- Opowiadanie: bemik - Bursztynowe serduszko

Bursztynowe serduszko

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Bursztynowe serduszko

Dwie rzeczy przywołują najszybciej wspomnienia: brzęcząca natarczywie mucha i buzujący w piecu ogień. Obie kojarzą mi się ze wsią i babcią. W każde wakacje lądowaliśmy z bratem w drewnianej chacie prawie bez wygód. Takich jak my było kilkoro: pracujący rodzice, za mało funduszy, żeby posłać potomstwo na przereklamowane kolonie i wyrzuty sumienia, gdyby dzieciaki miały spędzić lato w zasmrodzonym mieście.

Raz w życiu byłam na koloniach. Do szału doprowadzał mnie wprowadzony rygor. Pobudka na dzwonek, zaspana gonitwa do toalet, gimnastyka ze wpółprzymkniętymi oczami. I śniadanie. Pyszna była tylko kawa zbożowa z mlekiem – reszty nie mogłam przełknąć, bo dla mnie było zdecydowanie za wcześnie na jedzenie. Później obowiązkowe wyjścia, wycieczki albo inne poronione pomysły. Ohydny obiad i najgorsza część dnia – sjesta. Zaraz potem podwieczorek, niemal po chwili kolacja i cisza nocna wtedy, gdy zaczynaliśmy się naprawdę rozkręcać.

Zmusiłam rodziców, żeby zabrali mnie w połowie turnusu. Nie ma jak rozdzierający płacz dziecka i wyznanie wśród szlochów, że tęsknię do mamy i taty.

U babci było o niebo lepiej. Wstawałam wtedy, gdy się wyspałam albo gdy mnie obudziła ta wstrętna mucha. Bzyczała tak przenikliwie, że nie sposób było spać, nawet jeśli nakryłam głowę poduszką. Nienawidziłam jej i gdyby udało mi się trafić, z pewnością rozdyźdałabym ją na ścianie. Ale była za sprytna. Brzęcząca obecność owada nie pozwalała się skupić nawet na czytaniu. Niechętnie opuszczałam sypialnię, bo babcia wysyłała mnie wtedy po mleko do wujka Kropki. Czasami myślałam, że specjalnie wpuszcza mi do pokoju tego obrzydliwca, żeby mnie wykurzyć z łóżka. Nie żebym nie lubiła wujka, ale nie o takiej porze. Nie o świcie. Najbardziej lubiłam go, gdy po południu wracał z… Nie wiem skąd, zresztą to nieważne. Ważne, że wracał na lekkim gazie, przyjaźnie nastawiony do całego świata. Lecieliśmy za nim wszyscy: my, miejskie bachory i te wiejskie, które nie musiały akurat pomagać w polu bądź w domu. Wszyscy darliśmy się, żeby nam pozwolił pojechać furką. Ładowaliśmy się na wóz, a niektórzy dostępowali zaszczytu zasiadania obok wujka. To było coś! Nie sama jazda na koźle. Chodziło o to, że wujek przekazywał lejce, a dumny wybraniec wyobrażał sobie, że powozi. No właśnie – wyobrażał. Bo chabeta, jak by nie ciągnąć za wodze i tak szła utartym szlakiem: prosto do domu. Ale co tam! I tak było fajnie.

Wszyscy na wsi znali się, ale przyjaźniłam się z dwójką dzieciaków. Rodzeństwem – Krzysiem i Anusią. Nie mieli taty, ale przyznam szczerze, że nie wiem: odszedł, umarł, czy zapił się, nie bardzo mnie to interesowało. Teraz czasami ich spotykam i wstydzę się do nich odezwać. Oboje popadli w alkoholizm. Przykro na nich patrzeć – wysuszeni na wiór, w byle jakim ubraniu, na wiecznym głodzie i z wieczną prośbą na ustach: pożycz pięć złotych.

Ale wtedy byliśmy trójką radosnych dzieciaków, nieświadomych zagrożeń, jakie niesie nam życie. Zdobywaliśmy niedostępne szczyty, walczyliśmy o przetrwanie w dżungli, podkradaliśmy się pod szańce wroga – zależało, kto jaką książkę ostatnio przeczytał.

A kiedy padało, układaliśmy się w moim pokoju. Babcia przygotowywała dla nas kakao i chleb z cukrem albo z dżemem jabłkowym z własnych papierówek. Czasami nawet rozpalała w piecu, by przegnać wszechobecną wilgoć. Za oknem szumiał deszcz, w kaflowym potworze huczał ogień, a my opowiadaliśmy sobie historie. Różne, ale największym powodzeniem cieszyły się te straszne. Właściwie to rywalizowaliśmy, kto wymyśli bardziej okropną albo niesamowitą. Na pewno było zabawnie, ale nie strasznie. Bo czego się bać, jak jest środek dnia, a po kuchni krząta się babcia?

Ale kiedyś mama Krzysia i Anusi musiała wyjechać i nie miała z kim zostawić dzieci. Poprosiła więc, żeby przez kilka dni pomieszkały u nas. Na podłodze w moim pokoju wylądowały dwa materace, a w szafie ubrania.

Po kolacji i kąpieli w ogromnej miednicy ułożyliśmy się na posłaniach, ale nie do spania nam było. Za oknem rozpętała się burza, jak zwykle wtedy wyłączyli prąd. Krzysiek zapalił latarkę. Zrobiło się zimno i strasznie – babcia już spała, nie było komu napalić w piecu. No i zbliżała się północ.

– A wiecie, że w tym domu na strychu powiesiła się moja ciocia? – spytałam cicho i czekałam na reakcję.

– Wygłupiasz się, prawda? – Anuśka zachichotała, ale jej głos brzmiał niepewnie.

– Która? – Krzysiek nie dawał się łatwo przestraszyć, w końcu był od nas półtora roku starszy. – Ja nie słyszałem o żadnej.

– No bo to było dawno, ona nie zdążyła być ciocią – powiedziałam szybko, pragnąc uniknąć zarzutu kłamstwa.

– No, ale kto to? – Chłopak drążył temat.

– Miała na imię Krysia i była najstarszą córką mojej babci – wyjaśniłam gładko. – Więc gdyby żyła, byłaby moją ciotką.

– A dlaczego się powiesiła? – wypytywał mnie Krzysiek.

– Sama dokładnie nie wiem – próbowałam wykręcić się od odpowiedzi, ale wreszcie powiedziałam prawdę. – Nikt nie chciał mi nic wyjaśnić, kiedy się dopytywałam. Powiedzieli tylko, że jestem za mała.

Westchnęliśmy wszyscy troje. „Jesteś za mała” było najczęstszą śpiewką dorosłych, najprostszym odcięciem od tematu, wyrzuceniem na margines domowego życia. Czasem udawało się coś podsłuchać, ale w większości przypadków rodzice nabierali wody w usta i zaczynali omawianie drażliwych tematów, kiedy my już spaliśmy. To o ciotce podsłuchałam, bo zachciało mi się siku. Zanim się pokazałam, zdążyłam dowiedzieć się, że za kilka dni będzie dwudziesta rocznica śmierci Krysi, a moja mama pojedzie na cmentarz w Warszawie i posprząta grób. Zdziwiło mnie, dlaczego ta ciocia nie jest pochowana tu w okolicy. A babcia poprosiła, żeby mama przywiozła gromnicę, bo „ona znowu będzie się tłukła po nocy”.

Kiedy pojawiłam się zaspana w kuchni, babcia i mama umilkły nagle. Od razu wiedziałam, że coś chcą przede mną ukryć. Ale ja miałam już prawie jedenaście lat, niezaspokojoną ciekawość i masę wolnego czasu. No i przyjaciół.

***

Burza minęła, prąd włączyli nad ranem, a my, zanim zasnęliśmy, mieliśmy już uzgodniony plan. Na pierwszy ogień poszedł wujek Kropka. Zawsze lubił snuć opowieści, a jak był na rauszu, to gadał dużo i chętnie, choć nie zawsze z sensem. Przynajmniej nam ten sens umykał.

Okazało się, ze wujek niewiele pamięta. Kiedy to się wydarzyło, był w naszym wieku, w związku z tym nie został dopuszczony do tajemnicy. Wiedział jednak, że Krystynę pochowano w Warszawie, bo ówczesny ksiądz zgodził się na grób, ale pod murem cmentarza, po zewnętrznej stronie. Podobno od tamtego czasu mój dziadek omijał kościół szerokim łukiem.

– A ona była taka śliczna. Chłopaki za nią oczy wypatrywali, a za warkocz ciągnęli; dziw, że jej wszystkich kudłów z tego uwielbienia nie wyrwali. A ona żadnego nie chciała. Chociaż potem ludzie mówili, że z miłości to zrobiła.

Mieliśmy już punkt zaczepienia. Teraz zaczęłam urabiać mamę, żeby zabrała mnie na Wawrzyszew. Byłam tam kilka razy, ale nie zwracałam uwagi, kogo odwiedzamy. Wolałam Bródno, bo były baloniki, pańska skórka, orzechy laskowe w czekoladzie i wiewiórki, które jadły z ręki.

Kamienne tablice tworzyły szpaler po obu stronach wąskiej alejki. Niosłam torbę ze zniczami i wianek z mchu przybrany kolorowymi suchotnikami, a mama dźwigała szczotkę, małe grabki i pudełko z sadzonkami jakichś kwiatków. Wiedziałam, gdzie musimy skręcić: trzy przystrzyżone tuje stanowiły punkt orientacyjny. Dotarłyśmy na miejsce i odpoczęłyśmy chwilę: był koniec lipca i żar lał się z nieba.

– Miałaby teraz trzydzieści siedem lat – powiedziała mama i odgarnęła z czoła włosy. – Jesteś do niej trochę podobna.

– Dlaczego? – spytałam.

– O co pytasz? – Mama początkowo udawała, że nie rozumie pytania, potem zrezygnowała z udawania głupiej. – Nikt tego nie wie, Basiu. Różnie ludzie gadali, ale czy z sensem? Jak by nie było – szkoda jej.

– A co gadali?

Mama przez chwilę zastanawiała się, czy umknąć w wygodną kwestię „jesteś na to za mała”, ale zrezygnowała. Ostatnio czułam, że dorastam, bo na coraz więcej tematów okazywałam się wystarczająco duża.

– Na przykład, że była w ciąży. Nie była. Inni mówili, że rzucił ją chłopak. Nieprawda. Wiedziałabym o tym. Jestem… Byłam od niej dwa lata młodsza, świetnie się dogadywałyśmy.

Mama zamyśliła się. Nie wiem, czy mówiła jeszcze do mnie, czy do samej siebie, ale nie wtrącałam się z pytaniami.

– Dostała list. Nie pokazała mi go, ale była jakaś taka radosna. Zawsze, cokolwiek by nie robiła, to coś nuciła, mruczała. A wtedy to mi się zdawało, że i tańczyć zaraz zacznie. A najlepiej to jej się śpiewało przy myciu naczyń albo przy praniu. Bo wtedy wszystko prało się ręcznie – mama zwróciła się do mnie – albo na tarze. To dopiero była robota.

Uśmiechnęła się do wspomnień. Do swojego dzieciństwa, nawet do tej roboty ciężkiej.

– A potem przyszedł drugi list. Pamiętam tylko, że nagle posmutniała. Ale trwały wakacje, jeszcze nie zaczęły się żniwa, więc nie było tyle pracy. Mogliśmy skoczyć nad staw, a wieczorem posiedzieć pod bzem. A ona do nas nie wychodziła. Mówiła, że ją brzuch boli… albo głowa. I leżała na łóżku… Chyba nawet płakała. I przycichła tak jakoś.

Mama też zamilkła, podniosła się z ławeczki i zamiotła zeschłe liście z kamiennego obramowania grobu. Potem wzruszyła grabkami ziemię i zaczęła sadzić rośliny. Ja ustawiłam znicze, a wianek położyłam tuż pod tablicą. Przeżyła siedemnaście lat.

– Co było potem? – spytałam, bo mama sama nie kwapiła się do podjęcia opowieści.

– Nic. – Mama wyprostowała się i zmrużyła powieki przed ostrym światłem słońca. W kącikach oczu pojawiła się siateczka zmarszczek. – Nic. Tata, twój dziadek, posłał mnie na strych po liście tytoniu. To ja ją znalazłam.

Więcej nic nie dodała, a ja się nie dopytywałam. Chyba rzeczywiście stawałam się dorosła, bo wiedziałam, że tego milczenia na razie nie należy przerywać.

***

– Ty pierwszy! – Anuśka popchnęła Krzyśka, a ja byłam jej za to wdzięczna. Za nic nie przyznałabym się, że się boję i za nic nie chciałam wleźć pierwsza na strych.

Szczeble drabiny trzeszczały ostrzegawczo, kiedy chłopak z latarką w ręce wspinał się do małego włazu.

– Pospiesz się! – syknęłam. – Jak babcia wróci i nas zastanie na strychu, to nam przetrzepie tyłki.

– A czemu? – dopytywała się przyjaciółka.

– Bo nie wolno nam łazić po złyzach, żeby karku nie skręcić – powtórzyłam słowo w słowo wypowiedź babci.

– Aha. Za ile wróci?

– Nie wiem. Poszła do pani Karpowiczowej. Może siedzieć i dwie godziny, ale jak się pokłócą, to zaraz przylezie.

Weszliśmy przez kwadratowy otwór w suficie i wszyscy włączyliśmy latarki. Na strychu nie było żadnego okna, tylko niewielkie drzwi w szczytowej ścianie. Baliśmy się je otworzyć, bo ktoś mógłby zauważyć, że buszujemy w zakazanym miejscu.

– Gdzie to się stało? – Chociaż był środek dnia, głos Krzyśka troszkę się łamał.

– Tu, zaraz koło komina. Przerzuciła sznur przez tę belkę i wykopnęła spod siebie stołek.

Głos mi zadrżał, gdy niedaleko zobaczyłam pomalowany na biało taboret. To z pewnością nie był ten sam, którego użyła Krysia, ale strach zacisnął mi gardło.

– Podobno pod paznokciami znaleźli u niej pył ceglany, jakby w ostatniej chwili zmieniła zamiar.

Po uporządkowaniu grobu zrobiłyśmy sobie z mamą spacer i poszłyśmy na lody. Opowiedziała mi, jak znalazła siostrę, jak trzymała ją za nogi, unosząc, bo miała nadzieję, że uda się ją jeszcze uratować. I jak krzyczała. A rozpuszczony lód płynął jej po dłoni i skapywał na rozgrzany lipcowym słońcem chodnik. Chyba pierwszy raz to opowiadała i byłam dumna, że mówi właśnie do mnie. Dziś sądzę, że mówiła raczej do siebie.

– Czy twoja mama mówiła, dlaczego to zrobiła? – Krzysiek przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Nie, mama też nie wie.

Pomyślałam, że to ją najbardziej dręczy. Ja chyba tego lata naprawdę dorosłam.

– Gdzie mamy szukać? – Anuśka spojrzała na mnie, jakbym była wyrocznią albo wróżką.

Poprzedniej nocy miałam sen, a może to nie był sen. Moi przyjaciele wrócili do domu i znowu miałam pokój tylko dla siebie, nie potykałam się o materace i nie budziły mnie odgłosy posapywania i pochrapywania.

Ułożyłam się wygodnie z twarzą w stronę okna. Od sąsiadów dobiegały ciche dźwięki muzyki. Brzozy szumiały łagodnie, a ogromny krzak róży gładził gałązkami szyby. Oczy mi się kleiły. Chyba zasypiałam, kiedy na dłoni poczułam leciutkie muśnięcie. Obok mnie przysiadła drobna, czarnowłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się i wtedy przypominała mi mamę. Chyba dlatego się jej nie bałam. Nie pamiętam o czym rozmawiałyśmy, nie pamiętam nawet, czy w ogóle zamieniłyśmy jakieś słowa, ale wiem, że chciała, bym coś odnalazła. I pokazała mi, gdzie to ukryła.

– Tam! – Bez wahania wskazałam drugi koniec strychu.

Pod ukośnym dachem, w samym kąciku, przysypana wieloletnim kurzem, słomą startą na pył była skrytka. Odgarnęłam dłonią wszystkie śmieci, a Krzysiek przyświecał latarką. Podważyłam wystający kawałek deski i znalazłam blaszane pudełko. Wyciągnęłam je i przycisnęłam do piersi jak skarb.

– Złazimy i to błyskiem!

Dopiero w pokoju, przy dziennym świetle, odważyłam się otworzyć skrzyneczkę. Były tam dwa listy i bursztynowe serduszko.

***

– Postaw tę gromnicę na stole i zapal ją – poleciła babcia.

Usiadłyśmy we trzy wokół kwadratowego stołu: ja, mama i babcia. Jedno krzesło zostało wolne.

Przyszła wcale nie o północy. Usiadła i odrzuciła do tyłu ciemny warkocz. Widziałam, że mama nie może oderwać od niej oczu.

– Krysiu! – Babci popłynęły łzy po pomarszczonych policzkach.

– Siostrzyczko! – Mama złożyła ręce i przycisnęła je do piersi.

A ja patrzyłam na zjawę i wcale się nie bałam. To przecież moja ciocia. Starsza siostra mojej mamy. Rodzina.

– Dziecko, tak za tobą tęskniłam. – Babcia pochyliła twarz, żeby spróbować ukradkiem otrzeć łzy. Krysia położyła dłoń na jej ręce. Ciągle się uśmiechała i spojrzała na mnie, a ja wiedziałam, że mam pokazać to, co schowałam w kieszonce spodni.

Bursztynowe serduszko zalśniło miodowym blaskiem, kiedy ułożyłam je tuż obok gromnicy. Wtedy Krysia gestem pokazała, że to dla mnie. Zacisnęłam je w dłoni.

A potem przez chwilę patrzyła z uśmiechem na każdą z nas, aż wreszcie zaczęła blednąć i niknąć.

***

– Zawsze myślałam, że to przeze mnie. – Babcia obracała w dłoniach pożółkłe kartki.

– A ja sądziłam, że to ja jestem odpowiedzialna – wyszeptała mama.

– Ale dlaczego? – spytałam, bo nie sądziłam, że mogą się obwiniać.

– Dlaczego? – zastanawiała się na głos mama. – Chyba dlatego, że nigdy nie wyjaśniło się, co ją skłoniło do tego kroku. Każdy dopatrywał się winy w sobie. Twój dziadek, babcia, ja… Dobrze że znalazłaś te listy.

– To Krysia pokazała mi, gdzie ich szukać. Ona też nie mogła stąd odejść. Trzymał ją wasz ból. A przecież tak bardzo chciała już dołączyć do Christiana.

***

To była wojenna miłość. Jak do tego doszło, nigdy się nie dowiedzieliśmy. On był żołnierzem Wehrmachtu, stacjonowali tu przez kilka tygodni. Zakochali się i obiecali sobie, że spotkają się po wojnie, kiedy narodowość nie będzie miała już znaczenia. Christian miał przyjechać do Krysi. O tym był pierwszy list. Drugi, wysłany przez matkę Christiana, zawiadamiał o śmierci chłopaka pod kołami ciężarówki.

Nie wiem, czy bursztynowe serduszko Krysia dostała od Chrystiana, czy kupiła dla niego, ale mam je do dziś i przynosi mi szczęście.

Koniec

Komentarze

Bardzo intrygujące, która część nie jest wytworem wyobraźni. ;)

W czytaniu przeszkadzała mi cały czas uporczywa mucha. Gdy piszę ten komentarz ciągle lata – ciekawe czy rano mnie obudzi. Jakoś tak polubiłem wujka – sympatyczny gość. Lekki dreszczyk przeszedł wtedy, gdy bohaterka poczuła lekkie muśnięcie. Klimat u Ciebie, bemik, jak zwykle nadrzędnej klasy. Przeczytałem z ogromną przyjemnością, bo pamiętam podobny klimat u swojej babci.

 

Po kolacji i kąpieli w ogromnej miednicy ułożyliśmy na posłaniach, ale nie do spania nam było(…) – czegoś tu brakuje.

Basia, jako dziecko, podsłuchała, że niedługo będzie ‘czterdziesta rocznica śmierci Krysi’ a potem jej mama na cmentarzu mówi, że ‘Krysia miałaby 39 lat’. Zmarła rok przed własnymi narodzinami? :)

Klimat opowiadania fajny, zapowiadało się bardzo ciekawie, ale końcówka mnie rozczarowała – rozwiązanie zagadki przyszło za szybko, za łatwo no i oczywiście powodem była miłość :P ech… dobrze, że przynajmniej nie dlatego, że ‘on-ją-rzucił’.

No i jak na zżyte ze sobą siostry, to matka narratorki coś mało wiedziała.

Dzięki, Blackburn. A wujek, niereformowalny koń i powroty do domu istniały naprawdę.

Bellatrix, faktycznie – krucho u mnie z liczeniem. Już poprawiam. Dziękuję.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przyjemne opowiadanie w Twoim stylu, Bemik.

Są w nim szumiące łany zbóż, błyskające w strugach rzeki słońce i dziecięcy śmiech ;)

Temat mocno oklepany (śmierć z miłości + błąkająca się dusza, która nie zaznała spokoju), ale przy tej objętości i formie wrażenie jest pozytywne :)

 

Duży plus za podkreślenie tej muchy – rzeczywiście istny horror, gdy tak siada na twarzy, brrr!

No i kolonie… Heh, też wolałem do babci ;)

 

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki, Count. Pomyślałam sobie, że głownie w tym konkursie chodzi o dzieciństwo – na tym się skupiłam. A wątek fantastyczny – jak zwykle u mnie – na doczepkę.

A brzęcząca mucha nieodmiennie przywołuje wspomnienie wakacji u babci.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Świetne, klimatyczne, pięknie napisane. Być może dlatego, że przywołuje wspomnienia. Ja też raz byłem na koloniach i w połowie mnie rodzice musieli zabrać (całymi dniami kazali nam tam w piłkę grać – od tej pory nie cierpię football’u). I mucha, i kierowanie furą, i schody na strych. Rozwaliło mnie dokumentnie.

Jedno, jedyne, malutkie ale. U nas nigdy byśmy nie powiedzieli “Poszła do pani Karpowiczowej“. Standardem dorosłych było “do pani Karpowiczowej” i dzieci też to przejmowały. Ale równie dobrze może to być lokalne obciążenie.

 

P.S.

Moim zdaniem zniszczyłaś ten konkurs…

Czy to jest sygnaturka?

No właśnie, chodzi o dobry klimat z dziecięcych lat. A duch to nie fantastyka? Widział ktoś ducha? ;) bemik, a co z tym zdaniem, które zaznaczyłem? Wszystko z nim okej?

Klimatyczny, świetnie napisany tekst. Również zatopiłem się we własnych wspomnieniach dzieciństwa spędzanych na wsi. Rozwiązanie zagadki faktycznie przyszło za szybko, ale sprawnie zamknęło tekst. Naprawdę dobre opowiadanie bemik :)

Dziękuję wszystkim za wizytę. Trochę z doskoku udzielam odpowiedzi, bo dziś mi się żeni synuś.

kchrobak – rzeczywiście dorośli pomijali tę panią, ale my nigdy nie odważylibyśmy się tak powiedzieć, szczególnie o niektórych osobach, a pani Karpowicz do nich należała :-) Baliśmy się jej jak ognia.

blackburnie –  czytałam i czytałam to zdanie i według mnie nic mu nie brakuje. 

belhaju – dziękuję i cieszę się, że przywołałam wspomnienia.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

To gratuluję bemik no i udanego wesela :)

Dzięki – tańczyć nie mogę, bo mi kolano odmawia współpracy, pić nie mogę, bo żołądek szwankuje. Pozostaje tylko się dobrze bawić wink

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A nie powinno być …ułożyliśmy się… Albo czegoś nie załapałem :(

No patrz Ty! Tyle razy czytałam, a braku się nie zauważyłam. Oczywiście, że masz rację. Już poprawiam!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

 

Ja bym jeszcze dodał przecinek po kąpieli ;D

Czy to jest sygnaturka?

Ech, rzeczywiście tą muchą trafiłaś idealnie :) Podoba mi się ten niespieszny klimat wiejskiego lata, opowieści o duchach no i prawdziwy duch. We mnie też rozbudziłaś wspomnienia :)

 

Takie powtórzonka się zaplątały:

 

– A potem przyszedł drugi list. Pamiętam tylko, że wydawało mi się, że nagle zrobiła smutna. Ale były wakacje, jeszcze nie zaczęły się żniwa, więc nie było tyle pracy. Można było skoczyć nad staw, a wieczorem posiedzieć pod bzem.

 

Mama też zamilkła, a potem podniosła się z ławeczki i zaczęła zmiatać zeschłe liście z kamiennego obramowania grobu. Potem wzruszyła grabkami ziemię i zaczęła sadzić rośliny.

 

PS Mam nadzieję, że pogoda dla Młodej Pary równie piękna, jak dziś w Toruniu ;) Dobrej zabawy!

Melduję, że przeczytałam :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Może się powtarzam, ale witam pierwszą pracę w konkursie :)

Ja na razie nie czytam, planuję zacząć w drugiej połowie kwietnia, żeby móc lepiej porównać teksty.

Bardzo przyjemny klimat, przeczytałam z ogromną przyjemnością. Lubię Twój lekki styl, zdania po prostu płyną.

Tylko tych kolonii nie rozumiem. To moje najlepsze wspomnienia – nawet wtedy, gdy połowo turnusu wylądowała w szpitalu z salmonellą (mnie się upiekło ;) Choć, z drugiej strony, obie babcie miastowe, nie było gdzie wyjeżdżać, więc może nie wiem, co straciłam…

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Miałem nie komentować, bo nie lubię pisać komentarzy w stylu – zgadzam się z przedpiścami. Ale co tam, zaznaczę swą obecność. Byłem, przeczytałem, doceniłem. I zgadzam się. Świetny klimat, lecz rozwiązanie następuje zbyt szybko. Zwłaszcza, że limit nie ograniczał.

Nie jest to najlepszy z Twoich tekstów, ale cóż, sama sobie ustawiłaś poprzeczkę ;-)

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ja melduję się z podziękowaniami.

Werweno, słusznie zauważyłaś, ale poprawki wprowadzę trochę później. Jestem po ślubie i weselu syna, ale przed poprawinami.  Trochę boli mnie główka :-)

Śniąca, Zygfryd – teraz już nie usunę :-)

Fleurdelacour – kolonie to najgorsze wspomnienia, na obozach było lepiej.

Thargone – dzięki za taką uwagę (o poprzeczce), ale w tym konkretnym tekście nie chodziło o historię, a o klimat.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Opowiadanie ma piękny klimat, napisane jest bardzo dobrze, wciąga i intryguje. Byłoby doskonałe, gdyby nie te złamane serce na koniec (ble, jak ja nie lubię miłosnych historii :D). Do ostatniej chwili miałam nadzieję na mniej “bemikowe” zakończenie, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.

Niemniej, jak zwykle, bemiku, fantastycznie opowiedziana historia!

Hmm... Dlaczego?

Dzięki Drewian, ale jakoś nic innego nie przyszło mi do głowy. 

Bo my naprawdę nie wiemy, dlaczego Krysia się powiesiła. I na rodzinnych spotkaniach snujemy domysły…

I mogło być gorzej – jakieś molestowanie albo coś podobnego, ale w konkursie zastrzeżono, że to jest zabronione :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niestety, mnie klimat przywołał bardzo złe wspomnienia. Chłopaka, który się powiesił, kiedy byłam w liceum. Zawsze uśmiechnięty i pomocny. Też mówili, że musiał zmienić zamiar, bo się zaplątał nogami w deski, że niby stanąć próbował… Od czasu, jak go chowali, nie chodzę na pogrzeby.

Kiedyś napisałam o nim wiersz i zupełnym przypadkiem wysłałam go na konkurs zamiast innego (mam tak dużo wierszy i jestem na tyle roztrzepana, że to się naprawdę często zdarza). Pech chciał, że dostałam za niego wyróżnienie, nawet wydrukowali go w almanachu. To było w Łodzi, wymyślili laureatom taki happening, że będziemy jeździć tramwajami i rozdawać swoje wiersze. Mnie się zimno zrobiło ze strachu. Kto chciałby dostać w podróży, w pogodny dzień, wiersz o wisielcu? Dałam tylko jeden, starszej pani, a resztę wcisnęłam w stojak na ulotki. Potem, jak rozdawali nagrody, czułam się tak źle, że wysłałam mamę, żeby odebrała za mnie. Mama powiedziała potem, że prowadzący niezbyt dokładnie czytał wiersz, bo ściskając jej rękę stwierdził, że chciałby poznać jego bohatera. Dopiero pani obok ze skonsternowaną miną powiedziała mu, że przecież nie żyje. Nigdy więcej nie napisałam nic podobnego. 

 

Spojrzę więc od strony technicznej na tekst, a tam oczywiście bez zarzutu. Bardzo pięknie umiesz opowiadać rzeczy nawet najzwyczajniejsze. :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Bemiku, dziękuję za wyborną lekturę na dobranoc i obudzenie dobrych wspomnień o moich wakacjach na świetnych koloniach. ;-)

W tej opowieści zastanawia mnie jedno. Dlaczego, skoro w trzecim zdaniu czytam: W każde wa­ka­cje lą­do­wa­li­śmy z bra­tem w drew­nia­nej cha­cie pra­wie bez wygód. – Twój brat nie uczestniczył w opisanych wydarzeniach…

 

bab­cia wy­sy­ła­ła mnie wtedy po mleko do wujka Krop­ki. Cza­sa­mi my­śla­łam, że spe­cjal­nie wpusz­cza mi do po­ko­ju tego obrzy­dliw­ca, żeby mnie wy­ku­rzyć z łóżka. Nie żebym nie lu­bi­ła wujka, ale nie o ta­kiej porze. – Odniosłam wrażenie, że babcia wpuszczała do pokoju wujka Kropkę. ;-)

 

ro­dzi­ce na­bie­ra­li wody w usta i za­bie­ra­li się za oma­wia­nie draż­li­wych te­ma­tów… – Powtórzenie.

Może: …ro­dzi­ce na­bie­ra­li wody w usta i zaczynali oma­wia­ć draż­li­we te­ma­ty

 

Pa­mię­tam tylko, że wy­da­wa­ło mi się, że nagle zro­bi­ła smut­na. – Proponuję: Pa­mię­tam tylko, że wy­da­wa­ło mi się, że nagle posmutniała.

 

Ale były wa­ka­cje, jesz­cze nie za­czę­ły się żniwa, więc nie było tyle pracy. Można było sko­czyć nad staw… – Objaw byłozy.

Proponuję: Ale trwały wa­ka­cje, jesz­cze nie za­czę­ły się żniwa, więc nie było tyle pracy. Mogliśmy sko­czyć nad staw

 

Mama też za­mil­kła, a potem pod­nio­sła się z ła­wecz­ki i za­czę­ła zmia­tać ze­schłe li­ście z ka­mien­ne­go ob­ra­mo­wa­nia grobu. Potem wzru­szy­ła grab­ka­mi zie­mię i za­czę­ła sa­dzić ro­śli­ny. – Powtórzenia.

Może w pierwszym zdaniu: Mama też za­mil­kła, po chwili pod­nio­sła się z ła­wecz­ki i zmio­tła ze­schłe li­ście z ka­mien­ne­go ob­ra­mo­wa­nia grobu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na początku bardzo mnie ujęło, czytało się przyjemnie i sprawiłaś, że naprawdę poczułem się jak na beztroskich wakacjach u babci. Mucha rządzi ;)

Później – mimo, że styl wyborny – troszkę rozczarowanie, bo historia przestała budzić we mnie emocje. Jak już pisano wcześniej, rozwiązanie zagadki przyszło zbyt łatwo, bez przeszkód. Powód samobójczej śmierci jakiś taki oczywisty i zwyczajny. 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Enazet – przykro mi, że przywołałam takie wspomnienia.

Reg –  z bratem jeździliśmy, ale brat był znacznie straszy i interesowało go zupełnie coś innego niż mnie. Za poprawki zaraz się wezmę – jak zwykle celne!

El Lobo – dzięki za uwagi, ale nie skupiałam się na tajemnicy, a na dzieciństwie. Tajemnica była tylko pretekstem do pewnych spostrzeżeń.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Proste, nieprzesadzone, bezpośrednie – dlatego dobrze się je czyta. Każdy ma trochę swoich sentymentów. Takich słodko-kwaśnych historyjek. Podzieliłaś się w opowiadaniu swoimi – w tym moim zdaniem tkwi jego urok i największa wartość. Zakończenie rzeczywiście może wydawać się oklepane. Mogłoby być mniej oczywiste – wtedy każdy dogdybałby sobie swój koniec (co jak napisałaś w jednym z komentarzy dzieje się na rodzinnych spotkaniach:).

Tak myślałam, Bemiku, ale chciałam się upewnić. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Grucho, dzięki.

Reg smiley

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ojej, jak to jest ładnie napisae. Klimat super. Tylko ten finał taki na szybciocha i choć o samobójstwie, to z czubatą łyżką cukru. Trochę mi to nie pasuje. A szkoda, bo pozostała część tekstu jest po prostu urzekająca :)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Jakże klimatyczne. Tylko jak to możliwe, żeby “raz w życiu być na koloniach”, chyba na kolonii. No i ta śmierć przez powieszenie… Brrr, a miało być o radosnym dzieciństwie.

Nie znam się na dziewczyńskich wiankach, ale żeby zrobić go z mchu? To chyba bardzo trudne.

No ale co ja się będę czepiał. Opowiadanie jest jak się patrzy.

Zastanawia mnie tylko wpis Reg. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Reg., jako uczestniczki kolonii. Sama myśl wydaje się i fantastyczna, i zabawna. Naprawdę rozśmieszyła mnie ta wizja.smiley

Paradoxie, ogromnie się cieszę, że całkiem niechcący rozbawiłam Cię wyznaniem o pobycie na koloniach. I tak, to były absolutnie fantastyczne kolonie. ;-)

Za SJP: kolonie «zorganizowany pobyt wypoczynkowy dzieci i młodzieży szkolnej w czasie wakacji, poza miejscem stałego zamieszkania»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No ja akurat nie mogę sobie wyobrazić miłych pobytów na kolonii. Wszystko, co kojarzy mi się z ograniczeniem wolności, budzi niechęć. (Kiedyś na koloniach podobno nawet zabierali komórki, żeby utrudnić kontakt z domem).

 

Myśląc o Reg na kolonii wciąż się uśmiecham. Bo widzisz Reg., ot i cała Ty: zawsze poważna, z dystansem, schowana za słownikiem, komentująca tak, żeby nikogo nie obrazić, a za całe emocje, jedynie buźka z przymróżonym oczkiem. Gdzie prawdziwe uczucia, gdzie niehamowane odczucia i mocne słowa? Dlatego nie mogę sobie wyobrazić Ciebie, Reg., jako beztroskiego dziecka: hałasującego, mażącego pastą po klamce i biegającego po kolonijnej stołówce z talerzem mlecznej zupy. Jak już – bardzo przepraszam Cię za porównanie – na kolonii byłabyś dla mnie taką Wednesday Addams (córka w rodzinie Addamsów): nad wiek mądrą, z góry patrzącą na inne dzieci i niezadowoloną z konieczności spedzania z nimi czasu. Tymczasem Ty piszesz, że było tam fajnie. I w tym momencie Twój obecny wizerunek nie skleja mi się z wyobrażeniami o koloniach i o Tobie, jako małej dziewczynce.

(Oczywiście przepraszam za tę osobistą i nie literacką refleksję)laugh

Tenszo – dziękuję.

Paradox – pozostanę przy koloniach jako liczbie mnogiej – zawsze tak używałam tego słowa (zresztą Reg udokumentowała moje przeczucie albo wyczucie językowe!). A wianek? Słońce Ty moje, to nie był wianuszek z polnych kwiatuszków, tylko takie cóś z mechu, któren to mech oplata się na wierzbowych albo sitowych gałązkach, a następnie – stosownie do pory roku – zdobi się różnymi kwiatkami (suchotniki) albo jarzębiną, albo nawet kolorowymi liśćmi. Na głowie się tego wianka zdecydowanie nie nosi.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kochana Bemik. Jeśli obie z Reg. uważacie za właściwą liczbę mnogą słowa “kolonii”, niedorzecznością byłoby się spierać.

Doprawdy, pięknie musiały wyglądać robione przez Ciebie wianki-stroiki. Najwyraźniej nie tylko pisarskie, ale i manualne posiadasz zdolności. Dobrej nocy.smiley

Rzeczywiście, bardzo Bemikowe. Ale wyjątkowo ten wątek romantyczny jakoś mi nie przeszkadzał. Podobało się. :-)

A ja wolałam kolonie od wyjazdów na wieś. Strasznie nudno tam było. Pewnie dlatego, że książek tyle co kot napłakał. W desperacji czytałam jakąś “Matematykę dla kandydatów na wyższe uczelnie techniczne”, którą niegdyś zostawiła ciocia. Wspomnienia…

Babska logika rządzi!

A wiesz, że ja z tamtych czasów pamiętam książkę “Fryckowe lato”. Super lektura na wakacje, dopiero potem dowiedziałam się, że była to opowieść o dzieciństwie Fryderyka Chopina. Do czytania “matematyki…” nikt by mnie nie zmusił.

Dzięki Finklo za wizytę i za klik.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dostałam kropeczkę! yes

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zasadź w ogródku, może wyrośnie i zaowocuje całymi kiściami kropeczek ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zapewne nie napiszę nic mądrego ani oryginalnego. Podobało mi się. Za ciepły, nostalgiczny klimat. Za przywołanie wspomnień. Że świetnie potrafisz odmalowywać uczucia to wszyscy wiemy, więc nie dziwota, że tekst czyta się świetnie. Fakt, że rozwiązanie fabuły jest banalne, ale nie przeszkadza mi to. Nie przeszkadzałoby również, gdyby historia nie była spuentowana, bo to jest taka opowieść do snucia.

 

I tylko jedno pytanie: nie brakuje czegoś w tym zdaniu?

Takich jak my było kilkoro: pracujący rodzice, za mało funduszy, żeby posłać potomstwo na przereklamowane kolonie i wyrzuty sumienia, gdyby dzieciaki miały spędzić lato w zasmrodzonym mieście.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Dzięki KPiachu. Chodzi o to, że pominęłam przy “kilkoro” słówko “dzieci”? Nie wydawało mi się to konieczne gdyż albowiem niejako czyli  pisałam o sobie i bracie, więc kolejne zdanie wysnuwało się z kontekstu poprzedniego.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie, nie, dzieci mi nie brakuje (serio mam ich w domu wystarczająco dużo ;-D ). Nie mogłem sobie poskładać tego zdania, bo początek wskazuje jakbyś miała wyliczać właśnie dzieci: Lidka, Janka no i Wacek ;-) A, następnie pojawia się spis przyczyn, dla których dzieciaki spędzały wakacje na wsi. Czyli spodziewałbym się raczej czegoś takiego:

Takich jak my było kilkoro. Siedzieli na wsi, bo rodzice pracowali, bo w domu było za mało funduszy, żeby posłać potomstwo na przereklamowane kolonie, bo wyrzuty sumienia nie pozwalały, by dzieciaki spędziły lato w zasmrodzonym mieście.

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Że tak powiem – gadamy o tym samym, ale używamy innego języka.  wink Ja troszkę skróciłam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Twoje opowiadania zawsze urzekają klimatem i dlatego czytanie ich to sama przyjemność ;) Ale trochę mnie rozczarowało, że to miłosna drama (jakaś nieromantyczna jestem) i historia się przez to robi taka trochę oklepana. 

W ostatnim akapicie raz jest “Christian” a raz “Chrystian”. Czy tak miało być?

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Nie, tak być nie miało smiley Zaraz to poprawiam.

A sam romans nie jest istotny, ważne było dzieciństwo.

Dzięki za wizytę i komentarz.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wspaniały klimat. Historia Krysi jest bardzo fajnym tłem. Tragicznym i ma tajemnicę, która intryguje. U mojego męża w rodzinie była podobna przykra śmierć. Choć winni byli rodzice chłopaka. Ech, życie jest niesprawiedliwe. Bardzo mi się podobało.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję, Morigano. Zdaje się, że przypadek Krysi, wbrew pozorom, dość często miewa miejsce. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Uch, ależ mnie ten tytuł odstraszał przez cały miesiąc. ;)

 

Początek jest bardzo ciekawy. Wprowadziłaś fajny klimat i mimo że w opowiadaniu niewiele się działo, czytałam i czytałam, pragnąc wiedzieć, co dalej. Trochę w pewnym momencie potykałam się o te przeskoki chronologiczne, bo nie zaznaczałaś ich, a był taki fragment, że nasadziłaś ich całkiem sporo. I nagle zdałam sobie sprawę, że do końca już niewiele, a jeśli historia dalej będzie się rozwijała w tak leniwym tempie, to nie zdąży doprowadzić do niczego.

I rzeczywiście – nagle poooszło! Popędziłaś, finał wyszedł na chybcika. Nic, że nieco banalny, to oczywiście do wybaczenia. Ale nie tak szybko, Bemik! :)

Dzięki Ocho, rozumiem, że odstraszałam, bo bemikowo było już w tytule.

A zakończenie? Przeważnie tak mam, że nie wychodzi :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ciepłe, nostalgiczne, widać, że doprawione duszą. Tylko tempo finału wydaje się odstawać od reszty opowiadania. Ale czytałam prawie miesiąc temu i pamiętam, więc jest dobrze:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

O, Alex! Jak się macie? 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dobrze:) Tylko Mrhoczna Dziedziczka postanowiła chyba pobić rekordy przyboru masy i je 20/24h, a mi trudno pisać lewą ręką. Toteż moje komentarze będą lakoniczne i nieco opóżnione;) (sorry za offtop, Basiu)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Żaden offtop na tematy dziecięce nie jest mi obcy czy wrogi. Gadajcie sobie dziewczyny, też się dołączę. Mój wnusio również przybywa na wadze, jak będzie ważył powyżej trzech kilogramów, to wreszcie odetchnę z ulgą. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niech dzieciaczki zdrowo rosną :)

Komentarze nie zające, a z małym-wielkim głodem nie ma co dyskutować ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytane.

Jak zwykle świetnie napisane, klimatycznie, aż się przypominają własne wakacje na wsi. Opowiadanie czytało się samo, i chociaż pewne elementy dało się przewidzieć, to jednak decydujące detale, serwowane powoli cały czas utrzymywały pewne napięcie i zaciekawienie. 

Przyznaję, że zostałam kupiona już samym tytułem. Kiedyś też miałam bursztynowy wisiorek w kształcie serduszka, który traktowałam jak amulet. Dla mnie miał magiczną moc. Już go niestety nie mam…

Ze strony formalnej – dzieciństwo jest, fantastyka jest, zbędnych traum brak, czyli jest wszystko jak być powinno. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

DZięki, Śniąca.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Opowiadanie zajęło w konkursie 3. miejsce.

 

Tak to wpisuję, dla potomnych :)

W moim rankingu było na miejscu szóstym, czyli niewiele zabrakło do punktowanego miejsca. 

 

Opinia, którą sobie zanotowałem.

Odmalowanie klimatu domku babci, dziecięcej przyjaźni i ogólna atmosfera tajemniczości bardzo mi się podobała. Postaci dość minimalistycznie, ale wiarygodne. Wyjaśnienie zagadki, jak i droga, która do tego zaprowadziła (sen) podobały mi się już mniej. To pierwsze takie zwyczajne, to drugie dość proste. Nie są to rzeczy, które gryzą się z opowiadaniem, ale chciałoby się więcej. Technicznie bez zarzutu.

 

Czyli podsumowując, niezły tekst. Nie wiem, czy nie sprawię Ci przykrości, ale “Pamiętasz?” podobało mi się o wiele bardziej. Nie wygrałoby z Werweną, ale mogłoby powalczyć z Morgianą o drugie miejsce. Czyli top3 gwarantowane. Ale z drugiej strony może innym jurorom spodobałoby się mniej…

DZięki, Zygfrydzie. Obawiam się, że “Pamiętasz” padłoby ze względu na brak fantastyki, a i dzieciństwa było tam niewiele.

A poza tym sama radość, że na jeden konkurs mogłam napisać dwa opowiadania, bo w obu przypadkach bardzo dobrze mi się pisało.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dobrość!

 

Największe brawa oczywiście za styl i klimat. Zapachniało latem na wsi (wiem, jak takie lato pachnie, bo chłonę je każdego roku. Choć dzisiaj ten zapach jest już inny niż ongiś).

Niby nie ma tutaj wielkiej grozy, ale jest dramat, tajemnica, nostalgia i smutek. Nie brak też jednak miejsca na trochę ciepła i wzruszeń. Bardzo ładna, be.mi.k.owa kompozycja. Historia również się mi. Żal tylko, że zakończenie było takie trochę… Nachalne, niemal łopatologiczne. Ot, streszczenie listów, zamknięcie całej historii w kilku zabijających emocje zdaniach i sajonara. Wierzę, a nawet jestem pewien, że mogłabyś to zrobić lepiej. I nawet limity Cię nie usprawiedliwiają. Niemniej, i tak jest to kawałek dobrej, bemiczkowej prozy. Niby takie trochu „babskiej”, ale taką właśnie Cię lubię.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

O, jak miło przeczytać. Bardzo dziękuję, Cieniu.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Miś się cieszy, że NF przechowuje takie piękne teksty ‘wspomnieniowe’ dla pokolenia misiowego. Obecny trend na pisanie horrorów, postapo i innych pełnych krwi, przemocy i okrucieństwa budzi w misiu złośliwe podejrzenie, że te jest łatwiej napisać, a i tak nikogo to już nie wzrusza/porusza.

Misiu, bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa oraz za to, że ganiasz po moich tekstach, bo dzięki Tobie ja też je sobie przypominam :-) 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nowa Fantastyka