- Opowiadanie: ZbiorowaPsychoza - Cyrk Nocy

Cyrk Nocy

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Cyrk Nocy

Wybiegły konie na ulice miasta, a tętent ich kopyt zdawał się wyciszać szum uliczny. W dzikim, szalonym galopie przebiegały nawet przez najmniejsze uliczki. W ich ruchach było coś synchronicznego, jakby tańczące ich cienie stanowiły element skrzętnie ułożonej choreografii. 

Zrobiło się ciemno. Cisza zapadła tak nagle, jakby na samo pojęcie dźwięku spadł wielki topór i przerwał nić jego istnienia. W uszach szumiały werble bijących serc, w pośpiechu pompujących krew, przepełnione ekscytacją i oczekiwaniem, jakby spodziewając się najgorszego i najlepszego zarazem. Ten dziwny stan, gdy masz wrażenie, że z tego pudełka lada moment wyskoczy pacynka i zacznie się hipnotycznie kiwać: do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu. Aż się zatrzyma, a Ty zaczniesz się śmiać, bo przecież to tylko kukiełka i nie było czego się bać. 

Jak na boskie przykazanie "niech stanie się światłość", a sceneria została oświetlona reflektorami ulicznych latarń i neonów. Już ta godzina. Tylko ciemny całun namiotu pozostawał niewzruszony na sztuczne oświetlenie. Sam połyskiwał miliardem drobnych światełek, a swym rozmiarem bez problemu obejmował całą widownie i scenę. 

Jeden z zabłąkanych widzów w pośpiechu przemierzał ulicę, zbliżywszy się do płotu jednego z ogrodzonych domów, a rozległa się kakofonia szczekania. Mężczyzna podskoczył i czym prędzej odsunął się od ogrodzenia. W dłoni miał neseserkę, a na ramionach marynarkę. 

Proszę Państwa, oto pierwsza atrakcja! 

Człowiek zgubił się na arenie, a swoim zachowaniem mógł sugerować, że wypuszczono niewidzialne lwy, które rzucały pokraczne cienie na brudne mury. Kopnięta puszka wydała z siebie donośny werbel. 

Na scenie pojawiła się smukła konferansjerka, bardziej długa niż wysoka, od stóp do głów czarna jak smoła, tylko oczy zdawały się być jak rozżarzone węgielki, okolone białym płomieniem. Na głowie miała wysoki, ale jakby zgnieciony w harmonijkę cylinder, którego wieko smętnie zwisało i kołysało się w rytm podmuchów oklasków miasta. W dłoni miała długi bicz.

Mężczyzna nie ruszał się, tylko patrzył i nagle stał się marionetką w jej dłoniach. Poruszała szponiastymi dłońmi nad jego głową, a ten zaczął kręcić się niespokojnie po okolicy, w tę i z powrotem. Skręcał, zawracał i się potykał. Z nadzieją wypatrywał samochodów. Z lękiem spoglądał na śmiejące się cienie na murach miasta. Czuł chłodny wicher oklasków, który porwał go jak tornado i zamroził na kość.

Trzask bicza zdawał się być tak gwałtowny i niepodziewany, a zarazem głośny i niepodobny do żadnego innego dźwięku, że mógł równie dobrze się nie istnieć. Mimo to marionetka konferansjerki, obejrzała się niespokojnie za siebie i potknęła o krawężnik, upadając podarła spodnie garnituru. Kolejna salwa oklasków. 

Mężczyzna nie podniósł się. Klęczał na chodniku i czekał na to, co che mu zgotować los. Rozległ się kolejny podejrzany trzask. Ktoś tu był? Ktoś go śledził? Podniósł się niesiony nową i nieznaną siłą. Spojrzał na latarnie. Spojrzał na akrobatyczne popisy ciem pod latarnią, które splatały się za sobą, usiłowały usiąść na szklanym słońcu. Tylko ono pozostało. Szklany świat, ciemny jak butelka piwa i równie przepełniony goryczą. 

Poczuł sznurki za jakie pociągała konferansjerka i dotknęła go bezradność. Żałośnie spozierał, czy nie nadejdzie, z którejś uliczek, nieszczęśnik taki jak on, a z którym mógłby podzielić swój los. Na scenę wkroczył Arlekin. Stał w każdym cieniu i połyskiwał rzędem wyimaginowanych kłów w kierunku zbłąkanego. Był nieistniejącym wilkiem, ukrytym w krzakach, był szponiastą łapą drzewa i mordercą w każdym zaułku. 

Próbował zbliżyć się do marionetki i wyciągał długie, białe palce w jego kierunku, ale konferansjerka przeganiała go biczem. Każda próba została przypieczętowana oklaskami jak z wystrzału armaty, równie silnymi, ale urwanymi. Proszę Państwa, zabawa trwa. 

Jeden z mrocznych koni wyskoczył niespodziewanie z zaułku i kopytem rozbił jeden z reflektorów. Arlekin zachichotał na swój niemy sposób. Oparł dłoń na zabłąkanym i wskazał palcem na grupkę mężczyzn idących w ich stronę, po czym zniknął niczym Kot z Cheshire. 

– Co się, k… gapisz? – zapytał jeden z nich naszą marionetkę. 

Jak na rozkaz, ciemna konferansjerka opuściła ręce, a sznury opadły z ciężarem ołowianych łańcuchów. Mężczyzna spojrzał udręczonym wzrokiem na pytającego. Tchnienie alkoholowe, a wzrok pewny siebie, rozbawiony, rozbiegany. Szalone pięści i niespokojny duch. Nim się obejrzał, leżał na ziemi, kopany i deptany przez pozostałych. 

Śmiech poniósł się niewyraźnym echem po arenie. Mężczyzna nie miał już walizki, stracił rozładowany telefon i klucze do domu. Nie mógł już się podnieść. Brakło sił, a nadzieja umarła – pod płotem, przy którym śpiewał pies. Zapłakał, gorzko i żałośnie, a przecież mieszkał w tym mieście od lat. 

Konferansjerka splotła ręce w okolicach piersi i więcej się nie poruszyła do momentu, ponownego wejścia Arlekina. Skierowała płonący wzrok na jego niewyraźnej i bladej jak płótno twarzy. Gdy ten miał już podejść do nieszczęśnika, konferansjerka położyła dłoń na jego ramieniu. 

Zaprosiła serdecznie na skok złotego tygrysa nad areną i usunęła się w cień wraz z towarzyszem. 

Konie wróciły do boksów, jakby spłoszone nagłym zerwaniem czarnego całunu. Reflektory zgasły. Publika się rozeszła. Mężczyzna leżał nieprzytomny. 

Na opustoszałą arenę wkroczyła kobieta. Kwiat średniej życia człowieka. Dojrzała, ale nie chyląca płatków ku ziemi. Pospolitej urody, ale eleganckiego ubioru. Niechętnym spojrzeniem obrzuciła leżącego mężczyznę i nie zwalniając kroku poszła dalej. 

Ciało maleńkie się wydało, leżące bezładnie jak porzucona lalka, a jej tchnienie było lżejsze niż taniec podszklanosłonecznych akrobatów.

Oto Cyrk Nocy, tutaj idziemy na całego i nie oszczędzamy rekwizytów, a rozbawimy cię do łez. 

 

Koniec

Komentarze

Cześć.

Przeczytałem mniej więcej połowę. W końcu zaczęło mi przeszkadzać to, że tekst robił się coraz bardziej przekombinowany.

Ale urzekł dużą poprawnością (ocenianą według zasad pisowni języka polskiego) i swobodą w używaniu wyrazów. Przez pierwsze zdania również czarował klimatem.

Słabości (ewidentne i subiektywne).

Nie widziałem nigdy (a już na pewno często) galopujących w dużej ilości koni. Niemniej filmy dokumentalne ukazują takie stado podobnie do ławicy. Ławica i stado koni unikają przeszkód na drodze, na przykład murów. “Najmniejsze uliczki” są, jak sądzę, wąskimi uliczkami; wyobrażam sobie, że nie piszesz o sytuacji, w której uliczka ma dwa szerokie na pięć metrów chodniki, tylko jest to rzeczywiście taki przesmyk, mała luka między murami utworzonymi z kamienic. Jeżeli mamy podobne wyobrażenie “najmniejszych uliczek”, to nie wyobrażam sobie, aby gnające konie chciały przebijać się przez takie właśnie wyłomy, jeżeli do dyspozycji są większe uliczki. Myślę, że stado będzie ciągnąć zawsze najszerszymi arteriami.

Trochę zbędnych przecinków, na przykład tu: “W uszach szumiały werble bijących serc, w pośpiechu pompujących krew“.

Rzadko trafia mi się zdanie, w którym zaimki przeszkadzają tak bardzo: “Ten dziwny stan, gdy masz wrażenie, że z tego pudełka“.

“Jak na boskie przykazanie "niech stanie się światłość", a sceneria została oświetlona reflektorami ulicznych latarń i neonów.“ Albo zupełnie nie rozumiem tego zdania, albo czegoś w nim zabrakło.

Na takie zdania się zżymam. Pewnie celowe, przez co zbyt liryczne: “Jeden z zabłąkanych widzów w pośpiechu przemierzał ulicę, zbliżywszy się do płotu jednego z ogrodzonych domów, a rozległa się kakofonia szczekania“.

I na koniec: Google w żadnym miejscu nie usprawiedliwia tego żeńskiego “nesesera”.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Ciekawie opisana jedna z tych sytuacji, jakie często zdarzają się po zmroku. 

Jak dobrze zrozumiałem, konferansjerka to paraliżujący strach ? 

Jest klimat.

Neseserka rządzi :-)

Tekst do mnie nie przemówił, nie bardzo wiem, o co chodzi, co się w nim dzieje. OK, można znaleźć analogie między strachem i konferansjerką, ale dlaczego cyrk?

Tylko ciemny całun namiotu pozostawał niewzruszony na sztuczne oświetlenie.

Czy można pozostać niewzruszonym (względnie wzruszyć się) na coś?

– Co się, k… gapisz?

Nie ma potrzeby, żeby tak cenzurować wypowiedzi. Bluzgów “uzasadnionych literacko” nikt się nie czepia. Chyba że bohater ograniczył się do samego k. ;-)

Babska logika rządzi!

Z każdym przeczytanym zdaniem, coraz mniej rozumiałam. Przeczytawszy, niestety, nie wiem, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć?

 

Cisza za­pa­dła tak nagle, jakby na samo po­ję­cie dźwię­ku spadł wiel­ki topór… – Nie brzmi to najlepiej.

 

Aż się za­trzy­ma, a Ty za­czniesz się śmiać… – Aż się za­trzy­ma, a ty za­czniesz się śmiać

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Pro­szę Pań­stwa, oto pierw­sza atrak­cja!Pro­szę pań­stwa, oto pierw­sza atrak­cja!

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Na gło­wie miała wy­so­ki, ale jakby zgnie­cio­ny w har­mo­nij­kę cy­lin­der, któ­re­go wieko smęt­nie zwi­sa­ło… – Cylinder nie ma wieka, cylinder ma denko.

 

Trzask bicza zda­wał się być tak gwał­tow­ny i nie­po­dzie­wa­ny… – Literówka.

 

ma­rio­net­ka kon­fe­ran­sjer­ki, obej­rza­ła się nie­spo­koj­nie za sie­bie… – Masło maślane. Czy można obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: …ma­rio­net­ka kon­fe­ran­sjer­ki, obej­rza­ła się nie­spo­koj­nie… Lub: …ma­rio­net­ka kon­fe­ran­sjer­ki nie­spo­koj­nie spojrzała za sie­bie

 

cze­kał na to, co che mu zgo­to­wać los. – Literówka.

 

Po­czuł sznur­ki za jakie po­cią­ga­ła kon­fe­ran­sjer­ka… – Po­czuł sznur­ki, za które po­cią­ga­ła kon­fe­ran­sjer­ka

 

Pró­bo­wał zbli­żyć się do ma­rio­net­ki i wy­cią­gał dłu­gie, białe palce w jego kie­run­ku… – Marionetka jest rodzaju żeńskiego, więc: …jej kie­run­ku

 

Pro­szę Pań­stwa, za­ba­wa trwa.Pro­szę pań­stwa, za­ba­wa trwa.

 

Jeden z mrocz­nych koni wy­sko­czył nie­spo­dzie­wa­nie z za­uł­ku… – Jeden z mrocz­nych koni wy­sko­czył nie­spo­dzie­wa­nie z za­uł­ka

 

a sznu­ry opa­dły z cię­ża­rem oło­wia­nych łań­cu­chów. – Co to znaczy, że sznury opadły z ciężarem łańcuchów?

 

Skie­ro­wa­ła pło­ną­cy wzrok na jego nie­wy­raź­nej i bla­dej jak płót­no twa­rzy. – Jak można skierować wzrok na czyjejś twarzy?

Pewnie miało być: Skie­ro­wa­ła pło­ną­cy wzrok na jego nie­wy­raź­ną i bla­dą jak płót­no twa­rz. Lub: Skupiła pło­ną­cy wzrok na jego nie­wy­raź­nej i bla­dej jak płót­no twa­rzy.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładnie napisane, tylko o czym?

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Przeczytałem i pomyślałem: za dużo słów na przekazanie sygnalizowanej tytułem treści.

Niestety nie podeszło. Nienajlepiej się czytało, bo odniosłem wrażenie, że w akapitach / zdaniach mieszasz podmiot. Ale były i przebłyski ciekawych porównań.

Bardzo spodobał mi się pierwszy akapit. Miałem nadzieję na dobry tekst, ale, niestety, wykonanie jest nie najlepsze.

Cisza zapadła tak nagle, jakby na samo pojęcie dźwięku spadł wielki topór i przerwał nić jego istnienia. W uszach szumiały werble bijących serc, w pośpiechu pompujących krew, przepełnione ekscytacją i oczekiwaniem, jakby spodziewając się najgorszego i najlepszego zarazem.

Drugie zdanie zaprzecza pierwszemu (zostały szumy). Poza tym podmiotem są w nim werble, więc wygląda na to, że werble były przepełnione ekscytacją.

 

Jak na boskie przykazanie "niech stanie się światłość", a sceneria została oświetlona reflektorami ulicznych latarń i neonów

Żeby to miało sens, trzeba by usunąć spójnik a.

 

[…] a swym rozmiarem bez problemu obejmował całą widownie i scenę. 

Literówka.

 

Jeden z zabłąkanych widzów w pośpiechu przemierzał ulicę, zbliżywszy się do płotu jednego z ogrodzonych domów, a rozległa się kakofonia szczekania.

Nic nie gra w konstrukcji tego zdania.

 

[…] że mógł równie dobrze się nie istnieć.

Klęczał na chodniku i czekał na to, co che mu zgotować los.

 

 

Przez kilka pierwszych akapitów nie wiedziałam za bardzo, o czym czytam, potem już było lepiej. Na pewno napisane charakterystycznym stylem, może momentami przekombinowanym, ale spotęgowało to ten abstrakcyjny klimat. Właściwie pomysł bardzo prosty, ale ogólnie nawet niezłe. 

Nowa Fantastyka