- Opowiadanie: MPJ 78 - Stara sprawa

Stara sprawa

Zanim ci­śnie­cie na mnie gromy za cy­fer­ki kilka słów wy­ja­śnień. W pi­smach urzę­do­wych daty za­wsze za­pi­sy­wa­ne są cy­fra­mi. Mój bo­ha­ter takie wła­śnie no­tat­ki kse­ru­je i w do­kład­nie takim stylu pro­wa­dzi swój dzien­nik. Stąd też taki a nie inny opis ka­li­bru i typu amu­ni­cji.  Gdy­bym za­sto­so­wał pełne słowa za­miast liczb nie trzy­ma­ło­by się to kon­wen­cji. Rów­nież w przy­pad­ku dia­lo­gu z sier­żan­tem Wę­grow­skim słowo “czło­wiek” po­wta­rza się nie­przy­pad­ko­wo.   Co do resz­ty, no cóż czło­wiek ;) jest omyl­ny. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Stara sprawa

 Sie­dzę w krza­kach, jest noc, ostat­ni dzień sierp­nia dwa ty­sią­ce dwu­na­ste­go roku, peł­nia księ­ży­ca. Przez pro­sty dzie­cin­ny te­le­skop oglą­dam biały filar mgły scho­dzą­cy z nieba na zie­mię. Filar wi­ru­je i spra­wia wra­że­nie ży­we­go or­ga­ni­zmu. Do­ko­ła niego na łące tań­czą dziew­czy­ny w czymś zwiew­nym. Ma­low­ni­czy ob­ra­zek, mimo to drżę ze stra­chu. Jak to się wszyst­ko za­czę­ło? Może od pro­jek­tu wy­ko­na­nia ka­na­li­za­cji? Może od ko­par­ki, która zro­bi­ła wykop? Może od ar­che­olo­gów, pro­wa­dzą­cych w wy­ko­pach ba­da­nia ra­tun­ko­we? Może od te­le­fo­nu na ko­mi­sa­riat? Dla mnie, po­ste­run­ko­we­go Ser­giu­sza Ma­cie­rza­ka za­czę­ło się od słów:

– Młody weź coś do pi­sa­nia, je­dzie­my do trupa.

To miało być moje pierw­sze praw­dzi­we śledz­two, więc oprócz no­ta­tek służ­bo­wych pro­wa­dzi­łem pry­wat­ne za­pi­ski z jego po­stę­pów.

 

3 sierp­nia 2012 r.

Trup to dużo po­wie­dzia­ne. Ar­che­olo­dzy ze­bra­li de­na­ta, do dwóch ku­błów, każdy o po­jem­no­ści jakichś dwu­dzie­stu li­trów. W jed­nym zna­la­zła się czasz­ka i co grub­sze kości: mied­ni­ca, pisz­cze­le i tym po­dob­ne. W dru­gim zdaje się żebra, ja­kieś drob­ne kości i ich reszt­ki. Obok na folii roz­ło­żo­no rze­czy, które przy szkie­le­cie zna­le­zio­no. Dużo tego nie było, frag­men­ty butów, me­ta­lo­we gu­zi­ki z orzeł­kiem, torba mel­dun­ko­wa w niej garść naboi ka­li­ber 7,62x25mm, reszt­ki skó­rza­ne­go pasa z ka­bu­rą, port­fel, tro­chę drob­nych monet z prze­ło­mu lat czter­dzie­stych i pięć­dzie­sią­tych, Jakaś trój­kąt­na blasz­ka z orłem i nu­me­rem, oku­cie z reszt­ka­mi dasz­ka czap­ki, frag­men­ty ubra­nia. Aspi­rant wi­dząc to skrzy­wił się jakby jadł cy­try­nę i po­szedł po­roz­ma­wiać z ar­che­olo­ga­mi.

– Aspi­rant Wę­grow­ski, co o nim mo­że­cie mi po­wie­dzieć?

– To po­li­cja po­win­na o nim wie­dzieć wię­cej niż my. – Bro­da­ty ar­che­olog uśmie­chał się lekko.

– Jak skoń­czy­my śledz­two, to na pewno.

– Jakby to po­wie­dzieć, nasz pro­blem ale wasz czło­wiek.

– Że co?

– To pro­ste. Ten tutaj, tra­fił pod zie­mię, na po­cząt­ku lat pięć­dzie­sią­tych. To, co przy nim zna­leź­li­śmy su­ge­ru­je, że był mi­li­cjan­tem.

– Może to jakiś żoł­nierz? – W gło­sie aspi­ran­ta prze­brzmie­wa­ła złud­na na­dzie­ja.

– Na pewno nie. To – tu bro­dacz wska­zał na trój­kąt­ną blasz­kę – wska­zu­je, że to glina.

– Szlag by to, po­rucz­nik Sa­łac­ki się zna­lazł. – Aspi­rant mimo bły­ska­wicz­ne­go usta­le­nia, toż­sa­mo­ści de­na­ta wy­glą­dał, jak nomen omen zmo­kły pies.

 

Nie mie­li­śmy za dużo pracy. Szcząt­ki za­ła­do­wa­no do ka­ra­wa­nu, po­ja­dą nim do kost­ni­cy. Zna­le­zio­ne rze­czy zgar­nął do to­re­bek tech­nik, tra­fią do la­bo­ra­to­rium. Sier­żant stał przy ra­dio­wo­zie i ner­wo­wo palił pa­pie­ro­sa. Mu­sia­łem go o coś spy­tać.

– Panie Janku skąd pan wie­dział, kto jest tym nie­bosz­czy­kiem.

– Młody, wi­dzisz ja je­stem z ro­dzi­ny z tra­dy­cja­mi. Oj­ciec i dwóch stry­jów słu­ży­li w mi­li­cji a potem po­li­cji. Dzia­dek słu­żył w mi­li­cji, od czter­dzie­ste­go czwar­te­go, do lat sie­dem­dzie­sią­tych. Ten tru­posz­czak, w opo­wie­ściach, które sły­sza­łem w dzie­ciń­stwie, robił za wzo­ro­wą ka­na­lię, przez którą dzia­dek stra­cił na dłuż­szy czas szan­se na awans. Oj­ciec jak do­słu­żył się ka­pi­ta­na, a potem zo­stał in­spek­to­rem do­ko­pał się do pa­pie­rów po Sa­łac­kim. Za­wsze po­twier­dzał słowa dziad­ka i do­da­wał od sie­bie, że był to świr i świ­nia do­no­szą­ca na ko­le­gów. Teraz zaś to ścier­wo pew­nie bę­dzie mi życie za­tru­wać.

– Niby jakim cudem? Prze­cież co by nie mówić, to się przedaw­ni­ło.

– Młody, nie o przedaw­nie­nie cho­dzi, tylko o to, co z nim zro­bić.

– Nie ro­zu­miem?

– Bo młody je­steś jesz­cze. Spra­wa ma się tak. Jak nasz zgi­nie na służ­bie na­le­ży mu się na po­grze­bie pełna asy­sta, praw­da?

– No tak.

– A jeśli zde­zer­te­ro­wał?

– No to nie.

– A jeśli de­zer­cję przy­pi­sał mu pro­ku­ra­tor w cza­sach sta­li­now­skich?

– To chyba można z asy­stą.

– A jeśli ten nie­bosz­czyk za życia zwal­czał, jak to się mówi teraz, żoł­nie­rzy wy­klę­tych?

– O cho­le­ra…

– No wła­śnie. Teraz zgad­nij, kto obe­rwie za ten pro­blem.

– My?

– Do­kład­nie tak Wat­so­nie.

 

14 sierp­nia 2012

Zo­sta­łem od­de­le­go­wa­ny na po­grzeb po­rucz­ni­ka Sa­łac­kie­go. Uro­czy­stość zgro­ma­dzi­ła nie­wie­le osób: naszą de­le­ga­cję z ko­mi­sa­ria­tu, księ­dza, dwie osoby z urzę­du mia­sta, ar­che­olo­gów, pra­cow­ni­ków firmy po­grze­bo­wej. Skrom­ne grono uzu­peł­niał dzia­dek aspi­ran­ta Wę­grow­skie­go, w ga­lo­wym mun­du­rze sier­żan­ta Mi­li­cji Oby­wa­tel­skiej oraz kilku miej­sco­wych. Po­ste­run­ko­wy Okta­wian Au­gu­stow­ski mówił, że przy­szli Ma­rec­cy. Za­cie­ka­wi­ło mnie czemu mło­dzi lu­dzie, na oko przed trzy­dziest­ką wzię­li udział w ta­kiej uro­czy­sto­ści. Czyż­by jakiś z ich przod­ków miał coś wspól­ne­go ze znik­nię­ciem tego mi­li­cjan­ta? Ka­me­ral­ność uro­czy­sto­ści była zwią­za­na z do­ku­men­ta­mi, które w jego sprawie udało się po­zy­skać z IPN. Po­dob­no ko­much z prze­ko­na­nia a do tego świr. Po­sta­no­wi­łem sko­rzy­stać z oka­zji i po­roz­ma­wiać z se­nio­rem Wę­grow­skim.

– Pan jest dziad­kiem aspi­ran­ta Wę­grow­skie­go?

– A kto pyta?

– Po­ste­run­ko­wy Ma­cie­rzak.

– Janek mówił o tobie.

– Po­dob­no pan słu­żył z de­na­tem.

– A no słu­ży­ło się pod Sa­łac­kim. – So­lid­ne splu­nię­cie po na­zwi­sku, wska­zy­wa­ło na sto­su­nek do po­rucz­ni­ka.

– Trud­ny był?

– Trud­ne, to były czasy. Wszyst­ko znisz­czo­ne po woj­nie. Bieda była taka, że my, pierw­sza linia walki o prawo i po­rzą­dek, przez parę lat nawet wła­snych mun­du­rów nie mie­li­śmy. Czło­wiek nosił cy­wil­ne ciu­chy, a potem do­dzie­ra­ło się woj­sko­we łachy z de­mo­bi­lu. Z bu­ta­mi tra­ge­dia była zu­peł­na. Do­pie­ro na po­cząt­ku lat pięć­dzie­sią­tych za­czę­ło się tro­chę po­pra­wiać. Czło­wiek za­czy­nał wie­rzyć, że w końcu bę­dzie le­piej. Mun­du­ry nam nowe wy­fa­so­wa­li. Ma­rzył czło­wiek, że się pój­dzie do szko­ły ofi­cer­skiej na jakiś kurs i wtedy po­de­sła­li nam tę mendę. – Ko­lej­ne splu­nię­cie.

– Jeśli to nie pro­blem, może pan po­wie­dzieć, co on ta­kie­go zro­bił?

– Po pierw­sze, był obcy, nie ro­zu­miał tu­tej­szych ludzi. Po dru­gie, był nad­gor­li­wy, a to gor­sze od fa­szy­zmu.

– Ide­owy ko­mu­ni­sta?

– Daj pan spo­kój. Wia­do­mo wła­dza była pod­ów­czas lu­do­wa, i miała swoje wi­dzi­mi­się. U nas wy­my­śli­ła sobie spół­dziel­nie rol­ni­czą. Chęt­nych nie było. Czło­wiek mu­siał ich siłą ze­brać, ale summa su­mma­rum sta­nę­li­śmy na wy­so­ko­ści za­da­nia, i spół­dziel­nia po­wsta­ła. Przy­szły sia­no­ko­sy, po­szedł czło­wiek po­ma­gać.

– Mi­li­cjan­ci ko­si­li pola?

– No w tym, czy­nie spo­łecz­nym. Ech, to były czasy. – Stary Wę­grow­ski roz­ma­rzył się wy­raź­nie. – Czło­wiek szedł z in­ny­mi, gro­ma­dą. My ko­si­li­śmy, dziew­czy­ny gra­bi­ły, ale jakie to były dziew­czy­ny. Teraz, to czło­wiek nie ma na czym oka za­wie­sić, tamte miały na czym usiąść i czym od­dy­chać.

– Jaki to ma zwią­zek z Sa­łac­kim? – Roz­ma­rzo­ne oczy dziad­ka wska­zy­wa­ły, że wcho­dzi w fazę ero­to­ma­na ga­wę­dzia­rza i bę­dzie opo­wia­dał o dziew­czy­nach z cza­sów swojej mło­do­ści. Mnie zaś za­le­ża­ło na in­for­ma­cjach o Sa­łac­kim.

– Sa­łac­ki – stary Wę­grow­ski so­czy­ście splu­nął – od­bi­ło mu wów­czas, z po­wo­du wy­gnie­cio­ne­go w tra­wie kręgu.

– Wy­ście z tymi dziew­czy­na­mi…

– O tak i to nie raz. – Sier­żant uśmiech­nął się zna­czą­co. – Ale­śmy nie wy­gnia­ta­li krę­gów w tra­wie. Czło­wiek w tam­tych cza­sach pre­fe­ro­wał kopy siana i stogi. Tamta menda – so­czy­ste splu­nię­cie – za to pi­sa­ła na nas do­no­sy.

Dal­szą roz­mo­wę prze­rwa­ło przy­by­cie in­spek­to­ra po­li­cji, pry­wat­nie syna sier­żan­ta Wę­grow­skie­go, który miał od­wieźć go do domu.

 

16 sierp­nia 2012

Przede mną leżą akta z lat pięć­dzie­sią­tych. Jutro, po­ju­trze mają tra­fić do wy­dzia­łu „X” zaj­mu­ją­ce­go się spra­wa­mi, któ­rych wcze­śniej nie udało się roz­wią­zać. Nie chcę tego tak zo­sta­wić, w końcu to moje pierw­sze po­waż­ne śledz­two. Kse­ru­ję co się da. Bę­dzie to ma­te­riał do mo­je­go pry­wat­ne­go dochodzenia. Mam już tro­chę da­nych. Sa­łac­ki wy­szedł na nocny pa­trol ósme­go czerw­ca ty­siąc dzie­więć­set pięć­dzie­sią­te­go dru­gie­go roku. Uzbro­ił się jak na wojnę. Z do­ku­men­tów wy­ni­ka, że wziął tetetkę, pe­pe­szę, do jed­nej i dru­giej po dwa ma­ga­zyn­ki, łącz­nie sto pięć­dzie­siąt dwa na­bo­je. Z pa­tro­lu nie wró­cił, po­szu­ki­wa­nia za­koń­czy­ły się nie­po­wo­dze­niem. Wstęp­na ana­li­za po­zo­sta­łych do­ku­men­tów po­zwa­la je okre­ślić jako nie­przy­dat­ne szpar­ga­ły. Jaki sens ma zbie­ra­nie in­for­ma­cji do­ty­czą­cych de­zer­cji, skoro dziś wiem, że on już nie żył?

Po­ja­wia się parę pytań. Jakim cudem po­cho­wa­no go na ulicy w środ­ku mia­sta? Kto go zabił? Kto za­brał jego pe­pe­szę, pi­sto­let i na­bo­je?

 

Tecz­ka kse­ró­wek do­ku­men­tów z IPN dała od­po­wie­dzi na nie­któ­re py­ta­nia. Śledz­two po­szło w stro­nę de­zer­cji, naj­praw­do­po­dob­niej w ra­mach wy­rów­ny­wa­nia po­ra­chun­ków. Sa­łac­ki za pi­sa­nie do­no­sów na swo­ich ko­le­gów, mu­siał być znie­na­wi­dzo­ny. Nic dziw­ne­go, że po jego znik­nię­ciu przy­pi­sa­li mu oni moż­li­wie naj­gor­sze pa­ra­gra­fy. Kse­ru­ję cie­kaw­sze frag­men­ty

 

19 lipca 1951

Sier­żant Wę­grow­ski, nie przy­wią­zu­je wła­ści­wej wagi do walki z wro­ga­mi na­szej lu­do­wej oj­czy­zny. W dniu wczo­raj­szym otrzy­mał ode mnie roz­kaz noc­ne­go pa­tro­lo­wa­nia pól na­le­żą­cych do spół­dziel­ni rol­ni­czej, w celu prze­ciw­dzia­ła­nia aktom sa­bo­ta­żu. W dniu dzi­siej­szym, to jest 19 lipca 1951 roku, w re­jo­nie pa­tro­lu sier­żan­ta Wę­grow­skie­go od­kry­łem ko­lej­ny krąg w zbożu. Ele­men­ty wy­wro­to­we znisz­czy­ły zboże w kręgu o śred­ni­cy 7 me­trów i 43 cen­ty­me­trów. Po­dej­rze­wam, iż sier­żant za­miast zwal­czać dy­wer­sję, zaj­mo­wał się de­pra­wo­wa­niem oby­wa­tel­ki Ko­wal­skiej. Świad­czy o tym wy­gnie­cio­ne siano w stogu znaj­du­ją­cym się w re­jo­nie jego pa­tro­lu, oraz awan­tu­ra jaką za nocne włó­cze­nie się zro­bił w/w oby­wa­tel­ce oj­ciec. Takie po­stę­po­wa­nie, to po­wta­rza­nie za­cho­wań sa­na­cyj­nych ofi­ce­rów, nie­god­ne pod­ofi­ce­ra Mi­li­cji Oby­wa­tel­skiej.

 

18 sierp­nia 1951

W re­jo­nie noc­ne­go pa­tro­lu sze­re­go­we­go Kar­piu­ka do­ko­na­no ko­lej­ne­go akt sa­bo­ta­żu. Wy­gnie­cio­ny w tra­wie krąg miał śred­ni­cę 6 me­trów i 59 cen­ty­me­trów. Sze­re­go­wy za­miast prze­ciw­dzia­łać sa­bo­ta­żo­wi i sa­mo­dziel­nie schwy­tać wro­gów na­szej lu­do­wej oj­czy­zny, udał się na po­ste­ru­nek by we­zwać wspar­cie. Grupa pod moim oso­bi­stym do­wódz­twem do­tar­ła na miej­sce naj­szyb­ciej jak się dało, lecz spraw­ców już nie było. Sze­re­go­wy Kar­piuk wy­py­ty­wa­ny o przy­czy­ny za­nie­cha­nia sa­mo­dziel­nej in­ter­wen­cji tłu­ma­czył się li­czeb­ną prze­wa­ga sa­bo­ta­ży­stów. W pry­wat­nej roz­mo­wie, jaką udało mi się pod­słu­chać, mówił sier­żan­to­wi Wę­grow­skie­mu, iż od lat tu wszy­scy wie­dzą o krę­gach i nikt do nich nie pod­cho­dzi, choć tam gołe dzie­wu­chy tań­cu­ją, bo złe broni. W ten spo­sób za­de­mon­stro­wał nie­god­ną funk­cjo­na­riu­sza Mi­li­cji Oby­wa­tel­skiej wiarę w za­bo­bon. Sier­żant Wę­grow­ski po raz ko­lej­ny nie sta­nął na wy­so­ko­ści za­da­nia. Za­miast w duchu mark­si­zmu le­ni­ni­zmu wska­zać młod­sze­mu ko­le­dze, jak szko­dli­wa jest wiara w za­bo­bo­ny, po­dpie­ra­jąc się ma­te­ria­li­zmem dia­lek­tycz­nym, przy­zna­wał mu rację. Muszę z przy­kro­ścią dodać, iż nie po­in­for­mo­wał prze­ło­żo­nych o braku ko­mu­ni­stycz­nej po­sta­wy sze­re­go­we­go Kar­piu­ka.”

 

26 grud­nia 1951

Od wrze­śnia nie stwier­dzo­no aktów sa­bo­ta­żu. Pro­wa­dzo­ne prze­ze mnie śledz­two przy­nio­sło efek­ty. Udało się usta­lić ponad wszel­ką wąt­pli­wość, iż do nisz­cze­nia mie­nia spół­dziel­cze­go po­le­ga­ją­ce­go na wy­gnia­ta­niu krę­gów w zbożu i tra­wie do­cho­dzi­ło od wio­sny do końca lata (mapa z za­zna­czo­ny­mi miej­sca­mi do­ko­ny­wa­nia sa­bo­ta­żu, w za­łą­cze­niu). Akty sa­bo­ta­żu były do­ko­ny­wa­ne przy pełni księ­ży­ca. Ener­gicz­ne śledz­two po­zwo­li­ło ująć spraw­ców. W trak­cie śledz­twa wy­da­li oni swo­ich wspól­ni­ków. Wiemy dzię­ki temu, iż nisz­cze­nie miało na celu nie tylko sa­bo­to­wa­nie go­spo­dar­ki Pol­ski Lu­do­wej, ale rów­nież two­rze­nie punk­tów uła­twia­ją­cych na­wi­ga­cję ame­ry­kań­skim im­pe­ria­li­stom przy zrzu­tach ston­ki ziem­nia­cza­nej. Do­ko­ny­wa­no tego z roz­ka­zu tak zwa­ne­go rządu lon­dyń­skie­go i świa­to­wej fi­nan­sje­ry. Sze­re­go­wy Kar­piuk pod­czas prze­słu­cha­nia oskar­żo­nych nad­wy­rę­żył sobie rękę. Wy­ka­zu­jąc się bra­kiem nie­zbęd­nej funk­cjo­na­riu­szo­wi tę­ży­zny fi­zycz­nej. Sier­żant Wę­grow­ski nie prze­ja­wia więk­sze­go za­an­ga­żo­wa­nia w śledz­twie bio­rąc czę­sto wolne. Uspra­wie­dli­wia to wstą­pie­niem w zwią­zek mał­żeń­ski z oby­wa­tel­ką Ko­wal­ską. Fakty te łą­czyć na­le­ży z jego wcze­śniej­szym za­cho­wa­niem. Ist­nie­je wy­so­ce praw­do­po­dob­ne przy­pusz­cze­nie, iż może on w ten spo­sób sa­bo­to­wać śledz­two.”

 

10 maja 1952

Ko­lej­ny akt sa­bo­ta­żu zo­stał do­ko­na­ny w nocy z 9 na 10 maja. Krąg ma śred­ni­cę, 7 me­trów i 14 cen­ty­me­trów. Znisz­czo­ne zo­sta­ły trawy na nad­rzecz­nych łą­kach. Ozna­cza to, że do­tych­czas schwy­ta­ni spraw­cy zna­leź­li na­śla­dow­ców w dzie­le szko­dze­nia na­szej lu­do­wej oj­czyź­nie. Oso­bi­ście pa­tro­lo­wa­łem teren Broku je­stem więc pe­wien, że szkod­ni­cy i ele­men­ty sa­na­cyj­ne, które swo­imi dzia­ła­nia­mi chcą sa­bo­to­wać wy­ko­na­nie planu tym razem nie po­cho­dzą z mia­sta, ale z do­mostw po­ło­żo­nych poza nim. Wy­ty­po­wa­łem już po­dej­rza­nych, któ­rych dane i zdję­cia prze­sy­łam. Mimo pracy dy­dak­tycz­nej po­sta­wy sze­re­go­we­go Kar­piu­ka, sier­żan­ta Wę­grow­skie­go, a nawet sze­re­go­we­go Koćka po­zo­sta­wia­ły wiele do ży­cze­nia. Na in­for­ma­cje o sa­bo­ta­żu mie­nia spół­dziel­ni za­re­ago­wa­li trud­no skry­wa­nym śmie­chem. Wedle in­for­ma­to­rów sier­żant Wę­grow­ski, przy wódce na­rze­kał, na to, że “za­miast ści­gać spe­ku­lan­tów i zło­dziei, znów będą po no­cach ga­niać po po­lach i ści­gać la­ta­wi­ce tań­cu­ją­ce przy pełni”. W szer­szym kon­tek­ście twier­dze­nie takie od­wo­łu­je się do za­bo­bo­nu sze­rzo­ne­go przez fi­nan­sje­rę świa­to­wą i miej­sco­we ob­szar­nic­two w celu trzy­ma­nia ludu pra­cu­ją­ce­go w nie­świa­do­mo­ści. Pod­wa­ża też do­tych­cza­so­we osią­gnię­cia śledz­twa.

 

7 czerw­ca 1952

W dniu wczo­raj­szym przy po­lnej dro­dze na­stą­pi­ła eks­plo­zja. Wedle usta­leń sier­żan­ta Wę­grow­skie­go praw­do­po­dob­nie dzie­ci zna­la­zły bombę lot­ni­czą i wto­czy­ły ją do ogni­ska. Wy­buch na­stą­pił, gdy znu­dzo­ne wró­ci­ły do domów. W ten spo­sób unik­nię­to ofiar w lu­dziach. Dziś, po za­koń­cze­niu pracy przez sa­pe­rów, aktyw spół­dziel­cy zgło­sił chęć wy­ko­na­nia na­pra­wy drogi w czy­nie spo­łecz­nym. Ta pięk­na i słusz­na ini­cja­ty­wa, może wska­zy­wać na po­stę­py w usu­wa­niu z men­tal­no­ści ludz­kiej sa­na­cyj­nych prze­żyt­ków. Jed­nak­że po­dej­rza­ne jest, iż wy­buch znisz­czył drogę pro­wa­dzą­cą do pól spół­dziel­ni, na któ­rych do­cho­dzi­ło do noc­nych aktów sa­bo­ta­żu. Zna­czą­co utrud­ni to wy­ko­na­nie pa­tro­lu za po­mo­cą Wil­li­sa. Po­dej­rza­ne jest także to, iż poza ogól­ny­mi in­for­ma­cja­mi sier­żant Wę­grow­ski nie usta­lił do­kład­nie, które dzie­ci i gdzie zna­la­zły bombę. Po­zo­sta­je otwar­tym py­ta­nie, czy wy­ni­ka to, z jego lek­ce­wa­że­nia obo­wiąz­ków służ­bo­wych, czy też do­wo­dzi współ­udzia­łu w spi­sku? Po­nie­waż nie­któ­rzy z po­my­sło­daw­ców dotąd nie uze­wnętrz­nia­li prze­ko­na­nia do wła­dzy lu­do­wej do in­for­ma­cji do­łą­czam fo­to­gra­fię ak­ty­wu spół­dziel­cze­go.

 

Z fo­to­gra­fii spo­glą­da­ją twa­rze mło­dych ludzi. Dziś to pew­nie eme­ry­ci. Tylko dwie osoby ze zdję­cia wy­da­ją się dziw­nie zna­jo­me. Wi­dzia­łem ich na po­grze­bie Sa­łac­kie­go. Ma­rec­cy, zna­czy się pew­nie ich ro­dzi­ce albo dziad­ko­wie. Nie­mniej po­do­bień­stwo jest ude­rza­ją­ce.

 

17 sierp­nia 2012

Roz­ma­wia­łem te­le­fo­nicz­nie ze sta­rym Wę­grow­skim. Dzię­ki temu mam roz­wią­za­nie jed­ne­go z pro­ble­mów. Droga, którą uszko­dzi­ła wów­czas bomba, to ta, w któ­rej zna­le­zio­no ciało. Wów­czas wio­dła przez pola ale w cza­sach Gier­ka uro­sło wzdłuż niej osie­dle. Swoją drogą, kto­kol­wiek zabił po­rucz­ni­ka miał tupet. Po­cho­wał go w leju, za­sy­pa­nym potem w ra­mach czynu spo­łecz­ne­go.

 

22 sierp­nia 2012

Na ko­mi­sa­ria­cie roz­ma­wia­li­śmy o krę­gach w zbożu i tra­wie. Po­ste­run­ko­wy Au­gu­stow­ski oskar­ża o te dzia­ła­nia na­sto­lat­ków. Zda­nie od­ręb­ne ma na ten temat wi­ka­ry Ko­per­nic­ki, upa­tru­ją­cy w nich do­wo­dów na ist­nie­nie ko­smi­tów. Jak się wy­ra­ził mój ko­le­ga z po­ste­run­ku, ma­te­ria­łu po­rów­naw­cze­go jest dużo, bo w na­szej oko­li­cy tego typu in­cy­den­ty zda­rza­ją się co roku. W czerw­cu nawet pró­bo­wał zła­pać smar­ka­czy na go­rą­cym uczyn­ku, ale jak się wy­ra­ził „Po całym dniu pa­tro­lo­wa­nia, nie ma się siły bie­gać za dzieciakami po łą­kach”

 

Sie­dzę w krza­kach, jest noc, ostat­ni dzień sierp­nia dwa ty­sią­ce dwu­na­ste­go roku, peł­nia księ­ży­ca. Dia­bli mnie pod­ku­si­li by sa­me­mu roz­pra­co­wać tę spra­wę, za­miast dać sobie spo­kój po tym, jak akta ode­sła­no do iksów. Mapa miejsc sa­bo­ta­żu wy­ko­na­na przez po­rucz­ni­ka Sa­łac­kie­go do­pro­wa­dzi­ła mnie bez­błęd­nie na miej­sce. Świa­tło księ­ży­ca nieco łudzi wzrok. Twa­rze, nie są tak wy­raź­ne jak w dzień, nie­mniej je­stem pe­wien, że wśród tań­czą­cych jest Ma­rec­ka. Choć nie jest za cie­pło, czoło mi zro­sił pot. Po­wi­nie­nem tam podejść i ich aresz­to­wać. Je­stem po służ­bie, ale przy sobie mam pry­wat­ne­go colta 1911. Od­ru­cho­wo za­ci­skam dłoń na rę­ko­je­ści. Mam broń, dla­cze­go więc się boję? Głu­pie py­ta­nie, Sa­łac­ki miał pe­pe­szę, tetetkę, górę amu­ni­cji i do­świad­cze­nie z le­śnych walk prze­ciw żoł­nie­rzom wy­klę­tym, a i tak skoń­czył za­bi­ty nożem. Sztyw­ni dok­tor­ko­wie usta­li­li, iż ten kto go za­ła­twił, ude­rzył z tyłu za uchem. Ostrze skie­ro­wa­no do wnę­trza czasz­ki, za­mie­nia­jąc mu mózg w siecz­kę. Jak ktoś pod­szedł go tak bli­sko? Dziś ponoć w takim za­bi­ja­niu szko­li się służ­by spe­cjal­ne, ale kto w la­tach pięć­dzie­sią­tych mógł mieć takie umiejętności? Po­czu­cie obo­wiąz­ku jed­nak zwy­cię­ża. Muszę ich aresz­to­wać za sa­bo­taż i mor­der­stwo. Przy­cho­dzi re­flek­sja. Zaraz po­wo­li, za co chcę ich zgar­nąć? To, co w cza­sach Sa­łac­kie­go było sa­bo­ta­żem, dziś jest le­d­wie wy­kro­cze­niem, i to pod wa­run­kiem, że wła­ści­ciel chce wnieść oskar­że­nie. Jeśli łąka na­le­ży do Ma­rec­kich, to zro­bię z sie­bie idio­tę. Każdy może sobie po nocy tań­czyć na te­re­nie swo­jej nie­ru­cho­mo­ści o ile nie za­kłó­ca ciszy noc­nej. Nad łą­ka­mi pa­nu­je jed­nak wzo­ro­wa cisza. To może zgar­nąć ich za mor­der­stwo? Sa­łac­ki nie żyje od sześć­dzie­się­ciu lat, a ja chcę za za­bój­stwo zgar­nąć, no wła­śnie kogo? Krew­nych ludzi, któ­rzy być może go sprząt­nę­li? Zdję­cie su­ge­ru­je, że to nie krew­ni, tylko sami spraw­cy. A więc kto? Isto­ty wy­glą­da­ją­ce jak lu­dzie w wieku jakiś dwu­dzie­stu, góra trzy­dzie­stu lat. Pro­ku­ra­tor ode­śle mnie do wa­riat­ko­wa. Nawet jeśli bym tra­fił na kogoś go­to­we­go uwie­rzyć, że aresz­to­wa­ni to wiecz­nie mło­dzi lu­dzie, po­zo­sta­je pro­blem czynu. W la­tach pięć­dzie­sią­tych za za­bi­cie funk­cjo­na­riu­sza wła­dzy lu­do­wej, do­sta­wa­ło się czapę. Dziś za ów­cze­sną walkę z ko­mu­ną do­sta­je się me­da­le i po­mni­ki. W tej sy­tu­acji po­li­cja nie ma nic do ro­bo­ty.

 

Ze­ga­rek wska­zu­je, iż mamy pierw­sze­go wrze­śnia. Wra­cam z łąk, czuję się dziw­nie. Od­nio­słem suk­ces, roz­wią­za­łem spra­wę za­bój­stwa po­rucz­ni­ka Sa­łac­kie­go. Jed­nak mąci go nuta go­ry­czy. Wy­ni­ki mo­je­go śledz­twa są nie­ak­cep­to­wal­ne dla każdego poza mną. 

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Mam nadzieję że się spodobało :)

 

Niezły tekst :) Wybrałeś ciekawą formę, listowo-notatkową. 

Powodzenia w konkursie :)

Na razie nie dziękuje ;)

 

Ciekawa forma i dość nietypowy temat. Podobało mi się i bardzo przypadła mi do gustu forma.  Było trochę błędow, ale drobnych.  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuje za opinię ;)

 

Niezły pomysł na połączenie nie tak całkiem współczesnej, jak się okazuje, tajemnicy powstawania kręgów w zbożu, z wyjaśnieniem nierozwiązanej od dziesięcioleci sprawy zniknięcia  milicjanta. Zagadka sprzed dziesięcioleci została rozwiązana, pochodzenie kręgów nadal czeka na wytłumaczenie. ;-)

Wykonanie, niestety, pozostawia nieco do życzenia. :-(

 

Ar­che­olo­dzy ze­bra­li de­na­ta, do dwóch ku­błów, każdy o po­jem­no­ści jakiś dwu­dzie­stu li­trów. – …każdy o po­jem­no­ści jakichś dwu­dzie­stu li­trów.

 

Obok na folii roz­ło­żo­no rze­czy jakie przy szkie­le­cie zna­le­zio­no. Obok, na folii, roz­ło­żo­no rze­czy, które znaleziono przy szkie­le­cie.

 

reszt­ki skó­rza­ne­go pasu z ka­bu­rą… – …reszt­ki skó­rza­ne­go pasa z ka­bu­rą

 

Ten tru­posz­czak, w opo­wie­ściach jakie sły­sza­łem w dzie­ciń­stwie… – Ten tru­posz­czak, w opo­wie­ściach, które sły­sza­łem w dzie­ciń­stwie

 

Prze­cież coby nie mówić, to się przedaw­ni­ło.Prze­cież co by nie mówić, to się przedaw­ni­ło.

 

Ka­me­ral­ność uro­czy­sto­ści była zwią­za­na z do­ku­men­ta­mi jakie na jego temat udało się po­zy­skać z IPN. – …z do­ku­men­ta­mi, które w tej/ jego sprawie udało się po­zy­skać z IPN.

Dokumenty mogą kogoś dotyczyć, ale chyba nie mogą być na czyjś temat.

 

i wtedy po­de­sła­li nam mendę. – …i wtedy po­de­sła­li nam mendę.

Choć rozumiem, że stary Węgrowski mógł tak powiedzieć.

 

ale suma su­ma­rum sta­nę­li­śmy na wy­so­ko­ści za­da­nia… – …ale summa su­mma­rum, sta­nę­li­śmy na wy­so­ko­ści za­da­nia

 

bę­dzie opo­wia­dał o dziew­czy­nach z cza­sów jego mło­do­ści. – …bę­dzie opo­wia­dał o dziew­czy­nach z cza­sów swojej mło­do­ści.

 

– O taki i to nie raz – sier­żant uśmiech­nął się zna­czą­co – ale­śmy nie wy­gnia­ta­li… – – O tak i to nie raz.Sier­żant uśmiech­nął się zna­czą­co.Ale­śmy nie wy­gnia­ta­li

 

pry­wat­nie syna sier­żan­ta Wę­grow­skie­go, który miał od­wieść go do domu. – …który miał od­wieźć go do domu.

Sprawdź w słowniku znaczenie słów odwieśćodwieźć.

 

Z do­ku­men­tów wy­ni­ka, że wziął tetkę, pe­pe­szę… – Z do­ku­men­tów wy­ni­ka, że wziął tetetkę, pe­pe­szę

 

Jakim cudem po­cho­wa­no go na na ulicy w środ­ku mia­sta? – Dwa grzybki w barszczyku.

 

po­pie­ra­jąc się ma­te­ria­li­zmem dia­lek­tycz­nym… – Pewnie miało być: …po­dpie­ra­jąc się ma­te­ria­li­zmem dia­lek­tycz­nym…

 

Do­ko­ny­wa­no jego z roz­ka­zu tak zwa­ne­go rządu lon­dyń­skie­go i świa­to­wej fi­nan­sje­ry.  – Do­ko­ny­wa­no tego z roz­ka­zu tak zwa­ne­go rządu lon­dyń­skie­go i świa­to­wej fi­nan­sje­ry.

 

Dia­bli mnie pod­ku­si­li by sa­me­mu roz­pra­co­wać spra­wę… – Dia­bli mnie pod­ku­si­li, by sa­me­mu roz­pra­co­wać spra­wę

 

Po­wi­nie­nem ich pójść i aresz­to­wać. – Raczej: Po­wi­nie­nem tam podejść i ich aresz­to­wać.

 

Głu­pie py­ta­nie, Sa­łac­ki miał pe­pe­szę, tetkę, górę amu­ni­cji… – Głu­pie py­ta­nie, Sa­łac­ki miał pe­pe­szę, tetetkę, górę amu­ni­cji

 

Wy­ni­ki mo­je­go śledz­twa są nie­ak­cep­to­wal­ne dla ni­ko­go poza mną. – Raczej: Wy­ni­ki mo­je­go śledz­twa są nie­ak­cep­to­wal­ne dla każdego poza mną.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem przyjemne opowiadanie. Mam podobnie, jak Regulatorzy, szkoda, że nic więcej nie wiemy o tajemniczych kręgach. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Bardzo ciekawa forma narracji. Pomysł na intrygę też zacny – ładnie połączyłeś milicję z policją, kręgami w zbożu i pogańskimi rytuałami (bo tak odczytuję taniec w świetle księżyca w pełni). Może i troszkę brakło informacji o tańcu, ale skoro na sprawę patrzymy poprzez „dostępne” zapiski śledczego, to rozumiem, że sam też do samego sedna sprawy nie doszedł i tym się musimy zadowolić.

A zadowolona z lektury jestem bardzo :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Poprawki naniosłem. ;)

 

co do kręgów jako takich to o mechanizmie ich powstania już pisałem w jednym z pierwszych moich opowiadań

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/14495

 

Niemniej zgodnie z zasadami konkursu to opowiadanie jest nówka sztuka nieśmigane ;)

Cieszę się, że były przydatne. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujący pomysł na konkurs. Misie. Interpunkcja Ci kuleje.

Na komisariacie rozmawialiśmy o kręgach w zbożu i trawie. Posterunkowy Augustowski oskarża o te działania nastolatków. Zdanie odrębne ma na ten temat wikary Kopernicki,

Może się nie znam, ale co wikary robił na posterunku?

Babska logika rządzi!

Chciałoby się rzec niósł posługę kapłańską ale z tego co wrzuciłem wcześniej wynika raczej, iż przybył dyskutować (czytaj: kłócić) z posterunkowym Augustowskim co do natury kręgów ;)

 

Aha. W takim razie zaznaczyłabym jakoś, że wikary był tylko gościem na posterunku. Bo z pierwszego zdania, IMO, wynika, że to była dyskusja wewnętrzna.

Babska logika rządzi!

Rzymskim targiem ustalmy, że był częstym gościem na posterunku :)

 

 Policja nie robiłaby postępowania o czyn z lat 50. To ewentualnie IPN by przejął.

 

Ten Sałacki to strasznie wyedukowany człowiek, imperialistyczny szpieg z zachodu, a nie milicjant! ; P

 

Fajna historia. Podoba mi się pomieszanie legendy o kręgach w zbożu z elementami historycznymi. Wykonanie też jest niezłe, chociaż zabrakło jakiegoś mocniejszego, bardziej wyrazistego wydarzenia.

Być może warto by było strzelić jakiś fajny, szalony poetycki obraz tego nocnego tańca.

 

I po co to było?

W miejscowości w której mieszkam, w takim wykopie pod kanalizację znaleziono  delikwenta nieco podobnego do bohatera opowiadania. Oczywiście nie milicjanta, ale żołnierza z czasów II Wojny Światowej, Rosjanina, prawdopodobnie politruka, w torbie uchowały się nawet propagandowe ulotki. Rozmowa z archeologami sugerowała, że prawdopodobnie sami Rosjanie go stuknęli. Trup nie był obrabowany, miał niemieckie buty szturmowe zachowane w niezłym stanie, zegarek, torbę z fantami od amunicji, przez granat, po wspomniane ulotki propagandowe. Sprawę prowadziła nasza policja i wierz mi jej wnioski były bardziej fantastyczne od mojego opowiadania ;)

 

Co do wyedukowania Sałackiego, jego raporty są wzorowane na języku jaki był w książkach z epoki  (produkcyjniakach) oraz na paru kryminałach z lat sześćdziesiątych. 

Całkiem przyjemne opowiadanie. Rozwiązanie zagadki ostatecznie niewiele wyjaśnia, ale nie przeszkadzało mi to bardzo. Przyjrzałabym się przecinkom (aczkolwiek nie jest bardzo źle), ale i tak czytało się nieźle.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Może fabuła nie jest jakaś porywająca, czy bardzo odkrywcza, ale na pewno opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie :) Trochę zabrakło mi klimatu, czy opisów, ale coś mi mówi, że to mogła być kwestia limitu, skoro to opowiadane konkursowe. Za to bardzo przypadła mi do gustu stylizacja :) Czułam się, jakbym oglądała kroniki telewizyjne, albo i filmy z epoki, bo mam do nich słabość. Pochłonęłam całość na jedno posiedzenie i był to bardzo fajnie spędzony czas :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

W sumie do przeczytania. Czytało się misiowi lżej niż wcześniej napisane Ogary Chramu, do których Autor kieruje czytelnika . Ale ostatecznego rozwiązania zagadki brak. :)

Nowa Fantastyka