- Opowiadanie: kuzko - Ecocity

Ecocity

To mój debiut więc proszę o zrozumienie, napisałem to opowiadanie na podstawie jednej z piosenek Davida Bowie: “​Five years"

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ecocity

– … Z ostatniej chwili, ONZ ujawniło ostateczne wyniki i przewidywania w sprawie losu naszej planety, w obliczu krytycznego zanieczyszczenia powietrza. – Prezenterowi powoli popłynęła łza po wypudrowanym policzku – Do całkowitej degradacji powietrza dojdzie w przeciągu pięciu lat. W trakcie najbliższych czterech padną takie tereny jak: centralne regiony USA, okolice Szanghaju, RPA i środkowej Europy… 

Wyłączyłem holowizor, wziąłem duży łyk zimnej kawy. A więc zostało pięć lat, co za niespodzianka. Moi mili, powiem wam, że nawet mnie to nie zdziwiło. Wielu ludzi wiedziało, że sytuacja jest gorsza niż beznadziejna. Karetki po Ecocity (Tak kilka lat temu zostały przemianowane Katowice) kursują nieustatnnie. Niestosowanie się do zaleceń rządu skutkuje zatruciem, ale nie ma się czemu dziwić. Ja także, jak wielu innych, miałem dość noszenia maski na twarzy, co miesięcznej wyzyty u dermatologa i wszystkich innych kontrolnych rzeczy. Teraz to już nie ma znaczenia, przecież zostało nam wszytkim pięć lat. 

Idąc do kuchni wziąłem kubek, resztkę kawy wylałem do zlewu. Patrzyłem się przez chwilę na smartphona z zamiarem odwołoania dzisiejszego spotkania z jedną dziewczyną. W sumie mógłbym to zrobić, bo poznaliśmy się w sieci. To byłoby nasze pierwsze spotkanie. Ale brakowało mi towarzystwa, a klasa wypełnona grupką uczniów nie zalicza się do przyjemnego otoczoczenia. Nie jestem nawet pewny, czy wciąż można ich nazywać uczniami. To były wyrzutki. Dzieci rodziców, których nie stać na wynajęcie guwernanta. Zostawiłem smartphona tam gdzie leżał. Może nie przyjdzie po prostu? W obliczu kryzysu ludzie często zapominają o zobowiązaniach, a nawet logice. 

Pięć po dziewiątej. Zacząłem się pospiesznie ubierać. Czarne spodnie, koszula w kratę, krawat. Z łazienki wziąłem krem TotalViolet, wysmarowałem nim dokładnie twarz i dłonie. Z szafki nad umywalką wyjąłem jeszcze dwie maseczki, jedną założyłem, a drugą schowałem do kieszeni. 

Jadać samochodem słuchałem starych oldschool'owych piosenek. Później po głowie przez cały dzień chodził mi tekst z utworu Sympathy for the Divil, ciężko nie znać tej piosenki.  W dodatku idealnie się zgrała z dzisiejszymi wiadomościami. Była tam taka zwrotka: Krzyknąłem: Kto zabił Kenndey'ch?! Choć tak naprawdę byłeś to ty i ja. Gdyby Rolling Stones nagrywało współcześnie, to doszłaby do tego jeszcze jedna zwrotka: Jeśli szukasz kozła ofiarnego, w sprawie zatrucia świata, to nie patrz na mnie. Nie w tym był mój interes. 

Wjechałem do centrum. Wysuszone słońcem drzewa i pożółkłe trawniki zastąpione zostały przez brudne od sadzy budynku i wysokie kominy fabryk. Szkoła znajdowała się zaraz obok zamknietego kościoła. 

Parkując zauważyłem, że samochodów jest tyle samo co wczoraj. Ludzie krążyli po ulicach, wszyscy z białymi maseczkami na twarzach. Byli nieświadomo, lub się tym nie przejmowali. Dla wielu z tych ludzi te pięć lat to i tak kupa czasu. 

W pokoju nauczycielskim zawsze panowała jednakowa atmosfera. Każdy siedział na swoim miejscu, nikt się nie odzywał. Większość z nich to profesorowie bez większej motywacji. Te dzieciaki miały przez nich wiele wycierpieć w przyszłości. Bo co to za nauczyciel, który nie ma nawet ochoty przekazywać swojej wiedzy? 

Tym razem coś się zmieniło. Wszyscy, to znaczy trzy kobiety w średnim wieku i jeden staruszek, stali zbici w kupce. Żywo o czymś dyskutowali. Skierowałem się do automatu z jedzeniem. 

Zanim jednak wrzuciłem drobne, zagadała mnie pani z matematyki. 

– Oglądałeś dzisiaj wiadomości? – spytała przejęta. 

Zanim jej odpowiedziałem, wrzuciłem dwie monety i kliknąłem odpowiedni numerek. 

– Oglądałem. 

– I nie rusza cię to?! – tym razem spytał pan z języka polskiego. – Zostało nam wszystkim pięć lat! 

Odpakowałem z folii jedzenie i ugryzłem. Mama zawsze mi mówiła, żeby nie mówić z pełnymi ustami, więc najpierw przeżułem i przełknąłem. 

– I to naprawdę dla was taka niespodzianka? Już szesnaście lat temu było wiadomo, że kontynuowanie polityki intensywnej eksploatacji złóż i kolejny wyścig przemysłowy nie wyjdzie Polsce, ani światu, na dobre. Doigraliśmy się. 

Wtedy myślałem, że to koniec debaty. Wrócili do dawnego sposobu porozumiewania się. To znaczy w kręgu i szeptem. 

Dzwonek. Zanim wyszedłem, usłyszałem ostatnie pytanie. Na pewno zadane do mnie. 

– Mówiłeś już z żoną? 

Żona? Ha! Nawet byłem w stanie im to wybaczyć. Nie rozmawiamy w pracy w ogóle, a oni się autentycznie martwili. Obrączki z palca nie zdejmowałem z przyzwyczajenia, chociaż ona pewnie dawno się jej pozbyła. W końcu będę musiał pójść w jej ślady. Lepiej późno niż wcale.

– Pierwsza się dowiedziała. 

Uczniowie zajęli swoje miejsca. Było ich dzisiaj siedmiu, czyli komplet. Nie ma co sprawdzać listy obecności. Później ją uzupełnię, przy papierosie i drugiej kawie. 

Wstałem od biurka i podszedłem do tablicy. Dzisiaj mieliśmy przerabiać postanowienia Okrągłego Stołu, ale rozproszył mnie wyświetlony na tablicy, czarny napis. 

Who poisoned the world? 

Pięć lat, a ja mam użerać się z tą bandą krytynów? Dzień w dzień, od poniedziałku do soboty? Znając życie dwóch lub trzech z nich nie zda. Spojrzałem po ich twarzach. Zastanawiałem się, czy to któryś z nich to napisał, bo znam ten slogan. Jest napisany na jednym z zamkniętych peronów metra. Pewnie te lub inne dzieciaki włamały się tam niedawno. Jedno z ostatnich pokoleń zmarnowanego socjalu.

System i układy doprowadziły do tej sytuacji. Czemu więc miałem się trzymać wyznaczonych przez to torów? Dzieci narkomanów i alkoholików, sieroty, przyszli outsiderzy. Szkoła to dla nich jedynie marnotrawstwo czasu, bo i tak niczego pożytecznego z niej nie wyciągną. Poza światopoglądem, a w tym mogę im choć odrobinę pomóc. 

– Wyłączcie czytniki. Poprowadzimy dzisiaj lekcje nieco… niekonwencjonalną. 

Nigdy przedtem nie widziałem na ich twarzach takiej niepewności. Siedem czujnych par oczu, zastygłych w zainteresowaniu. Jedna dziewczyna z brzegu zaryzykowała i przejechała palcem po blacie. Ekran wygasł, zamieniąjąc się z powrotem w zwykły stolik. Za nią chórem podążyła reszta grupy. 

Wszyscy czekali na mój ruch. Więc go wykonałem. 

– Część z was na pewno słyszała już o porannych wiadomościach. O aferze związanej z degradacją środowiska naturalnego i powietrza, a także o tym, że nasz region padnie jako jeden z pierwszych. – Odwróciłem się na chwilę w stronę tablicy. Przypatrzyłem się się napisowi na tablicy. Musiałem to dobrze ubrać w słowa. – Nie interesuje mnie kto to napisał. Pytanie jednak padło i ciekawi mnie, co wy o tym sądzicie. Kto zatruł świat? 

Jeżeli ktoś z was jest nauczycielem, lub uczniem, to z pewnością wie, że prowadzenie lekcji bywa prawdziwą udręką. Nieważne, czy mówi się o czasach, kiedy książki były drukowane, czy o współczesności, gdzie szkoła jest przeznaczona jedynie dla najbiedniejszych. Zwrócić uwagę uczniów na jakiś temat graniczy z cudem. Ich to po prostu nie interesuje. Chęć na naukę zawsze przychodzi, gdy jest już za późno. 

Jeden z chłopców, z paskudnym trądzikiem na twarzy, rzucił bez zastanowienia. 

– Przez globalne ocieplenie? – Dziecko propagandy. 

– Takie jest oficjalne stanowisko. – odpowiedziałem na to. – Ale wszystkiego na nature nie możemy zrzucuć. Zastanówcie się, wystarczy się chwilę zastanowić. 

Gdy myślałem, że trudzę się na daremno w zmuszaniu ich do myślenia, to pewna pewniejsza siebie dziewczyna zgłosiła się do odpowiedzi. 

– Rząd? Przez politykę rządu? 

Wyobraźcie sobie tylko moje zdziwienie. Ona wcale taka głupia nie była. Czasem nawet na chodniku, wyrasta piękna róża. 

– Bardzo dobrze! Zgłoś się potem po ocenę. – Uśmiech zagościł na jej twarzy. Rzadki widok w tej klasie. – Tak, oczywiście chodzi o pewne ruchy wykonane przez rządy państw. Nie będę wam zbytnio mącił w głowach. Opowiem wam o trzech wydarzeniach, które rozegrały się na przełomie ostatnich pięćdziesięciu lat. Pierwszym jest rozpad Unii Europejskiej, co przełożyło się wojnę przemysłowo-eksploatacyjną Wschodu z Zachodem, która zresztą cigąnęła się jeszcze kilka miesięcy temu, a zaczęła około… czterdziestu lat temu. 

Drugim ważnym powodem była historia z lat trzydziestych. Wasi rodzice na pewno będą pamiętać kontrowersje związane z próbami wynalezienia alternatywy dla ropy. Zwłaszcza dla Chin i Rosji nie skończyło się to najlepiej, z powodu częstych błędów. Jedyny odniesiony sukces w tej dziedzinie, to jakaś chemiczna mieszanka odkryta w neutralnej Armenii. gdyby wtedy zdwojono wysiłki, to wszystko by nie poszło na marne. Wszystkie chemiczne odpadki lądowały w oceanach. Zatruwając wody, ludzie nie widzieli, lub nie chcieli wiedzieć, że prędzej czy później udusimy się przez to. Najwięcej tlenu wytwarzane jest wytwarzane właśnie w oceanach, przez glony. Niszczenie ich naturalnego środowiska na masową skalę jedynie pogorszyło sprawę. Kiedy wszystko wyszło na jaw, państwa zaprzestały eksperymentów. Do dzisiaj nie przyznają się do błędów. 

Zdziwienie na ich twarzach dawało mi jasno do zrozumienia, że oni także ulegli zgubnej wiedzy, że większość tlenu wytwarzana jest przez rośliny lądowe. Ale nie taka miała być puenta mojej wypowiedzy. Nie, kiedy udało mi się skupić na sobie całą ich uwagę. To jest historia w większości zatajona, mówiłem im o rzeczach, o których większość szarych obywateli nie miało pojęcia, lub ich nie pamięta. Rządy państw się do tej historii nie przyznają. Nie jest to tak, że na siłę próbują zmieniać fakty. Przedstawiają po prostu swoją wersję wydarzeń, media były odpowiednio opłacane, żeby ludzie szybko zapomnieli o tym. Większość obywateli nie zdawało sobie sprawy z manipulacji, pod jaką zostali poddani. Musiałem jednak zakończyć wywód. 

– Rywalizacja, nieprzyznawanie się do błędow i co gorsze, brak przeciwdziałania przełożyły się na fatalnym stan powietrza. Do tego doszły zmowy i układy koncernów naftowych i samochodowych. Żeby interes dobrze się kręcił, korporacje dogadywały się ze sobą. Ograniczenie produkcji samochodów elektrycznych, w zamian za układy z politykami i spokój z kontrolami. Dzieciaki… – zwróciłem się do nich po ojcowsku. – pod stołami przechodziły naprawdę grube pieniądze. Nie udało się tego jednak zwalczyć i tak biznesmeni przyłożyli swoją rękę do katastrofy, w imię pieniędzy.

W klasie zapadła głucha cisza. Słuchało mnie sześć z siedmiu osób, pod koniec spostrzegłem jak ruda dziewczyna z warkoczami szybko przejeżdża palcem po blacie. Powiedziałem im o czymś, co nie ma już znaczenia. Oni nieczego nie zmienią, ale będą po prostu wiedzieć. Nie pozostaną ogłupione, gdy przyjdzie do szukania kozła ofiarnego. 

Pryszczaty chłopiec znowu się wywywał. Tym razem miał jednak coś mądrzejszego do powiedzienia.

– Proszę pana, ale te kilka wydarzeń nie mogło przesądzić o tym… że świat umiera. 

Ciężko było mu sformułować to zdanie. Póki co, ludzie są na etapie przyswajania sobie tej niewyobrażalnej wiadomości. Ciekawość świadczy jednak, że naprawdę ich to zainteresowało. Odpowiedziałem więc, będąc dumnym z siebie. 

– To nie było kilka wydarzeń. To były ciągnące się przez wieki działania. Zaczęło się tak naprawdę na rewolucji przemysłowej. W drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku była jeszcze szansa, żeby coś zmienić, ale nie wykorzystano jej. 

Przyglądałem się ich twarzom. Oczom w szczególności, to z nich zawsze można najwięcej wyczytać. Dostrzegłem w nich to, o co mi chodziło. To samo, co spotyka się u skazańca, który wie, że jego los jest przesądzony. Oni czują się teraz wrobieni i oszukani. No bo czemu się dziwić? Ludzie ich pokroju nie myślą takimi kategoriami, jak: Ogół, większość czy miliony obywateli. Nie widzą w tym swojej winy, więc nie rozumieją czemu mają płacić za niepopełnione błędy. 

Nikt nic nie umiał z siebie wykrzesać. Jedna osoba, nie wiem nawet która, mruknęła trochę za głośno pod nosem. 

– Co za sukinsyny. 

Zaraz po tym zadzwonił sygnał ogłaszający przerwę. Wszyscy się pozbierali i mozolnym krokiem wyszli na zewnątrz. Ja wychodziłem ostatni, zamknąłem drzwi, odcisnąłem kciuka. Sekunde potem dźwięk zatrzaskujących się zamków, pozwolił mi stamtąd odejść. Godzina przerwy, później dwie lekcje i do domu. Poszedłem więc do pokoju nauczycielskiego. Przechodzę od razu do mniejszego pokoiku z fotelem i ekpresem. W końcu był najwyższy czas na drugą kawę i papierosa. 

W domu zdrzemnąłem się chwile. Szczerze mówiąć byłem wycieńczony. Następne dwie klasy nie wykazywały takiego zanteresowania. Nie udało mi się do nich przemówić i trochę mi to jako nauczycielowi ubliżyło. Popatrzyłem na zegar, za godzine mam domniemane spotkanie w kawiarni z BlvckWidow. Mam nadzieję jedynie, że przyjdzie… 

Była godzina osiemnasta dwadzieścia trzy. Na zewnątrz słońce wciąż świeciło i parzyło, ale cienie się wydłużyły, więc powiedzmy, że można było już wyjść z domu na spacer. W masce oczywiście. 

Wyszedłem na zewnątrz równo o wpół do dziewiętnastej. Wysmarowany we wszystkie wystawione na działanie słońca miejsca. W domu wypaliłem jescze jednego czerwonego marlboro. Zostawiłem auto w garażu, pomyślcie jak głupio się poczułem, gdy mówiłem swoim uczniom, że koncerny samochodowe są współwinne zainstniałej sytaucji, a sam jeżdżę samochodem z silnikiem diesla. Jedna osoba nic nie zmieni. Nikt już nic nie zmieni, ale z pewnych powodów postanowiłem iść pieszo. Daleko nie miałem, bo może z dwadzieścia minut trogi. 

Umówiliśmy się w parku Kościuszki, a przynajmniej w jego pozostałościach. Drzewa stoją nagie, prawie zawsze pousychane, nadają się jedynie do ścięcia. Trawa taka jak w reszcie miasta, czyli żółta i mdła. Widziałem zdjęcia parku w czasach, gdy było tutaj majestatycznie. Ciężko pojąć prostemu człowiekowi, gdzie podziały się te wszystkie kolory. Zupełnie jakby wyparowały. 

Nie byłem sam. Na deptaku dostrzegłem pewną dziewczynę, stojącą pod pomnikiem upamiętniającym. To musiała być więc ona. Podszedłem bliżej i zacząłem się jej intensywnie przyglądać. Stała odwrócona do mnie tyłem. Niska kobieta, miała około metra sześćdziesiąt. Długie, blond włosy, luzem opadające na ramiona i plecy. Były proste, stworzone do układania. Ubrana w bluzeczkę na ramionach i krótkie szorty, idealnie podkreślające jej wyrobione ćwiczeniami nogi i zgrabną pupę. 

Ale czy to na pewno ona? Głupio nie sprawdzić. 

– Czekasz na kogoś? 

Odwróciła się. Nie przesadziłbym wcale mówią, że jest piękna. Ale wydaje mi się, że to słowo nie oddałoby tego, co chciałbym o niej powiedzieć. Duże oczy, z tęczówkami koloru ciemnego błękitu, podkreślone przez kredkę. Ciekawy dekolt, nie za głęboki, żeby nie wyjść na łatwą, ale na tyle duży żeby zwracał uwagę. Usta zawsze miała pełne i różowawe od szminki, chociaż teraz zasłonięte maską. 

– A to zależy, czy już się widzieliśmy.

Muszę wam się przyznać, że już raz ją widziałem na żywo. A gdzie?  

– Zobaczyłem cię kiedyś w lodziarni. Siedziałem przy oknie, zamawiałaś milkshake'a. Pamiętam, że usiadłaś dwa stoliki ode mnie i sączyłaś go powoli. 

– Dlaczego wtedy nie podszedłeś? – Mówi szybciej niż przywykłem w rozmowach z innymi kobietami. Widziałem jednak, że jest inna, czułem ten lekki, chamski ton. Ten sposób w jaki mówiła sprawiał, że nie mogłem odmówić jej odpowiedzi. 

– Musiałem szybko uciekać wtedy…

– Gówno prawda! – Była naprawdę wyjątkowa. – Powiedz po prostu, czemu nie podszedłeś wtedy. 

Ruszyła w stronę centrum, kierując się przed siebie. Podążyłem za nią, w końcu wyszliśmy tylko na spacer. Chwile się jeszcze zastanawiałem, jak mam to ubrać w odpowiednie słowa. Ale owijanie w bawełnę wcale może nie złagodzić sytuacji. 

– Bałem się. Nie wiedziałem co powiedzieć ci, od czego zacząć…

Cały czas sie jej przyglądałem. Słuchała mnie uważnie, nie przerywała mi, ale po ruchu policzków zobaczyłem, że uśmiecha się szeroko. Zobaczyła moje spojrzenie, ale nie speszyła się. Kulturalnie się spytała.

– To wszystko? 

– Z czego się śmiejesz? – Starałem się być taki jak ona. Też chamski, może nawet bezczelny. No, ale przy niej byłem jak mrówka. Poza tym uśmiech na mojej twarzy psuł efekt. 

– Z ciebie idioto. – Odpowiedziała i mrugnęła do mnie okiem. – Nie miałeś jaj żeby podejść, to zagadałeś przez internet! Myślisz, że interesuje mnie znajomość z kimś takim? 

Prosto w czuły punkt. Musiałem z tego wybrnąć w jak najlepszy sposób, minęło kilka minut, a mi już zaczynało zależeć, żeby tego nie zawalić. 

– Wydaje mi się, że tak. Wciąż ze mną idziesz. To, że tutaj przyszłaś już o czymś świadczy, wiesz.

Wiedziała. Ale nie odpowiedziała mi na to. Musiałem jeszcze postawić przed nią ostatnią z tych ważnych kwestii. 

– A z resztą, dużo czasu nam nie zostało. Skoro nie odwołałaś tego spotkania, to w jakiś sposób musi ci na nim zależeć. Każdy dzień jest teraz na wagę złota. 

– Taa, pięć lat. I tak wszyscy umrzemy, ta wiadomość jak dla mnie jest nawet dobra, bo odebrała mi w końcu coś, czego naprawdę nienawidziłam.

– Co takiego?

– Niepewność. 

Nie poruszyliśmy już tego tematu, przynajmniej na razie. To co było do powiedzenia, zostało wypowiedziane. Spacerowaliśmy więc i rozmawia-liśmy o sprawach naprawdę błahych; praca, dom, rodzina, hobby. Chcieliśmy oboje, żeby to spotkanie przebiegło normalnie. Chcieliśmy zapomnieć o dzisiejszych wiadomościach, a dzięki niej bez trudu potrafiłem odpłynąć. Dla mnie nie liczyło się gdzie jestem, tylko z kim. 

To się popsuło, gdy doszliśmy do centrum i stanęliśmy pod jakąś meksykańską knajpą. Naprzeciwko był sklep ogólnospożywczy. Widziałem witrynę w kawałkach na ulicy. W środku biegało mnóstwo ludzi i zabierało do plecaków, co tylko się zmieściło. A więc zaczęło się. 

– Co tam się dzieje? 

Poczułem jak ściska mnie za ramię. Odwróciłem się do niej twarzą, popatrzyłem głęboko w oczy. Każdy z nas ma w sobie małe dziecko, gdy się czegoś boimy, to widać je wtedy właśnie w oczach. 

Gdy tak zanurzyłem się w ich błękit zobaczyłem tą małą i przerażoną dziewczynkę. Ona też wiedziała o co chodzi, ale na niej zrobiło to o wiele większe wrażenie. Co gorsza, oczekiwała ode mnie reakcji. 

Zerwałem nam obojgu maski z twarz. Chwila niepewności, uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. Miała naprawdę piękny uśmiech. Wiedzcie, że gdyby poprosiła mnie o największą głupotę, ale wykrzywiłaby usta w tym słodkim grymasie przy tym, to pewnie bym się zgodził.

Pocałowałem ją, bo przecież jest piękna. Czy potrzebne są inne powody? Ludzi wokół ogarnia szaleństwo i panika, a ja działałem impulsywnie. Nie chciałem być tutaj, chciałem tylko być z nią. Chciałem ją posmakować i ona nie miała nic przeciwko. Nie opierała się, doskonale rozumiała.

W pewien sposób, niepewność nigdy jej nie opuściła do końca. Uzyskaliśmy tylko pewne informacje i limit czasu, ale minął jeden dzień, a ludzie zpomnieli o zasadach. I czym się usprawiedliwiają? Nawet nie próbowali, bo przed czymś takim nie ma usprawiedliwienia. Chciałem uciec od nich, nie chciałem brać w tym udziału. Oboje nie chcieliśmy. Staliśmy złączeni na środku ulicy i czuliśmy się żywi. Czy to była miłość w czasach apokalipsy? Nie wierzcie w te bzdury. Nawet tyle nie mieliśmy. Mieliśmy tylko pięć lat. 

Koniec

Komentarze

Kuzko, może Twój pomysł można było przekształcić w zajmujące opowiadanie, jednak tym razem to się nie udało. Przykro mi to mówić, ale Ecocity nie nadaje się do czytania. Jest napisane bardzo źle, zawiera wszelkie możliwe i niemożliwe błędy. Litery oczywiście znasz i choć potrafisz składać je w słowa, to i tak popełniasz mnóstwo literówek. Natomiast z budową poprawnych zdań masz naprawdę duże problemy. Proponuję byś na jakiś czas zawiesił próby literackie i przyłożył się do nauki języka polskiego. Nie znając zasad gramatyki, ortografii czy interpunkcji, nigdy nie będziesz dobrze pisać.

W wolnych chwilach czytaj, bardzo dużo czytaj.

Wypisałam niektóre błędy z początku tekstu. Niektóre, bo nie sposób zająć się wszystkimi.

 

– … Z ostat­niej chwi­li, ONZ ujaw­ni­ło… – Zbędna spacja po wielokropku.

 

mia­łem dość no­sze­nia maski na twa­rzy, co mie­sięcz­nej wy­zy­ty u der­ma­to­lo­ga… – …mia­łem dość no­sze­nia maski na twa­rzy, comie­sięcz­nej wizy­ty u der­ma­to­lo­ga

 

prze­cież zo­sta­ło nam wszyt­kim pięć lat. – Literówka.

 

Pa­trzy­łem się przez chwi­lę na smart­pho­na z za­mia­rem od­wo­ło­ania dzi­siej­sze­go spo­tka­nia… – Pa­trzy­łem przez chwi­lę na smart­fo­na, z za­mia­rem od­wo­łania dzi­siejszego spotkania

Smartfon – używamy wersji spolszczonej. Ten błąd występuje też w dalszej części tekstu.

 

a klasa wy­peł­no­na grup­ką uczniów nie za­li­cza się do przy­jem­ne­go oto­czo­cze­nia. – Literówki.

 

Dzie­ci ro­dzi­ców, któ­rych nie stać na wy­na­ję­cie gu­wer­nan­ta.Dzie­ci ro­dzi­ców, któ­rych nie stać na wy­na­ję­cie gu­wer­nera.

 

Jadać sa­mo­cho­dem słu­cha­łem sta­rych old­scho­ol'owych pio­se­nek.Jadąc sa­mo­cho­dem, słu­cha­łem sta­rych old­skulowych pio­se­nek.

Oldskulowy – używamy wersji spolszczonej.

 

tekst utwo­ru Sym­pa­thy for the Divil, cięż­ko nie znać tej pio­sen­ki. – …tekst utwo­ru Sym­pa­thy for the Devil, trudno nie znać tej pio­sen­ki.

 

Kto zabił Ken­n­dey'ch?! – Kto zabił Ken­n­edych?!

Zakładam, że chodzi o nazwisko Kennedy.

 

Gdyby Rol­ling Sto­nes na­gry­wa­ło współ­cze­śnie… – Gdyby Rol­ling Sto­nes na­gry­wa­li współ­cze­śnie

 

za­stą­pio­ne zo­sta­ły przez brud­ne od sadzy bu­dyn­ku… – Literówka.

 

Szko­ła znaj­do­wa­ła się zaraz obok za­mknie­te­go ko­ścio­ła. – Literówka.

 

Byli nie­świa­do­mo, lub się tym nie przej­mo­wa­li. – Literówka.

 

za­ga­da­ła mnie pani ma­te­ma­ty­ki. – …za­ga­dnęła mnie pani od ma­te­ma­ty­ki

 

tym razem spy­tał pan z ję­zy­ka pol­skie­go. – …tym razem spy­tał pan od ję­zy­ka pol­skie­go.

 

Na pewno za­da­ne do mnie. – Na pewno za­da­ne mnie.

Pytania zadaje się komuś, nie do kogoś.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właśnie. Patrzymy na smartfona czy smartfon? Ja wybieram drugą opcję. A przy opowiadaniu poległam. Bardzo mi przykro.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dziękuję. Przydało się, aczkolwiek nie przekonało. :)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Cieszę się, że choć tyle. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

dziękuję bardzo za opinie, z pewnością przydadzą się na przyszłość :)

 

Cześć.

Autorze, daj mi zrozumieć tę dziwną rzecz, o którą żebrze połowa piszących: po co Ci wyrozumiałość i jak wiąże się z nią fakt debiutu?

 

Komentarz ode mnie.

Większość osób tutaj pisze swoje dwudzieste opowiadanie tak samo źle, jakby to było ich pierwsze. I sądzę, że oni najchętniej błagaliby o tę łaskę, aby ich oceniać pobłażliwie, może nawet przychylnie… i zupełnie niezgodnie z prawdą.

Czy zależy Ci na tym, aby poczytać komplementy na swój temat? Zapłać ludziom i voila!

Moim zdaniem powinno Ci zależeć na tym, aby tekst umiał się obronić sam (bez litości i łkania za uznaniem). Jeżeli nie umie, to pewnie jest słaby, zaś konstruktywna jego krytyka powinna pomóc Ci w tym, aby następne dzieło było lepsze. I wreszcie pojawia się ten (powiedzmy) ósmy tekst, który jest bardzo dobry. Potwierdzi to większość opinii, potwierdzi też tych kilku malkontentów (bo to specjaliści od narzekania).

 

Czy po moim komentarzu zdołasz mi napisać, po jaką cholerę Ci owo “zrozumienie” (a sądzę, że błagałeś o “wyrozumiałość”)?

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Topornie tłumaczysz, czym jest Ecocity. Można to zrobić subtelniej, np. wzmiankami o architekturze (Spodek), historii i czym tam jeszcze, żeby czytelnik zorientował się, że o Katowice właśnie chodzi. A jeśli nie jesteś w stanie zaufać jego inteligencji, napisz wprost, ale pamiętaj, że są zgrabniejsze sposoby niż nawias w środku zdania dotyczącego tak naprawdę czegoś innego.

O uczniach piszesz: “to były wyrzutki. Dzieci rodziców, których nie stać na wynajęcie guwernanta”. Brak związku logicznego. Nie stać mnie na niańkę, ale moje dzieci nie są wyrzutkami! przy okazji: guwernantka/guwerner

Narrator, nauczyciel, mówi: pani od matematyki o swojej koleżance z pracy? Nie, tak powie uczeń.

Lekcja. Używasz jej jako pretekstu do przedstawienia poglądów na temat klęski ekologicznej. A lekcja to dydaktyka i mentorstwo. Czyli nuda.

Żeby zatrzymać czytelnika, musisz go zaciekawić od samego początku. Nie przejęłam się losem Ecocity. Dlaczego? Wizja miasta to nie akcja (którą łatwiej zaciekawić). Opis musi być fenomenalny. Nie tylko na poziomie wyobraźni ale i językowym.

Wcale nie zainteresował mnie los głównego bohatera. Jaki ma cel? Żaden. W czym tu kibicować, z czym się utożsamić? Że randkę ma. Miałko.

“To musiała być więc ona” – dziwaczny szyk.

Dobra, Twój pomysł to: nieunikniona zagłada + szansa na miłość (tak dla kontrastu). To dobry zabieg, uwypuklasz tragedię, gdy pokazujesz, co można stracić. Na tym kontraście jednak mógłbyś skonstruować dużo ciekawszą fabułę. Mniej łopatologii i ekopouczeń, więcej akcji. Lub jeśli idziesz bardziej w stronę nastroju/przemyśleń i chcesz stworzyć dramat psychologiczny – lepiej buduj napięcie. Jak? Zaostrz wewnętrzne konflikty bohatera, pokaż je nie tylko przez monologi czy dydaktyczną pogadankę, a bardziej poprzez działanie.

Nastrój, nawet beznadziei w obliczu zagłady, nie zbudujesz “beznadziejną” gramatyką i interpunkcją.

Wiele można uzyskać, pozwalając, aby tekst trochę odleżał. Dostrzegasz wtedy nie tylko literówki, ale błędy logiczne i konstrukcyjne.

who (+)has poisoned the world? i dlaczego po angielsku?

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Obawiam się, że przedpiścy mają rację. Dużo jeszcze pracy przed Tobą.

Nie w tym był mój interes. 

Dziwnie to brzmi. Dwuznacznie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka