- Opowiadanie: Blue_Ice - Wędkarz z Wietnamu

Wędkarz z Wietnamu

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

ryszard, Werwena, FoloinStephanus

Oceny

Wędkarz z Wietnamu

 

 

Kiedy nadszedł weekend, w Balestrand zakotwiczył się statek wycieczkowy z Dalekiego Wschodu. Jeden z tych olbrzymów, którym godzinę zajmuje zawrotka na fiordzie. W miasteczku zawrzało od turystów.

Niedzielnym popołudniem na przystań przyszedł Wietnamczyk z wędką. Był chudy, kulał i miał niezbyt czyste paznokcie, a stanowczo za lekkie, szare ubranie wisiało na nim smutno. Zamiast spinningu trzymał długą, masywną gruntówkę. Na końcu cienkiej jak babie lato żyłki dyndała maleńka błystka w kropki. Bez szans na wygłodniałe drapieżniki głębin Sognefjordu, mężczyzna stał przy krawędzi nabrzeża i cierpliwie zarzucał owo skrzydło biedronki, a najlżejszy oddech wiatru natychmiast mu je zwracał. Po godzinie bezowocnych wysiłków, skorzystał z czyjejś rady i poszedł na zakupy do pobliskiego budynku Akwarium, które było jednocześnie cukiernią, a dodatkowo jeszcze sprzedawało wędkarskie gadżety. Chichot losu sprawił, że niedzielny wędkarz kupił sobie pilker z wadą fabryczną i sztuczna rybka pływała ogonem do przodu. Niezrażony swoim pechem, w przypływie intuicji początkującego, czy też może czystego geniuszu – naprawił ją, przekładając kotwiczkę na właściwą stronę. Niestety nic to nie dało. Skośnooki długo i bezskutecznie dźgał powietrze długaśnym kijem, jakby chciał nabić na niego gromadzące się od jakiegoś czasu chmury. Rozglądał się przy tym dookoła, z przestraszoną miną, coraz bardziej przygarbiony. Od czasu do czasu ktoś przy nim przystawał, żeby podpowiedzieć, poinstruować, pokazać. Wtedy Wietnamczyk rozpromieniał się, przekrzywiał głowę na stronę chromej nogi i chłonął każde słowo. Odpowiadał słabą angielszczyzną i uśmiechem. Po każdej wymianie zdań prostował plecy i podwajał wysiłki. Jednak gdy przygodni pomocnicy znikali, znikał również jego uśmiech, a oczy w kształcie łez głębiej zapadały się pod powieki.

I stał tak, drobny mężczyzna z rozwianymi włosami koloru hebanu, uparcie czekający na błysk rybiej łuski. Może w pięknym miejscu porażka smakuje trochę lepiej, może gorycz wyczuwa się na języku mniej wyraźnie? Albo łatwiej ją znieść, kiedy jednocześnie walczy się z dużo groźniejszym demonem w sercu.

 

Mijały godziny. Niebo pociemniało. Nie opuszczał stanowiska, nie jadł, nie pił. Wciąż zarzucał i zarzucał. Tymczasem nabrzeże opustoszało. Ostatni ludzie dawno pierzchli do domów i hoteli, mewy i ostrygojady zamilkły, schowane w skalnych szczelinach. W pewnym momencie ostry podmuch wiatru zmierzwił mu włosy i szarpnął rękawami kurtki. Mężczyzna zachwiał się i wzdrygnął z zimna.

Nagle przywiązana do końca żyłki przynęta – fałszywa ofiara – poszybowała wysoko, jakby ożyła i zyskała skrzydła. Haczyk zawisł w powietrzu, zmienił się w ogromny, srebrny hak i przebił chmurę, aż ta trysnęła deszczem. Potem plusnął daleko od brzegu z siłą obłamanego szczytu góry. Wszystko zawirowało, rozszumiał się fiord, rozkołysał, z nabrzmiałej, opuchniętej chmury posypały się wodne pociski. Mężczyzna zaś jakby zastygł w bezgranicznym zdziwieniu, ze wzniesioną wędką. Krótki, oślepiający błysk z nieba na moment zamienił go w staruszka z siwą brodą i księżycem na smyczy. Samotnego praczłowieka, łowiącego planety.

Kiedy wokół znów zapanował spokój, chmura uniosła się i odsłoniła wędkarza, stojącego ze złowionym przez siebie dorszem, który szarpał się u jego stóp, ogonem polerując mu buty. Przyjaciel na łańcuchu.

Chwilę później pozostał już tylko wędkarz, zapatrzony w miejsce, gdzie woda zamknęła się za jego jedyną zdobyczą, której właśnie darował życie.

A potem już tylko deszcz zaciekle chłostał pustkę. Pustkę po ogromnym statku z bardzo daleka.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Widzę tu poetycki opis wędkowania, a nie widzę fantastyki.

Babska logika rządzi!

Przykro mi, ale mnie niestety też nie zanęciło. Jakieś takie zbyt smutne i smętne to.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

@Finkla – dzięki za przeczytanie. Cóż, chyba nie zawsze potrafię dobrze rozgraniczyć poezję i fantastykę. Dla mnie to się nawzajem przenika. Stąd możliwe błędy w przyporządkowaniach ;) Wydawało mi się, że mignięcie fantastyki jest… ale nie będę się upierać, tylko następnym razem będę ostrożniejsza w klasyfikacji swoich tekstów.

@wiwi – Dzięki za lekturę. No to mnie również przykro :( Ale co do tego, że smutne, to … nie miało być wesołe – raczej lekko filozoficzne, do chwili zadumy.

Pozdrawiam obydwie czytelniczki!

Cześć.

A już myślałem, że tylko dla mnie było “trudne”.

Dla mnie było do tego stopnia trudne, że po połowie dałem sobie spokój. Znudziłem się.

Dla jasności: kocham książkę “Stary człowiek i morze”, ale jeżeli miało być podobnie, to nie wyszło.

I to zdanie o typach wędek (jak sądzę). Nie wędkuję, toteż całe zdanie było enigmatyczne – z konteksty wysnułem, o co chodzi.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Nie bardzo rozumiem o czym był ten tekst… niestety.

Rozumiem, a raczej czuję tu fantastykę, IMHO. 

 

Zawsze wydawało mi się (może nieco prześmiewczo i cynicznie), że wędkarstwo to zajęcie dla tych mężczyzn, którzy już niewiele w życiu mogą sobie postawić, oczywiście prócz swoich wymyślnych wędek i spławików na brzegu zbiornika wodnego, przy którym spędzają całe godziny i dnie, mając dość kobiet, z którymi uprawiają kohabitację.:P A tu widzę jednak, że wędkarstwo to całkiem nietypowy sport.

Takie łowy lubię…

Autorko, jak zwykle u Ciebie, utworek poetyzujący, miękki i nieco enigmatyczny. Podobał mi się. Pozdrawiam.

Dołączam do klubu nierozumiejących :(

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dołączam do nierozumiejących. 

A w kwestiach technicznych: statek może “zakotwiczyć” a nie “zakotwiczyć się”, statek robi “zwrot” a nie “zawrotkę”, robi to “we fiordzie” a nie “na fiordzie”.

I nie przejmuj się – nie wszyscy muszą wszystko rozumieć smiley.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Spodobał mi się wykreowany przez Ciebie obraz i to że na końcu darował jej życie, smutne, a zarazem piękne. Poczułem tę pustkę…

F.S

“Mężczyzna zaś jakby zastygł w bezgranicznym zdziwieniu, ze wzniesiona wędką.“ – Literówka: wzniesioną

 

Przebłysk fantastyki jak najbardziej widzę, jednak tekst mnie sobą nie kupił. Nie znam się na wędkowaniu, więc jego opis – poetycki czy nie – po prostu do mnie nie trafił, nie widzę też w sumie do czego ta impresja miała prowadzić. Przypływa statek, jego pasażer kilka godzin próbuje nieudolnie coś złowić, udaje mu się, ale wypuszcza rybę, wraca na statek, statek odpływa. Koniec. Chyba, że coś przegapiłam? Jak dla mnie – pisanie dla pisania, a takiego nie lubię, bo opowieść nie ma celu. A może po prostu jest zbyt specjalistyczno-wędkarsko-nie-w-moim-temacie, bym mogła się zachwycić sposobem ujęcia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Piotr Tomilicz – no, to faktycznie się naczytałeś, jeżeli skończyłeś w połowie jednostronicowego tekstu :P ;) Ja tam jeśli zamierzam czyjś tekst ocenić, skrytykować, to jednak doczytuję go do końca (chyba, że jest bardzo długi), chociażby, żeby zobaczyć puentę – a nuż jednak coś więcej z tekstu zrozumiem albo coś mi się jednak spodoba ;) No, ale każdy działa po swojemu.

Nie, to nie ma – i nie miało mieć – nic wspólnego ze “Starym Człowiekiem…” (tak, ja też to uwielbiałam). Zresztą, nie zwykłam pisać czegokolwiek “żeby było podobnie” do czegokolwiek innego (tak dla ścisłości).

Co do “enigmatycznego” zdania o typach wędek – cóż, ja kiedyś też musiałam się dopiero tego języka, języka wody, nauczyć ;) – a i tak jeszcze robię błędy (które mi celnie wypunktował @Staruch). Użyłam zwrotów bardziej specjalistycznych zamiast opisów złożonych ze słów potocznych z dwóch powodów: po pierwsze żeby uniknąć powtórzeń i lania wody; po wtóre uważam, że pozytywne jest to, że można z tekstu czegoś się nauczyć, chociażby nowych słów. Ja osobiście np. przy czytaniu wysoko to cenię i chętnie się czegoś nowego dowiaduję. Dla przykładu: gruntówka zastąpiła opis wędki, który liczył sobie, z tego co pamiętam, aż pięć słów.

Reasumując – przykro mi, że znudziło – ale powody tego znudzenia do mnie jakoś nie trafiają. Może najzwyczajniej ich nie rozumiem?

Pozdrawiam.

@belhaj – ten tekst jest o samotności. Posępnie opuszczam głowę, że to jest niewidoczne. I – naprawdę! – nie rozumiem, dlaczego. To już bardziej przekonuje mnie argument @Finkli, że jest nie dość widoczny element fantastyki. Ten argument jest dla mnie jasny, czy się z nim zgadzać do końca, czy nie.

 

@odyskorcz – dzięki za dobre słowo – no tak, właśnie, otóż to – te łowy to nie są zwykłe wędkarskie łowy. I nie tylko z powodu zakończenia – a nawet akurat w zakończeniu to mnie widać, niż wcześniej. Dotyczą jeszcze czegoś innego. Klnę się na trolla – myślałam, że to jest aż nadto widoczne… No i miło mi, że czujesz w tym fantastykę – ładnie to powiedziałeś ;)

@ryszard – bardzo dziękuję, również za docenienie poetyckości :) Pozdrawiam!

@fleurdelacour – nie rozumiem Twojego (i nie tylko Twojego) nierozumienia. I nie chodzi o odbijanie piłeczki, tylko o szczerą odpowiedź. Ale oczywiście, jak wszystkim, wybaczam ;)

@Staruch – tym razem akurat nierozumieniem się nie przejmuję ;) Przyjmuję je do wiadomości i wpisuję do Kajetu Doświadczeń Literackich ;)

Co do “zakotwiczania się” – jeszcze teraz specjalnie sprawdziłam w słownikach – obydwie formy są poprawne.

Co do “we fiordzie” a nie na fiordzie – napisałam “na fiordzie” w celu podkreślenia, że chodzi mi o powierzchnię wody – analogicznie do ‘na morzu’, ‘na rzece’ – itd. Kwestia fiordów jest w ogóle dość skomplikowana w języku polskim, bo w zasadzie fiord oznacza całość, tzn. woda i góry. Trudno jest odnosić się do samej wody fiordu, co teoretycznie powinno być możliwe oraz, oczywiście, w niezliczonych przypadkach – przydatne, a nawet konieczne. Stąd wychodzą czasem pewne niezręczności językowe.

Co do “zawrotki” – pozwoliłam sobie na kolokwializm i użyłam tego w kontekście wody dlatego, że samo słowo “zwrot” oznacza tylko zmianę kierunku ruchu. A mi chodziło bardzo konkretnie o zawrócenie, czyli zwrot o 180o.

@FoloinStephanus – dziękuję za miłe słowa. Darował jej życie, pewnie dlatego, że wbrew pozorom jemu nie zależało na pełnych torbach ryb, tylko na czym innym, czymś dużo ważniejszym ;)

@joseheim – dzięki za zwrócenie uwagi na literówkę, zaraz poprawię.

Przede wszystkim będę bardzo mocno odpierać zarzut “pisania dla pisania”. Zawsze staram się zawrzeć w tekście coś poza zdaniami, coś między słowami, w symbolice, w obrazach lub ich tle, i tak dalej. Jeśli czytelnik tego czegoś nie dostrzega, to mogłam to ja za bardzo ukryć/za mało uwypuklić, czyli moja nieumiejętność – albo po prostu… jednak ktoś z takiego czy innego powodu to przeoczył. W sposób, w jaki streściłaś ten tekst rzeczywiście można streścić nie tylko ten, skromny, ale prawie każdy, nawet najlepszy krótki tekst i pozbawić go sensu, a nawet ośmieszyć. Nie to, że upieram się, że ta miniatura jest dobra – broń Boże. Piszę dla kogoś, nie dla siebie. I świetnie, że go czytacie i komentujecie – to najważniejsze. Dziękuję! Po prostu w tym przypadku nie potrafię zrozumieć powodu takiego podejścia do niego. Muszę się jeszcze zastanowić, czy zamiast naprowadzić, np.nie zmyliłam tropów. Tekst jest – jak już w którymś wcześniejszym komentarzu wspomniałam – o samotności. I są przynajmniej dwa miejsca, gdzie sądzę, że dość ewidentnie to zasugerowałam.

Pozdrawiam wszystkich komentatorów – i – bez urazy, czyli nie gniewajcie się, że się “bronię” :) Ale Wy pod swoimi tekstami też to robicie :) Czy nie? ;)

Jasne. Autor powinien się bronić, tylko racjonalnie, bo kiedy broni się emocjonalnie, to wtedy tonie pośród nieemocjonalnego podejścia innych do jego tekstu…:)

 

A z drugiej strony nie ma sensu aż tak się przejmować zdaniem innych. Warto zawsze je jednak rozważyć i wyciągnąć z niego korzystną dla siebie esencję… Obiektywnie dla siebie, a nie żeby inni się cieszyli, że mieli rację:P

Zgadza się!

Ja starałam się bronić racjonalnie :) Ale też uważam, że można połączyć jedno z drugim – racjonalność i emocje. Znaczy…jest to możliwe, tylko nie zawsze wychodzi…

Blue zauważyłem :) – “przyjaciel na łańcuchu” wręcz dobitnie i zarazem bardzo poetycko, moim zdaniem, podkreślił samotność.

F.S

@FoloinStephanus – ufff! :) Dzięki :) To faktycznie jedna z tych “podpowiedzi”. 

 

Jeszcze tylko dodam, tak ogólnie, wszem i wobec – nie mogę przecież w tak króciutkim tekście wykładać kawy na ławę. Wtedy to już na pewno byłby on bezsensowny! Może moją winą jest to, że nie potrafię czasem przewidzieć cudzego niezrozumienia. Jeśli mnie samej wydaje się, że niemal co krok jest jasno wyłożone, o czym jest tekst, to skąd mam zaczerpnąć tę wiedzę tajemną, że jednak tak nie jest? To niemożliwe, bo jest to kwestia indywidualnej wrażliwości na konteksty, podteksty, metafory, sensy – i inne sensy “przynęty” ;) I znowu (żeby nie było!) – nie znaczy to, że bronię świetności tego tekstu. Co najwyżej jego czytelności.

Blue_Ice – ja też tu o pewnej poprawności stylistycznej mówię. Statki z reguły “zakotwiczają” – w porcie, przy brzegu itp. “Zakotwiczyć się” – tego używa się rzadziej (w terminologii morskiej b. rzadko), raczej w zwrotach “zakotwiczył się gdzieś na dłużej” itp.

Z tym fiordem to rzeczywiście można wielorako interpretować. Ale na tą zawrotkę nie mogę się zgodzić smiley. Raczej coś w stylu: “Jeden z tych olbrzymów, którym od wejścia do fiordu godzinę zajmuje zmiana kursu by z niego wyjść.” Tylko musiałabyś to przepoetyzować!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie zrozum mnie źle, nie oczekuję, że każdy tekst będzie przyziemny, nie będzie zawierał żadnych metafor i ukrytych sensów, i że autor ma za każdym razem “wykładać kawę na ławę” ;) Tyle tylko, że jak dla mnie poziom poetyckości i abstrakcyjności powinien być adekwatny do treści niesionej przez dane opowiadanie – czy to szort, czy nie. Ewidentnie akurat w przypadku tekstów takich jak Twój, zdecydowanie nie jestem, brzydko z angielska mówiąc, targetem. I tyle. Wolę ciekawą historię i ciekawego bohatera od impresji. Ale to tylko ja, każdy czytelnik ma przecież swoje upodobania.

 

A to, o czym piszesz w ostatnim komentarzu, jest przecież właśnie jedną z rzeczy, które sprawiają, że pisanie jest tak cholernie trudne – bo Ty jako autorka doskonale wiesz, co chcesz przekazać. Dla Ciebie to oczywiste. Ale czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i sam tego nie zrozumie. Rolą autora jest takie dobranie słów, by do czytelnika w jakimś procencie dotarł ich sens.

Oczywiście o wiele prościej przy tym napisać opowiadanie o bohaterze, który mieczem wycina sobie drogę do czegośtam, bo wówczas przesłanie jest jasne, niż spróbować przekazać coś metaforycznie. Nie każdemu czytelnikowi będzie się bowiem chciało przedzierać przez tekst zbyt rozpetyzowany czy metaforyczny. Innymi słowy wracamy do konkluzji – każdemu, co kto lubi ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@joseheim – racja. Dzięki za ten komentarz. Zgadzam się z wyłożoną kawą w Twoim komentarzu ;))) Może gdzieś tego rodzaju wyważenie rzeczywiście zaszwankowało – ALE też i temat samotności wydał mi się dość podatny na upoetyzowania i uabstrakcyjnienia…w końcu tyle już zostało – i zapewne jeszcze zostanie – o tym powiedziane i napisane… a człowiek (w każdym razie ja) jak ognia boi się banału. Może zwyczajnie przegięłam :) No i to ryzykowne tło wędkarskie… ;)

I jeszcze tak pomyślałam, że przy niezłapaniu poszczególnych kropelek samotności rozmieszczonych po tekście (a także jednej wielkiej kropli samotności, którą moim zdaniem był ów wietnamski wędkarz, nota bene postać rzeczywista) – później może to być jeszcze utrudnione przez przełamanie konwencji, przejście z realistyczno-poetyckiej na fantastyczną, czy quasi-fantastyczną. Pewnie czytelniej by było poprowadzić to tak, że kiedy znika ostatni przechodzień, wędkarz również zwija manatki. A tymczasem był jeszcze jeden chwilowy przyjaciel, ten przyjaciel na łańcuchu, czyli dorsz.

Co do targetu – rozumiem jak najbardziej. Wędkowanie mogło odstraszyć, rozpoetyzowanie też. 

Pozdrawiam!

Blue_Ice, nie ma żadnego powodu, aby:

  1. czytać do końca nudny tekst,
  2. powstrzymywać się od opiniowania fragmentu po przeczytaniu fragmentu,
  3. zakładać, że gdzieś tam w końcu zrobi się ciekawie.

Widzisz, są czytelnicy oczekujący tego, że tekst czymś zainteresuje. I nie muszę się zmuszać do szukania tego czegoś, skoro dałem mu szansę, a on jej nie wykorzystał. Duży procent innych osób zrobi to, co ja: zamknie Twój tekst (skoro może wziąć inny, który wzbudzi chęć czytania w pierwszych trzech zdaniach).

Uważam, że dziś albo tekst się obroni, albo trafi na cmentarzysko milionów takich, o których po prostu chce się zapomnieć.

Stąd na ogół daję sugestie dotyczące interpunkcji, budowy zdania i tego “trzęsienia ziemi”, o którym pisał Pan Hitchcock.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

@Piotr Tomilicz – swoje racje masz. Będę myśleć o łapaniu za gardło już w pierwszym – najpóźniej drugim zdaniu :P

Moja niechęć do Twojej poprzedniej, i innych podobnych w tonie, portalowych wypowiedzi (różnych ludzi, pod różnymi opkami) wynika raczej z tego, że mam kontrastowo odmienne podejście do komentowania cudzych tekstów (nie rozsądzając, które jest słuszniejsze). Jeśli tekst mi się zupełnie nie podoba, a jeszcze do tego stopnia, że go nie przeczytałam, nie zabieram się również do komentowania. Piszę tylko pod tymi opowiadaniami, które mi się szczególnie spodobały, albo na których temat mam coś pozytywnego do powiedzenia. Wtedy ewentualnie również zamieszczam słówko krytyki, jeśli uważam, że może okazać się przydatne dla autora. Inaczej nie bardzo wiadomo, jakie są motywacje komentatora ;)

Widzisz, nawet nie mogę Ci podziękować, że przeczytałeś, bo nie przeczytałeś. Cóż, wobec tego dziękuję chociaż za poświęcony czas na obydwa komentarze ;)

Jak to się pisze?… – Peace :)

Hm. Ciekawe, mnie jako autorkę, zawsze interesuje opinia, nawet jeśli ktoś skończył czytać na tytule, bo i w jego sprawie można się wypowieć. Co do mego nierozumienia powyższego dzieła. Powody mogą być dwa: albo tekst jest nieczytelny, albo moja zdolność pojmowania niższa od oczekiwanej przez Autorkę.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

@fleurdelacour – powtarzam, że być może mój sposób na komentowanie wcale nie jest lepszy. Po prostu wychodzę z założenia, że jest tyyle tutaj dobrych tekstów i zdolnych, czy wręcz utalentowanych autorów, że lepiej skupić na tych, którzy naszym zdaniem do nich należą i im poświęcić swój cenny czas, ten dodatkowy czas na pisanie komentarza. Przyjmując oczywistość, że każdy może mieć inne zdanie na temat zdolności danego autora i poziomu jego tekstu.

…a więc mój sposób komentowania można nazwać “komentowaniem pozytywnym” (nie mylić z niepisaniem uwag krytycznych w ogóle) – nie uprawiam natomiast komentowania negatywnego (czyli pod tekstami, które uważam za kiepskie).

Tak, interesuje mnie każda opinia, toteż każdą dokładnie czytam. Natomiast inna rzecz, na ile z poszczególnych korzystam i na proporcjach – czy mówią one więcej o samym tekście, czy o autorze komentarza do niego. Ogólnie – temat rzeka, a obawiam się, że zaraz podejdzie to pod offtopowanie :( 

Jeśli chodzi o czytelność, czy nieczytelność “Wędkarza” – już się obficie powyżej wypowiadałam, inni też. Powtórzę tylko skrótowo, że generalnie chodzi w nim o samotność – dla jednych jest to widoczne, dla innych nie – i nie wiem, jak się rozkłada tutaj “wina”. Na wszelki wypadek honorowo biorę ją na siebie ;)

@Staruch – przepraszam, zgubił się gdzieś Twój drugi komentarz i dopiero teraz go zobaczyłam :( No niezła cholera z tej “zawrotki”, już nie da się jej poprawić… Fakt faktem, że wolałabym się rzeczywiście trzymać odpowiedniej terminologii, bo to w końcu też tworzy klimat. Następnym razem będę uważać na to. Dzięki :)

Aha. Czyli jeśli nie skomentowałaś jakiegoś mojego tekstu, to Ci się nie spodobał? Dobrze, zapamiętam sobie. ;-)

Ale dlaczego nie można poprawić zawrotki, jeśli zmieniłaś zdanie na jej temat?

Babska logika rządzi!

Blue_Ice  – yes.

A tak ogólnie to możesz sobie pogratulować. Opowiadanie wywołało dość ożywioną dyskusję. To znaczy, że nie jest “letnie”, wzbudza emocje. A o to przecież chyba każdemu autorowi chodzi?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Podłączę się do dyskusji i ja. Uważam, że wszystkie komentarze – o ile oczywiście utrzymane w rozsądnym, merytorycznym tonie – są autorom potrzebne, a te krytyczne tak naprawdę są potrzebne sto razy bardziej niż zachwyty. Jeśli pod danym opowiadaniem wszyscy pisaliby tylko “Ojej, jakie fajne”, to autor nigdy niczego się nie nauczy. A to właśnie kluczowa rola tej strony – by ludzie, którzy próbują swoich sił w pisaniu i stawiają pierwsze kroki na drodze do realizacji swoich marzeń, nauczyli się, że zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, że ze słów krytyki trzeba wyciągać wnioski i uczyć się na błędach, że porażki trzeba znosić z cierpliwością i godnością, a potem podnieść się i iść dalej. Innej drogi do pisania nie ma, bo nikt nie jest samorodnym, genialnym talentem :)

Zmierzam do tego, że sądzę, iż wszyscy autorzy opowiadań, których nie komentujesz, byliby bardzo wdzięczni, gdybyś jednak – skoro już zadałaś sobie trud przeczytania bądź chociaż podjęcia próby przeczytania – zostawiła choć dwa zdania opinii. Nie sądzisz, że w przeciwnym razie Twój czas został stracony? Ty przeczytałaś coś kiepskiego/nieciekawego/niedopracowanego, a autor nawet nie ma szansy, by popracować nad sobą i następnym razem napisać lepiej.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przeczytałam opowiadanie, potem komentarze i ponownie opowiadanie. Ze smutkiem wyznaję, że mimo dwukrotnej lektury nie odkryłam głębi przesłania. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Finkla – ojej no…a skąd :P wiadomo, że nie zachodzi taki ciąg logiczny, nie czytam wszystkich tekstów tu zamieszczonych (o Boże! :P) :) w Twoim przypadku prędzej znaczy to tyle, że go nie przeczytałam ;) chociaż…jedna rzecz ostatnio mi się nie podobała, faktycznie, ale to nie na rozmowę pod wędkarskim tekstem.

Dlaczego nie da się poprawić “zawrotki” ? eee, dlatego, że wcześniej nie zauważyłam, że teraz można edytować cały czas? :P

Pomyślę nad tym i pewnie poprawię. Skądinąd – wiecie, mnie aż tak nie zależy na tym tekście. Są teksty, na których obronie zależy mi dużo bardziej – z tych już zamieszczonych – i z tych, które dopiero powstają :)

@Staruch – yes, tak zawsze można się pocieszać ;)

 

@joseheim – ależ oczywiście, że ogólnie krytyka jest bardzo cenna, ja w każdym razie na pewno jako autorka bardzo ją sobie zawsze ceniłam, niezależnie od chyba naturalnego odruchu obrony, właściwego wszystkim autorom. Natomiast jako czytelniczka i komentatorka nie jestem w stanie przekonać się do tzw.” zjeżdżania” tekstu, który jest wg mnie po prostu zły. Chyba jednak wolę zostawić to Loży. Oraz bardziej przygodnym, a chętniejszym krytykantom, żeby nie powiedzieć krytykantom z zamiłowania.

Jednak uprę się: nie mam pewności, czy krytyka naprawdę KIEPSKIEGO tekstu się przydaje, uważam, ze to zależy! I – analogicznie – nie jestem przekonana, czy zachwyty pod bardzo dobrym tekstem są mniej ważne. Chyba nie posunęłabym się więc do generalizowania, że krytyka zawsze jest bardziej wartościowa od pozytywnej oceny. Bo to baaardzo zależy od konkretnego tekstu, przypadku, autora, w jakiej, że tak napiszę, pisarsko– życiowej sytuacji jest ten autor i co akurat jemu się w danym momencie bardziej przyda. Niewprawną, niemerytoryczną, czy po prostu nadmierną krytyką można zrobić krzywdę, najogólniej mówiąc. A nie słyszałam o żadnej literackiej śmierci na skutek pochwały :)

Osobiście wybieram taką drogę, że jeśli krytykować, to merytorycznie i ostrożnie krytykować teksty lepsze i bardzo dobre. A nie te zupełnie naszym zdaniem do bani (nie może dotyczyć Dyżurnych, ale u nich motywacja jest najczęściej czysta i to też da się wyczuć). No chyba, że ktoś zna autora kiepskiego tekstu z jeszcze innych, dużo lepszych tekstów i wie, na co go stać.

Nie sposób rozwinąć tego tematu w pełni, bo zrobi się tutaj konferencja…i offtop totalny.

Napiszę może tylko jeszcze jedno, chyba najważniejsze dla tego wątku: w temacie wirtualnej krytyki tekstów jest taki jeden aspekt – delikatny, taki pomiędzy wierszami, no a czasami wyraźny na całego, oczywiście. Jest to mianowicie kwestia tonu danej krytycznej wypowiedzi, czy poszczególnych krytycznych uwag. Ja na przykład wychwytuję pewien charakterystyczny ton – jak go nazwać? – opryskliwy, czy protekcjonalny ton, zwiastujący często przyjemność czerpaną ze zjechania jakiegoś tekstu. A co najmniej podejrzanie nieempatyczną lekkość rzucanych kamyków. Wypowiedź, która właśnie tonem, wydźwiękiem powoduje w autorze opowiadania brak zaufania co do intencji, motywacji autora komentarza do niego. Otóż czasem zdarza mi się czytać tego typu opinie pod tekstami. Taka krytyka jest toksyczna, bo oprócz konkretnych, merytorycznych bądź niemerytorycznych argumentów, niesie dodatkowy, negatywny ładunek. To taki “zły dotyk” literacki :D

Cóż, może nie mam racji, w końcu piszę o własnych odczuciach i przemyśleniach. Trudne to sprawy, ta krytyka :)

 

@Regulatorzy – nieee, nie będę już bronić tego wędkarza. Egzekucja się dokonała :P Nie wiem, czy umiem robić sztuczne oddychanie albo przyklejać głowy do tułowia ;))))

 

Pozdrawiam wszystkich :)

 

 

 

Przeczytałam, wydaje mi się, że zrozumiałam jaki był zamysł i chyba wiem, gdzie tkwi ‘błąd w sztuce’. Przytłoczyłaś przekaz nadmiarem zbędnych szczegółów. Jako czytelnik zaczęłam się zastanawiać ‘dlaczego Wietnamczyk przypływa wycieczkowcem na fiord, żeby łowić ryby? Nie mógł u siebie?’, ‘ma jakąś kiepską wędkę i ogólnie smętnie wygląda, ale skoro stać go było na podróż wycieczkowcem przez kawał globu, to przecież biedny nie jest’, itd. Za dużo rzeczy chciałaś upchnąć w zbyt krótkim tekście i puenta się gdzieśtam rozmyła.

Moja czyta: ładne.

Moja nie pojmła.

Moja czyta komentarza.

Moja skroba się po głowa.

Zakwiliło ciężko zranione poczucie własnej przenikliwości, krwawiąc bezużytecznymi skojarzeniami.  By przez ranę nie wymknęła się cała  pewność siebie, cichaczem, jak psina ze zwiniętą ze stołu wędliną, moja bierze komentarz Bellatrix, pisze +1 i czopuje wyrwę w burcie skojarzeniowca.

 

Blue, chyba rzeczywiście utopilas przekaz w zbyt wielkiej ilości metafor, drobiazgów i różnych takich. Piszesz pięknie, ale nie w ząb nie pojąłem akurat tego krociaka.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

@Bellatrix – najprawdopodobniej masz rację. Nawet domyślam się, jakie kwestie dokonały dzieła przytłoczenia ;) Wcześniej już zresztą pomyślałam (i napisałam w komentarzu), że wg logiki przesłania on (wędkarz) powinien się zwinąć wraz z ostatnią żywą duszą na nabrzeżu. Bo co prawda reszta opka owemu przesłaniu nie przeczy, ale “realizuje” go w sposób odmienny, przez co następuje rozłam.

Byłby tylko jeden problem przerobieniem tekstu wg tego toku rozumowania … jedyny element przesiąknięty fantastyką by zniknął :P :) Moje drobne barki z trudem przyjmują ciężar tej konstatacji :D

@Fishu, i Ty też masz rację :) I jak zwykle z przyjemnością czytałam Twój komentarz :D Jak tu się zmartwić nawet niezbyt pozytywnym przekazem, jeśli forma jest taka artystycznie wciągająca? ;))) Ach, ale jeden komplemencik się jednak zawieruszył, a zań musowo muszę musieć podziękować :) Dzięki zatem :)

Pozdrawiam Was!

Akurat scena z samotnym łapaniem księżyca/i wypuszczenie dorsza imho była najlepsza z opowiadania i jej bym nie ruszała. Za to można dużo uprościć we wstępie – fakt, że wędkarz przypłynął z Wietnamu na fiordy jest dla treści opowiadania zbędny, podobnie opis zakupu wędkowych akcesoriów w cukierni. Nie jest czasem tak, że za bardzo chcesz odwzorować autentyczną historię ze wszystkimi szczegółami?

@Bellatrix – przemyślę to (z tym odwzorowywaniem). Bo to też możliwe. Zwłaszcza kupowanie akcesoriów – chociaż ono miało jedną funkcję: dodawało cegiełkę do ogólnego nastroju minorowego (pech z przynętą).

Co do elementu fantastycznego… nie miałam zamiaru go kasować. Tyle, że – jeśli pójść za uwypuklaniem przesłania – troszkę się ta tekstowa drobinka rozchodzi w dwie strony: obyczajową i fantastyczną. Ale może coś się da i z tym materiałem oszlifować, któregoś dnia.

:)

Ja przeczytałam z prawdziwą przyjemnością – spodobał mi się język, metaforyka, klimat. Również zastanowiło mnie dlaczego Wietnamczyk i dlaczego fiordy, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy zbyt długo. Księżyc na smyczy to piękny obrazek. Nie mam pewności czy zrozumiałam wszystko dokładnie tak, jak Autorka miała na myśli, ale zrozumiałam i poczułam po swojemu i w pełni mnie to satysfakcjonuje :)

@Werwena – dziękuję słonecznie, jak też i księżycowo :) Czyli… tak też bywa – że te mniej ekstrawertyczne teksty też znajdują zwolenników :) Niewątpliwie widzę, że tekst jest mocno dyskusyjny. Sinusoida się gnie szaleńczo :D No trudno. A nawet – ciekawie :) Pozdrawiam!

Blue – prosze uprzejmie. Mimo wszystko forma ma znaczenie ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pewnie, że ma! :) Kolosalne.

 

Tak samo jak… międzysłowa :) Międzysłowa to … no, wiadomo … to by były takie słowa, które wiszą w powietrzu, mimo, że ich się nie wypowiada. Słowa na styku, obok, w tle, zamiast, złączenia słów, podsłowia i zasłowia … Po międzysłowach – a nie tylko po słowach – można poznać intencje, motywacje, nastawienie. Jeśli ktoś ma nosa ;) Pozdrawiam!

W ogólnym ujęciu – spodobało mi się. W mojej interpretacji samotność nie wysunęła się na pierwszy plan, skupiłem się na silnej woli i cierpliwości w osiąganiu celu. Zaimponował mi spokój i nieustępliwość Wietnamczyka. Zakończyłaś tekst całkiem ładnie.

 

Na marginesie chciałbym dodać, że zwróciłem uwagę na komentarz Bellatrix i faktycznie można się trochę przyczepić do rzeczy, które wypunktowała. Przy samodzielnej lekturze nie rzuciły mi się w oczy, ale potem pomyślałem, że w istocie troszkę zgrzyta rejs na ryby z daleka do Norwegii i zupełne nieprzygotowanie do działania po przybyciu na miejsce (wraz z tym obrazem mizerności faceta, który powinien umieć o siebie zadbać i mieć sporo forsy, skoro stać go na wycieczkowiec) : >.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

@Nevaz – dzięki za ten komentarz.

 

Jeśli chodzi o Wietnamczyka, to to, że ten prom przypłynął akurat wtedy, to mógł być tylko zbieg okoliczności (również w tekście nie jest powiedziane, że on tym promem przypłynął). Równie dobrze – i to jest moje zamierzenie – mógł specjalnie wybrać taką porę na swoje niewprawne rybobranie. Przecież to było łowienie przyjaciół, a nie ryb – łowienie rozmówców, towarzystwa, które by chociaż na chwilę odegnało samotność. Było to łowienie – jak to nazwać? – na ucznia ;))) Ryby to tylko pretekst – chociaż ostatni tego dnia przyjaciel to ryba, której darował życie. … Także tym bardziej mógł wyczekać na statek ze swoich stron – i wtedy wyjść na spotkanie. A nuż uda się z kimś pogadać. Zauważmy, że jeśli by dobrze łowił, nie byłoby o czym gadać – skupiłby się na złowionych sztukach i technikach zabijania ryb, jak inni wędkarze, oni raczej nawet nie lubią gapiów, czy – jeszcze gorzej – konkurencji obok. No…to wyłożyłam już prawie całą interpretację… :)

Jak widzę, kilka potknięć “stworzyła” alternatywna wersja interpretacji – nie ta zamierzona przeze mnie. Muszę się z tym zmierzyć ;)

Pozdrowienia.

Nie jest powiedziane, że przypłynął, ale biorąc pod uwagę konstrukcję tekstu, miejsce akcji i narodowość bohatera, żeby ktoś wziął pod uwagę, że być może jednak nie przypłynął, powinna być jakaś wzmianka o tym, że mieszka w Norwegii.

Dla mnie to tak jakbyś napisała “Jacek kolejny raz przestąpił próg piekarni. Pachniało świeżym chlebem. Dla niektórych to przyjemny zapach. Jacek nie lubił swojej pracy.” Czy wiemy, że Jacek jest piekarzem? W tekście nie ma o tym mowy :D.

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

@Nevaz – dobre! :))))) Zacznij tak następne opowiadanie! Zamawiam je u Ciebie ;)))) Płacę komentarzem i internetowym uśmiechem! :)

 

P.S. Masz rację. Ja tak tylko gwoli jałowych usprawiedliwień ;)

Też się zawsze usprawiedliwiam, do granic możliwości i naginając rzeczywistość jak tylko się da ;P.

Niestety otoczenie nie zawsze reaguje na to pozytywnie :D.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Tak – otoczenie czasami… za bardzo otacza ;) Krąg się zacieśnia, człowiekowi brakuje powietrza, poci się, wywraca oczami, krztusi się, dusi, nagle ziemia się pod nim rozstępuje – i… :P … opowiadacz spada do piekielnego Kotła Krytyki :)

Jakkolwiek zakończenie dla mnie trochę już za bardzo spoetyzowane i zasadniczo nie wiem, co jest poezją, co fantastyką, a co w końcu urojeniem, podobał mi się ten króciak. Czarująco smutny i nostalgiczny. I w tym tkwi jego siła.

Od dawnych dawien zastanawiam się jednak, dlaczego akurat Wietnamczyk? Teraz, po lekturze, nadal nie wiem, choć przyznać trzeba, że żółty jegomość idealnie pasuje do takiej filozoficzno-nostalgicznej opowieści.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Cień Burzy – miło mi, że tekst Cię czymś ujął. :)

Rozpoetyzował się chyba pod koniec – tak, racja. Zaistnienie mikstury z fantastyki, poezji i snu było oczywiście zamierzone. Jakoś mi tutaj pasowało. Należało się w każdym razie mojemu bohaterowi ;)))

Jeśli chodzi o to, dlaczego Wietnamczyk? – ponieważ to w większości prawda, a facet wyglądał mi na Wietnamczyka, na ile oczywiście potrafię to ocenić. W każdym razie wiem na pewno, że rozmawiał z dwojgiem Wietnamczyków. Myślę też, że prędzej mieszkał w Norwegii, niż zszedł z tego promu.

Wiem, wiem, że niektórzy powiedzą, że prawda jest często mało atrakcyjna. Ale dla mnie jest. I stwierdziłam, że skoro mi się ten wycinek rzeczywistości tak spodobał, to nie będę na siłę zmieniać, bo a nuż innym też się spodoba. Tylko co do jednego fragmentu, już wskazanego przez jedną z komentatorek, mam wątpliwości, czy nie za dużo tej prawdy ;)

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka