- Opowiadanie: ssj333 - PZUS i Ryba

PZUS i Ryba

Krótkie opowiadanie w wymyślonym przeze mnie uniwersum.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

PZUS i Ryba

Dzień pierwszy – Nice Job

– Masz iść do pracy – wrzasnął ojciec. – Jesteś cholernym obibokiem.

– Dobra, jak tylko coś znajdę, wyniosę się z domu i nie będę ci więcej przeszkadzał – odparł Robert.

– Miałeś okazję i to niejedną. Jutro zapierdalasz przy łopacie u wujka Romana.

– Oszalałeś! Chcesz mnie oddać w nieobliczane ręce wujka Romana? Nie będę u niego pracował. Gościu zatrzymał się w epoce kamienia łupanego. Zamiast kupić mecha, sam robi przy łopacie i jeszcze zmusza do tego pracowników! Podobno nie trzeba harować jak za czasów feudalnych, ale nie w naszej rodzinie!

Robert skończył dwa kierunki studiów geologicznych i nie krył rozczarowania. Świat się zmienił przez skurwysynów, którzy nadal wyzyskują ludzi, choć przemysł jest w pełni zrobotyzowany.

Minął rok. Robert pracował u wujka. Zarabiał kiepsko, ale udawało mu się odłożył połowę wypłaty na państwowym koncie emerytalnym. Wiedział, że będzie mógł wykorzystać te pieniądze w każdej chwili, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Rok po rozpoczęciu pracy, planetarny zakład ubezpieczeń społecznych zabrał wszystkie oszczędności pracowników kolonii New Eden na swoje konto. Robert dostał list, w którym poinformowano go, że środki zgromadzone na jego koncie wcale nie przepadają. Zostały po prostu zajęte przez PZUS i będą odpowiednio oprocentowane. Urzędasy to cwaniaki. Wypłacą marną emeryturę po osiągnięciu przez petenta wieku emerytalnego.

Początkowo Roberto sądził, że ten list jest jakimś żartem, ale gdy usłyszał o tym w Iron Radio, nie wytrzymał. Zdenerwowany dosłownie spierdolił z pracy zostawiając aktywnego budwlanego mecha, którego akurat obsługiwał i poszedł prosto do PZUS.

– Wypierdalaj głupia kurwo – powiedział Rob do kobiety stojącej przed okienkiem obsługi PZUS. Nie protestowała, kobieta ustąpiła, widząc mężczyznę z łomem w kolejce do okienka. Nawet ochroniarz nie podszedł do Roba, tylko stał i gapił się przez okno, udając, że nie widzi całej sytArchiwumuacji. 

– Proszę się uspokoić – zaproponował dron sprzedający ubezpieczenia społeczne. Drony nie czują strachu nawet przed łomem. Wiedzą, że stalowy pancerz to twardy orzech do zgryzienia.

– Powiedz mi cholerna konserwo, czy stosowanie maszyn ułatwia ludziom życie i pracę?

– Zgadza się, maszyny, drony, mechy, bioroidy podnoszą znacznie wydajność ludzkiej pracy. Proszę się uspokoić, czy mogę zaproponować leki? – odparł dron.

– Skoro wydajność rośnie, to czas pracy oraz wiek emerytalny należy skracać, czy nie mam racji? – Rob podniósł łom wyżej. 

– Może jednak pigułki na uspokojenie? – zaproponował dron.

– Odpowiedz na pytanie blaszaku! – zagroził Rob. 

– Zgadza się, wiek emerytalny powinien być skracany. – Dron odsunął się od pancernej szyby. Jego czujniki wykryły,  że Rob da radę spuścić mu łomot dzięki drzwiom na zapleczu. Wystarczyło je kopnąć, by wypadły z futryn.  

– Więc to sam zainteresowany wiedząc ile uzbierał, powinien móc decydować o zakończeniu swojej "kariery" zawodowej.

– Zgadza się, tak powinno być. – Dron nie mógł skłamać. Zaprogramowano je tak, by mówiły zawsze prawdę. 

– Więc oddajcie mi moje pieniądze! – zagroził Rob. 

– Brak zgody. Wymagana autoryzacja LEVEL4.

Tak brzmiały ostatnie słowa drona obbsługi PZUS. Cały budynek wyleciał w powietrze. Robot PZUS ze strachu miał awarię reaktora atomowego. Szkoda tylko, że w efekcie tego wybuchu, Rob został dopisany na pierwszą stronę listy najbardziej poszukiwanych terrorystów Trzynastu Kolonii. Zanim dron uległ autodestrukcji, włączył się alarm, dzięki czemu wszyscy ludzie zdążyli się ewakuować. Zginęła tylko siedemdziesięcioletnia papuga dyrektora PZUS. 

 

Dzień drugi – Wykałaczka w stogu oczu.

 

– Wykałaczka, mylisz się. Myślę, że ludzie powinni pracować do dziewięćdziesiątego roku życia. Później mogą robić to co chcą – powiedział Ed Boobs, policjant z federalnego biura antyterrorystycznego.

– Rekiny kapitalizmu, Ed. Nie ma znaczenia, ile pracujesz.

– Pieniądze na emerytury będą. Wystarczy bogatym pedałom "przykręcić śrubę". Powinno się wprowadzić wyższe płace minimalne oraz wyższe podatki od dochodów konsumpcyjnych dla bogaczy. Johny, przecież ich majątki pochodzą z naszej ciężkiej pracy – powiedział Ed.

Johny Wykałaczka miał dziś niesamowity nastrój na rozmowy o polityce. Odkąd wprowadzono demokrację bezpośrednią, wszelkie problemy społeczne, i ekonomiczne rozwiązywało głosowanie. Każdy wiedział, że grupa ludzi decyduje lepiej od pojedynczej osoby, jednak z w rzeczywistości bywało różnie.

– Ed… – Johny popatrzył bezmyślnie w sufit, po czym  utkwił wzrok w paczce fajek marki Camel. Leżały w pojemniku na długopisy.

– Widzisz tę paczkę Cameli? Wszystko, co musisz wiedzieć o tym pieprzonym życiu, jest zawarte w tych czterech ściankach.

– Jesteś szurnięty Wykałaczka. Przecież wiesz, że nie palę – odparł Ed.

– Nie psuj mi nastroju na moralizowanie. Mam wene. Kontynuujmy: Więc powinieneś zauważyć, że jedna z twoich osobowości jest kuszona przez złudzenie wspaniałości. Przepiękny, złoty wielbłąd, pociągająca implikacja w stronę splendoru i dobrobytu.

– Johny, chyba zapalę, jak tak mówisz. Ed sięgnął po papierosa, ale Wykałaczka gestem ręki mu przeszkodził.

– Opakowanie ze złotym wielbłądem próbuje ci powiedzieć, że papierosy są twoimi najlepszymi, przyjaciółmi. Szkoda tylko, że to jest kłamstwo. Później patrzysz na czarny, bezmyślny napis. Zaczynasz się bać, bo ktoś zwraca uwagę, że te małe zawiniątka próbują cię zabić za każdym razem, jak tylko po nie sięgasz. Właśnie to jest prawda Edwardzie, okrutna prawda. Piękno jest swoistym sygnałem dla kosiarza, wysłannika śmierci. Szkoda tylko, że jestem uzależniony od tego słodkiego głosu pokusy.

Wykałaczka wpatrywał się w paczkę Cameli dosłownie jak w Boga. W radiu leciał stary kawałek. Ed słuchał niedowierzając, że Pieśń Skazańca leci akurat, gdy rozmawiają o śmierci.

"Już widzę ją, blada jak szron, my lady deatch…"

Drzwi się otworzyły. Biuro odwiedził łachmaniarz z rybą zawiniętą w gazety, którą położył na biurku Johnego. Wykałaczka z gestem obrzydzenia odsunął się od biurka. Stracił ochotę na papierosy. Ed zrobił dokładnie to samo. 

– Przed wejściem się puka - powiedział Johny. Ci Zeloci nie mają za grosz szacunku do władzy.

– Masz pecha Wykałaczka. Ed się skrzywił na widok ryby zawiniętej w gazety. Śmierdziała. Zresztą ryby na tej koloni nie był smaczne. Przywiezione z Ziemii, bardzo szybko mutowały. Dedal miał inny skład mikrobioogiczny.

– Co masz na myśli Ed…?

Zelota stał nad biurkiem. Czekał na coś.

– Wydaje mi się, że Zelota chce zjeść z tobą truchło tego morskiego stworzenia na znak zawarcia jakiegoś interesu.

– Sam to zjedz Ed! W końcu to twoje biurko. 

– Ale twój gabinet – powiedział zadowolony z siebie Ed. Zresztą jestem bioroidem i nie muszę jeść ważego żarcia. 

– Więc zjedzenie zwłok tego morskiego stworzenia przybliży mnie do interesu życia z tym popieprzonym obdartusem. Cholerni potomkowie pierwszych kolonistów całkiem ześwirowali – Johny sięgnął jednak po papierosa. Miał ostatniego, więc nikogo nie częstował. 

Nagle do biura Wykałaczkii weszła Jully, sekretarka, która przyjechałą z PZUS.

– Ach tutaj jesteś Samir, wszędzie Cię szukałam – powiedziała młoda  dziewczyna. Oczy wszystkich podziwiały zgrabną talię i jędrne piersi młodziutkiej wysłanniczki PZUS.

– Przepraszam Panów, mam nadzieję, że mój świadek nie przeszkodził w pracy. Jully wyjęła zza pazuchy foliowy worek. Zapakowała rybę zeloty, po czym wzięła zelotę za rękę i chciała już wyjść, gdy przeszkodził jej Ed.

– Jesteś tą kobietą z PZUS? – spytał Ed – Nie wychodź, możemy cię teraz przesłuchać.

Dziewczyna zawahała się, po czym poprawiła zalotnie włosy. Próbowała ukryć swoje intencje, ale Johny zauważył, że podobał jej się bioroid. Młody, bez zarostu i muskularny, człowiek z próbówki. Seria E, model wojskowy. 

– W zasadzie nie wiem nic o zamachu. Nie brałam w tym udział, a jedynym świadkiem jest ten Zelota, i chyba za dużo wam nie powie.

 

– Główna siedziba PZUS leży w gruzach, zniszczono komputerykwantowe za trzydzieści miliardów dolarów a jedynym świadkiem jest fanatyk religijny, w dodatku chory psychicznie. Wykałaczka sięgnął po kolejnego papierosa. Niestety zawartość opakowania go rozczarowałą. Poczuł przypływ irytacji. 

– Zapali Pani? – Spytał Johny. Kobieta odmówiła, choć i tak by nie zapaliłą. Pudełko było już dawno puste. 

Zalota energicznie złapał pudełko, po czym je zjadł. Nikogo to nie dziwiło. Zeloci są pierwszymi kolonistami. Prowadzono na nich tajne badania nad uzyskaniem efektu zaniedbywanego starzenia. Oczywiście eksperyment zakończył się sukcesem dla wszystkich oprócz Zelotów. Wszyscy z pierwszej kolonizacji zachorowali i nikt nie potrafi ich wyleczyć.

– I co my niby mamy zrobić z tym popaprańcem. Przecież nawet najpotężniejszy komputer imperium nie potrafi odczytać ich myśli, wspomnień i czegokolwiek trzeba. Jedyna szansa to porozumieć się z nim, a to wymaga czasu, cierpliwości i farta – oznajmił Ed. Dziewczyna usłyszawszy jego głos zarumieniła się i opuściła wzrok. 

Samir poprosił gestem ręki o rybę. Jully nie odmówiła i sama położyła pakunek na biurku.

– Ma Pan szczęście poruczniku. Samir chyba pana lubi.

– Niby co mam zrobić z tą śmierdzącą rybą – spytał Johny Wykałaczka, porucznik Federalnego Biura Antyterrorystycznego.

– Johny Hohny, nie chcę Cię smucić ale musisz to zjeść. Naprawdę sądziłeś, że przedtem żartowałem? – spytał Ed.

Ryba noszona przez Samira była martwa przez co najmniej dwa tygodnie. Jej zapach nie kojarzył się z niczym miłym, jednak najgorsze miało dopiero nastąpić. Prawdziwy zapach ryba skrywa w swym wnętrzu.

– Proszę zjeść – zaproponowała Jully. Ryba wygląda lepiej niż pachnie.

Johny ugryzł kawałek miękkiego, zielonkowatego podbrzusza. Chciał zaryzykować, bo wiedział, że rozwiązanie sprawy wysadzenia placówki PZUS oznacza awans i możliwość ubiegania się o wizytację u samej rodziny Bogów, legendarnych Rothschildów, którzy rządzą wszystkimi koloniami.

Ryby przywiezione z Ziemii dobrze zaaklimatyzowały się do ciepłego klimatu Dedala. Wprawdzie trochę się zmieniły ich rozmiary (Z uwagi na ciepły klimat, wysoką zawartość tlenu w atmosferze, okoń ważył nawet tonę), to jednak smakowały prawie tak samo, o ile ktoś ich nie nosił za pazuchą przez pół roku. 

Sardynka, czy raczej dwu kilogramowy sardyn spowodował, że Wykałaczka prawie zwymiotował swój żołądek. W środku ryba posiadała zielone, zgniłe, czy raczej ukiszone mięso wraz z podrobami. Ludzie pokroju Samira nigdy nie usuwali wnętrzności zwierząt, którymi się żywili. Zeloci uważali to za sprzeciwianie się stwórcy.

Nagle do smrodu ryby dołączył krzyk jakiegoś mężczyzny. 

– Co tu się kurwa wyprawia! – Do biura Johnego wparował komendant – Wy idioci. Kto wpuścił tego brudasa ze śmierdzącą rybą. Wpierdalać z komisariatu, a ubrania spalić.

Zeloci mieli w zwyczaju produkować najwspanialsze piwo na Dedalu, najlepsze miody i nalewki. Zarabiali na tym krocie. Produkowali też żywność, jednak to co sami jadali ciężko nazwać czymś do jedzenia. Padłe ryby wyrzucone na brzeg jeziora zbierano i zakopywano w szczelnie zamkniętych beczkach. Kiszenie trwało około roku i ryba w sumie mocno nie śmierdziała, dopóki się jej nie pokroiło. Wtedy sam zapach wywoływał wymioty nawet u największych twardzieli.

Tego dnia spalono ubrania Johnego, łachmany Samira. W zasadzie spalono wszystko w biurze Wykałaczki, oprócz samego Samira, ale dużo to nie pomogło. Nadal wszędzie unosił się odór sfermentowanej, czy jak kto woli, kiszonej ryby.

– A jednak ten dzień ma jakiś miły aspekt – oznajmiła Jully.

– Jaki? Bo jak na razie wali niemołosiernie – powiedział Wykałaczka.

- Samir naprawdę Pana polubił. July wskazała na biurko. Jedna z jego nóg miała wydrapany napis "Robert Meren"

Koniec

Komentarze

Przyznaję, że przeczytałam tylko Dzień pierwszy, na drugi nie mam ochoty. 

Mam wrażenie, że nie przeczytałaś tekstu przed publikacją. Jest w nim sporo literówek, znaki typu pytajnik czy wykrzyknik są w miejscach, w których znaleźć się nie powinny i brak ich tam, gdzie by się przydały. Mieszasz czas narracji – raz teraźniejszy, raz przeszły (choćby tu: Świat się zmienił przez skurwysynów, którzy nadal wyzyskują ludzi, choć przemysł jest w pełni zrobotyzowany). Na różne sposoby piszesz imię bohatera – Robert, Roberto, Rob – te formy pochodzą z różnych języków – zdecyduj się na jeden. Kuleje interpunkcja. 

Większość z tego można wychwycić i poprawić samodzielnie. 

Do tego, skoro w narracji używasz wulgaryzmów, to wypadałoby przestrzec czytelnika i oznaczyć tekst odpowiednim tagiem. 

Do treści się nie odnoszę, bo nie dotrwałam do końca, nie mój poziom absurdu. A propos absurdu – taki tag też by się przydał. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Niec Joob czy Job?

 

Podtytuły, podobnie jak tytuły, nie powinny kończyć się kropkami.

 

“– Masz iść do pracy – wrzasnął ojciec – jesteś cholernym obibokiem.“

“– Masz iść do pracy! – wrzasnął ojciec.Jesteś cholernym obibokiem.“

 

“– Miałeś okazję i to nie jedną.“ → niejedną

 

“pracowników koloni“ → kolonii

 

“będą odpowiednio oprocentowane, by móc je wypłacić po uzyskaniu wieku emerytalnego.“ – to nie jest do końca gramatyczne. Raczej: by można je było wypłacić. I nie po uzyskaniu, bo wieku się nie zyskuje, tylko po osiągnięciu.

 

“zaproponował Dron sprzedający ubezpieczenia“ – czemu dron wielką literą?

 

“– Skoro wydajność rośnie, to czas pracy, oraz wiek emerytalny należy skracać, czy nie mam racji – Rob podniósł łom wyżej.” → bez przecinka przed “oraz”, a po “racji” konieczny jest znak interpunkcyjny (konkretnie znak zapytania).

 

“– Może jednak pigułki na uspokojenie? – zaproponował dron?“ – niewłaściwy znak.

 

“– Odpowiedz na pytanie blaszaku! – Zagrosił Rob.” – zagrosił? Literówka. Poza tym to słowo winno być napisane małą literą.

 

“– Zgadza sie, wiek emerytalny powinien być skracany. – Dron odsunął się od pancernej szyby. Jego czujniki wykryły,  że Rob da radę zbić szybę i może spuścić mu łomot.” – literówka (się). Powtórzenie szyby-szybę. Poza tym słaba ta pancerność, skoro da się zbić szybę ręcznie…

 

“– Zgadza się, tak powinno być. Dron nie mógł skłamać. Zaprogramowano je tak, by mówiły zawsze prawdę. “ – brak półpauzy sygnalizującej zakończenie kwestii dialogowej.

 

“– Więc oddajcie mi moje pieniądze! – Zagroził Rob.“ – zagroził małą literą

 

“Rob był na pierszej stronie najbardziej poszukiwanych terrorystów Trzynastu Koloni.“ – przede wszystkim pierwszej, a nie pierwszej. Po drugie Kolonii, a nie Koloni. Po trzecie – co to jest pierwsza strona terrorystów? Po czwarte – w jaki sposób wysadził łomem budynek?

 

“– Rekiny kapitalizmu, co Ed.“ – brak przecinka przed wołaczem

 

“wszelkie problemy społeczne, ekonomiczne rozwiązywało głosowanie.“ – społeczne i ekonomiczne

 

“Johny popatrzył bezmyślnie w sufit, po czym jego wzrok utkwił na paczce fajek marki Camel.“ – jego wzrok utkwił? Wzrok sam z siebie nie może utkwić. To Johny utkwił wzrok. Poza tym utkwić można w czymś, a nie na czymś.

 

“– Jesteś szurnięty Wykałaczka.“ – brak przecinka przed wołaczem

 

“Mam wene.“ – wenę

 

pociągająca implikacja w stronę splendoru i dobrobytu.“ – w jakim znaczeniu zostało tu użyte słowo implikacja?

 

“– Johny, chyba zapalę, jak tak mówisz. Ed sięgnął po papierosa” – brak półpauzy sygnalizującej zakończenie kwestii dialogowej.

 

“próbuje ci powiedzieć, że papierosy są twoimi najlepszymi, przyjaciółmi. Szkoda tylko, że to jest kłamstwo. Później patrzysz na czarny, bezmyślny napis. Zaczynasz się bać, bo ktoś zwraca uwagę, że te małe zawiniątka“ – poza tym zbędny przecinek przed “przyjaciółmi”

 

“Właśnie to jest prawda Edwardzie“ – brak przecinka przed wołaczem

 

“my lady deatch…“ – death przez samo h

 

“którą położył na biurku Johnego.“ – Johny → Johny’ego.

 

“– Masz pecha Wykałaczka. Ed się skrzywił na widok ryby zawiniętej w gazety.“ – kombo: brak przecinka przed wołaczem oraz brak półpauzy sygnalizującej zakończenie kwestii dialogowej.

 

A w kolejnym zdaniu znowu “koloni” zamiast “kolonii”. Ale za to w jeszcze następnym zdaniu jest Ziemii zamiast Ziemi…

 

“– Co masz na myśli Ed…?“ – brak przecinka przed wołaczem.

 

Jak widzę dalej, brakuje ich jeszcze co najmniej kilku. Podobnie jak półpauz w dialogach. Nie będę ich wszystkich wymieniać.

 

“nie muszę jeść ważego żarcia.” – przepraszam, SSJ333, ale czy Twój edytor tekstu naprawdę nie podkreśla błędów? Nie masz modułu sprawdzania pisowni? Bo to kolejny przypadek, w którym w tekście pojawia się błąd, który każdy edytor sam by wyłapał. Nie chciało Ci się poprawiać tego, co napisałaś? Wrzuciłaś to tu na portal zaraz po napisaniu, bez żadnej korekty? Bo, niestety, wszystko właśnie na to wskazuje. A jeśli tak, to przykro, że nie szanujesz czytelników. Ponieważ jeśli Ty nie będziesz szanowała ich, oni nie będą szanować Ciebie.

 

“– Więc zjedzenie zwłok tego morskiego stworzenia przybliży mnie do interesu życia z tym popieprzonym obdartusem. Cholerni potomkowie pierwszych kolonistów całkiem ześwirowali[+.] – Johny sięgnął jednak po papierosa.“

 

“która przyjechałą z PZUS.“ – literówka

 

“wszędzie Cię szukałam“ – zbędna wielka litera

 

“– Przepraszam Panów“ – j.w.

 

“– Jesteś tą kobietą z PZUS? – spytał Ed[+.] – Nie wychodź“

 

“– W zasadzie nie wiem nic o zamachu. Nie brałam w tym udział, a jedynym świadkiem jest ten Zelota“ – zbędna wielka litera

 

Skoro sekretarka Jully sama jest świadkiem, to jakim cudem zelota jest świadkiem dla niej? Mają równorzędny status, a ona sama zachowuje się jak z policji w stosunku do niego. “Jej świadek”…

 

“– Główna siedziba PZUS leży w gruzach, zniszczono komputerykwantowe za trzydzieści miliardów dolarów a jedynym świadkiem jest fanatyk religijny, w dodatku chory psychicznie. Wykałaczka sięgnął po kolejnego papierosa. Niestety zawartość opakowania go rozczarowałą. Poczuł przypływ irytacji. “ – Tylko w tym akapicie są trzy błędy. W tym dwa podkreślane przez edytor.

 

“– Zapali Pani? – Spytał Johny. Kobieta odmówiła, choć i tak by nie zapaliłą.“ – kolejne trzy błędy, jeden podkreślany.

 

Dalej niczego już nie poprawiam.

 

Doczytałam do końca, ale o ile Dzień Pierwszy jakiś sens miał, to w drugim nie widzę go ani krztyny. Tekst jest bardzo niedopracowany technicznie, przez co czytanie go jest utrudnione i wręcz zniechęcające. Gdyby był dłuższy, odpadłabym już dużo wcześniej, tak jak Śniąca. Nie podoba mi się.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Cześć.

Wybacz pauzę, liczyłem linijki, które przeczytałem.

Dziewięć.

Więc dlaczego piszę opinię?

Ano dlatego, że jeżeli ktokolwiek, również obibok z dwoma fakultetami (w przyszłości czekają nas zmiany: obiboki będą mieć ukończone dwa kierunki studiów) mówi tak, jak on w pierwszej swojej kwestii, to zaraz przychodzi mi do głowy byle jaka kwestia z takich programów dziecięcych typu Elmo, gdzie dzieciaczki w polskiej wersji wysławiają się nie gorzej niż Pan Stanisław Lem.

Nie rób tego za często, a najlepiej nie rób tego nigdy więcej, a dasz innym szansę na przeczytanie.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

To Twój kolejny tekst, tradycyjnie napisany tak źle, że czytać się odechciewa. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst napisany niestarannie, nadal jest w nim sporo literówek. Nie zachęcasz w ten sposób do czytania. Drugi dzień mocno chaotyczny. Na przykład nie wiem, skąd pomysł, że rybę należy zjeść. Dostawca nic takiego nie sygnalizuje. A na końcu czytelnik dowiaduje się tego, co już opisałaś w pierwszej części.

wyższe podatki od dochodów konsumpcyjnych

A czym są dochody konsumpcyjne? Ludziom płaci się za konsumpcję?

"Już widzę ją, blada jak szron, my lady deatch…”

To nie miała być death?

Babska logika rządzi!

Pomijając wszystko, co wypisano powyżyj, od armagedonu błędów po Mekkę nielogiki, muszę jednak przyznać, że czytałem zarówno z zainteresowaniem jak i przyjemnością niejaką. Jest w tym pewna błyskotliwość i dowcip.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka