- Opowiadanie: Wicked G - Nieoficjalny Jah

Nieoficjalny Jah

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nieoficjalny Jah

 Kolejna nudna wycieczka. Rozkrzyczane dzieci siostry powoli doprowadzały Pawła do szału. Nie wiedział, dlaczego się na to zgodził. Chyba wyłącznie ze względu na matkę i jej gadkę o zacieśnianiu rodzinnych więzi. Tak bardzo chciałby, żeby poza schronieniem i jedzeniem czasami dawała mu jeszcze spokój.

Lato w pełni. Upał był niemiłosierny. Jola po raz kolejny upomniała swoje bachory, żeby tak nie biegały, bo się przewrócą i spadną im lody, a ona nie będzie po raz kolejny kupowała nowych. Paweł snuł się powoli za nimi, sącząc mineralną z butelki i przeklinając gruczoły potowe. Na szczęście to już prawie koniec. Łebki chcą jeszcze tylko zobaczyć lwy i spadamy do domu. Z powrotem w chłodzonym wentylatorem pokoju, jedząc pizzę, śliniąc się do zdjęć pięknych dziewczyn, grając w durne strzelanki dla zabicia czasu bądź ucząc się jakichś pierdół, które i tak potem nie przydadzą się w karierze zawodowej. Życie nie miało sensu. Nic, tylko wykonywanie obowiązków i konsumpcja. Wszystko sprowadzało się wyłącznie do zaspokajania bazowych potrzeb. Miał tego dość.

Przytłoczony egzystencjalnym ciężarem Paweł usiadł na ławce tuż przed wybiegiem dla lwów. Dzieci Joli przylgnęły do pancernej szyby w nadziei na wypatrzenie dzikich kotów. Nic z tego. Drapieżniki pewnie leżały gdzieś w wysokich trawach, rozleniwione brakiem konieczności samodzielnego zdobywania pożywienia. Paweł niemal zzieleniał z zazdrości na samą myśl o tym, że on mógłby nie chodzić do szkoły i pogrążyć się w takim błogostanie…

Minęło kilka chwil, a lwów ani śladu. Rozczarowane maluchy nie miały zamiaru odchodzić od wybiegu mimo usilnych nalegań mamy. W końcu Jola straciła cierpliwość i zagroziła, że pójdzie bez nich. Jej brat zaczął podnosić się z ławki, licząc na to, że wreszcie opuszczą ten przeklęty ogród zoologiczny.

Lecz nagle zrobiło się ciemno i zimno. Na niebie jednolitemu błękitowi ustąpił granat okraszony świecącymi punktami. Wystraszony Paweł rozejrzał się dookoła. Zwiedzający gdzieś zniknęli, cała infrastruktura zresztą też. Nic, tylko morze trawy smagane wichrem i wielkie baobaby.

Chłopak nie miał pojęcia, co się stało. Usłyszał donośny ryk. Ogarnęło go przerażenie, lecz nie mógł uciekać. Stał sparaliżowany, modląc się , by to wszystko okazało się jedynie halucynacją. Z gęstwiny wyłonił się potężny lew z ciemnobrązową grzywą. Majestatycznie kroczył w kierunku człowieka, zupełnie jakby wiedział, że ten nie jest w stanie się oddalić.

– Nie bój się – przemówił grubym głosem drapieżnik. – Jestem tu dla ciebie. Usiądź.

Paweł wykonał polecenie lwa. Dalej nie był do końca pewny tego, co się dzieje. Dziki kot podszedł bliżej i położył się przy nim.

– Posłuchaj teraz uważnie – ciągnął dalej król zwierząt. – Może uznasz to wszystko za objawienie, może stwierdzisz, że sam to wymyśliłeś albo wyśniłeś. Nieistotne. Chcę, żebyś wiedział jedno. Nie powinieneś się zadręczać.

Paweł w głębi duszy powoli czuł, jak lęk ustępuje. Zdawał sobie sprawę z surrealizmu sytuacji i dobrych, choć jeszcze niezrozumiałych intencji czworonożnego rozmówcy.

– Czym ja się zadręczam? – zapytał, nagle wątpiąc w to, co konstytuowało jego osobowość.

– Bezsensem – odparł lew. – Wiarą w to, że wszystkie działania są w dłuższej perspektywie pozbawione znaczenia. Nawet jeśli rzeczywiście światem kierują wyłącznie ślepy los i naturalne popędy, to czy poddanie się temu faktowi czyni cię szczęśliwym?

Milczenie. Ciszę zakłócał jedynie szum wiatru.

– Sam możesz wyznaczyć, co chcesz osiągnąć i dążyć do tego z całej siły. Gdyby ci się nie udało, obierzesz inny cel. Wydaje się głupie, lecz dzięki temu będziesz miał coś, na czym oprzesz życie. Coś niekoniecznie nadprzyrodzonego czy wielkiego, lecz własnego.

– Po co o tym mówisz? – Paweł złapał się na tym, że mimowolnie zaczął głaskać zwierzę po grzbiecie.

– Bo mi na tobie zależy. Mnie, Lwu Judy, prawdziwemu Mesjaszowi.

– Nie rozumiem. Dlaczego akurat na takim bezwartościowym młokosie? Czy nie lepiej było zainteresować się jakimś szanowanym człowiekiem?

– Szanowani ludzie za mną nie przepadają – wyznał Mesjasz. – Interesuje ich tylko kodeks i rytuał, a widzisz, ja lubię załatwiać sprawy nieoficjalnie…

Wtem znów zrobiło się jasno, a wielki kot znalazł się za pancerną szybą. Chłopak zorientował się, że znów znajduje się w zoo i siedzi na murze otaczającym wybieg.

– Hej, Paweł! – Usłyszał głos siostry. – Zbieraj się, idziemy. Gapisz się od dwóch minut na tego lwa jak jakiś wariat. Znowu odpłynąłeś w ten swój świat fantazji?

Koniec

Komentarze

Fajny pomysł z tym Mesjaszem. Ale przekaz jakoś tak strasznie łopatologicznie…

Ech, gdybyż to było takie proste… Tak sobie wyznaczyć cel i dążyć do niego, wytrwale i niezłomnie…

Ja tam powiedziałem sobie, że napiszę tekst na dzieciństwo. I co? I tak zwana dupa. Nawet tytułu nie mam. Z lwem muszę pogadać, albo co…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki za komentarz, Thargone :)

 

Ale przekaz jakoś tak strasznie łopatologicznie…

Za łebka sporo się nakopałem budując tory i skocznie rowerowe. Na łopacie wyląduję też prawdopodobnie, kiedy przyjdzie czas samemu zarabiać na siebie. Miłość do szpadla na całe życie… :D

 

Ja tam powiedziałem sobie, że napiszę tekst na dzieciństwo. I co? I tak zwana dupa. Nawet tytułu nie mam. Z lwem muszę pogadać, albo co…

Postaw na absurd, nie trzeba zmuszać wyobraźni do układania logicznych rzeczy. Na przykład napisz o jakimś dzikołaku który mile wspomina zapach pączków  z cukierni, która stała naprzeciwko jego chatki na kurzej stopie, w której mieszkał za czasów dzieciństwie. Były tak smaczne, że jadł je prawie codziennie, a później okazało się, że właściciel był pół-elfem i zaginionym wnukiem Escobara i zamiast cukrem pudrem posypywał łakocie kokainą. Prosty morał o tym jak dorastanie odziera ze złudzeń.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Kurde, Ty to masz łeb…

Dzięki Jah!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wysypałeś trochę kawy na ławkę w ogrodzie zoologicznym, ale czytało się miło i tym razem wszystko zrozumiałam. ;-)

 

że wszyst­kie dzia­ła­nia są w dłuż­szej per­spek­ty­wy po­zba­wio­ne zna­cze­nia. – …że wszyst­kie dzia­ła­nia są w dłuż­szej per­spek­ty­wie po­zba­wio­ne zna­cze­nia.

 

Mnie, Lwowi Judy, praw­dzi­we­mu Me­sja­szo­wi.Mnie, Lwu Judy, praw­dzi­we­mu Me­sja­szo­wi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgadzam się, że łopata poszła w ruch, ale nie szkodzi, bo strasznie za to spodobał mi się Twój komentarz  o miłości do szpadla ;)

Pomijając powyższe, podoba mi się pomysł na nieoficjalnego Mesjasza, takiego, którego spotkać można wszędzie i wtedy, kiedy akurat przydaje się usłyszeć od niego kilka słów.

Dziękuję za przeczytanie i komentarze, błędy poprawiłem :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Aj tam, łopata. Bardzo dobry szort. Porzeczytałem z przyjemnością. Gratuluję. B. :-)

Przeczytałem zrozumiałem i nie wezmę trawki do ust, bo może zmienić moje nastawienie do życia wink

Dzięki za przeczytanie i komentarze :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tym razem załapałem za pierwszym razem i bez lektury komentarzy ;)

Trochę zgrzyta mi używanie w początkowych akapitach naprzemiennie zdań i ich równoważników, ale w sumie nie wiem czy jest to błąd…

No i faktycznie lew wyraża się bardzo wprost, ale jak ma się zwracać do zjaranego i podenerwowanego kolesia? Przypowieścią? ;)

nie da rady

Cześć.

Było bardzo nudno podczas czytani tego tekstu. Naprawdę.

Był poprawny, ale to za mało. Dla mnie za mało.

Nie uprzedzam się do niego, bo to “niby” fantastyka, ale dlatego, że to był po prostu tekst. Prawie o niczym, takie coś, co zajmuje kilka minut i najpierw opowiada o czymś, a potem o czymś innym.

Ładunek emocjonalny żaden.

Ze wszystkich pisarskich grzechów za największy uważam ten, gdy tekst (czy film) nie przekazuje żadnych emocji (a po nim czuje się nudę i chęć zapomnienia o zdarzeniu).

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Ty jednak coś masz z tym mesjanizmem :) Pewnie na długo szorta nie zapamiętam, ale Lew i jego nieoficjalne objawienia nawet mi przypasowały.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za kolejne komentarze!

 

Przeczytałem zrozumiałem i nie wezmę trawki do ust

No i faktycznie lew wyraża się bardzo wprost, ale jak ma się zwracać do zjaranego i podenerwowanego kolesia?

 

Czy ja wspominałem gdziekolwiek w tekście o Mary Jane XD ? Może ten rastafariański klimat wszystkich zmylił.

 

@ Piotr Tomilicz

Może za bardzo skupiłem się na naładowaniu tekstu Jamaica OG Junglist Souljah Rubebwoy Hardcorem i zabrakło miejsca na emocje :)

 

@ śniąca

Now, I really want to see you (hare rama)

Really want to be with you (hare rama)

Really want to see you Lord (aaah)

But it takes so long, my Lord (hallelujah)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked G – klimat w każdym razie wyszedł Ci pierwszorzędnie ;)

nie da rady

W zasadzie nieźle, choć Laska to samo wyjaśnił Kubie Brennerowi zwięźlej, prościej i jeszcze bliżej Afryki : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Skojarzyło mi się z Narnią. Pomysł z nieoficjalnym Mesjaszem fajny, ale tekst jakoś do mnie nie przemówił. Nie wiem, czy to ta miłość do szpadla tak działa, czy może obojętność bohatera.

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie i komentarz :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka