- Opowiadanie: WrathOfGods - Alicja jeszcze bardziej surrealistyczna część I

Alicja jeszcze bardziej surrealistyczna część I

Opowiadanie inspirowane Alicją w Krainie Czarów. Jako że oryginał pozostawia szerokie pole do interpretacji, z czego skorzystało już do tej pory wielu autorów, nie mogłam się powstrzymać od własnej wersji. Mamy tu Alicję, której odmienne stany świadomości tworzą surrealistyczną wizję Krainy Czarów, w której skala koszmaru i dwuznaczności rośnie jeszcze bardziej. Część druga niebawem.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Alicja jeszcze bardziej surrealistyczna część I

Część I

***

Śmierdziało kotem. Pluszowy, miękki zapach snuł się wśród paproci tak wyraźnie, iż wątpliwości nie mogło być co do kociego w owym miejscu bytowania. Ponadto Estherę zaczęło kręcić w nosie. Zaklęła. Nie dlatego że miała alergię na zapach tego zwierzęcia, nie dlatego też że nie lubiła kotów. Zareagowała tak, bo dokładnie wiedziała który z przedstawicieli tego gatunku wydzielał dziś ową pluszową woń i nie darzyła go ani krzytną sympatii. Jednak miała mu coś do przekazania, co przekazane zostać musiało i to niezwłocznie.

Przedarła się przez pióropusze paproci tytłając sobie pantofle błotem. Przywołała jednak na oblicze dumną i cokolwiek wredną minę, gdy tylko spostrzegła zwisający z grubego konaru ogon. Głośno kaszlnęła. Ogon nie drgnął nawet, dyndając stoicko i cynicznie nad jej głową. Kaszlnęła znów, rozkaszlała się na dobre krztusząc się własnym upokorzeniem.

Z konaru uniósł się leniwie kosmaty łepek i dwoje trójkątnych uszu.

– Chyba żeś się porządnie przeziębiła, Esthero del Coeur. Nie sadzaj tyłka na zimnym marmurze, dobrze ci radzę, w przeciwnym razie się przekręcisz.

– Wiadomość od Jej Miłości, najmiłościwiej nam panującej w dobrobycie i chwale.

Kot stanął na cztery łapy, przeciągnął się i wygiął grzbiet w łuk, a potem zadarłszy nogę ku niebu zaczął dystyngowanie lizać sobie zadek.

– Słucham uprzejmie. – mruknął.

Esthera z trudem opanowała trzęsące się ze złości ręce. Twarz też jej się trzęsła, pulchne policzki skakały na wszystkie strony. Rozwinęła różowy papier ozdobiony pięczęciami formowanymi w serca i podnosząc tubalnie głos, przeczytała:

– Jej Miłościwa Królewska Mość Coeur, władczyni tej krainy, której zamieszkali tu jak i tymaczasowo przebywający winni są bezwzględną miłość, szacunek oraz posłuch zawiadamia i rozkazuje aby w poniższej sprawie podwładny noszący miano Kota z Cheschire, rodzaju kociego, zaniechał bezwzględnie działań jakichkolwiek, zwłaszcza dywersyjnych i szkodliwych.

– Ja? A co ja mam z tym wspólnego? Zwłaszcza że nie mam pojęcia o żadnej sprawie. Ponadto, możesz to przekazać tej psychopatce, Esthero, jest wiele błędów w tym cyrografie.

– kot półuśmiechnął się drwiąco. – Czytaj dalej. – wrócił do lizania zadka.

– To już koniec. 

– Jak to? A gdzie jakiekolwek wyjaśnienie? Chyba że jest to sprawa tak jasna, że wyjaśnienia nie wymaga. Wówczas byłaby też sprawą wielkiej wagi – oczy kota zaczynały błyszczeć w dziwny sposób. – Sprawą w której namieszać chce Coeur osobiście, i w której moje łapki wywołałyby kataklizm. A więc nie potrzebuję wyjaśnień, sprawa objawi się sama niebawem. Podziękuj tej psychopatce że powiadomiła mnie o tym, rad jestem że o mnie pamiętała. A co do rozkazów i tym podobnych zwróć jej uwagę że popełniła zastraszającą ilość błędów. Na przykład przypisała mnie do rasy kociej. Oraz uznała za podwładnego. O ile wiem podwładnym można nazwać tylko istotę która mieszka lub tymczasowo przebywa w Krainie. Ja natomiast… No cóż. – To mówiąc kocisko uśmiechnęło się całym arsenałem kłów i zaczęło znikać. Jego sierść przezroczyściała, mgliła się tak, że kilka chwil później nad gałęzią wisiało tylko dwoje wielkich oczu i przerażający uzbrojony w zębiska uśmiech.

Esthera del Coeur zbladła i rzuciła się w krzewy paproci, aby jak najszybciej znaleźć się znów w jednej z czyściutkich rózowych komnat pałacu.

***

Coś lazło ścieżką. Tuptało jak nornica i podskakiwało jak zajączek. Machało rączkami na wszystkie strony. Wydawało piskliwe melodyjne odgłosy. Wydzielało właściwy pisklakom czyściutki zapach. Kot uniósł znów łepek. Tym razem skrócił gimnastykę do jednego przeciągnięcia, przysiadł i czekał ze sceptyczną ciekawością.

W końcu pisklak dotarł w zasięg jego wzroku i okazał się niedorosłą dziewczynką wetkniętą w falbaniastą niebieską sukienkę. Dziecko zadarło głowę i wgapiało się w niego okrągłymi oczkami, których źrenice zajmowały niemal całe miejsce przeznaczone na tęczówki.

– Aha, więc już wiemy skąd się tu wzięła. – mruknął do siebie kot.

– Niesamowite. – westchnęła. – Ty jesteś kotem. najprawdziwszym! Więc co z tobą jest nie tak?

– Zignoruję to pytanie, jako że obraziłaś mnie całkiem nieumyślnie.

Przycisnęła obie rączki do ust. 

– Przepraszam panie kocie, nie chciałam żeby tak to zabrzmiało… Oczywiście że wszystko z Tobą tak! Masz oczy,wąsy, nos, ogon i łapki. Wszystko na miejscu.

– Ja jestem Alicja Liddel. – dodała z przekonaniem.

Wszystko jedno, mogłabyś być równie dobrze kimkolwiek innym. A może nie? Może to ma ukryte znaczenie? – zastanowił się kot.

Nadal się w niego wgapiała, splótłszy teraz rączki na plecach.

– A Ty jak masz na imię kocie?

– Nie mam. Możesz mówić do mnie jak ci się podoba, byle z szacunkiem.

– Musisz mieć jakieś imię. Na pewno masz. Przypomnij sobie.

– Kot. Może być?

Zastanowiła się chwilę.

– Skąd pochodzisz?

– Z daleka. Pewnie z tak daleka jak ty. Wymyśl sobie skąd.

– Dobrze więc, jesteś Kotem z Cheschire! 

Kot wzdrygnął się, bo zgadła. Zaczynał wyczuwać w niej potencjał.

– Chyba się zgubiłam. Wiesz może dokąd prowadzi ta ścieżka?

– Dokąd tylko zechcesz. Wgłąb twojej podświadomości, tak sądzę.

– Nie wiem co to jest podświadomość, ale chętnie tamtędy pójdę. Jednak wiesz może dokąd trafię?

– Myślę że nawet ty jeszcze tego nie wiesz.

– Jednak chciałabym trafić dokądkolwiek. Dokąd jest stąd najbliżej?

– W tym kierunku zwykle mieszka Kapelusznik, a w tamtym Marcowy Zając. Obydwu z nich brak piątej klepki, więc wszystko jedno w którą stronę pójdziesz.

– Czy oni mogą być niebezpieczni? – wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej.

– Nawet jeśli, sama musisz się o tym przekonać, Alicjo Liddel.

To dziwne, ale kotu żal się zrbiło dziewczynki. Postanowił nie spuszczać z niej oka. Jednak część podróży musiała przebyć sama, toteż usmiechnął się szeroko. Za kilka chwil nad konarem drzewa wisiał już tylko ten złowrogi uśmiech i para ślepi.

Alicja wyglądała na wniebowziętą ale niezbyt zaskoczoną. Wreszcie koci uśmiech też zniknął. Stała tam jeszcze chwilę po czym ruszyła ścieżką w stronę domku Marcowego Zająca. Kto wie dlaczego wybrała tą właśnie drogę.

Na okrągłej polanie stał dziwacznie kolorowy domek. Nieopodal, pod drzewem rozstawione były krzesła i stół, ładnie nakryty jak do podwieczorku.

Przy owym stole spał głową w talerzu suseł. Wysoki człowiek w niezwykłym kapeluszu unosił w górę filiżankę wypełnioną z pewnośćią nie herbatą. Marcowy Zając, a był to niewątpliwie on, ze względu na dwoje zajęczych uszu, zauważywszy ją, zaproponował grzecznie:

– Może byś miała ochotę na troszeczkę wina?

Na upstrzonym plamami i dźwigającym istne pobojowisko stole było wszystko oprócz wina.

– Tak, tak, nie ma tu wina. – Zając nalał jej do filiżanki absyntu i usadził obok siebie. 

– Powinnaś mieć obcięte włosy. – zauważył Kapelusznik ni z tego ni z owego.

– To impertynencja tak się zwracać do gościa. 

– Masz rację. – stropił się nieco. – Nie wiedziałem że przyjdziesz, nie chciałem żebyś mnie widziała w tym stanie.

– W jakim stanie?

– Nieprzygotowanego! Zwłaszcza przy Tobie. 

Alicja miała ograniczone zdolności dziwienia się, zwłaszcza dzisiaj.

– Wróćmy do rozmowy. Czy właściwe jest odróżnianie rzeczywistości od halucynacji? – wtrącił Zając.

– Absolutnie nie.

– Czasem mi się to gubi. – zastanowiła się dziewczynka.

– To wszystko tkwi w twojej głowie! Nie ma sensu się nad tym zastanawiać!

– Nic nie jest prawdą. – stwierdził Kapelusznik.

– Którego dzisiaj mamy? – zapytał Suseł obudziwszy się na chwilkę.

– Czwartego. – odparła Alicja.

– Czy na pewno? Jestem już spóźniony. – Zając nalał Susłowi do pyszczka absyntu, po czym ten znów zasnął.

Kapelusznik potrząsnął zegarkiem. 

– Mówiłem że masło nie jest dobrą maścią na niedomagania zegarów.

– Widocznie były w nim okruchy. – odparł Zając.

Kapelusznik wpatrywał się w oczy Alicji z zastanowieniem. 

– Nic z tego nie rozumiem. – stwierdziła.

– Ani ja. – potwierdził.

– Co też za bzdury opowiadacie. – burknął Zając.

– Włączę muzykę! – Kapelusznik wyjął spod stołu konsolę i głośniki z których zaraz zadudniły hardteki.

Wszyscy zaczęli ruszać głową o rytmu.

– Życzysz sobie więcej herbaty?

– Z chcęcią. – odparła Alicja, a do jej filiżanki popłynął zielony płyn.

– Właściwie jak się tu znalazłaś?

– O, to bardzo długa historia. Najpierw spotkałam białlego królika, pobiegłam za nim i wtedy zaczęłam spadać, spadałam długo aż znalażłam się w okrągłej sali, były tam drzwi…

– Interesujące. – stwierdził Zając.

– Zjadłam ciastko z cukrem pudrem i wtedy…

– Czy puder był gorzki? – wtrącił Kapelusznik.

– Co to ma do rzeczy?

– Zaczęłam się zmniejszać i zwiększać, przez drzwi dostałam się do tej Krainy. Spotkałam gąsiennicę która paliła fajkę…

– O proszę. A wiesz może co było przedtem?

– Jak to przedtem?

– Mów dalej.

– Była powódź, spotkałam też kota z Cheschire, on wskazał mi drogę tutaj.

– Fascynująca podróż. Obawiam się że potrwa jeszcze jakiś czas.

– Jesteśmy więc jej częścią.

– Ja wcale nie śpię. – stwierdził Suseł.

Kapelusznik wpatrywał się w nią badawczo.

Na stół wskoczył kot, materializując się pospiesznie. 

– Chętnie bym jeszcze posłuchał tych bzdur, ale postanowiłem jednak się wtrącić. – rzekł.

– Znów pakujesz łapy w jakieś szemrane sprawy, Kocie?

– Obawiam się że wy również tym razem. Znów będę musiał narazić się na impertynencje ze strony naszej miłościwej psychopatki.

Zając nerwowo poruszył wąsami.

– Co masz na myśli?

Dłoń kapelusznika nalała absyntu na obrus. 

– Alicjo Liddel, czy mogłabyś proszę schować się do czajnika?

– Słucham? – oburzyła się.

Zając wpakował jej ciastko z pudrem do ust i zmniejszoną wepchnął do naczynia razem z milionem falbanek sukienki. Kapelusznik mrugnął do niej na znak że wszystko w porządku i zakrył pokrywką.

Akurat w porę, bo na stół, tuż przed nosem Susła spadł zapieczętowany formowaną w kształt serca pieczęcią list.

– No otwórzcie, na co czekacie. – mruknął Kot.

Kapelusznik sięgnął po papier, rozłamał pieczęć i zadeklamował:

– Jej Miłościwa Królewska Mość Coeur, władczyni tej krainy, której zamieszkali tu jak i tymaczasowo przebywający winni są bezwzględną miłość, szacunek oraz posłuch zawiadamia oraz zaprasza osobiście szanowną Alicję Liddel dziewczynkę rodzaju ludzkiego na partię krokieta oraz królewski poczęstunek. W terminie: niezwłocznie.

– Brzmi okrutnie, aż mnie dreszcz przeszedł. – wzdrygnął się Zając.

– Alicjo, możesz już wyjść. 

– Może lepiej jakby tam już została?

– Musi stawić czoło temu co następuje, tak czy owak. To ona tu decyduje, tak sądzę. – zauważył Kot.

Kapelusznik wyjął ją i postawił na stole. 

– To chyba dobrze, że królowa zaprasza mnie na partię krokieta?

– Skoro tak uważasz.

– Ta dziewczyna jest kompletnie pomylona! – mruknął Suseł.

– Koniec podwieczorku! – zakrzyknął zając i umknął do swojego domku, zatrzaskując drzwi. Suseł spał dalej, a Kapelusznik ze smutkiem przyjrzał się dziewczynce. Kot napił się absyntu z filiżanki Alicji.

– No, to chodźmy! – zawołała radośnie.

 

***

– Och witaj moje kochanie! – Królowa była wyższa od niej o głowę tylko za sprawą butów na platformie. Przyodziana była w kraciastą, czerwono białą suknię, w ręku trzymała długi kij zakończony ostrym zakrzywionym bagnetem. 

Ogród był pełen idealnie przyciętych krzewów i fontann z różowego marmuru. 

– Tak się cieszę że cię widzę. Jakaś ty ładniutka! Wprost do schrupania. O, jest i Kapelusznik.. Ależ zionie od ciebie alkoholem! Cudownie! O. – jej głos zmienił się w zimny i szorstki. – I Kot z Cheschire. Jak widzę nie zastosowałeś się do rozkazu. Wiesz chyba co za to grozi?

Kot uśmiechnął się pełnym arsenałem kłów. 

– Oczywiście, Coeur. Wiesz chyba gdzie mam twoje rozkazy?

Królowa zatrzęsła się ze złości, posłała Alicji słodki uśmiech i zakrzyknęła

– Skrócić go o głowę!

Natychmiast kilkoro czerwonobiałych strażników dopadło kota. Jednak za chwilę stanęli w konsternacji, bowiem w powietrzu unosiła się tylko kocia głowa z krwiożerczym uśmiechem.

– Zrobione, wasza miłość!

– Uhh, wy niedojdy! Precz! 

– Uwielbiam gdy się złościsz, Coeur. – wymruczał Kot z Cheschire.

Salwa śmiechu Królowej zabrzmiała jakby była wygenerowana z odtwarzacza. 

– Nie traćmy czasu, w przeciwnym razie nie dotrzemy do Wielkiego Finału!

– Co za farsa. – mruknął Kot.

W różnych, dość przypadkowych miejscach kwadratowego trawnika ustawiono czerwono lub biało ubranych graczy. Na środku pola stanowisko zajęła Królowa oraz dziewczynka usadzona na wysokim fotelu, co skutecznie pozbawiało ją możliwości ruchów w grze, bowiem mebel ów nie był ani trochę mobilny. Wszystkim wręczono oreż, w postaci długich szpikulców. 

– Na czym polega gra? – zapytała Alicja.

– Och, to bardzo proste. Należy nabić przeciwnika na szpikulec, tak aby nie uciekł. – odparła Królowa. 

Gronostaj zadął w trąbkę, co najwyraźniej oznaczało początek partii.

Dama w białym kołnierzyku została znokautowana ciosem pod żebra. Osunęła się na trawę.

– Kolej Białych! – oświadczył Gronostaj.

Wąsaty panicz z gracją wbił szpikulec w gardło młodzieńca w czerwonym kaftanie. 

– Jeden do jednego! Kolej Czerwonych!

Alicja napotkała spojrzenie Kapelusznika, który został ustawiony w drużynie Białych. 

– To Ty tutaj decydujesz, Alicjo. Nie zapominaj o tym. W gruncie rzeczy to tylko Twoja głowa. – szepnął.

Zając w białym surducie wygiął się w konwulsjach tuż obok, trafiony w kręgosłup.

– Chwileczkę! – dziewczynka zsunęła się z fotela. – Nie chcę grać w tą grę!

– Ryzykowne. – mruknął Kot, materializując się nieopodal. – Ale niegłupie.

– Jak to nie chcesz? – zdumiała się Coeur. – To najlepsza gra jaką znam!

– Wcale nie jest taka zabawna. 

– Niby dlaczego? Czyś ty postradała zmysły?

– To nie ulega wątpliwości. – stwierdził Kapelusznik w tej samej chwili gdy alicja stwierdziła: – Raczej wątpię.

Po chwili namysłu dodała jednak: - Pomimo iż ostatnio gubię się w rzeczywistości.

Ale tylko odrobinkę. – dopowiedział w myślach Kot, szczerze zafascynowany.

Konsternacja na twarzy Królowej powoli zmieniała się w szyderczy uśmiech.

– Jednak moi kochani – spomiędzy warg Coeur ukazał się rządek spiczastych zębów. – Wypadałoby skończyć partię.

Koniec

Komentarze

Po pierwsze, jeśli tekst nie jest zamkniętą całością, wypadałoby oznaczyć go jako “fragment”. Po drugie, lepiej wstawiać skończone opowiadania. O kawałku pomysłu trudno powiedzieć coś sensownego.

Technicznie – najpierw rzuciła mi się w oczy szwankująca interpunkcja, a potem źle zapisane dialogi.

podwładny noszący miano Kota z Cheschire,

A dlaczego nie Cheshire?

– Przepraszam panie kocie, nie chciałam żeby tak to zabrzmiało… Oczywiście że wszystko z Tobą tak!

Ty, twój itp. dużą literą piszemy tylko w listach.

Kto wie dlaczego wybrała tą właśnie drogę.

Tę drogę. Poza tym przecinek przed “dlaczego”.

Babska logika rządzi!

Błędów bardzo dużo, pod koniec trafia się nawet Alicja mała literą.

Właściwie mi się nie podoba, bo za bardzo podobne do oryginału. Własnego pomysłu jest tu niewiele.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mam nieodparte wrażenie, WhratOfGots, że napisałaś opowiastkę, którą już kiedyś czytałam.

Wykonanie Twojej wersji jest fatalne, skutkiem czego lektury nie mogę, niestety, zaliczyć do przyjemności, a pierwsza część w najmniejszym stopniu nie zachęciła mnie do poznania dalszego ciągu.

Skoro, jak sama zaznaczasz, jest to tylko część pierwsza, byłoby uprzejmie z Twojej strony, gdybyś jednak zmieniła oznaczenie na FRAGMENT.

 

i nie da­rzy­ła go ani krzyt­ną sym­pa­tii. – Literówka.

 

Ogon nie drgnął nawet, dyn­da­jąc sto­ic­ko i cy­nicz­nie nad jej głową. – Czym przejawia się stoicyzm i cynizm dyndającego ogona?

 

– Słu­cham uprzej­mie. – mruk­nął. – Zbędna kropka po wypowiedzi.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Twarz też jej się trzę­sła, pulch­ne po­licz­ki ska­ka­ły na wszyst­kie stro­ny. – Nie potrafię sobie zwizualizować policzków, skaczących na wszystkie strony. :-(

 

Roz­wi­nę­ła ró­żo­wy pa­pier ozdo­bio­ny pię­czę­cia­mi for­mo­wa­ny­mi w serca i pod­no­sząc tu­bal­nie głos, prze­czy­ta­ła: – Literówka.

Można mieć tubalny głos, ale nie można go tubalnie podnieść.

 

któ­rej za­miesz­ka­li tu jak i ty­ma­cza­so­wo przebywający… – Literówka.

 

Po­nad­to, mo­żesz to prze­ka­zać tej psy­cho­pat­ce, Es­the­ro, jest wiele błę­dów w tym cy­ro­gra­fie. – Obawiam się, że cyrograf został użyty niezgodnie ze znaczeniem tego słowa.

Za SJP: cyrograf  1. «w demonologii: pakt zawarty z diabłem»  2. żart. «własnoręczne pisemne zobowiązanie»

 

A gdzie ja­kie­kol­wek wy­ja­śnie­nie? – Literówka.

 

To mó­wiąc ko­ci­sko uśmiech­nę­ło się całym ar­se­na­łem kłów… – Całym arsenałem, czyli raptem czterema kłami. ;-)

 

Es­the­ra del Coeur zbla­dła i rzu­ci­ła się w krze­wy pa­pro­ci… – O ile mi wiadomo, paprocie nie są krzewami.

 

w jed­nej z czy­ściut­kich ró­zo­wych kom­nat pa­ła­cu. – Literówka.

 

oka­zał się nie­do­ro­słą dziew­czyn­ką we­tknię­tą w fal­ba­nia­stą nie­bie­ską su­kien­kę. – Czy bywają dziewczynki dorosłe? Jak się wtyka dziewczynkę w sukienkę?

 

Ty je­steś kotem. naj­praw­dziw­szym! – Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą.

 

Masz oczy,wąsy, nos, ogon i łapki. – Brak spacji po pierwszym przecinku.

 

– A Ty jak masz na imię kocie?– A ty, jak masz na imię, kocie?

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Wgłąb two­jej pod­świa­do­mo­ści, tak sądzę.W głąb two­jej pod­świa­do­mo­ści, tak sądzę.

 

Oby­dwu z nich brak pią­tej klep­ki… – Raczej: Im obu brak pią­tej klep­ki

 

To dziw­ne, ale kotu żal się zrbi­ło dziew­czyn­ki. – Literówka.

 

toteż usmiech­nął się sze­ro­ko. – Literówka.

 

Za kilka chwil nad ko­na­rem drze­wa wi­siał już tylko ten zło­wro­gi uśmiech i para ślepi. – Raczej: Po kilku chwilach nad ko­na­rem wi­siał już tylko ten zło­wro­gi uśmiech i para ślepi.

 

Wy­so­ki czło­wiek w nie­zwy­kłym ka­pe­lu­szu uno­sił w górę fi­li­żan­kę… – Masło maślane. Czy można coś unosić w dół?

 

fi­li­żan­kę wy­peł­nio­ną z pew­no­śćią nie her­ba­tą. – Literówka.

 

Ka­pe­lusz­nik wpa­try­wał się w oczy Ali­cji z za­sta­no­wie­niem. – Czy to znaczy, że Alicja była z zastanowieniem?

 

– Z chcę­cią. – Literówka.

 

Naj­pierw spo­tka­łam biał­le­go kró­li­ka… – Literówka.

 

zna­laż­łam się w okrą­głej sali… – Literówka.

 

Spo­tka­łam gą­sienni­cę która pa­li­ła fajkę… – Literówka.

 

jak i ty­ma­cza­so­wo prze­by­wa­ją­cy… – Literówka.

 

– Może le­piej jakby tam już zo­sta­ła?– Może le­piej, gdyby tam już zo­sta­ła?

 

Przy­odzia­na była w kra­cia­stą, czer­wo­no białą suk­nię… – Przy­odzia­na była w kra­cia­stą, czer­wo­no-białą suk­nię

 

O, jest i Ka­pe­lusz­nik.. – Jeśli na końcu zdania miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli miał być wielokropek, jest o jedną kropkę za mało.

 

Kot uśmiech­nął się peł­nym ar­se­na­łem kłów. – Czyli, tradycyjnie, czterema. ;-)

 

Na­tych­miast kil­ko­ro czer­wo­no­bia­łych straż­ni­ków do­pa­dło kota. – Raczej: Na­tych­miast kil­ku czer­wo­no­-bia­łych straż­ni­ków do­pa­dło kota.

Kilkoro, to grupa mieszana – strażnicy i strażniczki.

 

Wszyst­kim wrę­czo­no oreż… – Literówka.

 

Nie chcę grać w  grę!Nie chcę grać w  grę!

 

w tej samej chwi­li gdy ali­cja stwier­dzi­ła: – Literówka!

 

- Po­mi­mo iż ostat­nio gubię się w rze­czy­wi­sto­ści. – Zamiast dywizem, wypowiedź powinna rozpocząć się półpauzą.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka