Niektórzy załapią motywację, a innym, mam nadzieję, że nie sprawi dużej przykrości, jeśli zdecydują się przeczytać.
Niektórzy załapią motywację, a innym, mam nadzieję, że nie sprawi dużej przykrości, jeśli zdecydują się przeczytać.
Osiągnąwszy wierzchołek zacząłem się zsuwać. Najpierw powoli, jak żółw, ociężale. Potem stromizna robiła się coraz stromsza, więc zacząłem przyspieszać. Pod koniec pędziłem tak, że byłem na serio zestrachany. Gdyby nie to, że wszystko potoczyło się tak szybko, to bym pewnie narobił w… Gruchnąłem tyłkiem w koniczynę, aż mi w uszach zadzwoniło. Podniosłem się i obmacałem ciało. Ha, nic sobie nie uszkodziłem. Brawo ja!
No dobra, gdzie jest ten zielony kurdupel?
Rozejrzałem się po okolicy, ale nic nie wypatrzyłem. Żadnej chatki, drumlina czy innego menhira. Zacząłem nasłuchiwać, bo przecież tak też można namierzyć leprikona – wsłuchując się w rytmiczny stukot jego szewskiego młoteczka. Ale nie, też nic.
– No żeż, kurwa mać! – zasyczałem przez zęby.
– Wypraszam sobie. – Usłyszałem za plecami piskliwy głosik.
Podskoczyłem, łapiąc się za serce. Nie należę do strachliwych, ale ciekawe, jak wy byście zareagowali w takiej sytuacji.
– Przepraszam. Tak mi się wymskło.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się mały, tak do ramienia mi sięgał, człowieczek wciśnięty w zielony surducik. – Ja tam też święty nie jestem. A, wasze – polskie – naleciałości kulturowe znam aż za dobrze. Dużo was, ostatnio, na naszej wyspie, się wyroiło.
Patrzyłem na niego, zastanawiając się, co dalej. Niby miałem jakiś plan, ale nagle wydał mi się, hmm… taki mało zręczny, by nie rzec – niewykonalny. Straciłem efekt zaskoczenia, a poza nim nie miałem zaplanowanych żadnych atutów.
– Cóż cię sprowadza w me skromne progi? – zagadnął po dłuższej chwili milczenia.
– No, ten… – Podrapałem się po głowie. – W sumie to chciałem zapytać… hmm… jak to jest z… no… Czemu nie robisz butów? Słyszałem, że leprikony są świetnymi szewcami, a ty…
– No bez jaj – przerwał mi w pół zdania. – Chcesz mi wmówić, że władowałeś się na sam szczyt tego tutaj badziewia – kopnął kolorowy łuk tak, że ten wydał z siebie głuchy, metaliczny dźwięk – by mnie wypytać o buty.
– No nie, tak tylko chciałem, kulturalnie zagaić…
– Dobra, dobra. Chodź. – Kiwnął ręką i odwrócił się do mnie plecami.
Przez chwilę kuśtykałem za nim, cały czas walcząc z pokusą, by się na niego nie rzucić. Przygnieść kurdupla do ziemi i zażądać garnka ze złotem w zamian za uwolnienie. Ale jakoś się na to nie zdobyłem.
Po chwili doszliśmy do niewielkiego, dębowego zagajnika. Wskazał mi sterczący z ziemi pieniek i zniknął w krzakach.
– Napijesz się piwa? – Doleciał mnie po chwili jego przytłumiony głosik.
– Chętnie.
Pojawił się po chwili z dwiema butelkami ale.
– Masz tu porządne piwo, nie takie siki jak wy produkujecie.
– Dzięki.
– S'il vous plait.
– Że co?
– Proszę – po francuskiemu. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – To co? Interesują cię jeszcze buty, czy przejdziemy od razu do rzeczy?
– Interesują.
Popatrzył na mnie spod wpół przymkniętych powiek. Zacmokał. Pociągnął solidny haust piwa i rzekł:
– Nie robię już butów. Rynek się zepsuł. Wszędzie pełno taniego badziewia. Śmierdzącego klejem, chińskiego gówna. To z jednej strony. A z drugiej – drogich, markowych wynalazków. Jak nie puścisz reklamy we wszystkich tych kolorowych szmatławcach albo nie zapłacisz celebrytom, żeby w twoich butach łazili, to nie istniejesz. Ech, co ci będę, kurwa, mówił…
Uśmiechnąłem się, słysząc swojski przecinek.
– Tu nie ma nic do śmiacia! – Wkurzył się gnom.
– Nie, ja nie z tego. Tylko z tej kurwy, co ci się wymskła.
– A, no chyba. I jak piwko?
– Wyborne.
– Chcesz jeszcze jedno?
– Nie, będę jeszcze musiał wrócić. A nie chciałbym po pijaku…
– Ty to raczej taka pierdoła jesteś, co?
– No wiesz, tak bym chyba tego nie ujął. – Przyznaję, ubodło mnie nieco to krzywdzące i, trzeba to podkreślić, niesłuszne oskarżenie. Bo niby co w końcu, kurcze blade, jak mężczyzna jest kulturalny, nie jeździ po pijaku i dba o higienę to od razu pierdoła?
– Dobra, dobra. Nie obrażaj się. Chcesz trochę złota? – Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
Zauważyłem, że brakowało mu w paszczy kilku zębów. On zauważył, że ja zauważyłem i lekceważąco wzruszył ramionami, ale widziałem, że wzdrygnął się na to wspomnienie.
– Miałem ostatnio wizytę dwóch takich. Skurwiele. Ale już dostali nauczkę.
– Co im zrobiłeś?
– A zabiłem skurwysynów. – Wskazał dłonią niewielki kurhanik. – Tam leżą ich kości.
– Ale… Ale… Dlaczego?
– Bo to źli ludzie byli. Mówiłem już.
– Mnie też zabijesz?
– A co, rzucisz się na mnie i skatujesz?
– Nie, no co ty?
– No to i powodów do zabijania nie mam.
– Ale jak oni cię złapali.
– A normalnie, srebrnym łańcuchem, z zaskoczenia. Skądś się skurwysyny musiały dowiedzieć, że to magię blokuje.
– W „Wiedźminie” było. – Wyrwało mi się mimowolnie.
– Że jak?
– No, w takiej książce. Mimika tak wiedźmin załatwił.
– Może, choć te półgłówki nie wyglądały mi na czytatych. Nic to. Najważniejsze, że na koniec i tak postanowili odzyskać srebro. Debile. Ale dość o tym. To chcesz trochę złota, czy nie?
– No, jeśli to nie kłopot…
– Słuchaj, ja się napraszać nie będę. Wystarczy poprosić.
– To ja proszę.
– Dużo?
– Co – dużo?
– Kurwa, ja pierdolę! Czy dużo tego złota, się pytam.
– Bo ja wiem, a ile można?
– Lutnę ci, jak boga kocham, przypierdolę w gębę.
– No dobra, dobra. Już nie będę. Tak ze dwa kilo bym prosił.
Leprikon pstryknął palcami i sekundę później przed moimi stopami gruchnął, spadający nie wiadomo skąd, garnek wypełniony kruszcem. Podskoczyłem przestraszony i kątem oka zauważyłem, jak gnom zasłania sobie oczy dłonią i z politowaniem kręci głową. A może było to zażenowanie.
– A gdzie jest haczyk? – zapytałem, tknięty nagłą nieufnością.
– Nie ma, nigdy nie było. Od setek lat przyłażą tu różni tacy. Rzucają się na człowieka, znaczy – gnoma, biją, grożą. No i cóż, generalnie odchodzą z niczym. Co bardziej agresywni dostają łomot albo kończą jak tamci. A zasada jest prosta: wystarczy poprosić.
– I tak po prostu…
– Po prostu, po prostu – zaczął przedrzeźniać mnie piskliwym głosikiem. – Ale jak komuś wygadasz, to wpierdol. – Pogroził palcem.
– Nie wygadam, słowo. – Obiecałem skwapliwie, pakując sztabki do plecaka, który kupiłem ostatnio na wyprzedaży.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że sztabki mają oznaczenie Credit Suisse, a nie nasze?
– Nie, no skąd.
– To dobrze, takie akurat miałem pod ręką.
– Wpadnij jeszcze kiedyś. Nudno tu samemu.
– Wpadnę, obiecuję.
– A może buty byś chciał jeszcze? – Ożywił się nagle gnom.
– A wiesz, że chętnie. A jakie masz?
– Jak to jakie masz? To ręczna robota, a nie dyskont. Tu nie wybierasz z półki, tylko dostajesz produkt najwyższej klasy, z najlepszych materiałów. W jednym, jedynym, niepowtarzalnym egzemplarzu.
– Okej, a mógłbym prosić o takie zwykłe, wiesz bez tego obcasa i złotej klamerki na froncie.
– Mówisz i masz. Wpadnij za tydzień, będą gotowe.
– A jakiejś miary nie potrzebujesz zdjąć? Fason ustalić?
– Chłopcze, rozmawiasz z profesjonalistą. – Znowu to same pobłażliwe spojrzenie. – Idź już sobie. – Pokiwał mi dłonią i znikł za pniem dębu.
Chwyciłem plecak i ruszyłem przed siebie. Wdrapując się na tęczę, przypomniałem sobie, że z tamtej strony zaczynała się ona na pasie startowym podbiałostockiego lotniska. Czyli stary, potrzaskany asfalt, zamiast miękkiej koniczyny. Oj, będzie bolało.
Cieszę się, Kchrobaku, że w Twojej wersji leprikon jednak ocalał. A tamci dwaj… no cóż, wcale mi ich nie żal, bo to źli ludzie byli.
Szybko zorientowałam się, co było inspiracją, a ponieważ Twoja opowieść jest szalenie sympatyczna, w dobrym nastroju udaję się na spoczynek. ;-D
– No żeż, kurwa mać! – Zasyczałem przez zęby. – – No żeż, kurwa mać! – zasyczałem przez zęby.
Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
– Wypraszam sobie – odezwał się za mymi plecami piskliwy głosik. – Raczej: – Wypraszam sobie. – Usłyszałem za plecami piskliwy głosik.
Głos się nie odzywa, to ktoś odzywa się jakimś głosem, w tym przypadku piskliwym.
Tak mi się wymskło. – Tak mi się wymsknęło.
Niby miałem jakiś plan, ale nagle wydał mi się, jakiś taki, mało zręczny… – Czy to celowe powtórzenie?
Przerwał mi wpół zdania. – Przerwał mi w pół zdania.
– Tu nie ma nic do śmiacia! – Literówka.
Tylko z tej kurwy, co ci się wymskła. – Tylko z tej kurwy, co ci się wymsknęła.
Ty to raczej taka pierdoła jesteś, co? – Ty to raczej taki pierdoła jesteś, co?
Bo niby co w końcu, kurcze blade… – Literówka.
…zaczął przedrzeźniać mnie swym piskliwym głosikiem. – Zbędny zaimek; czy mógł przedrzeźniać cudzym głosikiem?
Ale jak komuś wygadasz, to w pierdol. – Ale jak komuś wygadasz, to wpierdol.
Znowu te same pobłażliwe spojrzenie. – Znowu to samo pobłażliwe spojrzenie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Naprawdę sympatyczne opowiadanie :) Trochę nie brzmi mi pierwszy akapit – między innymi “stromizna, która zrobiła się stromsza”, ale zrzucam to na karb charakteru postaci. I po co te trzy kropki? Narobiłby w gacie i tyle!
Jako, że byłem w pewnym stopniu inspiracją przeczytałem z zainteresowaniem :)
@ regulatorzy
Fajnie, że nie sprawiło Ci przykrości i dzięki za poprawki.
Co do zapisu dialogów, to znam zasady – ze wskazanego linką miejsca zresztą (przy okazji polecam wszystkim zainteresowanym).
Kilka usterek, typu: “wymskło”, “taka pierdoła”, “kurcze”, popełnionych zostało z premedytacją, coby nadać temu taki pospolity, by nie rzec – przaśny, charakter. Reszta, no cóż, taki pierdoła jestem :)
@ Petraszka
Wskazane przez Ciebie uchybienia znalazły się rozmyślnie. A trzy kropki stąd, że działo się to tak szybko, iż kolega bohater nie zdążył nawet…
Dobrze czy źle wymyśliłem, to kwestia dyskusyjna. Ale moje są, moje własne. My treasure. Łapy precz!
Dzięki za wizytę i komentarz.
@ belhaj
Mam nadzieję, że bez przykrości, mimo iż Twoich bohaterów potraktowałem nieco brutalnie. Niemniej, Twoje opowiadanie nie dawało mi spokoju i musiałem.
Czy to jest sygnaturka?
Cześć.
Interpunkcja jest u Ciebie niestety trochę gorsza niż sugeruje regulatorzy.
– No żeż, kurwa mać! – Zasyczałem przez zęby. – – No żeż, kurwa mać! – zasyczałem przez zęby.
Tak.
– Wypraszam sobie – odezwał się za mymi plecami piskliwy głosik. – Raczej: – Wypraszam sobie. – Usłyszałem za plecami piskliwy głosik.
Nie.
Jeżeli wypowiedź bohatera normalnie zakończyłaby się kropką, to jej nie stawiasz. Przykład:
– Poszedłem na piwo – powiedział Kowalski.
Jeżeli innym znakiem niż kropka, to go stawiasz. Przykłady:
– Jak cię zwą? – zapytał Nowak.
– Zobacz tam! – krzyknął mroczny stwór z bagien.
– A może byś tak zdjęła fatałaszki i… – zasugerował Zenek.
Dialog bardziej złożony:
– Jak leci? – dopytywał się Karol. – Podobno masz coś do opylenia.
– Ano mam – odparł Franek.
TO nie jest jedyna dopuszczalna forma, ale moim zdaniem najlepsza, najłatwiejsza i najczytelniejsza. A przy tym najbardziej oczywista.
Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.
Kchrobak oczywiście, że bez przykrości. Chwastom się należało :)
No i bardzo miło być czyjąś inspiracją, no i fajnie że szort Leprechaun na tyle utkwił ci w pamięci, że pokusiłeś się o napisanie swoistego ciągu dalszego :)
Oby więcej razy mi się to zdarzało :)
Oj, Interpunkcja u, mnie, leży i, kwiczy. To fakt. Ale pracuję nad sobą…
Co do zapisu dialogów, to jednak obstawał będę przy zasadach wyłuszczonych tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
A zasady te mówią, że, poza tym, co obrazowo wyłuszczyłeś powyżej, odgłos paszczowy nie wymaga kropki, zaś niepaszczowość dalszego ciągu wymusza i kropkę przed, i wielką literę po tej poziomej kreseczce co się półpauzą zowie.
Czy to jest sygnaturka?
Belhaju, nie miej mi za złe, ale opowiastka Kchrobaka o wiele bardziej przypadła mi do gustu :) Bezsensowna przemoc jest bez sensu, co i tu zostało udowodnione. Bo wystarczyło poprosić… :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
stromizna robiła się coraz stromsza
Nie należę do strachliwych, ale ciekawe(+,) jak wy byście zareagowali w takiej sytuacji.
Dużo was, ostatnio, na naszej wyspie, się wyroiło. ← dużo was ostatnio wyroiło się na naszej wyspie
Patrzyłem na niego(+,) zastanawiając się(+,) co dalej.
taki, mało zręczny, by nie rzec
nie miałem zaplanowanych żadnych atutów. ← można zaplanować atut?
Zzagadnął po dłuższej chwili milczenia.
Słyszałem(+,) że leprikony są
– No bez jaj. – Pprzerwał mi w pół zdania.
Chcesz mi wmówić, że władowałeś się na sam szczyt tego tutaj badziewia. – Kopnął kolorowy łuk tak, że ten wydał z siebie głuchy, metaliczny dźwięk – by mnie wypytać o buty. ← Źle. Użyj archaicznego zapisu dialogu. (…) tutaj badziewia – kopnął kolorowy łuk, tak, że ten wydał z siebie głuchy, metaliczny dźwięk – by mnie wypytać o buty.
– Chętnie.
– Pojawił się po chwili z dwiema butelkami ale.
To raczej nie jest wypowiedz?
Uśmiechnąłem się(+,) słysząc swojski przecinek.
On zauważył, że ja zauważyłem i lekceważąco wzruszył ramionami, ale zauważyłem
Najważniejsze, że na koniec, i tak postanowili odzyskać srebro.
kątem oka zauważyłem(+,) jak gnom zasłania sobie oczy dłonią
Całkiem przyjemne, a przeważnie nie lubię takich tekstów. Przede wszystkim zabawne :)
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
@ naz
Co było do poprawienia poprawiłem. Niektóre powtórzenia z premedytacją się pojawiły, więc…
Się cieszę, że się, choć trochę, podobało.
Należało się chwastom – też tak uważam – więc dostali. I pewnie dlatego też śniącej bardziej się podobało. Mi belhajowy tekst został jakoś dziwnie mocno w pamięci, więc musiałem jakiegoś klina zastosować.
Inna rzecz, że ostatnio Blackburn był łaskaw określić Leprechauna “męskim”. To na tym tle ten mój wydaje mi się taki…
Czy to jest sygnaturka?
Dobry, ale belhajowy bardziej mi przypadł do gustu :P
F.S
I jeszcze raz @ naz
Myślałem się nad tym atutem i chyba rzeczywiście najbardziej oczywiste jest traktowanie atutu jako cechy/rzeczy/itp. niejako przyrodzonej/przypisanej z góry – czyli “mieć atut”, “posiadać atuty” ;)
Ale po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że zaplanowanie też jest możliwe. Choćby efekt zaskoczenia – trzeba go samemu stworzyć, czyli można zaplanować.
Niemniej, dzięki za motywację do myślenia.
Czy to jest sygnaturka?
Też szybko zorientowałem się, że to belhajowe opowiadanie było inspiracją. Uśmiałem się przednio. Bardzo przyjemnie się czytało. Dialogi całkiem udane. Pozdrawiam. B.
Dzięki za wizytę i cieszę się, że nie było to przykrym doświadczeniem.
Czy to jest sygnaturka?
Odgadłam inspirację. Tym łatwiej, że wczoraj czytałam. Ta wersja podoba mi się bardziej. Chwasty wyrwane, wystarczyło poprosić, a potem poobijać sobie tyłek o asfalt. I pewnie jeszcze dostać ciężkim plecakiem po głowie.
Mam wątpliwości co do wagi sztabek. Jeśli na dwa kilo wchodzi więcej niż jedna, to to chyba blaszki nie sztabki.
Babska logika rządzi!
Hmm, zwyczajowo nawet małe “blaszki” to też sztabki. Ale rzeczywiscie chyba nie przemyślałem, bo półkilogramowa sztabka ma mniej więcej rozmiar wizytówki, więc ten plecak byłby raczej pustawy. Ale chyba nie chciałem być pazerny :-)
Czy to jest sygnaturka?