- Opowiadanie: Adenn - Czarny Brzask

Czarny Brzask

Krótka scena w której chciałem ukazać konflikt opisany w poprzednich opowiadaniach z perspektywy oficera sztabowego. Opowiadanie jest kontynuacją poprzednich tekstów: “Nadchodzący Zmierzch“ oraz “Czarne Gwiazdy”.

Oceny

Czarny Brzask

W Sali narad panował mrok rozświetlony przez nieliczne lampy. Ich słabe światło wyciągało z cieni zarysy stołów i foteli. Jednak znaczna większość pomieszczenia tonęła w ciemności. Tylko jeden stół holograficzny działał. Delikatne zielone światło projekcji rzucało bladą łunę na samotną postać pochylającą się nad stołem. Zakuty w ciemnozielony pancerz Mantus stał pośród mroku pochłonięty pracą. Dawno stracił rachubę ile już razy przeglądał mapy sektorów czytając raporty o ruchach wroga. Starał się znaleźć w nich jakąś wskazówkę, poszlakę – wzór. Jednak im dłużej nad tym myślał tym, bardziej tracił zapał. Najbardziej martwił go wygląd mapy. Zielone kropki systemów należących do Imperium były grupami rozrzuconymi pośród fioletowego oceany świateł Nocy. A niedługo i te kopki zanikną. Tylko które pierwsze pochłonie ocean? To było najważniejsze pytanie. Gdzie nastąpi przypływ? Gdzie zgaśnie kolejna gwiazda? Kto może odpowiedzieć na to pytanie? Super komputery zawiodły, nie były w stanie podać pewnej odpowiedzi. Jedyne co potrafiły to stworzyć listę możliwych następnych celów. W sumie trochę ponad milion systemów rozrzuconych w kilkudziesięciu sektorach. Na samą myśl o tym aż poczuł przypływ gniewu.

 

– Do dupy z nimi. Niech spłoną. Do niczego się nie nadają – rzucił w próżnię. Ruchem dłoni przewiną mapę dalej. Kolejny sektor i kilkanaście systemów z listy. Czerwony karzeł i cztery planety – Cztery systemy od linii frontu. Prawdopodobieństwo ataku w najbliższym czasie czterdzieści procent. Za mało. Dalej, Czerwony olbrzym i osiem ocalałych planet i prawdopodobieństwo ataku 80 procent ale był oddalony od linii frontu o całe dziesięć systemów.

 

– Do tych komputerów to chyba ktoś naszczał – Skasował ten system z listy – Kolejny, biały karzeł, tuż przy linii frontu a tylko dwa pierdolone procenty. Jeszcze dalej zwykła gwiazda średniej masy o żółtej barwie i siedem planet – dwanaście procent plus osiem systemów od linii frontu.

 

– Załamać się można – Skasował ten system. Odszedł od stołu, miał dość, wszystko go bolało. Dzień i noc siedział nad tym od tygodni, i nic nie osiągnął, widział tylko kolejne przypływy. Gdy zaczynali prace nad projektem, Ocean był ledwie kilkoma kałużami. Wpatrzony w mapę zastanawiał się co będzie za tydzień, co się ostanie. Czy jakaś gwiazda przetrwa ten przypływ. Chwilowo są w stanie tylko ewakuować systemy w których pojawiły się dryfy grawitacyjne. I nic poza tym. Tylko tracić, nic nie zyskując.

 

– Gdzie teraz uderzycie skurwysyny? – Nagle jedno z zielonych światełek zmieniło kolor na fioletowy. Czerwony karzeł, trzy planety, tuż na linii frontu. Nie było go na liście. Atak nastąpił po trzech godzinach od wystąpienia pierwszych dryfów. Siły obronne zniszczono w niespełna godzinę. Opadł na fotel, nawet nie czuł gniewu, wszystko pochłonęła ciemność w około.

 

– To bez sensu, Czerwony karzeł, biały olbrzym, trzy planety, na dokładkę pole asteroid i czarna dziura wam w dupę – Słowa odbijały się echem przez chwile aż rozpłynęły się pośród cieni. Ponownie spojrzał na mapę, chwilowo spokój, ale jak długo. Co dalej?

 

– Czym się kierujecie? – cisza, musiał znaleźć odpowiedz. To jedyne wyjście. Jedyny sposób – Za który przyjdzie zapłacić miliardom. Po raz drugi odważył się zajrzeć do tajnych dokumentów nowego projektu. Jedyny sposób by pokonać Noc, ciemnością zniszcz ciemność. Tylko trzeba go sprawdzić w boju. Proste rozkazy, znaleźć system w którym atak nastąpi w przeciągu czterech dni od akceptacji celu. Dość czasu by wszystko przygotować. Tylko trzeba znaleźć system. Jeden pierdolony system z milionów do wyboru. Jednak który będzie dobry, za mało czasu i nie zdążą wszystkiego przygotować. Za dużo oznacza kolejne straty i opóźnienia.

 

– Mogli by sami nad tym siedzieć a nie zwalają na innych, pieprzone lenie z dowództwa – Kolejny punkt zmienił kolor: Zwykła żółta gwiazda, trzy planety w tym jedna zamieszkana, siły obronne zniszczone w dwadzieścia minut. Wyładował się uderzeniem w stół który nawet nie drgnął, ale jego ręka wybuchła piekącym bólem, dowodząc ile siły włożył w cios. Nachylił się nad mapą, próbując skupić myśli nie zważając na ból. Fiolet wygrywa.

 

– Konwencjonalną bronią można się podetrzeć – Mapa tonęła w jednolitym morzu, te wyspy które jeszcze się trzymały otaczały macki wijące się w około. Nie ma systemu, idą tam gdzie zechcą, jak im się spodoba. Tylko co preferują? Na pierwszy rzut oka nie ma w tym żadnego logicznego wzoru, lista superkomputerów jest tego ewidentnym dowodem.

 

– Czyli jeśli wszystkie opcje są złe to każda jest dobra – sięgnął do kieszeni po niewielki przedmiot. Trzymał w ręce trzydziestościenną kość do gry. Mała prymitywna rzecz. Czasami lubił bawić się w gry losowe, było w tym coś rzeczywistego. W tym rzucaniu kośćmi od którego zależały twoje dalsze losy. Kolejne plany i działania o których zdecyduje ten mały nieświadomy niczego przedmiot. Skoro chciał znaleźć odpowiedz na to czego nie rozumiał, to może to czego działania nie mógł przewidzieć da mu upragnione rozwiązanie. Niech ona zdecyduje, rzucił ją na stół – trzydzieści ścianek – siedem sektorów do sprawdzenia – od 1 do 4 pierwszy sektor i tak dalej. Kość tańczyła po stole przez chwile kręcąc piruety i skacząc aż opadła z sił odkrywając odpowiedz.

 

– Piętnaście, sektor Czwarty – sprawdził listę, Getrańska przestrzeń – pięćset czterdzieści dwa systemy, trzydzieści jeden znajduje się na liście. Spojrzał na kość – co radzisz? – podniósł i rzucił a ta w odpowiedzi zaczęła wirujący taniec. W milczeniu obserwował jej ruchy. To jak krążyła pośród gry świateł. Gry, bo wszystko nią było. To czy przetrwają zależało teraz od dobrego rzutu. Nieświadomie uśmiechnął się gdy ironii sytuacji do niego dotarła. Zamierzał zadecydować o losach wojny rzutem kością a zwykle miał pecha w grach. Jednak po mimo tego czekał na wynik. Wpatrywał się w jej taniec, było w nim coś magicznego. Ten spokojny miarowy ruch nagle przerwany wściekłym podskokiem. Czuł jak ciężka odpowiedzialność ciążąca mu od tygodni spływa z jego ramion przechodząc na tańczącą kość. Ta w odpowiedzi wirowała dalej nieświadomi ciężaru decyzji która od niej zależała. Podskoczyła ostatni raz, zawirowała resztkami sił i stanęła pośród fioletów. Wrogie światła odkryły wynik.

– Trzynaście – Szybko policzył – Planety od dwieście siedemnaście do dwieście trzydzieści cztery – Siedemnaście planet na granicy przypływu. Siedemnaście maleńkich punkcików na mapie. Spojrzał na kość, zważył w ręce. Nie czuł w niej całej tej odpowiedzialności. Była tak lekka jak gdyby jej wynik decydował tylko o kolejnym ruchu pionków na planszy. Spojrzał na hologram, na te miliony światełek pochłanianych przez macki Nocy. Zamkną oczy i rzucił ten jeden ostatni raz. Usłyszał stukot odbijania od stołu a następnie cichy szum towarzyszący wirującemu tańcowi. Otworzył oczy i spojrzał w dół. Kość kręciła się to tu to tam wykonując skoczne piruety. Nachylił się nad stołem nieświadomy wstrzymania oddechu. Miał wrażenie że ciemności w około zrobiły to samo. Wszystko wokół przestało istnieć, wojna, cierpienie i gniew wyparowały. Została tylko ta wirująca smuga tańcząca pośród świateł. A on mógł tylko czekać na wyrok. Który z systemów skryje cień nowego dnia? Kość wpadła na szparę w powierzchni stołu ostro podskakując i twardo upadła z głuchym trzaskiem. Taniec urwał się w jednej sekundzie. Zakończył się szybko i nagle a nie spokojnie i delikatnie. Tak jak wszystko. Znał odpowiedz. Chwile stał w milczeniu wpatrując się w wynik. Podniósł się znad stołu i wyprostował ogarniając wzrokiem całą mapę. Te miliardy światełek, zieleń i fiolet, fale i skały stawiające im opór. Sprawdził listę.

– Belthur – W jego głosie ziała pustka zimna jak otchłań kosmosu – Więc tam.. – wzrok błądził po mapie, od gwiazdy do gwiazdy. Od fioletu Nocy do Zieleni Imperium – ..tam z mroków nocy wyłoni się Czarny Brzask zwiastujący nowy dzień – Zamilkł – Tylko co nastanie po nim? Wieczna noc czy nieskończony Dzień? – Jednak na to kość leżąca na stole nie da mu odpowiedzi. Nie było czasu do stracenia. Wpisał kod, odtworzył panel rozkazów, zatwierdził cel.

Mapa ożyła. Tysiące ikon oznaczających floty ruszyły z miejsca a miały jeden cel. Jeden mało znaczący układ na skraju Nocy. Jedna gwiazda. Czerwony olbrzym z skalistą planetą. A na niej pojedyncza kolonia górnicza. Ostatni raz spojrzał na kość, chwycił i schował do kieszeni. Rozkazy wydane, floty ruszyły. On też musiał ruszyć. Musiał wykonać swój ruch. Wyszedł z sali. Kroczył przez mroczne korytarze kierując się do hangarów, słyszał budzące się do życia alarmy. Baza ożywała. Światła rozpalały się jedno po drugim, ciemności znikały. A On kroczył dalej nieświadom tego wszystkiego. Jego umysł opanował jeden obraz, jedna jedyna ścianka malutkiej kości do gry. Misternie żłobione wzorki krążyło w około głęboko wyrytej cyfry. Spojrzał przed siebie w oświetlony jasno korytarz na którym zaczęli pojawiać się oficerowie oraz żołnierze. Patrzył ponad nich w dal.

– Wasz ruch

Koniec

Komentarze

Hmmm. Tak właściwie, to nie wiem, o czym jest ten tekst. Znaczy, o hazardziście, ale w co gra?

Scenka, z której niewiele wynika. Aha, nie pamiętam opowiadań, o których wspominasz w przedmowie.

Mnóstwo literówek, interpunkcja leży i kwiczy, błędy w zapisie dialogów. Czemu służą odstępy między akapitami na początku?

Ruchem dłoni przewiną mapę dalej.

On przewinął czy oni przewiną? Błąd się powtarza.

te wyspy które jeszcze się trzymały otaczały macki wijące się w około.

Ale co otaczało, a co było otaczane? Przecinki po “wyspy” i “trzymały”. W około => wokoło.

Babska logika rządzi!

Też nie mam pojęcia, o co tu chodzi.

Usterki wymieniła Finkla, nie mam co powtarzać.

Jeśli to kontynuacja czegoś innego, to chyba jest to fragment, a nie opowiadanie. Też już nie pamiętam o czym były wcześniejsze części.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Adennie, skoro tekst jest kontynuacją, a nie skończonym opowiadaniem, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć.

Rzeczywiście uwagi do zapisu Twojego dzieła są słuszne.

Fabuła: jest. I zapoznawałem się z nią z przyjemnością, ale do czasu. Potem zauważyłem, że przesadzasz z rozwlekaniem tak naprawdę niczego.

Dobrze tworzysz opisy, przez co ciekawie oddałeś zarówno postać, jak i sytuację. Ale opisów tych było za dużo. Trochę tak, jakbyś opisywał epicką bitwę ze szczegółami. Gdyby było krócej, to nie przestałoby być ciekawie.

Fragment w zasadzie bez znaczenia: opis sytuacji i tyle. Nie wiadomo, czy z “rozwiązania problemu” wyniknie coś dobrego, stąd sama scena nie wnosi nic prócz informacji o świecie i aktualnym problemie.

Ma więc wszystkie główne słabości: jest o niczym (bo w najmniejszym stopniu nie posuwa fabuły, nie zmienia żadnego losu, nie wpływa na niczyje życie, a jedynie zwiększa zużycie prądu na oświetlenie bazy i budzi kilka osób), jest nudnawy, roi się od błędów.

Ale ma dość rzadką zaletę: posiada atrakcyjne i ciekawe opisy sytuacji. Tylko za dużo.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Nowa Fantastyka