- Opowiadanie: adamas - Tylko Smoki Mogą Ocalić Kraj (DRAGONEZA 2010)

Tylko Smoki Mogą Ocalić Kraj (DRAGONEZA 2010)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Tylko Smoki Mogą Ocalić Kraj (DRAGONEZA 2010)

– „Pamiętaj! Tylko SMOK! Głosuj na SMOK-a! SMOK-i górą!". Te i inne hasła atakowały nas z billboardów, reklam w gazetach, telewizji, Internecie. Czy były skuteczne? Czy SMOK przemówił do zwykłego, szarego zjadacza chleba? Państwowa Komisja Wyborcza, po podliczeniu głosów z blisko 89,7% obwodów informuje: Tylko SMOK prowadzi, z blisko 65-procentowym poparciem. Zapytajmy zgromadzonych w studio ekspertów: czy to niespodzianka? Panie profesorze?

 

– Khem, khem, na pewno jest to pewnego rodzaju zaskoczenie, ale nie byłbym, khem, bardzo zdziwiony. Społeczeństwo potrzebowało, khem, odmiany, wydaje mi się, że konkluzja jest taka: „Tylko SMOK", w opinii społeczeństwa, zapewniał tą odmianę. Potrafił zaktywizować bardziej wykształcone warstwy, khem…

– Panie profesorze, niech pan raczy nie żartować! SMOK zwyczajnie zastraszył…

– Panie docencie, proszę mi nie przerywać. Zresztą nie ma na to, khem, dowodów. Panie redaktorze?

– Proszę kontynuować.

– Khem, dziękuję. Otóż aktywizacja społeczeństwa dzięki SMOK-om była bardzo duża. Mamy, khem, najwyższą frekwencję wyborczą w historii wolnej Polski! Powtarzam, khem, wysoki wynik SMOK-a to zaskoczenie, ale nie niespodzianka.

– Znów się wtrącę. SMOK-i najzwyczajniej w świecie manipulują opinią publiczną! Wpływ na ludzi…

– Wszyscy tak robią, panie docencie!

– Khem.

 

Studio Wyborcze, Program 1 TVP.

 

– Dzisiaj o godzinie 12:00 w Pałacu Prezydenckim, czy też raczej w ogrodach Pałacu nastąpiło zaprzysiężenie nowego rządu. Przypomnijmy, premierem, po bezdyskusyjnym zwycięstwie w ostatnich wyborach parlamentarnych, został, co było do przewidzenia, Jan Wawelski III. Łączymy się z naszą korespondentką sprzed Pałacu Prezydenckiego, Magdą Kościkiewicz. Witaj, Magdo. Jak nastroje tłumu czekającego na nowego premiera.

– Witaj, Tomku. Tak, rzeczywiście pod Pałacem zebrał się spory tłum, z minuty na minutę przybywa ludzi. Wszyscy oni czekają na nowego premiera – jak wiemy, uroczystość odbyła się w przypałacowym ogrodzie, jednak już niedługo pan Wawelski powinien ukazać się zgromadzonym tłumnie warszawiakom. Chyba nigdy rodowity krakowianin z dziada, pradziada nie miał w stolicy takiego powitania.

– Rozumiem, że nastroje są bardzo dobre.

– Tak, Tomku. Zgromadzony pod Pałacem Prezydenckim tłum wiwatuje, macha flagami narodowymi i hasłami SMOK-a. Policja musiała zamknąć całą ulicę, ruch w mieście jest utrudniony, ale nikt nie narzeka. To może być ważny, wielki dzień dla Polski.

– Wiadomo coś o potencjalnych członkach rządu, Magdo?

– Tak, jest pewnym, że Ministrem Spraw Wewnętrznych i Administracji zostanie prezydent Warszawy, Bazyli Szek. Ministrem Oświaty będzie Ernest Worm, pochodzący z mazurskiej Ornety…

– Przepraszam, że ci przerwę, Magdo, ale co to za hałas? Czyżby…

– Tak, właśnie przed Pałacem Prezydenckim ukazał się nowy premier Rzeczypospolitej Polskiej, Jan Wawelski III. Tłum szaleje, Tomku. Jeżeli mogę użyć takiego słowa – pełna ekstaza. Oni… Są jak zaczarowani. Już dawno nie widziałam takiej jedności wśród Polaków!

 

Wiadomości Programu 1 TVP, wydanie specjalne.

 

– Panie premierze, pamięta pan, jak to się wszystko zaczęło? SMOK, i to wszystko?

– Oczywiście, pani redaktor (rubaszny śmiech). Ale muszę oddać honor, że nie było mnie przy tym. Cała zasługa panów Szeka i Czerskiego.

– Niechże pan nie będzie taki skromny…

– Ależ nie, proszę mnie źle nie zrozumieć. Cały ten SMOK to był pomysł Bazylego (Bazyli Szek – przyp. red.). Ja w działalność ruchu włączyłem się później.

– Więc jak to było?

– Oj, na pewno wszyscy to pamiętają, pani redaktor. Wszystko zaczęło się od parady SMOK-a w Warszawie. Pokojowy przemarsz, Bazyli chciał pokazać społeczeństwu, że jesteśmy, że przez te wszystkie lata spychano nas na margines, straszono nami dzieci!

– Pokojowa manifestacja? Panie premierze! Spłonęło wtedy kilkanaście samochodów, wiele osób było rannych…

– Przypadek, pani redaktor. Wypadki się zdarzają.

– Wypadki? Panie premierze!

– Owszem. Całe to zajście było nieszczęśliwym wypadkiem. I przypominam pani, że pan Garynica dobrowolnie poddał się karze!

– Niech będzie, że to był wypadek. Całe szczęście, że nikt nie zginął.

– Owszem. Główny organizator zachował się wzorowo, pomagał gasić pożary – zdobył zaufanie warszawiaków swą postawą. Nic dziwnego, że jako pierwszy członek SMOK-a został włodarzem miasta.

– I to miasta stołecznego. Pan Szek został prezydentem Warszawy, ale nie był jedynym kandydatem SMOK-a w tamtych wyborach samorządowych.

– Owszem. Pan Łysiec startował na burmistrza Kłodzka, ale przegrał z panią Waleską. Przegrał minimalnie, zaznaczam. Już wtedy mieliśmy znaczne poparcie w społeczeństwie, brakowało tylko zdecydowania. I, nie ma co ukrywać, prawdziwego lidera.

– Panie premierze, wybory w Kłodzku wielu obserwatorów uważało za sfałszowane.

– Plotki i pomówienia, pani redaktor. I złe ludzkie języki.

 

Fragment wywiadu-rzeki z premierem Janem Wawelskim III.

 

– To było piekło! Płomienie strzelały na prawo i lewo. Nie wiem, kto ich tu wpuścił. Straszne. Straszne. Piekło na ziemi.

 

Materiał archiwalny – wypowiedź po pierwszej warszawskiej paradzie SMOK-a.

 

„Nie stwierdzono nadużyć podczas Parady SMOK-a w mieście stołecznym Warszawie. Winny zaprószenia ognia, pan Garynica z Sokółki dobrowolnie poddał się karze zadośćuczynienia poszkodowanym. Godna pochwały jest postawa pana Bazylego Szeka, który z wielkim poświęceniem i narażeniem życia pomagał opanować sytuację"

 

Z raportu komendy wojewódzkiej miasta stołecznego Warszawy.

 

– Jak to się stało, że w końcu włączył się pan w działania SMOK-a?

– To zabawna historia, pani redaktor.

– Słucham.

– To był pomysł Bazylego – w końcu to on zarządzał całym ruchem. Zbliżały się wybory, naród, proszę pani, naród miał już dość kłótni, swarów. Pan Szek rządził w Warszawie twardą ręką. To się musiało podobać.

– Różnie oceniano prezydenturę ministra Szeka.

– Ale nie było protestów, skarg.

– Jeżeli tak pan uważa…

– Oczywiście, zawsze znajdą się malkontenci, ale Bazyli potrafił sobie z tym poradzić, czego dowodem jest Społeczny Pomnik Spokoju przed Pałacem Kultury.

– Panie premierze! Setka kamiennych postaci…

– Pani redaktor, pomnik ten upamiętnia owych malkontentów. Jest żywym (śmiech) świadectwem poszanowania demokracji!

– Wróćmy do tematu.

– Dobrze. Na czym to ja… A tak. Naród potrzebował odmiany. Pan Szek przybył do mnie, do Krakowa, pewnej listopadowej nocy. Pamiętam, było zimno i ponuro. Zaczął mnie przekonywać, że jestem najlepszą możliwą kandydaturą na premiera w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Przyznam, że zbyłem go śmiechem.

– Nie ciągnęło pana na szczyt władzy?

– Nie, pani redaktor. Moi przodkowie, choć często odgrywali niepoślednią rolę w państwie – a niech pani wie, że mój ród ma udokumentowaną historię sięgającą średniowiecza – rzadko trafiali na, że tak powiem, pierwsze strony gazet. Spokojna, organiczna praca u podstaw ładu społecznego. Żadnych raptownych działań, bowiem te zazwyczaj źle się kończą i pozostaje po nich smród siarki.

– Więc jak to się stało, że w końcu…

– Niech mi pani nie przerywa, to dotrę do sedna wreszcie. Otóż, nie zniechęcony moją postawą Bazyli zaśpiewał mi… Mówiłem, że to zabawna historia… Zaśpiewał mi piosenkę jednego z moich ulubionych wokalistów, pana Staszewskiego. Zmienił jednak trochę tekst, tak by moje imię pasowało. Brzmiało to mniej więcej tak: (śpiew) „Panie Janku, pan się nie boi, cały naród murem za panem stoi". Przyznam się, ujął mnie tym i obiecałem zastanowić się nad propozycją kandydowania do sejmu z listy „Tylko SMOK"

– Jest pan osobą sentymentalną?

– Wygląda na to, że tak (śmiech). Ale skoro pojawiła się rysa na moim pancerzu, pancerzu apolityczności, oczywiście, potem łatwo poszło.

– Wynik pana zdziwił? Macie ponad 2/3 mandatów.

– „Panie Janku, pan się nie boi, dwie trzecie sejmu za panem stoi" (wesoły śpiew).

 

Fragment wywiadu-rzeki z premierem Janem Wawelskim III.

 

– W osobie Jana Wawelskiego ruch „Tylko SMOK" zyskał prawdziwego lidera – Wawelski ma charyzmę zakrawającą o magię, potrafi zauroczyć słuchaczy. Szek tego nie umie. Jest sprawnym politykiem, ale brakuje mu tego czegoś, tego błysku w oczach, hipnotyzującego spojrzenia Wawelskiego. No i ciągną się za nim niewyjaśnione sprawy – Pomnik Społecznego Spokoju, zniknięcie komendanta głównego policji i kilku dziennikarzy. Rozumiem, upamiętniono ich na Pomniku przed Pałacem Kultury, ale to wygląda, jakby tyran stawiał monumenty na cześć swoich przeciwników jeszcze za swoich rządów. Wydaje mi się, że Wawelski uratował SMOK-i. Słuchanie go to czysta magia. Zajdzie daleko.

 

Ostatni komentarz w „Polityce" Adriana Skuby przed tragiczną śmiercią dziennikarza.

 

– Czy jest pan magiczny, panie premierze?

– Jak każdy SMOK (śmiech).

– Pan Skuba tak pana nazwał.

– Pan Adrian Skuba… Straszna tragedia to była.

– Spłonął.

– Może pan Skuba miał rację? W końcu to, jak wygrałem, wygraliśmy, wybory zakrawało na magię. Zauroczyłem cały naród. To rzeczywiście musiały być potężne czary. Albo…

– Panie premierze…

– A może po prostu naród nas potrzebował? Zamiast straszyć nami dzieci, może chciał mieć nas u władzy, na szczycie?

– Czemu, panie premierze.

– Jako symbol.

– Symbol?

– Polacy w końcu są razem, są jednością. SMOK rządzi. Nie ma bezsensownych kłótni, walki o stołki. Sytuacja jest klarowna. Przeprowadziliśmy reformy, pracujemy nad nową konstytucją, ludziom żyje się lepiej. A że nasze rządy są troszkę twardsze? To też się społeczeństwu podoba! Tylko SMOK, pani redaktor!

– Nie boi się pan, że rządy SMOK-a skończy jakiś, powiedzmy, szewczyk Dratewka (śmiech).

– Oj, pani redaktor… Większość butów sprawdzamy z Chin.

 

Fragment wywiadu-rzeki z premierem Janem Wawelskim III.

 

– Rodacy! Po wielu naradach zdecydowałem ustąpić z urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polski. Jako najwyższy przedstawiciel RP i jako wzorowy obywatel uważam, że dalsze pozostawanie mnie na moim stanowisku mija się z celem. Wraz z wyborem pana Jana Wawelskiego III, męża stanu, wkroczyliśmy w nowy rozdział historii Polski i Świata. W nowej sytuacji musimy znaleźć swoje miejsce, dostosować się. A w mojej, i pana Jana, zgodnej opinii nie ma już miejsca na urząd Prezydenta. Nowa Konstytucja znosi go, przekazując pełnię władzy panu Janowi Wawelskiemu III. Swoje pełnomocnictwa przekazuję na jego ręce – wierzę, że naród i historia ocenią moje działania pozytywnie. Obywatele! Rodacy! Tylko Smoki Mogą Ocalić Kraj!

 

Nadzwyczajne Orędzie Prezydenta RP.

Koniec

Komentarze

Czytałam, czytałam i tak się zastanawiałam, co to ma wspólnego ze smokami oprócz nazwy, bo nie byłam przekonana, że to członkowie SMOK zaiste są smokami. Dopiero przy "straszono nami dzieci" upewniłam się, że właśnie tak jest... No i cóż, to opowiadanie mi się podoba.
Oczywiście, nie mogę być zupełnie obiektywna i na pewno nie będę przy żadnym tekście dragonezy, a to z uwagi na me uwielbienie dla smoków. Choć przyznaję, z takimi gadami jak tu, to bym nie chciała mieć do czynienia;p
Lubię eksperymenty z formą. Niektórym zapewne może przeszkadzać brak opisów, ale moim zdaniem udało ci się coś, co tak naprawdę nie wychodzi każdemu, bo napisanie opowiadania samym dialogami wcale nie jest takie łatwe. A tu mi pasuje, wstawki z gazet czy orędzie "przerywające" wywiad, urozmajcają tekst. Sprawnie posługujesz się piórem (czy też na chwilę obecną klawiaturą), plus miałeś naprawdę ciekawy pomysł. Nie zauważyłam też żadnych błędów, choć to może dlatego, że za bardzo pochłonęła mnie treść i nie próbowałam nawet ich szukać;p Czytało się naprawdę przyjemnie, wręcz płynęło, zero zmęczenia.
Okey, mam dobry humor, a opowiadanie na serio przypadło mi do gustu, więc niech będzie 6. Może niesprawiedliwie, ale 5 z plusem się nie da;p Oby więcej takich historii w dragonezie!
I.

Do konkursu, OK. :)

Super opowiadanko, bardzo przyjemnie mi się je czytało. Umiesz przenieść rzeczywstosć na język literacki, to widać. Widać też, że umiesz pisać samym dialogiem. I też tutaj potwierdze, że jest to bardzo trudne, ale tobie to wychodzi. Jakbyś się z tym urodził :) Dla mnie zasłużona 5.0.

Ale troche o błędach (było ich bardzo mało, ale są):

"O godzinie 12.00..." - nie pisze się w ten sposób, to taki mały błąd warsztatowy. Gdyż każdy wie, że jak napiszesz o 12.00; o 15.00 - to każdy, a to każdy wie że chodzi to o godzine. To tak samo jak niektórzy piszą "W miesiącu grudniu", "W miesiącu lipcowym" itd, itp. Wiesz o co chodzi, prawda :)

Nie wiem czy nie powinno być "Jan III Wawelski" zamist "Jan Wawelski III" ?

Ale tak ogólnie, opowiadnie super. Tak trzymaj!!! Pozdrawiam,

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Fakt, powinienem napisać "o godzinie dwunastej" a nad Janem III a Wawelskim III zastanawiałem się chwilę - przeważyło, że o Janie III można pomyśleć bardziej jak o królu, a o Wawelskim III bardziej jak o potomku jakiegoś amerykmańskiego rodu milonerów.

A poza tym dużo trudniej napisać jest coś pomiędzy dialogami - obraz,miejsce akcji ciężko jest przełożyć w ciekawy sposób na ciąg liter Często wychodzi mi to mdle i rozwlekle, dlatego taka forma, a nie inna - dla mnie łatwiejsza.

I dziękuję za pozytywne komentrze.

Dałem 3.

Być może nie jest to obiektywna ocena (ale szczerze mówiąc – czy takie oceny istnieją?), gdyż opowiadanie to doskonale prezentuje sobą to wszystko czego bardzo nie lubię w tej formie literackiej.

Otóż, przeczytałem ten tekst i chyba nie bardzo zrozumiałem co autor chciał przedstawić. Mówiąc kolokwialnie (i przyznam – trochę nazbyt naciąganie) jest to jedno z opowiadań „o niczym”, w którym nie ma specjalnie rozbudowanej akcji, brak jest rozwinięcia i zanim się obejrzymy już trafiamy na zakończenie (tak naprawdę nie wiedząc jakie było, jeśli w ogóle było, przesłanie) ;)

Wyśmienicie wpasowuje się w to, zachwalana już przez moich przedmówców, forma jaką autor zastosował. Tutaj nadmienię tylko, że wcale nie jest to coś niespotykanego (choć prawda – należy do rzadkości), ani jakoś „przestrasznie” trudnego w realizacji, a wręcz przeciwnie – budowanie płytkiej akcji za pomocą dialogów jest prostsze od bardziej rozbudowanej formy prezentowania fabuły z opisami.

Oczywiście, tak jak wspomniałem na początku, mogę być nieobiektywny w ocenie przytoczonych przed chwilą aspektów, gdyż po prostu „nie trawię” takich opowiadań.

Teraz czepialstwa ciąg dalszy – nie bardzo bowiem odnalazłem w tym opowiadaniu elementy fantastyczne... Moja przedmówczyni oceniła, iż panowie z opisanej partii politycznej są prawdziwymi smokami, a rozpoznała to po stwierdzeniu, iż „straszono nimi dzieci”. Dla mnie jednak nie jest to przekonujące. Wydało mi się po prostu gierką, sugestywnym żartem premiera, którego partia nazwą nawiązuje do smoków. Podobnym żartem było również napomknienie o „magii” dzięki której wygrała ona wybory. Jednak trudno to brać za dowód występowania elementów fantastycznych, a jeśli taki był zamysł autora, to zaczynam się martwić czy jakoby Andrzej Lepper nie jest przemienionym lisem... gdyż mimo jego, nie najwyższego, przyznajmy, poziomu inteligencji, stać go było na podobne żarty w odniesieniu do bloku partyjnego LiS.

Jedyną rzeczą która zastanawia pozostaje więc „Społeczny Pomnik Spokoju przed Pałacem Kultury” – którego obecność, w połączeniu z nieoczekiwanym zniknięciem kilkunastu osób oraz komentarzem premiera („żywy pomnik (śmiech)”) zdaje się sugerować, że malkontenci znaleźli sobie nowe miejsce zamieszkania, wybrane nie koniecznie z własnej woli.

Takoż jak dla mnie to zdecydowanie za mało, żeby nazwać to fantastyką, a i całe opowiadanie – od akcji które przedstawia, na formie w jakiej zostało napisane kończąc – nie przypadło mi do gustu.

Mimo wszystko niesprawiedliwością by było gdybym nie wspomniał o zdolnościach (tudzież umiejętnościach) pisarskich autora, a te są naprawdę dobre. Widać, że operowanie językiem nie jest dla Ciebie problemem, wypowiedzi są ładnie zbudowane, nie porażają – tak jak często to ma miejsce w przypadku autorów-amatorów – sztucznością (no, może odejmując tendencyjne pytania dziennikarki). Dlatego też wierzę, że autor mimo surowej i nieco gorzkiej oceny jego konkursowego opowiadania, zaskoczy jeszcze czymś spektakularnym nieprzyjemnego malkontenta, przy czym mam szczerą nadzieję, że obędzie się bez zamieniania w żywe pomniki czegokolwiek.

Pozdrawiam.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ulokuję się pośrodku.
Smoczość (smokowatość?) tekstu raczej pretekstowa, ale do przyjęcia.
Porywającej czytelnika akcji brak, ale można sobie --- i należy --- co nieco dośpiewać samemu.
Napisane ładnie. Jeden byczek: nie stawiamy przecinka w utrwalonym, sfrazeologizowanym zwrocie, czyli z dziada pradziada.

Biedny Skuba... ;)

Cóż, jak to mówią: życie.

A co do zarzutów, jakoby opowiadanie nie jest fantasy to ja odpowiem tak: a to już jak jest smok w opowiadaniu, to musi być do tego rycerz z wielkim mieczem i archetypowa goła baba, a? Dyć nie musi.

W hard-fantasy, to i owszem, jeszcze ślepa staruszka-wiedźma na bmuśtyku i mag z laską (która, jak wiadomo, ma na końcu gałkę).

O ten podtyp (a jest to podtyp oklepany jak pupa dziewki w każdej lepszej tawernie) nie prosili w konkursie.

To i nie dostali, o!

Dostali nadtyp. Dobra obrona!

Problem w tym, że tego smoka niespecjalnie jakoś widać. Jeśli dla Ciebie dołożenie czegoś więcej z elementów fantastyki to już hard dark i nie wiadomo jeszcze jakie fantasy to radzę trochę więcej poczytać i się przekonać, że można stworzyć porządne opowiadanie fantasy bez rycerzy z wielkimi mieczami i ślepych wiedźm.
Swoją drogą, jeśli to miała by być obrona jak napisał AdamKB to bym się raczej spodziewał wskazywania w opowiadaniu tych elementów, które czynią z niego fantasy, a to raczej nie jest odpieranie zarzutów, tylko atak :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Okey. Może nie powinnam się wtrącać, ale dla mnie  zaletą tego opowiadania są właśnie te niedopowiedzenia. Rzeczywiście smoki? Dziennikarz spłonął, czyli... Posągi mające upamiętniać zaginionych to... Właśnie te urwania tworzą klimat - w realiach tej Polski niby nikt nic nie wie, niewiadomo, jak się stało to, to i to, a jednak każdy się domyśla. Podobnie jest z czytelnikiem, który staje się niejako zwykłym, szarym obywatelem, otrzymującym tylko te informacje, które władze chcą przekazać i musi sam sobie pewne rzeczy dopowiedzieć.
Tak ten tekst odebrałam. Jego dwuznaczna interpretacja (mafia, co dorwała się do władzy, prawdziwy smok, który wypełzł spod Wawela?) jak na mój gust bynajmniej nie jest wadą, ale o upodobaniach się nie dyskutuje. Naprawdę czy gdyby autor dodał tam jedno zdanie, w którym opisuje, jak to ogromny zielony smok siada na przeciwko reporterki nagle okazałoby się, że opowiadanie jest lepsze, bo ewidetnie można w nim wskazać elementy fantastyczne?;p Ja tam wolę, jak są w domyśle, widzę to jako zabieg celowy.

Nie od dziś wiadomo, że najlepszą obroną jest atak (polecam "Erystykę" Schopenhauera).

A tzw. elementy fantasy?

Skoro jest przenikająca to opowiadanie magia, skoro są stwory baśniowe to to jest fantasy, jak w rycerza ryj strzelił. Co z tego, że napisałem wielkimi literami o tym? Czasem, zamiast walić łopatą po łbie można delikatnie smyrgnąć pędzelkiem - niech się, cholera, czytelnik zastanawia, niech MYŚLI. Nie zauważyłem ponadto w opowiadaniu jakiejś zaawansowanej technologii (choć ta, jak wiedzą wszyscy fantaści nie różni się zbytnio od rzeczonej magii), spotkania z obcą cywilizacją czy dylematów wewnętrznych podmiotu lirycznego w sytuacji bez wyjścia na jednym z księżyców Neptuna.

Cóż, proszę mi najpierw przedstawić definicję fantasy - wypunktować co być musi, czego być nie może., czarno na białym, brązowo na beżowym, jak kto chce.

Wtedy, stosując się do wyżej wymienionych wytycznych stworzę tekst tak fantasy, że bardziej fantasy być nie może, że nawet mucha (ale oczywiście mucha fantasy) na nim nie siadzie.

Pozdrawiam z uśmiechem:)

Nawet bez rycerzy z wielkimi mieczami i ślepej wiedźmy.

A tak swoją drogą, to o żadne fantasy w konkursie nie proszono - jak ktoś napisze o cyberpunkowym smoku (i napisze dobrze lub chociaż w miarę dobrze) oddam mu osobisty pokłon. Mi smoka ciężko jest ulokować poza szeroko rozumianą konwencją fantasy:/

Wtedy wyszed łby Park Jurajski, nie?:)

Nie żądaj rzeczy niemożliwych. Definicja? Jakakolwiek traci aktualność po najdalej miesiącu...
O rozterkach duchowych podmiotu delirycznego w sytuacji z dwoma wyjściami na satelicie Neptuna nie pisz, bo na bezsenność nie cierpię.

A gdyby na owym Neptunie wyjścia były trzy? I może jeszcze świadomy, hehehe, metanowy ocean?

Jak chodzi o bezsenność, to mam, owszem i prawdopodobnie do tego cierpię na grafomanię (grafomania (z greckiego: "gráphein" – rysować, pisać i "mania" – szaleństwo), patologiczny przymus pisania utworów literackich. ), więc kto wie, kto wie...

Świadomy = żywy = potrzebujący energii. Zimna fuzja chyba...
Ale może napisz o czymś jednak innym? Pisać potrafisz, dowód powyżej, więc czemu nie.

Isenna, problemem nie jest dwuznaczność, chociaż swoją drogą, tak naprawdę nastawiony na myślenie "fantasy" zasadniczo od początku wiedziałem, że tak naprawdę tej dwuznaczności nie ma - są tylko owe, jak chce autor "subtelne" nawiązania i sugestie. Specjalnie się namyślać i zastanawiać nie musiałem, żeby je wychwycić, tekst adamasa wręcz po mistrzowsku mnie smyrgnął (ewentualnie nie był na tyle aluzyjny jakby autor tego pragnął).
Najlepszą obroną jest atak? Co człowiek to zdanie, ale ten atak jest na tyle skuteczny co wymachiwanie ślepej wiedźmy kosturem, na tyle bezradne, że i smoka by nie dosięgnął.
Cóż, wyraziłem po prostu swoje zdanie - jestem zwolennikiem nieco cięższego fantasy, w którym te smoki i magia jest rzeczywiście namacalna (gdyż tutaj nawet jeśli mamy sobie dodać sami to jest jej tyle co w kieliszku po wódce) - jeśli autor nie potrafi przyjąć go do wiadomości jako recenzji swojego dzieła, tudzież celnie udowodnić, iż zdanie to jest mylne, a woli zamiast tego roztrząsać historię ślepiej wiedźmy i rycerza z wielkim... mieczem, o ile mnie pamięć nie myli, to już jego sprawa, a może i dobrze, bo poszerzy swoją fantazję.
Możliwym jest, że to ja jestem w błędzie, ale może to adamas nie potrafi pogodzić się z krytyką, któż to wie.

Pozdrawiam!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Oczywiście, że z pewnymi rodzajami krytyki pogodzić się nie mogę, wszak to normalne i wszyscy tak mają:)

A poza tym, autorowi jako ojcu dzieła pociechy bronić wypada. I volens nolens dalej będzie to robił.

I na koniec dodam, że zdanie kolegi naprawdę szanuję i cieszę się, ze je wyraża.

Beryl, masz racje. Nie jesteś obiektywny;). Opowiadanie jest jak najbardziej fantastyczne. Fabuła: Smoki za pomocą magi (zauroczeń) i przemocy (podpalenia i zamiana w kamień (bazyliszek)) przejęły kontrole nad państwem. To nie jest fantasy? Dostajemy to pod postacią przetworzoną (w dialogach) gdzie ludzie o tym wprost nie mówią (pewnie to całe zastraszanie i magia ma z tym coś wspólnego), ale za to na każdym kroku to sugerują i w (przypadku smoków) naigrywają się z tego. Literatura faktu to to nie jest.

Widzę, że pojawiło się pierwsze streszczenie fabuły.

Autor, przerwotnie, odżegnuje się od niego.
Co oczywiście nie znaczy, że taka interpretacja tekstu jest zła.
Jest po prostu interpretacją:)

Szkoda, że nikt uwagi nie zwrócił na Łyśca, Waleskę czy Garynicę. Ani na Czersk i Ornetę.

Ot, smokoluby...

Fajny pomysł na smoczą sytuację w kraju, ale zabrakło mi fabuły. Wszystko już się stało, wszystko jasne, mamy tylko pogaduszki, z których niewiele wynika. Ale fajny żarcik z pomnikiem.

Garynica to od Żmija Gorynycza?

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka