- Opowiadanie: PsychoFish - Ostatni tydzień z życia nogi od stołu

Ostatni tydzień z życia nogi od stołu

Skecz-etiuda dialogowa, z wstawkami narratora wszechwiedzącego, który to tajemnicę Wszechświata objaśnia przed połową tekstu. Tak po ludzku nie mogłem się oprzeć tematowi ;-)

 

Wersja mobi ]          [ Wersja epub ]         [ Wersja PDF ]

 

Dziękuję Emelkali i AlexFagus za szybkie czesanie. Uprzejmie, acz z obrzydzeniem, donoszę: tak, mhrroczna dziedziczka Alex już jest szykowana do objęcia władzy nad światem... ;-) 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Ostatni tydzień z życia nogi od stołu

– Moja żona oszalała, gdy sąsiad zajechał pod dom na nowym stole. Stół piękny, przyznaję, nie za duży, nie za mały. Akurat taki, by go wygodnie dosiąść, ale i przy nim usiąść, lekki w kształcie i zrywny w galopie, ale i wystarczająco solidny, by na nim zalec i robić coś nie jeden raz… – Mężczyzna westchnął. – Panie profesorze, jest pan moją ostatnią nadzieją! Już nie wiem, co mam robić!

– Spokojnie, panie Holzmeister, zapewniam pana, iż trafił w dobre ręce. Nie chcę się chwalić, ale mam w tych sprawach spore osiągnięcia, wbrew temu, co twierdzą niektórzy szwajcarscy hochsztaplerzy z Zurychu. Proszę mi mówić po imieniu, jeśli to nie jest dla pana kłopot. Coś na ukojenie nerwów? – Profesor, mężczyzna w sile wieku z bujną brodą, gestem zaproponował kieliszek sznapsa.

– Chętnie, dziękuję… Dieter jestem…

– Sigmund, miło mi… Czy jest pan gotów przejść do rzeczy?

– Oczywiście. – Holzmeister zamilkł na chwilę. – Zaprosiliśmy nowego sąsiada na obiad. A on, wystawi pan sobie, Sigmundzie, na tym eleganckim stole… Znam swoją żonę, rozpłynęła się na jego widok. Cały wieczór nadskakiwała gościowi, a atak przypuściła wieczorem. Siedliśmy w jadalni, mamy tam stary stół, który odziedziczyłem po dziadku. Och, ten mebel to była niegdyś prawdziwa bestia! Pływał na kaperskim okręcie, był świadkiem niewysłowionych orgii i okrucieństw, przeżył niezwykłe przygody, do dziś nosi blizny na nogach po… No mniejsza z tym. Udomowić go nie było łatwo, pan rozumie, zawsze pobudzał imaginację mej lubej. Ba, rzekłbym, że bez niego nigdy bym jej nie zdobył, bo to na nim pewnej czerwcowej nocy… Zawsze go lubiła. A tu nagle prycha, że szramy, że trąci myszką, że poszarpany, że nogi jak psu z gardła.

– Jak psu z gardła?

– No trochę tak, dzieci obgryzły, jak ząbkowały.

– Ach, rozumiem pana doskonale, panie Dieter. Też miałem podobny problem. Strasznie podgryzają, małe huncwoty, nieprawdaż? O tu, proszę, nawet ten niewielki gabinetowy, co tam w rogu stoi, mi pokąsały…

– Ledwo zaczęły raczkować! Prawdziwa plaga… Ale stół ani drgnął, cierpliwie znosił. Chociaż psa w podobnej sytuacji nastraszył, tupnął, ogon przydepnął. Biedne zwierzę, przez wiele miesięcy kuliło się ze strachu, gdy tylko uchylałem drzwi od jadalni.

Profesor zanotował coś skrzętnie w notatniku. Dał znak, by gość kontynuował.

– Od tamtej pory bez przerwy narzeka, zrzędzi. Nie chce na nasz stół patrzeć, mowy nie ma, by go pogładziła czule, tak jak kiedyś. I… coś się między nami zaczęło psuć. Dzieci nastawia przeciw staruszkowi. W tym czasie sąsiad codziennie na widoku galopuje tym swoim pysznym mebliszczem. Wymieniał w nim nogi, przyznaję, sprytny patent, wkręcane takie. Inne na bruk, inne przed wejściem na salony, pewnie jeszcze inne na każdy dzień tygodnia, ech… W końcu żona zażądała, byśmy kupili nowy stół, a stary wyrzucili! Po tylu latach służby! Gorzej: dzieci oświadczyły, że one przy takim wraku siadać nie będą… A kiedyś był on i okrętem i jaskinią, druhem i potworem, słowem: towarzyszem każdej ich zabawy. Ja i żona… my już dawno… nie byliśmy na stole. Początkowo sądziłem, że to minie, ale myliłem się. Sądzę, że na dobre uległa urokowi tego grata od sąsiada, że rzucił na nią jakiś urok…

– Hmmm, tak, to brzmi poważnie. Dobrze pan zrobił, że pan przyszedł do mnie. Rzeczywiście, musimy działać szybko. Będę musiał zadać panu jeszcze kilka pytań, ale sądzę, że powinienem porozmawiać też z pańską żoną, najlepiej niezwłocznie. Czy nie ma pan nic przeciwko, Dieter?

– Absolutnie nie. Namówię ją, by odwiedziła pana jutro, po śniadaniu.

– Świetnie! A teraz, za pozwoleniem: jakie jest pana najwcześniejsze wspomnienie, związane z tym weteranem w jadalni?

 

Nazajutrz…

 

– Panie profesorze, co się stało?!

– Spokojnie, niechże pan usiądzie, rozdzieje się… Strasznie pan poruszony.

– Oczywiście, że jestem poruszony! Po wizycie u pana małżonka podeszła do stołu z otwartym ogniem, a stół się na nią rzucił! Ledwiem ją odciągnął!

– Och, to okropne! Co stało się dalej?

– Stół musiałem zabarykadować w jadalni, a żonę skrępować i zakneblować, bo darła się wniebogłosy. Co tu się stało, u licha?! Żądam wyjaśnień!

– Ależ oczywiście. Zapewniam pana, Dieter, że nie miałem z tym nic wspólnego, ale to bardzo niepokojące. Czy mogę zaproponować panu kieliszeczek?

– Dziękuję, wolę najpierw posłuchać .

– Muszę pana poprosić o zachowanie dyskrecji, zgadza się pan? Sprawa jest delikatna.

Holzmeister, z pewnym wahaniem, skinął głową. Profesor zaprosił go gestem do fotela, sam rozsiadł się wygodnie naprzeciw i podjął rozmowę.

– Otóż sądzę, iż dotarłem, przez hipnozę i senne marzenia, do źródła zachowań pańskiej żony. Odkąd Albiończycy zrzucili tę celtycką, żywodrzewną klątwę na Europę, nasze meble stały się bardziej towarzyszami, niż rekwizytami. Wytwarzają się pewne relacje, rzekłbym wręcz związki… Może jednak pan się napije? Nie? Wraz ze związkami pojawiają się pewne, hmmm, fetysze, erotycznej natury. Myślę, że preferencje żony względem stołów biorą się właśnie z nich, bo jest to siła przemożna, a niewidoczna i nieuświadomiona.

– Fantazjuje o stołach?!

– Niedokładnie… Sądzę, że pańska szacowna małżonka dusi w sobie pewną skłonność, rzekłbym taką stołonożną, co nieświadomie przeradza się w pewnego rodzaju obsesję na punkcie całego sto… Pan się dobrze czuje?

Dieter Holzmeister chwycił się za głowę, jakby chciał wyrwać włosy, rozedrzeć czaszkę na pół i zapłakać rzewnie mózgiem, zwój po zwoju.

– To ja może jednak kieliszeczek, panie profesorze… No bo jak tu konkurować z taką… nogą?

– Szczególnie rzeźbioną…

– Oj, drugi poproszę…

Przez kilka długich minut w gabinecie panowała cisza. Właśnie w takich momentach, gdy milczenie nabiera niemal namacalnego ciężaru, pod wpływem jego grawitacji we Wszechświecie powstają niewidoczne bąble rozpaczy i bezsilności. Z czasem rosną, puchną i zajmują coraz więcej miejsca. To właśnie one są odpowiedzialne za ciemną energię, która odpycha od siebie jednostki, całe społeczności, nierzadko światy, a w efekcie nawet galaktyki. Gdyby tylko ludzie częściej umieli je przebijać, wszędzie mieliby bliżej – od pięknej kierowniczki najbliższego sklepu nocnego poczynając, przez podróże międzygwiezdne, na Bogu kończąc. Niestety, do dziś astrofizycy nie wpadli na pomysł, by porozmawiać z lekarzami dusz o tym zjawisku i tak rozwiązać ów nurtujący ich problem przyspieszonej ekspansji galaktyk. No cóż, pozwólmy naukowcom jeszcze trochę pobłądzić nim nowy gorejący krzak litościwie naprowadzi ich na właściwy trop i wróćmy do gabinetu.

Gość ochłonął wreszcie i wprawdzie niezbyt trzeźwo, ale konkretnie zapytał:

– To co teraz?

– To zależy, jak mocno skrępował pan żonę.

– Nie rozumiem?

– Ile czasu mamy, zanim dłonie i stopy zaczną martwieć z braku krwi…

– A, że za mocno?

– Nie, ja nic nie sugeruję… A mocno pan związał?

– No trochę.

– Pan lubi tak… żonę związać? Śni pan o krępowaniu?

– Panie profesorze! My tu o stole mieliśmy!

– Ach, proszę wybaczyć. To jak z czasem?

– Nie za długo.

– Rozumiem. Pan stół zamówi, taki składany, żywodrzewny, z wykręcanymi nogami…

– Toż to fortuna! A co ze starym?

– Trzeba go będzie na ołtarzu małżeństwa… Pan jesteś samiec, żona samica. Pan zdobywasz coś, czego ona pragnie. Natury pan nie oszukasz. Howgh, jak mawiał mój znajomy, Karl M. Och, ten to miał marzenia o Indiankach i pióropuszach…

– Nie podoba mi się to.

– Naprawdę, Indianki nie są takie złe, z tego co o nich piszą. Może książkę Karola panu pożyczyć?

– Dziękuję, ja o stole.

– Rozumiem, niechże się pan z tym prześpi. Kiedy już podejmiecie decyzję, przyjdźcie we dwójkę.

 

Minęły dwa dni…

 

Profesor wydawał się uradowany wizytą państwa Holzmeister. Jego entuzjazm przypominał wprawdzie hipopotama, wygrzewającego się na brzegu Nilu, ale nadal chodziło o ciepły, słoneczny dzień, spędzany w przyjemnych okolicznościach przyrody.

– Bardzo się cieszę, że przyszliście razem. Proszę, może tu, na kanapie? Rozgośćcie się, coś do picia? Ale dlaczego siadacie tak daleko od siebie… Czyżby coś ze starym stołem?

– Och nie, panie profesorze. Wręcz przeciwnie – odezwał się Dieter. – Zdecydowaliśmy się skorzystać z pańskiej rady. Ale to nie pomogło. Odczekaliśmy nawet pół godziny, a potem odesłałem dzieci do dziadków. Nadal nic.

– Nie przejmujcie się, to na pewno nie wasza wina. Jesteście sługami swoich popędów, ba, każde z nas jest. Nawet ja, mimo, że zajmuję się zagadnieniem tyle lat. Pan pozwoli, ale czy pani mogłaby opowiedzieć, jak to się stało?

– Trochę mi tak trudno… Cały dzień się zastanawialiśmy. Chciałam czegoś nowego, ale nie chciałam tak okrutnie… Chciałam, ale bałam się, ale Dieter w końcu mnie namówił. No i wszystko przygotował… I tak… Nie, nie mogę! – Pani Holzmeister zaczęła łkać.

– Wszystko było idealnie! – uniósł się gniewem jej mąż. – Podałem do stołu tasaczki, piłki do drewna, siekiery i siekierki, dla dzieci i dla nas. Stół drżał, ale nie uciekał, wiedział, że to dla jego dobra i dla nas! Rozmawiałem z nim! On się dla nas poświęcił!

Pani Holzmeister zaniosła się głośnym płaczem.

– Ale co dokładnie się stało? – zapytał profesor.

– Ano siedliśmy, jak do obiadu, ale pożegnaliśmy się ze stołem zamiast modlitwy… I dalejże! Każdy rąbał tym, co miał pod ręką! Na drzazgi! Na wiór! – Twarz pana Holzmeistera nabrała rumieńców, oczy mu lśniły. Pochylił się drapieżnie do przodu. – Osobiście odrąbałem mu nogi. Wszystkie!

Jego żona osunęła się na oparcie, roniąc łzy. Mały stolik w gabinecie poruszył się niespokojnie.

– A potem wrzuciliśmy połamańca do kominka i tańczyliśmy nago przy ogniu… – dokończył mężczyzna z uśmiechem takim, jaki przywołuje na twarz drużba, gdy po północy zmawia się na schadzkę z panną młodą.

Gabinetowy stolik kłapnął groźnie szufladką i rzucił się na gościa.

– Carl! Zostaw! Do diaska!

– Na pomoc! Ten stół chce mnie zadeptać! – Dieter rozpaczliwie bronił się w rogu kanapy. Pani Holzmeister, wciąż w rozpaczy, zdawała się nie zwracać uwagi na męża w opałach. Ustalała właśnie aktorski standard dla dopiero rodzącego się przemysłu filmowego, jeżeli chodzi o dramat kobiecy, drugoplanowy. Miała szczęście, że podróżujące w czasie feministki nigdy nie odkryły źródła tego stereotypu bezbronnej, chwiejnej emocjonalnie damy, bo prawdopodobnie zniknęłaby bez śladu już na początku historii. W efekcie jej mąż nigdy nie odwiedziłby profesora, a autor nie głowił się przez pewien czas, jakim zdaniem powinien rozpocząć tekst. Ponadto powstałaby alternatywna linia wydarzeń i… I właśnie wtedy Sigmund krzyknął ponownie:

– Carl Gustav! Natychmiast przestań, ignorancie!

– To stół dwojga imion? – zdumiał się pan Holzmeister, mocując się z agresywnym meblem.

– A tak, tak, wie pan, ja jestem zdania, że popędy stołu można kontrolować przez odpowiednie warunkowanie, ale to wymaga ochrzczenia go imieniem, pozwalającym na zaspokojenie pewnej potrzeby unikalności, tak charakterystycznej dla średniogrubych blatów dębowych…

– Rzeczywiście, nasz stary stół zwaliśmy Francisem Drake’iem… Czy mógłby pan? Sądzę, iż niedługo Carl Gustav spróbuje wyłupić mi oko nogą.

– Ach, co za niesforny stół, proszę przyjąć moje przeprosiny. Zaraz przywołam go do porządku.

– Nie chcę pana pospieszać, to faktycznie unikalny stolik… Co za duch walki! Au!!! Jaki bojowy…

– Panie Dieter, po stokroć pana przepraszam, gdzie to jest… O, mój strażacki toporek! No to – ciach!

– Ależ pan biedaczka łupnął w blat! Co za wytrzymałość! W nogi go?

– Bo ja chciałam, żeby był nowy, ale nie chciałam tego starego tak pociąć, tylko nie wiedziałam, ale już wiem. Powinieneś był się domyślić! – krzyknęła ni stąd ni z owąd  pani Holzmeister.

– Uwaga, tnę!

– Świetny cios, panie profesorze, moje uznanie! Nie sądzi pan, że trochę za mocny? Pięć nóg za jednym zamachem…

– Pięć? Och, co ja najlepszego narobiłem… Proszę o wybaczenie!

– Nie, nic takiego się nie stało. To ja przepraszam, zabrudziłem panu kanapę…

– Drobnostka, panie Dieter, proszę o tym nie wspominać. To moja wina.

– Myśli pan, że to się spierze?

– Och, niech się pan nie kłopocze, naprawdę. Czy mógłbym panu pomóc zatamować krwawienie? Zaraz mi pan zejdzie, a to strasznie zaszkodziłoby mojej reputacji…

– Ach, bardzo pan uprzejmy, Sigmundzie, chętnie przyjmę pomoc.

– Obawiam się, panie Holzmeister, że tego się nie doszyje…

– Drobnostka, pan mi nogę, ja panu kanapę. To bardzo spokojny mebel, ta kanapa. A jeszcze musiał pan okaleczyć Carla Gustava… Można powiedzieć, że jesteśmy kwita.

– Jemu to akurat się należało, proszę o tym nie wspominać.

 

Minęły kolejne dwa dni…

 

– Witam, panie komisarzu. Spodziewałem się pana, choć przyznaję, późna pora mnie zaskoczyła…

– Spodziewał się mnie pan, profesorze?

– Ach, stukot nóżek pańskiego służbowego biurka o bruk słychać z daleka; nie da się go pomylić z niczym innym! Jestem pewien, że złoczyńcy czmychają na ten dźwięk.

– No tak, no tak… Niestety, przybywam służbowo. Muszę panu zadać kilka pytań, profesorze.

– Ależ proszę, jestem do pańskiej dyspozycji.

– Czy państwo Holzmeister leczyli się u pana?

– Tak, ale dopiero zaczęli terapię.

– Kiedy pan profesor ich ostatnio widział?

– Dwa dni temu… – Sigmund streścił policjantowi przebieg wizyty, z pewnym zażenowaniem wspominając o wpadce z piątą nogą. – Biedni niewolnicy swoich popędów – dodał na koniec.

– I potem już ich pan nie widział? Nie odwiedzał?

– Ależ skąd, nie nawiązuję prywatnych kontaktów w trakcie leczenia. Potem to co innego, ułatwia wyłudzanie pieniędzy, ale w trakcie muszę zachować czystość osądu. Czy coś się stało?

– No tak, to ma sens. Rzadko spotyka się tak uczciwych ludzi jak pan. U nas to sędzia potrafi spoufalić się z oskarżonym jeszcze przed wydaniem wyroku, wyobraża pan sobie?

Obydwaj, komisarz i profesor, pokiwali ze smutkiem głowami. Gdy awans społeczny stał się dostępny dla osób zupełnie doń nieprzygotowanych, natychmiast ucierpiał niepisany etos pracy, regulujący granice nadużywania swojej pozycji. Nowe czasy niosły nowe zagrożenia. Niektórzy ideowcy w swojej naiwności wręcz twierdzili, że tradycja tysięcy lat jest korupcją i w zdrowym społeczeństwie należy ją zwalczać. Owo społeczeństwo, mądre wielowiekowym doświadczeniem tłumu, słysząc te rewelacje pukało się znacząco w czoło. Oczywiście, powiększało to bąbel frustracji u neofitów uczciwości, a Wszechświat znów się rozszerzał, jęcząc bezgłośnie, by pomieścić trochę więcej ciemnej strony mocy.

–  A co do pańskiego pytania – podjął po chwili policjant – to bardzo przykra sprawa, panie profesorze. Znaleźliśmy panią Holzmeister przywiązaną do łóżka. Niestety, pętla na jej szyi była dość ciasna, a biedaczka zapewne usiłowała się uwolnić…

– Nie do wiary!

– Niestety.

– A co na to łóżko?

– Kołysało się, jakby zaniepokojone. Widziałem już takie reakcje, kiedyś stołek, przewrócony pod wisielcem, ciągle usiłował każdego podtrzymać. Wystarczyło unieść nogę, by na przykład wejść po schodach, a on już tam był, pchał się pod podeszwę…

– Cóż za trauma!

– No tak, niestety, ludzie nie myślą o krzywdzie żywodrzewia.

– Wracając do tematu, to faktycznie przykra wiadomość o pani Holzmeister.

– Tak, to była wielka miłośniczka stołów. Proszę się nie gniewać, panie profesorze, ale muszę pana poprosić o dwie rzeczy. By pozostał pan w mieście, abym mógł skorzystać z pańskich notatek i by był pan ostrożny. Pan Holzmeister znikł.

– Absolutnie. Czy coś mi grozi?

– Być może, być może… Ale gdyby go pan widział lub pana odwiedził, bardzo proszę o dyskretne posłanie taboreciku z liścikiem, dobrze?

– Oczywiście, oczywiście, ale sądzę, że to nie jego wina. Najpewniej sam jest w szoku.

– To, za pozwoleniem, wykaże śledztwo.

 

I jeszcze jeden dzień upłynął, żeby zgadzało się z tytułem…

 

Następnej nocy nad Wiedeń nadciągnęła burza z piorunami. Niebiańska artyleria grzmiała nieprzerwanie, za cel obierając odgromniki i co wyższe drzewa. Szczególnie wiele błyskawic uderzało w metalowy szczyt zakładów mięsnych Frankensteina, co stało się później przyczyną wielu fantastycznych, acz niedorzecznych plotek – no bo kto rozsądny uwierzyłby, że półtusze i podroby ożyły?

Salwy deszczowych pocisków bombardowały okno gabinetu profesora. Sam Sigmund, mimo późnej pory, siedział uzupełniając notatki w dzienniku. Nagle za szybą coś przemknęło, przez moment rzucając cień do środka. Profesor uniósł głowę. Wtem jakiś kształt runął do pokoju przez okno, roztrzaskując je w drobny mak! Sigmund zerwał się na równe nogi, przestraszony nie na żarty. Koniec liny przesuwał się po parkiecie wężowym ruchem, reszta sznura znikała w ulewie na zewnątrz. Z podłogi powstał, niczym feniks z popiołów, Dieter Holzmeister – ale to był inny Dieter niż zapamiętał go Sigmund. Z kilkudniowym zarostem, kolorową chustą na głowie i…

– Panie Holzmeister! – wykrzyknął zaskoczony i poirytowany profesor.

– Panie profesorze…

– Ależ co pan!

– Proszę wybaczyć wtargnięcie… har har, szczurze lądowy!

– Wypraszam sobie! Wielokrotnie pływałem po Dunaju!

– Żaden z ciebie morski wilk… har har! Pan wybaczy…

– Panie Holzmeister, dlaczego do nogi, tak nieszczęśliwie uciętej, przytroczył pan sobie… nogę od stołu?!

– Dawaj złoto, haaar! Moja żona… Ona ją ukryła, gdy pocięliśmy stary stół… Porżnęliśmy na kawałeczki jak tych Francuzów, har har!

– Ach… Przemyślna kobieta, wiedziona fantazjami…

– Gdym ją skrępował, poprosiła, bym przywiązał nogę… Śpiewaj albo giń, har-har!

– To zmienia postać rzeczy, panie Dieter. Pan pozwoli, tylko skreślę słowo do przyjaciela i już panu spieszę z pomocą. Wyciągnę pana z tego, za opłatą rzecz jasna. Kieli… Rumu?

– Do stu kaduków, oczywiście, brodaczu!

To rzeczywiście zmieniało postać rzeczy. Holzmeisterowie najwyraźniej przebili dzielący ich bąbel i przez bardzo krótką chwilę, nim biedaczka wymknęła się do Tanatosa, znów mieli do siebie bardzo blisko.

 

***

 

“(…) W niezwykłej sprawie państwa H. zasłużył się komisarz Rechtsmann, który  ujął zbiega, kiedy groził on znanemu lekarzowi w jego gabinecie. Po dokładnym przesłuchaniu podejrzanego i konsultacji ze środowiskiem uniwersyteckim, jeszcze tej samej nocy oddzielono pana H. od jego drewnianej nogi od stołu. Zatrzymany natychmiast się uspokoił, a nad ranem sąd przyjął opinię biegłego (prof. S.F.) i skierował go do azylu, powierzając opiece najlepszych w kraju specjalistów od elektrowstrząsów.

Noga zaś, po zbadaniu śladów na ciele śp. pani H., została jeszcze tego samego dnia osądzona i skazana na spalenie za zabójstwo. Przez całe posiedzenie hardo tkwiła na ławie oskarżonych, nawet tupnięciem nie okazując skruchy. Mimo okoliczności łagodzących, czyli okrutnego zniszczenia przez państwo H. stołu, z którego noga pochodziła, sędzia przychylił się do wniosku oskarżyciela, powołując się na maksymę Lucjusza Septymiusza Sewera: «Czujecie, że głowa rządzi, nie nogi».

Nogę stracono przed północą w więziennej kotłowni, a pod budynkiem odbyła się milcząca manifestacja stołów, stołków i taboretów, a nawet niektórych kanap i foteli, którym najwyraźniej nieobojętny był tragiczny los Francise’a Drake’a (gdyż, jak dowiedzieliśmy się z pewnego źródła, takie piękne imię nosił zniszczony stół). Ta smutna historia przestrzega nas przed barbarzyństwem wobec mebli, które z takim poświęceniem nam służą od lat. Kochajmy je, póki same chodzą! (…)”

 

Profesor przerwał lekturę popołudniówki i spojrzał nad okularami na gabinetowy stolik. Mebel, w miejsce odciętych nóg, miał psie łapy, przymocowane gwoździami i śrubami. Sigmund zagwizdał, a potem zawołał:

– Carl Gustav! Siad!

Stolik usiadł posłusznie, po czym poczochrał się tylną łapą za szufladką. Na ten pokaz uległości profesor uśmiechnął się do siebie z mściwą satysfakcją. Wszechświat znów się rozszerzył. Ten bąbel ciemności rósł od dawna.

Czy ty, drogi Czytelniku, przypadkiem nie oddalasz się coraz szybciej od jakiejś galaktyki?

Koniec

Komentarze

No tak, jakiegoż innego tekstu można się spodziewać po takiej Rybie, jeśli nie absurdalnego? ;) Bardzo mi się spodobał pomysł ze stołami. I stół dwojga imion. (Choć w imię drugie wkradła się literówka: Gustaw/Gustav). A, no i scena z nogami – cudo. I ten biedny stołek z traumą… W sumie opowiadanie zawiera tak dużo fajnych elementów, że nie mogę się zdecydować, co podobało mi się najbardziej. 

Bless, har har!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Przepraszam, ale czy próbujesz mi powiedzieć, że jestem purnonsensowym żartem? ;-D

 

Dzięki za wizytę, komentarz i litróweczkę – jużem ją z Gustavem vychylił ;-) Niezwykle się ciesząc ze zdrowego śmiechu pierwszej odbiorczyni!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sigmund Freud się w grobie turla. Wciągające to senne marzenie, Rybo. Nie mogę napisać, że boki zrywałem, ale uśmiechało, no i klasa opowiadanie. Gratuluję. B. :-)

 

– Witam, panie komisarzu. spodziewałem się pana, choć przyznaję, późna pora mnie zaskoczyła… – coś z tą kropeczką albo małą literą nie wyszło.

Dziękuję, dziękuję – bardzom rad poturlać Freudem w tę i wewtę. ;-)

 

A mała literka dostała klapsa i już jest duża ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetny tekst, przezabawny i inteligentny, do tego sensowny, co w przypadku absurdu nie jest niestety normą. Ujęła mnie stosowna do epoki stylizacja dialogów – zwłaszcza scena przypadkowego obcięcia pięciu nóg – znakomite!

Swoją drogą, żywodrzewo ma nielichy potencjał. Wyobraźnia podsuwała mi uparcie obrazy żywego, czteromasztowego klipra, na przykład. Albo wieży oblężniczej. Albo podhalańskiej chaty, cierpiącej na depresję…

Nie wiem tylko, czy Freud rzeczywiście się turla, jak twierdzi Blackburn. No bo co na to trumna?

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oj, joj… thargone, ależ celna uwaga, rozbawiła. Rzeczywiście reakcja trumny nieprzewidywalna. :D

O w mordę, przegapiłem żywotrumnę! ;-D

 

Dzięki za wizytę, thargone – i za cieszący me purnonsensowne serce komentarz. Uszy do góry, always look on the bright side of life!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam heart

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie mogę napisać, że boki zrywałem, ale uśmiechało, no i klasa opowiadanie. Gratuluję. B. :-)

Podoba mi się nadzwyczajnie i absolutnie nie mogę się zgodzić z Blackburnem, bo jeśli miałabym przyznać opowiadaniu klasę, to nie B, a z pewnością A, a może nawet 0! ;-D

 

Jego żona rzu­ci­ła się na opar­cie, ro­niąc łzy. Mały sto­lik w ga­bi­ne­cie po­ru­szył się nie­spo­koj­nie.

– A potem wrzu­ci­li­śmy po­ła­mań­ca do ko­min­ka… – Czy to celowe powtórzenie? Jeśli nie, to może w pierwszym zdaniu: Jego żona opadła/ osunęła się na opar­cie, ro­niąc łzy.

 

– Panie Die­ter, o sto­kroć pana prze­pra­szam, gdzie to jest… – Pewnie miało być: – Panie Die­ter, po sto­kroć pana prze­pra­szam, gdzie to jest

 

Na­stęp­nej nocy nad Wie­deń nad­cią­gnę­ła burza z pio­ru­na­mi. Nie­biań­ska ar­ty­le­ria grzmia­ła nie­prze­rwa­nie, za cel obie­ra­jąc pio­ru­no­chro­ny i co wyż­sze drze­wa. – Czy to zamierzone powtórzenie? Jeśli nie, to może w drugim zdaniu: …za cel obie­ra­jąc odgromniki i co wyż­sze drze­wa.

 

Z pod­ło­gi po­wstał, ni­czym Fe­niks z po­pio­łów, Die­ter Hol­zme­ister… – Z pod­ło­gi po­wstał, ni­czym fe­niks z po­pio­łów, Die­ter Hol­zme­ister

 

Noga zaś, po zba­da­niu śla­dów na ciele ś. p. pani H.Noga zaś, po zba­da­niu śla­dów na ciele śp. pani H.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, ależ mnie rozbawiłaś. Jej… jeszcze się śmieję… :D

Blackburnie, niezmiernie się cieszę, że Cię rozbawiłam. Wyznam, że kiedy przeczytałam Twój komentarz, nie mogłam się powstrzymać, by go nie wykorzystać. ;-D

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, jakże ja się cieszę, że jesteś taka niezgodna klasowo, choć obawiam się odrobinę, że wciąż to jest mniej niż zero… ;-)

 

Te zawstydzajaco absurdalne niezręczności zostaną przywołane do porządku, jak tylko ujmę klawiaturę w dłonie.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Muszę uważać na “B.” I zgodzę się, że klasa opowiadania to conajmniej A. :-D

Mniej niż zero, to jeszcze nie minus dziesięć w Rio… ;-)

 

Ujęła mnie Twoja deklaracja, PsychoFishu. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Byłem w Rio, byłem w Pajo

Byłem nawet na Hawajo,

I wszystko…

 

;-)

 

Wciąż szukam klawiatury! Znalazłem… ;-)

 

Blackburn, muszę przyznać, że czuję się jak kura nioska, której jaja przechodzą przez walkę klas ;-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bardzo inteligentne opowiadanie. Pomysł na mebelki cudny. Absurd najwyższej klasy. Ale żeby do zerówki posyłać? Jakże tak? ;-)

Szczególnie mi się podobało, jak przejechałeś po Zygmuncie. Nigdy nie lubiłam tego nadętego bubka.

Holzman czy Holzmeister?

Babska logika rządzi!

Ten drugi. Ten pierwszy to piąta kolumna autokorekty… ;-)

 

Dziękuję, Finklo. Cóż, Ziggy nie był aniołkiem, ale oni wszyscy warci siebie ;-) A mebelki nie do końca moje – dawno temu Terry Pratchett wymyślił krwiożerczy Bagaż. Ja tylko rozszerzyłem tę koncepcję ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zaiste! Bagaż Dwukwiata (czy jak tam on się nazywał) mógł być protoplastą Twojego Francisa.

Ale Bagaż by nie pozwolił zrobić sobie kuku. ;-)

Babska logika rządzi!

Bagaż miał zębiszcza ;-)

 

Ale już taki kliper, o którym pisze thargone, mógłby coś staranować ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Imponujący przeciwnik. Ale zawsze można uciec na suchy ląd. Chyba że i to autor przewidzi. :-)

Ale wizja żywej trumny też wielce interesująca.

Babska logika rządzi!

Nawet jeśli gdzieś tam po łbie latał mi pomysł, żeby coś pisać na konkurs – a w sumie latał, ale taki marny, wątły i chudy – to chyba właśnie zestrzeliłeś go nogą od stołu. Zwłaszcza, że jeśli miałbym brać na tapetę jakiś tytuł, to – z pewnych względów – właśnie ten.

 

Generalnie zacny pomysł i wyśmienite wykonanie, duch czasów oddany piknie, przyjemność z czytania niemała, humor elegancki.

 

Przybij płetwę!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu

Ty wiesz, jak boleśnie cię zbiję, jeśli nie złapiesz pomysłu i nie nadasz mu kształtu? Do roboty! Po to w finale jest BURZA, żeby cię zmotywować :-)

 

Dziękuję ogromnie za dobre słowo, przybijam płetwę z radością ;-)

 

Finklo

Na brzegu zawsze może czekać Bojowa Szafa Gdańska, która przejmie ewentualnych uchodźców zgodnie z doktryną Agresywnej Ochrony Wybrzeża… ;-) A ja wciąż nie mogę przeboleć. że nie wpadłem na żywotrumnę podczas pisania – to taki wdzięczny temat! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ponownie przejrzałam, przemyślałam problem, postanowiłam polecić.

Nieczęsto się zdarza, aby całkiem absurdalny pomysł był treścią nader sensownego opowiadania.  ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Doskonale posługujesz się językiem, Fiszu, można płynąć przez tekst i doznawać ekscytacji estetycznych. Ale kompletnie mi to opowiadanie nie siadło. Może brak mi dystansu do pewnych spraw, bo ja wiem? Po prostu niektóre żarty raczej mnie drażniły, przeszkadzając w lekturze. Kajam się za swój karygodny odbiór ;< i cieszę się, że mogłam coś twojego poczytać. Mimo drobnych rozdrażnień. Ale czym by było życie kobiety, gdyby jej mężczyźni nie denerwowali? ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Hahaha, podobało się! Świr z Ciebie Psycho – ten tekst nie tylko jest absurdem, ale ma jeszcze ręce i przede wszystkim nogi ;D

Czytało się bardzo dobrze, a moje niezbyt wysublimowane poczucie humoru zostało w pełni zaspokojone. Najlepszy fragment z ucięciem pięciu nóg (na początku pomyślałem, że to element absurdu i Carl Gustav był takim nieparzystym stolikiem, jednak późniejsza, genialna rozmowa wszystko wyjaśniła) oraz końcówka – zatwardziałość w zbrodni nogi od stołu była urzekająca :D

Na koniec mam jeszcze dwie uwagi:

Jestem pewien, że złoczyńcy czmychają na ten dźwięk.

Tylko sugestia, ale czy nie lepsze byłoby “sam dźwięk”? Z rozpędu tak przeczytałem, bardziej mi pasowało do wypowiedzi…

a wszechświat znów się rozszerzał

W pozostałych przypadkach masz z dużej litery ;)

 

PS: Bardzo polubiłem Twojego psa – nie dość, że nie szczeka, to jeszcze można na nim położyć szklaneczkę rumu i szamę ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

regulatorzy

Niezwykle mi przyjemnie, że po takiej regulacji poleciłaś mię innym, jeszcze niewyregulowanym. Czuję się zaszczycony – i to na samym czubku! ;-)

 

enazet

Dziękuję za komplement. Jeżeli absurdalny język doprowadza cię do ekstazy mimo rozdrażnień, to spieszę pisać do ciebie list! A nawet dwa, raz za razem ;-) Nie ma w tym nic złego, że nie podeszło. Rzekłbym nawet, że często lepiej, żeby nie podchodziło, bo może wyjść wtedy, kiedy byśmy tego nie chcieli… To dość długi dialog czerpiący z jeszcze dłuższej tradycji absurdu ni to kabaretowego, ni to książkowego… To trzeba lubić ;-)

 

PoliczalnyPrimagenie

Raduje się bebech mój na bebecha radośc twoją, a szczególnie na zauważenie mej niestabilności rybiej w jej pełnej krasie! ;-) Ze Wszechświatem masz oczywiście rację, niedawno nas uraczono regułą, każącą pisać go Wielkim Wu. Z zaimkiem przy dźwięku odbędę seriozny razgowor, musimy się zastanowić nad jego przysżłością ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

 

A ja wciąż nie mogę przeboleć, że nie wpadłem na żywotrumnę podczas pisania

Nic straconego. Wszak dwa teksty umieścić można:)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ty mnie tu, kurna, nie głaszcz pod chmurkę, bo to nie działa (hmmmm…) i nie wygrażaj płetwą złowieszczą, bo choćbym kroczył ryby wnętrza ciemną doliną jako ten Jonasz nieboże, zła się nie ulęknę!

Ale no, zobaczymy.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Leć opko do biblioteki :) Tegoś z pewnością warte. A czy czegoś jeszcze? Zastanowię się. Na razie niech wystarczy stwierdzenia, że lektura na pewno nie była dla mię przykrą :D

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

 

Najpierw spostrzegłem tytuł i wiedziałem, że muszę przeczytać, a jak zobaczyłem autora, to już wiedziałem, że nie wytrzymam i natychmiast muszę dowiedzieć się, co tym razem powie Ryba.

 

Po wizycie u pana[,+] małżonka podeszła do stołu z otwartym ogniem, a stół się na nią rzucił!

 

Nawet ja, mimo, że zajmuję się nimi tyle lat. Pan pozwoli, ale czy pani mogłaby opowiedzieć mi, jak to się stało?

– Trochę mi tak trudno…

Zaimkoza.

 

Chciałam czegoś nowego, ale nie chciałam tak okrutnie… Chciałam, ale bałam się, ale Dieter w końcu mnie namówił.

Trochę za dużo tego „chciałam”.

 

bardzo proszę o dyskretny posłanie taboreciku z liścikiem

?

 

Wtem jakiś kształt runął do pokoju przez okno, roztrzaskując je w drobny mak!

Nie przepadam za wykrzyknikami w narracji.

 

Francise’a Drake’a

Wg mnie Francisa.

 

 

 

Brawo za pomysł. Żarty z Freuda zawsze mile widziane :)

Traumatyczne przeżycia mebli po prostu świetne, choć ja dostrzegam inne intencje stołka od wisielca – jemu się spodobało i chciał dawać łudzące uczucie podtrzymywania, żeby później się wysunąć! Ha! Przejrzałem jego niecne zamiary!

A żywodrzewo chyba wyciągnąłeś z mojego musku. Muszę sobie kłódkę założyć ;)

 

 

Właściwie nie wiem, dlaczego, ale ciężko „wchodziło” mi się w ten tekst. Niby wszystko pojmowałem, ale byłem gdzieś z boku. A może zboku… Kto to wie… ;)

Wydaje mi się, że to kwestia tego, że bohaterowie też przyjęli taką postawę względem siebie.

 

Chciałbym przyczepić się do czegoś więcej. Bogowie mi świadkiem, że próbowałem, ale nie mogę. A przez resztę dnia będę sobie nucił:

 

Nie wiesz, nie wiesz, co

ci powie Ryba i skąd nadpływa.

Co powie Ryba, kiedy cię zdyba.

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ło cię, jaki tłum!

 

Cieniu, ciesz się, że cię po piorunie potencjałem nie tykam! ;-)

 

Tenszo – bardzo mie miło, żę o mnię myślęć będziesz! Tylko nie mów małżowi ;-) Dzięki za poklepanie w rybośladek… ;-)

 

B.A. “mimimi” idzie pod nóż, powtórzenia celowe (poczytaj na głos), przecinek w pierwsyzm przypadku niekonieczny, ale rozważam; z Francisem masz rację!

 

Taborecik – ano taborecik na posyłki. Nikt tak nie przebiera nóżkami jak taborecik! ;-) Natomiast złowieszczy stołek wisielca ze strony 666 Bestiariusza rozpykałeś koncertowo, szacuken! ;-)

 

A to wchodzenie… Ja myślę, że ty znacząco przyczyniasz się do tajemniczego przyspieszenia rozszerzania Wszechświata i masz dużo bąblów ciemności z różnymi mebelkami – i to one oddalają cię od tekstu, przez co ciężko ci się do niego wchodzi. O, to na pewno to! ;-)

 

Edit:

P.S.

"Czy normalna, mała rybka,

Może pyknąć wielorybka?

Owszem tak, czemu nie

Rybce też należy się!" 

 

/edit

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Co do przecinka to będę się upierał, bo w pierwszym odruchu przeczytałem, stawiając sobie w głowie (tak już mam) przecinek jedno słowo dalej i sens zupełnie mi się zmienił. Musisz więc uznać moją rację. Zresztą nie masz wyboru, bo jesteś Rybą :P

 

A odnośnie tego wchodzenia, to cieszę się, że tak to racjonalizujesz, zamiast sięgnąć po bardziej freudowskie wytłumaczenie ;)

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ryba w formie.

Work smart, not hard

Wyobraziłam sobie Rybę w brytfannie… ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej kucharzu! Spraw się dzielnie!

– My nie chcemy na patelnię!

 

 

 

michal3 – dzięki, że wpadłeś ;-) Dzieki za pochlebny klik!

 

BA – korciło mnie, by nawiązać do mężczyzny kryjącego się w jaskini… Ale… No sam wiesz, mogłoby się niebezpiecznie eskalować w różniste rejony skojarzeń ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ehhh… Te niebezpieczeństwa speleologii ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Tak jakoś wyszło.

Work smart, not hard

Sprawnie napisany tekst, z ciekawym wytłumaczeniem, dlaczego stoły, biurka i inne meble zachowują sie tak, a nie inaczej… Trochę przegadany.

końcówka, niestety, słabsza.

Pozdrówka..

Michal ;-)

 

Roger – Dzieki za wizytę i komentarz. A co zinterpretowałeś/odczytałeś z końcowki?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Niby wszystko pojmowałem, ale byłem gdzieś z boku.

B.A. – to wszystko przez ten bąbel ciemności ;)

 

bardzo proszę o dyskretny posłanie taboreciku z liścikiem – literówka, albo jakaś nowa forma, która jednakże nigdzie indziej w tekście się nie pojawia

 

Jak zawsze w przypadku Twoich tekstów – zachwycona  jestem. Ubawiłam się wszystkim – pomysłem, formą, stylem, nawiązaniami.  Jak już ktoś wspomniał i co sama powtarzam – dobry absurd powinien cechować się pewną logiką i mieć ręce i nogi, co tu jest w pełni spełnione.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Skojarzyła mi się z Długim Johnem Silverem. 

Chodziło mi o coś takiego = tekst jest bardzo logiczny na początku i w środku. Absurdalnie logiczny, purnonsensownie logiczny, jednak ta logiczność jest zabójcza. No, bo jak Angole rzucili klątwę, to ona rodzi takie, a nie inne skutki. I to jest bardzo dobrze oddane. Logicznie aż do bólu. 

Jednak sama końcówka wyłamuje sie z tej konwencji. Jest po prostu trochę z innej bajki, taka trochę od czapy. Jasne, tekst jest pisany na konkurs, termin taki, a nie inny, jednak gdyby utrzymać tę śmiertelną powagę az do samego końca,  tę naturalną logiczność zdarzeń, chyba byłoby znacznie ciekawiej.

Pozdrówka.

Rogerze, Śniąco – bardzo się cieszę, że w tym nonsensie odnajdujecie logikę :-) znaczy, udało się :-) To niesforne "y", poprawię.

 

Rogerze, rozumiem co piszesz odnośnie końcówki, ale nadal nie wiem co dokładnie wydało ci się być z innej bajki? Które elementy?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

śniąca, tak to próbuję sobie tłumaczyć, bo inaczej musiałbym się bać o stan swojego zdrowia psychicznego ;)

 

Ja zwracałem uwagę na “y”, to nie poprawił, ale jak mu kobieta zwróciła uwagę… ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Wiesz, jako kobieta wiem, że mężczyźnie trzeba wskazać paluszkiem, bo istota to mało domyślna potrafi być ;) I jak wskazałeś Rybce zdanie, to nie załapał o co chodzi i o taborecikach dywagował…

 

I ja takie rzeczy facetom tłumaczę… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Taki nasz męski los, śniąca. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Work smart, not hard

śniąca, to źle że tłumaczysz? A może my to robimy specjalnie, żeby móc częściej oglądać kobiece paluszki ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

A może my to robimy specjalnie, żeby móc częściej oglądać kobiece paluszki ;)

A to takie buty… Dobrze, że tylko paluszki ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

B.A., na tap madl i gwiazdy po lodzie, tobie chodziło  o to "y"?! Nie domyslilem się…

 

Za to przyznaję, kiedy panie paluszkami wtykają… ach te podświadome przejęzyczenie… wytykają, to zawsze tak jakoś  wiedzą, jak owymi paluszkami na się  zwrócić uwagę. I jest co oglądać… a nawet poczuć… uspokój się , świńrybo!

 

;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetne! Uśmiałem się przy lekturze tekstu. Ciekawy pomysł z tą żywodrzewną klątwą. Swoją drogą chyba czas odkurzyć biurko. Mam takie dziwne wrażenie, że … Zresztą nieważne.

Dziękuję ci, Straferze W Bombowcu! 

 

Tak, tak, zadbaj o biurko. Nigdy nie wiadomo, jaki numer moze wyciąć… ;-)

(idę umyć stół w jadalni, od wczoraj, jak córka zachlapała, brudny – boję się jego złości… ;-) )

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zasadzi się na twój mały palec (na stopie, aby nie było wątpliwości, o który palec chodzi). Stoły wprost uwielbiają dywersje. :-)

Work smart, not hard

śniąca, od czegoś trzeba zacząć ;)

 

Fishu, oczywiście, że mi chodziło o “y”. A myślałeś, że o co? I o czym Ty myślałeś, że się nie domyśliłeś?

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

O tym, gdzie wszędobylskie taboreciki mogą się, akhem, wtyknąc… wytyknąć… ;-) Z takim tajnym, dyskretnym liścikiem, rzecz jasna!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Anet w formie komentatorskiej :-D Witaj z powrotem! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Najlepszej! ;)

Z lekkim niepokojem spoglądam na stół, na wszelki wypadek postanawiam być dla niego dobra ;)

Przynoszę radość :)

Czule pogładź go po nóżkach… ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Blat przetarłam ;)

Przynoszę radość :)

O matko! Zrobiło sie gorąco! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No!

Wytarłam, żeby pożaru nie było ;)

Przynoszę radość :)

Ufam, że na sucho, albo przynajmniej oliwką Bambino, bo te nafaszerowane chemikaliami środki czystości strasznie podrażniają delikatny laminat stołu… Szczególnie młodego! ;(

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Jak traktować meble z wikliny? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ostatecznie na sucho ;)

Ale stół mamy akurat stary, drewniany, z rzeźbionymi nogami, piękny jest.

Przynoszę radość :)

Meble z wikliny, jak sądzę, nalezy traktować z największą czułością, wręcz muskając. Inaczej gotowe ugiąć się, a nawet podłamać…

 

Tarłaś na sucho, Anet? Barbarzyństwo! ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Stary. Tym bardziej powinnaś o niego dbać, Anet! Wiele przeżył, należy mu się więc trochę szacunku i troski na starość :)

Wiem, co mówię, bo sam mam w domu takiego jednego weterana ;) Zwie się Jan Olbracht Junior i chwali się tym, że jego ojciec służył ponoć na królewskim dworze! Ten to dopiero ma wymagania ;/

 

Reg – myślę, że w tej materii powinien wypowiedzieć się specjalista (czyt. Autor). Ja wiem jedynie, że to niezwykle wymagające i roszczeniowe meble. Bardzo lubią skoki na bungee i watę cukrową. Przykro mi :/

 

Edit: O proszę, szanowny Autor przybył, kiedym główkował nad tym problemem :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Boszsz…

No, dobra, przyznam się: najpierw machnęłam mokrą szmatą, potem suchą. No, dooobra: ręcznikiem papierowym. 

Przynoszę radość :)

Osobiście uważam, że można na sucho, oczywiście póki używa się porządnej ściereczki z nanosrebrem :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Że traktować z największą estymą, to wiedziałam. Poza skokami i watą cukrową strasznie lubią, kiedy odkurzam je takim specjalnym pędzlem – chichoczą wtedy, są radosne i wręcz same się podsuwają, by ktoś je zauważył i wykorzystał. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O la la, Anet lubi mieszać bodźce… Mokrą ścierą go, a potem ręczniczkiem papierowym wytrzeć? Szczęściarz, nie stół!

 

CountPrimagenie, ty taki sucholubny jesteś? :-D

 

Regulatorzy – pędzelek to bardzo fikuśne narzędzie, nie dziwię się zadowoleniu wiklinowych mebli. Słyszałem jeszcze, że już w trakcie wykorzystywania można stosować piórko – aby żaden pyłek nie osiadł na dłużej! ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No to mam nadzieję, że przybędzie Ci kolejne piórko do wykorzystywania… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Naturalnie, Psycho.

Szczególnie upodobałem sobie golenie na sucho przy pomocy żyletki… Lubię również, gdy mnie suszy, a za jedną z najlepszych potraw uznaję sucharki :)

Za to w kwestii pielęgnacji stołów, to chyba jednak preferowałbym tę dobrze nawilżającą drewno oliwkę ;)

Swoją drogą, gratuluję osiągnięcia tekstem takiego poziomu absurdu, że nawet offtop pod nim wydaje się być całkiem na temat ;D

 

Reg – zazdroszczę. Twoje stoły muszą być naprawdę bardzo szczęśliwe <3

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Są, Primagenie. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Swoją drogą, gratuluję osiągnięcia tekstem takiego poziomu absurdu, że nawet offtop pod nim wydaje się być całkiem na temat ;D

Z utęsknieniem czekam na dzień, w którym beryl zaryzykuje próbę udowodnienia, że ten offtop to offtop, a nie nie-offtop! ;-D Dziękuję ;-)

 

Regulatorzy – dobrze mi życzysz, za co serdecznei dziękuję i w ramach wdzięczności chętnie obdaruję cię figlarnym stolikiem kawowym, gustownym, czarnym… ;-D Do pędzelkowania, a jakże!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przystroję go gustownym, koronkowym obrusikiem, własnoręcznie wyheklowanym z najcieńszego kordonka. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ech, włączyłabym się do dyskusji, ale zbyt kiepska ze mnie gospodyni…

Babska logika rządzi!

*oniemiały wizją koronkowego stolika… Niczym facet  damskiej bieliźnie, który wygląda… nieźle!*

 

EDIT: Finklo, zawsze możesz coś ten, no, potrzeć, tfu, przetrzeć!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Taaa, najpierw musiałabym sprzątnąć ze stołu, żeby pokazał się blat. Chyba żeby nóżkę potrzeć… ;-)

Babska logika rządzi!

Zrób to z wyczuciem i uczuciem, a stół sam się posprząta, ba, jeszcze się nakryje… ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nogami…? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Stoliczku, nakryj się!

 

 

Eeee, stoliczku, coś bym zjadła.

 

 

No! Do kogo ja mówię?!

Babska logika rządzi!

Jak nic, za mało uczucia… ;-D

 

Czym się stół pokryje, wolałbym nie spekulować… To w koncu Finkloland ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho, sugerujesz, że powinnam rzucić jakimś mięchem?

Babska logika rządzi!

Słyszałem, że miotanie krwawą karkówką na blat ożywia relacje :-)

 

Blackburnie, Finklo – dzięki  za nominacje! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No. Ja to na Bibliotekę kliknę, czasem nawet coś nominuję… A Ty?! <palec Finkli wystający z ekranu> Kiedy ostatnio czytałeś mój tekst nie będący drablem?

Babska logika rządzi!

Damski palec. Już  drugi pod tym tekstem. Co by powiedział Freud… :-D

 

 

Kisi się w kolejce, wybacz :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Damski fingerpoke of doom ;)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Zaczynam rozumieć dlaczego "dzieci i ryby głosu nie mają"… :-)

Work smart, not hard

To czego się odzywasz? ;-D

Albo milczymy solidarnie, albo nie, o! ;-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

(znaczące milczenie)

Work smart, not hard

(wkopał się, to i teraz przyszło  milczeć … wzdech)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

(milczy, zadowolony, że dokonał niemożliwego)(nie wzdycha)

Work smart, not hard

Panowie, ależ głośno milczycie! Aż się gwiazdy zapalają. ;-)

Babska logika rządzi!

Ha, nie milczy! :-) Dzięki, Finkla :-)

 

A obrazek – przedni. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hm, dla mnie chyba absurd nieco nazbyt soczysty – w każdym razie ten w stylu, nie w treści jako takiej. Ale ja już Twoje komentarze/gwiazdolot/itp. czasem odbieram jako przedobrzone i nadto zasłaniające sens, mam chyba niższą tolerancję niż Ty ;)

Przeczytałem raczej z przyjemnością, choć nie tarzałem się po podłodze (ani po stole) – mildly interested, że tak rzeknę. Mam wrażenie, że gdyby jeszcze trochę podłubać, to z tego dobrego pomysłu dało się wycisnąć więcej.

Ale ogólnie na plus.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

To nie jest tekst do tarzania – nie ten rodzaj skeczu :-) Dzięki za czas poświęcony na lekturę i komentarz!

Co twoje wrażenie mówi na temat dłubania – coś dokładniej w jakim obszarze? :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja to nie wiem, ale wrażenie twierdzi, że może gdyby było nieco mniej chaotycznie (a może dynamicznie? Że akcja zbyt pędzi? Nie dosłyszałem), nieco mniejszy stosunek gagów do fabuły właściwej…

A co do końcówki to zgadzam się z Rogerem (a nieczęsto mi się zdarza! ;) ) – przy morderczej, pirackiej transformacji z logicznego absurdu à la klasycy SF trochę przeskoczyłeś w mniej wymagający absurd hack n’ slash n’ adwenczer.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

I to mimo, że stół miał korsarska duszę, a w dodatku był zywodrzewny? Och, czyli zaciemniłem wymyk na niepoczytalność?

 

A mnie się wydawało, że  rozwlokłem zanadto :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho ty się wymądrzaj, robotę masz do zrobienia! :)

Work smart, not hard

Podoba mi się jak operujesz słowem. Nie wiem czy czytałeś takie opowiadanie Edgara Allana Poe "Berenice", jeśli nie to polecam. Tam też główny bohater jest owładnięty monomanią – przedziwną chorobą fiksującą jego uwagę na jednym przedmiocie, chociaż akurat nie chodzi tam o meble :) Podobały mi się też Twoje "astrofizyczne wstawki". Nie wiem czy wahałeś się, czy je tu umieścić, ale świetnie rozładowały moim zdaniem pewne napięcie, które zrodzilo sie u mnie, gdy czytałem ten tekst. Sam nie wiem skąd to napięcie. Może sprawił to nawał absurdu w dialogu i podświadome pytanie "dokąd mnie prowadzisz autorze"? Pozdrawiam :)

Psychofishu! Zdolne opko! A nadzwyczaj podobało mi się poniższy, filozoficzno-poetycki koncept:

“Właśnie w takich momentach, gdy milczenie nabiera niemal namacalnego ciężaru, pod wpływem jego grawitacji we Wszechświecie powstają niewidoczne bąble rozpaczy i bezsilności. Z czasem rosną, puchną i zajmują coraz więcej miejsca. To właśnie one są odpowiedzialne za ciemną energię, która odpycha od siebie jednostki, całe społeczności, nierzadko światy, a w efekcie nawet galaktyki.”

^ bardzo obrazowe, oryginalnie, satysfakcjonujące intelektualnie :) :)

Pozdrawiam i powodzenia w tym wspólnym konkursie – i dalej ;)

michal3 – przelew na wskazane konto na Kajmanach jeszcze nie dotarł… ;-D

 

Nimrod – dziekuję za wizytę, czas poświęcony na lekturę i komentarz.  Tak, czytałem Poego prawie wszystko, co wyszło po polsku – kilkanaście lat temu. ;-) Przy wstawkach jedyne wahanie dotyczyło limitu znaków, początkowa wersja bez nich wydawała się… niepełna. A chciałem mieć coś nie dialogowego jako drugi wątek, spleciony przy końcu, coś, co podkreśli o czym tak naprawdę ten absurdalny tekst miałby być.

Napięcie? Gdybyśmy zapytali profesora Sigmunda, na pewno zaprezentowałby ciekawą teorię na ten temat… ;-) 

 

EDIT:

Blue Ice – dziękuję ci serdecznie ;-) Stwierdziłem, że ta tajemnica Wszechświata – dlaczego Wszechświat, rozszerzając się, robi to coraz szybciej zamiast coraz wolniej – w końcu musi zostać rozwiązana publicznie, bo ilez ci astrofizycy będą sie męczyć… A ciężar znaczącej ciszy to bardzo dobre, niemalże idealne wyjaśnienie, w dodatku mam wrażenie, że przetrwałby test na mechanice kwantowej (bo obserwacja ustala czy cisza jest ciężka czy nie, a w związku z tym następują pewne dalsze konsekwencje trelemorele kukuryku!) ;-)

Bardzo lubię ten wtręt i o niego mi tak naprawdę chodziło w relacji między bohaterami, ciesze się, że komuś jeszcze przypadł do gustu.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie dotarł? A… już wiem dlaczego. Otóż – wyobraź sobie – tyle zer nie weszło w kratkę. Więc uznałem, że nie ma sensu przelewać, schowam w skrytce

 

Adres skrytki z pieniędzmi: ul. Jemeńska 1, Jemen.

Work smart, not hard

Wysyłam moich specjalistów! ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Miałem kupę zabawy przy tym tekście. Niby jest absurdalny, ale trzymasz ten absurd w ryzach, więc całość jest niesamowicie przejrzysta. Niby prosty pomysł na te meble, ale jednak genialny. Trochę mniej podobały mi się dygresje narratora. Ale całość i tak warta nominacji.

Dziękuję, Zygfrydzie – za wizytę, czas, pozytywny komentarzi nominację! I cieszę sie, że podobało ci się, że rozbawiło :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Weszłam w Twój profil, Sajko, żeby znaleźć ten tekst i złoto mnie oślepiło. ;) Nic dziwnego.

Ależ fajny ten tekst. Absurd absurdem, ale jego błyskotliwość powala. Składa się z drobiazgów, a każdy z tych drobiazgów coś znaczy i coś się za nim kryje. Bardzo mi się podobało. Czytałam cały czas głupawo uśmiechnięta.

Dziękuję, Ocho. Cieszę się, że moje krasomówcze zboczenie nie przesłoniło ci tego, co się kryje pod drobiazgami, drobiażdżkami, a także pod pointami miotanymi łopatą prosto w twarz – bo tego się bałem, że “przefajnię” tekst ;-)

Jak wygląda Ocha głupawo uśmiechnięta? Sa na to jakieś zdjęcia? ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ach, Fiszu, pożyłoby się w takim świecie stołów. Tekst mi bardzo się – i za koncept, i za smaczki, i za to, że po przeczytaniu zostaje się w takim nastroju pobłażliwie bezsensownym :)

Dziękuję, Loku. Chyba wraz z Ochą obie mialyscie ten piękny nastrój … Poblazliwie bezsensowny świetnie oddaje ducha, od ucha do ucha :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cóż mogę powiedzieć. Bardzo dobry tekst. Przeczytałam z przyjemnością. Wizja takich stołów, zaiste, ciekawa. Opowiadanie ma klimat i kto by pomyślał, że można z takiego tytułu, wycisnąć taki świetny tekst. Gratuluję.

Mam jednak jedno ale. Można było sobie jednak darować podtytuły. Dzięki temu zaoszczędziłbyś znaków i zmieścił się w limicie. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki, Morgiano:-) Obawiałem się, że bez dodatkowej informacji o upływie czasu tydzień nie będzie tygodniem :-) Zawsze to dylemat: mieścić się dokładnie w limicie czy postawić na kompletność? Decyzji nie żałuję i dzięki za pobłażliwość przy ocenie:-)

 

Ja się wychowałem na Toporze, Pythonach, autostopie i Świecie Dysku. Bardzo chciałem zaprowadzić czytelników w ten rejon charakterystycznego rozbawienia i – wnosząc po komentarzach – trochę się udało, co cieszy mnie niezmiernie.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Mnie się bardzo podobało. Ja po prostu lubię się czepiać. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

I bardzo dobrze! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Znakomite, zabawne dialogi, które po prostu same się czytają, pomysłowe dygresje o iście astronomicznej skali, przyjemna stylizacja i całość po prostu zapadająca w pamięć. Dzięki za dobrą zabawę przy czytaniu!

Bardzo mi miło, cd4093, że udało mi się rozbawić. Powiadają, że to niełatwa sztuka, więc  tym bardziej cieszę się z twojego komentarza:-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

W niezwykłej sprawie państwa H. zasłużył się komisarz Rechtsmanna

Tam miało być Rechtsmanna czy Rechtsmann? Zaraz po tym wkradła się niepotrzebna spacja.

 

Bardzo fajny klimat i umiejętne rozegranie freudowskiego leitmotivu. Dziękuję losowi (i Ikei), że nogi mojego stołu są kwadratowe i z tej racji choć odrobinę mniej kojarzą się z tenisem.

Przez tekst przebrnąłem lekko i uśmiechnąłem się nie raz nad poczuciem humoru autora, uznanie wzbudził również sam warsztat literacki, kluczowy dla zbudowania ww. klimatu.

Jako największą wadę wskazałbym brak konkretnej puenty, tzw. “pierdolnięcia” lub elektrowstrząsu. W ujęciu ogólnym, tekst oceniam wysoko!

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję, Nevazie, za twój czas i komentarz. Literówkę w nazwisku poprawiłem, bo już po konkursie ;-)

 

O to to, o ten uśmiech chodzi, niekoniecznie o rechot grzmotliwy, śmiech wniebogłośny, ale o ten stan rozbawionego Nevaza! ;-) 

 

A pierdolnięcie? Ano rozmyślałem nad pierdolnięciem, ale wtedy tekst zrobiłby się dużo dłuższy. A taki długi skeczyk mógłby męczyć. Więc zostało łagodnie i lekko szturchająco w kierunku odbiorcy ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Takie sobie licealne opowiadanko, napisane na kolanie:-)

Nawet na dwóch! :-) Mogłabyś rozwinąć myśl licealnosci?

Dzięki za twój czas :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przy becie marudziłam, że takie stężenie dialogów wolę w formie audio, ale choć nadal chętnie posłuchałabym jakiejś ciekawej interpretacji “Ostatniego dnia…”, to okazuje się, że tekst niespodziewanie mocno zapadł w pamięć. Bo i pomysł z żywodrzewem fajny, i warsztat zacny, i klimat nostalgronkowo smakujący Pythonami. A żelazny splot absurdu i logiki do dziś robi wrażenie.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Też pamiętam, jakbym czytał to wczoraj. Świetny tekst, a komedia… chyba najlepsza, z jaką obcowałem!

 

A Ty, Fun, zamiast po drabble Psycho’a sięgać, przeczytałbyś magiczne 100 słów tego tekstu – i spróbował na tym poprzestać! ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Tak się składa, że przeczytałem trochę słów i udało mi się poprzestać, choć tekst wciąż w kolejce pozostaje. Może nie byłem wtedy w odpowiednim stanie umysłu ;D

 

A co do drabbli, to odgrzebałem te wyróżnione w konkursach i zamierzam je sobie powoli czytać, co by się bliżej zapoznać z tą formą. 

 

PsychoFishu, wybacz offtop. Ale jeszcze tu wrócę z bardziej konstruktywnymi uwagami!

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

To widzę, żeś człek nieugięty, o niezłomnej woli!

Ja po tym szalonym stole już musiałem wiedzieć, co dalej ;)

 

A Psycho się nie pogniewa… Jakby co postrasz patelnią z rozgrzanym olejem, tudzież innym, podłączonym do prądu, prodiżem ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

JA wam dam, kurfanna, na rybę prodiż wyjmnać? Bogi was opuściły? Szlaeju-ście się objedli?!

Na rybę – tylko głęboki olej i frytasy!

 

@Alex – dzięki za wizytę ;-)  Pytony bardzo tak, bardzo bardzo i możesz oficjalnie pierdzieć ogólnie  w moim kierunku, a i tak będę zachwycony ;-)

 

@CountPrimagen – dziękuję za dobre słowo i cieszę się niezmiernie, że w pamięci zostało.

 

@funthesystem – polecam stan niepoważności ogólnej, pomaga strawić ;-D Idę zerknąć szybko, coś ty mi pod drabble’ami ponawywijał… ;-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cholera, ale to fajne :D

Teraz to ty mi, kolego, zaimponowałeś.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Impon! heart

 

@kam – polecam wszystkie nagrodzone i wyróżnione prace w tym konkursie (lista wątków otagowanych : https://www.fantastyka.pl/opowiadania/konkursy/116). Wiem, że do części już zaglądałaś, dawaj do reszty :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Idealnie dziwne. Odlot, słusznie polecałeś przeczytanie. :)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki ogromne, Verus. Przeczytaj pozostałe z konkursu ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Krótko, bo krucho z czasem.

Świetne. Lekkie, z bardzo umiejętnym panowaniem nad absurdem. Nazwałbym to nawet absurdem ujarzmionym, bo zarządzasz tu nim z niebywałą swobodą i precyzją. Wizja z jednej strony mocno absurdalna, z drugiej w tym absurdzie nieprzesadzona, bo i czytelnik nawet na moment się w nim nie gubi.

Był to jeden z pierwszych tekstów jaki tu czytałem, jeszcze przed zarejestrowaniem. Teraz wracam, bo i warto.

Wizyta w ramach akcji: “Stare, ale jare – stwórz własny zbiór opowiadań sympatycznych”.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dziękuję CM-ie. Zgaduję, że zaglądanie było “pokafkowe”. Bardzo mi miło, że mimo wieku, opowiadanie znajdzie swoje miejsce na półce służącej uśmiechowi ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zabawne . Wyjątkowo zajrzałem do komentarzy i też uśmiechnęły.

Cieszę się, że mogę bawić niezmiennie od lat. Bardzo lubię ten tekst ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka