- Opowiadanie: eN Ka - Serce lasu. Rozdział 2: Gaefring

Serce lasu. Rozdział 2: Gaefring

Oceny

Serce lasu. Rozdział 2: Gaefring

1475 – pierwszy rok rządów Gaefringa II

 

Zamruczał, ściskając mocniej przymknięte powieki. Poruszył się niespokojnie, przysuwając kołdrę po samą szyję.

 

Zatopiony ląd. Szczątki ludzkie skryte w odmętach Oceanu Środkowego. Jego szczątki.

Najdłuższy punkt zapalny w historii imperium. Trzydzieści trzy lata wojny domowej, do dziś rządy nielicznych. Nieliczni pod panowaniem jednego.

Stał na brzegu, przyglądając się bitwie. Zdążył zobaczyć tylko pierwszy wybuch, nim jakiś smarkacz zatopił ostrze w jego żołądku. Zgiął się wpół, kaszląc krwią pod swoje stopy. Krzyki, obraz jak przez mgłę. Zawrót głowy, utrata sił przygięła go do ziemi. Szarpnięcie, stopniowa utrata zmysłów.

Nie miał prawowitej żony, nie pozostawił potomka.

Prawowitej…

 

– Panie, panie! – ze snu wyrwał go przeraźliwy okrzyk służącej.

– Nie wrzeszcz, kobieto, zbudzisz cały pałac! – mężczyzna z trudem uniósł głos. Usiadł powoli, przetarł twarz.

– Proszę o wybaczenie, usłyszałam… krzyk waszej cesarskiej mości, przybiegłam…

– O czym ty… – ziewnął przeciągle, nie fatygując się, by zasłonić dłonią usta. – Nie zawracaj mi głowy o tej porze, kobieto – przetarł ponownie oczy. – Widocznie miałem ważny powód, by krzyczeć.

 

Służąca wyraźnie pobladła, jednak nie odezwała się więcej. Dygnęła w pośpiechu i opuściła komnatę.

Opadł bezwiednie na poduszkę, wpatrując się w sufit. Próbował przypomnieć sobie, która część snu tak bardzo go poruszyła.

 

Nie uznawali go za prawowitego władcę, wiedział o tym aż za dobrze. Miał też świadomość tego, że za jego plecami nazywali go uzurpatorem. Bękartem.

Zastanawiał się dość często, czy ojciec wiedział o jego narodzinach w chwili śmierci. Za każdym razem jednak dochodził do wniosku, że sny musiały świadczyć o łączącej ich nierozerwalnej więzi.

Przypomniał sobie matkę. Tak, to o niej pomyślał chwilę przed przebudzeniem się.

 

Zniknęli równie szybko, jak się pojawili. Postaci całe w czerni, o zakrytych twarzach. Zniszczyli wioskę, skrzywdzili wiele kobiet, nim dotarli do tej właściwej. Nie zdążyła nawet ukryć dziecka.

Nie miałaby szans nawet z jednym, więc co dopiero z czwórką najeźdźców. Skrzywdzili ją, skrzywdzili paskudnie na oczach jedenastolatka, by dopiero potem równie brutalnie uśmiercić. A przybyli przecież tylko po niego…

 

Nie wiedział, czy ojciec kiedykolwiek ją kochał. Czy dziś byłby w stanie zaakceptować dziecko z nieprawego łoża.

Odwiedził tamto miejsce jakieś pięć lat temu, jeszcze zanim został cesarzem. Spostrzegł wówczas, że wiele się zmieniło, nie było śladu po tamtejszych wydarzeniach. Ludność szybko zorganizowała się, przywracając wioskę do stanu sprzed najazdu napastników. Jedyne, co się nie zmieniło – kobiety pozostały równie piękne.

Spotkali się tylko raz. Nie wiedział, co nim wówczas kierowało. Uczucie? Czy potraktował ją wyłącznie przedmiotowo? Pamiętał tylko, że było mu… dobrze. Tak, czuł się z nią szczęśliwy, jak nigdy dotychczas. Uwiodła go jej czułość, delikatność. Przypominała mu matkę.

Do jego umysłu po raz kolejny wkradła się pewna myśl. Zesztywniał na moment, poczuł kropelki potu na całym ciele. A co, jeśli ona wówczas… nie, to niemożliwe. Do tego stopnia nie mógł pójść w ślady ojca.

 

Długo nie potrafił zasnąć. W głowie wibrowała mu ta jedna myśl. Nigdy się nie dowie. Nigdy nie będzie pewien.

 

*******  

– Znów ten sam sen, kochanie? – pogłaskała policzek męża, wpatrując się w niego z troską pięknymi, bursztynowymi oczami.

– Krzyczałeś jej imię… – nagle zmieniła ton, na co on wyjął rękę spod kołdry i zaczął bawić się kosmykami jej włosów. Zwykle działało to na żonę kojąco, dzisiejszy poranek okazał się jednak wyjątkiem.

– Przecież wiesz, że…

– Tak, tak, słyszałam to setki razy – przerwała mu stanowczym tonem, on zaś nie przestawał okręcać kosmyków wokół palców. Starał się wzrokiem przelać na nią odrobinę ciepła.

– Gaef, czy ty kiedykolwiek dorośniesz? Czy gdybym była na jej miejscu, też byś mnie tak rozpamiętywał?

– Starczy, dość – nie dała mu odpowiedzieć. Odsunęła od siebie jego rękę, po czym podniosła się i usiadła na brzegu łóżka. Odetchnęła ciężko.

– Coś cię dręczy, Dian? – z trudem próbowała oprzeć się łagodnemu brzmieniu jego głosu.

Nie odpowiedziała. Siedziała w bezruchu, wpatrzona w widok za oknem. Poczuła łzę w prawym oku, przetarła ją ukradkiem.

Poczuła, jak jego dłonie delikatnie objęły jej talię. Usiadł za nią, odgarnął włosy i ostrożnie pocałował w szyję. Uśmiechnęła się mimowolnie, po czym zaraz opamiętała.

– Nie możesz ciągle jej wspominać. Rozumiem, że to dla ciebie trudne… ale, na bogów, ile ty masz lat?! – odwróciła gwałtownie głowę i zmierzyła go zimnym spojrzeniem.

– Za każdym razem, gdy o tym rozmawiamy, mam wrażenie, że ta kobieta stoi tuż obok i się nam przygląda. Gaef, ja nie mogę tak żyć! Martwa teściowa jest jeszcze gorsza niż żywa!

 

Przesadziła. Zorientowała się, zanim wypowiedziała słowa do końca. Szkliste, przepełnione żalem spojrzenie cesarza ukłuło ją głęboko w serce.

– Gaef, ja nie…

Odwrócił się do niej tyłem, po czym wstał i w milczeniu zaczął się ubierać.

 

Nie mogła ująć tego gorzej.

Podniosła się z brzegu łóżka, sięgnęła po jedwabny szlafrok. Narzuciła go na nagie ciało, przewiązała wąski paseczek w talii. Wsunęła stopy w miękkie, cieplutkie pantofle.

W tym czasie Gaefring zdążył się ubrać i wyjść bez słowa. W wolnym tempie podeszła do toaletki. Usiadła na wprost lusterka oprawionego w białą ramę, wyjęła z szufladki kremową szczotkę. Delikatnie rozczesywała długie do pół pleców, ciemnoblond włosy, nie przestając wpatrywać się w odbicie swojej twarzy. Nie zważywszy na oczy, nieco zaczerwienione od łez, wyglądała, jak zwykle, perfekcyjnie.

Wiedziała, że nie zdąży już zjeść z mężem wspólnego śniadania, postanowiła więc zaniechać pośpiech. Obejrzała dokładnie szafę, próbując skupić się na wyborze sukni, jednak jej myśli wciąż uciekały w innym kierunku. Zastanawiała się, jak skutecznie wyleczyć ukochanego z koszmarów, które tak uprzykrzały obojgu życie.

Zagłębiając się w przemyślenia, poczuła nagły, gwałtowny zawrót głowy. W ostatniej chwili chwyciła się za drzwi szafy, unikając upadku. Trwało to zalewie ułamek sekundy, jednak wyraźnie zaczęło ją niepokoić. Nie zdarzyło się bowiem pierwszy raz.

Nie zastanawiając się, wybrała pierwszą z brzegu suknię i wsunęła na wcześniej przygotowaną i przed momentem nałożoną bieliznę. Wysunęła stopy z puchatych kapci, założyła wygodne i płaskie, lecz eleganckie pantofle. Odwróciła się, by spojrzeć na całą sylwetkę w lustrze stojącym przy ścianie. Jak zwykle, perfekcyjnie.

Udoskonaliła wizerunek srebrnym diademem z klejnotem na środku. Przyglądała się jeszcze przez chwilę, jakby chcąc zapamiętać każdy szczegół ze swojego wyglądu. Na koniec przeczesała jeszcze kilka razy włosy, po czym schowała szczotkę do szufladki i udała się w stronę drzwi.

 

W jadalni dowiedziała się, że mąż nawet nie przyszedł zjeść, od razu przechodząc do codziennych obowiązków. Służbę wyraźnie martwił zły nastrój cesarza, postanowiła jednak powstrzymać się od jakichkolwiek uwag. To, co dzieje się w cesarskiej sypialni, nie powinno wychodzić poza jej ściany. A szczególnie rozmowy.

Kobieta zjadła pospiesznie kilka serowych koreczków, popijając filiżanką kawy. Służba na tyle przywykła do rządzącej pary, że doskonale wiedziała, w których momentach jak się zachować. Tak więc cesarzowa została w jadalni sama, mogąc zagłębić się ponownie w rozmyślania.

Z początku wierzyła, że sny ustąpią. Że miłość, którą mu okazywała, zdoła pokonać strach. Siódmy rok jego rządów, piąty rok małżeństwa. Szczęście nieustannie zakłócane przez jego koszmary.

Zasłoniła usta, z których odbiło jej się znikomym przecież śniadaniem. Zawstydziła się nieco, zaraz jednak odetchnęła z ulgą, przypominając sobie, że była w pomieszczeniu sama. Poczuła lekki ból w żołądku, na szczęście jednak nie doszło do wymiotów. A przynajmniej nie dziś.

Zastanowiła się, czy nie zatruła się jedną z egzotycznych potraw, którymi ugościł ich miesiąc wcześniej władca Rhandy, wyspy położonej na południowy zachód od Kontynentu. Na samą myśl o tym miejscu zrobiło jej się niedobrze. Gaefringowi się podobało, a jakże! Skoro tamtejsza ludność ma z nim wspólne korzenie… Tamtejsze kobiety tak bardzo przypominały mu matkę.

Zorientowała się, że w przypływie złości wbijała sobie paznokcie do dłoni. Poczuła lekki ból, spostrzegła jednak z ulgą, że nie zraniła się do krwi.

Rozejrzała się wokół, w obawie, czy nie przeoczyła przyjścia kogoś ze służby. Uświadomiła sobie, że wciąż była sama.

 

Musiała zacząć działać. Poszperać, dopytać się, doczytać. Poprosić o pomoc kogoś z uczonych. Może nawet któregoś z… kapłanów? 

Koniec
Nowa Fantastyka