z nich i uzna­łam, że w za­sa­dzie to chyba żaden nie pa­su­je...

“Miej serce” za­ję­ło III miej­sce w IV Ogól­no­pol­skim Kon­kur­sie na opo­wia­da­nie fan­ta­sy im. Kry­sty­ny Kwiat­kow­skiej w 2014 roku.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Miej serce

Jack Heart miał dość. Był śmier­tel­nie znu­żo­ny eg­zy­sten­cją: sławą, pie­niędz­mi, ko­bie­ta­mi, al­ko­ho­lem. Po­sta­no­wił więc pod­ciąć sobie żyły.

Jesz­cze tego sa­me­go wie­czo­ra ro­ze­brał się do naga, na­peł­nił wannę go­rą­cą wodą, a potem użył scy­zo­ry­ka, któ­rym zwy­kle roz­ci­nał listy mi­ło­sne. Uznał, że ta me­to­da bę­dzie ele­ganc­ka i wy­god­na. Wro­dzo­na życz­li­wość ka­za­ła mu pa­mię­tać o tym, że ktoś kie­dyś znaj­dzie jego ciało i bę­dzie mu­siał po nim po­sprzą­tać. Mię­dzy in­ny­mi z tego po­wo­du wy­eli­mi­no­wał skok z dachu jako po­ten­cjal­ny spo­sób na sa­mo­bój­stwo. Nie­do­brze mu się ro­bi­ło na myśl, że ktoś mógł­by uj­rzeć krwa­wą plamę, jaką stał­by się po ze­tknię­ciu z chod­ni­kiem. To mo­gła­by być miła sta­rusz­ka albo, co gor­sza, dziec­ko. Za­fun­do­wał­by nie­szczę­sne­mu ber­be­cio­wi kosz­ma­ry do końca życia. Jack do­brze wie­dział, czym są kosz­ma­ry, i w miarę moż­li­wo­ści chciał ich oszczę­dzić innym.

Sta­nę­ło więc na otwo­rze­niu żył. Tro­chę bo­la­ło. Z lewym nad­garst­kiem nie miał pro­ble­mu, ale potem w lewej, pul­su­ją­cej bólem dłoni trud­niej mu było utrzy­mać nóż. Do­pie­ro po fak­cie przy­po­mniał sobie, że źle znosi widok wszel­kiej krwi. Ze­bra­ło mu się na wy­mio­ty, zdo­łał je jed­nak po­wstrzy­mać. Nie chciał przy­czy­nić temu, kto go znaj­dzie, wię­cej sprzą­ta­nia niż to ko­niecz­ne.

Jack ce­cho­wał się bez­przy­kład­nie miłą na­tu­rą. Po pierw­sze – nie szko­dzić. No i, bądź co bądź, był człon­kiem ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Kró­le­wi­cze nie po­win­ni od­cho­dzić, dła­wiąc się wy­mio­ci­na­mi.

Woda w wan­nie szyb­ko za­czę­ła zmie­niać kolor. Jack z fa­scy­na­cją po­mie­sza­ną z obrzy­dze­niem ob­ser­wo­wał po­wol­ną dy­fu­zję dwóch cie­czy. Potem po­czuł się senny. Od­chy­lił głowę na brzeg wanny i po­zwo­lił krwi i cza­so­wi pły­nąć, do­pó­ki wszyst­ko nie za­trzy­ma­ło się osta­tecz­nie, a woda nie wy­sty­gła. Tego już nie czuł. Od­pły­nął.

 

***

 

Śnił, a jego sen był do­sko­na­ły. Je­że­li tak wy­glą­da­ło życie po śmier­ci, to Jack mógł­by żyć wiecz­nie.

Tym więk­sze było jego zdu­mie­nie, kiedy się obu­dził. Naj­pierw po­czuł, że wszyst­ko nie­zno­śnie go boli, a przede wszyst­kim mię­śnie karku. Wciąż lekko nie­przy­tom­ny po­my­ślał, że mu­siał za­snąć w wy­jąt­ko­wo nie­wy­god­nej po­zy­cji. Na do­da­tek było mu zimno. Gdy otwo­rzył oczy, po­ra­zi­ła go ja­sność ła­zien­ko­wej świe­tlów­ki.

I wtedy sobie przy­po­mniał. Prze­cież się zabił. Pod­ciął sobie żyły. A teraz sie­dział w wan­nie wy­peł­nio­nej lepką, si­no­nie­bie­ską cie­czą, był obo­la­ły, głod­ny i kom­plet­nie za­gu­bio­ny.

Przez ja­kieś dzie­sięć minut kon­tem­plo­wał sy­tu­ację. Wresz­cie pod­niósł dło­nie do oczu. Na obu nad­garst­kach zo­ba­czył cien­kie kre­ski na­cięć. Koń­ców­ki pal­ców miał po­marsz­czo­ne od zbyt dłu­gie­go kon­tak­tu z wodą. W jego ży­łach nie po­zo­sta­ła ani jedna kro­pla krwi. Jak widać, nie prze­szka­dza­ło mu to jed­nak w kon­ty­nu­owa­niu eg­zy­sten­cji.

Jack wes­tchnął i wy­cią­gnął korek z wanny.

 

***

 

Oka­za­ło się, że bar­dzo trud­no jest się domyć z mie­sza­ni­ny wody i krwi. Za­wie­si­sta, sina sub­stan­cja po­wła­zi­ła Jac­ko­wi pod pa­znok­cie i zda­wa­ło się, że wnik­nę­ła we wszyst­kie za­ła­ma­nia skóry. Szo­ro­wał się i szo­ro­wał ostrą stro­ną gąbki oraz zużył pra­wie całą bu­tel­kę mydła w pły­nie, zanim osią­gnął w miarę za­do­wa­la­ją­cy efekt. Był osła­bio­ny upły­wem krwi, ale iry­ta­cja i głód do­da­wa­ły mu sił. Wie­dział, że gdy tylko zdoła wy­leźć z tej cho­ler­nej wanny, bę­dzie mógł po­gnać do kuch­ni i wy­mieść lo­dów­kę do ostat­niej półki. Ktoś inny pew­nie zro­bił­by tak od razu, ale nie Jack. Mier­zi­ła go myśl o upa­pra­niu ca­łe­go miesz­ka­nia krwią, poza tym prze­cież mu­siał­by to potem sam sprząt­nąć.

Wresz­cie wstał i, przy­trzy­mu­jąc się ścia­ny, wy­gra­mo­lił z wanny. Skrzy­wił się, wi­dząc ślady, które zo­sta­wił na dy­wa­ni­ku. Na to nic nie mógł na razie po­ra­dzić. Żeby umyć się jesz­cze raz, na­praw­dę do­kład­nie, bę­dzie mu­siał naj­pierw wy­szo­ro­wać wannę.

To nie po­win­no wy­glą­dać w ten spo­sób, po­my­ślał. Jego krew zmie­ni­ła się w lepką ga­la­ret­kę, która upar­cie od­ma­wia­ła znik­nię­cia w ka­na­li­za­cji. Ele­ganc­ki spo­sób, też coś. Lu­dzie… lu­dzie chyba krwa­wią ina­czej. Lu­dzie krwa­wią na czer­wo­no i umie­ra­ją, kiedy zo­sta­ją za­bi­ci.

Jack jed­nak czło­wie­kiem nie był i, mimo naj­szczer­szych chęci, wciąż żył. Nie miał po­ję­cia, że umie­ra­nie jest takie trud­ne. To była po pro­stu jawna nie­spra­wie­dli­wość.

 

***

 

Świa­teł­ko au­to­ma­tycz­nej se­kre­tar­ki mru­ga­ło do niego za­lot­nie. Jak wszyst­ko, co było ro­dza­ju żeń­skie­go, po­my­ślał Jack smęt­nie. Ledwo trzy­mał się na no­gach, ale po­czła­pał do urzą­dze­nia i wci­snął przy­cisk. Od­słu­chał dwie wia­do­mo­ści z pracy, a ra­czej wrza­sków prze­ło­żo­ne­go, gdzie się do kurwy nędzy po­dzie­wa, oraz kilka wia­do­mo­ści od ja­kichś ko­biet. Nie wie­dział ja­kich, nigdy nie wie­dział. Gdy tylko ko­chan­ki zni­ka­ły mu z oczu, na­tych­miast za­po­mi­nał ich imio­na – o ile w ogóle za­da­wał sobie trud, żeby o nie za­py­tać. Nie chciał pa­mię­tać. Poza tym było ich tak wiele… Kto by po­my­ślał, że ten dupek, Pik, tak mu tego za­zdro­ści! Śmie­chu warte.

W kuch­ni Jack wyjął z ap­tecz­ki pla­ster i dla po­rząd­ku za­le­pił nim roz­cię­cia na nad­garst­kach. Ra­czej od­ru­cho­wo niż z fak­tycz­nej po­trze­by, bo prze­cież już nie krwa­wił. Nie miał czym. Potem zro­bił sobie ster­tę ka­na­pek i wró­cił do sa­lo­nu, by za­siąść przed kom­pu­te­rem i po­czy­tać o ane­mii.

 

***

 

Kil­ka­na­ście stron in­ter­ne­to­wych i jeden od­ci­nek ulu­bio­ne­go se­ria­lu póź­niej Jack od­grzał w mi­kro­fa­lów­ce obiad i uznał, że czuje się na tyle do­brze, by wyjść z domu. Przej­rzał się w wiel­kim ścien­nym lu­strze. Wy­glą­dał nor­mal­nie. Ko­szu­la z dłu­gi­mi rę­ka­wa­mi ukry­ła pla­stry.

W su­per­mar­ke­cie kupił kilka kar­to­nów po­mi­do­ro­we­go soku oraz stek. Zaj­rzał też do ap­te­ki po pre­pa­rat za­wie­ra­ją­cy że­la­zo i kok­tajl mul­ti­wi­ta­mi­no­wy. Kupił to wszyst­ko, bo nie wpadł na żaden lep­szy po­mysł. A że w domu cze­ka­ła na niego brud­na wanna, nabył też kilka sil­nych środ­ków czysz­czą­cych.

Czuł się cał­kiem nie­źle, zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści. Jed­nak fakt, że w jego ży­łach już nie krą­ży­ła błę­kit­na krew, tro­chę nim wstrzą­snął. Co zro­bił­by pierw­szy z brze­gu czło­wiek na jego miej­scu? No, poza tym, że byłby uczci­wie mar­twy. Trans­fu­zja krwi nie wcho­dzi­ła w grę… Le­ka­rze albo zwa­rio­wa­li­by na widok jego pu­stych na­czyń krwio­no­śnych, albo za­mknę­li­by go w la­bo­ra­to­rium, by sobie po­eks­pe­ry­men­to­wać. Poza tym ludz­ka krew i tak by się pew­nie nie przy­ję­ła. A te­le­fon w tej spra­wie do kum­pla z Talii mógł­by zo­stać uzna­ny za nie­takt to­wa­rzy­ski. No wła­śnie, Jack nie mógł się ni­ko­mu przy­znać do tego, co zro­bił… Chyba że Jo­ke­ro­wi. Ale przy­pusz­czał, że nawet on by go wy­śmiał, a potem wydał Kró­lom na po­żar­cie.

Joker, po­my­ślał Jack. Bła­zen. Tref­niś. Skiz. Fa­scy­no­wa­ło go to ostat­nie okre­śle­nie, su­ge­ro­wa­ło schi­zo­fre­nię. Za­sta­na­wiał się, skąd ten drań wła­ści­wie się wziął. Drań albo dra­nie, zda­nia na ten temat były po­dzie­lo­ne. To, że wi­dy­wa­no Jo­ke­rów w kilku róż­nych miej­scach jed­no­cze­śnie, jesz­cze o ni­czym nie świad­czy­ło. Z ta­ki­mi to nigdy nie wia­do­mo.

Jack nie wi­dział żad­ne­go z na­praw­dę bli­ska (nie dość, w każ­dym razie, by po­roz­ma­wiać), ale za­wsze Jo­ke­rom za­zdro­ścił. Mogli sobie po­zwo­lić na luk­sus, by mieć wszyst­ko w dupie.

 

***

 

Jack skoń­czył myć wannę do­pie­ro przed pół­no­cą, ra­cząc się co i rusz drin­ka­mi z so­kiem po­mi­do­ro­wym. Upił się na smut­no. W do­dat­ku nie był za­do­wo­lo­ny z efek­tu, mimo że omal nie udu­sił się opa­ra­mi tych wszyst­kich de­ter­gen­tów, któ­rych użył. Od kon­tak­tu z nimi pie­kły go roz­cię­cia na nad­garst­kach.

Na­stęp­ne­go ranka za­mó­wił nową wannę, prze­pła­ca­jąc dwu­krot­nie, byle tylko przy­wieź­li ją jesz­cze tego sa­me­go dnia. Po wyj­ściu hy­drau­li­ków wy­ką­pał się w niej, bie­lut­kiej i lśnią­cej, a po ko­lej­nych kilku go­dzi­nach szo­ro­wa­nia się gąbką po­czuł, że wresz­cie jest czy­sty.

Gdy za­siadł potem w fo­te­lu, z pi­lo­tem w jed­nej i szklan­ką krwa­wej mary w dru­giej ręce, za­czął za­sta­na­wiać się, jak zrobi to na­stęp­nym razem.

 

***

 

Mi­nę­ły dwa ty­go­dnie. Na­cię­cia na nad­garst­kach nie chcia­ły się za­go­ić. Naj­wy­raź­niej nie mogły tego zro­bić, skoro Jack nie miał już pły­tek krwi, które mo­gły­by je za­skle­pić. Sma­ro­wa­nie spe­cjal­ny­mi ma­ścia­mi nie po­ma­ga­ło. Na­cię­cia po pro­stu sobie były i już nawet prze­sta­ły boleć, tak jakby nerwy czu­cio­we w tej oko­li­cy zro­bi­ły sobie faj­rant. Gdy Jack roz­chy­lał brze­gi ranek, mógł się przyj­rzeć temu, co miał pod skórą; żyły wy­glą­da­ły dość za­baw­nie. Za­sta­na­wiał się, czy będą puste już za­wsze.

Naj­cie­kaw­sze jed­nak było to, że jego serce cią­gle biło. Nie pom­po­wa­ło błę­kit­nej kró­lew­skiej krwi, ale skur­cze i roz­kur­cze na­stę­po­wa­ły po sobie re­gu­lar­nie i sta­tecz­nie, nic sobie nie ro­biąc z tego, że Jack już nie miał prawa żyć. Ale w za­sa­dzie dla­cze­go mia­ło­by się za­trzy­mać, prze­cież był Wa­le­tem Kier. A czym byłby Kier bez serca?

 

***

 

Wresz­cie, po mie­sią­cu, na­cię­cia zro­sły się. Pew­ne­go dnia Jack obu­dził się i zo­ba­czył, że miej­sce de­ner­wu­ją­cych ranek za­ję­ły dwie białe, cien­kie bli­zny. Krew jed­nak nie wró­ci­ła.

W ciągu sze­ściu ty­go­dni, które upły­nę­ły od po­peł­nie­nia sa­mo­bój­stwa, Jack dwu­krot­nie zmie­niał pracę. W pierw­szej nie po­do­ba­ło mu się to, że pra­co­daw­ca na niego wrzesz­czał. W dru­giej pra­co­daw­cą była ko­bie­ta, a to już samo w sobie było złe. Z trze­ciej wy­wa­lo­no go, bo nie mógł się sku­pić na swo­ich obo­wiąz­kach. Ak­tu­al­nie nie pra­co­wał, szko­da mu było na to czasu.

W ciągu sze­ściu ty­go­dni, które upły­nę­ły od po­peł­nie­nia sa­mo­bój­stwa, Jack zmie­nił miesz­ka­nie i rzu­cił wszyst­kie swoje dziew­czy­ny. I tak już od dawna miał ich dość.

W ciągu sze­ściu ty­go­dni, które upły­nę­ły od po­peł­nie­nia sa­mo­bój­stwa, Jack ani razu nie skon­tak­to­wał się z ro­dzi­ną. Ce­lo­wo wręcz uni­kał spo­tka­nia z kim­kol­wiek z Talii. Raz wpraw­dzie na­tknął się na mo­ście na Ko­chan­ków, jed­nak Wiel­kie Ar­ka­na i tak nigdy nie zwra­ca­ły uwagi na zwy­kłe karty.

W ciągu sze­ściu ty­go­dni, które upły­nę­ły od po­peł­nie­nia pierw­sze­go sa­mo­bój­stwa, Jack do­ko­nał jesz­cze czte­rech prób.

 

***

 

Na most, na któ­rym spo­tkał Ko­chan­ków, Jack po­szedł po to, by się z niego rzu­cić. Uto­pić mógł się wpraw­dzie w domu, ale wanna nadal jakoś źle mu się ko­ja­rzy­ła. Sko­czył więc z mostu, w środ­ku nocy, żeby nikt nie wi­dział. Ude­rze­nie o wodę za­mro­czy­ło go nieco, tak że nie wal­cząc z ży­wio­łem cze­kał, aż płyn wy­peł­ni mu płuca. Obu­dził się ran­kiem, dry­fu­jąc twa­rzą w dół; nurt za­niósł go da­le­ko w morze. Długo prze­kli­nał fakt, że nie po­my­ślał o kon­wen­cjo­nal­nym ka­mie­niu czy czymś takim. Do­brnął do brze­gu, zwy­mio­to­wał mie­sza­ni­nę sło­nej i słod­kiej wody w krza­ki i nie­mra­wo po­ma­sze­ro­wał z po­wro­tem do mia­sta. Cie­szył się tylko, że obu­dził się dość szyb­ko i nie zdą­żył na­puch­nąć.

Na­stęp­na była tru­ci­zna. Popił trut­kę na szczu­ry de­ter­gen­tem, jed­nym z tych użytych do czyszczenia wanny. Znów skoń­czy­ło się sza­leń­czy­mi wy­mio­ta­mi i nie­sma­kiem, który czuł przez ko­lej­ny ty­dzień. Na do­da­tek wnętrz­no­ści go bo­la­ły, zu­peł­nie jakby pło­nął od środ­ka. To wrażenie, choć prze­ra­ża­ją­co do­tkli­we (trzy dni wił się w mę­kach na pod­ło­dze to­a­le­ty), dało mu pewną po­nu­rą sa­tys­fak­cję. Przy­naj­mniej czuł, że żył.

Wresz­cie ból znik­nął, po­dob­nie jak wcze­śniej roz­cię­cia na nad­garst­kach. Wtedy Jack, gdy już na po­wrót mógł prze­ły­kać, przedaw­ko­wał ta­blet­ki na­sen­ne, po­pi­ja­jąc je wódką. Osią­gnął je­dy­nie tyle, że obu­dził się na lek­kim kacu, nieco póź­niej niż zwy­kle.

Po­waż­nie za­sta­na­wiał się nad jesz­cze dwie­ma me­to­da­mi: sko­kiem ze znacz­nej wy­so­ko­ści – dziw­nym tra­fem ostat­ni­mi czasy prze­stał się przej­mo­wać, co lu­dzie po­wie­dzą, poza tym już nie by­ło­by plamy krwi – oraz nad pod­pa­le­niem się. Fa­scy­no­wa­ła go idea życia w cał­ko­wi­cie zma­sa­kro­wa­nym ciele. Mógł się po­ło­żyć pod walec. Dać wkrę­cić w jakąś ma­szy­nę. A wra­ca­jąc do spło­nię­cia żyw­cem… Czyż nie jest to los wła­ści­wy dla karty?

Ko­niec koń­ców Jack nie zdą­żył jed­nak wpro­wa­dzić żad­ne­go z tych dra­stycz­nych po­my­słów w życie, Ósem­ka Karo zna­la­zła go bo­wiem w dniu, w któ­rym się po­wie­sił.

 

***

 

Obu­dził go prze­raź­li­wy wrzask. Otwo­rzył oczy, scho­wał język i wes­tchnął.

– Za­miast hi­ste­ry­zo­wać, pod­staw mi le­piej sto­łek – wy­char­czał z taką god­no­ścią, na jaką go było w danej sy­tu­acji stać.

I to był ko­niec jego wol­no­ści.

 

***

 

Po­sta­wi­li go przed sądem.

Samo po­wie­sze­nie się pew­nie prze­szło­by bez echa, ale Dwój­ki nie po­trze­bo­wa­ły dużo czasu, by zna­leźć bli­zny na jego rę­kach.

Wszyst­kie Fi­gu­ry spo­tka­ły się, by na niego wrzesz­czeć i czy­nić mu wy­rzu­ty. Nie­spe­cjal­nie zwięk­szy­ło to jego chęć do życia. Jack po­zo­stał nie­wzru­szo­ny, a jego uprzej­my uśmiech wy­raź­nie dzia­łał Kró­lom na nerwy. Kró­lo­wa Kier za­ła­my­wa­ła ręce i la­men­to­wa­ła.

– Taki dobry, cichy chło­pak! Mia­łeś wszyst­ko! Wszy­scy ci za­zdro­ści­li! Ko­bie­ty, szczę­ście, pie­nią­dze… Za­wsze mia­łeś serce na wła­ści­wym miej­scu… Po­dej­rze­wa­ła­bym wszyst­kich, tylko nie cie­bie!

Jack Heart wzru­szył ra­mio­na­mi. Z tego, co wie­dział, jego serce nadal znaj­do­wa­ło się na wła­ści­wym miej­scu. Czuł, jak biło, choć jakby wol­niej i rza­dziej niż dotąd. On sam sie­dział po­środ­ku pół­ko­la utwo­rzo­ne­go przez Radę Figur. Kiery i Kara trzy­ma­ły się razem, a Piki wy­wyż­sza­ły się jak zwy­kle. Sę­dzią był As Trefl. Walet Pik sie­dział na ławie przy­się­głych i szy­dził nie­mi­ło­sier­nie.

Sza­now­ne zgro­ma­dze­nie prze­rzu­ca­ło się oskar­że­nia­mi i ar­gu­men­ta­mi. Jack prze­stał słu­chać, po­grą­żo­ny we wła­snych my­ślach. Czuł się jakoś ina­czej niż zwy­kle. Do­broć jego na­tu­ry, na którą po­wo­ły­wa­ła się Kró­lo­wa Kier, wy­da­wa­ła mu się hi­sto­rią od­le­głą jak… no, jakby z ze­szłe­go życia. Po­zo­sta­ła tylko chęć do dal­sze­go eks­pe­ry­men­to­wa­nia.

Od swo­je­go pierw­sze­go zgonu wiele czasu po­świę­cił roz­my­śla­niom nad spra­wa­mi życia i śmier­ci, a może ra­czej eg­zy­sten­cji. Do­my­ślał się, dla­cze­go nie może umrzeć, nie tak na­praw­dę, choć to, czym był kie­dyś, wraz z błę­kit­ną za­wie­si­ną prze­pa­dło w od­pły­wie wanny.

Jack był kartą. W pew­nym sen­sie. Był ideą Wa­le­ta Kier. Ist­niał, odkąd pierw­szy czło­wiek wy­ma­lo­wał pierw­sze­go wa­le­ta serce na ka­wał­ku pa­pie­ru. Po­dej­rze­wał, że po ka­ta­stro­fie ato­mo­wej zo­sta­ną na świe­cie tylko przy­sło­wio­we ka­ra­lu­chy i karty, w końcu idee nie giną tak łatwo. Cho­ciaż może prze­trwa ktoś jesz­cze? W końcu nie wia­do­mo, jak wiele in­nych cho­rych ludz­kich po­my­słów żyje wła­snym ży­ciem. Pew­nie mnó­stwo. A lu­dzie nawet tego nie po­dej­rze­wa­ją. Choć co to za życie, takie życie.

Mimo że Jack dość szyb­ko pojął kon­struk­cję wszech­świa­ta – albo przy­naj­mniej tak mu się wy­da­wa­ło – za­bi­jał się dalej. Za­bi­jał się dla tego snu, któ­re­go do­świad­czył po raz pierw­szy po in­cy­den­cie z wanną. Śnił o tym, że nie ist­nie­je. Dla tego uczu­cia warto było umrzeć. Warto było umie­rać raz po raz.

 

***

 

Gdy ogło­szo­no wyrok, na sali roz­legł się chra­pli­wy, strasz­ny, po­zba­wio­ny ra­do­ści śmiech. Fi­gu­ry za­drża­ły, wszyst­kie co do jed­nej, jakby zdzie­lo­ne na odlew w twarz.

– Je­ste­ście tylko kar­ta­mi! – wrza­snął Joker i znów za­niósł się nie­zno­śnym, obłą­ka­nym chi­cho­tem.

I to była praw­da.

 

***

 

Gdy pro­wa­dzo­no Jacka do pod­zie­mi Wieży, nagle przej­ście za­sło­ni­ło kilku Jo­ke­rów. Uśmie­cha­li się szy­der­czo, szcze­rząc nieco zbyt ostre zęby. Straż­ni­cy, pło­chli­we Czwór­ki, nie miały śmia­ło­ści, by ich prze­go­nić czy choć­by wy­mi­nąć.

Pierw­szy Joker zdjął kryzę i za­de­mon­stro­wał świa­tu bli­znę na szyi. To mu­sia­ło być dobre, mocne cię­cie. Jack za­drżał, wy­obra­ża­jąc sobie, jak długo się goiło. Był za­do­wo­lo­ny, że sam zde­cy­do­wał się tylko na nad­garst­ki.

Drugi Joker za­darł ka­ftan, po­ka­zu­jąc ró­żo­we, lśnią­ce ślady po­pa­rzeń na brzu­chu i pier­si. Trze­ci zdjął czap­kę z dzwo­necz­ka­mi. Z boku jego głowy, tuż nad pra­wym uchem, ziała spo­ra­wa dziu­ra. Czwar­ty miał sztucz­ną nogę. Jack chwy­cił go za rękę i od­wró­cił dłoń grzbie­tem w dół, od­su­wa­jąc przy tym rękaw, by móc zo­ba­czyć nad­gar­stek. Żyły oka­za­ły się puste, po­dob­nie jak jego wła­sne. Przy­czy­ną śmier­ci był za­pew­ne krwo­tok na sku­tek uszko­dze­nia tęt­ni­cy udo­wej.

Jeden po dru­gim, Jo­ke­ry po­ka­zy­wa­ły swoje bli­zny – akty zgonu po­przed­nich żyć. Jack pa­trzył i po­do­ba­ło mu się to, co wi­dział. Do­brze, że nie rzu­cił się z dachu. Miał kie­dyś na­dzie­ję, że prze­sta­nie ist­nieć, jed­nak na razie po­sta­no­wił za­do­wo­lić się fak­tem, że prze­sta­nie być Wa­le­tem Kier. Za­wsze to była od­mia­na, jakże po­żą­da­na od­mia­na.

Jego serce osta­tecz­nie prze­sta­ło bić.

 

***

 

Roz­dy­go­ta­ne Czwór­ki za­trza­snę­ły okute drzwi lochu znaj­du­ją­ce­go się na naj­niż­szej pod­ziem­nej kon­dy­gna­cji Wieży. Dla jego wła­sne­go dobra, jak orzekł As Trefl. Ale na jego wła­sne dobro było za późno. To, co się miało stać, już się stało. A co się stało, już się nie od­sta­nie.

Ktoś, kto kie­dyś był Wa­le­tem Kier, usiadł w ciem­no­ści i ciszy pod ścia­ną. Gdy się uśmiech­nął, w mroku bły­snę­ły nieco zbyt ostre zęby. Cze­kał. Ow­szem, za­mknę­li go. Ale nie mogli go tu trzy­mać wiecz­nie.

Tylko do na­stęp­ne­go roz­da­nia.

Koniec

Komentarze

Ależ kumulacja… Zmówiliście się z Hanzo? ;-)

Ciekawy tekst, ponownie ze względu na oryginalność. Wprawdzie tacy bohaterowie już byli, ale takiej historii jeszcze nie przeżyli. Sama nie wiem, czy opowiadanie lekkie, czy ciężkie. Wolę skłaniać się ku lekkiemu.

Babska logika rządzi!

Wymuskane opowiadanie, skoro tak hojnie nagrodzone. Podoba mi się warsztat, podoba mi się ta nutka absurdu, jaka pojawia się w podejściu Jacka do swojego stanu i kolejnych prób samobójczych. Sama historia nie wiem czy mi się podoba, jakoś nie kupuję tego karcianego społeczeństwa. Ale nie mam jak tego poprzeć merytorycznie – nie moje gusta i tyle. :p

Pozdrawiam!

Moją opinię o opowiadaniu autorka (od dawna) zna, więc tylko nabiję sobie statystykę pisząc, że przeczytałem :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja czytałam w Silmarisie. Ściągnę jedno zdanie od MrBrightside, a właściwie kawałek zdania: jakoś nie kupuję tego karcianego społeczeństwa.

Ale dobrze napisane, interesujące i nietypowe.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Muszę się zgodzić z Bemik i MrBrightside. Może dlatego, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego?

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Chciałam skopiować z lenistwa opinię z wątku silamrisowego, ale okazała się bardzo lakoniczna. A co tam, proszę: 

MIEJ SERCE – znów intrygująco :) Bardzo spodobały mi się niekończące się próby samobójcze Jacka.​

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czytałem jeszcze w Silmarisie :)

Oryginalne, klimatyczne i dobrze napisane opowiadanie.

I mnie się podobało w S.

Dokonało się.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ciekawe. Zostawiło mnie z mnóstwem pytań. Próby Jacka są z pewnością najbardziej interesującą częścią opowiadania, no i bardzo zaintrygował mnie ten sen. Karty pojawiły się trochę od czapy, ale nie narzekam. O, szczególnie podobała mi się scena z Jokerami, mimo że była strasznie ponura. A może właśnie dlatego.

www.facebook.com/mika.modrzynska

…i właśnie dlatego portal NF zawsze będzie lepszy niż wszystko inne. Można się cieszyć publikacjami, ISSN-ami i czym tam jeszcze, ale co komu z tego, skoro nawet człowiek się nie dowie, czy ktoś go w ogóle przeczytał i co ewentualnie sądzi o danym opowiadaniu? ;)

 

Serdecznie dziękuję za wszystkie wizyty i opinie, zwłaszcza że od wczorajszego wieczora już ich było bardzo dużo. I oczywiście za bibliotekę!

 

@Finkla – to ciekawe, ale nie, nie zmawialiśmy się ;)

Hm… w sumie to prawdopodobnie jedna z “najcięższych” rzeczy, jakie kiedykolwiek napisałam. Mroczne klimaty, grozy i horrory to nie dla mnie.

 

@MrBrightside – ja też nie kupuję tego karcianego społeczeństwa, prawdę mówiąc ;p

 

@Bemik – czasem tak sobie właśnie myślę, że powinnam się skupić właśnie na warsztacie. Ilekroć próbuję być oryginalna i tak nie wychodzi, więc wygląda na to, że jedyne, czym mogę próbować się bronić, jest właśnie warsztat ;)

 

@Morgiana – a z ciekawości zapytam: czego się spodziewałaś? ;)

 

@Śniąca, Belhaj, Sirin, Cień, Kam_mod – przepraszam, że hurtowo. Duże DZIĘKUJĘ :)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Finkla – to ciekawe, ale nie, nie zmawialiśmy się ;)

Później przyszło mi do głowy, że to w sumie logiczne – w samej końcówce konkursu drablowego. Ale czy Hanzo wystarczająco uważnie śledzi życie portalu? Chyba jednak co najmniej pół przypadku.

Babska logika rządzi!

Jedyne oczekiwania, jakie mam wobec opowiadania, do czytania którego przystępuję, to takie, że będzie ono zajmujące i porządnie napisane. To takie było. W dodatku perypetie Jacka okazały się tyleż dramatyczne, co absurdalne, a ponieważ przy okazji Autorka popisała się niezłym poczuciem humoru, lekturę uważam za szalenie satysfakcjonującą. ;-D

 

i szklan­ką krwa­wej Mary w dru­giej ręce… – …i szklan­ką krwa­wej mary w dru­giej ręce

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Finkla – Ja w sumie absolutnie nie zwróciłam uwagi na konkurs drabblowy. A powinnam była? ;)

 

@Reg – Dziękuję uprzejmie ;) Nawiasem mówiąc, zwróciłaś uwagę na ciekawą kwestię. Zagłębiłam się w PWN-y i wyszło mi na to, że tak czy owak, “krwawa Mary” jest zapisem błędnym. Albo “Krwawa Mary”, albo “krwawa mary”, ale nie rozwiązanie połowiczne. Że też nikt wcześniej, włącznie ze mną, tego nie zauważył… Chwała Regulatorom! ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jose, nie wiem czego mogłabym się spodziewać, ale te karty kompletnie mnie zaskoczyły. Spodziewałam się jakiejś groteski w związku ze śmiercią. No, nie wiem, po prostu takie rozwinięcie akcji było dla mnie niespodziewane i wydawało mi się nie pasujące.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Morgiana – Rozumiem ;) Na swoją obronę mam tylko tyle, że ten tekst został napisany w ramach wyzwania “napisz opowiadanie o Walecie Serce”. Sama bym w życiu na coś takiego nie wpadła, a mając takie a nie inne zadanie od początku traktowałam Jacka Hearta faktycznie jako personifikację karty do gry ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Finkla – Ja w sumie absolutnie nie zwróciłam uwagi na konkurs drabblowy. A powinnam była? ;)

Nie wiem. Ja tam się trochę zirytowałam, kiedy Belhaj ogłosił konkurs niedługo po tym, jak opublikowałam opowiadanie. :-/

Babska logika rządzi!

Fiu, fiu.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Stop, miałem wrzucić nowy numer a nie rozkoszować się lekturą.

 

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dziękuję, DJ-u, Ty komplemenciarzu jeden ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Świetny warsztat, interesująca historia. Mroczne opisy + kilka szczegółów anatomicznych → mnie to bardzo odpowiada. Podobało się!

Na swoją obronę mam tylko tyle, że ten tekst został napisany w ramach wyzwania “napisz opowiadanie o Walecie Serce”. Sama bym w życiu na coś takiego nie wpadła, a mając takie a nie inne zadanie od początku traktowałam Jacka Hearta faktycznie jako personifikację karty do gry ;)

Ja wiem, czy obronę? Wyszło świetnie. Poza tym często odnoszę wrażenie, że zadany temat to jednak coś lepszego, niż hasło “napisz cokolwiek”. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zależy, czy chcesz wysłać na konkurs już gotowe opowiadanie, czy masz czas, żeby naskrobać coś nowego, od zera zaprojektowane na potrzeby konkretnej chwili. ;-)

Babska logika rządzi!

To też napisałam “często”, nie zawsze. Ja to na sobie widzę. Jak dostałam zadany temat (albo sama go sobie konkretnie zadałam), to coś z tego wyszło. Jak raz usłyszałam “napisz cokolwiek”, to figa z makiem (nie taka słodka do schrupania, ale ta druga). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Na swoją obronę mam tylko tyle, że ten tekst został napisany w ramach wyzwania “napisz opowiadanie o Walecie Serce”. Sama bym w życiu na coś takiego nie wpadła, a mając takie a nie inne zadanie od początku traktowałam Jacka Hearta faktycznie jako personifikację karty do gry ;)

Nie wiedziałam, że taka była narzucona tematyka. Bardzo niestandardowa, ale może to i dobrze, bo teksty dotyczyły czegoś zupełnie innego. :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Banshee – bardzo dziękuję ;)

 

@Śniąca – zgadzam się, że faktycznie czasem o wiele lepsze efekty uzyskuje się, kiedy piszesz na konkretny temat; szukasz pierwszych skojarzeń, znajdujesz punkt zaczepienia… i jakoś to dalej idzie, rozwija się od tego pierwszego punktu coraz dalej. No i zawsze jest to interesujące ćwiczenie, na swój sposób.

 

@Morgiana – to akurat było bardzo kameralne wyzwanie; tekst ma już ładnych parę lat i tu się pojawił w całkowitym oderwaniu od… no, czegokolwiek. Ot, opowiadanie ;) Tylko że – ja, głupia… – jakoś nie brałam nigdy wcześniej pod uwagę, że tematyka karciana może dziwić, bo dla mnie przecież było oczywiste, że główny bohater to walet kier ;D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Takie postacie nie są może bardzo nowe (już Alicja spotykała podobne), ale jednak to zawsze rasa jeszcze mało wykorzystana w fantasy. ;-)

Babska logika rządzi!

Przecież ślady, że o kartach mowa, pojawiają się dość wcześnie: Kto by pomyślał, że ten dupek, Pik, tak mu tego zazdrości! I kilkanaście zdań później: A telefon w tej sprawie do kumpla z Talii mógłby zostać uznany za nietakt towarzyski. No właśnie, Jack nie mógł się nikomu przyznać do tego, co zrobił… Chyba że Jokerowi. Ale przypuszczał, że nawet on by go wyśmiał, a potem wydał Królom na pożarcie.

Joker, pomyślał Jack. Błazen. Trefniś. Skiz.

Poza Alicją w Krainie Czarów, z kartami mamy do czynienia także w książce Josteina Gaardera Przepowiednia Dżokera.

 

Przemyślawszy sprawę, idę do nominowalni. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajne! Trochę na śmieszno a trochę na smutno, w każdym razie bardzo angażująco – aż czułam tę frustrację przy czyszczeniu wanny ;) Świetna, lekka i bardzo wprawna narracja. Z dużą przyjemnością przeczytałam.

Jeśli natomiast chodzi o moją reakcję na karcianych bohaterów, to jest ona całkowicie subiektywna i właściwie chyba obojętna dla Ciebie, w każdym razie gdy zorientowałam się kim jest Jack, pomyślałam ”O, nie!”, a to z tej przyczyny, że akurat pracuję nad czymś, co mam nadzieje kiedyś stanie się powieścią i co wykorzystuje również ten patent :/ Także tego, jakby co to nie zgapiłam :P

 

Werweno, bardzo dziękuję za wizytę i opinię, cieszę się, że się spodobało.

 

I nie przejmuj się zupełnie; tematyka karciana faktycznie jest bardzo mało eksploatowana, więc wątpię, by ktokolwiek kiedykolwiek miał Ci zarzucić brak oryginalności ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana, albo raczej – nieusatysfakcjonowana. Język świetny, barwny, żywy; podoba mi się lekko absurdalna nutka, gorzki początek, brak patetyzmu w sposobie pokazania kolejnych prób samobójczych Jacka. Ale kompletnie nie przemawia do mnie karciane społeczeństwo. W moim odczuciu jest wyrwane z kontekstu, nie dałaś mi żadnych fundamentów, na których czytelnik mógłby zbudować własne wyobrażenie świata przedstawionego. Jest tu bardzo dobrze przedstawiony – z przymrużeniem oka – dramat jednostki, ale bez wyraźnego tła. Tak to widzę i stąd brak satysfakcji po lekturze. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, przykro mi, że lektura okazała się “niesatysfakcjonująca”, biorę na klatę wszystkie opinie dotyczące tego, że “karciane społeczeństwo” zgrzyta. Podobnymi opiniami sprawiliście (to znaczy Wy wszyscy, którzy o tym wspomnieliście), że spojrzałam na ten tekst inaczej, niż dotąd… No ale grzebać już przy nim nie będę, i tak za dużo przeszedł ;) Postaram się jednak zapamiętać pewną lekcję na przyszłość.

Dziękuję jednocześnie za miłe słowa dotyczące warstwy technicznej ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

że źle znosi widok wszelkiej krwi. ← pewnie się czepiam, ale jakoś wszelkiej jest mi tu zbędne

 

Nie chciał przyczynić temu kto go znajdzie więcej sprzątania, niż to konieczne. ← tu mi przecinki szwankują przy tempie zdania. Dałabym: Nie chciał przyczynić temu, kto go znajdzie, więcej sprzątania niż to konieczne.

 

Jak widać, nie przeszkadzało mu to jednak w kontynuowaniu egzystencji. ← to chyba trzecie jednak w tekście, zupełnie (moim zdaniem) niepotrzebne.

 

Jack nie widział żadnego z naprawdę bliska ← dziwnie brzmi to z naprawdę bliska, wyrzuciłabym naprawdę, no bo jak można widzieć coś z nie naprawdę bliska?

 

Nie pompowało błękitnej królewskiej krwi ← za dużo dobra moim zdaniem, albo królewskiej, albo błękitnej

 

Dobrnął do brzegu, zwymiotował mieszaninę słonej i słodkiej wody w krzaki i niemrawo pomaszerował z powrotem do miasta. ← to w krzaki jest konieczne?

 

który czuł przez kolejny tydzień. Na dodatek wnętrzności go bolały, zupełnie jakby płonął od środka. To uczucie, choć przerażająco dotkliwe (trzy dni wił się w mękach na podłodze toalety), dało mu pewną ponurą satysfakcję. Przynajmniej czuł, że żył.

 

Mimo że Jack dość szybko pojął konstrukcję wszechświata ← napisałabym Wszechświata

 

 

Początek i koniec są świetne, w środku jakoś akcja staje. W moim odczuciu opowiadanie jest nierówne, ale na pewno oryginalne i nieźle napisane.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Enazet, dzięki za wizytę i za uwagi.

 

Co do “jednak” masz z pewnością rację, już dawno zauważyłam, że dziwnie lubię to słowo i stosuję je częściej, niżby wypadało… Staram się to jednak zwalczać, jak widać nie zawsze skutecznie ;/

 

Strasznie uczuciowy ten Jack… Zaraz coś na to poradzimy. Powtórzenia bywają podstępne, szczerze ich nienawidzę.

 

Nad wszechświatem zastanowiłam się przez chwilę, niemniej wielka litera nie wydaje mi się tu uprawniona, w tym kontekście to raczej ogólne pojęcie niż coś niosącego ze sobą jakiś wielki ładunek filozoficzny.

 

W środku “akcji” mogłoby być co najwyżej trochę mniej, bo w końcu środek stanowią kolejne próby samobójcze… Jednak (znowu! ;) nie sądzę, by warto byłoby tu cokolwiek rozwijać, a tym bardziej ciąć – tekst na 16.000 znaków i tak jest dość krótki, prawda? Niemniej cieszę się, że chociaż początek i koniec przypadły Ci do gustu – zwłaszcza, że do końca kilka osób miało uwagi…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jako, że w kartach ‘siedzę’ na bieżąco, domyśliłam się dość szybko. Zgrzytnęło mi wmieszanie tarota do historii – to inna bajka i inne określenia kart (małe arkana to puchary/buławy itd., a nie kiery/piki) no i jokery są w talii dwa – czerwony i czarny. Skąd ta ogromna ilość kobiet lecących na Waleta, skory damy są tylko 4? :)

Poza tym, całkiem udana humoreska.

No ale leciały na niego zwykłe, ludzkie, nie-karciane kobiety ;)

 

Ten Tarot to tak przy okazji, ale pewnie masz rację, chciałam nieco ubarwić, a wyszło jak zwykle…

 

Dzięki za wizytę, cieszę się, że – chyba – “całkiem” Ci się podobało ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czytało się nieźle i dość szybko zwróciłem uwagi na podpowiedzi wskazujące na tożsamość bohaterów. Muszę jednak przyznać rację komentarzowi Gravel – domyślam się, że gdyby nie limit, miałabyś znacznie większe pole do popisu, co przełożyłoby się na pełniejsze przedstawienie tła i poziom satysfakcji czytelnika.

Jak na mój gust, mogłoby być o 10% mniej opisów podcinania żył, ale to już taka bardzo subiektywna sprawa ;).

Też się zdziwiłem przy lekturze, skąd się tam wzięła karta tarota, ale nie miałem z tym większego problemu. Jako ciekawostkę dodam, że w Hiszpanii zamiast kierów/ pików itd. używa się właśnie pucharów, buław, mieczów i denarów : ), jak w małych arkanach tarota.

 

A najbardziej przypadli mi do gustu oczywiście Jokerzy! Przedni opis.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Przeczytałam jakiś czas temu, ale że nie za bardzo wiedziałam, co mądrego napisać, to nic nie napisałam.

Czytało się gładko. Początek świetny. A potem – właściwie mogłabym się podpisać pod komentarzem Gravel. Jakoś sobie tego wszystkiego nie potrafiłam wyobrazić.

Chciałam napisać pseudomądry komentarz, ale widzę, że już inni wyrazili bardzo trafnie to, co mi się kołatało po głowie.

Mam podobnie jak Gravel i Ocha.

Klimat, warsztat – świetne, po prostu do pozazdroszczenia. Natomiast historia ciekawie się zaczyna, nieciekawie kończy, bohater trochę mnie irytował, a świata za grosz nie kupuję ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Czytałem w Silmarisie i nie skrobnąłem recenzji, o ja niecny, leniwy psychol.+

Klimat, styl – coś pomiędzy Gaimanem a Żelaznym – bardzo mi się.

Początek, szczególnie makabreskowe próby samobójcze i ten czarny humor – takoż.

Ale dalej główna oś fabularna siada, by zdechnąć w finale na pseudo-fajnym punchline. Albo ja czegoś nie rozumiem, bo to też możliwe, że symbolika następnego rozdania jest nieco insza niż mię się.

 

Czyli ładne, zachęca, a potem ten, no, obniża lot samotny ptak, jak kiedyś śpiewał Szef z SouthParku o kobiecie, która wyszła do łazienki. Czytało się przyjemnie, dzięki!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Podobnież jak Fiszowi, mi również wydaje się, że czuć tu trochę Gaimanowskie klimaty. A to generalnie dobry znak. Czytałem ten tekst właściwie już zanim ukazał się w “Silmarisie” (przymierzałem się nawet do zrobienia do niego ilustracji, ale zostałem ubiegnięty) i cały czas uważam go za bardzo dobry. Trochę inny niż to, co z reguły czyta się w szeroko pojętym internecie. Zdecydowanie na plus.

Wybaczcie moją ostatnią inercję. Dużo na głowie. Wszystkim, którym jeszcze nie dziękowałam, dziękuję za wizytę i opinię.

 

@Nevaz – kiedy ja nie miałam tu żadnych limitów, wyszło jak wyszło ;) Za żyły przepraszam. I cieszę się, że chociaż Jokerzy się udali.

 

@Ocha i Tensza – znowuż pozostaje mi się zadowolić “gładkim czytaniem” i “warsztatem” ;) W sumie to mnie też ten bohater irytuje… ; p

 

@Psycho – skoro tylu z Was prawi, że zaczyna się dobrze, a kończy bylejak, to macie rację. Nauczka na przyszłość. Ponownie raduję się “klimatem”. Mocne porównania do Gaimana i Zelaznego, w życiu bym nawet nie probowała aspirować… ;O

 

@Vyzart – Dzięki! ; ) Właśnie o to chodzilo, żeby było trochę “inaczej”.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No, w końcu jakiś Twój tekst z jajem. Tym razem bardziej przerobiłaś znany motyw niż w Fantomowym opowiadaniu. Nie przeszkadza mi niedomówienie, o co chodzi z tym karcianym światem. To impresja, ale impresja ładna, mocna, zapadająca w pamięć. W zasadzie jedyne, co mogę zarzucić, to kwestie naukowe, ale to fantasy, dość umowne, więc nie będę zanudzał, że to właściwie nie płytki krwi odpowiadają za gojenie się ran. Jest interesująco i z emocjami od początku. Spodobało mi się powolne odkrywanie kart tego świata, nawet jeśli sporo zabrakło do odsłonięcia całej talii. Ale najbardziej przemawia do mnie mocny temat samobójstwa, który na szczęście nie został przeszarżowany. Poza tym są sercowe gry słowne, dobry tytuł, ogółem – bardzo satysfakcjonujące opowiadanie. Nominowałbym. Dużo zabrakło mu do piórka? 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzięki, fun, za wizytę. Cieszę się, że tym razem coś Ci przypadło do gustu ;)

 

A jak to było z piórkami to przyznam, że nie pamiętam…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Z piórkami to było tak, że Loża zagłosowała 4:4, przy wstrzymującej się Joseheim. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaiste, dobrą masz pamięć, Regulatorzy :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Niesamowitą ;D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

O, dziękuję!

Nie chciałabym się, chwalić, ale nie tylko pamięć mam taką… ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oczywiście, wiemy! Regulatorzy wszystko ma niesamowite! :D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Boskie, nie bójmy się tego słowa. ;-)

Babska logika rządzi!

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, no, no! Jose, ja nie wiedziałem, że tak potrafisz!

Prawdziwy joker w Twojej talii.

Dla mnie bomba. Warsztat, jak zawsze, ale jest w końcu ten pierwiastek boskiego szaleństwa, dla którego sam próbuję pisać. Był klimat, były dysonanse. Chcę, żebyś wiedziała, że są czytelnicy, którym przy takiej wizji nie przeszkadzają niedomówienia.

Chociaż w temacie Kwiatkowskiej mam w efekcie całkowity mętlik, to dobrze. Wiem już, że nie ma reguły i można pisać po swojemu.

Masz jeszcze do polecenia podobne swoje teksty?

Niezmiernie mi miło, Coboldzie, że tak dobrze odebrałeś “Miej serce”. To jeden z moich najstarszych tekstów, a w zasadzie moje pierwsze “prawdziwe” opowiadanie, ma już jakieś dziesięć lat (choć od czasu napisania przeszło szereg poprawek, rzecz jasna). Cieszę się, że ma Twoim zdaniem klimat, a jeszcze bardziej, że ma “pierwiastek boskiego szaleństwa” <rumieni się>.

Z konkursami tak już jest, że możesz wysyłać to samo opowiadanie dziesięć razy w różne miejsca, aż wreszcie gdzieś pyknie. I nigdy nie wiesz, co się spodoba, bo to, co jednego zachwyci, kogo innego w ogóle nie poruszy.

Podobnego tekstu nie mam na pewno… Zarekomendować mogę jednak opowiadanie, które (podobno) ma ukazać się w kolejnym numerze Smoko, w listopadzie. Jest zupełnie inne, ale to też stary tekst, i moim zdaniem też ma to “coś”, czego brakuje moim nowszym produkcjom.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czy to talia kart była tematem konkursowym? Choć nie ma to dla mnie aż takiego znaczenia. Ładnie poprowadzona narracja. Mimo, że opowieść jest jednostronna, to jednak potrafisz utrzymać czytelnika przy tekście. Kilka rzeczy trochę mi nie pasuje, królewicz, którego szef opierdala i który musi sobie sam odgrzewać jedzenie w mikrofali. Wiem, to królewicz karciany, ale marszczyłem brwi, zanim doszedłem do kart. Niefortunnie wyszło narzędzie samobójstwa, osoby o odpowiednim statusie używają specjalnych nożyków do listów, które z kolei są tępe jak cholera, z zasady działania, żeby się nie skaleczyć. Znowu scyzoryk do otwierania listów i podcinania żył brzmi trochę mało poważnie. Wiem, że krew miał błękitną, ale jakieś odniesienie trzeba mieć, a”normalną” krew wcale nie jest trudno zmyć, nawet po kilku godzinach… Jeśli nie jest oczywiście na ubraniu i wyschnięta. Fakt, robi się galaretowata po czasie, to się zgadza. Wiesz, Jose, to niby nic, ale zawsze kładzie mi tam jakiś cień na cały utwór.

Całościowo ładne, klimatyczne i dobrze spięte. Jak garnitur na miarę, ale z niewielką, zaschniętą plamą krwi, która trochę go szpeci, ale zobaczy ją tylko jakiś mongoł co się upierdliwie czepia.

Darconie, to nie był konkurs, tylko przyjacielskie zadanie pisarskie, a tematem był “walet serce” ;)

Dzięki za lekturę i obszerny komentarz.

Co do królewicza to wiesz, był królewiczem w Talii, owszem, ale chciał żyć poza nią, stąd własne mieszkanie i praca, by się utrzymać. “Udawał” człowieka.

Z nożykiem do listów masz rację, kurcze. Musiało boleć ; p

Co do krwi, to z jakiegoś powodu zależało mi na uczynieniu jej nieco inną niż ludzka, stąd opisy trudności w jej usuwaniu, ale oczywiście rozumiem, co masz na myśli.

Ha ha, trzeba się czepiać, właśnie po to jest ten portal. Jak nikt się nie będzie czepiał, to się autor niczego nie nauczy ;)

Jeszcze raz dzięki za wizytę, fajnie, że generalnie jednak wypadło nieźle.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Bardzo mi miło, Anet, polecam się na przyszłość ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie będę, powtarzał, że świetny warsztat, bo pewnie masz tego już powyżej uszu, joseheim. Styl swobodny, lekki, niewymuszony, jak zwykle. Przeczytałem, że to wcześniej napisane, co mi każe podejrzewać, iż masz ten styl we krwi.

Jednak co do meritum, to dla Ciebie nietypowe. Ja nie rozumiem co chciałaś przez to powiedzieć i czy w ogóle coś chciałaś powiedzieć (wcale tego nie wymagam od fantastyki). Jeżeli miało po prostu zapadać w pamięć, to Ci się udało, joseheim. Pomysł oryginalny i elegancki. Postać samobójcy pedanta jednocześnie zabawna, żałosna i tragiczna. Zastanawiam się w szczególności – jeżeli to karty, to kto miał w nie grać i w co? I co z waletem kier, który na końcu zmienia się w Jokera. Czy Talia będzie odtąd wybrakowana?

Osobiście i całkiem dla siebie odczytuję to tak. Samobójca, arystokrata i utracjusz, naprawdę podcina sobie żyły. Gdy krew już cieknie, trzyma w ręku talię kart z waletem kier na wierzchu. Przygląda się jej, ponieważ podobizna waleta przypomina mu jego własną. Cała reszta opowiadania to przedśmiertne majaczenia.

Na koniec uwaga “techniczna”. Myślałem, że to wszyscy wiedzą, iż żyły podcina się skutecznie nie cięciem w poprzek nadgarstka, lecz cięciem wzdłuż ręki i głównej żyły od łokcia aż po nadgarstek. Ale z drugiej strony walet był przecież nieudolnym amatorem – użył tępego nożyka do papieru.

Pozdrawiam, joseheim.

Jacku, ależ powtarzaj, powtarzaj, toż to miód na moje niespełnione pisarskie serce ;)

 

Hm… Powiedz, a czy wiesz, w takim razie, co chciałam przekazać “Mrozem” albo “Interesem”? Bo widzisz, problem polega na tym, że ja generalnie nic nie próbuję “mówić” moimi tekstami… Jeśli się udaje, to przypadkiem. Nigdy nie siadam do pisania z myślą “o, teraz to napiszę coś o lękach egzystencjalnych i o tym, że ludzie powinni być dla siebie mili”. No nie. Po prostu mam w głowie jakiś pomysł na opowieść i go spisuję. Serio, ja nie nauczyciel, by uczyć czy przekazywać wartości… Jakbym zabrała się za literaturę dla dzieci to bym świadomie chciała wsadzić do niej coś, co dziecko mogłoby wynieść z lektury. Ale tutaj?

 

Twoja interpretacja jest ciekawa, ale pewnie Cię rozczaruję – Jack miał być faktycznie waletem serce, nie kimś, kto uważał, że nim jest ;) Takie dostałam zadanie, “napisz opowiadanie o walecie serce”, więc wyobraziłam sobie, kim byłby walet kier, gdyby był człowiekiem. No i wyszedł mi nieszczęśliwy, depresyjny gość, który nieudolnie próbuje się zabić, a dalej poszło samo. Dzięki temu chociaż raz napisałam coś oryginalnego, nawet jeżeli pomysł nie był mój, haha ;D

 

Wielkie dzięki za lekturę. Nie napisałeś, że Ci się spodobało, więc zakładam, że się nie spodobało – i ja to rozumiem. Sama nie lubię tego opowiadania.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Miś przeczytał. Nie wie, czy mu się podobało, czy nie. Nabroiłaś tym tekstem w życiu misia. smiley

Nowa Fantastyka