- Opowiadanie: Karamala - Autoryzacja wirusowa

Autoryzacja wirusowa

Po przeczytaniu założeń konkursowych pojawił się, niemal natychmiast, taki właśnie pomysł. Sama nie wiem, czy to cyberpunk.

Forma? Hmm, cóż, jest najlepsza, by pokazać to, co starałam się “opowiedzieć”.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

PsychoFish

Oceny

Autoryzacja wirusowa

Trzy miesiące przerwy

– Witaj, Jerry.

 – Hej Jane, jak się miewasz? Już dawno się nie łączyliśmy.

 – Tak mi jakoś zeszło. Wpadłam w kołowrotek. Mąż, dzieci, praca – męczy mnie to codzienne balansowanie między realem a wirtualem. Wy, single, macie łatwiej. Równie dobrze w ogóle nie musicie tracić stymulacji emocjonalnej – przerzucacie się tylko na inne konfiguracje: praca, czas wolny, seks.

– Czasami faktycznie jest łatwiej. Wiesz, spodziewałem się, że właśnie dzisiaj będziesz się wpinać w naszą nić. Przyciągnąłem cię.

– Jak mnie przyciągnąłeś?

– Myślami.

– Głuptas. To nie jest możliwe. Nie widziałeś tych wszystkich programów naukowych. Ludziom się wydaje, że się przyciągają, a to jedynie kwestia rachunku prawdopodobieństwa.

 – Tak nam wmawiają. Ale to nie do końca prawda. Już kilka razy kontaktowałaś się ze mną w odpowiedzi na moje myśli.

– Widzę, że niewiele się zmieniłeś. Czaruś z ciebie.

 – Skoro tak twierdzisz. Zmieńmy temat. Powiedz mi lepiej coś miłego.

 – Jesteś bardzo ciepłym człowiekiem, mimo że chwilowo w to nie do końca wierzysz.

 – [Uśmiech] Niestety, myślę że z tym ciepłem już nie jest tak, jak kiedyś. Brakuje mi kogoś, kto by realizował moje egocentryczne potrzeby.

 – To znaczy?

 – Brakuje mi wielu rzeczy. Najbardziej chyba zainteresowania moją osobą, które byłoby dłuższe niż trzy połączenia neuroseksualne. Zwykłej rozmowy. Patrz do czego doprowadziłem. Dno. Trudno teraz ze sobą wytrzymać.

– Wiesz? Podobno po to się spada, by się potem wznosić.

 – Tak, tylko za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że osiągnąłem swoje osobiste slumsy, okazuje się, że jestem w stanie spaść niżej. O wiele niżej.

 – Oj, przesadzasz. Muszę przerwać i wracać do realu.

 – Zatem pa, Jane. Idź wykąp dzieci. A ja skorzystam dzisiaj z połączenia odurzającego. Szef nawet nie zauważy, a jeśli nawet, to i tak pewnie nic nie powie.

 – Pa, Jerry. Do następnego.

 – Trzymaj się, Jane.

 

Dwa dni przerwy

– Witaj ponownie, baby.

 – Cześć, przystojniaku.

 – Jeszcze raz wejdziesz ze mną w kontakt po dwóch dniach, a zacznę się do tego przyzwyczajać. A jestem facet do wzięcia.

 – Uwodziciel z ciebie.

 – Może i jestem. Trochę. Przy tobie nic już nie muszę udawać. Ale ty też jesteś niezła.

 – Co masz na myśli?

– Czy twój mąż nie ma nic przeciwko temu, że biegasz po połączeniach neuronowych innych facetów, wykorzystując przy tym fale erotyczne?

– Hmm. Nie wiem. Chyba nie. Przyzwyczaił się. Zawsze korzystam z takich wibracji. Wydaje mi się, że dzięki nim czuję emocje rozmówcy. Wiesz, taki ledwo zauważalny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. W moim zawodzie to ważne. Taka robota.

– No naprawdę. Śledzenie potencjalnych, terrorystycznych ataków emocjonalnych…

– Śmiej się. Ty akurat nie jesteś na to za bardzo podatny. Ale niektórzy są zupełnie nieodporni.

– Gdybym był twoim mężem, zakwestionowałbym sposób, w jaki zarabiasz na życie.

 – Myślę, że nawet ty byłbyś skłonny zaakceptować pewne niedogodności, gdybyś dowiedział się, ile mi za to płacą.

 – Coś ty. Dostawałbym szału, wyobrażając sobie, że codziennie w pracy masz praktycznie nieograniczony dostęp do każdego rodzaju rozkoszy.

– On jakoś nie szaleje. Nie wiem dlaczego. Może po prostu mi ufa.

– Ale pomyśl tylko. Miliony orgazmów za darmo. Rozkosz doskonała, niekontrolowana. Bez żadnych konsekwencji.

– Wiesz dobrze, że to nie jest takie proste. Konsekwencje są. Zawsze. Niektórzy uzależniają się już od pierwszego razu. Poza tym, gdyby mnie przyłapano, straciłabym pracę. Nie byłabym zresztą pierwsza, która zatraciła się w stanie orgiastycznym. Widziałam nie raz takie seksualne zombie.

– Ale wiesz, że posiadasz w tej dziedzinie niezwykłe umiejętności.

– Nie przeginaj, Jerry.

 – Sorry. Tak mi się jakoś wymknęło.

 – Nie wracamy do tego, nie pamiętasz naszej umowy?

 – No dobra, już dobra. Drażnię się. Wiem, masz tego swojego męża.

 –  Tak, mam męża. Mam swoje dobre, spokojne życie. Jest ono takie między innymi dlatego, że trzymam się kilku prostych zasad. Jedną z nich jest to, że zrezygnowałam z wirtualnej stymulacji erotycznej. Na zawsze. Za dużo mam do stracenia.

 – Czyli niby co? Co masz takiego ważnego? Domostwo, czterdzieści metrów kwadratowych realnej powierzchni, zagwarantowane dla dzieci prawo do wszczepów z certyfikatem państwowym, montowanych tuż po urodzeniu, darmowe chipy edukacyjne, ubezpieczenie zdrowotne, karnet na spacery w otwartej przestrzeni trzy razy w tygodniu.

 – A co, zazdrościsz?

Dwie minuty przerwy

 – Tak, Jane. Zazdroszczę.

 

Cztery miesiące przerwy

– Hej, Jerry.

– Cześć Jane. Co to się stało, że jesteś dostępna o tej porze.

 – Nie mogę spać. Dwa dni temu odsunęli mnie od pracy – stwierdzili u mnie zbyt duży poziom emocjonalnego rozstrojenia i przymusowo wysłali na urlop zdrowotny.

– Płatny chociaż.

– Płatny.

 – No, faktycznie dobrą masz tę robotę. Biedactwo nie może spać. To akurat moja codzienność. Jesteśmy na innych planetach dziecino.

– Zabawne, że używasz słowa „dziecino”. Mam kryzys. Upijam się. Rozbita jestem. Wczoraj był pogrzeb prapradziadka.

 – O. Przykro mi. Opowiadałaś o nim kilka razy.

 – Dużo osób wpięło się w strumień jego ostatniego pożegnania. On żył jeszcze w czasach, kiedy ludzie mieszkali w budynkach jednopoziomowych i mieli niekontrolowane prawo do korzystania z przestrzeni spacerowej wokół domu.

 – Ile miał lat?

 – Sto trzydzieści osiem. Ale cieszył się całkiem dobrą kondycją. Zafundował sobie kurację nano. Raz do roku brał zastrzyk

 – Wow. Nigdy nie mówiłaś, że był aż tak bogaty.

 – Sprzedał swoją ziemię. Całe trzy hektary. Postawili na niej czwartą część konglomeratu, który obecnie zamieszkuje blisko dwadzieścia tysięcy ludzi. Wyobrażasz sobie? Wcześniej było tam sobie poletko i jedno gospodarstwo, z którego utrzymywało się pięcioosobowa rodzina.

 – Myślałem, że dla tych po nano śmierć jest pewnego rodzaju wyczynem.

 – No właśnie. A jednak. Usnął i następnego dnia już się nie obudził. Był w doskonałej kondycji. Chyba po prostu postanowił umrzeć. Znudziło mu się to życie.

– To trochę kasy odziedziczysz.

– Raczej nie. Zdobył majątek za późno – wszystko objęła klauzula wartości niedziedzicznej. Nie mam podstaw do sądzenia, bo sfinansował mi studia. Zresztą, właśnie dlatego niczego mi nie brakuje.

– To wypijmy za jego szczęście po śmierci. Też piję. Zdobyłem piwo. W moim życiu coś drgnęło. Zrezygnowałem z połączeń erotycznych. Poznałem dziewczynę. Zaczyna się poważnie. Ona chce złożyć wniosek o autoryzację wirusową.

– To chyba dobrze. Nie będziesz mnie dalej nękał swoimi jękami na temat samotności.

 – Ale ona reprezentuje styl konserwatywno–religijny. Żyje w jakiejś społeczności, w odizolowanym konglomeracie – wiosce. Na wszystko musi otrzymywać pozwolenie starszych.

 – Wioski odradzam. Z jednej już spierdoliłam. Myślałam, że to normalne miejsce, ale tamtejsza mentalność mnie wykończyła. Jestem człowiek z miejskiego konglomeratu, mentalnie.

 – Wiem. Ja też taki jestem. Ale kiedyś w końcu trzeba usiąść na dupie i spędzać czas w realu, nie?

 – Ja też miałam takie myśli. I te myśli stały się dla mnie początkiem wielu złych decyzji. Mieszkanie na wsi, to była dla mnie mordęga. Początkowa sielanka stała się moim prywatnym koszmarem. Udawałam sama przed sobą, że jest fajnie, a nigdy nie czułam się tam jak w domu.

– W sumie nie to mnie martwi. Obawiam się związku z tą dziewczyną. Ona mnie trochę denerwuje. Z drugiej strony, od kilku lat związki mnie tylko przerażały. A jej zależy.

 – To niech się przeprowadzi do ciebie. Wieś i społeczność zniszczy wasz związek. Ludzi nie powinno się dopuszczać zbyt blisko. Dużo zawiści można znaleźć w takich przesłodzonych grupach.

 – Jednak najbardziej nie odpowiada mi to, że w takich klimatach nie ma co robić. Większość częstotliwości neuronowych jest zablokowana. Jedyna rozrywka to niedzielne połączenia zdalne z charyzmatycznym pastorem.

– Upiłam się. Zaraz wróci mąż, ale ma zapowiedziane, że będę pijana.

– Zapowiada się dziki, pijany sex.

–  Bardzo śmieszne. Kończę. Muszę się rozłączyć. Ale dam ci radę. Nie wchodź w to. Nie wytrzymasz tam. Znam cię.

 

Siedem miesięcy przerwy

 – Hej, Jane. Szmat czasu. Co tam słychać

 – Dużo i nic. Wróciłam do pracy, ale teraz mam urlop. Normalny. Wypoczynkowy. Resetuję się. Desperacko poszukuję sposobów, by zatrzymać starzenie.

 – Ty zawsze będziesz młoda.

 – Duchem, czy ciałem?

– Domyśl się, co mam na myśli [Uśmiech]

 – Cokolwiek masz na myśli, na pewno mnie uwodzisz.

 – Ja cię zawsze uwodzę, ale w myślach. Znów cię nimi przyciągnąłem.

 – A co z twoją przeprowadzką na wieś.

 – Nic z tego nie wyszło. Doszedłem do wniosku, że byłaby to zbyt gwałtowna zmiana. Może uznałem, że i tak to ty zawsze będziesz moim niedoścignionym ideałem?

 – Komplemenciarz z ciebie.

 – Nie wiem, dlaczego mówienie tobie komplementów sprawia mi taką dziką przyjemność.

 – Może dlatego, że jestem jedyną kobietą w cyberświecie, która nie zapragnie niczego więcej.

 – Nie zapragniesz? Nie żartuj. Właśnie na to liczę.

 – Nie sądzę. Znaczy, chyba nie do końca w ten sam sposób definiujemy to „coś więcej”.

– Nie wiem, kotku, ale zapewniam cię, że uchylisz rąbka tajemnicy, ja z pewnością dostosuję się do wszystkich wibracji twoich pragnień.

 – A ja zapewniam cię, że jeśli moje pragnienia zaczną oscylować wokół pakowania walizek i propozycji rozpoczęcia wspólnego życia, w realu, twój poziom wrażliwości na moje pragnienia ulegnie dość znacznemu zatarciu.

 

Trzy minuty przerwy

 – Przypominam, że to ja kiedyś złożyłem w naszym imieniu wniosek o autoryzację wirusową.

 

Cztery minuty przerwy

– Jerry, pamiętam. Nie chcę do tego wracać.

 – Dlaczego? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nie tak naprawdę. Zapomniałaś już?

 – Nie. Nic nie zapomniałam. Nie sposób o tym zapomnieć. Złożyłeś wniosek. Okazało się, że jest źle, ale nie beznadziejnie. Aby nasze życie w realu było możliwe, przez rok musieliśmy przyjmować serię szczepień.

 – A pamiętasz dzień, w którym testy pokazały dwie, zielone kreski. Nasze organizmy zsynchronizowały się na tyle, by się wzajemnie nie zwalczać. Została nam ostatnia dawka, utrwalająca.

 – Tak, Jerry. Za kilka dni miałeś się przeprowadzić.

 – Byłem już spakowany. Ale się wystraszyłem. Byłem gówniarzem. Ale ty nie musiałaś od razu rzucać się w ramiona pierwszego lepszego.

 – Wcale nie był taki pierwszy lepszy. Okazało się, że posiadaliśmy pełną zgodność wirusologiczną. Niemal natychmiast dostaliśmy pozwolenie na wspólne zamieszkiwanie. Prawdopodobieństwo jak jeden do dwudziestu tysięcy.

 – Jane, czasami zapominam o tym, że tak naprawdę nigdy się nie widzieliśmy. Że nie znamy nawet swojego wyglądu. Znaczy, tego w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.

– Tak. Mieliśmy po raz pierwszy poznać się w ten sposób w dniu przeprowadzki. To było nasze małe, szalone założenie.

 – Wcale nie takie szalone. Jeśli wierzyć badaniom, ludzie których łączy to co nas, zawsze podobają się sobie w realu.

– Jerry, jesteś moim archetypem. W stu procentach. Ale życie spowodowało, że to powoli zarasta.

 – Nic tak naprawdę nie zarasta. Jane, wiele razy o tym myślałem. Ja wiem, jaka jesteś, jak wyglądasz. Wiem, jak wyglądamy razem. Idealnie współgramy. Tam gdzie kończę się ja, ty się zaczynasz. Bez nanobita przerwy. Bez spięć i nierówności. Idealna harmonia w przepływie energii. Twoje myśli otulają mnie, ale nie osaczają. Wyczuwasz różnicę pomiędzy bliskością, a przekraczaniem moich granic. Zawsze zachowujesz idealną odległość.

 – Ale zrezygnowałeś z tego. Podjąłeś decyzję za nas oboje, nie dałeś mi wyboru. Po tym wszystkim myślałam, że oszaleję. Nie mogłam uwierzyć, że można tak wybrać. Zapłaciłam za to nerwicą, przez dwa miesiące nie byłam w stanie pracować.

 – Zawsze się ponosi jakieś koszty, prawda? A poza tym, hmm, dość szybko znalazłaś pocieszenie.

 – Skłamałabym, gdybym powiedziała, że żałuję. On jest taki do ciebie podobny. Archetyp, niemal w czystej postaci. Może jego jedyne niedociągnięcie polega na tym, że nie pojawił się jako pierwszy? Jest tym, który nie tylko się mną zachwycał, ale postanowił ze mną żyć. Dla niego zawsze będę pierwowzorem. Widzę to. Czuję to. A dla ciebie byłam jakby second–hand. Chociaż był czas, że nawet taka rola niesamowicie by mnie uszczęśliwiła.

 – Co ty pierdolisz? Jaki second-hand? Ja wiem, czego chcę. Jest typ, który potrafię uwielbiać…. Czasem mi się śni, że się zakochuję – tak jak w tobie. I zawsze po takim śnie bardzo pragnę, żeby coś takiego znaleźć, trafić. Po tej historii, którą przeżyliśmy, doceniam każdą sytuację, w której ktoś potrafi mi się spodobać w ułamku sekundy. Ten ułamek sekundy gwarantuje dobry seks i to, że ta uroda nigdy się nie znudzi.

– Mój podstawowy, osobisty problem w tej naszej historii polega na tym, że dla mnie nigdy nic nie poświęciłeś. Zafascynowałeś się, to na pewno. Ale czegoś brakowało. Nie wiem czego, ty powinieneś to zdefiniować. Ale właśnie przez ten brak wtedy z nas zrezygnowałeś. Inny był twój stosunek do Madelane, to było czuć, w twoich słowach, w uwagach na jej temat, rzucanych tak niby przypadkiem.

– Z nią również bywało różnie. Wiesz, czasami wstydzę się swoich myśli. Przecież tylu ludziom nie układa się w małżeństwie. Są rozwody. Ciągle się o tym słyszy.

 – Nie zamierzam się rozwodzić. Ale nasze małżeństwo też mogłoby być udane.

– Wiem, że gdybym wtedy stanął u twojego boku, mógłbym w życiu osiągnąć co bym chciał.

 – Zostawmy to. Nie mamy alternatywnego życia.

 – Może lepiej by ci było, gdybym i ja miał żonę. Nie byłoby tak?

 – Nie, Jerry. Przestań. Bredzisz. Wiedziałam, że rozmowa na TE tematy będzie zupełnie bez sensu.

 – Wręcz przeciwnie, dziecino. Mam na ten temat zupełnie odmienne zdanie.

 

Osiemnaście miesięcy później

– Hej. Czym sobie zasłużyłam na to, że pan Jerry wpiął się tę nić?

 – Niczym. Po co miałbym to robić.

 – Wiesz, mieliśmy kiedyś taki zwyczaj. Rozmawialiśmy.

 – Nie wiem, czy to dla mnie dobre. Może niektóre rzeczy sobie przemyślałem. Może doszedłem do wniosku, że jednak się zmieniłaś.

– Na pewno się zmieniłam.

 – Nie wiem. Rozmawiasz… flirtujesz bez konkretnego powodu.

 – Kurwa, Jerry. Omawialiśmy to miliony razy. Inaczej wtedy gadałeś. “Nie, nie blokujesz mnie”, “tak, potrafię zaakceptować granicę”, “niczego nie chcę, poza możliwością rozmowy z tobą, raz na jakiś czas”. Nie sądzę, żebyś tak naprawdę pragnął pojawienia się z mojej strony „jakiegoś konkretnego powodu”.

 – Ustawiłaś się. Mąż, wygodne życie. I ktoś, kogo możesz trzymać w zapasie, na boku. Bezpiecznie daleko, elegancko, bez żadnych zobowiązań

 – Zwariowałeś. Mam ci przypomnieć, ile razy słuchałam twoich wynurzeń na temat kolejnych osiągnięć miłosnych. Sorry, ale nie było to zbyt gustowne.

 – Może sprawiało ci to jakąś perwersyjną przyjemność? Może potrzebujesz odrobiny pieprzu w tym twoim doskonałym życiu?

 – Znowu ci odpierdala. Nie taki miał być nasz układ.

 – A co? Może dziecinie się jakiejś przyjaźni zachciało. Nie mów mi, że aż tak słabo znasz facetów. Nie poznałaś ich w końcu aż tak mało.

 – Pieprz się! Pieprz się, Jerry!

 

Cztery dni później. Wiadomość pozostawiona do odczytu.

– Pieprz się, Jane.

Koniec

Komentarze

Spośród dotychczas przeczytanych opowiadań konkursowych Autoryzacja wirusowa okazała się najmniej zrozumiała. Nie bardzo wiem o co tu chodzi, więc choć lektura nie była zbytnią przykrością, to o satysfakcji też nie mogę powiedzieć. :-(

 

Cięż­ko teraz ze sobą wy­trzy­mać. – Raczej: Trudno teraz ze sobą wy­trzy­mać.

 

No, fak­tycz­nie dobrą masz ro­bo­tę.No, fak­tycz­nie dobrą masz ro­bo­tę.

 

Zdo­był ma­ją­tek za późno – wszyst­ko ob­ję­ła klau­zu­ra war­to­ści nie­dzie­dzicz­nej. – Czy aby na pewno wszystko objęła klauzura? Podejrzewam, że miałaś na myśli klauzulę.

 

Nie bę­dziesz mnie dalej swo­imi ję­ka­mi na temat sa­mot­no­ści. – Czegoś tu chyba zabrakło.

 

Ale ona re­pre­zen­tu­je styl kon­ser­wa­tyw­no – re­li­gij­ny.Ale ona re­pre­zen­tu­je styl kon­ser­wa­tyw­no-re­li­gij­ny.

 

Jed­nak naj­bar­dziej nie mi od­po­wia­da to, że w ta­kich kli­ma­tach nie ma co robić. – Raczej: Jed­nak naj­bar­dziej nie od­po­wia­da mi to

 

A dla cie­bie byłam jakby “se­cond–hand”.A dla cie­bie byłam jakby se­cond-hand/ se­cond hand.

 

Ja wiem, czego chce. – Literówka.

 

Jest typ, który po­tra­fię uwiel­biać.. – Jeśli miała być kropka, jest o jedno kropkę za dużo. Jeśli miał być wielokropek, jest o jedna kropkę za mało.

 

Wręcz prze­ciw­nie, dzie­dzi­no. – Pewnie miało być: Wręcz prze­ciw­nie, dzie­ci­no.

 

Czym sobie za­słu­ży­łam na to, że pan Jerry wpiął się nić?Czym sobie za­słu­ży­łam na to, że pan Jerry wpiął się w tę nić?

 

Nie wiem. Roz­ma­wiasz … – Zbędna pauza przed wielokropkiem.

 

-Pieprz się, Jane. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Eh. To był trochę świadomy wybór. Miałam dwa wyjścia: albo skrócić dialogi kosztem opisu relacji moich bohaterów, albo go wydłużyć i dodatkowo opisać świat przedstawiony. Limit znaków jest okrutny.

Zamiast skupiać się w odpowiadaniu na pytanie: dlaczego?, postanowiłam spróbować zarysować chociaż odpowiedź na pytanie: jak? Jak to się będzie robić;)

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Jedno na pewno wyniosę z tego konkursu: to była doskonała wprawka, jeśli chodzi o zapis dialogów.

 

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Jeśli udało mi się choć trochę pomóc, bardzo się cieszę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

yes

Przeczytane! Rozwleklejszy i konstruktywniejszy komentarz już na dniach!

na emeryturze

Równie dobrze możecie w ogóle nie musicie tracić

Czy to zdanie jest w porządku?

neuroseksulane

literówka

najbardziej nie mi nie odpowiada

za dużo nie

Upiłam się. Zaraz wróci mąż, ale ma zapowiedziane, że będę pijana.

zjedzona półpauza (bodaj)

Potem widziałem jeszcze kilka drobiazgów, ale znudziło mi się wyłapywanie ;)

 

W pierwszym odruchu zastanawiałem się czy standardowy zapis takiej komunikacji jest wskazany, ale skoro opowiadanie składa się z samych dialogów, to właściwie czemu nie. Nie wiem, jak wyobraziłaś sobie to medium komunikacyjne (przybliżenie tej sprawy by nie zaszkodziło, brakuje jakiegoś podparcia dla wyobraźni), zdania sprawiały jednak wrażenie raczej “pisanych”, niż mówionych, to nie dialog, a chat. Jeśli taki był zamiar, to wyszło całkiem przekonująco.

A poza tym odebrałem opowiadanie jako bardzo obyczajową historię o zwykłych ludziach w futurystycznej otoczce. Coś takiego nie mogło mnie oczywiście porwać, ale na pewno jest nietypowo. Myślę, że od sieciowego zaspokajania potrzeb erotycznych do zaspokajania tą samą drogą potrzeby przynależności jest już tylko kroczek i wcale nie będzie tak ponuro. Ba! Może być całkiem wesoło każdemu w pojedynkę :)

Poprawki wprowadziłam. Dorzuciłam kilka wychwyconych przeze mnie – literówki itp.

Dzięki za odwiedziny. Dokładnie tak chciałam to przedstawić – życie zwykłych, przeciętnych ludzi, które przy minimalnej ilości sprzyjających warunków wcale nie musi się okazać aż takie złe. Czasami nawet znośne. 

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Kurczę, mam mieszane uczucia.

 

Z jednej strony, bardzo podoba mi się prezentacja ‘zwyczajnych’ postaw, podobnych do wszystkiego, co mamy dookoła: związek, który nie wyszedł, tańczenie wokół tego tematu etc., poukładane życie z jednej strony i rozpamiętywanie z drugiej… Sposób ułożenia w dialogach zaciekawia i prowadzi do finału-konfliktu, gdzie z jednej i drugiej strony padają słowa równie gorzkie, co prawdziwe – i pięknie przedstawione jest odrzucanie przez oboje rozmówców prawdy na swój temat.

 

Z drugiej – jako samodzielny tekst – to jest po prostu obyczajówka. Tytułowa autoryzacja wcale nie musi być wirusowa – może być duchowa, profilowa, cokolwiek. Elementy tła tylko umiejscawiają jakoś akcję, ale nie stanowią jej nierozerwalnego elementu. Az szkoda, bo ta komunikacja po orgazmofalach aż się prosi o dodatkowy wymiar w tym całym hasseliebe, wspomniana łatwość uzależniana być może występuje nawet podczas ‘zwykłego’ kontaktu? Chyba objętość konkursowa zaszkodziła tu troszkę.

 

Czyli widzę to tak: bardzo sprawnie napisany tekst obyczajowy na dwa głosy, który błaga o zdjęcie kagańca limitów i rozwinięcie paru dodatkowych elementów, by wykorzystac potencjał opisanego w opowiadaniu medium do pogłębienia tej dziwacznej relacji.

 

Klep klep głosik. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za ciepłe słowa. I głosik – jakiż bezcenny. Dopieściłam sobie tą relację – na nic innego nie starczyło miejsca. Mam wizję świata, mogłabym go rozwinąc . Może kiedyś? Może się boję? Może nade wszystko cenię bezpieczeństwo – tak jak moja Jane. A bezpiecznie czuję się jedynie w obszarze opisywania emocji. 

A w kwestii formalnej. Czy można tekst już opublikowany rozwinąc, a potem opublikowac jeszcze raz.

I szczerze – podsunąłeś mi interpretację, na której, bez twojego komentarza, aż tak bardzo bym się nie skupiła.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Pewnie można :-)

Która część interpretacji tak cię uruchomiła?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Uzależnienia:) Te od emocji i seksu są równie niebezpieczne, jak każde inne. Akurat znam paru terapeutów uzależnień, to wiem że nawet istnieje tego typu jednostka chorobowa.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

To aż się prosi o rozpisanie… Do dzieła! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“Autoryzacja wirusowa“ to interesująca, naturalistyczna opowieść o parze ludzi, ich wzajemnych emocjach i oddzielnych życiach, przedstawiona w minimalistycznej formie loga z komunikatora, dobrze komponujące się z tematyką konkursu. Opowieść o patrze ludzi, których znielubiłem już po kilku ich kwestiach, a w połowie dialogu już szczerze nie cierpiałem.

Nie znoszę kiedy ludzie zachowują się tak, jak główni bohaterowie opowiadania. To masochistyczne podtrzymywanie kontaktu z byłym partnerem w wypaczonej formie cholera wie po co i w imię czego, ta udawana nonszalancja, kiepsko skrywana desperacja i marnie zakamuflowane wyrzuty, działają na mnie, jak płachta na byka. Ledwo dobrnąłem do końca, męcząc się przy tym strasznie, pocąc obficie i teatralnie przewracając oczyma.

Gratuluję! Stworzyłaś bohaterów na tyle wiarygodnych i ludzkich, że zareagowałem na nich emocjonalnie. To że emocje były negatywne, nie ma większego znaczenia.

Niestety, odpowiadając na wątpliwość wyrażoną we wstępie: nie wydaje mi się, żeby to był cyberpunk. Korzystasz wprawdzie z cyberpunkowych rekwizytów i motywów, które pozwalają odrobinę wyostrzyć sytuację, w którą się wpakowali bohaterowie ( dobrowolnie, ciapy, a teraz marudzą, no jak ja ich nie znoszę!) i ich wzajemną relację, ale “Autoryzacja wirusowa“ poradziłaby sobie spokojnie bez technologicznych udziwnień. Co więcej, wydaje mi się, że bez elementów fantastyczno-naukowych opowiadanie mogłoby być nawet lepsze, bo nic nie odciągałoby uwagi czytelnika od sedna opowieści.

na emeryturze

No, ale na tym polegało całe szaleństwo – że zdążyli się poznać, pokochać, rozstać – a nawet się nie widzieli. Myślałam. że do tego tekstu trzeba dodać tego cyberpunka – nie ująć.

Brałam pod uwagę taką ocenę. Gdzieś w głębi duszy wierzę, że to cyberpunk – że aż tak zwichrowane będzie nasze życie – będziemy poznawać się w zupełnie inny sposób, niejako w innym wymiarze, co wcale nie znaczy, że mniej prawdziwie.

Widocznie nie potrafiłam pokazać tego co chciałam.

Nie zmienia to faktu, że udział w tym konkursie sprawił mi niekłamaną przyjemność.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

No, ale na tym polegało całe szaleństwo – że zdążyli się poznać, pokochać, rozstać – a nawet się nie widzieli. Myślałam. że do tego tekstu trzeba dodać tego cyberpunka – nie ująć.

Oczywiście, mogłaś też zanurkować w głębsze wody cyberpunku: zrobić z Jane sztuczną inteligencję, pozbawić Jane i Jerry’ego fizycznych ciał i mocniej tym samym zaznaczyć to, że nigdy nie spotkali się twarzą w twarz (to wszystko dość oklepane, bo przykładowe i formułowane na prędce). Problem polega na tym, że ani Jane, ani Jerry nie rozmawiają tak, jakby się nigdy osobiście nie spotkali – więc musiałabyś wtedy zmodyfikować i dalej jeszcze wypaczyć ich relację. A ta relacja jest przedstawiona świetnie i stanowi najmocniejszy punkt opowiadania.

Brałam pod uwagę taką ocenę.

Dla ścisłości. To nie jest zła ocena.

Gdzieś w głębi duszy wierzę, że to cyberpunk

I bardzo dobrze. Żadna ze mnie alfa, a już z pewnością nie omega, więc nie ma co się nadmiernie sugerować moją opinią.

Nie zmienia to faktu, że udział w tym konkursie sprawił mi niekłamaną przyjemność.

A ja bardzo się cieszę, że wzięłaś w nim udział. Byłoby koszmarnie nudno gdyby wszyscy pisali to samo w ten sam sposób.

na emeryturze

Nie lubię romansów, więc i wersja internetowa mnie nie ujęła.

Technicznie – na początku trochę się gubiłam, kto wypowiada którą kwestię. Rozumiem, że didaskalia nie wchodzą w grę, ale brałaś pod uwagę jakieś tam podawanie autora wypowiedzi (na przykład <Jane>) albo wyrównywanie jednego człowieka do prawej, drugiego do lewej?

Babska logika rządzi!

Powyższy tekst jest bardziej sztuką teatralną, niż opowiadaniem. Akcji żadnej, tylko jeden, podejmowany na nowo dialog. Pomysł, nie ukrywam, interesujący, jednakże, moim zdaniem, aby go “sprzedać” trzeba byłoby sprawić, aby bohaterowie mieli własny głos. W powyższym tekście tak Jane jak i Jerry, nie różnią się od siebie niczym. Wydaje mi się, że można byłoby popracować nad warstwą językową, aby dać rozmówcom ich własny charakter. W zaprezentowanej wersji tekst czyta się jak monolog.

Hmm... Dlaczego?

Tak. Teraz widzę, że można było jednak bardziej dopieścić ten tekst.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Może i mało fantastyki, ale sama relacja wyszła ładnie. Przedstawienia jej za pomocą samych dialogów też się sprawdziło – ukazuje dokładnie tyle, ile ma ukazywać. W paru tylko miejscach miałam wrażenie, że coś jest mówione/pisane trochę nienaturalnie – zbyt „dla czytelnika”, żeby miał obraz sytuacji.

Dzięki za ciepłe słowa.:)

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Nie wiem. Nie porwało mnie, ale źle się nie czytało ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka