- Opowiadanie: dAuvergne - Most

Most

Witam serdecznie. Żeby nie zanudzać nikogo, przed wami moje pierwsze podejście do tego typu szortów – czy też opowiadań, jak kto woli. Mój styl pisarski ma grację drwala na rurze od pole dance, opisywanie wewnętrznych przeżyć bohatera było więc dla mnie istną katorgą. Żeby skonfrontować swoje największe lęki, zrobiłam podejście do Mostu.
W moim zamyśle jest on metaforą ludzkiego toku rozumowania przy tzw. “rzucaniu się na głęboką wodę”, przy dokonywaniu ważnych zmian w życiu. Jak wyszło – o tym mam nadzieję przeczytać w komentarzach. Z góry dziękuję!
Ach,  co do konkursu – w mojej pokręconej logice wpasowuje się w tematykę, nie wykluczam jednak własnej omyłki w tej sprawie.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Cień Burzy

Oceny

Most

Most sięgał daleko.

Musiał. Niełatwo było przeciąć tak wielki obszar jak ocean. Zaczynał się jako skromna, lecz solidna budowla, powstała z potu, krwi, łez i betonu. Na ceremonii otwarcia przecięto czerwoną wstęgę ku radości tłumu.

Teraz stał opuszczony, podupadły, lecz wciąż dumnie przeciwstawiający się oceanowi.

Nie wiedział, od kiedy nim szedł. Niczym we śnie, w trakcie trwania podróży zorientował się, iż jest ona najważniejszą w całym jego życiu. Pierwsze trzysta kroków powtarzał sobie, iż nie mógł obrać lepszej drogi – zawsze mógł przystanąć, zwolnić. Usiąść na ziemi, położyć się, odpocząć. Gdyby miał tę samą drogę przepłynąć, byłby pozbawiony tego luksusu.

Tak, luksusu. Zapomniał o tym słowie drugiego dnia.

Skwar nie był nawet w połowie tak dotkliwy jak wszechobecna nuda. Most miał dwa końce, dwie barierki po obu jego stronach, dwa chodniki i pustą jezdnię pośrodku. Żadnych cieszących oczy elementów dekoracyjnych. Pierwszy kilometr wyglądał tak samo jak następne dziesięć.

Nie wiedział ile kroków już przeszedł, nie wiedział też ile ma przejść. To oczekiwanie na nagłe zakończenie się drogi utrzymywało w nadziei przez niemal pięć dni, po których wzrok przeniósł się z asfaltu na bezmiar oceanu.

Po lewej i prawej stronie krystalicznie czysta woda, sięgająca po horyzont. Prawdopodobnie gdyby w poprzek mostu płynął tyle, ile jak dotąd przeszedł wzdłuż, wciąż nie natrafiłby na ląd. To dawało pewien rodzaj pocieszenia – idzie przynajmniej w dobrym kierunku. Nie popełnia ogromnego błędu.

Lecz co, jeśli wody są ciekawsze? Płynąłby wolniej niż maszeruje w obecnej chwili, nie mogąc za to przysiąść i odpocząć. Lecz jakie sekrety musiała skrywać ta woda? Jak wyglądało życie zamieszkujących głębiny oceanu stworzeń?

Najważniejsze – jak mógłby się tam dostać?

Most znajdował się dobre kilka metrów nad wodą. Skok prosto w głębinę byłby rzeczą banalną, lecz powrót na górę niemożliwą. A przynajmniej bardzo trudną – wszak nie wykluczono, że ludzie potrafią dokonywać cudów. Zwyczajnie jeszcze takie się nie pojawiły. Może to za jego sprawą ten stan nagle się zmieni?

Zwalczył pokusę skoku wielokrotnie, gdy kolejne trzy dni maszerował przed siebie, robiąc coraz częściej przerwy. Chwile te spędzał głównie przechylony przez barierkę, obserwując taflę wody i usiłując wyobrazić sobie fantazyjne kształty zwierząt pływających pod nią. Musiało być ich tam sporo. Ryzyko było ogromne, lecz gdyby tylko mógł zwiedzić ten świat – ten niebezpieczny, nieznany mu świat, jego droga nigdy nie wyglądałaby tak nudno jak teraz.

Ósmego dnia drogi, zrobił dwugodzinną przerwę. Zaczęła się jak każda inna – od obserwacji świata podwodnego, o życiu i śmierci w tym zupełnie innym środowisku. O wszystkich czekających go atrakcjach. Wtedy też znalazł się w najniebezpieczniejszej sytuacji jak dotąd. Ulegając pokusie, wspiął się na barierkę i, opierając o jej szczeble stopy, stanął u góry, szeroko rozpościerając ręce. Ten mały, zupełnie nieistotny akt rebelii, odstępstwo od posłusznego gnania do przodu, wywarły na nim ogromne wrażenie. Czując powiew świeżego wiatru we włosach, rozkoszował się nim przez dobre trzy minuty, nim poczucie winy i strach rozkazały mu zejść z powrotem na ziemię. Na most. Jak mógł tak beztrosko ryzykować własne życie?

Nazajutrz zdjął niesiony przez tyle dni plecak i uważnie przyjrzał się jego zawartości. Mając do dyspozycji zapas jedzenia, własne ubrania oraz ich komplet zapasowy i nic poza tym, nie był w stanie określić przydatności tych rzeczy. Były one wręcz zbędne – złość wywołana nieznalezieniem liny ani niczego innego, co pomogłoby mu w uczynieniu kroku naprzód, niemal rozkazała mu wyrzucić plecak do głębi oceanu.

Powstrzymała go stara przyjaciółka Strach.

Szybko spakował się ponownie i ruszył do przodu. Tym razem zszedł z chodnika, skupiając wzrok na białej linii biegnącej przez środek jezdni, oddzielającej dwa pasy przeciwnych kierunków ruchu. Z wzrokiem wbitym w biały kształt, ignorował tęskne porykiwania mierzwiącego mu włosy wiatru. Głuchy stał się na szum oceanu i ból serca, które non stop kaleczyły niespełniony zew przygody.

Wytrzymał w tym przypominającym tortury stanie następne dwie doby, po których przestał całkowicie zwracać uwagę na otaczający go ocean. Odkrycie to zmusiło go do zatrzymania się i podniesienia wzroku znad białej plamy obrazu, który zlewał się już z czernią asfaltu przed oczami.

Most przed nim sięgał ku horyzontowi, znikając za jego linią i widząc więcej, niż samotny podróżnik dostrzegał ze swojej pozycji. Ukłucie frustracji zmusiło go do obejrzenia się tylko po to, by dostrzec ten sam obraz.

Fala strachu wyprzedziła myśl o powrocie na chodnik. O spojrzeniu na błękit wód raz jeszcze, o oddaniu się fantazjom odnośnie życia tam, poza mostem. O zrobieniu przerwy od mozolnej drogi naprzód.

Ile jeszcze będę szedł? Spytał Strach.

Strach nie odpowiedziała.

Cięższe o co najmniej tonę stopy z trudem oderwały się od ziemi, gdy postąpił krok naprzód w kierunku barierki. Spetryfikowane ciało odmawiało wykonania ruchu, który tak ekscytował umysł. Strach złapała go za ręce i z całą siłą próbowała utrzymać na asfalcie, nie pozwalając mu wrócić do nałogu.

Uspokoił Strach. Wyjął z plecaka ubrania i przysiadł na ziemi, odwlekając nieuniknione. Przedarł materiał jednej koszulki, zmieniając ją w prostokąt poliestru z wystającymi rękawami. Zrolował go i stosując podwójny węzeł, przyczepił do pary zapasowej spodni.

To też zrobił ze wszystkimi swoimi zapasowymi przedmiotami, a także plecakiem, który postanowił przypiąć do barierki. Pozostała mu jedynie bielizna, której obawiał się zdjąć, nie chcąc poświęcić całości sprawie, która mogła okazać się stracona. Nie będzie przecież robił tego zupełnie obnażony.

Nie dostrzegł subtelnego ruchu Strach, która złapała jego dłoń gdy chciał już zdjąć z siebie tę ostatnią część ubioru. Skutecznie ją zignorował, gdy próbowała go po raz kolejny powstrzymać.

Z uśmiechem pokazał jej stworzoną przez siebie linę. Będzie przecież dobrze – do góry i na dół, prawda? Strach kręciła głową, lecz nic nie mogła na to poradzić. Postanowił.

Z wielkim uśmiechem na ustach przywiązywał plecak do barierki mostu. Przeszedł na jej drugą stronę, spuszczając sznur. Czy dotknęła tafli wody? Nie był pewien. Lecz to wszystko było przez Strach, która zasiewała ziarno niepewności w jego sercu, uniemożliwiając mu zrobienie pierwszego, prawdziwego kroku naprzód w swoim życiu.

Pociągnął. Lina wydawała się być stabilna. Już miał złapać się jej rękami i nogami, lecz to Strach złapała go za kostkę, nie pozwalając, by podniósł opierającą się o barierkę stopę.

Puść, krzyknął do niej.

Nie zamierzała.

Szarpnął, przeciwstawiając się wielkiej sile tej małej kobiety. Gdyby tylko chciała się poddać, lecz ta walczyła nieustępliwie, jak gdyby to jej życie ryzykował schodząc. Stopa bolała, usilnie przytwierdzona do barierki, a ręce z wolna zaczęły się męczyć. Uświadamiał sobie, iż marnuje jedynie siły, potrzebne mu na podróż w dół – to jednak tylko wzmocniło Strach, zmieniając jej uścisk w żelazny.

W panice odciągnął jej rękę siłą, w nagłym zrywie ciągnąc za drobny nadgarstek. Kościste dłonie rozwarły się, uwalniając jego nogę z uścisku i zapalając iskrę radości w sercu podróżnika. Udało mu się!

Lecz wtedy właśnie dostrzegł, iż Strach również znajdowała się po zewnętrznej stronie barierki. Dostrzegł jej ostatnie, przenikliwe spojrzenie, gdy jej twarz znalazła się blisko jego, nim cała kobieca sylwetka runęła do wody.

Krzyknął, gdy niemo spadała w dół. Krzyknął po raz drugi widząc, jak jej ciało, niczym już martwy obiekt, z wolna tonie, znika pod warstwą oceanicznej wody, niezdolne do obrony lub próby ratowania się.

Jego ciało natychmiast się rozluźniło, a wszelkie obawy zniknęły, zastąpione determinacją. Oparł stopę o linę, łapiąc się jej wyżej obiema dłońmi, po chwili przenosząc cały swój ciężar na ten prowizoryczny sprzęt.

Po zejściu kilku metrów w dół, doszedł do wniosku, że Strach najpewniej już nie żyje. Nie wyłoniła się z wody, lecz zatonęła, pomknęła w głąb oceanicznej toni na spotkanie ze światem, który on planował odkryć.

Schodząc dalej ku swojemu przeznaczeniu, czuł morską bryzę, łaskoczącą jego skórę intensywniej, niż wiatr na moście kiedykolwiek. Chłód bijący z wody w kontraście ze skwarem sprawiał, że ledwo powstrzymywał się przed skokiem w dół. Wiedząc jednak, że równie dobrze może zrobić to powoli, rozkoszując się każdą chwilą tego aktu, mozolnie spuszczał się coraz niżej i niżej.

Lecz kiedy jego stopa jako pierwsza zatopiła się w przyjemnie zimnej, słonej wodzie, ekscytacja przepełniła serce podróżnika. Zapragnął on puścić dłońmi linę i wskoczyć do wody, nacieszyć się jej chłodem, sprawdzić, co jest na dole. Eksplorować nieznane tak, jak zamierzał od pierwszych dni w swej podróży. Pragnienie to, niczym rak, wżerało się coraz silniej w jego podświadomość, gdy zamarł tak półtora metra ponad powierzchnią wody. I tym razem wygrało.

Zeskoczył, rozkoszując się ułamkiem sekundy swobodnego lotu, by z impetem uderzyć całym ciałem o taflę wody i zanurzyć się wraz z głową poniżej jej poziomu. Wierzgnął nogami, uśmiechając się szeroko i przez to czując słoną wodę wypełniającą mu usta. Wypluł ją po wynurzeniu, odgarniając mokre, przylepione do twarzy włosy i przecierając oczy.

Zaśmiał się głośno, uderzając rękoma o powierzchnię oceanu i rozglądając się. Potęga mostu stała obok niego, lecz nie wywierała na nim wrażenia. Niebieski odcień oceanu skutecznie stopił się z błękitem południowego nieba, powodując zamazanie się granicy na horyzoncie. Błękit był wszystkim, co go otaczało. Chłód wody orzeźwił go, gdy unosił się w wodzie wierzgając miarowym ruchem stopami.

Wtedy postanowił spojrzeć w górę.

Lina utworzona z najróżniejszych tkanin sięgała ku niemu z mostu, lecz kończyła się nieco wyżej, niż planował. Niecały metr ponad powierzchnią wody zawisła zielona koszulka, która stanowiła jej koniec. Wyciągnął ku niej rękę, wciąż z uśmiechem na twarzy, chcąc odruchowo uspokoić skołotane nerwy – lecz jego mokre palce nie spotkały się z suchym materiałem.

Machnął drugą ręką, mocniej wierzgając stopami i usiłując wybić się jeszcze wyżej – lecz woda nie była chodnikiem, po którym mógłby skakać. Jego dłoń młóciła powietrze w bezsilnym akcie, za każdym razem będąc jedynie centymetry poniżej jego drogi powrotnej na most.

Gumka jego bokserek uwierała, przypominając o fatalnej pomyłce, gdy próbował zdjąć z siebie bieliznę i jakoś, tym razem, przymocować ją do liny. Lecz nie istniał sposób na sięgnięcie ku niej i nawet wymachiwanie mokrymi majtkami nie miało mu pomóc.

Strach powróciła.

Złapała go za tę samą kostkę, lecz tym razem nie próbowała unieść. Ciężar jej martwego ciała utrudnił mu utrzymywanie się na powierzchni, nie pozwolił na ten ostatni krzyk. Usta zamarły półotwarte, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, stłumiony przez wlewającą się do gardła wodę. Usiłował ją odkaszlnąć, lecz Strach trzymała mocno. Nieważne jak bardzo wierzgał, tym razem nie istniała barierka, z której mógłby ją zrzucić.

Spojrzał do góry – na widzianą od strony dna taflę wody. Na rozmyty kształt słońca, którego promieni docierało do niego coraz mniej gdy z wolna oddalał się od powierzchni ciągnięty niepowstrzymaną siłą. Chłód wody zastąpiło trupie zimno, wywołujące drgawki i tak paniczną chęć powrotu na powierzchnię, na zobaczenie Słońca raz jeszcze. Na postawienie stopy na twardej, gorącej powierzchni mostu.

Wspomnienie mostu pozostało z nim dłużej niż Strach. Mara zniknęła, opuszczając wydęte, sztywne ciało podróżnika leżące na dnie, w pełnej tęsknoty żądzy dostrzeżenia światła raz jeszcze.

 

Koniec

Komentarze

Pesymistyczne jak cholera. Ale podobało mi się!

Parę pomniejszych błędów – “bezmiar oceanu” a nie “wszechmiar”, “gdyby wszerz szedł tyle” – to szedłby od barierki do barierki, czyż nie? Tu raczej coś jak “gdyby szedł tyle po oceanie oddalając się od mostu” czy coś w tym stylu. “Pośrodku” łącznie. “Marszu jak po asfalcie”. Zamiast “zwizualizować” wolałbym słowo “wyobrazić”.  W plecaku miał jeszcze chyba coś innego niż ubrania? Jedzenie?

Kiedy bohater tonie, to raczej nie posuwa się “ku powierzchni”, “ciało podróżnika leżące na dnie”.

Tyle z pierwszego czytania. 

Dla mnie dobre! Moja faworytka to tonąca Strach (wiedziałem, że to musi być kobieta smiley).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

przeczytawszy :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Wielkie dzięki! heart

Wszystkie błędy poprawiam. “Most” napisałam w jednym sprincie, w nagłym przypływie natchnienia, przez co nawet nie myślałam o tym, czy sama nie tworzę sobie jakichś słów. Jak sobie wkręcę już, że coś jest poprawne, to potem żadna własna korekta tego nie wychwyci.

 

Przeczytane. :-)

Babska logika rządzi!

Ciekawy pomysł, przyjemnie się czytało :)

półtorej metra’, powinno być ‘półtora metra’.

 

3.2.1(4) Doors must have a clear passage width of no less than 0.77 m. If the door opens towards the user, there must be no less than 0.5 m on the side of the door opposite its hinged side. Doorsteps may be no more than 25 mm high. - Building Regulations

Dzięki wielkie :) Poprawiam, bo aż wstyd.

Spodobała mi się ta metafora – a właściwie jej rozwinięcie :) Rzeczywiście trudno jest wybrać między znanym, bezpiecznym i nudnym a nieznanym, ekscytującym i potencjalnie niebezpiecznym. Ujęcie konkursowego tematu rozumiem w ten sposób – bohater chce zrobić dla siebie coś dobrego, wybawia się od piekielnej nudy, przez moment jest szczęśliwy, ale nie wychodzi na tym dobrze, czyli sam sobie dobrem zło poczynił. Chyba okejka ;) 

Chociaż happy end bardziej przypadłby mi do gustu, bo byłby zdecydowanie bliższy mojemu pojmowaniu świata ;)

Czytało mi się całkiem przyjemnie, bo jak wspomniałam, kupiłam tę metaforę . Sądzę jednak, że doszlifowanie tekstu jest bardzo potrzebne – widać ten “sprint” o którym wspomniałaś ;) Zdarzają się nielogiczne zdania, zaimkoza, czasem zbędne słowa, najczęściej tworzące masła maślane.

Tutaj kilka sugestii co proponuję poprawić:

 

Niczym we śnie, zorientował się już w trakcie trwania tej dziwnej mary, iż odbywa najważniejszą podróż swego życia.

Przyznam, że to zdanie jest dla mnie niejasne. Sen i mara to wyrazy bliskoznaczne. Trochę jakbyś powiedziała, że “we śnie było niczym we śnie”… coś tu nie teges, albo ja nie łapię co chciałaś przekazać.

“W trakcie trwania” też przedobrzone. Wystarczy samo “w trakcie”.

 

Nie wiedział ile już idzie, nie wiedział też ile ma przejść.

Ile czego idzie? Może lepiej: “nie wiedział, jak długo już idzie” albo “nie wiedział, jaką odległość już przebył” i analogicznie druga część zdania.

 

To oczekiwanie na nagłe zakończenie się drogi utrzymywało go przy nadziei przez niemal pięć dni

Jestem prawie pewna, że poprawnie byłoby “w nadziei”. Być przy nadziei oznacza bycie w ciąży ;)

 

Prawdopodobnie gdyby wszerz płynął tyle, ile jak dotąd przeszedł wzdłuż tym mostem

To trzeba przebudować, nie wiadomo o jakie “wszerz” chodzi, bo wydaje się, jakby chodziło o chodzenie w poprzek mostu.

 

Płynąłby wolniej, nie mogąc zatrzymać się na długo w obawie o utonięcie, ani nie będąc zdolnym do tak szybkiego marszu jak po asfalcie.

Sądze, że chodzi o obawę przed utonięciem → boi sie, że utonie. Obawa o utonięcie sugeruje, że bohater martwi się, czy utonięcie ma się dobrze ;) Znaczy można np mieć obawy o swoje dziecko albo obawę przed ty, że dziecko zrobi sobie krzywdę. Tak mi się zdaje.

A skąd tutaj ten marsz? Brak logiki. Przecież skoro płynie, to nie maszeruje, trudno więc mówić o tym, że maszerowałby nie tak szybko.

 

Most znajdował się dobre kilka metrów nad ziemią.

A nie nad wodą? ;P

 

A przynajmniej bardzo trudną – wszak nie wykluczono, że ludzie potrafią dokonywać cudów. Zwyczajnie jeszcze takie się nie pojawiły. Może on byłby pierwszym?

Z powyższego wynika, że bohater byłby pierwszym z cudów. Czy o to chodziło?

 

Zwalczył pokusę skoku wielokrotnie, gdy kolejne trzy dni maszerował przed siebie, robiąc coraz częściej przerwy. Przerwy te spędzał głównie przechylony przez barierkę, obserwując taflę wody i usiłując wyobrazić sobie fantazyjne kształty zwierząt pływających pod nim.

Wygląda to jak zamierzone powtórzenie, ale według mnie ładniej byłoby, gdyby go nie było. Piszesz, że patrzył na taflę, więc chyba chodzi o zwierzęta “pod nią”.

 

nim poczucie winy rozkazały mu zejść z powrotem na ziemię. Na most. Co, jeśli spadnie?

Literówka.

Rwie się ciąg logiczny – z ostatniego zdania wynika, że to raczej strach mu kazał, nie poczucie winy.

 

Strach złapała go za ręce i z całą swoją siłą próbowała utrzymać na asfalcie, nie pozwalając mu wrócić do nałogu.

Zaimek do wywalenia. Nie mogła tego zrobić z cudzą siłą ;) Lepiej też wyglądałoby: “z całych sił”.

 

Pozostała mu jedynie założona przez niego bielizna, której obawiał się zdjąć,

Wywaliłabym. Brzmi kulawo, a z drugiej części zdania jasno wynika, że chodzi o tę bieliznę, którą ma na sobie, skoro mowa o jej zdjęciu.

 

Z uśmiechem pokazał jej stworzoną przez siebie linę. Będzie przecież dobrze – do góry i na dół, prawda? Strach kręciła głową, lecz nic nie mogła na to poradzić. Postanowił.

Z wielkim uśmiechem na ustach przywiązywał plecak do barierki mostu. Przeszedł na jej drugą stronę, spuszczając stworzoną przez siebie linę w dół.

Powtórzenie frazy.

 

W panice odciągnął jej rękę siłą, w nagłym zrywie ciągnąc za jej nadgarstek. Kościste dłonie rozwarły się, uwalniając jego nogę z uścisku i zapalając iskrę radości w jego sercu. Udało mu się!

Lecz wtedy właśnie dostrzegł, iż Strach również znajdowała się po zewnętrznej stronie barierki. Dostrzegł jej ostatnie, przenikliwe spojrzenie, gdy jej twarz znalazła się blisko jego, nim cała kobieca sylwetka runęła do wody.

To przykład zaimkozy ;) Pokombinuj jak je pozastepować

 

Jego ciało natychmiast się rozluźniło z napięcia, a wszelkie obawy zniknęły, zastąpione determinacją.

Z czegóż innego mogło się rozluźnić? 

 

Zapragnął on z całej swojej siły puścić dłońmi linę i wskoczyć do wody

Kilka zupełnie niepotrzebnych słów. Trzeba chyba też troche zmienić szyk, bo nie wiadomo, czy z całej siły zapragnął, czy miał z całej siły puścić (jeśli się tak w ogóle da).

 

Wypluł ją po wynurzeniu, odgarniając mokre, przylepione do jego twarzy włosy i przecierając oczy.

 

Lecz wtedy postanowił spojrzeć w górę.

Lina utworzona z najróżniejszych tkanin sięgała ku niemu z mostu, lecz kończyła się nieco wyżej, niż tego planował.

 

I jeszcze trochę zaimkozy:

 

Wyciągnął ku niej rękę, wciąż z uśmiechem na twarzy, chcąc odruchowo uspokoić swoje nerwy – lecz jego mokre palce nie spotkały się z suchą fakturą materiału.

 

Gumka jego bokserek uwierała,

 

Czy słowo nałóg zostało w tekście użyte jako drzwi do potencjalnej interpretacji, jedynie metaforycznie, czy bez głębszej refleksji? Zacząłem się zastanawiać nad opcją numer 1.

Tekst nie jest zły : >. Pobudza wyobraźnię.

Wiem, że miałaś powód, żeby napisać co było w plecaku, ale trochę zgrzyta mi jedzenie na dwa tygodnie noszone przez czternaście dni marszu na plecach. Ile musiałoby być tego jedzenia i w jakiej formie? Bohater żywi się lembasami?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Most, niestety, nie przypadł mi do gustu. Mam wrażenie, że przeczytałam opowieść o osobniku trwającym w uzależnieniu, który odrzuca próby niesienia pomocy przez Strach, marnotrawi cały dobytek, by na koniec, gdy nie ma już nawet majtek, pogrążyć się ostatecznie i z kretesem.

Sprinterskie tempo pracy bardzo niekorzystnie wpłynęło na jej efekt końcowy. Mnóstwo zbytecznych zaimków, nieczytelnie skonstruowane zdania i nie najlepsza interpunkcja, niestety, nie ułatwiały lektury.

 

Skwar słoń­ca nie był nawet w po­ło­wie tak do­tkli­wy jak wszech­obec­na nuda. – Czy istnieje skwar słońca? Słońce powoduje skwar, upał, spiekotę, ale nikt nie powie upał słońca czy spiekota słońca.

Chyba wystarczy: Skwar nie był nawet w po­ło­wie tak do­tkli­wy, jak wszech­obec­na nuda.

 

Most miał dwa końce, dwie ba­rier­ki po obu jego stro­nach, dwa chod­ni­ki i pustą ulicę po­środ­ku. Żad­nych in­nych ele­men­tów de­ko­ra­cyj­nych.– Czy dwa końce mostu, barierki, chodniki i pusta przestrzeń pośrodku były elementami dekoracyjnymi?

Ulica, to droga miejska.

Widzę to raczej tak: Most miał dwa końce, dwie ba­rier­ki po obu stronach, dwa chod­ni­ki i pustą jezdnię/ drogę/ przestrzeń po­środ­ku. Był pozbawiony ozdób.

 

To ocze­ki­wa­nie na nagłe za­koń­cze­nie się drogi utrzy­my­wa­ło go przy na­dziei przez nie­mal pięć dni, po któ­rych jego wzrok prze­niósł się z as­fal­tu na bez­miar oce­anu. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Po lewej i pra­wej stro­nie kry­sta­licz­nie czy­sta woda, się­ga­ją­ca za ho­ry­zont. – Skąd wiadomo, że woda sięga za horyzont, skoro nie możemy zobaczyć tego, co jest za horyzontem?

Może: Po lewej i pra­wej stro­nie kry­sta­licz­nie czy­sta woda, się­ga­ją­ca po ho­ry­zont.

 

ile jak dotąd prze­szedł wzdłuż tym mo­stem… – Zbędny zaimek. Czy mógł iść innym mostem?

 

Nie po­peł­nia ogrom­ne­go błędu. – Zdanie sugeruje możliwość popełniania małego błędu.

 

Skok pro­sto w głę­bi­ny byłby rze­czą ba­nal­ną… – Skok pro­sto w głę­bi­nę byłby rze­czą ba­nal­ną

Nie wydaje mi się, by mógł skoczyć w kilka głębin jednocześnie.

 

ob­ser­wu­jąc taflę wody i usi­łu­jąc wy­obra­zić sobie fan­ta­zyj­ne kształ­ty zwie­rząt pły­wa­ją­cych pod nim. – Raczej: …pły­wa­ją­cych pod nią.

Zwierzęta pływały pod wodą, a ta jest rodzaju żeńskiego.

 

od ob­ser­wa­cji świa­ta pod­wod­ne­go, od ma­rzeń o jego po­ten­cjal­nym cyklu… – Co to znaczy marzyć o potencjalnym cyklu?

 

Ule­ga­jąc po­ku­sie, wspiął się na ba­rier­kę i, opie­ra­jąc o jej szcze­ble stopy… – Nie wydaje mi się, by barierka miała szczeble.

 

Na­stęp­ne­go dnia drogi zdjął nie­sio­ny przez tyle dni ple­cak… – Powtórzenie. Wiemy, że piechur jest w drodze.

Proponuję: Nazajutrz zdjął nie­sio­ny przez tyle dni ple­cak

 

Mając do dys­po­zy­cji zapas je­dze­nia, wła­sne ubra­nia oraz kom­plet za­pa­so­wy i nic poza tym… – Czy istniała możliwość, że niósł w plecaku cudze ubrania? Czego komplet zapasowy miał w plecaku?

 

Tym razem zszedł z chod­ni­ka, sku­pia­jąc swój wzrok na bia­łej linii bie­gną­cej przez śro­dek jezd­ni, od­dzie­la­ją­cą dwa pasy róż­nych kie­run­ków po­ru­sza­nia się. – Czy mógł skupić cudzy wzrok?

Proponuję: Tym razem zszedł z chod­ni­ka, sku­pia­jąc wzrok na bia­łej linii bie­gną­cej przez śro­dek jezd­ni, od­dzie­la­ją­cej dwa pasy przeciwnych kierunków ruchu.

 

Z wzro­kiem wbi­tym w ten biały kształt… – Ze wzro­kiem wbi­tym w biały kształt

 

który zle­wał się już z czer­nią as­fal­tu przed jego ocza­mi. – Czy mógł się zlewać przed cudzymi oczami?

 

wi­dząc wię­cej, niż sa­mot­ny po­dróż­nik do­strze­gał z jego po­zy­cji. – …wi­dząc wię­cej, niż sa­mot­ny po­dróż­nik do­strze­gał ze swojej po­zy­cji.

 

Ukłu­cie fru­stra­cji zmu­si­ło go do obej­rze­nia się za sie­bie… – Masło maślane. Czy można obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: Ukłu­cie fru­stra­cji zmu­si­ło go do obej­rze­nia się… Lub: Ukłu­cie fru­stra­cji zmu­si­ło go do spojrzenia za sie­bie

 

Fala stra­chu wy­prze­dzi­ła jego myśl o po­wro­cie na chod­nik. – Zbędny zaimek. Czy fala mogła wyprzedzić myśli jeszcze kogoś?

 

O spoj­rze­niu na błę­kit wód raz jesz­cze, na od­da­niu się fan­ta­zjom… – …o od­da­niu się fan­ta­zjom

 

Ile jesz­cze będę szedł? Spy­tał Strach. – Raczej: – Ile jesz­cze będę szedł? – spy­tał Strach.

 

Cięż­sze o co naj­mniej tonę stopy nie chcia­ły ode­rwać się od ziemi, gdy po­stą­pił krok na­przód w kie­run­ku ba­rier­ki. – W jaki sposób postąpił krok, skoro stopy nie chciały się oderwać?

 

spusz­cza­jąc stwo­rzo­ną przez sie­bie linę w dół. – Masło maślane. Czy mógł spuścić linę w górę? 

 

Lecz to wszyst­ko było przez Strach, która za­sie­wa­ła ziar­no nie­pew­no­ści w jego sercu, unie­moż­li­wia­jąc mu zro­bie­nie pierw­sze­go, praw­dzi­we­go kroku na­przód w swoim życiu. – Nadmiar zaimków.

 

Puść, krzyk­nął do niej. – Raczej: – Puść – krzyk­nął do niej.

 

jak gdyby to jej życie ry­zy­ko­wał scho­dząc na dół. – Masło maślane. Czy można schodzić na górę?

 

mar­nu­je je­dy­nie siły, po­trzeb­ne mu na zej­ście na dół… – Kolejna paczka maślanego masła.

 

Oparł pierw­szą stopę o linę… – Miał ponumerowane stopy? ;-)

 

prze­no­sząc cały swój ba­last na ten pro­wi­zo­rycz­ny sprzęt. – Nie miał balastu.

Proponuję: …prze­no­sząc cały ciężar na ten pro­wi­zo­rycz­ny sprzęt.

 

Po zej­ściu kilku me­trów w dół… – Znowu masło maślane.

 

Nie wy­ło­ni­ła się z wody, lecz za­to­nę­ła… – Raczej: Nie wy­ło­ni­ła się z wody, bo zato­nę­ła

 

Chłód bi­ją­cy z wody w kon­tra­ście ze skwa­rem Słoń­ca spra­wiał… – Chłód bi­ją­cy z wody, w kon­tra­ście ze skwa­rem spra­wiał

Dlaczego słońce, które jest tu zbędne, napisano wielka literą?

 

koń­czy­ła się nieco wyżej, niż tego pla­no­wał. – …koń­czy­ła się nieco wyżej, niż to pla­no­wał

 

lecz jego mokre palce nie spo­tka­ły się z suchą fak­tu­rą ma­te­ria­łu. – …lecz jego mokre palce nie spo­tka­ły się z suchym ma­te­riałem.

Nie wydaje mi się, by fakturę można było zmoczyć lub wysuszyć.

 

Jego dłoń młó­ci­ła po­wie­trze w bez­sil­nym akcie, za każ­dym razem będąc je­dy­nie cen­ty­me­try po­ni­żej jego wyj­ściem na most. – Co to znaczy być centymetry poniżej wyjściem na most?

 

lecz tym razem nie pró­bo­wa­ła unieść w górę. – Masło maślane.

 

Wspo­mnie­nie mostu po­zo­sta­ło z nim dłu­żej, niż po­zo­sta­ła Strach. Mara znik­nę­ła, po­zo­sta­wia­jąc wy­dę­te… – Powtórzenia.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wielkie dzięki za czas poświęcony na przeczytanie i sprawdzenie tekstu. Spaliłam się już ze wstydu – niepotrzebne zaimki to moje niechlubne przyzwyczajenie, wciskam je wszędzie i zawsze, choć cholera wie po co. Czasem jak przeczytam dopiero co napisane zdanie to znajdę w nim taką głupotę, że nic tylko łapać się za głowę. Gorzej, kiedy tych głupot nie widzę, choć tekst wertowałam kilka razy.

 

Przyznam, że to zdanie jest dla mnie niejasne. Sen i mara to wyrazy bliskoznaczne. Trochę jakbyś powiedziała, że “we śnie było niczym we śnie”… coś tu nie teges, albo ja nie łapię co chciałaś przekazać.

Mężczyzna dopiero w trakcie trwania swojej podróży zorientował się, że ją odbywa. Nie pamięta początku ani końca – jak to bywa ze snami. Kalekie opisanie tego to już inna kwestia. Poprawiłam składnię.

 

Czy słowo nałóg zostało w tekście użyte jako drzwi do potencjalnej interpretacji, jedynie metaforycznie, czy bez głębszej refleksji? Zacząłem się zastanawiać nad opcją numer 1.

Może użyłam nieco zbyt ostrego słowa, lecz chciałam podkreślić jak istotna zaczyna być dla niego kwestia, o której kilka dni wcześniej nawet nie myślał. Życie podwodne zaczęło być dla niego obsesją, a podróż – obserwacją wody przerywaną monotonnym marszem.

Zmniejszyłam liczbę dni by nie wyszło na jaw, że w plecaku nosi wojskowe racje żywnościowe. Początkowo podróżnik nie miał mieć go w ogóle, a tak doczesne sprawy jak potrzeba nawodnienia się czy wypróźnienia miały go nie dotyczyć – liczył się tylko marsz. Lepiej jednak jest szorta nieco urzeczywistnić.

Nie wydaje mi się, by barierka miała szczeble.

Spotkałam się z takim określeniem nieraz, Google też nie wyprowadził mnie stanowczo z błędu, dlatego tej kwestii nie jestem pewna.

 

Jeszcze raz wielkie dzięki!

 

To znaczy, że tekst nie miał jednak pierwotnie związku z walką z nałogiem, choć jak widać, takie rozumienie też jest możliwe. W zasadzie zakwalifikowałbym to na plus, jako wielopoziomowość ;). Interpretacja Werweny też do mnie trafia.

 

Podejrzewałem, że pojawianie się zawartości plecaka w opowiadaniu wyglądało właśnie tak, jak opisałaś. Nie bój się eksperymentów. Skoro zdecydowałaś się już na most zbudowany na oceanie i personifikujesz strach (to mogła być tylko metafora, ale już po metaforze raczej bohater nie szedł ;P), równie dobrze jedzenie mogły mu przynosić mewy ^ ^. Zawsze znajdzie się czytelnik, który się do czegoś przyczepi. Mam nadzieję, że decydując się na “urzeczywistnienie” szorta, podążasz za własną wizją, a nie za jakimiś odgadywanymi, odgórnymi normami. Fantazjuj sobie do woli, przynajmniej tutaj :D.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Y!

 

Przeczytałem, podumałem, stwierdzam, że jestem kontent z lektury. Zapewne jest w tym spora zasługa Reg i innych życzliwych dusz, które pozwoliły Ci ogarnąć nieco tekst, nim wpadł w moje chude łapy. Ale główny laur i tak należy się Tobie, bo opowiadanie, choć plasuje się w nurcie, który ja nazywam “filozoficznym bełkotem”, nie tylko nie znużyło, ale nawet dało czytać się przyjemnie i z uwagą. Fakt, że nie pozostałaś głucha na dobre rady, też się chwali. Choć wciąż gdzieś tam jednak są drobne zaimkozy, nadinterunkcje i niedointrpunkcie. Ale sporadyczne, nie przeszkadzały.

Podobał mi się most, podobał mi się ocean, podobał mi się bohater; to, jak ukazujesz jego rozterki i przemianę, powolne uleganie coraz silniejszemu pragnieniu – ładna, wyraźna i trafna w tym wszystkim symbolika. Styl opowieści też jak najbardziej na plus, bo od początku do końca udaje Ci się utrzymać spójny, a przy tym bardzo wyraźny i odpowiedni klimat – pustka, samotność, beznadzieja, bezsens aż wyzierają z każdego zdania. I jakkolwiek nie przepadam za takimi klimatami (choć też i nie stronię), doceniam kunszt.

No i finał… Tak bardzo prawdziwy, że aż chciałoby się innego.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki wielkie! Jak mówiłam w przedmowie, taki “filozoficzny bełkot” to coś, co jest mi kompletnie obce. “Most” jest pierwszym podejściem do tego typu utworów. Cieszę się, że znalazło się parę osób, którym się podobał. :)

 

 

Przeczytałam.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem. Tylko, ile można czytać o tej samotności, pustce czy walce z nałogiem. Wybacz, to moje widzimisię. Ogolnie może być. 

Mimo początkowego zniechęcenia – za sprawą kiepskiego, w mojej ocenie, stylu – dobrnąłem do końca i…

Fabularnie – jest OK. Może nieco nużąco, ale jest w tym jakaś opowieść. I mimo że takich alegorii na pęczki już było, Twoja jakoś się broni.

 

Natomiast jeśli chodzi o formę to cholernie mi przeszkadzały niektóre konstrukcje zdań, np:

Niełatwo było przeciąć tak wielki obszar jak ocean.

Że niby jak? Ocean przecinał jakiś obszar?

Potęga mostu stała obok niego.

Zdecydowanie stał tam most, a nie jego potęga.

Usta zamarły półotwarte, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, stłumiony przez wlewającą się do gardła wodę.

Albo się nie wydobył, albo był stłumiony. Moim zdaniem nie można stłumić nieistniejącego dźwięku.

Prawdopodobnie gdyby w poprzek mostu płynął tyle, ile jak dotąd przeszedł wzdłuż, wciąż nie natrafiłby na ląd.

A tego to już w ogóle nie zrozumiałem.

 

Zresztą, było tego znacznie więcej i sądzę, że już Ci większość wytknięto – strasznie dużo komentarzy i nie chce mi się ich czytać, ale widząc kto skomentował, domniemywam, że lekko nie było ;)

 

Podejrzewam, że po napisaniu strasznie szybko wrzuciłaś tekst na stronę, zamiast go jeszcze na chłodno przeczytać i poprawić. Bo po stylu i języku wnioskuję, że spokojnie jesteś w stanie zrobić to lepiej.

 

 

 

 

 

Czy to jest sygnaturka?

Niezły pomysł i fajny klimat. Przeczytałam z przyjemnością.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Czytając, niemalże czułam wszechobecny skwar i zapach oceanu. Opowiadanie cudowne, a Strach zdobyła moje serce i żałuję, że nie było jej w tekście choć odrobinę więcej. Ale! Co za dużo, to niezdrowo, prawda? Życzę weny na kolejne wspaniałe twory wink

 

I guarantee that if I get out of this chair, you'll end up in one with wheels.

Metafora rzucania się na głeboką wodę moim zdaniem bardzo trafna i obrazowa: most nudny ale bezpieczny, głębia nęcąca i nieprzewidywalna. Czytając Twój tekst czułem się, jakbym przeglądał czyjś osobisty pamiętnik. Miałem podobne uczucia, gdy podejmowałem decyzję o wyprowadzce z domu rodzinnego. Na szczęście w moim przypadku wszystko skończyło sie dobrze ;) Pociągnęła mnie w tej lekturze prawdziwość przeżywanych przez bohatera uczuć.

Raczej ponury tekst. Widzę zło, ale z dobrem coś problem. Bohater nie mógł poczekać na przypływ? Ogólna wymowa do mnie nie trafia – wolę wierzyć, że jeden błąd to jeszcze nie koniec świata, a przeważnie te potknięcia jakoś dają się naprawić.

Z fabularną stroną też słabo. Uprzedzasz, że to metafora, ale wolałabym coś z większą ilością akcji.

Językowo dość dobrze, ale zdarzają się potknięcia – najgorsze to „półtorej metra”. Mam nadzieję, że zostanie poprawione, zanim upłynie termin.

Babska logika rządzi!

 

No jak to, nie miał google maps, żeby sobie sprawdzić, ile jeszcze?

 

Interesujący pomysł na realizację tematu i choć takie alegorie "poza czasem i przestrzenią" są ryzykowne (łatwo popaść w przesadę i patos, a trudno uniknąć pójścia na łatwiznę) to Tobie udało się całkiem nieźle. Nawet podobał mi się pomysł na Strach – kobietę; był co prawda nieco zbyt dosłowny, ale z drugiej strony dodawał opowiadaniu życia. 

 

Trudno w tych filozoficznych jednak rozważaniach nie mieć z tyłu głowy pytań w stylu: "ale serio on zamierzał przepłynąć ocean, nie myśląc o odpoczynku?!", choć wiem, że oniryczny świat tego tekstu rządzi się specyficznymi prawami. No i nie do końca kupiłam jednak tę metaforę. Lepiej było leźć tym mostem, bez perspektyw zmian, usychając z samotności? Czy pokonwersować sobie trochę z panią Strach (która jak na negatywną emocję jest tu bardzo pozytywną bohaterką, o wiele bardziej niż sam idący), podjąć próbę i cóż, przynajmniej uwolnić się od beznadziei? Pytanie postawione w tekście rzeczywiście ejst ponadczasowe.

 

Rzeczywiście, przydałoby się tekst rozbudować, stworzyć napięcie. Mimo to całkiem udany debiut :)

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Zaciekawiający początek, choć jak na tak krótki tekst – nieco przydługi. „Most” to bardziej taka scena-metafora niż opowiadanie, co niekoniecznie musi być wadą, ale po intrygującym wstępie liczyłam na coś więcej. Zdecydowanie najlepszym elementem jest opis tonącej Strach. To akurat świetnie ci wyszło. Natomiast od strony technicznej masz trochę typowych dla początkujących błędów – zaimkoza, powtórzenia, znalazł się nawet jakiś błąd ortograficzny.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Nowa Fantastyka