- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Zegarek

Zegarek

Opowiadanie o zegarku z kosmosu. Proszę o komentarze. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zegarek

Zegarek

Spadło z gwiazd. Sądziłem, że to meteoryt, więc czując zapach szmalu, wsiadłem w swojego Jeepa i pojechałem na miejsce katastrofy. Wśród zgliszczy znalazłem rdzeń, prawdziwy meteoryt, a tak naprawdę, byłem pijany i kraterze znalazłem się przez przypadek. Spierdoliłem się ze skarby a łopata uderzyła mnie w łeb.

 

Nie czekałem na przyjazd federalnych. Zabrałem meteoryt i dałem dyla przez pole należące do najbogatszego rolnika w okolicy. Miałem szczęście. Nikt mnie nie gonił. Kukurydza była naprawdę smaczna. Szkoda tylko, że moje znalezisko tyle ważyło. Wprawdzie wielkość kubka od kawy to nie wyzwanie, ale pod warunkiem, że nie waży trzydzieści parę kilogramów. Ledwo dotaszczyłem skarb. Położyłem go na stole w pokoju i spokojnie udałem się do lodówki po browar. Wyjąłem aż pięć…

Dopiero po powrocie spostrzegłem piktogramy na ścianach. Docierały przez małe szpary w moim znalezisku, co oznaczało, że w środku pewnie jest coś zajebistego. Pożyczyłem od brata nożyk i nim dotknąłem ostrzem ściany meteorytu, ten się rozpęknął. Moim oczom ukazał się złoty zegarek, dość brzydki, wielki i tandetny. Nosząc go, ktoś postronny mógłby uznać, że jestem alfonsem. Dopiero po chwili zajarzyłem, że być może cały jest ze złota. Przymierzyłem. Pasował idealnie, jednak godzina była źle ustawiona. Pokręciłem wskazówką do tyłu. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak dostawałem zegarek, musiałem sprawdzić, czy można kręcić wskazówkami do tyłu. Nie zawsze się dało i każdy z moich zegarków (Łącznie z Seiko, który dostałem od szurniętej ciotki na komunię) lądował w śmietniku. Dlaczego producenci zegarków nie robią takich z kręceniem wstecz? Pewnie uznali, że to uzależnia. 

Zegarek z kosmosu miał taką opcję. Wskazówki ładnie się cofały. Ba, nawet dato mierz się cofał. To było wprost cudowne, tylko po co mi zegarek? Otworzyłem browca, łyknąłem i pokręciłem wskazówkami ciut szybciej. Nagle coś błysnęło mi przed oczami. Uznałem, że to coś za oknem. Wyjrzałem, ale nic dziwnego nie zauważyłem. Włączyłem telewizor. Gadali o rozwalonym samolocie w Smoleńsku. Dziwne, bo relacja była niby na żywo, a przysiągłbym, że wczoraj rano doszło do katastrofy. Może transmitowali powtórkę i nie usunęli logo „na żywo” – pomyślałem.

Zdjąłem zegarek i znowu coś błysnęło mi przed oczami. Tym razem byłem pewien, że to coś za oknem. Sprawdziłem. Dzień jak co dzień, ale zaraz, teraz jest noc!

Właśnie, czemu wcześniej tego nie zauważyłem, przecież mamy noc. Przysięgam, że kilka minut temu za oknem był rześki ranek! Może zatrułem się jakimiś oparami, jak byłem szukać meteorytu? Położyłem się, musiałem odsapnąć, bo czułem się okropnie zmęczony. Łażenie po pijaku o czwartej w nocy z łopatą po lesie raczej nie jest zbyt mądrym sposobem na życie. O dziesiątej rano zadzwoniła do mnie dziewczyna. Oświadczyła, że ze mną zrywa, bo ma dość takiego chama i pijaka. Odparłem jej, że nie jestem chamem, lecz zwykłym pijakiem. Rozłączyła się i miałem spokój, przynajmniej na razie. 

 

Napierdalały mnie wszystkie mięśnie. Czułem się jak koń po westernie. Umyłem zębiska, wyobraziłem sobie, że żrę siano, ubrałem się i szykowałem swoje zwłoki do pracy na trzynastą. Gdy miałem już wyjść z domu, przypomniałem sobie o zegarku. Ubrałem błyskotkę i otworzyłem drzwi wyjściowe, i jedyne co ujrzałem, to ciemność. Świerszcze grały melodyjnie, a z pobliskiego bajora kumkały żaby. Stałem jak wryty, patrząc w pustkę i gwiazdy na niebie, i przejeżdzające z rzadka samochody.

– Czyżby mi się coś popierdoliło? – powiedziałem do Siebie.

– A ty znowu wychodzisz? – spytał Tomek, mój młodszy braciszek idący właśnie do łazienki. – Przecież dopiero wróciłeś-dodał.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Wróciłem do pokoju, zdjąłem ubranie i usiadłem.

– Czyżbym zaczynał tracić zmysły-spytałem siebie samego.

Zdjąłem zegarek i wtedy coś błysnęło. Za oknem pojawił się dzień. Siedziałem na krześle. Wyglądałem, jakbym nagle dostał alzheimera. Nagle do mojego pokoju wpada matka.

– Stefan, a ty nie idziesz do pracy? – spytała.

 

Spojrzałem na nią. Mój umysł wypełniała pustka.

 

– Zresztą jak chcesz. Twoja sprawa, idę do pracy-oznajmiła.

Za oknem był ranek, a przed chwilą środek nocy. Dziwne. Założyłem zegarek i znów stała się noc. Dopiero teraz wszystko zrozumiałem. Zegarek steruje porą dnia! Cofnąłem wskazówki trzy godziny do tyłu. Patrzyłem za okno. Wszystko na zewnątrz przyspieszało, jakbym włączył przewijanie wstecz. Nawet słońce słuchało się mojego zegarka!

– Eureka! – krzyknąłem z całych sił. Ten zegarek jest zajebisty!

Cofałem wskazówkami, dopóki do mojego pokoju nie wtoczył się jakiś żul. To był mój odpowiednik z przeszłości, zrobił groźną minę i wyszedł. Cofnąłem się jeszcze bardziej do tyłu. W zasadzie kręciłem wskazówkami z dobrą godzinę i wylądowałem w epoce, gdy miałem trzy latka. Mój pokój był cały różowy, bo matka chciała mieć dziewczynkę. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy z ojcem, a przynajmniej dopóki nie zaczął chlać. Teraz zrozumiałem swoje dziedzictwo. Pewną cechę mam po starym. Stałem nad łóżeczkiem z samym sobą. Mój odpowiednik spał, a ja się na niego gapiłem, jakbym pierwszy raz widział dziecko. Nie usłyszałem, że tuż za moimi plecami pojawił się ojciec. Oberwałem kijem golfowym prosto w bebechy, a twarz sfajczyła mi matka starym żelazkiem na duszę. Ojciec to miał krzepę, ale za to matka fantazję i umiłowanie do antyków. Szybko przekręciłem zegarek kilka godzin do przodu. Teraz miałem przed sobą dwóch zaskoczonych policjantów gapiących się we mnie jak w ducha. Cholerny zegarek ma wpływ na całą linię czasową. Nie czekałem dłużej i wróciłem do teraźniejszości. Wcześniej jednak udałem się do kolektury lotto, by zakupić los z wygranymi liczbami. Znałem je ze swojej teraźniejszości.

W międzyczasie zadzwoniłem jeszcze do swojej eks dziewczyny i wyzwałem ja od kurew, mend i ladacznic. Powiedziałem jej, że wiem o tym saksofoniście i jej skłonnościach homoseksualnych. Popłakała się, bo lokalna piękność, miss nastolatek i chirleaderka nigdy nie została przez nikogo rzucona jak szmata.

 

Gdy wróciłem, byłem okrutnie bogatym dwudziestolatkiem z matką, która uważała, że od mojego dzieciństwa widywała ducha człowieka z trójkątem na czole. Mawiała, że ów duszek był dobry i czuwał przy moim łóżeczku. Później moja eks wydzwaniała. Chciała mnie zaprosić do jakiejś sekty religijnej, ale stwierdziłem, że to nie dla mnie i poszedłem swoją drogą. Ach, zapomniał bym. Zostaje jeszcze mój rodzinny dom. Ktoś namalował na jednej ze ścian graffiti "Tutaj straszy! Tutaj mieszka wiedźma i jej zwyrodniały syn!"

Ojciec nadal chlał, ale przynajmniej mieszkał z nami. 

 

Rzuciłem picie. Widok żula wtaczającego się do mojego pokoju uświadomił mi, że zmarnowałem kawał życia. 

Teraz jaram zielsko. 

Zegarek oddałem papieżowi. Dlatego głowa kościoła jest nieomylna i tuszuje wszystkie afery pedofilskie, zanim jeszcze je wykryją…

Koniec

Komentarze

– Eureka! – krzyknąłem z całych sił. Ten zegarek jest zajebisty!

Heh. To opowiadanie jest tak chamskie i głupie, a do tego szczyptę (taką sporą) grafomańskie, że aż się uśmiałem. Jeśli taki był cel, a podejrzewam, że tak, to gratuluję.

No i wolałbym przeczytać coś poważniejszego następnym razem. Sam motyw z magicznym czasoustalaczem jest niezły. 

W definicji absurdu zdecydowanie na plus, a co do treści, takie głupio-mądre.

Ale uśmiechliwe. :)

Przeczytałam i muszę powiedzieć, że to było bolesne doświadczenie. :-(

Cześć.

Nie przeczytałem, więc nie będzie o treści.

Napisane niedbale. Dialog w co najmniej jednym miejscu zapisany źle. Są błędy ortograficzne (rozdzielasz czasownik i “bym”). Są literówki (”wyzwałem ja od…”).

Są ludzie, którzy patrzą na tekst i myślą sobie tak: czy jego autor zadał sobie wystarczająco dużo trudu, abym poświęcił swój czas i to przeczytał?

I od czasu do czasu odpowiedź brzmi: nie. Na przykład tym razem.

Lekki tekst. Motyw podróży nienowy, ale oberwanie od własnych rodziców to ciekawy element.

Popełniasz sporo błędów, które staramy się zwalczać:

Nosząc go, ktoś postronny mógłby uznać, że jestem alfonsem.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu.

dato mierz => datomierz, jeśli już. Ale dlaczego nie po prostu data?

Ubrałem błyskotkę

A w co ubrał zegarek? Ubrań się nie ubiera, tylko zakłada. Zegarki też.

Cofnąłem się jeszcze bardziej do tyłu.

Masło maślane.

zapomniał bym => zapomniałbym

Ale sam pomysł nie jest zły ;)

Na wstępie należy zadać sobie pytanie, czy to opowiadanie z założenia było pisane jako pastisz, czy jednak na serio. W internecie widziałem już tyle cudów, że aż trudno stwierdzić. Niezależnie od idei, która przyświecała temu stworzeniu tego tekstu, owoc prac uważam za średnio udany.

Nowa Fantastyka