- Opowiadanie: mirekson11 - Janosik spełnia życzenia

Janosik spełnia życzenia

Betował Zygfryd89

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Janosik spełnia życzenia

– Łysy, jesz te śledzie, czy nie? Nie mogę patrzeć, jak dumasz nad jedzeniem – wycedził Gruby, któremu ślina ciekła na myśl o kolejnej porcji ryb.

Łysy machnął ręką.

– Daj spokój, człowieku. Zaraz przyjdzie pizza. Jeszcze się nachapiesz.

Pięciu mężczyzn rozmawiało przy wielkim, okrągłym stole. Przed godziną skończyli prace budowlane i teraz mogli spokojnie odetchnąć, czyli wypić alkohol, plotkować o znajomych i donosić na żony. Jeden z nich, siedzący przy kaloryferze człowiek o ksywie Piotruś Pan, zaczął wymieniać miejsca, do których chciałby pojechać w czasie urlopu.

– Hiszpania… o, tak! Katalońska architektura, ciepełko, palmy, dobre wino i śpiew. To mi się podoba! Tak jest, ludziska! – W przypływie entuzjazmu klasnął w dłonie. Chmiel dodawał mu radości i elokwencji. Mówiąc o swoich planach, wspomniał coś o legendzie, którą, będąc jeszcze chłopcem, zasłyszał od dziadka.

– Chodzi o Janosika – rzekł.

– Ach, do dupy z Janosikiem! – wybuchnął zniecierpliwiony Gruby, który nie mógł znieść widoku nie swojego jedzenia na okrągłym stole. Przed chwilą zdecydował, że przestanie wspominać o żarciu, bo czuł, że mówienie na nic się nie zda. – Kiedy w końcu przywiozą pizzę? No, kurwa… po całym dniu harówki należy się dobre żarcie, co nie? – Spojrzał na siedzącego obok Tygrysa. Towarzysz mrugnął na znak, żeby ten się uspokoił i spróbował wyluzować.

Piotruś Pan kontynuował:

– Bo widzicie. Janosik, którego znamy z legend, brał od bogatych i dawał biednym. Zaś Janosik, o którym mówił mi dziadek, nie musiał brać od ludzi. Ten bohater dosłownie wyskakiwał z butelki piwa i spełniał każdemu z obecnych na libacji jedno życzenie! Wyobrażacie tylko sobie! Pomyśl, Rudy, z Harnasia wyskakuje człowiek i oznajmia, że możesz zażyczyć sobie nowego Golfa. Co byś zrobił? Czego byś chciał?

Rudy nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Wytarłszy łzy rękawem koszuli, przyznał, że kpi sobie z legend i bajek.

– Już nie jesteśmy dziećmi – rzekł do kamrata z pobłażliwością. – W sumie, zapomniałem, że ty jeszcze gonisz do matki po obiad. Sorry, ale ja od jakichś sześciu lat jestem na swoim. Czas zmienić coś w życiu, stary. Mówiłem ci, żebyś zajął się robotą, a nie wymyślaniem bredni. Przestań opowiadać o jakiejś Hiszpanii, wakacjach i Janosikach. Zacznij pracować i skupiać się na robocie. Sam widzisz, ostatnio nawet Adam się na ciebie wkurwił. No, nie dziwię się gościowi. Uwierz, biorę człowieka pierwszy dzień do roboty, a on mi wywierci lepszy otwór niż ty to zrobiłeś wczoraj. Ha! – Zaśmiał się z nutą pogardy.

Gruby, Tygrys i Rudy szydzili z opowiadań Piotrusia Pana, ale przyglądający się wszystkiemu z boku Bartek zainteresował się legendą i zachęcił kolegę, aby kontynuował opowieść.

– Dokończ – powiedział, wsłuchując się w głos gawędziarza.

– No więc, skończyłem na życzeniach. Kiedy Janosik spełni twoje życzenie i, weźmy na przykład, obudzisz się w łóżku z Celine Dion, o! No powiedz, że byś nie pogardził? Ano, właśnie! – Uśmiechnął się, widząc potakującego skinieniem kolegę. – Po prostu mija sekunda, a ty masz, coś chciał, o! Na tym to polega.

– Dobra, dobra – skwitował Bartek – ale to w końcu bajka i, niestety dzisiaj nic takiego nas nie spotka. – Kończąc, wzruszył ramionami, po czym wyciągnął rękę po leżące przed nim piwo.

Gaśnie światło.

Biesiadnicy nie mają odwagi się odezwać. W pokoju panuje jakaś niepokojąca atmosfera. Słychać melodię, jednak nie można powiedzieć, skąd pochodzi.

I nagle ze stojącej na środku stołu pustej butelki po Harnasiu wypływa wąski strumień światła.

Podłoga się trzęsie. Mężczyźni trzymają się kurczowo brzegów stołu.

– Co tu się, kurwa, dzieje?!

Oczy wszystkich utkwione są na pustej butelce, która, nie wiedzieć w jaki sposób, poszerza się. Wkrótce zajmie cały stół!

– O, matko kochana! – krzyknął Gruby, wstając. Był gotów do ucieczki, jednak ciekawość wygrała z tchórzostwem.

Z butelki wypełznął człowiek. Tak, był to normalny człowiek, ale ubrany w góralski strój. Umięśniony facet, o długich, spadających do ramion ciemnych włosach. Na głowie miał regionalny kapelusz.

– Ej! Widzicie to, co ja? – bąknął Piotruś Pan. – Przecież to Janosik! Unosi się w powietrzu!

Naraz poczuli się jak dzieci, przed którymi stoi surowy nauczyciel. Z niedowierzaniem i szeroko otwartymi ustami patrzyli na człowieka, którego czubek głowy dotykał sufitu.

– Ty…ty jesteś tym Ja…Janosikiem? – wystękał Gruby.

Góral zmarszczył czoło.

– A tyś jest Grubas, który śmioł się z Janosika. Myślołeś, że nie mogo spełniać zyceń. Toś się pomyloł, i to po pieronie. – Głos miał silny, męski, basowy, a postawę apodyktyczną. Było to oblicze człowieka nie znoszącego sprzeciwu, nie uznającego porażek, postać mężczyzna, który niemal zawsze wygrywa i dopina swego.

– A więc mówcie, coście chcieli? Mocie po jednym zyceniu – oznajmił.

Pierwszy z miejsca zerwał się Gruby. Zapragnął nieograniczonego dostępu do dobrego jedzenia, pod warunkiem, że, oczywiście, nie będzie musiał za nie płacić.

Góral potaknął na znak, że ów otrzyma, co chciał.

– Następny – ponaglił.

I odezwał się Tygrys, życząc sobie nieograniczonego dostępu do Azjatek.

– Się robi – usłyszał w odpowiedzi.

Janosik obiecał Rudemu bogactwo, a Bartkowi darmowy alkohol.

I została jedna osoba, Piotruś Pan.

– Chłopaki, mam pytanie. Chcecie mieć wolne do usranej śmierci? – spytał wszystkich. W pokoju zapanował harmider. Jednomyślnie uznali, że to jest najlepszy pomysł, na jaki mogli wpaść. Zwolnienia z pracy!

– I, Janosiku, mam jedno pytanie – rzucił Piotruś Pan. – Chodzi o to, czy każde z życzeń będzie dotyczyło nas wszystkich. Jeśli, na przykład, Gruby chciał jedzenia, to czy wszyscy będziemy mieć to jedzenie?

Góral powiedział, że tak.

– Tak więc, balanga!!! – ktoś krzyknął i wszyscy zaczęli ściskać sobie ręce, ciesząc się na myśl o bramie prowadzącej do wspaniałej przyszłości.

Brama została otwarta, kiedy Janosik teleportował ich do jakiegoś domu. Był to ogromny budynek, niemalże pałac.  

Gromada mężczyzn leżała na błyszczącej czystością boazerii. Patrzyli przed siebie, za siebie, podziwiali sufit ozdobiony malowidłami, cieszyli się, patrząc z radością na wyłożony kamieniem kominek, z którego wyzierały ogniste wstęgi, patrzyli na kuchnię, w której czekała na nich sterta przeróżnych alkoholi. A właśnie! Alkohole, wzruszył się Bartek i podbiegł do stołu, na którym stały butelki.

– Gdzie otwieracz?! – Pędził po kuchni w poszukiwaniu niezbędnika. – O, jest! – krzyknął, kiedy dostrzegł leżący w szufladzie otwieracz. Przysunął butelkę do brzucha, uniósł łokieć i przycisnął otwieracz do kapsla. Z otwartej butelki wypłynęła piana.

 

– To jest! – Jego głos zdominowały satysfakcja i zadowolenie. – To jest życie. – Prostując się, zawiesił spojrzenie na stole, wypełnionym po brzegi piwem, wódką i whisky.

– Daj spokój, człowieku – ozwał się Tygrys, przed którym stanęła właśnie młodziutka Azjatka. Nie dowierzając, przetarł oczy, wstał i wziął ją za rękę. – To jest cudo świata. Widzisz Bartek, ty masz swoje picie, które daje ci ukojenie i radość, a ja mam swoje dziewczyny, które dają mi ukojenie i radość. Tylko między nami jest ta mała różnica. Ja jestem facetem, a ty jesteś dzieciakiem. – Uczepiając się ramienia dziewczyny, obrzucił kolegę pogardliwym uśmiechem. Zaprosił Azjatkę w ustronne miejsce.

– Chodźmy – powiedział, nie mogąc oderwać oczu od jej piersi.

I pojawiła się kolejna niecodzienna rzecz.  

Najpierw usłyszeli dzwonek.

Do drzwi frontowych leniwym krokiem podszedł Gruby. W progu ukazał się młody człowiek z przesyłką, poprawka, z przesyłkami, bo było ich mnóstwo!

Dostawca rzekł do zdezorientowanego Grubego:

– Zaraz wrócę. Niech pan poczeka, bo muszę skoczyć tylko do samochodu. Tam jest reszta zamówienia.

– Reszta zamówienia? – bąknął, wykrzywiając twarz w grymasie. Stał jak słup soli, nie wiedząc, czy otworzyć leżące przed wejściem paczki, czy czekać na młodziaka.

Ten po kilku sekundach wrócił, obrzucając Grubego pudłami.

– Co to w ogóle jest? Mówże pan, po coś mi to przyniósł, i co to… a! To jest żarcie. – Zrozumiał, przypomniawszy sobie własne życzenie. – Już rozumiem. – Z uśmiechem dorwał się do jednej z paczek i zerwał taśmy.

– Kurwa mać! – W jego nozdrzach zagościł aromat świeżego kurczaka, przyprawionego curry, polanego sosem czosnkowym. Obok mięciutkiego mięska leżały mocno przysmażone frytki, cienko krojone, długie, błyszczące strugami świeżego oleju.

– Co jest w następnych paczkach? – spytał dostawcę.

– To, co pan zamawiał.

– Ale ja nic nie zamawia… a, zresztą, nieważne. – Machnął ręką na znak, że akceptuje każdą dostawę, w której jest wyżerka.

– No! – zwrócił się do kolegów. – Pomóżcie mi z tymi paczkami! Przecież nie wniosę tego sam do kuchni! Ruszcie te leniwe dupska!

Dźwigali pudła przez dobre kilkanaście minut. Kiedy w kuchni zabrakło miejsca, zaczęli przenosić paczki do salonu, a kiedy już salon wypełniło jedzenie, przenieśli się do pokoju gościnnego.

– Eh! To jest jakiś żart! – wrzasnął zdyszany Rudy, któremu wysiłek wychodził już bokami. Nie mógł zrozumieć, co poczną z tym żarciem. – To jest jedzenia na dwa miesiące, a już jutro wszystko będzie zimne!

– Co, tam! – Gruby wzruszył ramionami, zapewniając kolegę, że zawsze mogą podgrzać dania w mikrofali.

Stwierdziwszy, że są głodni, zabrali się do posiłku. Dania smakowały każdemu. Jedli i jedli, i nie widzieli końca uczty. Skończyli w chwili, kiedy zdali sobie sprawę, że nie mogą się ruszyć.

– Było tak dobre, że nie myślałem, ile zjadłem – odezwał się Tygrys, a na jego twarzy pojawił się ślad bólu. – Zaraz zwymiotuję, dosłownie…

Jęczeli jak kobiety na sali porodowej.

Dźwięki niezadowolenia unosiły się po domu jak odór. Bóle przeszły im dopiero po czterech godzinach, i wreszcie mogli spokojnie odetchnąć.

Włączyli telewizor. Jeden kanał, drugi, trzeci, czwarty po hiszpańsku, kolejny w języku włoskim, usłyszeli hinduski, chiński, japoński!

– Co to za programy? Same nudy. Telenowele, no, kto to będzie oglądał? Nie ma sportu!

– Ta – ktoś rzucił od niechcenia.  

Zostawili telewizor w spokoju i poszli spać.

Nazajutrz nie byli w stanie nic zjeść. Pili tylko wodę. Nie mogli patrzeć nawet na piwa.  

Znerwicowany tygrys zacisnął pięści.

– Wyrzućcie ten alkohol!!! – krzyknął.

Nikomu nie chciało się wynosić z kuchni setek butelek.

Przeleżeli całe popołudnie, przedumali wieczór i poszli spać. Tak minął drugi dzień.

Trzeciego dnia chcieli przejść się po mieście, więc poszli. Jednak okazało się, że w promieniu dwóch mil nie ma żywej duszy. Domy stały puste. Zero. Nic. Tak więc zrozpaczeni i rozczarowani wrócili do pałacu, w którym czekało na nich zimne jedzenie, spanie i, o właśnie, czekały na nich Azjatki!

No, ale ileż można zabawiać się z dziewczętami? Po tygodniu seksu i spania stwierdzili, że nie wiedzą, co dalej ze sobą począć. Chcieli ruszyć się do pracy, ale jakże tu pracować, kiedy nie ma po co? Co im da remont wspaniałego pałacu? Co kupią za pieniądze, kiedy mają co trzeba? Z kim podzielą się bogactwem, kiedy nie ma z nimi żon?

I z całego serca zapragnęli cofnąć się o dwa tygodnie. Chcieli zbudzić się o świcie, jechać na budowę, gdzie miała czekać ich ośmiogodzinna praca, pragnęli żartować z kolegami, przegryzając bułki z serem, chcieli zmęczeni wracać do mieszkań, gdzie czekały na nich uśmiechnięte żony, głaskać córki po głowach, zakazywać im oglądania filmów po dwudziestej drugiej, chcieli starej rzeczywistości.

Postanowili więc, że wezwą Janosika.

Wieczorem zasiedli do stołu. Opróżniwszy butelki, postawili je na stole. Czekali.

– Co teraz? – pytali jeden przez drugiego. – Janosik się nie zjawia!

– Musimy zakpić z niego – zauważył Piotruś Pan.

– Racja! – potaknęli. – Tak jak wtedy, racja!

A więc śmiali się z górala, ile wlezie, i dalej nic.

Przed północą zrezygnowali stwierdzili, że idą spać. Jeszcze nigdy nie czuli się tak podle jak w owej godzinie.

Janosik chyba to zauważył i nie mógł pozostać obojętnym. Wyskoczył z butelki, która nie wiedzieć jak poszerzyła się i stała się plastykowa.

– Jesteś! – Wrzeszczeli, podskakując z radości.

Nawet nie musieli wymieniać życzeń, bowiem on sam, wpatrując się w zmęczone dwutygodniową próżnością oczyska, postanowił ich teleportować.

I tak nasi polscy robotnicy wrócili do roboty.

 

Koniec

Komentarze

Gromada mężczyzn leżała na błyszczącej czystością boazerii. – Leżeli na ścianach? Boazerię kładzie się na ściany lub sufit, na podłogę – parkiet.

Uśmiechliwe, Janosik jak dżin.

To chyba najlepsze twoje opowiadanie do tej pory (beta, jak widzę działa cuda :)).

A morał(y) taki(e), że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma i trzeba uważać na życzenia.

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Denerwuje mnie zmiana czasu na teraźniejszy i powrót do przeszłego.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Pomysł na Janosika-dżina może być, jednak wyjątkowo banalne życzenia panów sprawiły, że konsekwencje ich zachcianek były łatwe do przewidzenia. Wielka szkoda, że i Autor, i bohaterowie opowiadania, nie wykazali się większą fantazją.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Hisz­pa­nia… o, tak! La­ty­no­ski, ka­ta­loń­ska ar­chi­tek­tu­ra… – Domyślam się, że Piotruś Pan nie wie, że Latynoski mieszkają w Ameryce Południowej, nie w Hiszpanii.

 

Ah, do dupy z Ja­no­si­kiem!Ach, do dupy z Ja­no­si­kiem!

 

To­wa­rzysz mru­gnął okiem na znak, żeby ten się uspo­ko­ił… – Mrugamy nie okiem, a powiekami.

Proponuje: To­wa­rzysz mru­gnął na znak, żeby ten się uspo­ko­ił

 

Męż­czyź­ni trzy­ma­ją kur­czo­wo brze­gów stołu. – Pewnie miało być: Męż­czyź­ni trzy­ma­ją się kur­czo­wo brze­gów stołu.

 

Było to ob­li­cze czło­wie­ka nie zno­szą­ce­go sprze­ci­wu, nie ra­dzą­ce­go sobie z po­raż­ką, po­stać męż­czy­zna, który nie­mal za­wsze wy­gry­wa i do­pi­na swego. – Wydaje mi się, że do opisanych cech nie pasuje to, że mężczyzn nie radzi sobie z porażką.

A może miało być: …nie uznającego porażek, po­stać męż­czy­zny

 

Mocie po jed­nym zy­ce­niu. – oznaj­mił. – Pierwsza kropka zbędna.

 

po­dzi­wia­li sufit ozdo­bio­ny ma­lo­wi­dła­mi, cie­szy­li się, pa­trząc z po­dzi­wem na wy­ło­żo­ny ka­mie­niem ko­mi­nek… – Powtórzenie.

 

ze zdu­mie­niem wpa­try­wa­li się wy­stro­jo­nej kuch­ni… – Co to znaczy, że wpa­try­wa­li się wy­stro­jo­nej kuch­ni? W co była wystrojona kuchnia?

Można wpatrywać się w kogoś/ coś ale nie komuś/ czemuś.

 

i pod­biegł do stołu, na któ­rym le­ża­ły bu­tel­ki. – Na stole butelki raczej stoją, bo leżące mogą się stoczyć.

 

Z otwar­te­go piwa wy­pły­nę­ła piana. – Wydaje mi się, że otwarta została butelka i piana pociekła z butelki, nie z piwa.

 

To jest życie. – pro­stu­jąc się, za­wie­sił spoj­rze­nie na stole… – Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą.

 

Prze­tarł­szy oczy nie­do­wie­rza­nia wstał i wziął ją za rękę. – Czy niedowierzanie miał na oczach?

Proponuję: Nie dowierzając, przetarł oczy, wstał i wziął ją za rękę.

 

Chodź­my! – po­wie­dział, nie mogąc spu­ścić oczu z jej pier­si. – Skoro powiedział, to po co wykrzyknik?

Proponuję: Chodź­my – po­wie­dział, nie mogąc oderwać oczu/ wzroku od jej pier­si.

 

Co to za pro­gra­my… jest tylko ka­na­łów w na­szym ję­zy­ku… ale same nudy. – Nie rozumiem tego zdania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem przyjemne opowiadanie. Niby od początku do końca proste, ale może właśnie dlatego jest w tym coś znajomego i wywołuje uśmiech. A sam Janosik tes fojny chop.

Cieszy mnie, że ci się podobało. Zamysł był właśnie taki; prosto napisać z banalnym przekazem, ale i ze śmiechem pomiędzy zdaniami.

Jakbym to kiedyś czytał… ale nie ma mojego nicku nigdzie, więc mogę się mylić…

Wybacz, że zapomniałem ci podziękować. To dzięki Twojej ręce tekst jest bardziej przyswajalny.

Janosik sympatyczny, ale historia prosta aż do bólu. Przydałby się jej jakiś tłiścik albo niebanalny morał.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka