- Opowiadanie: Dzio - Pan Kracy i 1 z jego pszygód

Pan Kracy i 1 z jego pszygód

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pan Kracy i 1 z jego pszygód

Od wieków od kąt się gam tylko moją pamięcią wybitną i potężną chciałem być bohaterskim obywatelem. Ratować piękne, dziewice, ładne z presji która je więziła i nie wypuszczała na wolność i być poszukiwaczem skalpów.  

Więc razu pewnego słońce, wysoko świeciło na niebie niczym ogromna błyszcząca gwiazda, tylko że w dzień a nie w nocy stanąłem przed potężnym, wiekowym drzewem i zielonym, na którego brązowej korze i pomarszczonej niczym staruszek na kresie swego długoletniego żywota marnego był gwoździem przykuty metaliczny napis na kartce pożółkłej i starej jak ten staruszek, tylko inny taki nie pomięty i wytrzęsionej z każdej strony i od góry i od dołu który mówił następującą i urzekającą treściom wzywającą me silne, serce waleczne do akcji. „W lesie ciemnym, gdzie słońce nie świeci, dużo roślin dzikich niczym najdziksze opętane rządzą stworzenie żyje, rośnie i wije się Dziewica, strzyżona pilnie przez złom Smoczycę, jest po kryta łuskami które odbijają przeróżnym blaskiem w promieniach światła niczym małe świetliki na bezkresnych odmętach czarnej samotni gąszczu ciemnego. Wznosi się do góry chatka z desek zbita na 10m stojąca na prowadzących poskręcanych schodach, gdzie na samej tej ich górze widnieje okno zakratowane kartami silnymi i mocnymi niczym stalowe uściski i za tymi oto kartami jest dziewica i skrzynia pełna skalpów do uratowania.”

Po długim zastanowieniu niewiele myśląc ruszyłem z kopyta na las ten groźny i ciemny i co się wije. Będąc mały las mnie przerażał. Ale przed oczyma miałem wizję. Ta wizja mnie prowadziła zakręcającą, ścieżkom, wyboistą ku celowi mojej podróży. Czyli ku skarbom zamkniętym za kartami w domku na schodach tych drzewiastych.

W lesie groźnym i ciemnym i co się wije tak łaziłem i łaziłem że się zagubiłem. Więc chodzę i chodzę i się drę. Bo mamusia moja własna rodzona, co to była pół nimfomanką drzewiastą po babce nimfomance drzewiastej mnie mówiła jak syneczku zbłądzisz w lesie groźnym i ciemnym i co się wije to się drzyj, aż się kto odezwie i wykaże ci drogę. W niespodziewanym momencie tak z nie macka coś mnie szturchało od tyłu. Patrzę i się oglądam, a tu łypie na mnie z pod oka kamienny Troll cały z kamienia i mchu na niektórych miejscach jego kamiennego ciała. Taki duży 4m. Z otworu gębowego zwisa mu błotnista bąbelkowa maść niczym wścibskiemu psu. Łypie na mnie tymi swoimi ciemnymi oczom dołami i zaciskając skamieniałe członki górnych kończyn rzece do mnie tak.

– Co tu robisz? – rzekł donośnym tubalnym szeptem.

– Zgubiłem się – odpowiedziałem grzecznie i na temat.

– Ale czemu się tak, kureczka mać drzesz!? – spytała dalej kamienna po stać.

– Bo może ktoś mnie usłucha i mi pomoże – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

– No to, kureczka mać ja usłuchałem. Pomogło ci!!!!? – Troll ryknął jak zabity.

Pożegnałem w ciszy tego jegomościa nieco drażniącego i postanowiłem zaufać umysłom i kierować się mchem. W końcu w moich żyłach płynie trochę dna nimfomanki drzewiastej. Troll spuścił się na wschód, ja poszłem na południe. Wyszłem na po lane między drzewami porosłą dziką zieloną i soczystą trawiastą nawierzchnią niczym nieudeptaną a zakończaną na samym środku stawem pełnym wody. Usłyszałem tętent kopyt i zobaczyłem dziewczynę wybiegającą z przeciwnej do mojej strony lasu. Jej cienka kibić kołysała się uwodzicielsko na wiadrze. W tym oto czasie przyszła do mnie myśl, że to moja Dziewica. Kto szuka temu się samo znajdzie. Podszedła do tegoż stawiku i pochwyciła w swe białawe niczym mąką obsypane ręce zielonkawo-brązowo-czerwoną żabę i zbliżając do niej swe czerwone jak jarzębina usta z rozwianym blondem włosem odgryzła jej głowicę. W wodzie odbijało się odwrotnie. To nie była dziewica, tylko coś okropnego. Krew trysnęła niczym woda z kranu ciurkiem płynąca, ciepła, gęsta i gorąca niczym lawa z krateru Wielkiego Wezyrusza. Ujrzała mnie ta nie dziewica i podszedła do mnie krokiem lekkim i płynącym niczym listek kołyszący się na czubku patyka, którego zerwał lekki wietrzyk i zatańcował z nim ostatni taniec spadania. Stanąwszy przede mną w swej całej okazałości z krwawą buzią przyjrzałem się jej dokładniej. Poza budową typową dla człowieka, a raczej dla kobiety miała biały, cętkowany i nieco przydługi ogon. Trochę gruby, ale z doświadczenia wiem, że one tego słowa nie lubią więc sobie tą myśl zostawiłem dla siebie.

– Jestem Kracy. Pan Kracy – rzekł z szelmowskim błyskiem kła wynurzającym się niczym górna płetwa rekina z odmętów wpienionych fal.

Z jej ust wypłynął potok sów płynący. Zlała mnie nimi od stóp, a miałem je onegdaj zadziane w skórę z leśnych wiewiór rudych, co to wytrzepały w nierównej walce wiewióry czarne, czyli tu bywalców. Wychodzących z nich nóg, niczym druga skóra, odziane miałem w skórzane galoty z wełny dzikich wędrownych kóz skalnych, com je musiał na skałach tropić niczym nocne zwierze tropiące nocą kózy skalne. Klatkę mą szeroką jak z tond do tam tond i z powrotem opasała luźna biała koszula, ale teraz szara bo dawno nie prana i nieco sztywna przez co popełniająca funkcję kamizelki kuloodpornej od strzał chroniącej. Jako bohater, a tym byłem opasany, wściekłą, jedwabistą, czerwoną jak krew, peleryną super bohaterską stworzoną przez małe robaczki jebwabniczki, które to swoimi małymi jebwabniczkowymi rączętami z dupencji wyciągały ciąć się nią za wzięcie. To znaczy nić, nie pelerynę wyciągały. Jakby się nie cięły, to by nie była czerwona a normalna nie czerwona. O bieliźnie nie wspomnę bo żeby o czymś wspominać to trzeba by najpierw to mieć a ja cenię sobie przestrzeń w cennych miejscach, bo nie lubię jak mnie coś uwiera. Po końce włosów na rękach moich silnych i walecznych niczym wściekły miś dobierający się do wysoko umieszczonego miodku. W każdym razie nic nie zrozumiałem, bo mówiła nie po mojemu, ale w sumie ładnie to brzmiało więc jej nie przerywałem, bo nieładnie jest przerywać. Kiedy już przestała to zabrałem ją ze sobą, bo w sumie była fajna i miała ogon. W końcu lasu wyszliśmy nie po tej stronie co trzeba, bo naszym oczom ukazało się może. Szumiące i falujące.

– Kobieto, – rzekłem do owej kobiety z ogonem nieco zatroskany jej białością – ty się jadu nawdychaj. Zaciągnęła się jak przystało na osobnika posiadającego zdrowe i mocne puco.

Patrzył na bez kres morza szumiący falami. Patrzył na towarzyszkę i u widział w jej oku wielkim niebieskim swoją przyszłość malującą się kolorami jakich nikt sobie wyobrazić w najbardziej wyobrażającej wyobraźni wyobrazić nie jest w stanie. Po nawdychaniu się ile wlezie i jeszcze trochę ruszyli ku przygodzie zdobyć skalpy o jakich się wyśnionym snem wieczystym nikomu śniącemu nie wyśniło.

Koniec

Komentarze

 

Ledwie prze brnąłem. Chaos, kumulacja błędów i fatalnej interpunkcji utrudnia czytanie i rozumienie. Późno już (albo wcześnie) i nie chce mi się czytać ponownie. Ale uczciwie przyznam, że gdzieś tam się zaśmiałem. 1x.

Czy to jest sygnaturka?

Opowieść widzę i czytam i nie chcę mi się uwierzyć, że to napisał dzielny i doświadczony zdobywca skalpów chodzący po lesie w poszukiwaniu ratowania dziewicy, a nie poradził On sobie z paroma słowami, bo nie umiał ich napisać tak, żeby się czerwone wężyki pod nie nie dostały. A tu się powpełzały ci węże pod wyrazy niektóre i szpetotę czynią w całej opowieści, co jest zajmująca nad wyraz, ale bez wężyka była by do czytania zdatniejsza, bo teraz nie jest. A przecież jak Pan Kracy mógł przeczytać kartkę na drzewie to i z rozpędu mógł zgłębić przepisy do napisania swoich przygód, co je Pan Beryl zalecał stosować w tych u tworach pisanych. I teraz to jest nawet dobrze ale tylko tak sobie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak se myślę (bo umim) ile trzeba się nawdychać tego jadu, żeby spotkać nimfomankę drzewiastą. I drenczy mie zapytanie: dlaczego “Dziewica, szczyżona pilnie przez złom” była. Co to za fajowy fryzjer ten złom i gdzie un jest?

Biorąc sobie do serduszka wszystkie u wagi, odnośnie mojego wielce wybitnego powyższego utworu, postanowiłam wprowadzić niewielkie zmiany. Oczywiście uważam, że utwór ten wybitny nie potrzebował ich, jednakże nie ma to jak robić dobrze czytającym, tak więc u cieszę wasze zmęczone oczęta korzystając z opcji edycji.

Mam bardzo starą wersję słownika w programie piszącym, co powoduje, że nie jest on w stanie rozpoznać poprawnie pisanych sów.

Niejako muszę jeszcze nadmienić, że mam ekran czarno-biały więc czerwonych węży nie jestem w stanie zobaczyć. Ubolewam wielce nad tym faktem. Oj, jak ja ubolewam, oj, oj, oj.

8-)

Ja zawsze mam rację. Nawet gdy nie mam racji, to ją mam.

No i jak poprawiłaeś wiele błądów, to od razu lepiej. Dalej było męczące, ale nie nogę nie do cenić, kilku fajnych z formułowań. Więc doceniam klika, np: nimfomankę drzewiastą lub wpienione fale.

Czy to jest sygnaturka?

Cześć.

Rozwiązania fabularne są, jak się zdaje, kopiowane z wcześniejszych opowiadań. Szkoda, bo to widać. Ponadto kolejna praca polegająca na wymyślaniu, gdzie by tu jeszcze popełnić błąd (obecnie znane mi przeglądarki internetowe z wybranym językiem polskim wskazują wiele z takich błędów). Jeżeli grafomania polega na wciskaniu na siłę błędów, to zasługujesz na Pulitzera. A jeżeli nie, to zmarnowałeś mój czas.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Piotr Tomilicz masz racje, zdaje ci się. Ja nie kopiuję, a jeśli coś jest podobne do istniejącego, to co się temu dziwić, wszak dużo jest ludzi podobnie myślących. To oczywiste, że przeglądarki wskazują wiele z takich błędów i tak, uważam że na tym polega ten konkurs. Podkreślanie słów, tworzenie niegramatycznych zdań itd. itp.

Przyznaję, że powyższy tekst jest nieco męczący w czytaniu, co zauważył kchrobak. Czyli nieco przydługie zdania i niewłaściwa interpunkcja. Konkurs zamknięty, więc edytować nie wypada.

Oj, no nie ma co pisać o zmarnowanym czasie. Spójrz na to z innej strony. Wiedząc już czego należy się spodziewać po mojej pisaninie, w przyszłości łatwą podejmiesz decyzję, czy ruszać ją patykiem, czy obejść szerokim łukiem.

8-)

Ja zawsze mam rację. Nawet gdy nie mam racji, to ją mam.

A ja lubię taką Grafomanię, wiec misie spodobała. :-) Fajne opisy, nie pozastawiają miej sca na wątli w ości, skąd się peleryna wzięła. ;-)

Babska logika rządzi!

Mnie się początek spodobał, są fajne momenty (”rośnie i wije się Dziewica, strzyżona pilnie przez złom Smoczycę”), ale to pierwszy od nie wiem kiedy tekst, którego nie doczytałam do końca – ze względu na wykonanie. Zmęczył mnie po prostu.

 

 

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka