- Opowiadanie: Książkomaniaczka - Fioletowy kotek

Fioletowy kotek

Po prostu pomyślałam o tysiącach dzieci, które jak Piotruś, nie chcą by ktoś zabrał im ich fioletowe kotki, zwłaszcza podczas lekcji. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Fioletowy kotek

Mały chłopiec, na oko ośmioletni, szedł szeroką ulicą. Otaczały go ogromne drapacze chmur, ze szkła i stali. Dorośli chodzili tam i z powrotem, rozmawiając przez telefony w różnych językach. Chłopiec szedł wytrwale, przez nikogo nie zaczepiany, uważnie się rozglądając.

Nie mogłem go przecież zgubić, jest na to za wcześnie.

Nie poddawał się, nie ustawał w wysiłkach, aż go dostrzegł. Mały, fioletowy kotek szedł sobie chodnikiem, po przeciwległej stronie ulicy. Chłopiec roześmiał się wesoło i pobiegł w stronę zwierzaka. Po asfalcie śmigały samochody, które zdawały się być tylko smugami. Dziecko wpadło na jezdnie, nie przejmując się rozpędzonym żelastwem. Rozległ się pisk i zgrzyt. Ulica uniosła się, niczym wijący się wąż. Białe pasy zniknęły, popłynęła woda. Rzeka zafalowała i opadła na ziemię. Drapacze chmur zaczęły się skręcać, szkło ciemniało, stal rozgałęziała się, pokrywała zielenią. Dorośli upuścili telefony i unieśli ramiona, które okryły białe pióra.

Chłopiec wziął kotka na ręce, zanosząc się śmiechem.

– Tu jesteś Żwirku! – krzyknął uradowany. – A już się bałem, że przepadłeś!

Kociak miauknął i otarł się pyszczkiem o policzek dziecka. Chłopiec postawił zwierzaka na ziemi i rozejrzał się.

– Jak ładnie! – pochwalił, podziwiając potężne drzewa i białe ptaki, unoszące się pośród gałęzi. – Postarałeś się Żwirku, naprawdę.

Kociak zamruczał i unosząc wysoko ogon, ruszył przed siebie. Dziecko pobiegło za nim, trącając małymi dłońmi wysokie dmuchawce. Biały puszek pofrunął w powietrze.

Piotrusiu!

Nagle coś trzasnęło. Chłopiec zatrzymał się, jego serce zaczęło szybciej bić. Fioletowy kotek, miauknął i podszedł do swego pana. Upłynęła sekunda, gdy nagle z zarośli wynurzyła się wielka, brzydka kobieta. W czarnym stroju, z czworgiem niebieskich oczu i szablą w dłoni. Drugą ręką, złapała  fioletowego kotka i uniosła w powietrze.

– Małe i bezużyteczne! – krzyknęła groźnie i z obrzydzeniem. – Przeszkadza i rozprasza!

– Puść go – zapłakał chłopiec, unosząc błagalnie ręce. – Puść mojego Żwirka!

Kobieta spojrzał na dziecko, wykrzywiając z niezadowoleniem usta. Nie puszczając kotka, który szarpał się i syczał, pochyliła się nad nim.

– Tacy jak ty, kończą na bruku! – zagrzmiała i dla efektu, potrząsnęła zwierzakiem. – Musisz mocno stąpać po ziemi, a nie bujać w obłokach!

– Ja nie chce! – krzyknął chłopiec i z całych sił, kopnął kobietę w kostkę. Fioletowy kotek syknął i wbił pazury w chudą rękę. Obca krzyknęła boleśnie i puściła Żwirka, cofając się o krok. Mały nie tracił czasu, złapał futrzaka i zaczął uciekać.

– Ty zgubiłaś swojego kotka! – krzyknął w ostatniej chwili. – Ale ja ci mojego nie oddam!

Drzewa zatrzeszczały, zaczęły się zginać i skręcać. Po ziemi turlały się kolorowe kulki, które robiły się coraz większe. Kotek miauknął, chłopiec zwolnił i zatrzymał się.

Nie było już drzew, tylko wielkie zjeżdżalnie, a dookoła pełno barwnych piłeczek. Mały odetchnął z ulgą, postawił Żwirka na ziemi i rozejrzał się.

– Kolejna zabawa? Hm… pamiętam ten dzień. Czemu nie?

Zjeżdżali z każdej ślizgawki, wprost w morze piłek. Zawsze razem, nierozłączni. Gdy znudziły im się zjeżdżalnie, piłeczki uniosły się, tracąc barwę. Ku górze, mknęły bańki powietrza. Chłopiec znakomicie teraz pływał, zawsze tak było, gdy obok znajdował się jego fioletowy kotek.

Wypłynęli na powierzchnie. Rozległy się dziecięce śmiechy i nawoływania dorosłych. Z pyska kamiennego smoka, tryskała woda.

Piotrusiu, słyszysz mnie?

Chłopiec roześmiał się i trzymając pod pachą całkowicie suchego kociaka, wśliznął się do dmuchanego samolociku. Prądy z pomp, pchały go do przodu. Przepływał właśnie pod smoczą głową, gdy plastikowe śmigiełko zaczęło się ruszać. Rozległ się warkot silnika, mała maszyna wzniosła się w powietrze. Chłopiec i Żwirek lecieli nad basenami, patrzyli jak woda kończy się nagle. Zastąpiły ją rozległe pola kukurydzy. Chłopiec pociągnął drążek, krzycząc radośnie. Samolocik poleciał w dół. Niczym świetnie wyćwiczony pilot, wylądował między wysokimi roślinami.

– Ale jestem głodny Żwirku! A ty?

Kociak miauknął i wspiął się wyżej, uderzając łapką w kolbę kukurydzy. Chłopiec uniósł rękę i ją zerwał. Gdy odgarnął liście, jego oczom ukazały się rzędy pysznych cukierków.

– Wielkie dzięki kiciusiu !

Wydłubał kilka słodkości i naraz wepchnął je sobie do ust. Były przepyszne. Takie same jak te, które jadł na swoich urodzinach! Delektując się ich smakiem, zamknął z szerokim uśmiechem oczy.

Piotrusiu! Mówię do ciebie!

Gwałtownie uniósł powieki, poczuł pod sobą twarde krzesło. Wyprostował się jak struna i szybko rozejrzał. Zobaczył swoją nauczycielkę, której ciało wciśnięte było w czarną suknię. Patrzyła na niego zza szkieł  okularów, zimnymi, niebieskimi oczami. W ręku trzymała linijkę, którą uderzała rytmicznie w drugą dłoń.

– Powtórz mi, co powiedziałam przed chwilą.

– Em… zamyśliłem się, proszę pani.

Nauczycielka wykrzywiła z niezadowoleniem usta, coraz mocniej uderzając linijką w dłoń. Piotruś nie spuszczał z niej oczu.

Znowu chce mi cię zabrać Żwirku. Ciekawe, czy naprawdę też mogę ją kopnąć… kiciusiu? Tak masz rację, trzeba to sprawdzić!

Koniec

Komentarze

Obawiam się, że Twoje opowiadanie nie przypadło mi do gustu. Fabularnie jest bardzo infantylnie – tak, wiem, historia pisana z punktu widzenia dziecka musi być nieco infantylna, ale u Ciebie jest to chyba raczej kwestia niewyrobionego stylu. Tym się nie przejmuj, to jest jak katar – samo minie.

Ale mam też wrażenie zmarnowanego potencjału. Skoro wszystko dzieje się w wyobraźni, mogłaś zaszaleć, stworzyć fascynujący, plastyczny świat, do którego czytelnik sam chciałby się przenieść. Zabrakło mi jakiejś iskry i obawiam się, że bardzo szybko zapomnę o tym tekście. 

Notorycznie nie stawiasz przecinków przed wołaczami. Niektóre zdania sprawiają wrażenie nieporadnie skonstruowanych (ale z drugiej strony zdarzyło się też kilka całkiem zgrabnych). 

 

PS. Podoba mi się imię kotka ^^

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Chociaż jeden plus, miło. Wielkie dzięki za uwagi, wezmę je sobie do serca. A co do dziecięcego, wymyślonego świata… fakt, pisałam to dość szybko. Chciałam tylko zobrazować sobie swój pomysł, dość ogólnie. Mogłabym go rozwinąć oczywiście, lekcji niestety nie ma się raz w życiu ;)

A przecinki, to mój taki “ Koszmar z ulicy Wiązów”. Zdaje mi się, że pokonałam Freddy’ego, a on zawsze wraca i się srogo mści. 

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Zatem życzę weny. Im więcej piszesz, tym lepiej idzie. 

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo dziękuję:) Już nawet wiem, jak zatytułuję następny tekst. Tym razem jednak, wycisnę z niego więcej:)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Wielbię Koty, ale Fioletowy kotek nie wzbudził we mnie żywszych uczuć.

Zgadzam się z tym, co napisała Gravel, a od siebie dodam, że chyba byłoby wskazane, aby w czasie gdy dzieci są w szkole, baśniowe kotki zażywały kociej drzemki. ;-)

 

Dra­pa­cze chmur za­czę­ły się skrę­cać, szkło ciem­nia­ło, stał roz­ga­łę­zia­ła się, po­kry­wa­ła zie­le­nią. – Co rozgałęziało się i zieleniało?

 

Chło­piec wziął kotka na ręce i pod­niósł do góry, za­no­sząc się śmie­chem. – Masło maślane. Czy mógł podnieść kotka do dołu?

Wystarczy: Chło­piec wziął kotka na ręce, za­no­sząc się śmie­chem.

Skoro wziął kotka ręce, musiał go podnieść.

 

– Jak ład­nie!- po­chwa­lił… – Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

W czar­nym stro­ju, z czte­re­ma nie­bie­ski­mi ocza­mi… – W czar­nym stro­ju, z czworgiem nie­bie­ski­ch oczu

 

do koła pełno barw­nych pi­łe­czek. – …dokoła pełno barw­nych pi­łe­czek.

 

Sa­mo­lo­cik opadł w dół. – Masło maślane. Czy mógł opaść w górę?

Proponuję: Sa­mo­lo­cik opadł. Lub: Sa­mo­lo­cik poleciał w dół.

 

Pa­trzy­ła na niego zza szkieł swo­ich oku­la­rów… – Zbędny zaimek. Chyba nie nosiła cudzych okularów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uf… tym razem przynajmniej mniej błędów:) Jak zwykle, jestem głęboko wdzięczna za uwagi:)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Cieszę się, że mogłam pomóc i jestem przekonana, że z czasem będziesz pisać coraz lepiej. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uff… Co by tu powiedzieć…

Łatwe w odbiorze to nie jest. Plastycznie opisane w niektórych momentach, łatwo “poczuć” daną scenkę, ale o potencjale, to mam podobne wrażenie do Gravel. Czekałem aż coś się stanie, coś się skręci, coś zaskoczy, i nic.

Nie wiem dlaczego, ale przez cały tekst miałem wrażenie, że zaraz wpadnie sformułowanie: “I wtedy Piotrusiowi narkotyki weszły mocno.” :)

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A mnie się podobało. Serio. Ja od początku potraktowałam to jako bajeczkę i pomyślałam sobie, że gdybym sama była małym dzieckiem, to pewnie wymyśliłabym sobie podobne przygody. Nie jakieś bardzo wydumane, czy straszne, ale właśnie takie, jak je opisałaś. Bo dziecko czerpie z otoczenia, fajnie że Twój Piotruś potrafi już zmieniać rzeczywistość. Ale rada – niech nie robi tego na lekcjach, bo przeoczy coś ważnego.

Popracuj mocno nad warsztatem!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mnie też się podobało. Taka sympatyczna bajeczka o małym marzycielu. I rola nauczycielki – niezła. ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję za uwagi, są dla mnie niczym kolejne natchnienie:) Bardzo się ciesze, że komuś jednak przypadła moja bajeczka do gustu. Mały bohater rozmarzył się na lekcji, bo… cóż, któż z nas tego nie robił? Ale racja, te czterdzieści pięć minut, powinno być lepiej spożytkowane. Dla tego, istnieją niebieskookie i inne takie, które pilnują szkolnego porządku ;)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Cześć.

Interpunkcja prawie na poziomie grafomanii – zaskakujesz użyciem przecinków.

A fabuła lekka, prosta (niestety prawie banalna), bez mocnych powiązań ze sobą.

Najbardziej przeszkadzała mi interpunkcja.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Piotr Tomilicz, a wiesz, tym razem to TY mnie zaskoczyłeś. 

Interpunkcja prawie na poziomie grafomanii – zaskakujesz użyciem przecinków.

Nie jestem może alfą i omegą w dziedzinie przecinkologii stosowanej, ale Książkomaniaczka nie wykazała się według mnie jakimiś straszliwymi brakami przecinków bądź ich nadmiarem. Na pewno nie na poziomie grafomańskim. Mógłbyś pokazać przykłady? Bardzo chętnie nauczę się czegoś nowego w tej dziedzinie!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jakiś szczególny infantylizm? Czy ja wiem? Mnie tam nie poraził. Tekścik czytało mi się, mimo technicznych niedoskonałości, całkiem lekko. Jak na impresję na tematy śródlekcyjne – bardzo przyzwoite.

nie da rady

Dość sympatyczna, choć niepowalająca lektura.

Z przecinkami rzeczywiście słabo:

Ulica uniosła się, niczym wijący się wąż – bez przecinka

Tu jesteś Żwirku – Tu jesteś, Żwirku  → podobnie we wszystkich wołaczach

Tacy jak ty, kończą na bruku! – niepotrzebny

i z całych sił, kopnął kobietę w kostkę – niepotrzebny

Ku górze, mknęły bańki powietrza – niepotrzebny

itp.

 

Samolocik poleciał w dół. Niczym świetnie wyćwiczony pilot, wylądował między wysokimi roślinami.

A tu zgubiony podmiot. Samolocik był pilotem?

Podmiotem domyślnym ;)

Ja się domyśliłam ;)

Przynoszę radość :)

Zwykle można się domyślić, co Autor miał na myśli, pisząc “bżóh”. Ale chodzi o to, żeby czytelnika nic nie wybijało z rytmu, żeby mógł się bez przeszkód zanurzyć w przedstawionym świecie i gładziutko, bez potknięć, wędrować przez słowa.

Babska logika rządzi!

To może tak:

Samolocik poleciał w dół i, niczym świetnie wyćwiczony pilot, wylądował między wysokimi roślinami.

 

Przynoszę radość :)

Ja też podeszłam do historii jak do bajeczki, więc nie zawiodła moich oczekiwań. Zdarzyły się drobne literówki (np. Wypłynęli na powierzchnie. – zjadasz ogonki), przecinki też nieco kuleją, ale nie jest źle. 

Ze dwa razy wybiłam się z rytmu, bo zdążyłam sobie już jakoś scenkę wyobrazić, a okazało się, że to nie tak miało być. Na przykład:

Gdy znudziły im się zjeżdżalnie, piłeczki uniosły się, tracąc barwę. Ku górze, mknęły bańki powietrza.  – wyobraziłam sobie w tym momencie mega fajne bańki mydlane… a tu nagle: Chłopiec znakomicie teraz pływał, – PŁYWAŁ? wtf ;)? Jeden wyraz, jeden szczegół, a jak wiele zmienia…

 

Nie porwało mnie, ale też nie bolało :) Ot – w sam raz na jeden raz.

Nowa Fantastyka