- Opowiadanie: Fasoletti - Niefart

Niefart

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Niefart

Stare przysłowie mówi, że miłość i sraczka przychodzą znienacka. John od dłuższego czasu marzył, by spotkało go to pierwsze. Niestety, Bóg nie był dla niego łaskawy. Rozwolnienie dopadło mężczyznę w najmniej odpowiednim momencie. Przekradał się właśnie za plecami grupy niegdyś ludzi, teraz zaś bestii w stanie zaawansowanego rozkładu, gdy jego kiszki głośnym burczeniem zgwałciły panującą na ulicy ciszę. Po tygodniach picia wody z kałuż i żywienia się czym popadnie układ pokarmowy powiedział dość.

John walczył chwilę ze zwieraczami, ale w końcu poddał się i po nogach pociekły mu strugi rzadkich ekskrementów. Smród pozbawił go tchu, a widok brązowej mazi wypływającej z nogawek na stopy przyprawił dodatkowo o mdłości. Zgiął się wpół i obficie zwymiotował.

Nieumarli, jęcząc i prychając, natychmiast ruszyli w jego kierunku. Wyglądali na powolnych, ale zwinności i szybkości pozazdrościłby im niejeden lekkoatleta. Biegli z wyciągniętymi przed siebie rękoma, gubiąc za sobą kawałki własnych gnijących ciał. Głośno kłapali poczerniałymi zębami, jakby już mieli w ustach mięso ofiary. Ten odgłos, odbijający się echem od budynków, zapowiadał śmierć w męczarniach, o jakich nie śniło się nawet hiszpańskiej inkwizycji.

John rozejrzał się. W odległości około stu metrów zobaczył balkon z rozłożoną drabiną przeciwpożarową. To dawało szansę na wyjście cało z opresji. Ale jaki był sens ratować się? Epidemia zmieniła ludzi w krwiożercze potwory. Od miesiąca nie spotkał zdrowego człowieka, za to codziennie natykał się na bestie spragnione świeżej krwi. A teraz jeszcze ta sraczka. Jak długo wytrzyma bez leków i normalnego pożywienia? Tydzień? Miesiąc? Rok? Parsknął śmiechem. Dawał sobie góra dwa dni. Lepiej załatwić to tu i teraz. Odejść z honorem.

Wśród tandety lśniąc jak diament… – zanucił.

Wydobył z kieszeni pistolet, znaleziony niegdyś przy zwłokach martwego policjanta. Sprawdził magazynek. Jedna kula. Musi wystarczyć.

Zawsze lubił zgrywać twardziela, zwłaszcza przed kobietami. Nie przeszkadzało mu, że jedyną przedstawicielką płci pięknej, która obejrzy jego heroiczny czyn, będzie leżąca pod ścianą jednego z domów małolata zaplątana we własne, wyprute z brzucha jelita.

Przyłożył broń do czoła. Lufa była przyjemnie zimna. To kojarzyło mu się z zaświatami. Z błogim niebytem. Zamknął oczy. Nacisnął spust. Wystrzał szarpnął jego głową w tył. Upadł, ale nadal słyszał zbliżających się nieumarłych. Coś było nie tak. Rozwarł powieki i stwierdził, że wciąż żyje. Ostatkiem sił dopełzł do niewielkiej kałuży i przejrzał się w tafli wody. Nad prawym okiem zobaczył niewielką dziurę, a przez nią otwór wylotowy z tyłu czaszki i niebo. Zrozumiał, co się stało, gdy zęby pierwszego potwora zagłębiły się w jego łydce.

John był półmózgiem. Strzelił nie w tę stronę głowy, co trzeba.

Koniec

Komentarze

Oj, biedny, głupiutki John ;D

Fajny, bardzo starannie napisany tekścik. Podobał mi się na swój nieskomplikowany sposób, choć podczas opisów oddawania naturze wydalin wszelakich uśmiech politowanie z ust nie schodził ;)

Dobre zakończenie – przelałeś nim czarę groteski tego opowiadanka!

Ten odgłos, odbijający się echem od budynków, zapowiadał śmierć w męczarniach, o jakich nie śniło się nawet hiszpańskiej inkwizycji.

“Jakiej”? A później nie miało być: “ofiarom hiszpańskiej inkwizycji”? W tym zestawieniu brzmi trochę, jakby to inkwizycja miała być torturowana ;)

 

Cieszy mnie, że wróciłeś do publikowania, Fasoletti. Ostatnio szperałem z nudów w archiwum i widziałem tam sporo Twoich tekstów… “Wenię” nawet oceniłem na piąteczkę, a “Stróżką krwi” szczerze się ubawiłem ;)

Pozdrawiam!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dla mnie to zdanie jest w porządku.

Jakich odnosi się do męczarni, nie do śmierci. A śnić się mogło i ofiarom, i sprawcom.

Przynoszę radość :)

Racja, Anet. Rzeczywiście jakich jest w porządku, rozkojarzyły mnie chyba mistrzostwa…

A co do drugiej części, to nie twierdzę, że źle, tylko takie miałem wrażenie ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Fajnie, lubię mieć rację ;)

A szort, jak zwykle dobrze napisany, nieco obrzydliwy, aż się zdziwiłam, że nie tak bardzo.

Przynoszę radość :)

Jak można czytać z przyjemnością o rozwolnieniu i zombich? Ano można. Sama się zdziwiłam :-) Sarkazm na koniec bardzo udany.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Jak coś wrzucisz, to święto grzechu. Święto jak święto w sumie, ale nie zajrzeć – grzech. A zajrzeć – jeszcze gorszy; zbrodnia na umyśle. Ale, jak zwykle, warto. I dobrze się czasem tak spółmóżdżyć na wesoło.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Czytałem już na Szortalu. I tam i tu tekst przeczytałem z przyjemnoscia :)

Bardzo dobry tekst, jak zwykle, sprawnie napisany. I, jak na Fasolettiego, jednak nietypowy.  A o tym decyduje końcówka, naprawdę zaskakująca. Chyba należałoby jeszcze dopisać ze dwa zdania w samym finale o uczuciach bohatera, jednak jest to subiektywne wrażenie. 

Piękny przykład na to, jak w miniaturze do pięciu tysięcy znaków można opowiedzieć całą historię, i to bardzo interesującą.

Pozdrówka.

Cześć.

  1. Interpunkcja dobra. Jest kilka błędów, ale da radę się obyć nawet z nimi. Zwracam uwagę głównie na nią, bo jeżeli tekst jest dobry, to tylko interpunkcja (bardziej niż ortografia, fleksja czy cokolwiek innego) może zakłócać tempo czytania.
  2. Z pewnością układ pokarmowy powinien się wypowiadać używając do tego cudzysłowów.
  3. Moje doświadczenia mówią mi, że skoro kupa jest około półtora metra od nosa, a zapach z krocza na pewno jeszcze do mnie nie dotarł, dodatkowo wiatr raczej nie wieje od dołu, to nie ma żadnych szans na to, aby nawet najbardziej zjadliwy smród kału zaatakował natychmiast. W kontekście tego ów fragment zabrzmiał (niepotrzebnie!) humorystycznie.
  4. “Lekkoatleci” i “hiszpańska Inkwizycja” to takie zapchajdziury, których nie znoszę. Gdyby nie było tych wstawek, to tekst byłby w miarę przejmujący. Dominowałoby w nim napięcie. A dodając te dwie wstawki sprawiłeś, że moja uwaga na chwilę poszła w inną stronę. Dwa razy. I tym samym uśmierciłeś klimat tekstu. Sprawiłeś, że stał się luźny, lekki. Jeżeli celem było właśnie to, to się udało. Jeżeli wskutek tego miało być nieco zabawnie, to nie wyszło (to po prostu są zbędne dygresje). Jeżeli miało wciąż trzymać w jakimś napięciu, to na pewno nie może być takich wstawek.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Zastanawiałem się, dlaczego bohater nie przycupnął. Na końcu się wyjaśniło. Mimo że przyjemności z czytania o biegunce brak, to na koniec uśmiechnęło. Niezłe. 

Nie masz autorze w planach powieści w tym stylu? 500 stron o fakaliach to może być coś.Zapisuję się na książkę ( nie zbiór opowiadań, tylko powieść).

God bless America!

Moje doświadczenia mówią mi, że skoro kupa jest około półtora metra od nosa, a zapach z krocza na pewno jeszcze do mnie nie dotarł, dodatkowo wiatr raczej nie wieje od dołu, to nie ma żadnych szans na to, aby nawet najbardziej zjadliwy smród kału zaatakował natychmiast. W kontekście tego ów fragment zabrzmiał (niepotrzebnie!) humorystycznie.

Piotrze, tu się bardzo mylisz, niestety.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Choć przeczytałam bez przykrości, nie mogę powiedzieć, że lektura sprawiła mi przyjemność.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem pod wrażeniem, na ile sposobów można jeszcze zombie w fabule wykorzystać.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

To jest scena, której często brakuje w filmach/książkach o żywych trupach. Jakże prawdziwa scena… Co za naturalizm i napięcie… A na końcu śmiechłem.

:D

F.S

“Moje doświadczenia mówią mi, że skoro kupa jest około półtora metra od nosa, a zapach z krocza na pewno jeszcze do mnie nie dotarł, dodatkowo wiatr raczej nie wieje od dołu, to nie ma żadnych szans na to, aby nawet najbardziej zjadliwy smród kału zaatakował natychmiast. W kontekście tego ów fragment zabrzmiał (niepotrzebnie!) humorystycznie.

Piotrze, tu się bardzo mylisz, niestety.”

 

No to mówisz, że mylę się w swoich doświadczeniach… Hmm… Interesujące są niektóre uwagi.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Po tygodniach picia wody z kałuż i żywienia się czym popadnie(+,) układ pokarmowy powiedział dość. ← skapitulował, czy coś… Takie to trochę zbyt potoczne jak dla mnie, ale mogę się czepiać. Przed czym popadnie też dałabym przecinek, bo wtedy tworzy tempo czytania, zmniejsza chaos w zdaniu. Jak przeczytać to zdanie na głos, tam robi się mały stop, a to bywa wyznacznikiem przecinka.

 

Smród pozbawił go tchu, a widok brązowej mazi(+,) wypływającej z nogawek na stopy(+,) przyprawił dodatkowo o mdłości.

 

gubiąc za sobą kawałki własnych(+,) gnijących ciał.

 

Całkiem niezły szorcik.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Bardzo fajnie napisane, ale ja się chyba nigdy nie przekonam do szortów, które są po prostu dłuższymi kawałami ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Świetny szort. Nieco obrzydliwy, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy aż do… w zasadzie to cały czas nie szedł zupełnie. Zabawny, z pomysłem i są tam zombi, więc również na topie :)

Choć apokalipsa dokonana przez krwiożercze zombi to nie moje klimaty, to jednak do całości pasowało idealnie. Dobrze się czyta, choć drobna korekta przecinków dopracowałaby tekst.

Niezły szort, ale głównie przez końcówkę, czyniącą z niego absurdalny kawał. Bez sraczki byłoby równie dobrze.

Babska logika rządzi!

Podpisuję się pod komentarzem Finkli, a jeszcze bardziej pod komentarzem Tenszy ;-).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Fajne porównanie z tą inkwizycją. Łatwo się Twoje rzeczy czyta i fajnie, chociaż i trochę ohydnie xD 

Popieram Gwidona! Również czekam na tę powieść. ;)

Nowa Fantastyka